Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Sen taki jak ten - głosowanie do 1 grudnia.

Sen taki jak ten, który chciałbyś wyśnić:
1. Eksperyment z wolności
1%
 1%  [ 1 ]
2. Jakub
8%
 8%  [ 5 ]
3. Kto by pomyślał
16%
 16%  [ 10 ]
4. Megaświatowy Megazbok
11%
 11%  [ 7 ]
5. Nocny spacer
1%
 1%  [ 1 ]
6. Przebudzenie
1%
 1%  [ 1 ]
7. Rita
28%
 28%  [ 17 ]
8. Sprawdzian
8%
 8%  [ 5 ]
9. Sukkub
5%
 5%  [ 3 ]
10. Sztafeta
11%
 11%  [ 7 ]
11. Tabletka snu
1%
 1%  [ 1 ]
12. Ale koszmar, nie jestem żebrakiem i wybieram bezsenność.
1%
 1%  [ 1 ]
Głosowań: 27
Wszystkich Głosów: 59

Autor Wiadomość
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 17 Listopada 2013, 22:20   Sen taki jak ten - głosowanie do 1 grudnia.

___________________________________________________________________________


Eksperyment z wolności

- Drodzy uczniowie, przeprowadzę dzisiaj podstawowy eksperyment, którym kierować się będziemy przez resztę toku nauczania. Żeby nie przedłużać…
Nauczyciel wskazał na statyw z probówkami. Było ich dwie. W pierwszej znajdowała się ciecz, z wyglądu woda. Wewnątrz drugiej probówki pływała coś niebieskiego.
- Proszę was teraz o uwagę. Wszystko będzie się działo szybko i nie będzie czasu na powtórkę. Jeżeli ktoś nie będzie uważał, to niech się nie dziwi, że później niczego nie zrozumie. W probówce po mojej lewej mamy wodę. Chyba każdy wie, czym jest, co robi, jak się zachowuje, a nawet, jaki smak ma woda. O tej najważniejszej substancji w ludzkim organizmie nie będę się zbytnio rozwodzić. Przyjmijcie teraz, że ta właśnie woda, w tej probówce, to wy; że woda to symbol waszego istnienia.
Wskazał na drugą probówkę.
- W tej probówce nie ma wody. To coś zupełnie innego. Składu nie mogę powiedzieć, bo go zwyczajnie nie znam – kiwnął głową. – Ale wierzcie mi, tego na świecie jest niewiele i jest to bardzo drogie. Dobrze, dalej. Na czym polega ów eksperyment? Najważniejszą kwestią jest odpowiedzenie sobie na pytanie, czy tak naprawdę jesteśmy wolni?
Z klasy odezwały się markotne głosy.
- Głośniej, ludzie. Przecież według wszelkich deklaracji jesteśmy ludźmi wolnymi i możemy się wypowiadać na dowolny temat, w dowolny sposób. Co z wami? – pomimo tego, żaden uczeń nie skłonił się do odpowiedzi, kontynuował.
- Cóż. Źle z wami, naprawdę – pokręcił głową. – Mówią, że jesteśmy wolni, ale z tym bywa różnie, co pewnie sami możecie łatwo stwierdzić, oglądając chociażby wiadomości. Świat jest podzielony na wolnych i niewolnych. O tym trąbili wszyscy filozofowie, nie trzeba tego wyjaśniać. Każdy widzi to inaczej – przerwał, po krótkiej przerwie wznowił monolog. – Teraz przejdźmy do sedna. Zmieszam probówkę pierwszą z drugą i zobaczymy, co otrzymam. Przypominam, że woda to symbol człowieka. A niebieski płyn możemy uznać za środowisko życia, przyjaciół, doświadczenie, wypadki, zdarzenia, emocje, wyobraźnię i ambicje. Co się stanie kiedy to połączymy?
Z włosów nauczyciel zsunął okulary ochronne.
- Zaczynajmy.
Całą niebieską ciecz przelał do wody. Przez chwilę nic się nie działo, ale później wszystko potoczyło się zdecydowanie. Mętna niebieska woda, zaczęła łączyć się w grudki. Coraz większe i większe, aż w końcu całość tak zgęstniała, że stanęła w miejscu.
Uczniowie bacznie przyglądali się reakcji.
- Spokojnie – szepnął nauczyciel. – Już za moment.
Faktycznie, po chwili w probówce nastąpiło przełamanie – mieszanina poczęła krążyć od ścianki do ścianki, wirować, pienić się. W końcu wystrzeliła pianą i sącząc się po ręce nauczyciela, przybierała różowej barwy. W niebieskiego zostały tylko porozrzucane smugi na jednolitym różu. Po chwili w probówce uspokoiło się, a piana zniknęła.
Piana rozchlapała się po podłodze, ale nauczyciel uwagę przykuwał jedynie do probówki. Nie przeszkadzało mu to, że eksperymentem odbarwiła sobie koszulę, a spodnie można było spokojnie wyrzucić.
- I oto jest! Kto mi powie, co to jest? – mieszając substancje, przeszedł się po klasie, każdemu z bliska pokazując efekt końcowy. – No? Słucham, jakieś propozycje, sugestie?
Wszyscy milczeli.
- A więc, czy człowiek jest wolny? Odpowiedź brzmi: nie. Bo jak widać po tym eksperymencie, każdy jest kontrolowany przez kogoś innego. Zobaczcie, woda, a więc człowiek, nie mogła zachować swego wyglądu po dodaniu niebieskiej cieczy. Po prostu musiała jej ulec, a w efekcie czego powstało coś zupełnie innego. Słowem: wolność jest złudna i nie podlega naszym wyborom. Myślę, że to jest jasne. Teraz niech każdy weźmie przypisaną mu probówkę i niech sam spróbuje. A później odnieście wszystko do sali na niższym piętrze.
Nauczyciel wrócił za biurko i zajął się swoimi sprawami. Zostawił uczniów w impasie, nie dając dalszych wskazówek.


___________________________________________________________________________


Jakub

Sen powracał. Początkowo raz na dwa, trzy tygodnie, później co kilka dni, by wreszcie dopadać Annę każdej nocy. Budziła się z sercem łomoczącym o żebra. Skulona w ciasnym łóżku marzyła o jakiejkolwiek żywej istocie, którą mogłaby przytulić i zaznać ukojenia. Cóż, nie miała nawet kota. Rudy ruszył wiosną na włóczęgę i nie wrócił. Pewnie skończył pod kołami ciężarówki.
Już za pierwszym razem rozpoznała miejsce, kasztanową aleję obok domu stryja Jakuba, którą codziennie jeździła do pracy. We śnie dom sprawiał wrażenie opuszczonego. Cisza panowała w obejściu tak za dnia hałaśliwym za sprawą dwóch ogromnych psów. Ugryź i Zaduś były postrachem całej okolicy. Anna przyspieszała kroku, by jak najprędzej minąć posiadłość, wtedy Jakub zjawiał się niepostrzeżenie i lodowatą dłonią chwytał rękę dziewczyny. Uparcie ciągnął Annę w stronę domu. Z trudem wyrywała dłoń z kościstego uścisku i... budziła z krzykiem. Gdy próbowała zamknąć oczy, sen wracał. Z czasem coraz bardziej bała się zasnąć. Zaczęła unikać sypialni. Nie gasząc lampy drzemała w ulubionym fotelu, ale koszmar nie dawał za wygraną. Narastało też przeczucie, że jeśli nie najbliższej, to którejś kolejnej nocy nie będzie w stanie uwolnić ręki, a wtedy... skłębione myśli zawirowały w obłędnym tańcu.
– Co robić? – Pytanie zawisło w zalegającej dom ciszy. Walcząc z poczuciem beznadziei spojrzała na kalendarz – trzynasty listopada, pieprzony dzień urodzin. Nie znosiła świąt, nie pamiętała nikogo, kto mógłby jej dobrze życzyć.
– A może upić się i, chociaż na jedną noc, wyłączyć świadomość? – przez udręczony mózg przemknęła kusząca myśl. I wtedy z zakamarków pamięci wrócił obraz ojca siedzącego z bratem przy zastawionym butelkami stole. Znowu zobaczyła strach w oczach matki, strach narastający z każdym wypitym przez mężczyzn kieliszkiem, i siebie, przerażoną, skuloną w ciemnym kącie. Dotąd wypierane wspomnienia runęły niepowstrzymaną lawiną, przygniotły Annę, pozbawiły tchu.
Objęła się ciasno ramionami. Małe okrągłe blizny na udach zaczęły piec żywym ogniem. Już wiedziała, dlaczego nawet we śnie boi się stryja Jakuba.


___________________________________________________________________________


Kto by pomyślał?

Ki Hue ciężko opadł na stwardniałą od mrozu ziemię. Rozgrzane adrenaliną ciało nie czuło zimna, które zajadle wciskało się pod okrycie z wilczych skór. W końcu nie co dzień zdarza się ubić dwa demony. Myśliwy nie słyszał, żeby komukolwiek udało się zabić choć jednego. To one, raz za razem, zmieniały w pogorzeliska rozsiane po stepach i tajdze osady jego ludu.
Ki nie był wielkim wojownikiem, tylko uśmiech losu pozwolił mu przeżyć. Zazwyczaj upiory wędrowały tuzinami. Zazwyczaj nie miały szerokich jak dłoń dziecka szpar w pancerzu na łbie. Zazwyczaj szarżowały dosiadając piekielnych bestii. Zazwyczaj.
Jego mały obóz zaatakowały dwa, oba pieszo. Oba też padły od oszczepów wbitych w oczy. Zwykłe gałęzie, zaostrzone na końcu i opalone nad ogniem. Broń na lisy, najwyżej na reny. Kto by pomyślał?
Myśliwy doczłapał do ogniska. Nie był ciężko ranny, miał tylko płytkie rozcięcie na udzie. Dłuższą chwilę nasłuchiwał, czy aby w pobliżu nie kręci się więcej potworów, aż wreszcie zmorzył go sen.

- Ki Hue, wstań. - Kobiecy głos zbudził myśliwego. Twarz dziewczyny, która nad nim stała, nie zdradzała wieku. Mogła mieć równie dobrze czternaście, co czterdzieści lat. Jasna, gładka skóra, wąskie szparki oczu, gęste włosy i przyjemnie zaostrzony podbródek - co taka piękność mogła robić na skraju tajgi, z dala wszelkich wiosek?
- Zabłądziłaś? Skąd znasz moje imię? -
Ślicznotka uśmiechnęła się figlarnie.
- A jesteś pewien, Ki, że ty nie znasz mojego? - Dopiero gdy wybrzmiały te słowa, myśliwy zauważył, że dziewczyna stoi na mrozie naga. Serce zabiło mu mocniej na widok delikatnych, kobiecych kształtów, by zaraz potem prawie się zatrzymać. Zerwał się z posłania i natychmiast padł na twarz.
- Pani! Pani! - powtarzał, przejęty lękiem, gdy zrozumiał, że rozmawia z samą Wiosną. On - kiepski myśliwy – twarzą w twarz z bóstwem. Kto by pomyślał?
- Przestań się tarzać w trawie i patrz na mnie, Ki.
- Pani, ja... Ja nie zasłużyłem... - wystękał.
- Oj, nie bądź taki skromny, pogromco demonów! - Bogini zaśmiała się z własnego żartu. - Po za tym, kiedy ja powiem, że masz przestać się tarzać, to właśnie tak masz zrobić. - Mówiąc, Wiosna nie przestawała się uśmiechać. Myśliwy wstał, ale nogi wciąż mu drżały.
- Pani, nie jestem pogromcą, ja szczęściem, w oczy, oszczepem. - Nie mógł sklecić zdania. Bardzo starał się patrzeć jej w twarz, ale idealne ciało przyciągało jego wzrok mimo całego lęku, jaki czuł obcując z bóstwem. Spojrzała na niego z politowaniem.
- Nie rozumiesz tego, ale to właśnie ty wyzwolisz moje dzieci od tej plagi. Bo to ty pierwszy zabiłeś demona. Prosty myśliwy. Kto by pomyślał? Wreszcie skończy się mordowanie podróżnych i wyżynanie wiosek.
- Pani, nie jestem ani odważny, ani silny, ani nie władam dobrze włócznią. Dlaczego wybrałaś właśnie mnie? - Wiosna znów głośno się zaśmiała i położyła mu dłoń na policzku, jak dziecku. Twarz łowcy zapłonęła, gdy musnęła jego czoło ciepłymi wargami.
- Ani silny, ani odważny. Jesteś tylko myśliwym. Może nawet nie najlepszym. Do niczego cię nie wybierałam i nic nadzwyczajnego nie potrafisz. -
- Jak więc mam zakończyć plagę, nie będąc nikim szczególnym? -
- Zetnij głowę demona i zanieś wodzowi najbliższej wioski. Reszta stanie się sama.

Gdy Ki się obudził, ni w ząb nie rozumiał, jak wypełnienie poleceń bogini ma pomóc pokonać demony. Pojął wszystko dopiero, gdy chcąc ściąć łeb potwora, zdzierał z jego pyska płyty pancerza. Bo jedynym ocalałym okiem patrzyła na niego posiniała od mrozu twarz człowieka.
Ludzie. Kto by pomyślał?


___________________________________________________________________________


Megaświatowy Megazbok

Byłem ledwie trzy przecznice od domu, gdy ten dwumetrowy dryblas w różowej fedorze przykuł moja uwagę. Niby nic takiego, ale intuicja kazała przyjrzeć się mu bliżej. Zaszedł do apteki i kupił mini-plasterki z opatrunkiem. Postanowiłem go śledzić, bo po cholerę coś takiego gościowi, który ma mały palec jak kiełbasa pasztetowa. Gdy wszedł do ciemnego zaułka, zanurzył rękę po pachę w plastikowym kuble, wyciągnął stamtąd nimfę-śmieciuszkę i zanim zdążyła pisnąć, zakneblował ją plasterkiem. Potem, ściskając ofiarę jedną dłonią, drugą zaczął rozpinać rozporek.
Tak oto trafiłem na Megaświatowego Megazboka (nazwa oficjalna: Deviantus Rex Megamundi – czy jakoś tak, jestem noga z łaciny). Nie było czasu na ceregiele – schowałem do lewej kieszeni honor i procedury, z prawej wyciągnąłem i rozłożyłem teleskopowy łom. Trzymanym oburącz żelastwem zdzieliłem Megazboka w potylicę. Zatoczył się, puścił nimfę, ale utrzymał na nogach.
– Zapłacisz za to, cwelowaty cieciu – wysyczał przez zęby, po czym wyciągnął przed siebie rozczapierzoną dłoń. Nerwowo przełknąłem ślinę. Tam, gdzie przed chwilą były palce, warczało pięć przerośniętych wierteł dentystycznych.
Opatrzność rzuciła na bruk obok śmietnika nieco podniszczony traktat fechtunku mieczem długim – przekartkowałem go szybko w poszukiwaniu technik kompatybilnych z łomem i pięcioma przeciwnikami. Sparowałem kilka pierwszych ciosów, potem było trochę gorzej i wiertła przeorały mi prochowiec na piersiach – centymetr głębiej i wyglądałbym jak Bruce Lee w "Wejściu Smoka".
Zapędzony do narożnika strategicznie zacząłem uciekać w górę po ścianach. Megazbok wspinał się za mną jak jakiś King Kong za cycatą blondynką, ja tymczasem lustrowałem okna mijanych apartamentów w poszukiwaniu tego odpowiedniego. Jak na złość mijałem same perwersje, szkoda gadać co wyrabia ta nowobogacka młodzież. W końcu jednak znalazłem – starsze małżeństwo, on z piwem przed telewizorem, ona odziana w aseksualny szlafrok piecze mufinki.
Wpadłem tam, rozbijając szybę w kuchni, Megazbok z rozpędu za mną. Myślałem, że ujdzie z niego para, jak zobaczy panią domu, ale on zaczął się do niej dobierać. Cóż, w końcu to Megazbok. Tak czy siak zyskałem trochę czasu, który poświęciłem na produkcję mikstury wybuchowej z Four Roses, ketchupu i ciasta na mufinki (dobrze, że miało chipsy czekoladowe, jest wtedy lepszy zapłon). Wepchnąłem to Megaświatowemu w opuszczane gacie i voila! Pozostała już tylko natychmiastowa ewakuacja.
Oj, działo się! Pędziłem dachami, a czarna dziura po implozji Megazboka wsysała wszystko wokół – cegły, całe kominy, koty. Byłem już blisko domu, wir implozji słabł, ale ja słabłem jeszcze bardziej. Dojdę, nie dojdę, dojdę, niedojdę… dojdęniedo…
Ciemność.

* * *

Obudziłem się średnio wyspany i mniej niż średnio wypoczęty. Nic to jednak wobec przeuroczego widoku krzątającej się po kuchni Marianny.
– Miałem straszny sen – westchnąłem, podnosząc się z poduszki. – Absurdalny, a jednak do bólu realistyczny.
– Tyrasz za cały wydział, wracasz nocą na czworakach. Nic dziwnego, że śnią ci się koszmary.
– Samo się nie zrobi… – Wzruszyłem ramionami.
Podeszła tanecznym krokiem do łóżka, balansując tacką z parującą herbatą.
– Śniło mi się, że… – zacząłem, ale musiałem przerwać, gdy srebrne pióra jej skrzydła połaskotały mnie w łydkę. Ująłem w obie dłonie ciepłą filiżankę i delektowałem się chwilę ostrą wonią czarnego lotosu. – Śniło mi się, że byłem księgowym. W papierach okropny bajzel, a tu zbliża się koniec kwartału…


___________________________________________________________________________


Nocny spacer
(na faktach wyśnionych)

Kałuże błyszczały w świetle księżyca. Z jednej strony to dobrze, nie znoszę mieć mokro w butach, z drugiej zaś źle, księżyc niepotrzebnie oświetlał wszystko w około. Szedłem prawie przyklejony do ścian budynków starając się wykorzystać każdą plamę ciemności na swojej drodze. Nagle przystanąłem, wydawało mi się, że uchwyciłem jakiś ruch kątem oka. Odstałem dłuższą chwilę bacznie rozglądając się w około. Nic, coś mi się przewidziało. Idę dalej pustą ulicą. Miasto wygląda jak wymarłe, żadnych samochodów, wszystkie okna ciemne, nie palą się latarnie. Zaczęło mżyć, listopad robi wszystko by być podręcznikowy, nie dość, że wieje przenikliwie zimny wiatr, to teraz jeszcze ta mżawka, po prostu super. Spojrzałem na zegarek, pozostały trzy godziny do dostawy. Nie jadłem od wczorajszego śniadania, muszę dziś zdobyć paczkę z jedzeniem.
Doszedłem do parku przy ratuszu, jak zazwyczaj zaszyłem się w szpalerze niskich choinek, tylko one zapewniają trochę osłony, wszystko inne potraciło liście. Miałem stąd dobry widok na plac. Poczekam sobie, poobserwuję teren. Przyjadą ciężarówki, wojsko obstawi wszystko w około i wypakuje ładunek, a ja wtedy wyskoczę, chwycę paczkę albo dwie i w nogi. Dobry plan, zazwyczaj udawało się uciec nie tracąc paczki. Pomyślałem, że pewnie jestem tu sam, większość bała się opuszczać swoje kryjówki przed przyjazdem wojska, ja wolałem być zawczasu na miejscu.
Bardziej wyczułem niż usłyszałem jakiś ruch z tyłu, szybko obróciłem się i dostałem czymś centralnie w twarz, ból eksplodował w głowie, padłem na ziemię. Dostałem jeszcze raz, i jeszcze...
Nagle ból gdzieś odpłynął, poczułem dziwny zapach, zrobiło się ciepło. Opanował mnie niewytłumaczalny strach, zerwałem się na nogi. Ani śladu choinek, byłem w wielkiej pieczarze. Rozświetlał ją ogień płonący w ogromnych kamiennych misach, rozmieszczonych pod ścianami. Musiały być ich tutaj dziesiątki, wielkich i masywnych. Były wyższe ode mnie, płomienie strzelały wysoko, biło od nich takie ciepło, że aż parzyło skórę. Poczułem potrzebę by iść w stronę budowli widocznej pośrodku. Szedłem powoli i rozglądałem się, chyba jednak źle oszacowałem wielkość pieczary nie mogła być większa niż boisko piłkarskie ale była bardzo wysoka, sklepienia nie mogłem dostrzec. Dotarłem do środka pieczary, patrzyłem na coś, co wyglądało jak pomniejszona kopia kręgu Stonehenge. W środku kręgu na kamiennej płycie ktoś leżał. Podszedłem bliżej i spojrzałem na siebie leżącego bez życia. W ułamku sekundy wiedziałem, że to ja leżę na tej płycie, to zmasakrowane ciało to ja. Sam nie wiem kiedy zacząłem krzyczeć.
Krzyk, obudził mnie mój własny krzyk. Ciężko oddycham leżąc w ciemności, serce tłucze się w piersi jak oszalałe. Rozświetlam mrok tarczą zegarka, trzecia w nocy. Trzeba zasnąć, trzeba się uspokoić i spać. Do wieczora jeszcze kilkanaście godzin. Nie jadłem od kilku dni, może dziś przyjadą ciężarówki i przywiozą jedzenie, ale to wieczorem, teraz trzeba spać.

Podobno za każdym razem gdy przeglądamy się w lustrze ono kradnie kawałek naszej duszy. Ciekawe co tracimy gdy zanurzamy się w snach?


___________________________________________________________________________


Przebudzenie

Nie pamiętała czemu wyłączyła robopilota, ale w momencie gdy uświadomiła sobie, że czuje się cudownie, gnając ponad 250 kilometrów na godzinę po ciemnej i pustej autostradzie, przestało jej to przeszkadzać. Świadomość, że w każdej chwili może dodać gazu bądź zwolnić, a auto zareaguje na każdy jej ruch kierownicą działała kojąco, a tylko ona wiedziała, jak bardzo jest jej potrzebna chwila wytchnienia. Hela czuła, że przy tej prędkości nie powinna się rozpraszać, ale nie mogła oprzeć się pokusie patrzenia raz za razem na męża śpiącego na fotelu pasażera. Światło, jakie dają reflektory samochodu od dawna nie padło na nic innego niż nawierzchnia jezdni lub barierki ochronne, zaś radio już od dłuższego czasu nie złapało sygnału żadnej z miejscowych stacji. Szarpnęła kierownicą w momencie gdy jej mąż się odezwał, a na tablicy rozdzielczej momentalnie zaświeciła się kontrolka oznajmiająca częściowe przejęcie kontroli nad samochodem przez automat.
-Kochanie, musimy uważać - zdziwiły ją nie tylko słowa, ale też fakt, że tabletki biosenne powinny działać jeszcze przez dwie godziny.
-Nie bój się Tomeczku, panuję nad sytuacją.
-Dobrze wiesz że chodzi o Helenę, chyba zaczyna coś podejrzewać. Musimy jej o nas powiedzieć.
Zimny dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, a serce zaczęło szybciej bić. Odruchowo sięgnęła do panelu kontrolnego, aby przestawić robopilota na pełną kontrolę nad pojazdem, ale wajcha za nic nie chciała się przesunąć. Mocowała się z nią jeszcze przez chwilę, gdy nagle na ekranie zatytułowanym „Widok z przodu” zapaliła się czerwona lampka, a automatyczny hamulec zacisnął się na oponach. Szarpnięcie wyrwało jej kierownicę z rąk, i rozpędzony samochód z hukiem uderzył w barierkę rozdzielającą jezdnie, a następnie wystrzelił w powietrze obracając się do góry kołami. Hela nawet na moment nie straciła przytomności, a nagły dopływ adrenaliny spowodował że oglądała całą akcję w zwolnionym tempie, i widziała jak głowa jej męża leci do przodu, a następnie usłyszała głośny trzask, jaki towarzyszył chwili, w której pasy zatrzymały całą resztę jego ciała.
W tym momencie usłyszała że wrzeszczy, i zorientowała się, że leży we własnym łóżku, cała zlana potem. Natychmiast podniosła głowę, i zerknęła na leżącego obok niej, wciąż śpiącego męża. Powstrzymała pierwszą chęć obudzenia go i zażądania wyznania miłości, gdyż wiedziała że taki sen musi coś oznaczać. Niemal automatycznie poszła do sypialni i włączyła holowizor, po czym ręcznie wpisała w konsoli, by załadował ostatnie 48 godzin jej męża. Następnie znalazła odczyt jego sercomierza i po kolei poprosiła o obraz ze wszystkich momentów, gdy skakał mu puls. Poranna kawa, bieganie, spotkanie z szefem, telefon od matki, spotkanie z jej siostrą, znowu telefon od matki. Zaraz, zaraz... Nie wiedziała że się spotkał z Anką. Ona też nic nie wspomniała przez wideofon. Wrzuciła zapis spotkania na wizję, i po trzech minutach nie mogła uwierzyć w to co widzi. Zdradzał ją z jej własną siostrą! Jak on mógł?! Tym razem mu nie daruje!
Pisk sercomierza wyrwał go ze snu. W jego stanie nie może sobie pozwolić na takie anomalie. Rozejrzał się po pustej sypialni i się mimowolnie skarcił. To już dwa lata po rozwodzie, a jemu wciąż się śni ta zaborcza cholera.


___________________________________________________________________________


Rita

Zabicie Rity było konieczne.
Nie miałem innego wyjścia. Nie pozostawiła mi wyboru. To straszne, kiedy trzeba uśmiercić kogoś, kogo się kocha.
Rita była cudowna. Jej uśmiech potrafił rozpromienić nawet najbardziej deszczowe poranki. Siadała na skraju łóżka i końcami palców stóp dotykała nieśmiało podłogi, jakby znalazła się na pomoście nad niewidzialnym jeziorem. Bezustannie przebywała w krainie marzeń.
I miała dar. Ciągle nie mogę zrozumieć, jak mogła przez tyle czasu tego nie zauważyć. Ja sam początkowo nie chciałem wierzyć, że to w ogóle jest możliwe. Długo próbowałem traktować wszystko w kategorii koszmarnego przypadku.
- Dzień dobry, pani Marczyńska – powiedziała do naszej sąsiadki pewnego sobotniego przedpołudnia, kiedy wracaliśmy z zakupów. – Śniła mi się pani dziś.
Uśmiechała się przy tym, jakby na wspomnienie najwspanialszego snu.
A tydzień później Eleonora Marczyńska już nie żyła. To jednak wydawało się naturalne – w jej wieku śmierci trzeba się spodziewać w każdej chwili.
Któregoś styczniowego wieczoru w zadumie słuchałem pierwszej płyty Niemena. Ricie chyba też się spodobało - położyła się na podłodze i próbowała nucić refreny. Dwa dni potem w wiadomościach poinformowali, że Czesław Niemen zmarł po długiej chorobie. Jednak nie mogłem mieć pewności, czy Rita miała z tym cokolwiek wspólnego.
Wiosną przysiadła się do mnie na sofie, gdy jak co dzień oglądałem wiadomości.
- Gdzieś już go widziałam – stwierdziła, oglądając reportaż z Iraku.
- Może w jakiejś innej relacji – zgadywałem. – To korespondent wojenny.
- Nie. Chyba mi się śnił.
Nie czekałam długo na wstrząsające wieści o ostrzelanym w drodze z Bagdadu samochodzie dziennikarzy i tragicznej śmierci Waldemara Milowicza.
Miałem nadzieję, że ograniczając Ricie kontakt z telewizją, uda mi się oszukać jej straszny talent. Ale w głębi serca wiedziałem, że nie mam szans, skoro ona potrafiła śnić o ludziach spotkanych na ulicy, a nawet o wierszu Miłosza, który przeczytała.
Któregoś dnia jeszcze nie wychylając nosa spod kołdry wypaliła:
- Ale miałam fajny sen o papieżu! Przyjechał do nas na obiad, uwierzysz?
Wierzyłem i wiedziałem, co to oznacza dla Jana Pawła II.
Zawsze czułem smutek, kiedy wspominała, że ktoś jej się śnił. Większość z tych osób umierała w wieku, kiedy śmierć nie jest ani zaskoczeniem, ani niesprawiedliwością. Mimo to zawsze po głowie krążyło mi pytanie: a gdyby Rita o nich nie śniła?
Jej zdolność przewidywania, kogo w najbliższym czasie zabraknie po tej stronie tęczy gnębiła zawsze, ale nie przerażała mnie do czasu, kiedy Rita zainteresowała się siatkówką. Polubiła jednego z naszych reprezentantów i gorliwie kibicowała drużynie.
- Chciałabym go spotkać, choćby we śnie – wyznała. Nie poczułam się zazdrosny.
Jej marzenie najwidoczniej się spełniło - niedługo potem Arek Gołaś zginął w wypadku samochodowym, a mnie zaczęła prześladować wizja tego, co może przydarzyć się Ricie, jeśli nieodpowiedni ludzie dowiedzą się o jej zdolnościach.
Kiedy kładła się spać, zawsze całowałem ją w czoło i życzyłem słodkich snów, choć w głębi duszy modliłem się, by już nigdy o nikim nie śniła. Aż któregoś wieczora stojąc w drzwiach i gasząc światło w jej pokoju usłyszałem szept:
- Kocham cię, wiesz? Dziś będę śnić o tobie, tato.


___________________________________________________________________________


Sprawdzian

- Właśnie wszedł w fazę REM – technik medyczny wskazuje wykres na ekranie.
- No to zaczynamy – zakładam hełm na głowę i zamykam oczy. Wchodzę w sen pacjenta, pojawiam się w szkolnej klasie. Zielona tablica, trzy rzędy ławek, przy których siedzią dzieciaki i coś piszą. Wszystko niby zwyczajne, ale jakieś takie przerysowane, w powietrzu czuć grozę. Wygląda na to, że mamy tu „koszmar szkolny” częsty przypadek, niby nic szczególnego, a potrafi to być mocno uciążliwe w dorosłym życiu.
Podchodzę do Roberta, siedzi pod oknem, wygląda na mocno zdenerwowanego, przed nim leży pusta kartka, wpatruje się w zadanie na tablicy, trzęsą mu się ręce.
- To tylko zły sen, szkołę skończyłeś dawno temu, odłóż długopis i chodźmy stąd – mówię do niego.
- Nie, muszę pisać – odpowiada płaczliwie – Muszę to rozwiązać.
- Zostało tylko pięć minut, pospieszcie się – dobiega mnie niski zmysłowy głos.
Odwracam się, nauczycielka siedzi na biurku i bawi się długą drewnianą linijką, wygląda jak francuska belferka z filmów erotycznych. To chyba jednak coś więcej niż tylko zwykły koszmar szkolny. Napięcie seksualne aż skrzy w powietrzu. Postanawiam zmienić taktykę. Zaczynam przechadzać się po klasie.
- Dzieci – mówię powoli i wyraźnie – Jestem waszym nowym dyrektorem, chciałem wam pogratulować, wszyscy bardzo dobrze zdaliście ten egzamin, możecie teraz odłożyć długopisy i iść na przerwę. To już koniec.
- Nie – nauczycielka podrywa się z biurka - Nie ruszać się, macie pisać – syczy i obnaża długie kły. Działam szybciej niż myślę, dopadam do niej, obalam na ziemię i przebijam serce linijką wyrwaną z jej ręki.
- Już wszystko w porządku, jesteście... – przerywam napotykając spojrzenie Roberta. Wpatruje się we mnie z przerażeniem w oczach, cały się trzęsie, oczy wywracają mu się białkami do góry i pada na ziemię. Sen się kończy, chyba trochę przesadziłem, zdejmuję hełm.
- Przenieście go do dwójki, trochę tu pobędzie.
Sześć godzin później stoję pod domem byłej nauczycielki Roberta. W kieszeni mam rewolwer załadowany srebrnymi kulami. To był długi dzień, ale jeszcze muszę coś sprawdzić zanim sam będę mógł położyć się spać.


___________________________________________________________________________


Sukkub

Dlaczego max. dwadzieścia dwa stopnie.
Dlaczego nie dwadzieścia sześć?
Te kilka kresek ułatwia życie.
Łatwiej byłoby to wszystko znieść
Siedzę w przedziale linii TLK,
siedzę i czekam, czas płynie ot tak,
leciutko i wolno między palcami,
ucieka i ginie kap kap kap kap.
Stukot pociągu mu w tym wtóruje:
Tuk tuk tuk tuk tuk tuk tuk tuk,
a ja wciąż siedzę i czekam bez ruchu,
aż wejdzie ktoś i zaśpiewa tu:
„Weź mnie i wyssij, wyssij do końca
od czubka głowy do samych pięt.
Chcę być Twój teraz, w tym ciemnych przedziale
gdzie nie ma wygód, kwiecia i mięt.”
I nie wiem czemu te mięty są ważne,
ważniejsze od wina, łoża i świec.
To chyba dlatego, że piłam mojito
i teraz chce mi się do WCtu biec.
Ale nie mogę. Nogi bezwładne,
a drzwi przedziału zamknięte wciąż,
więc próbuję przypomnieć sobie dlaczego
właśnie mi przytrafił się takie coś.
Więc siedzę i myślę, myślę zawzięcie
w takt ruchu pociągu tuk tuk tuk tuk,
a w głowie pusto, wiatr hula po mięcie,
i nic nie wyjdzie z tego i już.
I nagle olśnienie dlaczegom jest głodna,
Choć w torbie cztery kanapki mam.
Jestem sukkubem i tracę energię
W chłodnym przedziale pociągu TLK.
Pot zimny mnie oblał, że sen to być musi.
Przecież ja lubię schabowy jeść!
Na samej energii wyssanej z ludzi
Me życie całkiem straci swój sens.
Więc próbuję się budzić ze snu złowrogiego.
Szczypię rękoma wonnej mięty kwiat
by w rytmie pociągu skręcić z niego szybko
różowo-zielony, długi, miękki bat.
Biczuję swe myśli, poganiam do pracy,
i czuję, że zaraz ucieknę od mar,
i już planuję, że gdy się obudzę
znajdę sobie jakiś cichy fajny ciemny bar.
Następnie obmyję swój umysł zmęczony
z sukubów mojito piwem złotym jak miód,
pszenicznym, chmielowym, nie- lub pasteryzowanym
z dodatkiem najwyższej jakości wód.
Tak rozmarzona na chwilę wypływam,
na jaźni powierzchnię w pociągu rytm,
próbuję się złapać realnej krawędzi,
na próżno tuk tuk, na próżno tuk tuk…


___________________________________________________________________________


Sztafeta

Otwieram oczy. Zrywam się z łóżka i wybiegam na korytarz.
Krótki bieg i wpadam do sali gimnastycznej. Pusto. Łapię nadlatującą piłkę. Nawet nie zwalniam. Klasyczny dwutakt, wyskok i wkładam piłkę do kosza. Przez krótką chwilę wiszę na obręczy, a później miękko ląduję na parkiecie. Dwa punkty! Trzy sekundy do końca meczu. Aplauz. Gwizdy. Meksykańska fala porywa jakiegoś nieostrożnego surfera. „Zwichłam kostkę, zwichłam kostkę!” – krzyczy któraś z cheerleaderek. Biali nie potrafią skakać? Kto powiedział, że biali nie potrafią skakać?
Skakać?
Ha!
Rozkładam skrzydła i wznoszę się ku niebu. Coraz wyżej i wyżej. Coraz bliżej słońca. Robi się gorąco. Ale to detal, nie myślę o tym, liczy się tylko lot. Czuję ciężkie krople spływające po plecach. Zastanawiam się, czy łączenie piór woskiem było dobrym pomysłem.
Niekoniecznie.
Zaczynam spadać.
Jak pocisk.
Jak kamień.
Pikuję w dół.
Bo niby gdzie?
Powierzchnia morza przybliża się w zawrotnym tempie. Nawet nie czuję uderzenia. Ciepła woda zamyka się nad moją głową. Przez chwilę obserwuję od spodu rozchodzące się po powierzchni kręgi.
I opadam.
Powolutku, bez pośpiechu, takim spokojnym, bujającym, jakby wahadełkowym ruchem.
Opadam.
Na dno.
Nie ma miejsca. Ściskający w brudnych łapach butelki po dykcie menele. Ubrani w drogie, choć raczej już niemodne garnitury politycy. Kilka znanych jedynie z okładek kolorowych pism celebrytek. Podstarzałe gwiazdy rocka. Tu i ówdzie miga mi sutanna. I mnóstwo upadłych kobiet.
Spotykam Nadzieję.
Nie jest kobietą upadłą, a jedynie mocno pochyloną. Obie dłonie wspiera na masce samochodu i posapuje cichutko. „Spasiba Nadju” – mówię, kiedy jest już po wszystkim. „Ni za szto” – odpowiada i poprawia spódniczkę, która i tak nie zakrywa nawet połowy kształtnych pośladków. Reklama. Czasem bywa dźwignią handlu, czasami ma jedynie podnosić dźwignię. „Ni za szto” – powtarza i wyciąga rękę. Płacę, wsiadam do samochodu i odjeżdżam.
Odjeżdżam…
Otula mnie fioletowa, lekko fosforyzująca mgiełka. Pachnie jak wata cukrowa i lepi się do palców. Błądzę w niej przez jakiś czas, aż wreszcie docieram do budynku, gdzieś na peryferiach wielkiego miasta. Wyjmuję klucz i otwieram drzwi. Korytarz jest długi, pusty i prawie ciemny. Doskonale znam to miejsce. Idę pewnie, prosto do ostatniego pokoju po prawej stronie.
Wchodzę.
Pokój, jak pokój. Poszarzała tapeta na ścianach, brudne okno, kilka mebli. Stolik, krzesło, szafka nocna, łóżko. Na łóżku śpiący facet.
Śpię z otwartymi ustami, lekko pochrapuję.
Podchodzę bliżej, patrzę. „Wystarczy śpiochu” – myślę. – „Pora wstawać”. Biorę leżącą na stoliku papierową torbę. Nadmuchana okazuje się całkiem spora. Pochylam się nad śpiącą postacią. Straszny ze mnie brzydal. Torebka pęka z hukiem tuż przy uchu śpiącego.
Przy moim uchu.
Uśmiecham się i patrzę jak…
…otwieram oczy. Zrywam się z łóżka i wybiegam na korytarz. Krótki bieg i wpadam do sali gimnastycznej…


___________________________________________________________________________


Tabletka snu

Na badania przyszedłem pewnien siebie. Czułem wewnętrzną potrzebę spróbowania czegoś zupełnie nowego. Doktor, który mnie przyjął, po rozpatrzeniu wniosku, bez protestu zabrał mnie do specjalistycznego pomieszczenia.
Wszechobecna biel zaczynała męczyć moje oczy. Po pewnym czasie przymrużałem już oczy, aby w ogóle wytrzymać na badaniach. Wreszcie znalazłem się we właściwym pomieszczeniu. Twarzy doktorów nie widziałem, słyszałem jedynie głosy. Nie starałem się ich analizować i domniemywać kto ile ma lat, ponieważ nie taki był cel mojego pobytu i nie interesowało mnie to.
- Biel, przez którą pan nas nie widzi, to zwyczajny zabieg bezpieczeństwa. Wkrótce te nieprzyjemności znikną. – skinąłem krótko głową. – Jest pan gotów?
- Tak. – odrzekłem bez wahania.
Podsunięto mi szklankę wody i tackę z tabletką. Po połknięciu, opróżniłem szklankę i poczułem chęć rzucenia nią o podłogę. Zabawne bo, po uderzeniu o płytki szkło nie potłukło się, a zakwitło na różnobarwne kwiaty. Ta biała plama przed oczami wyparowała. Widziałem przejrzyście, a nawet ostrzej. Gdy się skupiłem potrafiłem dostrzec atomy, które drgają, wprawiane w ruch. To nie było jednak tym, czego szukałem.
Szybko opanowałem umiejętności, które nabyłem. Gołym okiem dostrzegałem przepływającą energię, potrafiłem przenosić ściany i przestawiać je na dowolne miejsce. Każdą osobę w pomieszczeniu mogłem zabić, a później ją wskrzesić, a potem znów zabić. Za moimi plecami wzniosłem w ułamku sekund pałac o metrażu tak dużym, że nie mógłbym go zwiedzić w ciągu jednego dnia.
Przypomniałem sobie o kilku sprawach, jakie chciałem wyjaśnić z ikonami popkultury. Zamieniłem słowo z Lukiem Skywalkerem o jego ojcu. Później poszedłem na sesję z Marylin Monroe. Z bliska wyglądała jeszcze piękniej niż na plakatach – naprawdę powabna babka. Wreszcie dosiadłem bolidu Formuły 1. Dwukrotnie okrążyłem Ziemię i to w niewielkiej sali laboratoryjnej.
Gdy pierwszy zachwyt opadł, zacząłem się zastanawiać jak wrócić. Podobno miała być srebrna nić, dzięki której wybudzę się ze snu, ale nigdzie nie mogłem jej dojrzeć. Wezwałem do siebie najlepszych poszukiwany, psy gończe, powysyłałem listy gończe. Ba, włączyłem w operację nawet wyszukiwarkę Google’a, ale nikt niczego nie znalazł.
Może jak się zabiję, to będę mógł wrócić, pomyślałem. W mig wyrosła przede mną gablota ze złotą berettą, ciskająca nabojami ze stężonym jadem czarnej wdowy. Cały otaczający mnie świat zabarwiłem na czerwono, by dodać miejscu klimatu. Spędziłem także upojne chwile z Larą Croft, wszystkimi dziewczynami Bonda (naraz), a resztę dnia z po prostu seksownymi modelkami i aktorkami. Byłem gotowy, aby oddać jeden, konkretny strzał.
Wtedy zgłodniałem. Przykre uczucie przed końcem zabawy. Najlepsi kucharze zaserwowali mi i wszystkim dziewczynom danie z każdego zakątka świata. Karmiono mnie nachosami, stekami, fasolką, małżami, winogronami, fetą, kiełbasą i wódką. Na deser wymyśliłem walkę dziewcząt w pierzu. Z lubością przystały na propozycję i po chwili biegały z poduszkami w rękach, okładając się nimi, gdzie popadnie. Zachodziłem się ze śmiechu.
W restauracji, którą zbudowałem kilka chwil wcześniej, zjawił się Neo i Morfeusz. Ciekawe, ponieważ kazałem im się pojawić. Szarpnęli mnie, przywalili w twarz, krzyknęli, że jestem jakimś cholernym agentem, że chcę inwigilować ich świat.
Dostałem kulkę między oczy. Co prawda nie ze złotej beretty, ale myślę, że ból był porównywalny.

*

Ocknąłem się niedługo po akcji z Neo. Doktorzy spytali mnie, jak się czuję, ponieważ straciłem przytomność. Opowiedziałem im to, co widziałem. Mówiłem z pasją i przekonaniem. Jednakże im dłużej mówiłem, tym miny doktorów bledły. Czy to nie tego oczekiwali, zastanawiałem się, mówiąc, przecież po to dali mi tabletkę. Widocznie nie, ponieważ wytłumaczono mi, że lekarstwo, które dostałem to nagroda w postaci prozaka, za dobre zachowanie podczas badań kontrolnych i zaraz wracam do mojej małej, prywatnej izolatki. Założyli mi kaftan i poszliśmy. Zabawne, bo już pomyślałem, że oni tak na serio.

___________________________________________________________________________
 
 
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Listopada 2013, 07:42   

Żadnych wstępnych opinii? Jedenaście tekstów wręcz drży z niecierpliwości w oczekiwaniu na Wasze komentrze (a autorzy na głosy). :wink: Drobna uwaga: jeżeli dostrzeżecie jakieś błędy i literówki, to częściową odpowiedzialność ponosi również prowadzący, ponieważ każdy tekst przejrzałem w szybkim poszukiwaniu oczywistych błędów. Więc błagam, bądźcie wyrozumiali. :roll: Jednak całość szortowej treści, stylistyki, szyków zdań i słownictwa są wyłączną zasługą - bądź przewiną - autorów. :mrgreen: Miłego czytania i komentowania! :D
 
 
mesiash 
Sedecimus


Posty: 1855
Skąd: Stolica
Wysłany: 18 Listopada 2013, 10:39   

Chciałem przeczytać już wczoraj, ale szybki rzut oka, i znalezienie w tekstach wiersza (!!) mnie chwilowo odstrasza, bo to znaczy że trzeba będzie się odpowiednio do tego nastawić :)
_________________
The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov
 
 
konopia 
Marudny maruda marudzący


Posty: 2032
Skąd: DN36
Wysłany: 18 Listopada 2013, 10:42   

za dużo tekstów, by wydać opinię na szybko, fajnie jest.
_________________
Powinniśmy szanować poglądy religijne bliźnich, ale tylko w takim sensie i do takiego stopnia,
do jakiego szanujemy czyjeś przekonanie, że jego żona jest piękną kobietą, a dzieci bardzo mądre.
 
 
Goria 
Borg

Posty: 1520
Skąd: Wawa/Amberg
Wysłany: 18 Listopada 2013, 10:59   

Głosowanie czas zacząć. Wybór trudniejszy niż przy ostatnim referendum :)
 
 
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Listopada 2013, 11:04   

mesiash - Cóż, przyda się nam trochę fantastycznej poezji. ;) Nie samą prozą człowiek żyje. :mrgreen:

P.s. Dziękuję za pierwszy głos. :D
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 18 Listopada 2013, 11:30   

Łał! dużo tekstów. Przeczytałam, jak się uleżą to coś napiszę. I zagłosuję.
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
Borsuk 
Frodo Baggins


Posty: 122
Skąd: PDKR
Wysłany: 18 Listopada 2013, 12:35   

Z góry przepraszam autorów, których prace skrytykowałem mniej lub bardziej. Sam nie piszę najlepiej, więc:
a) jeśli skrytykowałem, to nie ze złośliwości, ani fałszywego poczucia lepszości
b) jeśli uważasz, drogi Autorze, że moją opinię można o kant d :mrgreen: :mrgreen: y potłuc, to są spore szanse, że masz rację :mrgreen:

Eksperyment z wolności

Napisane nawet zręcznie, ale do mnie nie trafiło. Skojarzenie między zachowaniem wody w probówce a wolnością jest chyba zbyt odległe i jakoś mnie nie porywa jako czytelnika. Wkradło się trochę powtórzeń (woda,woda,woda,probówka, probówka, probówka), ale łatwo je przeoczyć czytając (znaczy, mi nie zawadzały :wink: ), i chyba przynajmniej niektóre są celowe. To samo z drobnymi literówkami. Autor jest też konsekwenty w stosowaniu małej litery po wypowiedzi bohatera. Generalnie na plus.

Jakub

Ani bardzo dobre, ani bardzo złe. IMHO autor powinien wykorzystać tysiąc znaków, jaki mu został, żeby nadać tekstowi barw. W utworze prawie nie ma akcji, domyślam się więc, że miał on czytelnika zaniepokoić, a potem wzruszyć i/lub zaszokować puentą. Niestety, tekst jest w większej części "suchą" relacją, co temu nie sprzyja. Nieliczne ozdobniki nie spełniają swojej roli, ciężko współczuć Annie, bądź potępiać jej stryja. Czytając, po prostu przyjąłem do wiadomości: Annę męczą złe sny, bo kiedyś skrzywdził ją Jakub. Niektóre zdania ciężko płynnie przeczytać ze zrozumieniem, np:

Cytat
Cisza panowała w obejściu tak za dnia hałaśliwym za sprawą dwóch ogromnych psów.


Kto by pomyślał?

Fajny klimat i nie ma jakichś porażających błędów. Scena z objawieniem jakoś nie zagrała, trochę podniośle, trochę śmieszno-żałosności, trochę erotycznie - no miło by było, jakby autor się zdecydował, czy chce podniośle czy zabawnie. Nie dowiedziałem się z tekstu wszystkiego, czego bym chciał, np. kim jest główny bohater? Jakiś eskimos, czy neandertalczyk? Generalnie na plus, jest ciekawie i nie najgorzej napisane.

Megaświatowy Megazbok

Napisane - w moim odczuciu - wzorcowo, i chętnie doczytałem do końca :D Zabawne, choć momentami bardzo, eee... oryginalne :D Umykają mi niuanse związku między dwoma epizodami. Różne absurdy w fajny sposób podpowiadają, że to wszystko tylko sen. Mam mocne podejrzenia, co do autorów tego, i poprzedniego szorta ;)

Nocny spacer

Nie pojąłem związku puenty z tekstem. Fabuła także dla mnie niezrozumiała, domyślam się, że to zapis jakiegoś snu, ale co tak naprawdę się dzieje - nie dociera do mnie. Nagła zmiana czasu na teraźniejszy i kilka powtórzeń też nie służą tekstowi. Przepraszam autora, ale zupełnie mi się nie spodobało. Sam język i konstrukcja zdań nie najgorsze, ale w moim odczuciu to za mało. Na pewno zdają się osoby, którym podejdzie bardziej.

Przebudzenie

Nie rozumiem, dlaczego robopilot zamiast autopilota, ale co tam. Kolejny miodnie naskrobany tekst, jeśli nawet są jakieś błędy, to ja ich nie dostrzegam. Puenta, chociaż zaskakująca (nie spodziewałem się 'podwojnego przebudzenia'), zostawia niedosyt. Pewnie dlatego, że "cholera" wcale nie wydawała się aż tak zaborcza.

Rita

Nie umiem pokazać palcem, co tak naprawdę jest nie tak, ale czytając nie czułem niepokoju, ani dreszczyku. Pomysł b. dobry, fajna klamra kompozycyjna, ale główna częśc tekstu ma jakoś tak za mało smaku, emocji. Nie wiem, czy chodzi o dobór słow, czy o co. Do końca szorta zdążyłem wogule zapomnieć, że narrator Ritę zamordował, musiałem się wrócić na początek, żeby puenta do mnie dotarła. Troszkę szkoda, bo mogło być rewelacyjnie, a jest tylko w porządku :( Dodatkowy plus za to, że autor wykorzystał autentyczne zgony. Choć może właśnie bardziej niepokojąco i emocjonująco byłoby, gdyby mała uśmierciła np. siostrę lub matkę? Albo chociaż psa? :P

Sprawdzian

Niezłe, pomysł bardzo ciekawy. Za to trochę ubogie opisy, w tym miejscu:
Cytat
syczy i obnaża długie kły.
nie widziałem w głowie przemiany w wampira, tylko w jakiegoś wężopodobnego stwora :D Dopiero srebrne kule naprowadziły moją imaginację na właściwy trop. Głównego bohatera też widziałem w głowie jako rzeczowego pana psychologa z przyszłości, w kitlu i z brzuszkiem :D , a nie jako kogoś, komu podjęcie decyzji o walce z potworem zajmuje kilka godzin. Podobnie do poprzedniego szorta: trochę szkoda nieco zmarnowanego potencjału, ale brawa dla autora, bo pomysł super i rażących błędów brak. No, może zwrot "jakieś takie" trochę gryzie w oczy, ale może tylko mnie :P

Sukkub

Wbrew obecnemu statusowi, na peozji znam się kiepsko. Ktoś na pewno się wypowie.

Sztafeta

Przyjmne. Zręcznie napisane, fajna zabawa słowem, od początku jest oczywiste, że to wszystko sen. Ciężko mi coś więcej napisać, ale widać, że autor zna się na rzeczy :)

Tabletka snu

Sporo niezręcznie, czy też po prostu błędnie skonstruowanych zdań i parę powtórzeń. Puenty nie zrozumiałem do końca. Taki niedopracowany szorcik. Pomysł fajny, ale wykonanie zakulało.

O punkty ode mnie walczą: Kto by pomyślał, Megaświatowy Megazbok, Rita, Przebudzenie, Sprawdzian i Sztafeta. Rita i Sprawdzian dostałyby z miejsca, gdyby były bardziej wyraziste. Przebudzenie, obiektywnie patrząc jest chyba lepsze niż niektóre szorty z tej listy, ale aż tak mnie nie ruszyło.

:bravo :bravo :bravo :bravo i podziękowania dla wszystkich autorzów, spędziłem miło kilka godzin czytając i komentując.
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 13:19   

Eksperyment z wolności - słabo. Podstawowy błąd - za pomocą eksperymentu z dwoma cieczami nie da się udowodnić żadnej teorii filozoficznej, czy społecznej. Można ją zobrazować, zwizualizować, ale nie udowodnić.
Do tego dochodzi kilka sypek językowych. Dla naprzykładu:
Cytat
Składu nie mogę powiedzieć

raczej: podać
Cytat
Z włosów nauczyciel zsunął okulary ochronne

koszmarnie zbudowane zdanie
Cytat
Zmieszam probówkę pierwszą z drugą

sądzę, że mimo wszystko - zawartość probówek.

Mimo najszczerszych chęci nie widzę związku z tematem. Pewnie, można wrzucić dowolny tekst i powiedzieć, ze to się komuś śniło, ale chyba nie o to w tym konkursie chodzi?
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Listopada 2013, 13:21   

Borsuk - Kto by przypuszczał, że tak szybko pojawi się pierwszy komentarz. ;P: :wink: Dziękuję za obszerną wypowiedź, mam nadzieję, iż zachęci to innych. :D

P.s. Nie autorzyć mi tu! :roll: :wink:

EDIT:

P.s. 2. baranek - Być może dopuściłem zbyt swobodne potraktowanie tematu, jednak to moja wina, a nie autorów. Myślę też, że pozostałe szorty wpisują się w temat, więc nie jest tragicznie. :wink:
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 13:31   

Blue Adept, nie oceniam prowadzącego, tylko teksty :) Prowadzący chce mieć frekwencję. A autor wie co wysyła. Przynajmniej powinien.

Jakub - dobre. Ale tak, jak jestem zwolennikiem zwięzłości w tekstach, tak tutaj aż się prosi o kilka dodatkowych zdań w drugiej części. Znaczy - ja bym prosił. Ale generalnie - git.

E:
Ten fragment bym przerobił/troszkę rozbudował. Ze dwa, trzy zdania. Niekoniecznie długie.
Cytat
– Co robić? – Pytanie zawisło w zalegającej dom ciszy. Walcząc z poczuciem beznadziei spojrzała na kalendarz – trzynasty listopada, pieprzony dzień urodzin. Nie znosiła świąt, nie pamiętała nikogo, kto mógłby jej dobrze życzyć.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Listopada 2013, 13:35   

baranek - Prawda, prawda. :) Ciężka jest dola prowadzącego. :wink:
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 13:39   

Blue Adept, ale i zaszczyt nielichy :)
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 13:59   

Kto by pomyślał? - spoko, ale jakoś tak... Nie przekonało. Nie zagadało.

Megaświatowy Megazbok - przeczytałem tytuł, myślę: "orajutku, dowcipnie będzie". Orajutku - było. Rozumiem, że może się podobać. Mnie się nie podobało. I czy to na pewno jest jeden tekst? Nie do końca widzę związek między tym, co nad gwiazdkami i tym co pod.

Nocny spacer - ładne. Tylko tyle. Aż tyle.

Przebudzenie - dobry pomysł. Wykonanie nieco chaotyczne. Warto byłoby to trochę dopracować. I będzie git.

Edycja była.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
mesiash 
Sedecimus


Posty: 1855
Skąd: Stolica
Wysłany: 18 Listopada 2013, 14:24   

Też przeczytałem wszystko, ale swoje opinie dodam jeśli nie będą się pokrywały z tym co pisze baranek i/lub napisał Borsuk.

Ogólnie muszę tylko powiedzieć że poziom ostro szalał, zarówno jeśli chodzi o styl, fabułę jak i związek z tematem :)
_________________
The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 14:26   

mesiash, ja bym się chętnie przekonał czy Twoje i moje opinie się pokrywają, czy tez nie.

Rita - wyrzucić dwie pierwsze linijki, wygładzić troszkę na krawędziach i do druku.
Sprawdzian - git. Jeden z najlepszych tekstów edycji.

Sukkub - to JEST konkurs na najlepszego szorta. To NIE JEST szort.
Sztafeta - jeżeli to jest zapis marzeń sennych Autora, to ja już wolę mój sen o kozie.

Tabletka snu - przykro mi, nie doczytałem. Po pierwsze:
Cytat
Nie starałem się ich analizować i domniemywać kto ile ma lat, ponieważ nie taki był cel mojego pobytu i nie interesowało mnie to.

Dlaczego zatem Autor uznał za stosowne, by mi o tym napisać?
Po drugie:
Cytat
Podsunięto mi szklankę wody i tackę z tabletką. Po połknięciu, opróżniłem szklankę i poczułem chęć rzucenia nią o podłogę.

Nawet nie próbuję zgadywać.
Cytat
zakwitło na różnobarwne kwiaty

No nie wiem.
Cytat
Szybko opanowałem umiejętności, które nabyłem.

I to było ostatnie zdanie, które przeczytałem.


E.
Trzy głosy? Jakub, Rita, Sprawdzian.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Borsuk 
Frodo Baggins


Posty: 122
Skąd: PDKR
Wysłany: 18 Listopada 2013, 14:54   

Uważam, że każdy komu się chce powinien swoje opinie zamieścić, a jeśli są redundantne w stosunku do poprzednik, to chociaż krótko, w dwóch słowach (chociażby: zgadzam się z przedmówcą). Konkurs na pewno na tym nie straci, a czytanie opinii innych jest bardzo ciekawe.

Ja na przykład jestem zachwycony, jak prostą i, co najważniejsze, skuteczną terapię baranek zaproponował Ricie. Myślę, że autor tekstu też.
 
 
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Listopada 2013, 14:58   

baranek - Sukkub faktycznie nie jest tym, co przywykło się nazywać szortem. Podjąłem decyzję o włączeniu tego tekstu do edycji dlatego, że miał mniej niż 3.500 znaków, był fantastyczny i na temat, a także po prostu mi się podobał. A także wniósł pewną odmianę. Choć nie jestem tu obiektywny, ponieważ znam autora raczej blisko. Mea culpa, jestem tak zepsuty jak świat cały i uprawiałem trochę prywaty. :twisted:

EDIT:

P.s. Dzięki za komentarze! O to chodzi! :D :bravo
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 15:01   

Blue Adept, co Ty się tłumaczysz? Ty jesteś tylko pośrednikiem. Autor pisze. Autor wysyła. Ja czytam. I przyznaję punkty. Tyle.

Może by tak zwycięskie szorty wędrowały na nowo-w-znoju-powstający portal?
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
konopia 
Marudny maruda marudzący


Posty: 2032
Skąd: DN36
Wysłany: 18 Listopada 2013, 15:04   

+1 baranek,
Na portal czemu nie, to jakąś forma nagrody bedzie :wink:
_________________
Powinniśmy szanować poglądy religijne bliźnich, ale tylko w takim sensie i do takiego stopnia,
do jakiego szanujemy czyjeś przekonanie, że jego żona jest piękną kobietą, a dzieci bardzo mądre.
 
 
dalambert 
Agent Chaosu


Posty: 23516
Skąd: Grochów
Wysłany: 18 Listopada 2013, 15:05   

Blue Adept napisał/a
jestem tak zepsuty jak świat cały

MEGALOMAN ;P: :wink:
_________________
Boże chroń Królową - Dalambert
 
 
Blue Adept 
Borg


Posty: 1543
Skąd: Warszawa
Wysłany: 18 Listopada 2013, 15:06   

baranek - Hmm. Słusznie. Wyborcy, tfu, czytelnicy zdecydują. :wink:

A propozycja umieszczania zwycięskich szortów na portalu jest bardzo dobra, zwłaszcza że można poprosić autorów o lekkie dopracowanie tekstów i przeprowadzić dodatkową korektę. Świetny pomysł! :bravo

EDIT:

P.s. dalambert - Oczywiście, a na dokładkę masochista. ;P: No i świat chyba nie jest tak zepsuty jak ja. :wink:

P.s. 2. Dziękuję za kolejne głosy! :D

E: Poprawiłem końcówki kilku słów.
 
 
Borsuk 
Frodo Baggins


Posty: 122
Skąd: PDKR
Wysłany: 18 Listopada 2013, 16:25   

Uważam, że w zabawie, w której nie rozdajemy nagród, dopuszczenie pracy nie do końca zgodnej z wymaganiami nie jest niczym złym. W końcu nikt nie prowadzi tu na forum konkursu poetyckiego, więc jeśli ktoś chce zaprezentować swoją lirykę, to czemu nie. Można by np. takie prace wyłączyć z głosowania, i tylko wkleić w pierwszym poście, ale w sumie czemu nie, np. szort w formie ballady, z akcją i puentą, nie wydaje się wcale czymś zdrożnym.
_________________
A gdy mi się kręci
W głowie mi wiruje
Wszystko wtedy mylę
Prawdy poszukuje
Wtedy znów po wino
Idę aż do nieba
Gwiazdy jasno błyszczą
Księżyc mnie olewa
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 17:10   

Podobnie jak wystawienie kota na konkursie pudli. Kwestia gustu.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Goria 
Borg

Posty: 1520
Skąd: Wawa/Amberg
Wysłany: 18 Listopada 2013, 17:32   

W taki oto sposób świat stanął w miejscu, bo wszystko co inne zostało wyklęte :) :P Przypomniał mi się ojciec rodziny Krudów :)
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 17:46   

Czaga, jak dla mnie - możesz nawet krótkometrażowy film animowany wystawić w konkursie. Ja na niego głosował nie będę, bo zawsze uważałem i uważam nadal, że to konkurs na szorty, krótkie opowiadania. To moje zdanie i moja ocena. Ty rób co chcesz.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Goria 
Borg

Posty: 1520
Skąd: Wawa/Amberg
Wysłany: 18 Listopada 2013, 17:54   

Przecież nie każę Ci głosować :) . Wygląda na to, że poczułeś się dotknięty, co sugeruje, iż jednak jakaś prawda w Krudowaniu jest :) . Dziękuję za pozwolenie na aktywność- chociaż nie sądzę, abym go potrzebował, skoro nie przekraczam granic regulaminu.

Zmieniając temat - kolejny raz czytam Ritę i zastanawiam się ilu ojców zabiłoby swoje dziecko, aby ochronić siebie. W sumie ten ojciec zaakceptował umieranie innych ludzi, wiec nie chodziło o śmierć samą w sobie tylko jego własną.
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 18 Listopada 2013, 17:57   

Bardzo Cię proszę. Czytaj, komentuj, oceniaj. Szorty. Mnie i moje wypowiedzi niekoniecznie.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
Goria 
Borg

Posty: 1520
Skąd: Wawa/Amberg
Wysłany: 18 Listopada 2013, 18:19   

Nie oglądałeś Krudów :) . Ty wyraziłeś swoją opinię, ja wyraziłam swoją- ty jesteś za skostniałym szkieletem szortów, a ja za otwartością formy. Poczułeś się tym dotknięty - chociaż odpowiadałam ogólnie a nie kierując się do Ciebie. Ty natomiast odpisałeś mi po imieniu nadając wszystkiemu wydźwięk personalny. Nie bierz wszystkiego do siebie, a świat będzie łatwiejszy do przyjęcia.
Zresztą ty mi napisałeś abym robiła co chcę. Nie sprecyzowałeś czego ma to dotyczyć. :)

czytam i oceniam- np. jak wyżej Rita.
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37515
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 18 Listopada 2013, 18:21   

pierd*licie Hipolicie
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group