Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Chyba Ty! głosowanie do 17 VII, 21.00

Wybierz najlepsze ;)
Pora godów
1%
 1%  [ 1 ]
Ty, cień ducha
15%
 15%  [ 12 ]
Człowiek z mojego snu
6%
 6%  [ 5 ]
Grobowiec
13%
 13%  [ 10 ]
Konsekwencje
10%
 10%  [ 8 ]
Drugie ja
19%
 19%  [ 15 ]
Pantoflarz
6%
 6%  [ 5 ]
Aleja luster
1%
 1%  [ 1 ]
Wybraniec archipelagu
2%
 2%  [ 2 ]
Łaskotki
18%
 18%  [ 14 ]
żaden z powyższych (prowadząca nie lubi tej opcji:>)
3%
 3%  [ 3 ]
Głosowań: 34
Wszystkich Głosów: 76

Autor Wiadomość
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 3 Lipca 2011, 20:45   Chyba Ty! głosowanie do 17 VII, 21.00

Nowe, świeże i chrupiące szorty :)

Pora Godów
– Czy możesz posmarować mnie olejkiem?

Młoda, całkiem naga dziewczyna siedziała na kocu pod wielkim przeciwsłonecznym parasolem. Niedaleko szumiało morze, dziewczyna zaś wyglądała tak, jakby wyskoczyła z okładki jednego z tych czasopism dla niespełnionych mężczyzn, które Mariuszowi podrzucał od czasu do czasu kuzyn. Chłopak ochoczo zabrał się do dzieła, gdy nagle dziewczyna wstała i mocnym chwytem uniosła go ponad ziemię.

– Najpierw zdaj wszystkie egzaminy i obroń pracę! – krzyknęła mu prosto w twarz, a potem zaciągnęła w kierunku wody i rzuciła niczym kamyk w słoną otchłań. Mariusz poczuł, że tonie, rozpaczliwie próbując utrzymać się na powierzchni.

I wtedy się obudził, z głową na biurku między kartkami niedokończonej pracy dyplomowej. Rozespany, przez moment zastanawiał się, gdzie się właściwie znajduje. Po chwili przypomniał sobie jednak, że przecież jest w swoim pokoju, w męskim akademiku Uniwersytetu Ekonomicznego. Spojrzał na wyjęty z kieszeni telefon. Już druga, najwyższa pora coś zjeść.

Gdy szedł do znajdującego się w pobliżu niewielkiego baru, minął rozłożystego kasztanowca, którego kwiaty wyraźnie świadczyły, iż nastał maj, a wraz z nim pora godów. Stąd owe sny, nawiedzające każdego młodego mężczyznę co roku.

W barze podszedł do wiszącej na ścianie tablicy, wcisnął dwa guziki obok symboli potraw i już po chwili wyjmował z podajnika tacę pełną smakowitych naleśników z owocami oraz kubek napoju energetycznego.

– Cześć! Wolne? – Do stolika podszedł stary kumpel Mariusza z podstawówki.
– Cześć, Roman! Siadaj.
– I co u ciebie słychać? Kończysz uniwersytet, jak słyszałem? – zagaił kolega, gdy uporał się z większą częścią kotleta.
– To prawda, w czerwcu mam obronę pracy.
– Tego właśnie nie rozumiem. Popatrz na mnie: Każdej wiosny kończę różne użyteczne kursy, w tym roku na przykład spawacza, zdaję egzamin zawodowy, potem szybki numerek i mam spokój do następnego roku. A ile zarabiam! Pracownicy z praktycznymi kwalifikacjami zawsze znajdą robotę. A po ekonomii będziesz tylko jeszcze jednym wykształconym frajerem bez zajęcia.
– Chyba ty! Właśnie po studiach będę miał możliwości kariery.
– Bez układów na niewiele ci się one zdadzą. – Roman skończył jeść, pożegnał się i wyszedł.

Tydzień później Mariusz skończył wreszcie pisać pracę dyplomową. Na godzinę przed obroną skontaktował się z promotorem, a następnie zajął miejsce przydzielone mu w wielkiej auli uniwersytetu. W amfiteatralnej sali widział rozmieszczonych w równych odstępach innych magistrantów, między którymi przechadzali się słuchający, w większości młode kobiety.

– Analizę sprawozdań finansowych opiewaj, Bogini! – rozpoczął recytację.

Z wolna rosła grupa stojących przed nim słuchaczy. Nagle wyszła z niej młoda dziewczyna, podeszła do Mariusza i pocałowała go w usta:

– Chodź miły, tę noc spędzimy razem.

Ty, cień ducha
Słyszę Cię cały czas.
Choć właściwie nie zawsze mam pewność, że to Ty.
Jesteś, tuż za ścianą, niewidoczna i milcząca, a jednak swą ulotną obecnością elektryzująca mieszkanie. Nie opuszczasz go, odkąd To się wydarzyło. Stałaś się częścią tych murów, snujesz się po pokojach, łazience, kuchni, korytarzu. Umykając przed moim wzrokiem, ale wciąż blisko. Obok, w innym świecie.
Chcesz odejść, myślisz, że powinnaś, ale coś trzyma cię na miejscu.
A może to już nie Ty? Może to wyobraźnia podpowiada mi, że nadal jesteś, chroniąc mnie przed rzeczywistością pustego domu, w którym do niedawna dzieliliśmy nasze radości i smutki? Może ten cień, który zobaczyłem w korytarzu, był jedynie grą ruchomego blasku rzucanego przez reflektory samochodu na osiedlowym parkingu? Może chłodny powiew, jaki poczułem na plecach, gdy stałem półnagi w otwartej łazience, to jedynie dreszcz przeciągu? Ciche westchnienia, pełne skargi i bólu, to zaledwie jęki przeładowanego ludźmi wieżowca, jego ścian i setek śpiących w nim ludzi?
Może to ja wzdycham?
Nie… to Ty. Jesteś tam, nadal, choć czuję, że z każdym dniem odchodzisz coraz dalej i dalej. Dziś jesteś duchem, jutro jego cieniem. Mroczną plamą, która potężnieje w ciemnościach, przemyka po ścianach i tylko czasami wraca do eterycznej, ale ludzkiej postaci. Tak jak wczoraj, gdy pochylony przy komputerze, poczułem twój wzrok na plecach. Stałaś tuż za mną i wiedziałem, że przewiercasz mnie niemym spojrzeniem. Nie zdradzając, że wyczuwam chłód twojej obecności, kliknąłem w ikonę internetowej kamerki. Dioda na przypiętym do krawędzi monitora urządzeniu błysnęła niebiesko, na ekranie otworzyło się okno podglądu. W jego środku, za swoją twarzą, zobaczyłem wynurzające się z mroku ramię.
Co chciałaś? Przytulić mnie, czy udusić?
Co powinienem zrobić? Co powiedzieć?
Ile już czasu minęło? Ile dni?
Kiedy to się skończy?

Siedzę w salonie i przez cienką ścianę czuję obecność. To Ty? Jesteś w kuchni. Milczysz, tylko raz na jakiś czas wydajesz z siebie westchnienie, które zdaje się poruszać firankami w każdym oknie. Czymś stuknęłaś. Może przesunęłaś lekko czajnik na kuchence? Może to kalendarz przy wejściu uderzył o ścianę?
Nic ponad to. Niczym więcej nie przerywasz dusznej ciszy wieczoru.
Nie wytrzymuję! Wstaję.
Kiedy przekraczam próg kuchni niewidzialna siła zatrzymuje mnie w miejscu. Zimno mrozi od środka, niewidzialne dłonie zaciskają na krtani, nie pozwalając wypowiedzieć ani słowa.
Widzę Cię, całą!
Po raz pierwszy od dawna, odkąd To się stało.
W ciemności kuchni twoja niska, biała sylwetka, pod oknem, tuż przy lodówce, zdaje się unosić nad podłogą. To dziwne, ale mimo mroku późnego wieczoru, twoje oczy lśnią, duże i smutne. Coraz większe i większe. Rosną, zbliżając się w moją stronę. Nic nie mówisz, ale one przekazują mi wiele, podczas gdy ty płyniesz milcząco w moim kierunku.
Jesteś tuż obok. Owiewasz mnie swoim zimnem i zapachem. Przez moment czuję minione ciepło twojego ciała, a Ty wzdychasz ciężarem, którego nie jestem w stanie poznać. I mijasz bez słowa. Odchodzisz w mrok korytarza, do sypialni, trącając lekko moją dłoń długą nocną koszulą.

Cholera!
Przecież zrobiłem wszystko, co powinienem.
Przeprosiłem.
Ile mogą trwać ciche dni?

Człowiek z mojego snu
Kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem przed sobą twarz mężczyzny. Dobrze mi znaną, choć jednocześnie widzianą po raz pierwszy.
To była twarz Człowieka ze Snu.
We Śnie, który nawiedzał mnie od dzieciństwa z zadziwiającą, uporczywą regularnością, wracam do domu. Mieszkamy na wsi, a ja biegnę szeroką, piaszczystą drogą, próbując zdążyć przed nocą. Niebo nad moją głową już fioletowieje, ale wierzę, że zdążę.
Wtedy go dostrzegam. Stoi na rozstajach i wskazuje na mnie wyciągniętą dłonią. Jest daleko, lecz wyraźnie widzę jego przepełnioną smutkiem twarz.
– Chyba to ty – szepcze z oddali.
Skręcam w łąkę. To dalsza droga, przez las, lecz mam jeszcze szansę zdążyć. Kątem oka dostrzegam, że Człowiek ze Snu rusza za mną krokiem żałobnika. Wyrównuję oddech i przyspieszam. Niebo ma dalej dokładnie tę samą barwę, ja wiem jednak, że pociemniało bardzo. Muszę się pospieszyć.
– Chyba to ty. – Dochodzi mnie głos.
On stoi o sto metrów przede mną, przy wielkiej leszczynie. Pokazuje na mnie palcem, a czarne łzy spływają w dół jego policzków. Skręcam gwałtownie, by ominąć szerokim łukiem krzak, a on rzuca się za mną biegiem, nie poruszając w ogóle nogami. Dyszy tylko głośno, jakby nie-bieg nieskończenie go męczył. Coraz trudniej dostrzec mi królicze nory w ziemi, przyspieszam jednak.
Widzę wreszcie światła domu. W otwartych drzwiach ciemnieje sylwetka matki. Czeka na mnie. Czy widzi przed kim uciekam? Ona mnie obroni, na pewno potrafi.
Wiem, że nad moją głową wisi już pierwsza gwiazda, z trudem powstrzymując się od świecenia. Zasłużyłem sobie czymś na jej łaskę. Pocieszony tym, wyciskam z rozpalonych do białości mięśni resztki sił.
I nagle, tuż przy skrzynce pocztowej, dopada mnie zrozumienie. To przecież nie matka tam czeka. To nie ona stoi w progu. Choć cały czas biegł tuż za mną, znowu mnie wyprzedził. Człowiek ze Snu.
Wszystko to na nic. Przegrałem.
Gwiazdy szepczą podniecone nad moją głową, a fiolet nieba nabrzmiał już czernią i gotów jest pęknąć w każdej chwili. Zaciskam oczy i zatrzymuję się, a skurcz zgina mnie w pół i zmusza do opadnięcia na kolana.
– Chyba to ty – słyszę nad głową, a zimny palec dotyka mojego ramienia.
Wtedy budzę się, krzycząc.
Sądząc po spojrzeniach współpasażerów, teraz też krzyczałem.
I nie zgadniecie co on powiedział, mężczyzna o twarzy Człowieka ze Snu.
Nigdy, przenigdy nie zgadniecie.

Grobowiec
Na ostatnią przeprowadzkę byłem przygotowany, jak każdy inny człowiek. W którymś momencie życia musi nastąpić, od tego nie ma ucieczki. Jednak nie spodziewałem się jej aż tak szybko. Przyznaję, dzieciństwo upłynęło mi żwawo i intensywnie. Jako szkrab zaledwie, musiałem przejąć obowiązki po ojcu, który prawdę mówiąc nie grzeszył zdrowiem psychicznym. Naprawianie dziadostwa, jakie po sobie pozostawił, stało się bolączką nie tylko moją, ale także wszystkich, którym zależało na ogólnym dobrobycie. Nie dość, że przywracanie właściwego porządku w państwie okazało się trudniejsze niż przypuszczałem, bo kto liczyłby się ze zdaniem kilkuletniego dzieciaka, to jeszcze kazali mi hajtnąć się z siostrą. Zdaje się, że chodziło o utrzymanie się na stanowisku. Aczkolwiek muszę przyznać, że miało to swoje plusy. Między nami mówiąc nie przypuszczałem nawet, że płodzenie potomków to taka niezła zabawa.
Ale wracając do rzeczy, gdyby nie pomoc zadufanych, tfu, zaufanych regentów, prawdopodobnie skończyłbym marnie. Dzięki ich inicjatywie udało mi się sprostać niełatwemu wyzwaniu sprawowania sprawiedliwych i godnych wielkiego władcy rządów. Zostawiłem po sobie wiele wspaniałych budowli, które zapiszą się na kartach historii, jak to być powinno.
Zawistni wróżyli mi krótkie panowanie, jako iż słabowitego byłem zdrowia i sił witalnych mi bogowie poskąpili. Jednak ciemności, która spadła na mnie gdym odwrócił wzrok, najmniej się spodziewałem. A także ręki, która tę ciemność na mą głowę sprowadziła.
Podczas przeprowadzki pomagało mi mrowie ludzi, uczynnych, targających niemal połowę mego dobytku. Resztę postanowiłem zostawić, gdyż nie uznałem jej za niezbędną. Żałuję, że nie było mi dane czule pożegnać się z małżonką, za to radością serce przepełniał fakt, iż moje dwie latorośle przeniosły się wraz ze mną.
Dni upływały nam na zabawie i oddawaniu się przyjemnościom, jakich nie mogliśmy zaznawać w pałacu, gdyż etykieta tego zabraniała. Swoboda i brak jakichkolwiek zobowiązań wobec innych ludzi była błogosławieństwem od bogów. Choć z perspektywy czasu muszę przyznać, że nasze małe M4 zrobiło się za ciasne. Szczególnie po tym, jak sporadycznie odwiedzali nas nieproszeni goście, a moje kochane gołąbeczki w ferworze zabawy z nowymi kolegami obdzierały ich ze skóry i rozrzucały resztki po całym domostwie. Nie wyobrażacie sobie, jak nieokiełznane potrafią być znudzone szkraby. Nie miałem sumienia ich karcić, widząc szczęście bijące z pulchnych twarzyczek.
Pewnego dnia, gdy udaliśmy się na popołudniową drzemkę, usłyszałem coś jakby ryk tysiąca lwów, dobiegający zza ściany. A po chwili głosy szepczące w ciemnościach w języku, którego nie potrafiłem rozpoznać…

- Widzi pan coś? – rzucił zniecierpliwiony lord. - Jasna cholera, ależ tu śmierdzi!
- Cudowne… rzeczy… - padła odpowiedź przerwana przez atak kaszlu.
- Panie Carter, panu to się chyba na mózg rzuciło – zakpił arystokrata oświetlając komnatę nikłym światłem pochodni i przyglądając się ludzkim szczątkom walającym się dookoła. – To raczej jakieś starożytne wysypisko, a nie komnata cudów.
- Słuchaj no hrabio, poświęciłem mnóstwo czasu na dokładną lokalizację jego grobu, więc nie mam wątpliwości, że dobrze trafiliśmy – odparł archeolog zasłaniając nos chusteczką i wskazując sarkofag leżący pod zachodnią ścianą. – Otwierasz go?
- No, chyba ty. Nie jestem aż tak głupi – żachnął się George Herbert.
- W takim razie trzeba znaleźć jakiegoś frajera, który nie zwraca uwagi na zabobony – mężczyzna uśmiechnął się jadowicie.

Konsekwencje
- Nie wolno nam tu wchodzić.
- Ciii, – chłopiec teatralnie przyłożył palec do ust, po czym uchylił solidne metalowe drzwi prowadzące do magazynu – usłyszą nas.
- Ale pani mówiła...
Ogon łagodnie połaskotał chropowatą powierzchnię drzwi, a z bujnego włosia na jego końcu uformowały się usta. Zacisnęły się wymownie, co skutecznie ostudziło zapał chłopca do dalszej dyskusji z Mammonem. Jego sierść potrafiła układać się w przeróżne kształty, od których czerwieniły się koleżanki z ławki.
Powietrze wewnątrz pomieszczenia, niezmącone żadnym ruchem od kilkunastu lat, smakowało jak przeterminowany kisiel. Męczyło podniebienie, osiadało na zębach i nie dawało się odkrztusić.
- Widzisz, nic się nie stało. – Mammon podniósł kciuki do góry, pochylając się i uśmiechając niczym kapucynka z katarynką.
- Dostanie nam się za to. Zobaczysz.
- Nie marudź Sammy. Zobacz, ile jest tutaj cudownych rzeczy.
Magazyn skrywał wiele tajemnic. Podłoga, choć pokryta warstwą kurzu, olśniewała mozaiką kształtów ciągnących się wśród eksponatów. Stąpali po tysiącach małych płytek niczym po wężowej skórze oplatającej cenne jaja.
Pod sufitem żarzył się Miecz Sprawiedliwości oświetlając pomieszczenie, a przy drzwiach stała ogromna kula. Zbliżyli się do niej na wyciągnięcie ręki, jej chropowatą powierzchnię zdobiły setki zadrapań.
- Syzyf podrywał na ten kamień wszystko co się ruszało.
- Pani mówiła, że to bajka. – Samael wydłubał kawałek starego paznokcia z kuli, powąchał i wyrzucił na podłogę.
- Tata twierdzi co innego. – Mammon odwrócił się na pięcie i zapatrzył na stojący pod ścianą stół. – Powiedział, że pani to chyba w Koryncie słupy polerowała, ale nie wiem o co mu chodziło. Chodź tam.
Podbiegli pod przeciwległą ścianę. Stół opierał się na potężnej konstrukcji z ciemnych, dębowych desek, a gruby na cztery palce blat sprawiał wrażenie niezniszczalnego. Pofalowaną sękami powierzchnię pokrywały setki glinianych żołnierzyków. Jedne ubrane w długie szaty, porozrywane i brudne chwiały się na nogach. Inne, w wypolerowanych kaskach ze szpiczastym zwieńczeniem, dumnie prężyły się przed ich oczyma pokryte tylko lekką warstwą kurzu.
- Co to? – Samael wyciągnął dłoń po górującą nad innymi figurkę.
- Nie bądź taki chciwy.
Mammon pierwszy chwycił glinianą postać, strącając przy tym stojące mu na drodze żołnierzyki. Te potoczyły się bezwładnie po blacie i spadły na podłogę, rozbijając się na setki kawałków.
- Co się tu dzieję?!
Obaj chłopcy na chwilę przestali oddychać i odwrócili się najwolniej jak tylko potrafili. Byleby odwlec chwilę, w której spotkają morderczy wzrok swojej opiekunki. Stała nad nimi w zwiewnej, białej sukni działającej na ogon Mammona lepiej niż srebrniki.
- Coście narobili! Nie wolno wam tu wchodzić! – powiedziała łapiąc się za głowę.
- A nie mówiłem. – wyszeptał Samael.
- Będziecie mieli przez to nie lada problem.
- Chyba ty.
Zerwali się do biegu niemal jednocześnie, ale opiekunka była szybsza i chwyciła ich za karki. Pod siłą jej uścisku zatrzymywały się większe bestie niż te dwa rozbrykane kucyki. Odwróciła ich i kazała patrzeć na blat stołu. Oprócz figurek, które zaczęły się przemieszczać po całej powierzchni, zobaczyli, że narysowane na drewnie linie przekształcają się. Niektóre zupełnie zanikały, gdy inne rozrastały się w szaleńczym tempie.
- Granice Europy ponownie się przesuwają. Ponad dwadzieścia lat panował względny spokój. Nie wywiniecie się z tego tak łatwo. Patrzcie coście uczynili.
Po powierzchni stołu ciekła oleista krew.

Drugie ja
Pierwszy raz zobaczyłem go w ogródku kawiarni na rogu Maine i Princeton.
Zwyczajny facet. Siedzi sobie, popija cappuccino, chrupie ciastko i przegląda poranne wydanie gazety, a ja stoję osłupiały po drugiej stronie ulicy chowając się za platanem.
Włosy ma trochę dłuższe ode mnie i ubrany oczywiście też jest inaczej. Zdecydowanie schludniej. Ale do diaska, codziennie rano widzę ją w lustrze, jestem chyba w stanie rozpoznać własną twarz! I on wygląda tak jak ja. Jakby był moim zaginionym bratem bliźniakiem.

Tego dnia nie poszedłem do pracy, poszedłem za nim.
Pracował w banku, jeździł szarym Fordem Galaxy, mieszkał na przedmieściach w dużym domku jednorodzinnym. Miał piękną, rudowłosą żonę i dwójkę dzieci w wieku przedszkolnym. Urocze, beztroskie szkraby. Spędziłem cały wieczór siedząc w aucie naprzeciwko ich domu obserwując najpierw jak przygotowują, a potem wspólnie jedzą kolację. Wzruszyłem się. Potem długo spacerowałem po mieście rozmyślając co zrobić. Dowiedzieć się kim jest mój sobowtór? Komplikować życie sobie i jemu?

Do domu wróciłem mocno po północy. Marla nie była zadowolona. Czekała na mnie i już na wstępie zrobiła mi awanturę. Pusta butelka po whisky rozbiła się o ścianę jakieś dwa metry od mojej głowy. Dzwonili ze szkoły spytać czemu mnie nie ma i dowiedziała się, że nie byłem dzisiaj w pracy.
Nie tłumaczyłem się. Nie było sensu.
Wzięła płaszcz i wyszła trzaskając drzwiami. Poszła do bloku obok pieprzyć się z Dougiem.
Oczywiście Doug i ja byliśmy kiedyś przyjaciółmi. Marla już nawet nie ukrywała, że mnie z nim zdradza.
Pół godziny później walnięcie w drzwi. Vera wróciła z klubu i obściskuje się z jakimś fagasem na korytarzu. Mlaśnięcia, cmoknięcia, jęki… znowu uderzenie plecami o drzwi. Zachowuje się jak matka. Nie zdziwiłoby mnie nawet jeśli to nie ja jestem ojcem.
Nawet na mnie nie spojrzała kiedy weszła do mieszkania. Poszła od razu do swojego pokoju.

Dopadłem go dwa dni później w bocznej alejce, gdy wracał z pracy.
Był w szoku, dokładnie tak samo jak ja kiedy zobaczyłem go pierwszy raz.
Nie przerażony, nie zaciekawiony, zszokowany. Nie zauważył nawet, że w prawej ręce trzymam broń.
- Ty… ty wyglądasz tak samo jak ja! – wykrzyknął wytykając w moją stronę palec.
- A nie bo Ty wyglądasz tak samo jak ja. – odrzekłem spokojnie, a potem zabiłem go strzałem w głowę. Szybko zamieniłem się z nim ubraniami i dokumentami. Pieniądze zabrałem, żeby wyglądało na napad rabunkowy, a pistolet wrzuciłem do studzienki na drugim końcu miasta.
Był biały dzień i nikt nie zauważył co się stało. Takie miasto.

Moja nowa żona czekała na mnie przy drzwiach. Pocałowała mnie namiętnie, a potem spojrzała trochę krzywo.
- Byłeś u fryzjera? – w jej głosie słychać było lekką pretensję.
- Tak, niezbyt dobrze się czułem z moją poprzednią fryzurą. – odpowiedziałem i zamknąłem za sobą drzwi.
Nareszcie byłem w domu.

Pantoflarz
Chyba Ty!
Szyld krzyczał jaskrawymi literami. Nęcił, kusił, przyciągał uwagę ulicznego tłumu potencjalnych klientów. Romana tylko odstręczał.
Sterowanie charakterem. Wspomaganie procesów decyzyjnych. Kształtowanie jaźni. Zrób się bezczelny! Naucz się pyskować!
Ale.. musiał tam wejść. Musiał właśnie dlatego, że… musiał. Cholerna tautologia!
Obsługa klienta była sprawna. Ledwie wszedł, ledwie zaczął się rozglądać i już, nie wiedząc jak i kiedy, znalazł się w jednym z boksów przed obliczem oczekującego nań sel-menadżera.
– Potrzebuję zwiększyć moją asertywność – rozpoczął łamiącym się głosem.
– Ależ oczywiście! – Sprzedawca kipiał zawodowym entuzjazmem. – Tym się właśnie zajmujemy. Słyszał pan on nas, tak? Kilka miesięcy na rynku a jakie efekty! Rzesze zadowolonych klientów! Niech się pan przyzna, to pana skusiło?
– Właściwie, to… żona mi kazała. – Słowa przychodziły Romanowi z trudem. – Kilka razy były w firmie awanse, jestem doświadczonym pracownikiem ale zawsze jakoś… Ona uważa, że jestem zbyt spolegliwy, że nie umiem się postawić. Że w domu też jestem... Że czas bym wreszcie zarabiał więcej od niej. Więc przyszedłem, bo…
– Bo nie miał pan innego wyjścia! Doskonale. – Sprzedawca wyciągnął z przegródki kilka dokumentów. – Czyli zdecydowany? Cennik pan zna? Oto umowa do podpisania. Proszę zwrócić uwagę na tę klauzulę, o – tutaj! Dodatkowy podpis. Że nas pan zwalnia od odpowiedzialności za nieprzewidywalne skutki zmiany osobowości.
– To może się nie udać?
– Ależ nie. Zawsze się udaje. Może to wyjść w różnym stopniu… wie pan, to zależy od dokładności wypełnienia testu, skuteczności profilu jaki wykonamy i od odpowiedniej kalibracji hipnotera. Czasem efekty są silniejsze a czasem słabsze. Ale zmianę na pewno pan odczuje, gwarantuję! Proszę tylko wypełnić ten teścik, tylko cały!
– A gdzie mogę…
– Na początku sali są stoliki i wygodne fotele. Potem proszę wrócić do mnie.
Roman usiadł we wskazanym miejscu. Szybko przejrzał test. I zdębiał.
Sześćset pytań! Jak Pan/Pani się zachowa w takiej sytuacji? A w takiej? Co Pan/Pani zrobi gdy staruszka nadepnie Panu/Pani na nogę? A jak Pan/Pani zareaguje, gdy mąż/żona pogrozi Panu/Pani nożem?
Kilkanaście podobnych Romanowi mrówek pracowicie przekładało kartki i zakreślało pola. Muszę – pomyślał. I zabrał się do pracy.
– *beep*!? Mam wypełnić to wielkie *beep*? Chybaście na łby poupadali!
– Ależ proszę się nie denerwować. – Gardłującego się nieopodal klienta mitygował pracownik firmy. – Pana reakcja świadczy, że nie potrzebuje pan tej usługi. Dostanie pan bezpłatne zaświadczenie dla policyjnych kadr.
Chcę taki być – rozmarzył się Roman. Właśnie taki. Bezpardonowy, wręcz bezczelny! Tylko wypełnić ten test…

– I jak, Romek, i jak? Udało się? – Bożena wpadła do domu jak burza. – No jak? Ile dostałeś?
Jej małżonek siedział na kanapie zapatrzony w dal. W jego dłoni tkwiła otwarta i chyba zapomniana butelka piwa.
– Trzy tysiące – odparł pozbawionym emocji głosem.
– Podwyżki?!
– Nie, odprawy. Wylali mnie. Bo pokazałem, że mam swoje zdanie.
– Romuś… – Bożena rzuciła torbę i siadając przytuliła mocno męża. – Nie martw się kochanie. Będzie dobrze. Znajdziesz lepszą pracę. Właśnie dzięki temu, że teraz potrafisz być niezależny. Jeszcze im pokażesz!
Energiczna natura wzięła w niej górę.
– No, Romek! Bierzemy się w garść, będzie dobrze. Ja jeszcze muszę skończyć coś z pracy, a ty leć zrobić obiadek!
– Obiadek? – wycedził Roman. – Jak jesteś głodna, to sama sobie rób… obiadek!
Pociągnął długi łyk piwa. I sięgnął po pilota.

Aleja luster
Miejski deptak wyłożony antracytową kostką brukową i złociste promienie padającego nań słońca, to tylko pozorny spokój. Ciągną mnie za ręce, oplotły jakąś niewidzialną pajęczyną, to miłe. Liczba ich, to cztery. Zesłane przez Szatana, kuszą swoimi niewyczerpanymi dobrami. Twoje pokusy, powtarzają. Pojawia się zieleń? Podświadomie wyczuwam zagrożenie. Próbuję odwrócić głowę, ale nie potrafię, coś blokuje mi szyję? Boję się i choć odczuwam jeszcze radość, to lęki zaczynają już dominować. Są blisko! Czuję zapach olejku różanego, którego woń delikatnie unosi się w powietrzu. To zły znak! Widzę czerwień?

Nadciągają z czterech stron świata. Próbuję im uciec. Gorąco, lepki pot zalewa mi oczy, a potworny ból rozsadza głowę. Kłębią się we mnie szaleństwa. Słyszę je, te ich niskie i bełkotliwe tony. Chcą mnie dopaść! Biegnę, ale one są szybsze… Serce mi łomocze, zapiera dech… Próbuję krzyczeć, ale nie mogę, usta mam zakneblowane strachem. Brak mi powietrza… Pode mną ogromna królicza nora. Wciskam się w nią, rozglądam, nic nie widzę? Otacza mnie mrok. Oblepia swoją hebanową czernią, która pochłonęła już chyba wszystko. Czuję ulgę…

Delikatne światło przyciąga mój wzrok. Z każdym kolejnym krokiem robi się coraz jaśniejsze, zmusza mnie bym szedł w jego kierunku. Olśnienie? Dostrzegam latarnie, są piękne. Jest ich osiem, po cztery z każdej strony. Jedne połyskują czerwonym światłem, jakby przed czymś ostrzegały, drugie zaś kuszą zielonym. Dwa szeregi niepodobnych do siebie lamp, a pomiędzy nimi wybrukowana aleja, którą idę. Dotykam pierwszej z nich? Poruszyła się, uniosła, przybliżyła… Niczym rzeźba, ukazała mi swoje trójwymiarowe oblicze. O Boże, to lustro, które żyje! Widzę w nim siebie, ale to nie mogę być ja? Widzę też dziecko, i utraconą męskość, a w przeciwległym zwierciadle szalone imprezy… To nie ja, krzyczę! Chyba ty, słyszę w odpowiedzi…

Idę dalej. Kolejne lustra przybliżają mi swoje obrazy. Znowu moje oblicze, zniekształcone, poruszające się na wspak. W czerwonym zwierciadle dostrzegam podpitego macho, który co chwilę traci równowagę. To upadający autorytet. W zielonym zaś swoje nałogi, które odebrały mi rozum. To alkohol. To nie ja, myślę? Chyba ty, powraca niczym echo… Nie cofam się ani o krok, nie teraz, jeszcze tylko po dwa z każdej strony! Falują, wirują, obracają się wzdłuż własnej osi… Skrywają przede mną jakąś tajemnicę? Chcę ją poznać! Dopiero kiedy je minąłem, zobaczyłem co jest po drugiej stronie… Oniemiałem… W alabastrowej sukni ślubnej uśmiechała się do mnie przepiękna panna młoda, obok zaś kusiły roznegliżowane panienki. Utracona wolność, pomyślałem. Nie ja? Chyba ty, zrozumiałem…

Ostatnie dwa, stojące dotąd w półmroku zwierciadła, pokryte grubą warstwą kurzu i pajęczyn, ani drgnęły. Ostrożnie się do nich zbliżyłem. Dotknąłem dłońmi ich zimnego szkła, dopiero wtedy ożyły… Poczułem niewyobrażalną pustkę… Zobaczyłem trumny, naprzeciwko zaś, przepiękny samochód, którym pędziłem… Usłyszałem huk! Lustra pękły i rozsypały się na drobne kawałki, uskoczyłem w porę! Ujrzałem światło, które od razu pociągnęło mnie za sobą… Poraziło swym blaskiem, oczyściło na nowo… Poddałem się temu całkowicie, odpłynąłem…

* * * * * * * *
Otworzyłem oczy. Mocno oszołomiony, wyłączyłem czerwony budzik, który głośno dzwonił. Obok łóżka stała do połowy opróżniona zielona flaszka, którą natychmiast od siebie odsunąłem. Rozbita ramka i pomięte zdjęcie, utkwiły mi w dłoni. Na nim żona wraz z córką, i ja, nareszcie to pojąłem!

Wybraniec Archipelagu
Zaczęło się tak niewinnie. Trafiliśmy na tę wyspę przypadkiem, by naprawić grotmaszt uszkodzony podczas sztormu. Mieszkańcy, z którymi odrobinę szło się dogadać we wspólnej mowie, od razu zwrócili uwagę na moje rude włosy i błękitne oczy, rzecz dla nich zupełnie z innego świata. Zapytali w końcu, czy aby nie jestem Wybrańcem. Ja? - spytałem zdziwiony. Chyba ty! - odpowiadali.

Choć sami mnie wskazali, z początku wyczuwałem u nich pewne niezdecydowanie. Zadawali sporo dziwnych pytań. Jak choćby to, czy czuję się świątynią rozkoszy. Cóż niby miałem odpowiedzieć? Tak... Na pewno. Oczywiście! Ach, ta połechtana męska próżność! Widziałem, że bardzo im zależy na tym, by widzieć we mnie tajemniczego Wybrańca i pasowała mi moja nowa rola. Wszak bycie półbogiem to zdecydowanie atrakcyjniejsze zajęcia niż kartografia na kupieckim statku.

Z dnia na dzień było coraz ciekawiej. Wyspiarze z początku wyglądali na lud bardzo surowy, wręcz ascetyczny, tymczasem goszczono mnie na wystawnych ucztach, gdzie wino i rum lały się strumieniami. Potem przyszła pora na bardziej wysublimowane rozrywki, piliśmy napary z odurzających ziół, jedliśmy dziwne czerwone grzybki, po których nawiedzały nas fantastycznie kolorowe halucynacje.

Wreszcie nadeszło najlepsze - tamtejsze kobiety, na pierwszy rzut oka chodzące świątynie cnoty, zaczęły jedna po drugiej wskakiwać mi do łóżka. Najpierw po kolei, potem niemal wszystkie naraz. Nasze orgie przyćmiły nawet to, co opisują pieśni o stu żonach sułtana Ghibiego. Smakowałem każdą minutę mojego pobytu na wyspie. Mieszkańcy naprawdę dbali o to, bym się nie nudził, wymyślając coraz to nowe, mniej lub bardziej perwersyjne uciechy.

*

Na pokładzie statku poniewierała się mała książeczka o rytuałach religijnych na Archipelagu. Zabrałem ją nawet na wyspę i z dziesięć razy obiecywałem sobie przeczytać, ale jakoś nie starczyło czasu - tyle rozrywek, dzień i noc...

*

Trochę południowego słońca wpada przez szczelinę w sklepieniu jaskini, a ja chyba wolałbym, by było całkiem ciemno. Stalowe obręcze na nadgarstkach drapią niemiłosiernie, a łańcuchy, którymi przykuto mnie do ściany, są diabelnie ciężkie. Jest bardzo gorąco i parno. Czy jesteś Wybrańcem? Pytali... do pewnego momentu. Chyba tak. Na pewno tak!

Wyspiarze oddają cześć surowej i sprawiedliwej Pani Bólu, dlatego na co dzień żyją w ascezie. Raz na kilkadziesiąt lat na Archipelag przybywa Wybraniec. Jest on mistycznym naczyniem, w które lud może bezkarnie przelać tłumione wcześniej żądze i namiętności. A gdy naczynie się napełni, Pani Bólu wysyła po nie swoją Bestię.

Ciężko mi utrzymać nerwy na wodzy. Pęcherz jeszcze ciężej. Jestem tu już dwie godziny. Do stu diabłów, wystarczyło przeczytać tę pieprzoną książeczkę i w odpowiednim momencie wziąć nogi za pas. Miałbym co opowiadać wnukom. A tak... czekam, aż ona nadejdzie. Cholera, żeby to chociaż był jakiś krokodyl, dziabnąłby dwa razy i po sprawie. Bestia... z tego co mówili, zanim mnie zabije... nie no, nie mogę o tym myśleć, bo znowu obrzygam koszulę.

Coś chyba słyszałem. Jakiś chrobot. A może mi się tylko zdawało? Znów chrobot i głośny mlask. To jednak nie złudzenie. Pomimo gorąca dygoczę jak osika. Czy czujesz się świątynią rozkoszy? Matuchno, ratuj, co ja narobiłem! Widzę jakiś cień, coś tu pełznie. Tak, jestem Wybrańcem. Może to tylko szczur? Albo wąż. Nie! Ja pierdzielę! Nieeee!!!

Łaskotki
Ciężkie buty zostawiały w śniegu głębokie ślady. Szedłem powoli wśród ciemnych uliczek, tylko na takie tempo pozwalało mi moje stare ciało. Było coraz bardziej bezużyteczne. Wiedziałem, że to się zbliża. Zwiastunem było potworne łomotanie serca i zawroty głowy. I to okropne swędzenie. Jakby całe ciało pokrywała szczelnie warstwa starych strupów.
Kiedy przychodziło, pchało mnie w najciemniejsze i najbardziej niebezpieczne dzielnice. Czy była to Warszawa, Poznań, Paryż czy też Moskwa. Zawsze to samo. Jak ćma do świecy. Chciałem z tym skończyć. Miałem dość. Umrzeć w spokoju jak stary, zapomniany pies. Oto czego pragnąłem.
Pojawił się nagle. Jak spod ziemi. Cofnąłem się niechętnie. Byłem jednak zbyt wolny, a on zbyt szybki. Jak zawsze.
- Ej, dziadku! – wrzasnął. – Masz ogień?
Zaprzeczyłem. Przysunął się szybko i zwinnie jak małpa. Po chwili był już przy mnie.
- A kasę? Masz dziadku trochę kasy? – Oblizał nerwowo spierzchnięte wargi. Blade światło księżyca oświetlało jego krótkie, igiełkowate włosy. Poczułem woń alkoholu przemieszaną z rzygowinami.
Pokręciłem głową. Szarpnął mnie za kołnierz płaszcza i cisnął w głęboki śnieg jak szmacianą lalkę. Poczułem chłód w starych kościach.
- Zostaw mnie. Odejdź – wymamrotałem cicho, z rezygnacją.
- Dawaj kasę! - wrzasnął.
Nie poruszyłem się. Doskoczył do mnie i zaczął przeszukiwać kieszenie. Nic nie znalazł.
- Stare, bezużyteczne próchno! – krzyknął i splunął.
A potem kopnął mnie raz i drugi. Poczułem jak ciężka pięść spada mi na twarz. Po chwili lepka, ciepła strużka spłynęła po brodzie. Krew. Jęknąłem. Czułem to coraz wyraźniej.
- To… nadchodzi… - wymamrotałem.
- Co tam pleciesz? – mruknął i zaczął oddalać się zniechęcony, racząc mnie na pożegnanie jeszcze jednym kopniakiem. Widziałem jego ciężkie buty i szerokie plecy, słyszałem skrzypienie śniegu.
Za późno chłopcze… - pomyślałem zrezygnowany. Moje ciało zaczęło drgać jak w potwornym ataku epilepsji. Podniosłem się chwiejnie na nogi. A potem jednym susem doskoczyłem do znikających pleców.
Odwrócił się zaskoczony. Przytrzymałem mocno jego głowę. Przez chwilę szarpał się niespokojnie, potem znieruchomiał. Moje dłonie chciwie przylgnęły do jego skroni, niczym usta strudzonego wędrowca do kubka ze świeżą, zimną wodą. Patrzyłem jak z jego oczu znika blask, jak marnieje i kurczy, wysycha jak stara śliwka. Ale nie mogłem przestać. Było za późno. W końcu upuściłem bezwładne ciało na ziemię.
Po chwili poruszył się, oprzytomniał. Spojrzał na mnie i podpełzł niezdarnie pod mur kamienicy. Skulił się dygocząc nerwowo.
- Ty…stary…ty…pró…- mamrotał.
- Chyba ty – mruknąłem i wyłoniłem się z cienia, prosto pod światło niewielkiej latarni. Nie od razu pojął. Patrzył na mnie oszołomiony. A potem spojrzał na swoje ręce i powoli, niezgrabnymi ruchami drżących dłoni, obmacał twarz. W jego bladych oczach zalśnił błysk zrozumienia.
- Coś…ty… ty cholerny…- bełkotał.
Oddalałem się. Moje kroki były pewne i sprężyste. Cudownie było czuć znów tę świeżość, siłę i lekkość. Po chwili słyszałem już tylko cichy, zawodzący, starczy głos. Pełen żalu i przerażenia.
To dzieje się już od setek lat. Nie wiem co spowodowało tę anomalię. Nigdy nie mogłem tego dociec. Czasem spotykam takich jak ja. Nie ma nas zbyt wielu, lecz schemat jest podobny. Jesteśmy jak węże zmieniający skórę na nową.
Najgorsze jest to swędzenie. Gdzieś tam, w środku. Jakby dusza łaskotała ciało. Nie do wytrzymania. Te cholerne, upiorne łaskotki...
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 3 Lipca 2011, 20:47   

Oks, jeśli udało mi się przegapić szorta albo coś źle przekleić, albo cokolwiek, to proszę się odzywać :)
Życzę wszystkim miłej lektury.
I miłego komentowania.
I miłego głosowania :)
Powodzenia!
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 3 Lipca 2011, 22:02   

Przeczytane. A zatem...

Fajna edycja - dość mroczna, z zaskakującą liczbą pierwszoosobowych narracji, poziom tekstów jest dość wyrównany. Cztery szorty zwróciły uwagę, musiałem chwilę pomyśleć nad wyróżnieniami i punktami. Ostatecznie będzie po dwa.

PUNKTY:
Człowiek z mojego snu - mocne, po prostu mocne :)
Drugie ja - niby nieoryginalne, ale bardzo zgrabnie napisane. Spodziewałem się twistu "z deszczu pod rynnę", ale tak jak jest, też jest dobrze.

Na wyróżnienie zasługuje Grobowiec - za zaskoczenie, i Łaskotki - za ładną narrację.
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 4 Lipca 2011, 10:51   

Przeczytane. Nad punktami zastanowię się jak się uleżą.
Mam nadzieję, że ort w jednym szorcie to zabieg, żeby słowa nie wybeepało. :wink:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 4 Lipca 2011, 10:57   

Hmmm, w edycji i mięsa mniej i tłuszczu jakby też :)

Grobowiec, Drugie ja - na punkt
Konsekwencje, Łaskotki - na wyróżnienie bez punktu
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 4 Lipca 2011, 11:25   

dziko, Kruger, dziękuję za głosy, szybcy jesteście :)

shenra, tak, powinnam to napisać w pierwszym poście może?
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 4 Lipca 2011, 11:29   

E może nie. Jak ja na to wpadłam, to reszta też wpadnie :mrgreen: Nie podejrzewam nikogo o tak okropne literówki :mrgreen:

Ooo i NNowi się nic nie spodobało. To chyba dyg w stronę Organizatorki :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Selena 
Frodo Baggins


Posty: 146
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 4 Lipca 2011, 13:14   

Konsekwencje i Drugie ja.
_________________
Głupoty
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 4 Lipca 2011, 13:31   

Selena, dzięki :)

Jakby ktoś chciał napisać kilka słów komentarza o jakimś szorcie albo dwóch, to proszę się nie wstydzić ;)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
Alien 
Frodo Baggins


Posty: 112
Skąd: ze Szklanego miasta
Wysłany: 4 Lipca 2011, 14:27   

Ledwo się zaczęło, a już się głosy sypią... Czy aby nie za szybko? W niektórych tekstach mogą być ukryte znaki, zagadki, które są widoczne dopiero po wielokrotnym przeczytaniu. No ale cóż... Pierwsze wrażenie :wink:

Co do tekstu: Drugie ja

Ciekawy pomysł, niezły styl, ogólnie ok., ale... Właśnie jest to małe ale, mianowicie żona?
Taka tępa, że nie potrafi odróżnić własnego męża od jego klona? "Pocałowała mnie namiętnie" - nikt nie całuje tak samo, zawsze odczujemy różnicę. Poza tym GŁOS , także miał identyczny? Mało prawdopodobne! Co to za żona, dramat... Jest jednak pewne ale, może ona go jednak rozpoznała? Mało tego, było jej to na rękę! Miała go dosyć? Ostatecznie to może i ona go wynajęła - płatny morderca - żeby się pozbyć męża. W najbardziej z niewiarygodnych założeń - można by jeszcze sądzić, że wynajęła identycznego do męża zabójcę, by potem się z nim związać? O zgrozo... Jeśli jednak był to przypadek i kobieta jest czysta, a pseudo bohater skorzystał z okazji, by zmienić swoje życie, to kobitka się nie spisała... Dla mnie mały niuans, aczkolwiek istotny. Pozdrawiam Krugera, analityka od spraw drobnych - czyżby to przeoczył... :wink:
_________________
"Opowieści Niesamowite" - dostępne od 12.12.12
Każdy kolejny dzień, to nowa szansa...
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 4 Lipca 2011, 14:40   

Byli tacy sami, autor nie pozostawia wątpliwości w tym zakresie. Obaj reagowali szokiem na widok drugiego, czyli naprawdę bardzo podobni. Bohater zabrał dokumenty i ubranie. Jedyny trop na krótki rzut oka - to całowanie, jak sam Alien, powiedziałeś.
Ino wiesz, człowiek nie całuje za każdym razem tak samo. Drobne lub większe różnice w zachowaniu objawiają się często, zależą od nastawienia humoru, nastroju. Może wrócił z pracy w innym humorze? Był u fryzjera, coś w sobie zmienił. Jest inny, egzotyczny. Wydaje mi się też, że ludzie są skłonni do takiego drobnego samouszokiwania się, coś tam widzę, coś czują ale zwalają to na karb właśnie tego, że on ma inny dzień (lepszy, gorszy) albo coś knuje, coś trzyma w zanadrzu albo ma jakąś niespodzienkę.
Powyższe nie znaczy, że tak będzie wiecznie. Może nie dziś, może nie jutro, ale za tydzień czy miesiąc ilość drobnych różnic narośnie i ona zrozumie. Bo przecież bohater nie zadał sobie trudu i nie poznał bliżej swego sobowtóra ani jego zwyczajów, nic o nim nie wie, nie wie jak go naśladować, udawać i przez to skraca czas do wykrycia.
Co wtedy? To już poza fabułą. Natomiast w to, że w drzwiach buzi-buzi i się nie poznała - wierzę autorowi.
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39279
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 4 Lipca 2011, 14:43   

shenra napisał/a
Ooo i NNowi się nic nie spodobało. To chyba dyg w stronę Organizatorki :mrgreen:

Tylko zastanawiam się po co wybierać opcję "Żaden z powyższych" jako NN?
Trochę to wygląda, jak podkładanie pinezki na siedzenie krzesła i uciekanie.
Dziecinne.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 4 Lipca 2011, 14:46   

No cóż zrobisz. Zazwyczaj do żadnego się nikt nie przyznaje, chyba że sporadycznie.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Iscariote 
Wiedźmikołaj


Posty: 4787
Skąd: Łódź
Wysłany: 4 Lipca 2011, 15:24   

Alien, Ty wszędzie teorii spiskowych się doszukujesz? :) Żona wróci z pracy, pocałuje Cię odrobinę inaczej i od razu będziesz podejrzewać, że ktoś się podszywa, klona Ci jakaś agencja podłożyła? :wink: Co się dzieje dalej autor już pozostawia nam do własnej interpretacji. Już bardziej bym podejrzewał, że dzieci po jakimś czasie zauważą różnicę, bo im fantazja działa bardziej niż u dorosłej, racjonalnej żony.
W tym temacie polecam filmik Family Man z Cagem w roli człowieka, który trafia do alternatywnej wersji świata, gdzie ma żonę i dzieci. A jest typem samotnika i takiego Scrooge'a. Więc wszyscy dostrzegają, że coś jest nie tak, ale podejrzewają bardziej depresję, problemy w pracy itp. Tylko córeczka uważa, że to nie jest jej tata, a kosmita. :)

Ja wszystko przeczytałem, ale jeszcze pewności nie mam na co zagłosować. To jest pierwsza edycja, gdzie szorty muszą mi się odleżeć i dopiero za drugim czytaniem zagłosuję. :)
 
 
Alien 
Frodo Baggins


Posty: 112
Skąd: ze Szklanego miasta
Wysłany: 4 Lipca 2011, 15:31   

Kruger napisał/a
Byli tacy sami, autor nie pozostawia wątpliwości w tym zakresie. Obaj reagowali szokiem na widok drugiego, czyli naprawdę bardzo podobni. Bohater zabrał dokumenty i ubranie. Jedyny trop na krótki rzut oka - to całowanie, jak sam Alien, powiedziałeś.
Ino wiesz, człowiek nie całuje za każdym razem tak samo. Drobne lub większe różnice w zachowaniu objawiają się często, zależą od nastawienia humoru, nastroju. Może wrócił z pracy w innym humorze? Był u fryzjera, coś w sobie zmienił. Jest inny, egzotyczny. Wydaje mi się też, że ludzie są skłonni do takiego drobnego samouszokiwania się, coś tam widzę, coś czują ale zwalają to na karb właśnie tego, że on ma inny dzień (lepszy, gorszy) albo coś knuje, coś trzyma w zanadrzu albo ma jakąś niespodzienkę.
Powyższe nie znaczy, że tak będzie wiecznie. Może nie dziś, może nie jutro, ale za tydzień czy miesiąc ilość drobnych różnic narośnie i ona zrozumie. Bo przecież bohater nie zadał sobie trudu i nie poznał bliżej swego sobowtóra ani jego zwyczajów, nic o nim nie wie, nie wie jak go naśladować, udawać i przez to skraca czas do wykrycia.
Co wtedy? To już poza fabułą. Natomiast w to, że w drzwiach buzi-buzi i się nie poznała - wierzę autorowi.



Kruger nie poznaję Cię? Ze skrajności w skrajność... Jestem gotów pomyśleć, że to Twój tekst :wink:

Z tekstu nie wynika, że głosy mają podobne! Pseud bohater podgląda swoją przyszła ofiarę, i tyle. Są bardzo do siebie podobni, ale tylko z wyglądu. Koniec kropka. Nie ma też mowy o zmienionym, zachrypniętym głosie... Pocałunek - dni, grymasy, nastroje - guzik z pętelką :wink: Ja swoją żonę na pewno poznam! Poza tym dochodzi jeszcze specyficzny zapach ciała, o którym nie mówiliśmy (nie perfum), przy pocałunku czujemy partnera. To feromony określające poszczególne jednostki, odróżniające jej od siebie. Czasami nawet ich rzeczy osobiste nimi pachną, kiedy je wąchamy. Pocałunek to samo - dyrdymały - nawet gdyby usta były identyczne, co jest mało prawdopodobne, to można odróżnić namiętny pocałunek, ba nawet należy. Głos, zapach, pocałunek - za dużo niejasności. Teraz dalej, cytat: "w dużym domku jednorodzinnym", może być, ale w domu, byłoby lepiej. "Wzruszyłem się." Nie pasuje mi do dalszych jego czynów. Jeżeli tak go to wzruszyło, a nie był raczej nienormalny, to nie zrobiłby tego. Zostawiłby tę kochająca się rodzinę w spokoju. Chyba nie był aż takim egoistą? trochę mankamentów się nazbierało, ale szort mi się podoba :)
_________________
"Opowieści Niesamowite" - dostępne od 12.12.12
Każdy kolejny dzień, to nowa szansa...
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 4 Lipca 2011, 15:41   

Eee tam. Wymieniasz masę rzeczy, owszem istotnych ale - nie w pierwszej scenie ich "spotkania". Mniejsza z tym.
Trudno mi było wybrać. Zakwalifikowałem 5 tekstów. O włos wybrał jeden do odrzucenia. O włos oddzieliłem dwa punktowe i dwa wyróżnieniowe. Może powinienem dać 5 punktów, no - choć 4. Ale tak wybrałem. I już.

No dobra, trafiłeś, Alienie, to mój tekst. Postanowiłem sam na siebie zagłosować, a co, nie wolno? ;P:
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 4 Lipca 2011, 16:56   

Kruger napisał/a
Postanowiłem sam na siebie zagłosować, a co, nie wolno?
W sumie zakazu nie ma :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
RedActor 
Jaskier


Posty: 87
Skąd: Lublin
Wysłany: 4 Lipca 2011, 20:03   

Przez dłuższy czas zastanawiałem się, co tu napisać na taki – pominę milczeniem przymiotnik – temat. A tu okazuje się, że można. I to całkiem niezłe rzeczy w niektórych przypadkach wyszły. Chyba więcej siemienia lnianego muszę żuć, coby więcej oleum w mózgownicy przybywało.

Komentarze:

Pora godów – przykro mi, ale nie kumam. Może to przez braki oleum...

Ty, cień ducha – pod koniec już przysypiałem, ale puenta skutecznie mnie obudziła. Z ckliwego horroru zrobił się całkiem zgrabny wic. Za zaskoczenie i uśmiech, jaki się pojawił daję punkt. Może trochę na wyrost, ale co tam.

Człowiek z mojego snu – nudne i smętne. No w każdym razie mnie nie urzekło. Może nie jestem tzw. targetem.

Grobowiec – sprawne, ale jakoś do mnie nie trafiło. Nie daje punktu ze względu na gustibus, bo w sumie warsztatowo nie ma się czego czepić.

Konsekwencje – opowiadanie nawet zgrabne i zabawne. Pomysł też nienajgorszy. Punktu nie daję, bo podobne motywy tu widywałem, a poza tym zbyt łopatologiczny tytuł zabił ogólne wrażenie.

Drugie ja – najlepsze opowiadanie edycji bez dwóch zdań. Sprawnie napisane, dobry, ciekawy pomysł. Może rzeczywiście nie jakiś odkrywcze, ale broni się wykonaniem. Punkt.

Pantoflarz – niezłe, niezłe, nienajgorsze, ale dlaczego firma „sprzedająca” asertywność reklamuje się sloganem „Chyba ty”? Albo sami niezdecydowani, albo kiepskiego maja copywritera...

Aleja luster – jakoś nigdy nie lubiłem Alicji, co to przeszła na druga stronę lustra, więc i to opowiadanie jakoś mnie nie porwało. Żeby jeszcze coś tam się działo, to może, ale jakieś takie przegadane. Szort, a się dłuży.

Wybraniec archipelagu – mogło być dobrze, ale znów, jak dla mnie, za bardzo przegadane. Brakuje mi to jakiegoś dialogu, wyrazistej scenki, żeby poczuć gorący piasek i pot na skórze. Wiem, ze trudno o to w szorcie, ale mimo wszystko. Sam pomysł w porządku, można go było inaczej sprzedać.

Łaskotki – dobry pomysł i dobre wykonanie. Przypomina mi trochę „Złe miejsce” Deana Koontza, ciut podobny klimat tu panuje. Dobra rzecz, z przyjemnością daje punkt.
_________________
Prwdzw twrdzl n ptrzbj smgłsk
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 4 Lipca 2011, 21:02   

RedActor, dzięki wielkie :)

Joj, widzę że się fajna dyskusja zaczęła, ale czemu zaczynacie tak od środkowego? ^^
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
dziko 
Yoda


Posty: 949
Skąd: Warszawa
Wysłany: 4 Lipca 2011, 21:56   

Alien napisał/a
Taka tępa, że nie potrafi odróżnić własnego męża od jego klona?


No właśnie, nie potrafiła, czy może nie do końca chciała? Oglądałeś Sommersby z Richardem Gere? To co najciekawsze w tym szorcie pozostaje niedopowiedziane. Jak wspomniałem w moim komentarzu, spodziewałem się zakończenia "z deszczu pod rynnę". Tu niby jest sielanka, ale w sumie... kto wie co czeka bohatera za tydzień. I to jest właśnie bardzo fajne.
_________________
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 5 Lipca 2011, 07:11   

Konsekwencje i Drugie ja - tylko te włosy sobowtóra, dłuższe od głównego bohatera. Prawie dwumetrowej długości kłaki to jednak dość istotny szczegół, po którym mogłaby go żona zidentyfikować.
Włosy ma trochę dłuższe od moich...
Włosy ma trochę dłuższe niż moje...
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
Kruger 
Zombie Lenina


Posty: 476
Skąd: Wrocław
Wysłany: 5 Lipca 2011, 09:05   

shenra napisał/a
Kruger napisał/a
Postanowiłem sam na siebie zagłosować, a co, nie wolno?
W sumie zakazu nie ma :mrgreen:

No dobra, żeby przypadkiem ktoś tego na poważnie nie wziął i nie zdyskwalifikował tekstu przez ten żart - to nie mój, jak bym cyk cyk :)
_________________
Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda.
Ostatnio zmieniony przez Kruger 5 Lipca 2011, 09:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Martva 
Kylo Ren


Posty: 30898
Skąd: Kraków
Wysłany: 5 Lipca 2011, 09:09   

terebka, dzieki za głosy :)
_________________
Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.

skarby
szorty
 
 
RedActor 
Jaskier


Posty: 87
Skąd: Lublin
Wysłany: 5 Lipca 2011, 16:00   

terebka napisał/a
Prawie dwumetrowej długości kłaki to jednak dość istotny szczegół, po którym mogłaby go żona zidentyfikować.


Może ze mną coś nie ten teges, ale gdzie w tekście jest mowa o dwumetrowych kłakach?
_________________
Prwdzw twrdzl n ptrzbj smgłsk
 
 
marekz 
Vampirella


Posty: 587
Skąd: z Bylekąd
Wysłany: 5 Lipca 2011, 19:58   

Moje Top-4 tej edycji to:

1. Pora godów
2. Człowiek z mojego snu
3. Aleja luster
4. Grobowiec
_________________
Wieczność bywa naprawdę długa. Szczególnie pod koniec.
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 6 Lipca 2011, 08:59   

marekz, a zagłosowałeś, bo coś mi się nie wydaje :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
marekz 
Vampirella


Posty: 587
Skąd: z Bylekąd
Wysłany: 6 Lipca 2011, 10:17   

Nie zielona. Od dłuższego czasu nie głosuję w ankietach.
_________________
Wieczność bywa naprawdę długa. Szczególnie pod koniec.
 
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 6 Lipca 2011, 10:27   

Cóż niebieski, co kto woli.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
marcolphus 
Batman


Posty: 514
Skąd: Kraków
Wysłany: 7 Lipca 2011, 07:00   

Punkty:

Drugie ja - całkiem fajne
Łaskotki - bardzo fajne

Reszta była dla mnie albo bez sensu albo bez puenty - chyba, że ja taki mało kumaty jestem ;-)
_________________
What Codringher Hears
 
 
 
elam 
Gremlinek


Posty: 11118
Skąd: kotlinka gremlinka
Wysłany: 8 Lipca 2011, 00:42   

Łaskotki, Pantoflarz i Wybraniec archipelagu :) Lekko, przyjemnie i fantastycznie.

W niektórych, np Pora godów, nie zrozumiałam puenty.
_________________
Ten się śmieje, kto umrze ostatni.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group