Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Nazwij to jak chcesz
Autor Wiadomość
adam sangreal 
Tom Bombadil


Posty: 26
Skąd: Latarniane Pustkowie
Wysłany: 29 Listopada 2010, 17:10   Nazwij to jak chcesz

Nazwij to jak chcesz – Medal z ziemniaka

„Stoi na stacji lokomotywa, ciężka, ogromna i pot z niej spływa…” – już od szkoły podstawowej natchnione polonistki, za pomocą wszelkich dostępnych środków mieszczących się w granicach zdrowego rozsądku bądź balansujących na krawędzi, próbują wbić do głów dzieci (w końcu do tornistrów niewiele więcej się zmieści, a wiedzę gdzieś upchnąć trzeba – podstawa programowa rzecz święta) wiersze maści wszelakiej. Wtedy, głupi i naiwny, sądziłem, że to czysty idiotyzm. Dziś, wciąż głupi i jeszcze bardziej naiwny, bije się w pierś, i chociaż przychodzi mi to z wielkim trudem, przyznaje się do błędu. Siedząc na peronie numer trzy i słuchając metalicznego głosu, który przeprasza za kolejne opóźnienie, uświadomiłem sobie, że te biedne kobiety – zbrojne ramie literatury pięknej, próbowały jedynie przygotować nas, niewdzięcznych uczniów, do mrocznych realiów jakie rządzą światem. Dały nam oręż, byśmy mogli zmierzyć się z jej szarą eminencją rzeczywistością. A skoro sprawa przywdziewa takie a nie inne kolory, jeden marny kwiatek w Dniu Edukacji Narodowej, wydaje się jakimś żartem. Strasznie ponurym żartem. Może chociaż medal z ziemniaka?
Czekając na pociąg, walcząc z nudą i rosnącym z każdą minutą rozdrażnieniem, automatycznie omiatam peron wzrokiem. Mimo, że piękno to pojęcie względne, a kanony urody to sprawa ulotna bardziej niż para w czajniku, patrząc na katowicki dworzec nie mogę oprzeć się wrażeniu, że leży od poza wszelkimi kryteriami oceny. Owszem, jest kilka przymiotników które wkradają się do głowy, gdy myślę o tym miejscu, ale wszystkie bez jakiegoś pozytywnego wydźwięku. Do tego te wszechobecne, ogarnięte furią ptaszyska, które patrzą na ciebie wytrzeszczając swoje wielkie ślepia, niczym kryjące się w cieniu bestie gotowe w każdej chwili zaatakować i wydziobać… (tak, film Hitchcocka nieopatrznie obejrzany w dzieciństwie, musiał chyba wywrzeć na mnie jakieś piętno).
Z drugiej jednak strony jakim trzeba być geniuszem, by tak wkomponować całą urodę dworca, by tylko nieliczni (tj. architekci) mogli ją dostrzec. A może wystarczy jedynie gorąca woda, cysterna pełna detergentu, młotek, kilka gwoździ i dobre chęci? W końcu brzydkie kaczątko wcale nie było takie brzydkie (właściwie nawet nie było kaczką), książki nie ocenia się po okładce, a chirurg plastyczny ze skalpelem w dłoni potrafi czynić cuda.
Ale wróćmy do meritum. Czasem nachodzi mnie dziwna myśl, że zepsuty szwajcarski zegarek musi chodzić bardziej punktualnie niż średnio sprawny polski pociąg. W takim wypadku zadajmy sobie jedno, proste pytanie - po co marnować tyle papieru, tyle bezcennej amazońskiej puszczy, by wydrukować rozkład jazdy? Nie lepiej za pomocą posłańca oznajmić, że dnia tego a tego, przy dobrej, bezwietrznej pogodzie i dobrym samopoczuciu maszynisty, można będzie liczyć na pojawienie się żelaznego rumaka? Może nawet jakiś polityk z balonikiem w dłoni przyjechałby przeciąć kilka wstęg – To ważna chwila nie tylko dla mnie, ale i dla całego regionu...
Po dwudziestu minutach czekania pociąg wreszcie pojawia się na dworcu. Rozentuzjazmowani ludzie wiwatują, nie kryjąc wzruszenia śpiewają okolicznościowe pieśni, wyłania się nawet spontaniczna grupka przypadkowo dobranych osób, które wykonują niezwykle skomplikowany układ taneczny uwieńczony żywą piramidą. Szubi, Dubi Do You can dance? Szampan leje się strumieniami. Konduktor wznosi toast, a każde jego słowo nagradzane jest burzą oklasków. Istne szaleństwo.
Jest jednak coś znacznie gorszego niż oczekiwanie. Niczym w horrorze klasy D, lub E. Tylko dlaczego to zawsze mnie spotyka?
Jak myślicie, ile przystanków wystarczy, by poznać historię wielopokoleniowej rodziny? I tu, niespodzianka – zaledwie kilka. Pod warunkiem oczywiście, że trafimy na wyjątkowo gadatliwego współpasażera, który nie ma pojęcia jak cenna może być cisza. Osobiście wydawało mi się, że otwarta książka na kolanach, słuchawki w uszach, a do tego tępy wyraz twarzy, powinien w wystarczającym stopniu zniechęcać od wdawania się w jakąkolwiek rozmowę. Niestety, niektórzy nie potrafią dostrzec tych kilku subtelnych sygnałów. No przecież nie zawieszę sobie na szyi tabliczki z wielkim napisem – Zajęty.
A może powinienem? W tym miejscu warto napomknąć o pewnym konkursie. Z ust spikera pada pytanie – Skąd pochodzi kałasznikow? – przerażone dziewczę głośno stęka, coś tam sobie mruczy pod nosem, a może zwyczajnie szlocha. Czas mija i niczym brzytwa na wzburzonym morzu wątpliwości pojawia się podpowiedz – A „Wilk i Zając”? – dziewczę jakby oświecone słabym blaskiem jarzeniówki bierze głęboki oddech, potem drugi i niepewnie odpowiada – Z lasu – niektórzy mimo tylu grzechów na sumieniu, o dziwo rozum pozostawiają cnotliwą dziewicą.
Mój prześladowca, Kałasznikow, non stop coś mówi. Co prawda niewiele słyszę, bo przypadkowo podkręciłem głośnik do maksimum, ale wiem, że ten potok słów skierowany jest właśnie do mnie. By nie wyjść na kompletnego ignoranta, co jakiś czas przytakuje ruchem głowy i czasem wykrzywiam usta w grymasie, który w zamyśle przypominać ma uśmiech (miejmy nadzieje, że nie opowiada o krwawej rzeźni). Prawdziwy dramat zaczął się jednak w chwili, gdy bateria telefonu padła martwa niczym tak zwana misja w TVP. Jakby tego było mało, pociąg zacharczał przeraźliwie, podobnie jak palacz po trzydziestu latach pielęgnowania nałogu i zatrzymał się gdzieś pośrodku niczego. Z radości mogłem jedynie walić głową w ścianę.
Ale jak radzi stare porzekadło – jeśli nie możesz kogoś pokonać, przyłącz się do niego Zacząłem słuchać tych wszystkich bredni. Kałasznikow mówił strasznie szybko i niezbyt wyraźnie. Kiedy próbowałem wtrącić coś od siebie, natychmiast mi przerywał zmieniając temat. Co ja sobie myślałem, przecież to teatr jednego aktora. Dowiedziałem się o jego przygodach z ZUS-em (ciarki przechodzą na sam dźwięk tego słowa), pracy jaką wykonuje, rodzinnych problemach, kilku zmarłych ciotkach, itd., itd., itd.
Pociąg leniwie toczył się po torach, raz na jakiś czas przystając, zapewne po to by złapać oddech. Po kilku minutach tej niebezpiecznie szybkiej jazdy zacząłem rozglądać się za czymś, co pomogłoby mi uciszyć wciąż paplający karabin. W plecaku znalazłem jedynie srebrne nożyczki, które ścisnąłem mocno w dłoń.
Nagle, na drugim końcu przedziału dostrzegłem pewną kobietę. Ciekawe gdzie zgubiła swoje skrzydła? Spojrzała na mnie wielkimi, bursztynowymi oczami i uśmiechnęła się…
O czym to ja mówiłem. Aha. No przecież czasem każdy musi się wygadać. Najlepiej nieznajomemu. Nie róbmy z tego jakiegoś wielkiego problemu.
Swoją drogą jeszcze jeden pochlebny tekst o polskiej kolei, a niedługo w każdym pociągu zobaczę swoje zdjęcie z dopiskiem – Tego pana nie obsługujemy - Dlatego spójrzmy na to wszystko z innej, bardziej optymistycznej strony. Kto inny, poza PKP, w cenie biletu gwarantuje godzinę jazdy gratis? No kto?!
_________________
„Teraz rozumiem, czemu zasadziła tu pani tyle kwiatów. Żeby zabić zapach siarki.”
Mag, John Fowles
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 30 Listopada 2010, 16:46   

adam sangreal napisał/a
mrocznych
adam sangreal napisał/a
ponurym
adam sangreal napisał/a
kryjące się w cieniu bestie


Klimat jak z Lovecrafta ;P:
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Kai 
Bloody Mary


Posty: 10167
Skąd: Śląsk
Wysłany: 1 Grudnia 2010, 21:17   

Błagam, więcej odstępów między akapitami, Piszesz coś (chyba) fajnego, ale taka masa mnie odstrasza.
_________________
- Ucieczka płynu dowodowego z miejsca zbrodni do przełyku podejrzanego!
- to nieprawda, płyn się boi pana władzy i skrył się we mnie!
 
 
baranek 
Wróbel galaktyki


Posty: 5606
Skąd: Toruń
Wysłany: 1 Grudnia 2010, 21:54   

Kai ma rację, ciężko się czyta. wizualnie męczące to jest. bo ogólnie spoko, chociaż momentami ciupkę się gubisz:
Cytat
Po dwudziestu minutach czekania pociąg wreszcie pojawia się na dworcu.


z tekstu wynika, że to nie pociąg czekał. a z tego zdania, że chyba jednak.
_________________
Życie, ku*wa, jest nowelą.

"Pisze się po to, żeby było napisane" - Zygmunt Kałużyński
 
 
adam sangreal 
Tom Bombadil


Posty: 26
Skąd: Latarniane Pustkowie
Wysłany: 13 Lutego 2011, 21:50   

Nazwij to jak chcesz - 1:14

Pociąg osobowy relacji Katowice-Częstochowa był, delikatnie rzecz ujmując, zatłoczony do granic możliwości. Niczym nieumiejętnie spakowana walizka kobiety, która nie potrafi rozstać się z najmniejszym drobiazgiem, traktując każdy z nich jak skarb, kawałek układanki, bez którego równowaga świata może zostać zachwiana, a z tego miejsca to już prosta droga do klimatycznych katastrof czy wręcz wojny atomowej, gdzie zwycięzca może być tylko jeden – karaluch. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że wszystko się przyda, prędzej czy później – Lepiej nosić, niż się prosić – usłyszałem kiedyś złotą maksymę i dochodzę do wniosku, że przyświeca ona wielu kobietom. Zastanawia mnie tylko fakt, po co zabierać na weekendowy wyjazd żelazko, suszarkę, prostownice do włosów, czy też lokówkę w zależności od stopnie zakręcenia, stos ubrań na każdą porę roku – w co wliczyć należy także anomalie, tuzin butów, kilkanaście pasków, torebki, maskotkę monstrualnych rozmiarów i zestaw kosmetyków, z którego co zdolniejszy absolwent ASP stworzyłby przyjazną dla oka kopię Panoramy Racławickiej. Jestem świadomy, że przedmioty, które wymieniłem są tylko wierzchołkiem góry, a listę można rozszerzać w zależności od stopnia kobiecej determinacji, czy też ustępliwości mężczyzny-wielbłąda, lecz nie to jest przedmiotem tej opowieści.

Istnieje wszak zasadnicza różnica pomiędzy kobiecą walizką a żelaznym rumakiem. Walizka, tuż po zamknięciu, które można z czystym sumieniem nazwać cudem, dostaje pieczątkę by otwierać tylko w sytuacjach awaryjnych, bo w przeciwnym razie następuje coś na kształt implozji, podobnej do tej, z której powstał nasz układ słoneczny. W pociągu natomiast dostrzegalny jest rodzaj cyrkulacji masy ludzkiej – wsiadają, wysiadają, znów wsiadają i wysiadają by na ostatniej stacji pociąg został nagi z uczuciem wykorzystania i osamotnienia.

Wyobraźcie sobie jednak rodzaj hipotetycznej sytuacji, gdy bilans wsiadających ma się nijak do wysiadających. Prościej – wszyscy wchodzą, a tylko nieliczni zdołają wyjść. I właśnie tak było tego piątkowego dnia. Powrót z uczelni miał być przyjemną przejażdżką, wraz z Orhanem Pamukiem i jego Czerwienią, a okazał się dramatem w kilku aktach, gdzie momentem kulminacyjnym miało być zbiorowe samobójstwo pasażerów feralnego pociągu. Miało, bo jak zwykle nikt nie poparł moich pomysłów.

Stojąc na korytarzu, ściśnięty pomiędzy wrogo nastawionymi do siebie ludźmi z tęsknotą zerkałem na siedzenia, zajęte przez śpiących pasażerów. Jako że w wyimaginowanej kolejce do zajęcia „tronów” byłem na bladym końcu – sępy krążyły wszak nad dogorywającymi zwłokami, gotowe w każdej chwili do konsumpcji. Najdrobniejszy ruch ofiar mobilizował je do skoku - szybko zająłem się ciekawszym zajęciem, za jakie uważałem gapienie się w ludzi. Wbrew pozorom nie była to jednak sprawa tak prosta. Włosy przerośniętego metalowca „Suszarki” atakowały mnie z każdym, bardziej znaczącym manewrem pociągu, a ja pozbawiony jakiejkolwiek broni, poddałem się, uznając jego wyższość. Zrezygnowany i pokonany gotowy byłem na wywieszenie białej flagi. Wszystko uległo jednak zmianie wraz z kolejnym przetasowaniem pasażerów. Myślałem, że po otwarciu drzwi nie może być gorzej – znów się pomyliłem. Z pewną satysfakcją wpatrywałem się jednak w przerażone twarze osób chcących wcisnąć się do pociągu. Niektórzy z nich starali się rozładować napięcie żartami – a co to, ewakuacja Katowic? – niestety nikt nie był w nastroju. Po dopchaniu do bagażu na kółkach, kilku zbędnych elementów, zniknęły gdzieś włosy, a wraz z nimi metalowiec, co uznałem za swoje moralne zwycięstwo. Wojna trwała dalej.

W walizce nie wszystkie przedmioty były czyściutkie i zadbane. Starsza kobiecina, którą nazwałem Skarpeta, co chwila męczyła ludzi pytaniami – A co to za stacja? A czy to już? A z której strony będzie peron? – gdyby brała udział w konkursie „Sto pytań do…” wygrałaby przez nokaut, teraz jednak chciałem wykrzyczeć jej do ucha co o niej myślę. Te tłumione emocje kiedyś mnie zabiją.

Po kolejnym rozdaniu w pociągu znalazła się grupką ludzi, która nie wiedziała co to tłumienie emocji – Te cholerne *beep* biorą pieniądze i *beep* z tego robią! – grzmiał mały „Obcas” dodając jeszcze coś o korycie, chapaniu i temu podobnej propagandzie nienawiści. Piwo, które wyjął sobie z torby szybko zamknęło mu usta i darmowe przedstawienie dobiegło końca. A szkoda, bo Obcasik dyktator mógł otrzymać mój głos.

Odejdźmy na chwilę od pojedynczych przypadków i przejdźmy do grup zorganizowanych. Miłośnicy muzyki, wierni czytelnicy, fani krajobrazu i zapaleni rozmówcy – to chyba najbardziej klarowny podział, chwilowo przynajmniej tylko na taki mnie stać.
Miłośnicy nie marnowali czasu i zaraz po zajęciu w miarę bezpiecznej lokacji na mapie wojny domowej, przystępowali do łączenia. Wciskali w uszy słuchawki i zatapiali się w płynących z nich dźwiękach. Czytelnicy z kolei to uprzywilejowana część. Taka pociągowa Sarmacja. Większość siedziała wygodnie i pochłaniała słowa jak gąbka wodę. Czytali co im się trafiło do rąk, bez wyjątków – książki, gazety, ulotki sklepów budowlanych, naklejki na szybach, autografy sprejem o wcześniejszych pasażerach, informacje PKP. Po głębszym zastanowieniu może jednak bliżej im do moli niż do Sarmacji. Za to fani krajobrazu nie byli zainteresowani niczym innym poza industrialnymi widokami – z niepokojem patrzyłem na zasmuconego mężczyznę z liściem na głowie, który wyglądał mi na ekologicznego fundamentalistę. Zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłem prześwidrować go wzrokiem. W poszukiwaniu bomby, ma się rozumieć. Kto wie kiedy pojawi się radykalny odłam Greenpeace? Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne. Ostania grupa pasażerów gadała jak nakręcona. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby robili to pojedynczo, żebym mógł posłuchać jakiejś urzekającej historii, jednak w tym zgiełku dochodziły do mnie tylko pojedyncze zdania – …Będę za godzinę…, …mam na sobie koronkowe majteczki…., …i cóż że ze Szwecji…, ….a słyszałaś że on mnie zdradza z…, …możesz przyjść z alkomatem, bo dziś nic nie piłem…. W rozmowach nie było tematów tabu, a jeśli poruszano bardziej intymną kwestie, natychmiast ściszano głos, czemu wtórowało równie natychmiastowe wyciszenie wagonu. Jeśli natomiast nie było rozmówcy – telefon komórkowy nadawał się znakomicie.

Minuty leniwie mijały, a liczba pasażerów jakby nie ulegała zmianie. Olśniony brakiem powietrza i uciążliwym zapachem perfum, potu i smrodu zapytałem sam siebie – Gdzie jest konduktor? – odpowiedz także musiałem znaleźć osobiście. W pierwszym momencie chciałem zapytać o zdanie Obcasika, jednak podejrzewając go o imperialistyczne zapędy, postanowiłem milczeć. Wyobrażam sobie co by się mogło stać, gdybym nie ugryzł się w język – Wszyscy na przód! – krzyknąłby ktoś. Niewiadomo skąd w rękach pasażerów pojawiłyby się widły i pochodnie. Rozwścieczony tłum rządny krwi ruszyłby przed siebie. Obcasik przejąłby władze w maszynowni. W każdym razie nikt nie żyłby tu długo i szczęśliwie.

A gdyby konduktor tak sam z siebie ruszyłby sprawdzać bilety? Naostrzone nienawiścią zęby tłumu wbiły się w tętnice śmiałka, ktoś wyrwał kawał mięsa z jego nogi, młoty uderzyły go w głowę roztrzaskując czaszkę na drobne kawałeczki. Ciągnące przez korytarz zwłoki wydawały dźwięk mokrej szmaty uderzanej o podłogę. Deszcz krwi pobudził tłumione instynkty.

Tak, byłem lekko zdenerwowany całą sytuacją. Oliwy do ognia dolała młoda kobieta siedząca przy oknie – Jaka szkoda, że nie ma oparcie na ręce. Tak tu niewygodnie – wyartykułowała swoim cieniutkim głosikiem. Całe szczęście, że pije dużo melisy. Po kilkunastu głębszych oddechach mogłem z podniesionym czołem powiedzieć – Nie udusiłem jej. Byłem z siebie taki dumny.

Nagle, zupełnie niespodziewanie zdarzyła się rzecz niesłychana. Tłum gdzieś zniknął. Wszyscy jakby wodzeni na pokuszenie wysiedli na peron i tam rozproszyli się by rozpocząć kolejną podróż, kto wie, czy nie gorszą. Czy było mi ich żal? Czy przez tą godzinę zdążyłem się z nimi zżyć? Czy teraz połączyła nas niewidzialna więź? Czy mogłem nazwać ich moimi braćmi, siostrami? Ależ skąd! Cóż to za brednie? Cieszyłem się, że ta banda idiotów wreszcie zniknęła, a ja mogłem spokojnie jechać dalej. W końcu następna stacja to mój przystanek.
_________________
„Teraz rozumiem, czemu zasadziła tu pani tyle kwiatów. Żeby zabić zapach siarki.”
Mag, John Fowles
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group