Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Blog li to czy blog li-to-nie... ?
Autor Wiadomość
Piech 
Hieronim Berbelek


Posty: 3569
Skąd: Poznań
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 13:55   

Cytat
Dunadan:... to co nam pozostaje?

Gdybym was adoptował bylibyście braciszkiem i siostrzyczką, a ja byłbym złym ojczymem.
_________________
Nie wyrabiam psychicznie, gdy skarpetki są nie do pary.
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 14:00   

Cytat
Gdybym was adoptował bylibyście braciszkiem i siostrzyczką, a ja byłbym złym ojczymem.


Fajnie...
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 14:10   

No i w końcu przyszedł czas na zmiany. Sam nie przyszedł, oczywiście. I nie przyszedł bezboleśnie. Można obrazowo powiedzieć, że w ogóle nie przyszedł, tylko się wyczołgałam resztkami sił na światło dzienne. I można obrazowo powiedzieć, że się odłączyłam z Matrixa. Dosłownie się odłączyłam. Sama. Wiem, że wersja opowieści snuta przez braci Wachowskich wyklucza samoistne odłączenie. Nawet w przypadku Neo, wybrańca. Który jakoby nie patrzeć został odłączony przy pomocy osób trzecich.

Ale Keanu jest piękny i jestem w nim zakochana od lat.
I w Rickmanie Alanie. Chociaż on ma trzysta lat. I nie jest piękny. Ale ma taki głos, że nic więcej nie potrzeba. I jeszcze kocham Garego Oldmana. Jako aktora.
No i Orlando… piękny Orlando. Za piękny.
I sir Antony Hopkins. Tego kocham również.
I Sean Connery. Ów jegomość również ma trzysta lat i sepleni. Ale za to jak wygląda i jak sepleni.

Skoro już się odmatrixowałam to się odmatrixowałam. I nie było już drogi odwrotnej. Zresztą, to bardzo dobrze, że powrotu nie było. Owszem, musiałam poczekać deczko, coby owe gluty (z których na filmie wyciągają pięknego acz łysego Keanu) ze mnie spłynęły… owszem, poczekać trzeba było, aż nauczę się pewnych socjologicznych odruchów na nowo… No i musiałam wrócić do „mnie” przed „zmatrixowaniem”, czy też gdzieś na niniejszym forum użyłam ulubionego określenia Borga przed „zasymilowaniem”. Tak czy inaczej oba określenia są poprawne, oddające znaczenie oraz natężenie sytuacyjne. W obu sytuacjach byłam, ale już nie jestem i prawdę mówiąc powinnam teraz usiąść grzeczne przed komputerem i napisać poradnik jak owych sytuacji uniknąć, a jeżeli się w owych sytuacjach ktoś znajdzie i zagubi, to jak wyjść. I jak sobie poradzić po owym „wyjściu-odłączeniu”.
Po to są poradniki. Żeby poradzały.
Ale ja nie mam bladego zamiaru pisać poradnika. Nie mam zamiaru nikogo pouczać, ani robić za „sowę mądrą”, czy też za inne stworzenie/zjawisko porado-dajne.
I teraz to napiszę.
To słowo.
*beep*.

A najlepsze doświadczenie zdobywa się na własnych błędach czy nawet nie błędach, ale krokach… czymś w podobie. Nie wiem jak to określić, ale wiem, że wszyscy tu obecni wiedzą o co chodzi. Wiem, wiem, za dużo „wiem” w powyższym zdaniu. Trudno się mówi i pisze się dalej.

Skoro już opadły ze mnie resztki matrixowych glutów i skoro już mogłam się normalnie na siebie w lustrze popatrzeć, znaczy zmniejszyłam swoją skalę cielesną. Tak się stało, po długich miesiącach się stało, a nie z dnia na dzień… Oj, nie. Dotarło do mnie, że istnieje kilka rzeczy, które zawsze chciałam, a nie zawsze mogłam. I to „niewiadomodlaczego” nie mogłam… Takie pętle uczuciowe, czy coś. No, a skoro już owych pętli nie było na mojej szyi ani na innych częściach ciała… to znaczy, że byłam i jestem, uwaga literuję:
w
o
l
n
a
Piękne uczucie. Normalnie piękne. I nie do opisania, serio. Trzeba przeżyć. Polecam.
Oczywiście, że chciałam pomalować sobie twarz na niebiesko, założyć kilt, wziąć topór, wybiec na ulicę i wzorem nikogo innego tylko pięknego Mela Gibsona wyryczeć: FREEEEEDOOOOM !!!!
Właśnie. Pisałam, że kocham Mela Gibsona? Znaczy jego młodszą wersję, taką raczej Mad Maxową… Pisałam? Nie pisałam? To piszę: Kocham Mela Gibsona w wersji Mad Maxowej.

Ale oraz mimo chęci tegoż nie zrobiłam. Nie krzyczałam FREEEEEEDOOOOOOM!!!
Nie dlatego, że mam coś przeciwko malowaniu twarzy na niebiesko. Owszem, niebieski kolor nie należy do moich ulubionych. Czerwony, kocham kolor czerwony. Dobra, mogę sobie pomalować twarz na czerwono. I pójść na mecz naszej reprezentacji piłkarskiej i tam na owym meczu będę mogła się drzeć w niebogłosy. A moje darcie tam jednakowoż zniknie w darciu wielogardłowego tłumu, a przez to, że zniknie, nie przyniesie efektu dźwiękowego. Znaczy, wydrę się, gardło mnie rozboli, pobrudzę sobie gębę przedtem i nic z tego nie będę miała. Znaczy, żadnej ostentacji.

Dobra. Może i z niepomalowaną twarzą na niebiesko ani tym bardziej na czerwono, może z potarganymi włosami i w zwykłej spódnicy (a nie kilcie) poszłam sobie w tak zwaną FREEEEEDOOOOM !!! i pierwsze, co stwierdziłam, to że mam parcie na „dziarę”.

Parcie, to takie bardzo wizualne określenie, prawda? Znaczy, że posiadałam bardzo wielką ochotę, żeby posiadać – uwaga! Użyję teraz określenia środowiskowego – DZIARĘ.
Dziarę, znaczy tatuaż. Dziarę, a nie dziurę. Dziarę, znaczy obrazek farbowany-nakłuwany naskórny, a co za tym idzie trwały.
Dziarę.

Nie posiadam tendecji paplania (mimo, że słowotok owszem, ale raczej literaturowy a nie werbalny, chociaż…) aczkolwiek zdarzyło się, że powiedziałam jeden raz za dużo słowo „tatuaż” do pewnego ucha. A że powiedziałam raz tylko owe słowo, w odniesieniu do mnie, a owe ucho należało do mojej teoretycznie dobrej koleżanki, to się po owym jednym słowie zaczęło.

Kobiety w trybie natychmiastowym zwołały sabat, obsiadły mnie jak szpaki czereśniowe drzewo i… Dla wyjaśnienia dodam, że nie udzielałam żadnych odpowiedzi na zadawane pytania. Pytania padały z częstotliwością karabinu maszynowego. Nie było sensu w ogóle odpowiadać. Na początku chciałam, ale doszłam do bardzo szybkiego wniosku, że żadna z szanownych koleżanek nie raczy mnie słuchać. Wyszłam więc w pewnym momencie ze spotkania, zostawiając niewiasty we własnym towarzystwie. Wyszłam do kuchni, a one zostały w pokoju. Słyszałam wszystko i stąd właśnie wiem, jakie padały pytania. Nadal padały pytania w moją stronę, mimo że mnie w pomieszczeniu nie było:

- Ale dlaczego?
Bo zawsze chciałam? Ale to chyba nie jest dostateczny powód dla społeczeństwa, że ktoś czegoś zawsze bardzo chciał. Społeczeństwo zawsze zada takie jedno pytanie, na które w pewnym momencie może po prostu zabraknąć odpowiedzi. To pytanie zadają również dzieci, chcąc się dowiedzieć na przykład jak powstał kosmos. No to wykłada się dziecku teorię Wielkiego Wybuchu. I tak właśnie powstał Wszechświat, moje dziecko. Ale dlaczego tak? Spyta dziecko. Bo nie inaczej, padnie odpowiedź. Ale dlaczego…? DLACZEGO?


- W twoim wieku?

No w moim wieku. A w jakim wieku jest najlepiej wykonywać tatuaż? Może w wiekach średnich? Nakłuwać niemowlaki? A może staruszki?

- Nie boisz się?
Nie.

- Bo ja słyszałam, że to boli strasznie.
Pewnie tak. Ale dam radę.

- I krew leci, wiesz?
Tak bywa, jak się skórę nakłuwa. Chyba, że skóra jest zdarta i wyprawiona. To wtedy krew nie leci, jak się tą skórę nakłuwa.

- A ja słyszałam, ze normalnie się można czymś zarazić.
Zarazki są wszędzie.

- Wiesz, a co zrobisz za lat powiedzmy dwadzieścia? Jak będziesz już stara, pomarszczy ci się skóra, a ta na ramieniu będzie tak smutno zwisała?
Nie wiem co zrobię za lat dwadzieścia. Może już nie będzie mnie na świecie. Może jutro uderzy w Matkę Ziemię asteroida wielkości lodowego czopu na biegunie i cała ludzkość poleci organoleptycznie badać najdalsze zakamarki kosmosu.
Daj mi spokój, głupia babo.


- No, a jak się facet pomyli, na przykład?
To trudno. Będzie poprawiał. Jest taka możliwości przecież.

- I co, będzie jak na filmie, że wchodzisz do jakieś podejrzanej speluny i na zapleczu wydziarany po uszy facet posadzi ciebie na jakimś obskurnym fotelu i zacznie dziarać zardzewiałą igłą?

Tak i poproszę jeszcze owego grubasa, żeby ową zardzewiałą igłę wyjął z kosza na śmieci. Taką igłę z resztkami czyjeś krwi, przyklejonymi strzępkami skóry i dodatkowo jeszcze ową igłę teatralnym gestem ów grubas odklei od jakiejś poczerniałej śmierdzącej gazety.

- Uspokój się Anka, przecież tak się robi w więzieniu.
Tendencyjnie.

- A ty skąd wiesz, że tak się robi w więzieniu?
No właśnie.

- Hej, Magda, ale wiesz, tatuaż jest już na całe życie.
Wiem.

- A ty chcesz mieć taki trwały tatuaż?
Nie, taką naklejkę znalezioną w opakowaniu chipsów sobie nakleję.

- A gdzie chcesz go mieć?
Na ramieniu.

- A nie wolałabyś gdzieś w miejscu niewidocznym?
Nie!

- Ojej, no przecież na ramieniu chyba, a jak będziesz MUSIAŁA iść na wystawny bankiet w takiej wiesz, błyszczącej, wieczorowej sukni na ramiączka i co? Założysz szal? Nałożysz podkład na skórę ramienia? Wiesz, ja słyszałam, że ludzie z tatuażami są niemile widziani na salonach.

Tak, mogłam wyjść z kuchni i wbić tej dziewczynie jakiś ostry przedmiot w oko. Mogłam, ale czyn ów zostawiłam w kwestii wyobrażeniowej. Tak właśnie zrobiłam. I wyobraziłam sobie jeszcze coś innego. Że wchodzę na salę bankietową, ubrana w taką suknię. Czuję się jak debil, ponieważ wszyscy na mnie patrzą, i na mojego smoka na ramieniu. Jakieś lafiryndy wyfiokowane, panowie przebrani za pingwiny. Wszyscy się patrzą. I po ich minach widzę, że po pierwsze są zgorszeni, a po drugie nad moją głową unosi się wielki znak zapytania. Nie dość tego, świeci się i obraca. Taki wielki, trójwymiarowy pytajnik. Do zdania, które już raczej nie unosi się nad głową, ani tym bardziej nie obraca. Z braku miejsca nad głową.
- Co ja tu, k**** robię?
Ten pytajnik właśnie.
Niczym bohater kreskówek wyciągam zza siebie miotacz ognia i leeeecę po stole z przystawkami. Robię ekspresowego grilla.
Biorąc pod uwagę rozmiar planowanego tatoo musiałabym wypaćkać na ramię całe wiadro podkładu. Albo po prostu wziąć pędzel i chlapnąć sobie plamę z farby olejnej na ramię.
- Wie pan, panie Hrabio, mam w domu remont i akurat się złożyło, że ramieniem malowałam kaloryfery.
Ludzie z tatuażami nie pasują do salonów.
A ludzie z kolczykami w miejscach innych niż owe kolczyki są „tendencyjnie” przeznaczone?
A ludzie w farbowanymi włosami?
A „puszyści”?
A anorektycy?
A ludzie z innym kolorem skóry?
A samotne matki?
A samotni ojcowie?
A rozwodnicy i single?
A „kochający inaczej”?
A ludzie innego wyznania?
A wielbiciele disco-polo, Mandaryny, Bee Gees i tego typu dźwięków?
A Mowgli?
A rowerzyści, motocykliści i kierujący traktorem albo samochody z wielkim „L” na dachu?
A Drag-Queens?

No i się zagalopowałam.
Ja tutaj nie będę zakreślała kręgów wszechobecnej tolerancji w naszym wielce tolerancyjnym społeczeństwie.
Bez komentarza, dobrze?
Bo mi ciśnienie podskoczy, dostanę wylewu i do końca życia będę miała (w najlepszym przypadku) zaburzenia mowy oraz motoryki małej.

Albo inaczej: Wchodzę na bankiet, w owej sukience. I owa sukienka nie skrywa mojego ukochanego tatoo. Ale nie wchodzę na bankiet sama. Jest ze mną osobnik nie wymieniony na liście „osobników nie pasujących do salonów”. Jest ze mną nikt inny tylko mój ukochany Yautja. Predator, znaczy. Ale go nie widać, bo się cwaniak oblekł w kamuflaż-niewidkę.
- Widać mnie, nie widać mnie… - mamrocze drepcząc obok.
- Ty nie bądź taki mądry – mówię do niego półgębkiem. – Skąd wiesz, czy któryś z tutaj obecnych nie posiada termooptycznego wizjera wbudowanego w gałkę oczną, co? I widzi ciebie, dziadu jeden, jak na tak zwanym talerzu.
- On zaraz będzie na talerzu, raczej – odparł Predzio. – Patrz Lahkoona ile tutaj skulsów.
- No widzę, widzę. Tylko wiesz, to nie film jest i raczej się powstrzymaj, dobrze?
- Ale stado… Przegonić?
- To sobie przeganiaj, jak chcesz.
- Wiesz, jak są u wodopoju, to żadne polowanie. Się nie godzi.
- I ty Brutusie?
Dla zainteresowanych powiem, że rozmawiamy w języku Yautja, którego się nauczyłam ze słowników dostępnych w internecie. Deczko tylko to dziwnie wygląda, kiedy z Predziem rozmawiamy. Ja wiem, że on jest obok, to do niego gadam. Półgębkiem, ale czasami jak mnie zdenerwuje to gębą całą. Świat go nie widzi, a ja gadam do powietrza. I tak sobie gadamy czasami. A na owym wyimaginowanym party salonowym tez sobie gadamy. I w pewnym momencie zobaczyłam, jak podchodzi do mnie pewna starsza, dystyngowana pani.
- Dzień dobry, Magdaleno.
- Dzień dobry Hrabino.
- Ale stara samica i jaką starą oraz spróchniałą skull ma – wybulgotał do mnie Predzio. I dodał bulgot oznaczający obrzydzenie. - C'jit! (wybulgotał na końcu, a to znaczy mniej więcej: niech cię szlag trafi!)
Chciałam wybulgotać, żeby nie krakał, ponieważ Hrabina jest na tyle stara, że trafić ją szlag może w każdej chwili. Nie powiedziałam jednak tego zdania, z wielu względów. Po pierwsze nie wiem jak po Yautjowemu jest krakać.
- Widzę młoda damo, że postąpiłaś awangardowo i ozdobiłaś ciało – staruszka przysunęła do nosa okulary, a nos do mojego ramienia. Akurat tak się złożyło, że Predzio stał obok tego ramienia.
- I do tego dziwnie pachnie… - mruknął.
- Ty się uspokój, dobrze?! – Syknęłam do niego półgębkiem, ocierając ślinę z brody, ponieważ się oplułam. Język Yautja to coś w rodzaju „językołamacza” a do tego ma apostrofy w dziwnych miejscach, więc wymaga nienagannej dykcji. Której ja oczywiście nie posiadam. Ale nic to. Staruszka na dźwięk mojego "bulbulbul" wyprostowała się jak struna.
- Czy to do mnie było to bulgotanie, młoda damo?
- Nie – odparłam, zgodnie z prawdą i się oczywiście wyszczerzyłam.
- Do mnie, stara samico, to było – wybulgotał Predzio, ale że go nie widać, to wyszło znowu na moje bulgotanie.
- Ale coś bulgotało w tej okolicy – Hrabina wymachnęła starą ręką w stronę mojej głowy.
- Jak jej machnę zaraz z nadgarstka, to normalnie… - Predzio zaczął bulgotać po swojemu, ale wykonałam nagłego kuksańca i złapałam się za brzuch.
- Widzi Hrabina, mam wzdęcie. To żołądek mi bulgocze aż tak strasznie…
Zawsze robię z siebie idiotkę, żeby uratować komuś głowę. Zawsze. I co z tego mam? No, dobra, Hrabina się przejęła moim wzdęciem i sięgnęła do swojej torebki/przenośnej apteczki po espumisan. Dla zachowania pozorów musiałam połknąć oraz wysłuchać opowieści o perturbacjach peregrynacyjnych Hrabiny.
Predzio tego nie mógł słuchać. Bulgotnął coś o tym, że stare Ooman (człowiek) są obrzydliwe i on się normalnie ciężko zastanawia nad zmianą preferencji czaszkowych. Już legalnie, aczkolwiek krótko odbulgotnęłam, żeby się nie wygłupiał i poszedł się zabawić.
To poszedł.
A że następnie w wiadomościach były doniesienia o serii tajemniczych mordów w Siemiatyczach i ze ktoś tam bez skóry zwisał z sufitu, to już nie wiem dlaczego.
Tyle dywagacji a propos bankietu.


- Mroczna się robisz, Magda.
Że jaka? Że jaka się robię? Że jaaaaaaaaaaaaaaka?

No dobra, ufarbowałam sobie włosy na czarno, owszem. To znaczy przyciemniłam moje i tak bardzo mi się przyciemniły, że wyszły czarne. A farba miała być „ciemny brąz”. No nic, taka moja cecha włosowa. Się wzięło i za dużo czegoś zaabsorbowało do struktury . Nie wiem. Poza tym ja zawsze chciałam mieć włosy rude. A przynajmniej na głowie.

Artystę znalazłam prawdziwego, nie tam żadnego zwykłego "dziaratora"
I to nie żabkę mi narysował, nie motylka na tyłku, nie różowego misia na ramieniu, tylko mordę smoka. A, że wywalony ma ozór i wyszczerzone kły, ślinę na języku i białe oczy, wystawia pazury i w ogóle jest piękny, to już tak miało być.
Mroczna?
No dobra, lubię się ubierać na czarno. Co z tego. Lubię się ubierać na czerwono.
Mroczna?
Kiedy obcięłam włosy, i przyszłam z takimi do pracy obciętymi, jeden kolega powiedział, że wyglądam jak wokalista Tokio Hotel. Nie wiedziałam jak zareagować, biorąc pod uwagę, poranną godzinę wypowiedzianej uwagi oraz fakt, że w krwioobiegu zabrakło mi kofeiny. Poranna zdolność do celnej riposty po prostu wtedy nie działa. Znaczy bez kawy.
Drugi kolega prawie się zakrztusił ze śmiechu, na wieść o tym, żem podobno mroczna.
- Ty młody, dlaczego się śmiejesz?
- Mroczna? Ty mroczna? Buchachachacha!!!
Turlał się po podłodze (metafora taka) i dostał ślinotoku (dosłownie, bez przenośni).
- Magda mroczna? Ty nie wyglądasz mrocznie, laska, ty wyglądasz jak… SURYKATKA… buchachacha.

Tak.
Jedni twierdzą, że jestem mroczna. Inni, żem surykatka, jeszcze inni, że „jak ten *beep* z Tokio Hotel” wyglądałam po wyjściu do fryzjera. Predzio twierdzi natomiast, że już lepsze samice widział i naprawdę to ja jestem jak wyskubany kurczak. Podniosłam palec wskazujący i wybulgotałam do niego, że ja też lepszych samców widziałam, a poza tym siatkowane rajstopy, które on sobie wesoło nosi na udach, to są już dawno niemodne.
To powiedział, żebym się nie mądrzyła, bo zrobi ze mnie mielone kotlety.
To odpowiedziałam: a proszę ciebie bardzo, prymitywie, jakżeś taki damski bokser!
To nie zrozumiał słowa „prymityw”.


CDN.
Ostatnio zmieniony przez Lahkoona 25 Wrzeœśnia 2006, 19:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 16:12   

Z tym tatuażem to było tak. Mam go. Długo czekałam, się doczekałam, mam. Jestem zadowolona. Jest fantastycznie.
Z kolczykami było tak. Mam je. Najpierw był jeden. I podbite oko, znaczy nad okiem podbite. Następnie, jak się zagoiło, to poszłam po drugie przekłucie obok poprzedniego. Też wypłynęła mi śliwa, bo to tak jest, ale się zagoiła. I mam biżuterię nad prawym okiem. Podwójnie mam.
Jest fantastycznie.
Fantastycznie?
Fantastycznie.
Też tak sobie mówię.

I tyle fantastyki w elementach zdobiących na ciele moim.

Jeżeli chodzi i inne zdarzenia warte wpisania w niniejsze okienko, to po „długim procesie tentegowania w głowie” (jak mówił samozwańczy król lemurów Julian 13-ty na filmie pt. Madagaskar) zdecydowałam opisać nic bardziej tylko „moje pożycie z Predatorem” w aspekcie oraz wydźwięku jakimś-tam-aczolwiek-pasującym-do-sytuacji.
Ponieważ w pewnym momencie Predzio pojawił się w moim życiu.
Lubię dziada.

Chociaż często dostaje ode mnie w czaszkę.

CDN.
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 17:53   

No ok ok... dam ci napisac w spokoju, nie spiesz sie, ponysl i w ogole...
A co do nicka - mozna zadac osobiste pytanie?... kurde, co ja? przeciez to blog :P
Skad taki nick?
Co do tych zaredczyn - to tez nie dla mnie, zbyt niesmialy jestema pzoa tym to jakies takie... patetyczne? no chyba ze powiezmy w kosmosie, o to by bylo cos... ale to juz w jakims filmie bylo :/
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 18:13   

Cytat
No ok ok... dam ci napisac w spokoju, nie spiesz sie, ponysl i w ogole...
A co do nicka - mozna zadac osobiste pytanie?... kurde, co ja? przeciez to blog :P
Skad taki nick?
Co do tych zaredczyn - to tez nie dla mnie, zbyt niesmialy jestema pzoa tym to jakies takie... patetyczne? no chyba ze powiezmy w kosmosie, o to by bylo cos... ale to juz w jakims filmie bylo :/


Lahkoona to imię smoczycy jest, co ją kiedyś sobie określiłam prozatorsko. Nie pochodzi od Mistrza, tyko sama je wymyśliłam po trudach i znoju. Następnie określiłam smoczycę wizualnie i (obecnie) jej oblicze wyszczerzone posiadam (dzięki pewnemu artyście li tylko i wyłącznie dzięki niemu, chociaz jak sie go spytac, to zaprzeczy :D ) na ramieniu wydziarane piękne.
Moja przyjaciółka na przykład nie mówi do mnie per Magda, tylko per Lahkoona albo w sytuacjach bardziej dobitnych: "bo jak ciebie lunę w ten smoczy łeb, to się łapami nakryjesz i ogonem a jęczeć będziesz żalu i czegoś bardziej chyba, że na twoją głupotę - zielony potworze - lekarstwa nie wynaleźli".

Co to zaręczyn...
Co do małżeństwa...
Co do...
Co...

Wiesz. To może się lepiej poznajmy lepiej-lepiej :lol: zanim przedewezmiemy jakies powazne decyzje zyciowe.
Co Númenorejczyku?

Ja tam jestem za układem partnerskim :D kumplowskim wręcz... :D i, prawdę mówiąc do oraz na dzień dzisiejszy raczej wołami ciągać mnie by trzeba było, żebym się w formie panny młodej zbliżyła do ołtarza :D lub też urzędnika urzędu, w którym się związki podpisuje małżeńskie :D
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 18:17   

Ej to ty zaczelas :P no ok, ja... ale to byl zart. A ty pociagnelas ( zart ).
Ale nadal nie wyjasnilas skad sie wzielo to imie :D mowie o etymologii tegoz wyrazu. "sama je wymyśliłam po trudach i znoju" - to nie jest opis :P
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 18:29   

Cytat
Ej to ty zaczelas :P no ok, ja... ale to byl zart. A ty pociagnelas ( zart ).
Ale nadal nie wyjasnilas skad sie wzielo to imie :D mowie o etymologii tegoz wyrazu. sama je wymyśliłam po trudach i znoju - to nie jest opis :P


Ej, no przecież cały czas to jest w formie żartowania. Spokojnie, nie stresuj się, że po wymianie korespondencji forumowej kupię sobie kieckę, pojadę do Finlandii, Ciebie namierzę i do ołtarza zaciągnę. Chociaż... Nie, nie bój się :D
Oj, się uśmiałam.

Lahkoona Teshaar - tak pełnie jej imię brzmi.
A skąd się wzięło, to muszę grzebnąć we wszelakich archiwach, odkurzyć tok myślowy panujący we mnie podczas wymyślania. To jest imię, które wymyśliłam mniej więcej 12 lat temu i mam prawo nie pamiętać etymologii. Nie robiłam wtedy notatek :cry:
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 18:45   

No wiem ze zarty... leh - urody netu :/ ( aha, no bo tu gdzies niedaleko jakis zamek jest slyszalem, jeszcze nie bylem ale tam by bylo fajne miesjce na ten slub... moze nawet lepsze nizli kamienny krag? ).
No to czekam na wyjasnienie :roll: nie zebym byl jakis ciekawski :D tak tylko... zreszta choroba - a wlasnie ze jestem ciekawski :P ciekawosc to peirwszy stopien do wiedzy :twisted:
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 25 Wrzeœśnia 2006, 18:49   

Cytat
aha, no bo tu gdzies niedaleko jakis zamek jest slyszalem, jeszcze nie bylem ale tam by bylo fajne miesjce na ten slub... moze nawet lepsze nizli kamienny krag?


Nie, jak zamek, to przepraszam. Cofam wszystko co powiedziałam wcześniej. Ślub na zamku, albo lepiej zamczysku. Jak najbardziej. I wszystko jest nieważne, różnica wieku, odległośc, blablabla jakies dodatkowe. Jak zamek, to ja nie posiadam kontragrumentu.
Poległam.

Cytat
No to czekam na wyjasnienie :roll: nie zebym byl jakis ciekawski :D tak tylko... zreszta choroba - a wlasnie ze jestem ciekawski :P ciekawosc to peirwszy stopien do wiedzy :twisted:


Dobra, dobra. Jak tylko napatoczę się na pamięciową nitkę, z której do owego kłębka wiedzy o etymologii imienia smoczego się dostanę, dam znać i ciekawość Twoją zaspokoję. Przynajmniej w jednej dziedzinie.

:D
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 01:51   

Jak myśmy żeśmy się z Predziem poznali?
Oj, przepraszam.
Jak myśmy żeśmy się z Predatorem poznali? Inaczej: Jak myśmy, znaczy ja (samica homo sapiens) i Predator (przedstawiciel groźnej kosmicznej rasy Yautja) poznali?

A jakeśmy się mieli niby poznać, skoro Yautja się określają „ostatecznymi łowcami” i nieustannie przemierzają wszechświat w poszukiwaniu przeciwników/zwierzyny godnej polowania. A owe polowanie dla każdego Predatora (po polsku: Drapieżnika) jest celem egzystencji i sztuką, doskonaloną przez całe życie. Tyle cytat z Wikipedii – Wolnej Encyklopedii.

No i jakeśmy się mieli inaczej poznać?
Znaczy ja i Predzio.
Oczywiście podczas jednej z jego wypraw, mających na celu znalezienie godnego przeciwnika do upolowania… Nie wiem jednakowoż dlaczego, a może wiem, Yautja tak często odwiedzają Ziemię w wyżej wymienionym celu. Są oczywiście dwie możliwości: albo ludzie są tak bardzo godni (zdaniem Łowców), żeby ich upolować. Albo Yautja przylatują na Ziemię z tak zwanego „braku laku” (inaczej można powiedzieć: lepszy rydz niż nic albo lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu…). Kwestia pozostaje do rozstrzygnięcia.
Oczywiście, że myśmy (znaczy ja i Predzio) się poznaliśmy podczas jednego z tych bardzo ważnych polowań. Oczywiście, że ja nie miałam bladego pojęcia, że uczestniczę w owym polowaniu. Prawdę mówiąc nie uczestniczyłam, ponieważ nie polował na mnie. Mówiąc drugie: „prawdę mówiąc” Yautja nie polują na samice żadnego ze znanych ludziom gatunków. Taka zasada łowców. Przynajmniej to w nich jest ładne. Istnieją odstępstwa od reguły. Na przykład kiedy jakaś rasa nie posiada podziału na płcie (typ: „dwa w jednym”) albo posiada opcję zmiany płci w zależności od okoliczności. Ale te kwestie nas w pierwszym przypadku nie obchodzą, ponieważ na Ziemi oraz w okolicznych galaktykach nie występują aż do tego stopnia wykształcone dwupłciowce. Znaczy takie silne oraz inteligentne – godne znaczy do polowania. Jeżeli chodzi o punkt drugi, czyli zmienność płci osobnika w zależności od okoliczności, to nas (a w szczególności Yautja) również ów punkt nie interesuje. Nie dlatego, że takie możliwości na kuli ziemskiej są niespotykane (albo w okolicznych galaktykach). Się spotyka, owszem. Są przypadki zarówno biologiczne albo biologicznie poprawiane, albo w odmętach wód wszelakich na głębokościach niezbadanych lub ewentualnie skalpel chirurga plastycznego się w tym za przeproszeniem maczał. Yautja się nie interesuje zmiennopłciowcami-na-życzenie, ponieważ na owe pozwalanie interesowanie się takowymi nie pozwala Predziowi daleko rozwinięty zmysł estetyczny. Nie do końca rozumiem, ale skoro tak twierdzi, to należy uszanować jego oraz jego zmysł.
Tak.

Jednakowoż należałoby zacząć od początku. Czyli już bez żadnych głupich wstawek wyjaśnić opisowo, jakżeśmy się z Predziem poznali.

Zanim jednak to nastąpi muszę wstawić (mam nadzieję, że ostatnią) głupią wstawkę wyjaśniającą. A mianowicie; Predzio niezbyt lubi, kiedy na niego ktoś mówi Predzio. Znaczy jest tak: on niejako już się nauczył mówić i teoretycznie rozumieć po polsku. Teoretycznie, ponieważ język polski - zdaniem Predzia – jest bardziej popier… pokręcony od języka używanego przez Yautja. Ci kosmici używają również języka niewerbalnego, znaczy gestów i ogólnie pojętego języka ciała (nie w seksualnym sensie) i czasami po prostu zamiast konstruować skomplikowane zdanie wystarczy, że się wyszczerzą i potrząsną dredami. Wtedy wszystko jasne. Niestety nie można powiedzieć tego samego o sytuacji podobnej, czyli używania języka ciała, w przypadku ludzi. Często widać jak ludzie się do siebie szczerzą (ci, którzy posiadają konieczne do szczerzenia się zęby) oraz potrząsają dredami i niestety nie jest wszystko jasne. Wręcz przeciwnie. Atmosfera często się – mówiąc ogólnie – zagęszcza.
Wracając do Predzia. Jego zdaniem dogłębna nauka języka polskiego mija się z celem. Spędzić całe „lata świetlne” (jego określenie) na „zgłębianiu tajemnic wiedzy oralnej” (również jego określenie) i to tylko po to, żeby móc swobodnie „udać się do dziwnego przybytku” (jego określenie na sklep), żeby „zdobyć zalążek aliena” (czyli, kupić papierosy). A skoro fajki oraz ich palenie powodują raka płuc, a rasa „kwasokrwistych” rozwija się w płucach… to wiadomo skąd Predzio posiadł takież to skojarzenie. Proste. Z pewnymi motywami logiki oraz wnioskowania Predzia lepiej nie dyskutować. Nie mówię, że jest nerwowy. Bo nie jest, ale czasami drobne nieporozumienie kosztuje oponenta na przykład utratę rdzenia kręgowego lub częściową utratę.

Predzio posiadł jednak pewną zdolność orientacji w języku polskim (inteligentna bestia, przyznam, chociaż również przyznam, że jest brzydki) i na tyle posiadł, żeby zrozumieć naturę zdrobnień imiennych oraz skłonność owych imiennych zdrobnień wykazywaną przez przedstawicieli rasy Homo Sapiens. Znaczy Predzio zrozumiał, że ludzie zdrobnień używają. Z różnych względów. I zdarzyło się, że powiedziałam na tego wielkiego, brzydkiego, uzbrojonego po zęby Yautja: „Predzio”.
Zdębiał. Nie, nie zaczął imitować drzewa. Yautja nie posiadają zdolności imitacji drzew.
Zdębiał, znaczy, zatrzymał się nagle, odwrócił do mnie (tak fajnie, filmowo potrząsnął dredami, strasznie mi się to potrząsanie podoba) chwycił mnie za gardło swoją ogromniastą łapą, podniósł jakieś pół metra, że aż mogłam nogami zamachać (podniósł zupełnie jak Arnolda na filmie „Predator”, z tą różnicą, że ja nie byłam Arnoldem S. a sytuacja nie predysponowała do filmu i nie przystawił mnie do drzewa, ale o filmie później) zbliżył swoją obleczoną hełmem głowę do mojej głowy (dobrze, że obleczoną hełmem, bo inaczej to raczej bym zaniemogła, taki on brzydki) i wybulgotał mi prosto w nos:
- Bulbulbul… (z tymi dziwnymi apostrofami, jakby przytoczyć pisownię)
Jako, że już czas jakiś się znaliśmy oraz posiadam w domu internet, to owe bulgotanie powinnam zrozumieć. Nie zrozumiałam jednak. Język Yautja nie jest tak bardzo pokręcony jak język polski, a ja – nieskromnie mówiąc – posiadam jakieś zasoby inteligencji. Się szybko uczę, po prostu. Słownik tego dziwnego języka istnieje w necie. W necie istnieje nawet słownik języka, który (język) nie został jeszcze wymyślony… Proste.
Zabulgotał, ale mimo wyżej wymienionych czynników nie zrozumiałam co mówił, zamachałam nogami i wcale nie przez przypadek trafiłam ową nogą w krocze olbrzyma. I akurat tak się dziwnie złożyło, że tegoż dnia nie oblekł swoich kosmicznych genitaliów w kosmiczne ochraniacze na genitalia. Trafiłam stopą w sedno, Predzio się skulił, zwolnił uścisk, ja się wysunęłam, na podłoże opadłam i zakasłałam okropnie. Prawie mnie ten skurczybyk by udusił. Ale nie udusił, bo go w krocze zdołałam kopnąć ze skutkiem natychmiastowym.
- Dlaczego to zrobiłaś bulbulbul…?
W tym przypadku bulgotanie oznaczało określenie na samicę. Znaczy „tą, która wydaje offspring”. Za takie określenie chciałam go kopnąć ponownie, ale nie kopnęłam. Po pierwsze nie miałam siły wstać, a po drugie jeszcze kasłałam usiłując pozbyć się uczucia ściśniętej tchawicy.
- Bo… się broniłam, kosmiczna pokrako, żebyś mnie nie udusił… - odparłam, zgodnie z prawdą, raz bulgocząc, raz po polsku (w przypadku, kiedy nie umiałam określić bulgotaniem jakiegoś słowa). – A dlaczego, że tak się spytam, chciałeś mnie udusić?
- Nie chciałem… - odbulgotał. – Zrobiłem co sobie życzyłaś.
Chciał, nie chciał, zrobił nie zrobił, prawie udusił.
Że co???
Co się później okazało. Fonetycznie „predzio” w języku Yautja oznacza mniej więcej zaproszenie do tańca godowego z elementami podduszania i pozbawiania przytomności. Perwersyjnie? Może i tak. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Yautja to rasa wojowników. I do tego kosmicznych. Znaczy dalekodystansowych. W rasie takich właśnie istnieje wysokie prawdopodobieństwo odniesienia uszczerbku na zdrowiu albo życiu owego wojownika. Znaczy to również, że ów wojownik może nie wrócić z wyprawy do domu. A to znaczy, że jeżeli nie wróci, to nie wróci. A skoro nie wróci, to swojej samicy offspringa nie zapoda. A skoro nie zapoda i do domu nie wróci, to rodu wojowników nie przedłuży. I właśnie dlatego na „offspringowanie” musi być gotowy w każdej chwili i w każdej owej chwili reagować na sygnały do „offspringowania” wydawane przez samicę.
Długo mi to bulgotał i ledwo zrozumiałam. Ale kiedy w końcu sens jego bulgotania do mnie dotarł, to wtedy ja zdębiałam.
Znaczy, nie udawałam drzewa. Nie posiadam zdolności udawania drzew.
Zdębiałam, czyli wstałam, podeszłam do Predzia (ale już tak do niego nie powiedziałam) i z całej siły grzmotnęłam go butem w hełm. Łapami się zakrył.
- No ja ciebie chłopaku bardzo przepraszam, ale deczko przesadziłeś! – Wrzeszczałam, stojąc na skulonym Yautją-kosmicznym-wojownikiem. A kulił się nadal, ponieważ nadal bolały go kosmiczne genitalia. Wrzeszczałam po polsku i mało mnie interesowało bulgotanie. Miał drań zrozumieć i już! Z takiego wychodziłam założenia.
- Przesadziłeś, rozumiesz co do ciebie mówię?! – Walnęłam go butem w hełm. Waliłam go zresztą za prawie każdym słowem. Uderzenie butem w hełm Yautja brzmi bardzo podobnie jak uderzenie butem w garnek pełen ugotowanych ziemniaków. Nie żebym stosowała takowe uderzenia w domu…
- Zdaj sobie wreszcie sprawę, że jesteś na ziemi! – Bach, bach, bach. Ziemniaki, garnek, ziemniaki. – A tutaj są deczko inne zasady wszelakie! – Bach, ziemniaki, bach, garnek, bach. – Chociażby, żeby pytać się samicy o zdanie oraz – ziemniaki, ziemniaki, bach, bach – jej możliwości czy ewentualnie ochotę na zapodawanie offspringa!!! – Ziemniaki, bach, ziemniaki, bach.
Teoretycznie powinnam być zadowolona i w ogóle zaszczycona, że wielki kosmiczny wojownik zareagował instynktownie i potraktował mnie jak równą sobie, chcąc mi zapodać offspringa. Z drugiej jednak strony nie wiem, czy taki zachwyt jest wskazany, kiedy obleśny i wykrzywiający dziwnej jakości paszczę potwór uznaje mnie za matkę swoich dzieci. Znaczy, że co, wizualnie jestem podobna do samicy z jego rodzaju?
Skonfundował mnie. Jak się później miało okazać, mieliśmy się konfundować wzajemnie jeszcze wielokrotnie. To się nazywa poznawanie różnic kulturowych.
Patrząc się w lustro nie widziałam mordy podobnej do uśmiechniętego kraba, więc praktycznie nie miałam pojęcia dlaczego Predzio chciał mnie… no znaczy… dlaczego się mu spodobałam. Może lubi samice z innych kręgów kulturowych albo samice innych ras właśnie.
Tak.

Jednakowoż należałoby zacząć od początku. Czyli już bez żadnych głupich wstawek wyjaśnić opisowo, jakżeśmy się z Predziem poznali.

Pewnego pięknego dnia poczułam zew drogi. Często czuję zew drogi oraz często się w ową drogę udaję. Tym razem jednak poczułam zewy dwa. Drogi oraz lasu. Potrzebowałam po prostu znaleźć się w otoczeniu drzew. Zew drogi poczułam, dlatego że wtedy jeszcze nie mieszkałam w prawie bezpośrednim towarzystwie lasu i trzeba było użyć jakiegoś środka komunikacji, żeby do tego lasu się dostać. Poczułam zew, wsiadłam do samochodu i zakrzyknęłam „wio” do moich czterech koni mechanicznych w owym samochodzie.
Ruszyliśmy. Nie z kopyta, tylko z opon. Droga jak droga, się jedzie i jedzie, czasami skręca i czasami przystaje na światłach. Kiedy jednak coraz rzadziej się staje na światłach, a szeregi bloków po obu stronach ulicy rzedną, w końcu pojawiają się drzewa i zastępują bloki… znaczy: dojeżdżamy do lasu.
Tak również się stało. Dojechaliśmy do lasu. Ja, moje cztery konie mechaniczne na czterech oponach. Wyznaję zasadę nie wprowadzania koni mechanicznych między drzewa, tak więc zostawiłam maszynę na specjalnie wytyczonym parkingu przed specjalnie pomalowaną na biało i zielono żerdzią, która to żerdź służyła jako umowny oddzielacz parkingu od puszy owej odmętów niezbadanych…

CDN... w którym naprawdę i już bez głupich wstawek będzie o tym, jakżeśmy się z Predziem poznali...

Ps do CDN... (Ku wyjaśnienia/u). Predzio na filmie nie podniósł Arnolda w celach zapodania Arnoldowi offspringa. To była zupełnie inna sytuacja. Ale kwestia filmu "Predator" oraz odniesienia Predzia do filmowej wersji jego polowania, to inna historia. Poza tym przypadek, kiedy Predzio zareagował na określenie "predzio" wypowiedziane w jego stronę przeze mnie tak gwałtownie własnie był jedyny w swoim rodzaju, a wynikał li tylko z nieznajomości pewnych uskutecznianych obustronnie (przez Predzia i mnie). Bardzo przepraszam za niedoskonałą interpunkcję w tym cedeenie. Poza tym Predzio faktycznie niezbyt lubi jak się na niego mówi "Predzio", no chyba że w miejscu odosobnionym i słowa owe wypowiada jakaś fajna (znaczy podobająca się Predziowi) samica z jego gatunku.
Dobranoc.

CDN...
 
 
Zerowiec 
Narzeczona Frankensteina


Posty: 316
Skąd: Polska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 03:24   

Jak mówią anglicy: Spare the rod, spoli the child. Nie trzeba było chwalić. Ostatni fragment to zdecydowany spadek formy, coś koło 6.5/10, podczas gdy reszta plasowała się pomiędzy 9/10 a 10/10.
_________________
Żadne z zer nie dorównywało mu świetnością
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 09:12   

Cytat
Jak myśmy żeśmy się z Predatorem poznali? Inaczej: Jak myśmy, znaczy ja (samica homo sapiens) i Predator (przedstawiciel groźnej kosmicznej rasy Yautja) poznali?

Zyskalas bardzo wiernego czytelnika :twisted:
Cytat
kiedy obleśny i wykrzywiający dziwnej jakości paszczę potwór

NO wiesz! bo sie obraze... predzie sa piekne! :D
Przypomnialas mi moje poczstki internetu keidy to przez przypadkemnatrafilem na swiatynie Predatora - www.predator.prv.pl , teraz to chyba the-predator.prv.pl - nie znalazlem lepszej strony na swiecie o Predziu... tam wlasnie tez widzialem slowniczek, poznalem biologie, historie i kulture Predziow... no normalnie Tolkien by sie nie powstydzil. Sciagnalem nawet czcionke z czerwonymi kreseczkami :D Znalem kiedys nawet kilka slow... ehh, stare czasy :cry: chcialem sobie nawet dredy zrobic.
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 12:00   

Cytat
Jak mówią anglicy: Spare the rod, spoli the child. Nie trzeba było chwalić. Ostatni fragment to zdecydowany spadek formy, coś koło 6.5/10, podczas gdy reszta plasowała się pomiędzy 9/10 a 10/10.


Skoro aż taka rozbieżność ocen i wręcz-że oceny "cząstkowe" to śmiem twierdzić, że - w mniemaniu twardego sędziowania i bezwzględnej formy przyznawania not na takich specjalnych kartonikach z uchwytami - jesteś dla mnie wyjątkowo łagodny.

A miało nie być żadnej litości i miało nie być względów szanownia wydźwięków uczuciowych.

Froma jak forma, czasami spada.
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 12:49   

Dunadan, o TO Ci chodziło.
Strona dobra, ale znalazłam lepsze. Poza tym nie muszę nic szukać, mam przecież jednego Yautja w domu...
O tym później.

Z tymi dredami a'la Predzio. Cóż, znam motyw naśladownictwa. Dawno to było, bo dawno, ale bylo: ubierałam się jak Robert Smith z the Cure, ufarbowałam włosy na czarno pod obejrzeniu pewnego filmu... nieważne jakiego. Dobrze, wszystko dobrze i się opanowałam, musiałam, ponieważ po obejrzeniu kolejnego filmu dostałam takiego parcia na fantasy, że... ale wtedy nie było w Polsce podziemnych parkingów, na których można sobie swobodnie walczyć na katany. czy innego rodzaju broń białą. Broń białą zresztą kocham do dzisiaj.
Jak również i Predatora.
Chociaż, jesteśmy tylko przyjaciółmi :D
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 13:05   

Nie, chodzilo mi o www.the-predator.prv.pl Stronka istanieje od wielu lat. I to POLSKA STRONA :D AlieN_Dwa jest poprostu geniuszem :)

PS - nawet film nakrecieli, zaraz go obejrze :D
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 13:43   

Cytat
Nie, chodzilo mi o www.the-predator.prv.pl Stronka istanieje od wielu lat. I to POLSKA STRONA :D AlieN_Dwa jest poprostu geniuszem :)

PS - nawet film nakrecieli, zaraz go obejrze :D


Nie, no luz, wszystko ładnie pięknie.
Tylko co w takim razie TO stanowi, skoro taka sama szata graficzna i w ogole...?
Hmmmmmm????
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 14:35   

Lahkoona - nie wiem, ale o twoje ma 3 lata a to moje dwa tygodnie :D lepsze to moje :P
( prawdopodobnie chlopaki cos kombinowali pare lat temu :D )
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 16:39   

O czym to ja… acha.
No więc, a od no więc się zdania nie zaczyna, weszłam do lasu. Minęłam pomalowaną na biało-zielono żerdź i weszłam. Jak wygląda las, to chyba wszyscy wiedzą. Skupisko drzew na pewnym, bardziej lub mniej określonym, terenie. Plus krzewy-krzaki, ściółka, mech, wrzos alibo inna roślinność, tu-tam jakiś ewentualnie kamień albo, co bardziej prawdopodobne, wstęga piachu zwana drogą. To był las akurat rodzaju mieszanego. Z tego co się zdążyłam po wejściu zorientować.

Szłam więc.

A od szłam więc się zdania nie zaczyna, tym borem-lasem… Ładne określenie, kojarzy się z krasnoludkami, a krasnoludki kojarzą się z bajką. Można wysnuć dalekoidące porównanie-wnioskowanie, że sytuacja mojego wkroczenia do lasu była jak najbardziej bajkowa.

*beep* prawda.

Ale tym później, zarówno o wyżej wymienionym odchodzie/extremencie jak i prawdzie.
Szłam dalej. Im dalej w las, tym czegoś (podobno drzew) więcej. Ja szłam dalej i jedyne czego widziałam więcej to: puszki po piwie, zmemłane mokre gazety, podarte plastikowe torby, ślady po nielegalnych ogniskach, ślady po nielegalnych imigrantach, ślady po nielegalnych fabrykach…
Generalnie im dalej w las, tym większy był syf.
Syf jakiś cudem udało mi się ominąć i weszłam w las. Dopiero wtedy. Z każdym krokiem mój zew natury odzywał się coraz bardziej. Czyli trzeci zew się we mnie odzywał (oprócz drogi i lasu).
Idąc za tym zewem schowałam się za drzewem.

No, proszę, nie dość że inteligentna, ładna, skromna, to jeszcze poetka.
No, dziękuję.

Zrobiłam co miałam zrobić za drzewem. Jak najszybciej mogłam, ponieważ nie chciałam nikomu przechodzącemu świecić pośladkiem i robić za leśną osobliwość. A kobieta jednakowoż musi, podczas robienia pewnej czynności za drzewem, błysnąć pośladkiem. Inaczej się sikać nie da. No, chyba że w przypadku samców. Oni nie muszą błyszczeć tyłkiem, a przynajmniej nie w takiej sytuacji. Wyszłam zza pnia, się poprawiając i w tak zwanym przykurczu. Zanim się wyprostowałam, po zrobieniu kilku kroków, odczułam bezpośrednią bliskość wierzchu głowy z czymś miękkim.
Zdębiałam.
Nie, nie udawałam drzewa.
Wyciągnęłam ręce i zbadałam przestrzeń. Coś stało przede mną. Miękkie, ciepłe, w jakąś siatkę odziane, ogromne, bulgoczące i… niewidoczne.
- Hmmm – pomyślałam – to będzie ni mniej ni więcej tylko Predator zakamuflowany.
- Hmmm – pomyślał Predator – to będzie ni mniej ni więcej tylko…
I tutaj nastąpiła skromna przerwa w toku myślenia niewidzialnego Yautja. Skonfundował się, po prostu.
- To będzie ni mniej ni więcej, tylko, teoretycznie rzecz biorąc samica Ooman (człowieka) – myślał, trzęsąc dredami – chociaż, bardziej przypomina surykatkę – myślał dalej. – Aczkolwiek nie spotkałem surykatek takiego rozmiaru – potrząsnął dredami – Ostatecznie może to być wyskubany kurczak.
Czekając na wynik tentegowania w głowie Predzia (nie nazywałam go tak wtedy jeszcze) rozejrzałam się po lesie. Ładnie, ładnie, drzewa, zielono, krzewy, biały królik w pobliżu krzewu i czerwony ptaszek na gałęzi drzewa zza którego wyszłam po zrobieniu siusiu.
- Biały królik???
Krzyknęłam ja i zabulgotał Predzio jednocześnie. Spojrzeliśmy się na siebie. Znaczy ja spojrzałam się w kierunku teoretycznie głowy Predzia i on się spojrzał na mnie, z tego co się później dowiedziałam.
- Ty, ja nie wiedziałam, ze w lesie żyją białe króliki.
- Może ktoś wypuścił… - wybulgotał Predzio. Umówmy się, że go rozumiałam. Tak się umówmy dla zaoszczędzenia czasu. – Albo sam uciekł z hodowli, na przykład.
- I autostopem dojechał z miasta do lasu?
- No…
- Może i tak, ale w lesie to raczej również zające żyją, nie?
- Żyły…
- Hej, jak to?
- Yautja nie święty, jeść musi. Nie jestem tutaj pierwszy raz. Z braku laku i jak nie ma ludzi ani ptaków…
- No wypraszam sobie – odezwał się czerwony ptak.
- Tak, ja też – odezwał się biały królik.
- Słyszałeś, on gada! – zakrzyknęłam, patrząc na ptaka.
- Latam, gadam, pełny serwis – usłyszałam w odpowiedzi.
- Ty mi tu Sztura nie cytuj! – wystawiłam palec wskazujący do ptaka… (dziwnie brzmienie posiada to zdanie, ale cóż).
- Bo co? – Zatrzepotał (ptak, nie palec) – Pamiętaj, mam przewagę i mogę zrobić na was kupę, przelatując…
Królik kicnął w moim kierunku, ale nic nie powiedział.

Wtedy się obudziłam.

Wychodząc zza drzewa faktycznie grzmotnęłam o wydajny bebech Predatora, który (Predzio) szedł w kierunku, z którego wychodziłam. Czyli za drzewo.
Jak grzmotnęłam, tak straciłam przytomność. Bebech odziewał z zbroję kosmiczną płytówkę, więc oczywistym jest fakt konsekwencji grzmotnięcia.
Upadłam na ściółkę.

Ocknęłam się, kiedy Predzio organoleptycznie sprawdzał mój stan orientacji w czasoprzestrzeni… Nachylał się nade mną i zupełnie nie kamuflował.
- A spieprzaj dziadu – wycharczałam.

CDN.
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 17:06   

'Hmm - pomyslal Predator' - to mnie rozwalilo! :D
'Skupisko drzew na pewnym, bardziej lub mniej określonym, terenie' - bardziej okreslonym - 1ha... albo 10, juz nie pamietam.

Ehh... syf, tak to juz jest w naszej Pieknej pOLSCE :/ czasm robi mi sie niedobrze.

A ptaszek to pewnie gil, chyba ze grubodziub albo inna dziwonia.
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Zerowiec 
Narzeczona Frankensteina


Posty: 316
Skąd: Polska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 17:38   

No, teraz już trochę lepiej, ale mimo wszystko to nadal nie to co poprzednio (coś chyba nie lubię historyjek z Predziem).
_________________
Żadne z zer nie dorównywało mu świetnością
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 17:41   

Cytat
No, teraz już trochę lepiej, ale mimo wszystko to nadal nie to co poprzednio (coś chyba nie lubię historyjek z Predziem).


Będą i bez Predzia, spoko.
A co lubisz w takim razie?
Się wypowiedz pełnozdaniowo.
 
 
Zerowiec 
Narzeczona Frankensteina


Posty: 316
Skąd: Polska
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 19:16   

Tak jak mówiłem, nie ma znaczenia, byle nie to co w dwóch ostatnich historyjkach. Coś chyba albo zaczyna ci brakować inwencji, albo z braku czasu zaczynasz robić chałturę. Proponuję powrót do bardziej realistycznych scenariuszy, albo może z kolei odwrotnie, zrób z tego SF (może coś z fizyką kwantową) albo fantasy (Pani Kałużyńska normalnie zyje sobie spokojnie, ale przy pełni księżyca/we śnie/w innym wymiarze/niepotrzebne skreślić przeistacza się w Smoczycę) dziejące się na innych planetach, w kosmosie, etc.
_________________
Żadne z zer nie dorównywało mu świetnością
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 26 Wrzeœśnia 2006, 19:28   

Cytat
Tak jak mówiłem, nie ma znaczenia, byle nie to co w dwóch ostatnich historyjkach. Coś chyba albo zaczyna ci brakować inwencji, albo z braku czasu zaczynasz robić chałturę. Proponuję powrót do bardziej realistycznych scenariuszy, albo może z kolei odwrotnie, zrób z tego SF (może coś z fizyką kwantową) albo fantasy (Pani Kałużyńska normalnie zyje sobie spokojnie, ale przy pełni księżyca/we śnie/w innym wymiarze/niepotrzebne skreślić przeistacza się w Smoczycę) dziejące się na innych planetach, w kosmosie, etc.


To się nazywa rzeczowa odpowiedź.
I to się nazywają wymagania.
Scenariusz, który napisałeś, nadaje się bardziej na powieść.
Wnioskuję, żebyś Ty spróbował poblogować niniejszym. Ja sobie zrobię przerwę w celu naładowania akumulatorów i w celu żeby forum od Lahkoony deczko odpoczęło.

Do następnego razu :D
 
 
Rafał 
.

Posty: 14552
Skąd: Że: Znowu:
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2006, 08:59   

Lahkoona, jak tam akumulatorki? Podładowane? No to jazda :mrgreen:
 
 
Zerowiec 
Narzeczona Frankensteina


Posty: 316
Skąd: Polska
Wysłany: 27 Wrzeœśnia 2006, 18:38   

Nie męcz Lahkoony. Tyle się napracowała i teraz musi odpocząć pod postacią Pani Kałużyńskiej żeby po pewnym czasie znowu mogła się przeistoczyć w Smoczycę.
_________________
Żadne z zer nie dorównywało mu świetnością
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 28 Wrzeœśnia 2006, 00:07   

Któregoś dnia przyszedł do mnie mój przyjaciel, Adam. Mężczyzną przystojnym Adam był, jest i prawdopodobnie będzie. O, myślę, że jak się zestarzeje to zostanie w kręgu urodajnym, bliskim organoleptycznie najbardziej seksownie sepleniącemu Szkotowi z tych najbardziej sepleniących Szkotów, czyli Seanowi Connery. Wspomniałam a propos przystojności Adama celowo, ale o tym, jak w poprzednich moich wynaturzeniach blogowych niniejszego forum, będzie później wspomniane, czyli wniosek wyjdzie w tak zwanym kontekście (praniu).
Tego dnia Predzio gdzieś się zawieruszył w terenie. Zostawmy mojego Yautja na tak zwanej bocznicy (przynajmniej chwilowo) i wróćmy do tematu.

Adam przyszedł do mnie i Adam był. Znaczy usiadł w kuchni, kawy sobie zrobił (nie, w odwrotnej kolejności) i zaczął mówić. Dla określenia cech osobowościowych Adama warto dodać, że przy artykułowaniu myśli (znaczy mówieniu) Adam wykonuje ruchy ciałem (gestykuluje), w szczególności rękami (gestykuluje) a w szczególnej szczególności (gestykuluje) bardziej od strony dłoni, czyli samymi dłońmi, bardzo luźnymi w nadgarstkach. Czyli chłopak używa zmanierowanego hrabiowskiego wymachu dłonią, zwiewne ma gesty ową dłonią (albo dwiema/dwoma dłońmi, nigdy nie wiem, która forma jest poprawna). Maniera gestykulowania Adamowego wynika (a przynajmniej po części) z Adamowych projekcji światopoglądowo-etycznych na siebie oraz ludzi pozostałych, uczęszczających na ziemi, aczkolwiek podejście dogłębnie (oj, przepraszam, użyłam niefortunnego słowa w przyszłym kontekście) oddaje również stan emocjonalny związany z upodobaniem sobie przez Adama osobników gatunku homo sapiens jako okazów szczególnie upodobanych a szczególnie okazów bardzo charakterystycznych i określonych jako płeć przeciwna do mojej. W takich sytuacjach, kiedy się zagmatwam, wielokrotnie zgubię sens mozolnie budowanego zdania i pod koniec owego zdanie nie posiadam żadnego pojęcia o czym chciałam pisać, zadaję sobie pytanie, po co ja do jasnej cholery tak sobie komplikuję ekspresję słowną i oralizację myśli oraz przy okazji zadaję sobie pytanie, czy nie mogłabym wyrażać się prościej, a co za tym idzie bardziej dla mnie oraz społeczeństwa zrozumiale.
Mogłabym.
Adam jest gejem.
Lepiej, prawda? I jaka oszczędność czasu/liter/prądu/nerwów.
A gdzie zabawa?
Ktoś odpowie, że „w *beep*”. O ile cenzura moralna forumowa tego słowa nie wygwiazdkuje, to będzie wszystko wiadomo. Ktoś może i by tak powiedział, ale jakoś w obecności Adama o tej części ciała się nie dyskutuje. Ja naprawdę nie wiem dlaczego.
Adam również nie wie.
A może wie, tylko się nie ujawnia ze swoją wiedzą.
Ch*** go wie.
O, przepraszam. Strasznie jestem dzisiaj słownikowo szewsko nastawiona do świata i okolic. Powstrzymuję się, jak widać. Oj, powstrzymuję się. Pewnie mi się dostanie wszem i w tym drugim, ktoś zwróci mi uwagę: moja panno, kulturą chcesz się parać, literaturę tworzyć, a takie rynsztokowe określenia cedzisz…
Ano cedzę. I cedziła będę. Wyznaję zasadę dawkowania przekleństw oraz „czasu i miejsca oraz okoliczności”.
To się generalnie nazywa wyczucie sytuacyjne.
A jeżeli nie, to w p****du z tym.

Dobra.
Adam jest gejem. I przyszedł do mnie na kawę. Siedzimy sobie z Adamem, znaczy on siedzi, a ja stoję przy szafkach i coś tam gmeram. Ostatnio bardzo mi podpasowało gmeranie i oddaję się owej czynności tak często, jak tylko to możliwe. Gmeram gdzie się da: w szafkach, w szufladach, w samochodzie, w sklepie, w bibliotece, w pracy, w tramwaju (o, nie, ostatnio nie), w walizce/ach, na polu kukurydzy (no co…), w lesie… Miłe to gmeranie jest i nie mam bladego pojęcia o co w nim chodzi, dlatego tyle gmeram, żeby się dowiedzieć. Jak się dowiem i stwierdzę, że to jednak jest legalne, to powiem dokładniej.
Adami pije kawę, pije, i nagle odstawia mi ten zwiewny nadgarstkowy gest, po którym Adam mi oświadcza:
- Magda wiesz, a byłem na zakupach, nabywszy klapeczki na wysokim przezroczystym kieliszku, koronkowy czerwony gorset jak również wszedłem w posiadanie damskich stringów w komplecie z tradycyjnym pasem do pończoch oraz samymi pończochami, które są siateczkowe oraz w kolorze czarnym.
Na początku adamowego zdania nie przestałam gmerać. Przestałam dopiero po wysłuchaniu całego adamowego zdania.
- Możesz powtórzyć, misiaczku?
Dla wyjaśnienia dodam, że tego typu forma (powyższa zdrobnieniowa) nie służy mi do wyrażania uczuć pozytywnych, ale to na inne „blogowanie” dywagacyjne jest temat, ponieważ długi, obfitujący w traumy, jak również często retrospektywny.
- Magda wiesz, a byłem na zakupach, nabywszy klapeczki na wysokim przezroczystym kieliszku, koronkowy czerwony gorset jak również wszedłem w posiadanie damskich stringów w komplecie z tradycyjnym pasem do pończoch oraz samymi pończochami, które są siateczkowe oraz w kolorze czarnym. – powtórzył i przekrzywił głowę, patrząc się na mnie z lekkiego profilu.
- Że mam ci mówić w profil teraz? – spytałam początkowo.
Nie wiedziałam jak zareagować na podwójnie wyartykułowanie zdanie adamowe. Znaczy, generalnie ja nie posiadam przeciwności jeżeli chodzi o ekstrawagancje i przebieranki. Każdy robi to co lubi, jesteśmy dorośli i tak dalej. Adam zobaczył moją konsternację i ponownie zwiewnie machnął dłonią.
- Och, nie, nie, nie – machał luźną w nadgarstku dłonią i machał. Aż nadeszła mnie ochota, żeby mu tą dłoń przybić do stołu. Ale jakżebym ja mogła przybić. Och ja niedobra, nie powinnam nawet tak myśleć.
Be, lama, be.
Moje ulubione określenie, po obejrzeniu pewnej kreskówki.
- Och, nie, nie, nie, nie… - Adam przestał machać dłonią i sięgnął pod stół. Nie sięgał długo, gmerał niedługo (o, Adam też gmera), po chwili zamaszyście położył na blacie dużą papierową torbę (taką z uszami). Nie wiem nawet jak ją tam przemycił. Przecież otwierałam mu drzwi, szłam za nim do kuchni generalnie zdawało mi się, że nic nie trzymał w dłoniach. Ale może się pomyliłam, bo byłam docelowo-zaocznie zajęta gmeraniem.
Torba była w kolorze różowym, z wielkim białym sercem narysowanym pośrodku. A w pośrodku tego pośrodka stanowił wielki czerwony napis S E X.
- Ale to nie jest tak jak myślisz – zwiewnie machnął dłonią Adam.
- A co ja myślę? Możesz mi powiedzieć normalnie?
- Że byłem w sex-shopie.
- A byłeś?
- Byłem.
- To znaczy, że dobrze myślę. Zresztą nietrudno się zorientować gdzie byłeś.
- Nie, nie myślisz dobrze. To wcale nie tak jak myślisz.
- Ale ja nic już nie myślę. Byłeś w takim sklepie i nic mi do tego.
- Ale właśnie, że źle myślisz, bo to wszystko nie tak jest jak myślisz.
- A jak ja myślę?
- Że byłem w sex-shopie.
- A byłeś?
- Byłem.
- No to dobrze myślę.
- Nie, ty nic nie rozumiesz.
- Rozumiem, że byłeś w seks-shopie. Jak również rozumiem, że nic mi do tego, gdzie byłeś. Rozumiesz?
- No byłem, w seks-shopie, ale to nie tak jak myślisz!
- Adam, ja nic nie myślę!
- W ogóle?
- Nie, teraz!
- Znaczy, że mnie nie słuchasz!
- Słucham!
- I co sobie myślisz?
- O czym? Że byłeś w sex-shopie?
- Tak, o tym myślisz!
- Myślę o tym, bo mi powiedziałeś.
- Powiedziałem, że tam byłem, ale to nie jest tak, jak myślisz!
- A co ja sobie myślę!!!???
Zmarszczyłam czoło w momencie kiedy Adama oczy zaszły łzami.
- O co ci chodzi w ogóle? – Chlipnął. – Nie wiem co w ciebie dzisiaj wstąpiło.
Zmarszczyłam czoło jeszcze bardziej.
- Nie słuchasz co do ciebie mówię i mnie nie rozumiesz… - chlipał nadal Adam.

Stopklatka.
Znajome prawda? I pomińmy tutaj kwestię rozdziału ról płciowych oraz preferencji seksualnych w scence.
Oddałam esencję konfliktu „coś z niczego” dialogowego, czy nie?
Raczej oddałam.

Dobra. Ciąg dalszy nastąpi.
 
 
Dunadan 
Abraham van Helsing


Posty: 10250
Skąd: Warszawa/Tomaszów Maz
Wysłany: 28 Wrzeœśnia 2006, 08:40   

Normalnie Monty Python. Ale znam ja takie sytuacje, znam... a czy Adam spotka sie z Predziem? :twisted:
_________________
www.badelek.com

Luck yourself
 
 
Lahkoona 
Sky Captain

Posty: 176
Skąd: ...
Wysłany: 28 Wrzeœśnia 2006, 11:30   

Cytat
Normalnie Monty Python. Ale znam ja takie sytuacje, znam... a czy Adam spotka sie z Predziem? :twisted:


Monty Python będzie dopiero później :mrgreen:
A czy Adi spotka się z Predziem... to nie udzielę, jak na razie, ani-ani.
Ani nie zaprzeczę.
Ani nie potwierdzę.
Tak się buduje nastrój... chyba. :twisted: :mrgreen:
 
 
Zerowiec 
Narzeczona Frankensteina


Posty: 316
Skąd: Polska
Wysłany: 28 Wrzeœśnia 2006, 18:57   

Cytat
Znajome prawda? I pomińmy tutaj kwestię rozdziału ról płciowych oraz preferencji seksualnych w scence.

Aaahhhh! Uroki dyskusji z gejami. I o ile kwestia preferencji seksualnych nie gra tu większej roli o tyle przynależność do określonego środowiska niekoniecznie. Do póki nie wdawałem się w sieciowe spory ze środowiskiem gejowskim uważałem się za człowieka (przynajmniej w tym względzie) tolerancyjnego. Czy każdy gej musi robić z siebie ofiarę prześladowaną przez społeczeństwo? Jeżeli środowisko gejowskie nie zdecyduje się wreszcie dorosnąć zamiast zachowywać się jak dzieci to nigdy nie zostanie powszechnie zaakceptowane, i bardzo słusznie. Oczywiście nie tylko geje tak mają. Z takim chociażby kreacjonistą czy irlandzkim nacjonalistą też nie pogadasz.
Cytat
A czy Adi spotka się z Predziem... to nie udzielę, jak na razie, ani-ani.

A jak się mają stosunki Predzia z Muzą?
_________________
Żadne z zer nie dorównywało mu świetnością
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group