tak się im tylko wydaje, bo ziarna jako maszyny mają co innego na głowie niż kasowanie jakichś tam stworów, niechby nawet inteligentnych i z laserami
No fakt, oni nie wiedząc tego, a polegając na odczuciach, czuli przymus łazikowania. No dobra, bohaterowie nie mają ustawowego obowiązku grzeszenia inteligencją niech będzie, kupuję
nieważne co ziarna/sieci/inne mają na głowie, ważne, że bohaterowie zaobserwowali, że przydługi postój kończy się tarapatami. Jest o tym chyba kilka razy.
_________________ Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
Romku P., mnie się śląsko-zagłębiowski "setting" bardzo podoba, ale jedna rzecz z początkowego fragmentu mnie męczy i nie daje spokoju (choć, zaznaczam, jeszcze całości nie skończyłem): siedzą pod pałacem Schoena, nagle dzieje się to, co się dzieje, a oni "gnają" na Stawiki - w prostej linii to dobre kilka kilometrów, zakładam, że przez zrujnowane ale jednak miasto, na dodatek przynajmniej jedna osoba jest wycieńczona. A oni puf! i są na miejscu. No i jak to jest?
_________________ Scio me nihil scire.
"Nie dorastaj, to jest gupie i nie daje się cofnąć. Podobno." - Martva
Najpierw ziemia zaszeleściła jak zmięty celofan. Zaraz potem, bez dalszych ostrzeżeń, w górę wystrzelił gruby, wysoki na kilometr słup ognia. W jednej chwili wypalił grunt w promieniu stu metrów i z paskudnym cmoknięciem wyssał powietrze dokoła. Odległy o trzy kilometry od naszej kryjówki pałacyk Schoena przestał istnieć, spowiły go płomienie i gęsty dym.
<...>
Pobiegliśmy na Stawiki, kierując się na pierwszy z kilku zbiorników, odległy o jakieś sto metrów. Irytujące brzęczenie, od którego drętwiały mięśnie i pękały bębenki, stawało się coraz głośniejsze, unosiło się tuż za naszymi plecami.
Czyli oni są jakieś trzy kilometry od Schoena i sto od Stawików. Mniej więcej, oczywiście. A nie przy pałacyku.
Powiem tak: pisałem o miejscach, które znam, starałem się zasadniczo trzymać mapy
Romuald Pawlak - Pusty ogród - PUNKT
Zupełnie nie rozumiem zarzutów, że bohaterowie "tylko idą, idą i idą", i to mimo że przeczytałam je wcześniej, więc mogłam mieć już nieco zaburzony odbiór. Bardzo podobało mi się stopniowe pokazywanie Ziaren, przybyszów z innych światów i strategii przetrwania (oraz tego jak bardzo będą na dłuższą metę nieskuteczne). Nie tyle "Piknik na skraju drogi", ile "Dolina Rospudy w wersji międzygalaktycznej hardcore".
Ale zgrzytnęła mi końcówka. Przy założeniu, że jest zamknięta - przewrotna, ponura i gorzka - nie zgadza mi się metoda wabienia bohatera do pustego ogrodu. Mogę to sobie wyobrazić na zasadzie umieszczenia pojedynczego okazu ginącego gatunku jak rybkę w szklanej kuli. Może już dla niego żadnej samicy nie mieli - a zwabili wysyłając Eilo (ona była Obcą czy tylko ich produktem?) tak, jak się wabi owady na feromony. Wszystko super, ale jednak pojawia się element jego wolnej woli i wyboru. Po co? W takim układzie niepotrzebny.
Więc pozostaje wariant z rozwiązaniem otwartym - że o tym byciu ambasadorem to było serio. Dlaczego w takim razie zrobiono to akurat tak? Atmosfera wszechogarniającej obcości i niezrozumienia reguł rządzących nowym światem w zasadzie i to dopuszcza - kompletnie niepojętą logikę kierującą "budowniczymi autostrady".
Tak czy owak - punkt za całokształt pokazania scenerii i relacji między bohaterami.
Marcin Rusnak - Zabijając ptaki - PUNKT
Bardzo dobre. Klimatyczne, precyzyjnie skonstruowane. Ujęło mnie chyba połączenie różnych pozornie niepasujących do siebie elementów w spójną stylistycznie całość. Jedno z moich dwóch (obok Business is business ) ulubionych opowiadań downbylaw.
Kinga Tomczak - Podróżny
Niestety - ode mnie minus. Nie lubię mielenia w kółko, choćby nie wiem jak autotematycznie, typowych schematów fantasy i niestety bardziej mnie zirytowało niż rozśmieszyło. Ale wiecie, że ja już po prostu tak mam.
Agnieszka Hałas - Córka sztukmistrza - PUNKT
Lubię ten tekst za ponury, realistyczny nastrój beznadziei.
Anna E. Walczak - Bożowola - PUNKT
A mnie się podobało! Zeżarł mnie klimat tej planety, głupi, histeryczny główny bohater, jego dziwna żoneczka i niemowlak tak rozkosznie słodki, że aż wiadomo od razu, że zaraz stanie się Coś Strasznego.
Styl, nawet jeżeli w jakimś miejscu zgrzytnął, to podkreślał mroczną obcośc planety, a własnie nastrojem ten tekst stoi.
Jestem bardzo kiepska w domyślaniu się "o, schemat fabularny, wiadomo, co będzie dalej", bo zawsze wczuwam sie w "tu i teraz" w czasie czytania. Więc oczywiście myślałam, że skończy się inaczej (bohater raczej był typem ofiary niż drapieżcy, a nie doceniłam potencjału nieprzewidywalności żony). Jak się mocniej zastanowić, to rzeczywiście przewrotność finały jest - w swej przewrotności - schematyczna, ale raz, że dla mnie nie o fabułę, lecz o atmosferę obcej grozy, w tym opowiadaniu chodzi, dwa, że nie zgrzytało mi to psychologicznie. Biedny, niemądry, niepanujący nad sytuacją Androo nie miał za bardzo pola manewru (dopóki zależy mu na żonie - jakakolwiek by nie była). Ekstremalne warunki planety przemawiają na plus zakończenia - w warunkach "normalnych", naszych, cywilizowanych brzmiałoby zupełnie inaczej.
Wstęp o skylarku mocno, choć nie wprost, ustawia realia przedstawionego świata. Nieprzesadnie sympatycznego, nawet w wersji luksusowej.
Marcel Głaz - Judyta z Betulii
Czyta się płynnie, ale jednak na minus. Opisy wszelkich namiętności zbyt egzaltowane, na granicy kiczu, i przez to do mnie nie trafiają. I fakt, że jeżeli całe powtórzenie znanej historii ma służyć tylko sugestii - no właśnie: fascynacji? czegoś co kiedyś mogło stać sie miłością? - to jest to chyba rozpisane na za długi tekst w stosunku do treści.
Dziękuję Cranberry, podbudowujące, że chociaż jedna osoba pojęła Bożowolę tak jak sobie wymyśliłam.
Schematyczni bohaterowie, napakowani mięśniami, o umysłach ostrych jak odprysk szkła i psychice stabilnej jak Stonhenge są mocno przereklamowani i nienaturalni.
U mnie ich nigdy nie było i nie będzie
Jeszcze raz dziękuję.
_________________ Skrzypią mi gąsienice. Na motyle nie mam chyba co liczyć...
hundzia, do usług
Jakby to było w realiach ziemskich to machnęłabym ręką - że rzeczywiście: znowu groza. Ale tu chodzi o klimat!!
Poza tym w innym, obcym świecie wydało mi się to jak najbardziej realistyczne psychologicznie (w "ziemskiej" grozie byłoby "takie filmowe"). Bo tam już zaczynalo iść o czysto biologiczne przetrwanie.
Chciałem napisać długie recenzje o podobieństwie tekstów do różnego rodzaju dzieł kinematografii, ale mam czas tylko na krótkie:
Romuald Pawlak - Pusty ogród
Niczym połączenie The walking dead ze Star Trek - wciąga od samego początku, jest dużo humanoidów, podróżuje się bez celu po świecie i nie do końca wiadomo o co chodzi bohaterom. Ciężka (a może cienka?) końcówka lekko mi zepsuła całokształt.
Marcin Rusnak - Zabijając ptaki
Tytułu żadnego nie mogę podrzucić, ale to wygląda jak jakiś dramat psychologiczny o niespełnionej miłości z dzieciństwa (w filmie to ten, kto wrócił, był mordercą). Ogólnie bardzo fajnie napisane i dobrze się czytało.
Kinga Tomczak - Podróżny
Jak jakiś krótki dokument studenta szkoły filmowej, gdzie komentuje sam biegając z kamerą po ulicy. Ni to jakoś specjalnie nowe, ni to ciekawe. Niestety, najsłabsze z tego numeru zdecydowanie.
Agnieszka Hałas - Córka sztukmistrza
Przejmująca, baśniowa opowieść z dużą ilością mroku. Niesamowity klimat i 'efekty specjalne'. Szkoda że jeden z wątków tak dziabnięty i rozdrapany tylko po to żeby nie zostać wyjaśnionym (no chyba że mi coś umknęło).
Anna E. Walczak - Bożowola
Solidny horror klasy B. Naprawdę jest tu wszystko czego potrzeba. Dom na uboczu, psychopatyczny właściciel, wzbudzający odruchy wymiotne potwór (purchle na psie, dziękuję) i spodziewany zwrot akcji, który pokazuje że główny bohater to wariat taki sam jak 'główny zły'.
Marcel Głaz - Judyta z Betulii
Taka feministyczna propaganda, jak to kobitka się poświęca dla ludu, lud ją niby chwali ale nie wychwala, więc załamana popełnia samobójstwo. Wątek miłosny? No a jakże, w końcu "film" dla kobiet - spotkała prawdziwą miłość i ją utraciła. Oh, ah.
Aż 4 punkty: Bożowola i Pusty Ogród, Córka Sztukmistrza i Zabijając ptaki
_________________ The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov
hundzia, co oni wszyscy ( ) tak z tymi purchlami na psie? One miały być aż takie odrażające i ja czegoś nie doceniłam? No był pies, były purchle... W sumie taki np. buldog sam w sobie za piękny nie jest
Romuald Pawlak - Pusty ogród
Niczym połączenie The walking dead ze Star Trek - wciąga od samego początku, jest dużo humanoidów, podróżuje się bez celu po świecie i nie do końca wiadomo o co chodzi bohaterom. Ciężka (a może cienka?) końcówka lekko mi zepsuła całokształt.
Nie chciałem tego pisać, ale jednak chyba powinienem, chociaż lepiej, żeby autor nie mieszał w głowach czytelnikom.
Ale jednakowoż to opowiadanie, czy raczej nowela, ma strukturę klamrową, nie zaczyna się od StarTreka, a od prologu, który NIE DZIEJE się w Silesii. I warto o tym pamiętać, kiedy się dociera do końcówki. Bo - jak w klamrze - to obie te części spinają całość, a nie tylko ostatnia.
hundzia, co oni wszyscy ( ) tak z tymi purchlami na psie? One miały być aż takie odrażające i ja czegoś nie doceniłam? No był pies, były purchle... W sumie taki np. buldog sam w sobie za piękny nie jest
Ja z kolei nie rozumiem, dlaczego komuś może się wydawać oderwany wstęp o Skylarku. Ale ja to dziwna jestem.
_________________ Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
hundzia, co oni wszyscy ( ) tak z tymi purchlami na psie? One miały być aż takie odrażające i ja czegoś nie doceniłam? No był pies, były purchle... W sumie taki np. buldog sam w sobie za piękny nie jest
Nie mam pojęcia, czemu ludzie się tak brzydzą niewinnych purchli. Widywałam psy nieurodziwe same w sobie, z naroślami rakowymi i oparzelinami, (Tu linki wam chyba daruję) mnie to akurat nie rusza, zbyt wiele się napatrzyłam w życiu, ale dobrze wiedzieć na przyszłość. Zrobimy eksperyment społeczny. Następnym razem niewinnymi purchlami zainfekujemy kiciaka.
nimfa bagienna napisał/a
cranberry napisał/a
hundzia, co oni wszyscy ( ) tak z tymi purchlami na psie? One miały być aż takie odrażające i ja czegoś nie doceniłam? No był pies, były purchle... W sumie taki np. buldog sam w sobie za piękny nie jest
Ja z kolei nie rozumiem, dlaczego komuś może się wydawać oderwany wstęp o Skylarku. Ale ja to dziwna jestem.
Nie jesteś, bo jesteś moim targetem To ja jestem dziwna
_________________ Skrzypią mi gąsienice. Na motyle nie mam chyba co liczyć...
Kolejny kawałek przeczytałem, zatem
Marcin Rusnak - Zabijając ptaki
Tekst sam się czyta, to jest rzadka umiejętność pisać tak, aby czytelnik nie wkładał żadnego wysiłku w czytanie i tego się od dobrego tekstu oczekuje. Konstrukcyjnie rzecz przemyślana, psychologicznie wiarygodna, fabularnie poukładana, jedynie dwie rzeczy mogą dać do myślenia. "Patchwork" w ustach dzieciaka widzącego po raz pierwszy takie coś brzmi niewiarygodnie, a po drugie społeczeństwo dające przyzwolenie na stosowanie drastycznych rozwiązań, umieszczone z premedytacją w otoczce kulturowej kojarzonej z przemocą miałoby latami tolerować u siebie odmieńców oskarżanych o najgorsze rzeczy? Toż wyrznęliby ich u zarania dziejów, porąbali maczetami, spalili nocą, a nie hodowali na własnym podwórku. Żeby chociaż ochronę mieli, albo w dzielnicy dyplomatycznej mieszali, no, wówczas tak, świat nie staje na głowie. Ale tak bez przelewu krwi? Toż to czysta fantastyka
Nie chciałem tego pisać, ale jednak chyba powinienem, chociaż lepiej, żeby autor nie mieszał w głowach czytelnikom.
Ale jednakowoż to opowiadanie, czy raczej nowela, ma strukturę klamrową, nie zaczyna się od StarTreka, a od prologu, który NIE DZIEJE się w Silesii. I warto o tym pamiętać, kiedy się dociera do końcówki. Bo - jak w klamrze - to obie te części spinają całość, a nie tylko ostatnia.
Przyznam się, że musiałam sięgnąć wczoraj do tekstu - bo jego "treść zasadnicza" jest na tyle sugestywna i wciągająca, że oczywiście o "otwierajacym nawiasie" klamry calkowicie w czasie czytania zapomniałam. I wiesz co? Chyba mi to wyszło na dobre. Tzn. i tak miałam zaspoilerzoną koncówkę, ale na własne życzenie i ryzyko. A tak? No nie wiem... Chyba rozumiem zamysł - tę sugestię pewnej niesamowitości i smutku, ale gdyby ktoś cały czas o początku pamiętał, no to w tekście już nie ma praktycznie żadnego elementu zaskoczenia.
Tak, wiem, czepiam się Bo mnie się opowiadanie podobało głównie dla "środka" - dla całego tego obrazu świata w trakcie katastrofy.
"Nowela" - ojejku, ja tak lubię polskie znaczenie tego słowa, musimy mieszać definicje? O tym tekście można powiedzieć naprawdę wiele, ale nie, że jest nowelą w polskim tego słowa znaczeniu.
No dobra, ale jak w takim razie nazwać ten utwór? Opowiadaniem na 120 tysięcy znaków? Toż to prawie mikropowieść, choć owszem, znów - niedefinicyjna w polskiej nomenklaturze. Tylko wiesz... polskie nazewnictwo średnio przystaje do sytuacji. Bo Tobie chodzi o wątki, jak się domyślam (i wtedy masz rację), natomiast o wiele bardziej sensowny jest podział nie strukturalny, wewnętrzny, bo to nieco uznaniowa rzecz, tylko po prostu objętościowy, anglosaski.
A co do adremu, nie zgodzę się
Spoiler:
Klamra - czytana uważnie i ze zrozumieniem, a także z powrotem do pierwszego nawiasu, czyli samego początku - nadaje wędrówce bohatera inny sens, nie uważasz? Jeśli wyrwiesz klamrę, masz fajną przygodówkę o Obcych. Kiedy zestawisz to z klamrą i tytułem, pojawia się symbolika. Mam rozwijać?
Bo Tobie chodzi o wątki, jak się domyślam (i wtedy masz rację), natomiast o wiele bardziej sensowny jest podział nie strukturalny, wewnętrzny, bo to nieco uznaniowa rzecz, tylko po prostu objętościowy, anglosaski.
Dla mnie anglosaski nie przemiawia nijak. Jako do czytelnika. Objętość to problem autora i wydawcy, to problem "czy mi to opublikują w SFFiH" i "w jakiej kategorii będę z tym startował do Zajdla". Dla czytelnika jest "opowiadanie" (coś co czytał w prasie lub antologii") i "książka" co w przybliżeniu oznacza powieść, ale nie musi być rozdmuchaną cegłą na 650k.
Natomiast czytelnika (który nie ma pliku .rtf i nie wie, czy to 120k, 125k i w ogóle o co chodzi z tą liczbą znaków ze spacjami) konstrukcja fabularna interesuje jak najbardziej.
Poza tym, Romku, młodzież czyta, nie zda ktoś przez Ciebie matury i co będzie?
Co do symboliki - widać ją tez z samej końcówki. Bardzo i zdecydowanie. Można dyskutować, czy akurat TAKIE jej pokazanie mi odpowiada, natomiast nie sposób jej nie widzieć. Ale nie upieram się, że klamrowość jest złym pomysłem.
Edit: To, że Ogród nie jest nowelą w polskim słowa znaczeniu, wiecej - że chyba żadna anglosaska "novella" na 130 czy 150k nią nie będzie - nie jest "uznaniowe", tylko jest po prostu faktem wynikającym z definicji.
Edit: To, że Ogród nie jest nowelą w polskim słowa znaczeniu, wiecej - że chyba żadna anglosaska novella na 130 czy 150k nią nie będzie - nie jest uznaniowe, tylko jest po prostu faktem wynikającym z definicji.
http://en.wikipedia.org/wiki/Novella
Wersja skrócona: The Science Fiction and Fantasy Writers of America Nebula Awards for science fiction define the novella as having a word count between 17,500 and 40,000.[2] Other definitions start as low as 10,000 words and run as high as 70,000 words.
Mój "Pusty ogród" ma 18 350 słów
Edit: polskie definicje literaturoznawcze są bardzo nieostre, niestety, uznaniowe. Niemal wszystko może być powieścią. Niemal wszystko, opowiadaniem. Różnica pomiędzy bajką a baśnią, o Jezu!
Nie, żeby nie warto było używać definicji jako pewnych skrótów myślowych, ale problem, jak nazywać długie utwory, nie ja wymyśliłem już to ćwiczył np. Huberath z "Drugą podobizną w alabastrze" - tekście zamieszczonym w zbiorze opowiadań. Długim. Powieść, mikropowieść, nowela, opowiadanie?
Oj, niech mnie jakiś polonista poprawi jeśli się mylę, ale to chyba taka różnica, jak między "pathetic" a "patetyczny"...
Wg słownika terminów literackich:
Nowela - wł. novella, ang. short story, novelle, fr. nouvelle, niem. Novelle - prozaiczny utwór epicki niewielkich rozmiarów o skondensowanej i wyraziście zarysowanej akcji. Zasadnicze cechy [...]: zwięzłość wynikająca z eliminacji czy daleko posuniętego ograniczenia motywów luźnych, epizodów, postaci dalszoplanowych, elementów opisowych, [...], dygresji itp.; prostota i przejrzystość fabuły będącej zwykle jednowątkowym przebiegiem zdarzeń; dramatyczny charakter fabuły: wysoki stopień zagęszczenia doniosłych dla bohatera zdarzeń [...], rozwijanie się akcji w kierunku mocno zaznaczonego punktu kulminacyjnego, w którym decyduje się los bohatera, dobitność rozwiązania akcji i pointy; zrygoryzowana i zwarta kompozycja o wyraźnie określonym ośrodku[...] Spośród gatunków epickich n. wyróżnia się szczególnie wysokim stopniem ograniczeń konstrukcyjnych [...]
Utwór, którego cechą definiującą jest to, że ma między 17,500 a 40,000 słów, po polsku nazywa się chyba mikropowieść...
Edit: http://pl.wikipedia.org/wiki/Nowela
i owszem, linkuje do angielskiego hasła "Novella", ale IMO błędnie, bo gdzie Rzym, gdzie Krym: "Janko Muzykant" i "Nasza szkapa" to przykłady nowel omawiane w szkole, i jako żywo nie liczą sobie 17,5 tys. słów...
Co do różnicy między bajką a baśnią - słowo "bajka" jest potocznie używane w błędnym znaczeniu. Bajka = bajki Ezopa czy Krasickiego, baśń = baśnie Andersena, Perraulta czy pani d'Aulnoy.
Fantastyka wywodzi się z tradycji anglosaskiej, przynajmniej głównie do tej się odwołujemy w terminologii. Ja zaznaczyłem, że używam tego systemu - i cytowanie jest w tym kontekście poprawne dla mnie nowela w sensie polskim jest z kolei czymś nieco abstrakcyjnym, bo odpowiada temu, co zwykle rozumiemy pod pojęciem "opowiadanie".
Aha, teraz widzę, że dałem zły link do noweli, tu poprawny: http://en.wikipedia.org/wiki/Novella
A ja różnicę między baśnią a bajką znam, w końcu piszę dla dzieci ale mylone to jest nagminnie.
Definicyjnych sporów nie ma co ciągnąć, to nudne dla czytelnika
Romku, jest kilka gatunków, które mają bardzo ścisłe reguły. Należy do nich nowela. Tak jak nie każdy wiersz jest sonetem czy haiku, tak nie każde krótkie (!!) opowiadanie jest nowelą i trudno się tu spierać o fakty. Zwłaszcza, że - jako się rzekło - młodzież czyta i może przez to punkty na maturze stracić
Natomiast powiem szczerze: problem gatunkowej przynależności Drugiej podobizny w alabastrze został mi uświadomiony dopiero, kiedy zaczełam uczestniczyć w takich właśnie "środowiskowych" rozmowach. To JEST kwestia uznaniowa i powiem szczerze, że dla mnie nieco sztuczna. Ważna chyba naprawdę tylko dla wydawcy i komisji zajdlowej. I autora "jako kontrahenta wydawnictwa" (czy mu to wydadzą samodzielnie czy w antologii) a nie "jako artysty".
Natomiast czy piszę krótkie opowiadanie czy nowelę to jest problem zdecydowanie artystyczny, bo nowela ma pewne zasady.
Okej, przecież ja dobrze wiem, że właśnie bojkotuję oficjalne definicje, które znam. Więc zgoda - młodzieży droga, nie uczcie się definicji do testów z poglądów Romka P.
Problem tkwi w czym innym: ścisłe definicje, te polskie - wg ilości wątków i kreacji świata - są dobre tylko dla literaturoznawców. Czy dla autorów? Tu się nie zgodzę. Ja, gdy piszę, owszem, zastanawiam się nad kompozycją, ilością wątków etc, ale za Boga nie mam zamiaru ustalać sam ze sobą, czy to jeszcze opowiadanie, czy już mikropowieść. Bo i po co? Mnie interesuje efekt artystyczny.
A w rozmowach z czytelnikami definicje literaturoznawcze zwykle są już w ogóle nic niewarte. Czytelnik dostał do ręki zbiór opowiadań, a Ty mu uściślisz, że nie opowiadań, bo tam jest sześć nowel, jedna mikropowieść i powieść cała na dodatek? Ja tego nie kupuję
I pass a w ogóle nie wiem, czy naszej dyskusji nie należałoby albo przenieść do mojego wątku albo wydzielić w osobny, bo tu zamulamy
Agi, to ja to potraktuję jako zaproszenie
Więc dla mnie też podział opowiadanie - mikropowieść - powieść jest absolutnie płynny, ale z takim oślim uporem uczepiłam się tej noweli dlatego, że tam ta wyrazistość linii fabularnej, skupienie na samej HISTORII (bez tła czy psychologicznych niuansów, które przecież tak lubię), wyrazista puenta - to jest ciekawe właśnie literacko. Że czasem można szerzej i bardziej bogato, a czasem - mocno fabularnie między oczy. I że noweli trudno zarzucić, że tło tylko zarysowane, "bo ten gatunek tak ma".
Zastanawiałam się właśnie (a Agi mnie zmotywowała do podzielenia się tą myślą), na ile Podróżny to właśnie nowela. Bo juz Zabijając ptaki mi nie bardzo pasują - ale tu już rzeczywiście wkraczam na grząski grunt subiektywnych odczuć. W tekście Rusnaka jest dużo retrospekcji, a nie wiem, czy nowela to jednak nie jest tak klasycznie: kawa na ławę po kolei, tak, żeby sama fabuła musiała się bronić.
A ja się zastanawiałem na ile Zabijając ptaki jest erotykiem. Całkiem serio i wyszło mi, że jednak trochę nie
Oj, bo się sztywno trzymasz jakiejś tam nomenklatury. Myślę, że spokojnie możemy założyć, że istniej kultura (wewnątrz- lub pozaziemska) według której jest erotykiem, utworem propagandowym, trzyaktówką z zadęciem ekokrytycznym albo instrukcją obsługi pralki.
Wszak kosmos jest wielki, a żadna kultura nie przetrwa długo, jeśli nie zacznie wszystkiego szufladkować
_________________ There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum