Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Kto się boi jutra...
Autor Wiadomość
Logan 
Paskud


Posty: 928
Skąd: Kraków
Wysłany: 23 Października 2005, 16:03   Kto się boi jutra...

Znalezione na portalu o2.pl.

Cytat
Kto się boi jutra?
2005-10-20



Fani science-fiction zacierają ręce. Na ekranach kin zagościły w tym samym czasie dwa filmy fantastyczne. Ambitny i kameralny Kodeks 46 oraz rozrywkowa manga Appleseed. Obydwa filmy obywają się bez interwencji kosmitów i istot nadprzyrodzonych. Jednocześnie stanowią rodzaj futurystycznej przestrogi, niczym z alterglobalistycznych manifestów.

W kulturze zawsze przewijał się lek przed przyszłością. Nastąpiła jednak zmiana perspektywy. Dystopie takie jak Rok 84 Orwella, Nowy wspaniały świat Huxleya i My Zamietina opowiadały o nieludzkich światach – mrowiskach. Były to wizje przyszłości odległej i niesamowitej, w których warunki życia różniły się znacząco od sytuacji obecnej.

Dziś fantastyka wybiega w niepokojąco bliską i prawdopodobną przyszłość. Na celowniku przemysłu filmowego znalazła się biologiczna natura człowieka. Środowisko zewnętrzne zostało już
ujarzmione i zastąpione otoczeniem technicznym. Kolejnym cywilizacyjnym podbojem człowieka będzie zapewne on sam.

W widowisku Wyspa ludzie bywają hodowanym dobrem konsumpcyjnym. Oczywiście klony nie są w ogóle uważane za ludzi. W alterglobalistycznym Kodeksie technologia czyni cuda. Niewygodne wspomnienia można usuwać jak niepotrzebne dane, a kojarzenie par jest kontrolowane przez Państwo. Modni, wielkomiejscy szczęściarze poddawani są rozlicznym modyfikacjom wirtualno–farmaceutycznym. Do tego stopnia, że nie wiedzą, na jakim świecie żyją. Dotyczy to jednak tylko elity. Spora część populacji skazana jest na nędzną, bezpańską wegetację, z dala od jakichkolwiek dobrodziejstw cywilizacji.

Z kolei w Appleseed sama tylko klasa uprzywilejowanych wybrańców dzieli się na zwykłych, czyli agresywnych i pożądliwych ludzi starego typu oraz na anielskie, wyselekcjonowane genetycznie istoty jutra. Film oparty na komiksie słynnego japońskiego rysownika Masamune Shirow (m.in. Ghost In the Shell) pozostaje naiwną mangą z wielkimi robotami i walkami kung-fu. I nie zmienią tego faktu przydługie, filozoficzne monologi bohaterów. Mimo to zdumiewa fakt, że nawet film czysto rozrywkowy w ogóle podejmuje głębszą problematykę. Jak to powiedział pewien socjolog, żyjemy w czasach, w których każdy musi stawiać sobie filozoficzne pytania, na przykład jakie są granice człowieczeństwa? W jakim stopniu możemy je modyfikować?

Motyw podziału rasy ludzkiej na odmienne podgatunki po raz pierwszy pojawia się bodajże w powieści Wehikuł Czasu G. H Wellsa. Podróżujący w czasie odkrywca odwiedza
Ziemię przyszłości. Spotyka pięknych, artystycznie ukierunkowanych Elojów i krwiożerczych, pokracznych Morloków. Ci pierwsi wiodą beztroskie życie, pełne tańców i zabawnych igraszek. Natomiast Morlokowie utrzymują w ruchu przemysł, pobierając w zamian daninę z mięsa Elojów.

Podróżnik jest tym wszystkim przerażony. Przeraża się jeszcze bardziej, gdy odkrywa, że obie rasy wywodzą się z jego świata. Elojowie byli zapewne lansującymi się, uprzywilejowanymi pracownikami umysłowymi. Media, reklama, showbiznes. Zaś przodkowie Morloków pracowali jako robotnicy w kopalniach i fabrykach. To oni zakładali Solidarność…

Niektórzy powiedzą, że to tylko czcze gadanie. Tak samo jak katastrofa nuklearna. Ale rozwój nauki naprawdę może doprowadzić do podziału ludzkości na coraz mniej kompatybilne gatunki. Przyczyniają się do tego koszty edukacji oraz nowe metody dopingu, tzw. antropotechnologie. Ten podział już się pogłębia. I nie trzeba szukać przykładów w Trzecim Świecie.

Wystarczy postawić obok siebie osobnika zarabiającego pięć tysięcy i reprezentanta pokolenia 1250 brutto. Na pewno jedzą co innego, gdzie indziej piją i gdzie indziej jeżdżą na wakacje. I co innego myślą o demokracji, świetlanych perspektywach Polski i swoich.

Albo jeszcze lepiej. Porównajmy wyedukowanego użytkownika internetu, spędzającego przy komputerze trzydzieści godzin na dobę z zapijaczonym chłopo-drwalem, który pracuje nie z laptopem, lecz z koniem, a z technik komunikacji zna wyłącznie pokrzykiwanie zza płota. To już są dwa oddzielne gatunki. Przynajmniej pod względem wymiarów, jakie zamieszkują. Ciekawe, który z nich jest prawdziwszy? I bardziej ludzki?

Oczywiście ponure przewidywania pozostaną domeną socjologów, pisarzy i chronicznych malkontentów. Popkultura musi zostawiać otwartą furtkę optymizmowi. Symptomatyczna jest różnica między Kodeksem 46 i Aplleseed. Poza motywem przewodnim - polaryzacją ludzkości - oba filmy różnią się diametralnie. Ale nie chodzi o to, że jeden jest eksplodującą animacją a drugi filmem psychologicznym. Chodzi o taktykę przetrwania.

Bajkowość Appleseed jest rozbrajająca. Podobnie jak w Matriksach czy Equilibrium, o wszystkim rozstrzyga czynnik ludzki. Każdy, nawet najbardziej perfidny System da się rozwalić. Mimo całej komplikacji świata przyszłości i jego trudnych realiów (a raczej nierealiów) jednostka zawsze da sobie radę. Pod warunkiem, że jest odpowiednio wygimnastykowana. Lekarstwem na całe zło okazuje się… sprawnie wyprowadzone kopnięcie z obrotu! To krzepiące, że w dobie pląsających genów i superinteligentnych maszyn o sukcesie bohatera przesądza rozciągnięcie ścięgien w okolicach krocza. A o sile przebicia decyduje siła ognia.

W smętnym, ambitnym i przeznaczonym dla widzów dorosłych Kodeksie nikt nie stosuje takich zagrywek. Po raz kolejny okazuje się, ze fantastyka najbardziej porusza wtedy, gdy umieścimy w niej zwyczajnego, czyli często bezradnego człowieka. Mimo iż główny bohater jest prywatnym detektywem i nawet trenuje boks z wirtualnym sparingpartnerem, żadna gimnastyka mu nie pomoże. Przez cały film nie dowiadujemy się nawet, czy nosi pistolet, miecz świetny albo inny blaster. W świecie Kodeksu 46 wybraniec Neo mógłby sobie łykać czerwone pigułki garściami. I nic.


Wojciech Zembaty


A jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii?
_________________
Życie to chytra sztuka! Jak tylko masz wszystkie karty w ręku, zaczyna grać z tobą w szachy...
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 23 Października 2005, 16:44   

Znaczy sie zdanie w kwesti filmów? Chyba nie o to ci chodzi, raczej zmierzasz w stronę tego, co myslimy o podziale człowieczeństwa.
Powiem jedno: "Trzy stygmaty Palmera Eldritchta". Tam jest pokazany podział społeczeństwa.

A co ja o tym myślę? Podział jest nie do uniknięcia. Podział występuje już dziś nawet, robotnicy i inteligencja, jak to się dumnie nazywa. W przyszłości podział ten bedzie się pogłębiał. W końcu osiągnięty zostanie stan, który nie będzie pozwalał na swobodne komunikowanie się pomiędzy warstwami społeczeństwa. Innymi słowy powrót do średniowiecza i kast społecznych w pełnym słowa tego znaczeniu. Czy potem znowy nastąpi zlanie się warstw w jedno, jak to się stało w XX wieku? Możliwe, ale to juz będzie bardzo dalekie wybiegnięcie w przyszłość.
 
 
Chris R. 
Tom Bombadil


Posty: 35
Skąd: Racoon City
Wysłany: 23 Października 2005, 17:05   

W filmach i książkach przedstawiona jest przyszłość taka, jaką chcieliby widzieć ich twórcy. "Appleseed" nie widziałem jeszcze, "Code 46" widziałem już rok temu. Cieszę się, że film ten wszedł na ekrany kin, gdyż takich właśnie filmów brakuje. Powiem szczerze że nie wierzę aby odniósł on jakiś sukces, nie w zalewie oszałamiających efektami i akcją obrazów pokroju "Doom" czy "Wyspa". Pokazuje on właśnie taką przyszłość jakiej możemy się kiedyś spodziewać. Zakazy, nakazy, obowiązki i ograniczenia. Czyż właśnie nie w takim kierunku dąży właśnie świat w którym żyjemy?
 
 
 
Romek P. 
Pan na Literkach


Posty: 4367
Skąd: Sosnowiec
Wysłany: 23 Października 2005, 18:10   Re: Kto się boi jutra...

Logan napisał/a
A jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii?


Moje jest proste: po tym opisie mam chęć obejrzeć "Kodeks". Lubię takie filmy.
_________________
Strona autorska: http://romualdpawlak.pl
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 23 Października 2005, 18:13   

No, kodeks też bym sobie obejrzał. Często takie małe, kameralne wręcz, jak to określono, filmy biją na głowę swoich wielkich odpowiedników z krainy marzeń, czy jak tam Hollywood nazywają ;)
 
 
Romek P. 
Pan na Literkach


Posty: 4367
Skąd: Sosnowiec
Wysłany: 23 Października 2005, 18:15   

Pako napisał/a
No, kodeks też bym sobie obejrzał. Często takie małe, kameralne wręcz, jak to określono, filmy biją na głowę swoich wielkich odpowiedników z krainy marzeń, czy jak tam Hollywood nazywają ;)


Takie właśnie mam wrażenie - że mniej kasy poszło na F/X, wiecej na scenariusz i rozum :D
_________________
Strona autorska: http://romualdpawlak.pl
 
 
Pako 
Adam Zamoyski


Posty: 10680
Skąd: Gliwice
Wysłany: 23 Października 2005, 18:17   

No, może nie więcej kasy poszło na sceniarusz i rozum, ale kasy nie była na F/X tak po prostu. Więc pomysleli: albo osdpuszczamy sobie film w ogóle, albo robimy mały, ale z porządnym zcenariuszem.
A od takiego czegoś odcinać zdają się niektórzy 'bogatsi' reżyserzy, stawiając na kasowość przeboju, nie na jego ciekawość. Ot, matrix 3 chociażby...
 
 
Margot 
Connor MacLeod


Posty: 1593
Skąd: Twierdza Wrocław
Wysłany: 23 Października 2005, 19:41   

Oglądałam "Kodeks 46". Nie ma FX, ale też wcale nie jest to film tak bardzo kameralny. Co do wrażeń, nie zrobił na mnie mocnego wrażenia (przeciwnie niż np. Equilibrium, które chyba wspomniano w cytowanym przez Logana artykule). "Code 46" to dystopia, oczywiście, społeczność kontrolowana, z ograniczeniem poruszania się. Fajne są elementy, np.: wirusy empatii, intuicji, przewrotne podejście do kompleksu Edypa (to naprawdę niezłe). Świat podzielony na biednych i niecywilizowanych oraz cywilizowanych i bogatych w miastach/mrowiskach. O tym świecie poza miastem nie wiadomo nic, oprócz tego, że biedny i prymitywny. O świecie wewnątrz, też niewiele - ale wiadomo, że w stosunkach (tych stosunkach) interpersonalnych najważniejszy jest brak pokrewieństwa genetycznego. I na tym tle ciągnie się główny wątek - i tutaj już bez wzruszeń, niestety :(

Ale obejrzeć warto.
_________________
Bo jatek było za mało
 
 
NURS 
Ojciec Redaktor


Posty: 18950
Skąd: Katowice
Wysłany: 23 Października 2005, 20:52   

Margot, to jest film kameralny. Zrealizowany tak, jak kiedyś nasze gfilmy SF, albo Alphaville. Zero efektów, po prostu niedaleka przyszłośc, kilka gadgetów i nic więcej. Albo jak wspomniany kiedys final Cut. ale to ciekawy film, mnie sie podobał. Własnie za to, że pokazuje ludzi w takim odhumanizowanym społeczeństwie. a wszystko wskazuje na to, że ku temu modelowi zmierzamy, nie ku spielbergowi.
 
 
Margot 
Connor MacLeod


Posty: 1593
Skąd: Twierdza Wrocław
Wysłany: 24 Października 2005, 08:18   

NIe będę się kłócić, bo FX rzeczywiście nie ma - niech będzie, że kameralny. To nie jest najważniejsze - przesłanie po prostu się rozmywa w długiej opowieści o miłości. Dla mnie - może trochę zbyt ckliwej. I jakby czegoś w tym filmie zabrakło (a nie mam na myśli ulubionych przeze mnie ładnych obrazków i wizji efekciarskich), jakby nie do końca wykorzystany potencjał koncepcji kreatywnej, która interesująca była.

Nie wiem, po prostu niczego ten film emocjonalnie nie trącił.
_________________
Bo jatek było za mało
 
 
Idaho 
Gollum


Posty: 21
Skąd: From Wild West
Wysłany: 25 Października 2005, 14:43   

Do twórczości Wojciecha Zembatego odnoszę się w felietonie w nadchodzącym Fahrenheicie, więc tam odeślę zainteresowanych.

Ja zaś powiem inaczej - Appleseed porusza ważki temat polaryzacji połeczeństwa, tak jak "Horror of the party beach" poruszał w swoim czasie temat zagrożenia nuklearnego. Innymi słowy - pic na wodę fotomontaż. Tak na serio - uważam, że kręcony "na poważnie" film może poruszać dowolny temat, a takze, że na dowolnym pomyśle moze opierać się film "kopany". I doszukiwanie się w tym jakiegoś "nurtu", czy wyszukiwanie "cech wspólnych" jest niegroźną zabawą. Na zasadzie "znajdź dwa szczegóły, choćby trochę podobne na tych dwóch obrazkach, a potem walnij w tym temacie kawałek Wyjątkowo Poważnego Dziennikarstwa". Nic więcej. Bo zabawa ta, choć nie jest groźna, przy okazji nic kompletnie nie wnosi. Ale to tylko moja opinia.
_________________
"It was a time of the preacher in the year of '01
now the preachin' is over, and the lesson's begun."
Willie Nelson "Time of the preacher" Album: "Red Headed Stranger
 
 
 
Argael 
Yoda


Posty: 901
Skąd: Wrocław
Wysłany: 27 Października 2005, 10:20   

Myślę, że jednak można zaobserwować jakieś nurty w filmach. Jakiś czas temu w Japonii oglądałem program o stereotypie czarnego charakteru w kinie amerykańskim (nie tylko SF). Był okres, gdy czarnym charakterem był japoński biznesmen, był też czas robali z kosmosu. Obawy społeczeństwa mają swoje odzwierciedlenie w kinematografii. Dlaczego już nikt nie robi filmów o kosmosie, a nawet jeśli jakiś powstanie to nie podoba się prawie nikomu, z wyjątkiem fanów gatunku i efektów specjalnych? Dlaczego nie ma już filmów przedstawiających świat postnuklearny? Teraz ludzie mają inne problemy, inne lęki i wizje jutra.
_________________
今という時は二度と戻らないんだから。一期一会だぞ。
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group