|
|
|
Barry Plotter i zmierzch krwiopijców - głosowanie do 22.04 |
Który szort jest najlepszy? |
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego |
|
14% |
[ 7 ] |
Nie to miasto |
|
10% |
[ 5 ] |
Na zamku w Cantengar |
|
34% |
[ 16 ] |
Pstryk |
|
8% |
[ 4 ] |
Kroniki Plottera |
|
4% |
[ 2 ] |
Dzieci Nocy |
|
8% |
[ 4 ] |
Żaden mi się nie podoba :( |
|
19% |
[ 9 ] |
|
Głosowań: 30 |
Wszystkich Głosów: 47 |
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
downbylaw
Jaskier
Posty: 72 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 8 Kwietnia 2012, 20:55 Barry Plotter i zmierzch krwiopijców - głosowanie do 22.04
|
|
|
No to jazda, sześć szortów, zapraszam do głosowania!
------------------
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Kończyła się lipcowa noc. Szarzało. Gwiazdy z każdą chwilą bledły na jaśniejącym niebie. Świt powoli przerodził się w rześki poranek, wstały mleczne mgły. Jak pąk róży wykwitło nad polaną słońce. Mgła snuła się tuż nad ziemią, rzednąc z każdą chwilą i osiadając na trawach. Drobne źdźbła pokryły się perlistymi kropelkami wody, a nagrzane słońcem leszczyny zaczęły wkrótce wyparowywać rosę. Coś jednak było nie tak. Wokół było cicho jak makiem zasiał. Próżno było nasłuchiwać świergolenia budzących się sikor, głośnych treli i miękkiego nawoływania kukułek. Powietrze zgęstniało, trawy i liście drzew nie szumiały w lekkich podmuchach wiatru. Zamarło bzyczenie pszczół i furkot trzmieli. Cisza przed burzą. Zdawało się, że lada moment wydarzy się coś gwałtownego. Lunie jak z cebra, huknie grom, ziemia zadrży w konwulsjach, świat przełamie się na pół. Nic. Tylko cisza i błękit nieba. Wtedy po przeciwległych stronach polany pojawiły się pierwsze sylwetki. Jedna po drugiej wyłaniały się z lasu i ustawiały w dwurzędach. Powietrze stało się tak gęste, że dałoby się pokroić. Spomiędzy drzew wynurzyły się ostatnie postacie
i dołączyły do swoich grup. Nad polaną przeleciała z wizgiem sroka, jakby znalazła się nagle w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie. Dwie zebrane grupy przypominały wrogie armie, stojące naprzeciwko siebie w oczekiwaniu na decydujące starcie. Członkowie pierwszej mieli na sobie szaliki w biało-czerwonych barwach i długie peleryny - każda z naszytą białą gwiazdą. Ich przeciwnicy, przeraźliwie bladzi i iskrzący się w porannych
promieniach słońca, owinęli szyje biało-czerwono-niebieskimi szalami. Patrzyli na siebie wyzywająco, w żyłach burzyła się krew. Jeszcze tylko moment. Jeszcze chwila i rzucą się na siebie. Dwie armie zetrą się w boju na środku polany. Obie czekają na sygnał.
- Jak długo na Waweluuu! - zaintonował nagle patykowaty młodzieniec w okularach. Miał na czole dziwaczną szramę bliżej nieokreślonego kształtu.
- Zygmunta bije dzwon! - huknęła w odpowiedzi pobudzona armia czarodziejów.
Po przeciwległej stronie polany młody przystojniak wyszedł przed szereg. Wyszczerzył nienaturalnie długie kły, a złotawe dotąd tęczówki oczu zapłonęły szkarłatem. Jego pobratymcy, stłoczeni za plecami przywódcy, zaśpiewali chórem. Ich gardłowe głosy przywodziły jednak na myśl ryki rozwścieczonej bandy niedźwiedzi.
- Biało-czerwone pasy, wiesz co to znaczy! Cracovia Kraków! Nie trzeba tłumaczyć!
Dwie rozszalałe armie ruszyły na siebie. Były tuż tuż. Już miały się skotłować, wymieniając kopniaki i lewe sierpowe, gdy wraz z ziemią wyleciały w powietrze. Rozległ się ogłuszający huk, a nad polaną wyrósł nagle potężny grzyb dymu. Żaden ptak skryty w koronach drzew nie ośmielił się nawet zakwilić.
*
- Kubuś, Kubuś - Ty to masz łeb nie od parady!
- Ehe.
- Załatwić wszystkich naraz. Szacun chłopie, S-Z-A-C-U-N!
- Widzisz, bracie - westchnął Kubuś. - Lekceważyli nas, a tu proszę. Dobry ładunek wybuchowy i rozpierducha jak się patrzy.
- No. Wilkołaki to jest siła!
Dwa bure wilki zaczajone za grubym dębem, wywiesiły jęzory i rozciągnęły mięsiste wargi w czymś na kształt uśmiechu. W zielonych ślepiach zapłonął tryumf.
- RKS GARBARNIA KRAKÓW! - zawyły dumnie.
Nie to miasto
Urodziłem się w złym Mieśce.
Dziś wyszedłem z domu po raz pierwszy od tygodnia. Okolicy, rzecz jasna, nie poznałem. Za to ona poznała mnie bezbłędnie.
- Barry Plotter? - zapytał, szturchając mnie trzecim barkiem jeden z przechodniów. - co nowego słychać?
Ulica w śmiech.
- Och, czy to siwy włosek, Barry? - zaczyna z kolei ktoś w szacie z żywosplotów, włókna tańczą w rytm słów. - Nie za duża to nowość? Ostatnio słyszałem, że planujesz żyć wiecznie, bo śmierć to zbyt drastyczna zmiana, co? - znowu śmiech. I rzężenie, i płacz, i wycie jakieś. Szanujący się demiurg nie może obstawać ciągle przy jednym sposobie wyrażania emocji.
Mijam nieznane mi budynki w obcych kolorach i szalonych formach. Wszystko w tym mieście płynie, ulica zmienia się w ciągu kilku minut - z alei w krętą ścieżkę tylko po to, by jakiś demiurg przeobraził ją za moment w wiszący most.
Wymiotuję od nadmiaru ruchu.
Pomyliłem miasto.
Wchodzę do sklepu. (Po co w mieście demiurgów sklep? Po nic, oczywiście. Jestem jedynym klientem).
Chwytam potrzebne mechanizmy, płacę rozmową. Debiurg-sprzedawca to typ nielubianego chama, który zmienia w sobie wszystko, oprócz parszywego charakteru. Więc rozmawiam z kimś, kogo z wyglądu nawet nie kojarzę, a potem wychodzę.
W domu wita mnie tabliczka "chrzanić konwenanse!", wykonanie własne, żywosploty drgają ospale.
Moja pracownia to pokój o wybielonych ścianach pozbawionych ozdób. Każdy inny mag na sam widok tej monotonii dostałby torsji.
Ale nie ja. Bo ja pomyliłem miasto.
Chrzanić konwenanse. Jeszcze mi podziękują.
W pomieszczeniu znajduje się tylko jedna rzecz - maszyna. Pracuję nad nią od lat. Nie, nie tworzę jak inni.
Ulepszam. Jestem wytrwały.
I być może kiedyś postawią mi za to trwały pomnik.
O ile los nie ześle mi na kark żadnych wampirów.
***
Pomyliłem miasto.
To tutaj jest moje miejsce, po tej stronie Portali. W stolicy nowych myśli, pomysłów, wynalazków.
W źródle wszelkich zmian.
Rozpływające się w oczach ulice są piękne, ale liczy się to, co pod nimi. Pracownie tysięcy magów-demiurgów, których jedynym celem w życiu jest wprowadzanie zmian, jedyną wartością kreatywność, jedynym źródłem szczęścia tworzenie unikatów.
I których jednym z największych zmartwień jestem ja i moi bracia.
Zwą nas wampirami. Czasem tasiemcami.
Całkiem trafnie zresztą. Pojawiamy się po zmroku, Poratl wyrzuca nas na terenie całego miasta.
Polujemy na ich pomysły. Czytamy myśli. Oglądamy wynalazki. Studiujemy prace. Oto, co liczy się w moim świecie - łup. Nie znoszę go za to. A także za to, że wygląda jak ten, choć zawsze pozostaje o krok z tyłu. Wolałbym żyć tutaj. Tworzyć.
Wchodzę do pierwszego lepszego domu i staję jak wryty.
Ściany są białe i statyczne, a nad drzwiami ktoś zawiesił tabliczkę z napisem "Chrzanić konwenanse!".
A może by tak...?
Nie będę epigonem.
Wychodzę.
***
- Tak, proszę państwa, oto rzeźba upamiętniająca Barry'ego Plottera, pt: "Zmierzch krwiopijców". Legenda głosi, iż istniała kiedyś równoległa rzeczywistość, zamieszkana przez nieprzychylnych nam plagiatorów, którzy stanowili prawdziwą plagę.
Według podań Barry Plotter okazał się jedynym magiem, który potrafił zaprojektować maszynę do ich zagłady wystarczająco szybko, by jego planów nie zdążył podejrzeć żaden z tak zwanych "wampirów". Miały mu na to wystarczyć dwie i pół godziny.
Na cześć bohatera zaprojektowano najbardziej nietrwałą rzeźbę w mieście.
Jest, jak państwo widzą, naprawdę piękna. Zapewne przypadłaby do gustu nawet samemu Mistrzowi Plotterowi.
Na zamku w Cantengar
- Panie, ukradli ci trumnę.
- Co takiego? - lord Vincent odwrócił się do sługi, marszcząc brwi.
- Magiczni - sługa wbił wzrok we własne stopy. - Zabrali trumnę. Z sypialni.
Vincent zazgrzytał zębami ze złością. To była dobra trumna.
Od początku nie podobał mu się ten pomysł ze zjazdem magicznych, ale czarnoksiężna Elaner miała jakiś papier od króla.
- Voluntas regis suprema lex - powiedział, żeby zabłysnąć łaciną, ale na Elaner nie zrobiło to wrażenia.
Na przybycie gości przesiedział masę czasu w lunarium i prezentował się bladziej niż kiedykolwiek, włożył frak i często szczerzył kły, ale magiczni nie mieli dla niego ani odrobiny szacunku. On też nimi gardził. Dawno nie widział takiej hołoty. Łudził się, że wszyscy będą kulturalni i spokojni, ale do zamku przybywały tłumy rechoczących diabolicznie czarnoksiężników, nawiedzeni druidzi, nekromanci, poczciwi brodacze w pidżamach w gwiazdy i staruszki przypominające ropuchy. Okupowali jego zamek przez cały tydzień.
Potrafił znieść konferencje o popularyzacji zaklęć abrakadabricznych, pseudonaukowe dyskusje, uczty, nawet to, co druidzi wyprawiali w ogrodzie mu nie przeszkadzało. A potem zaczęły się pojedynki. Czarnoksiężna zapewniła, że pokryje wszystkie straty, ale zignorowała dwa listy, które do niej napisał, a posłańca zamieniła w żabę. Teraz stał się postrachem pobliskiego bagna.
I jeszcze ta trumna.
- Ktoś widział złodzieja? - zapytał sługę.
- Tak, Ludan. Zauważył dwóch magicznych niosących trumnę, ale uznał, że to na rozkaz waszej lordowskiej mości.
- Coś jeszcze?
- Nic, panie.
- Szukajcie dalej.
Kazał sobie przynieść krwi AB Rh- z jego krwinnicy i wyszedł na dziedziniec. Jego żona, przeurocza lady Fiona, oglądała akurat jak jakiegoś nieszczęśnika łamią kołem. Powszechnie było wiadomo, że trzyma na zamku katów zamiast minstreli. Vincent obejrzał egzekucję razem z nią.
Sługa wrócił, kiedy skazaniec już umarł.
- Znaleźliśmy trumnę - oznajmił. - Była na cmentarzu.
To stwierdzenie zirytowało lorda.
- Co tam robiła?
Sługa poczerwieniał.
- Była zakopana, panie. I sądząc z ciężaru, ktoś w niej siedzi. Znaczy leży.
- Otwieraliście?
- Nie, panie.
Sługa zaprowadził go do jego sypialni. Trumna stała już na swoim miejscu. Świece wokół zapalono, ich płomienie migotały na zdobieniach mebli. Na żerdzi spały trzy nietoperze. Vincent nie rozpoznawał ich w tej postaci.
Już chciał szarpnąć za wieko, kiedy przypomniał sobie, że jest dobrze wychowany i zapukał.
- Zajęte.
- Bardzo przepraszam - powiedział chłodnym tonem - ale to moja trumna.
Wieko uchyliło się i ze środka wyjrzała blada twarz jakiegoś człowieka. Pod oczami miał cienie wyglądające jak sińce, rozeszła się ostra woń preparatu przeciw pleśni. Otworzył trumnę do końca i wyszedł na zewnątrz. Miał na sobie pidżamę.
- Oddam cię za to do mojej krwinnicy - rzekł lord.
- Mam anemię.
Lord skrzywił się.
- A poza tym jestem martwy - dodał człowiek. - Nekromanci chcieli ożywić trupa, a ja się zgłosiłem na ochotnika. Zabili mnie, wsadzili do trumny, urządzili te swoje rytuały, zakopali i chyba zapomnieli.
- Na ochotnika?
- Jestem studentem - powiedział jakby to tłumaczyło wszystko - a poza tym zapłacili.
Wyjął z trumny parę kapci i środek na pleśń, wypsikał się, pokłonił i poszedł.
Lord zajrzał do trumny.
- Robaków zapomniał.
Drzwi skrzypnęły i student wrócił. Uśmiechnął się przepraszająco i zaczął zbierać robaki.
- Prowiant na drogę - rzucił i wyszedł.
Na szczęście nie wrócił.
Pstryk
Pstryk.
Zapala się światło.
Gdzie jestem? Siedzę na krześle, ręce skute z tyłu, za oparciem. Na suficie dwie potężne świetlówki. Szary pokój nie większy niż trzy na trzy metry. Przede mną, za stolikiem, na którym leży jakiś elektroniczny bajer, siedzi gość w niebieskim mundurze.
-Nazwisko?
Wpatruję się w leżący na stole przedmiot. Milczę.
-Jak się nazywasz?
Patrzę prosto w oczy pytającego. Widzę go, ale nie wiem o co mu chodzi. Milczę.
-Mówisz po Polsku?
Z głębi umysłu leniwie płynie jakaś myśl. Znam odpowiedź!
-Tak - odpowiadam głosem, który sam ledwo rozpoznaję.
-Nazwisko?
Nie wiem, co powiedzieć.
Policjant powoli podchodzi do dyktafonu, naciska czerwony przycisk STOP.
- Słuchaj Barry, wiemy jak się nazywasz, bo miałeś przy sobie dowód. Powiem Ci szczerze - siedzisz po uszy w *beep* i nie wywiniesz się tak łatwo. W szpitalu leży dwóch nieletnich chłopaków w krytycznym stanie. Lada chwila obaj mogą zginąć. W tej chwili sędzia podpisuje wniosek o areszt dla ciebie. Zastanów się czy nie lepiej będzie z nami współpracować i spędzić tych kilka lat z dala od prawdziwych szumowin.
Gdzieś na krańcu świadomości zaczynają wracać wydarzenia ostatniej nocy. Chce mi się rzygać.
Do pokoju wchodzi drugi policjant. Patrząc na mnie szepcze coś do ucha temu pierwszemu. Jego wzrok mówi wszystko.
Zaraz skończy się zabawa w dobrego policjanta, i zostanie tylko jeden rodzaj - gość, który szuka przyczyny śmierci dwóch *beep*. A raczej winnego.
-Masz kłopoty Barry. Kurewsko wielkie kłopoty. Jak wrócę lepiej żebyś zaczął mówić.
Wstaje i wychodzi z pokoju.
Po chwili do pokoju wchodzi ubrany w tani garnitur młody chłopak z niewielką nadwagą i niezdrową cerą. Jeszcze zanim się odezwie wiem o nim wszystko.
-Witam panie Plotter, nazywam się...
-Krzysztof Oniec, miło mi. Proszę nie pytać skąd wiem. Swoją drogą, nie ma pan raczej przyszłości w tym zawodzie. Z takim imieniem i nazwiskiem.
Zaskoczenie na jego twarzy zamienia się powoli w wyraz zdumienia. Przez chwilę wydaje się nad czymś rozmyślać, ale po chwili na twarzy pojawia się nikły uśmiech. Znamy się niecałe piętnaście sekund, a już próbuje mnie oszukać. Na pewno nie jestem pierwszym śmiejącym się z jego nazwiska klientem. Może jednak będzie dobrym prawnikiem?
-Barry, mogę tak do Ciebie mówić? Sprawa jest poważna. Chcą Ci postawić zarzut podwójnego morderstwa z zimną krwią. Biorąc pod uwagę, że jesteś obcy, dostaniesz dożywocie bez szansy na zwolnienie. Obawiam się, że niezależnie od tego czy wyznasz swoje grzechy czy nie, ale moim zdaniem warto spróbować. Zrobiłeś to?
Ciamajda nie ciamajda, wie, co i jak mówić. W pięciu zdaniach powiedział mi, w jakiej *beep* jestem sytuacji, co mi grozi i w jaki sposób mogę sobie pomóc.
-I tak mi nie uwierzysz.
-Spróbuj mnie.
-Te dwa gnojki, które teraz zdychają w szpitalu. Nie uratujecie ich.
-Wiem, już od godziny są martwi. Lekarze jeszcze nie wiedzą, czemu zginęli. Podobno ustabilizowali ich już kilka godzin wcześniej...
-Obaj byli martwi już na długo zanim mnie spotkali.
-A w jaki sposób ty ich zabiłeś?
-Co? Przecież mówię że... - Czarne oczy bez wyrazu, wystające kły i zakończone ostrymi pazurami ręce. To już nie był pan Oniec. Dałem się podejść jak dziecko - Gdy poczuli w drinkach dodatek święconej wody to już była formalność.
Wampir nie był tak szybki jaki chciałby być, ale mój poziom mocy po wczorajszej nocy też nie zachwycał. Ledwo go odepchnąłem, przywołałem w myślach jakieś bezpieczne miejsce. Będzie mnie to kosztować tydzień bólu głowy, ale przynajmniej ją zachowam. Trzeba zmykać.
Pstryk.
Kroniki Plottera
Dzień wyglądał na duszny. O jego duszności świadczyły muchy seriami przyklejające się do szyby. Ledwo latający czyściciel odpadów organicznych pozbywał się jednej warstwy, pojawiała się kolejna. Barry Plotter siedział wygodnie na sporej pufie przy biurku zapełnionym stosem papierów i całe swoje skupienie poświęcił mozolnemu kreśleniu nieodgadnionych znaków. W zasadzie całą podłogę pracowni Barryego pokrywały zabazgrane skrawki papieru. Każdy z nich wydawał się sędziwemu czarodziejowi niedoskonały. Sztuka zapisu magicznej formuły polegała na perfekcji jej wykonania, i dlatego Barry od prawie dwudziestu lat, z uporem maniaka, starał się nakreślić doskonałe zaklęcie. A, że nie należał do wybitnych czarodziei, musiał w swe zamierzenie włożyć sporo wysiłku. Kukułka wystawiła swój pierzasty łebek z okienka zegara ściennego i oznajmiła wszem i wobec, iż wybiła godzina jedenasta. Idealna pora, by wybrać się na codzienną przechadzkę, którą Barry tak uwielbiał. Jednak ten dzień okazał się wyjątkowy w swojej wyjątkowości dni codziennych, gdyż oto Plotter wreszcie osiągnął szczyt swoich zdolności i proces tworzenia zaklęcia uznał za zakończony. Z dumą wpatrywał się w idealne, czarne znaczki pokrywające kartkę papieru i cmoknął z zadowolenia. Dzień sukcesu zawodowego należało uczcić w szczególny sposób.
Mianowicie Barry postanowił wybrać się na piknik.
Z gracją szcześćdziesięcioletniego dziadunia pomaszerował w kierunku ulubionej polanki. Polanka ta oddzielała zieloną, radosną i pełną wewnętrznego życia okolicę od brudnoszarego i ślisko-zasysającego bagnistego terenu. Ponieważ Barry nie należał do przeciętnych zjadaczy chleba bulgoczące otoczenie i wszechunoszący się smrodek zatęchłej zgnilizny olśniewał go naturalnością rozkładu. Rozłożył kocyk w groszki na skraju bagna. Z koszyka wyciągnął butelkę taniego, czerwonego wina oraz spory kawał serka pleśniowego, który udało mu się wytargować po rozsądnej cenie od trollicy Alzy mieszkającej pod mostem nieopodal domu Barryego. Przekupa była z niej straszna i twarda negocjatorka, ale towarem handlowała przednim.
Położył się wygodnie podciągając jedną rękę pod głowę i rozkoszował spokojem bagna. Nie minęło pół godziny i Barry pogrążył się w zasłużonej drzemce. Z rozkosznych snów zesłanych mu przez starego przyjaciela Morfeusza wyrwało go namolne bzyczenie. W zasadzie nie tyle bzyczenie, co wwiercające się w mózg pobrzękiwanie pomieszane z
popiskiwaniem oraz nieprzemożona chęć zadrapania się na śmierć. Barry otworzył szeroko oczy i skonstatował, że całe jego ciało pokrywa migocząca warstwa jakiejś okropnej szaro-czarności. Dopiero po kolejnej setce ugryzień zrozumiał, że znów padł ofiarą latających szkodników.
- Cholerne krwiopijcze bestie - zakrzyknął w głos.
W szale sięgnął do koszyka, wyciągnął zwój, nad którym tak mozolnie pracował ostatnie dwadzieścia lat. Dzięki temu zaklęciu raz na zawsze pozbędzie się komarów. Wykrzyczał na jednym oddechu formułę. Ale zamiast agonii małych kreatur zapadła ciemność. Zmierzch wziął Barryego z zaskoczenia, tak samo głos, który nagle pojawił się znikąd.
- Barry prosiłem, byś nie porównywał tych szkodników z moją profesją - westchnął młody wampir.
- Edgard, chcesz, żeby dostał zawału?! Co tu robisz?
- Wezwałeś mnie przecież i przerwałeś polowanie na wilkołaka. Dziewczynę próbuje mi odbić. Widziałeś go?
- Nie - burknął.
- To nie przeszkadzam. Aha i polecam Raid, zabija owady na śmierć - uśmiechnął się wampir i zniknął.
- W takim razie, trzeba skoczyć do Biedronki - westchnął Barry.
Dzieci Nocy
Odgłosy kroków, odbijające się głucho od ścian zamczyska nagle ucichły. Nikły blask wydobywający się ze szczytu różdżki, padł na wieko zakurzonej trumny.
-To tutaj - wyszeptał Barry z przejęciem.
- Jak mrocznie - mruknęła z podziwem Georgiana, podciągając skórzany gorset, nieco zbyt luźny w okolicach mostka.
- Zaczynamy? - spytał piskliwie Miron, mocniej ściskając wieniec czosnku. W powietrzu rozszedł się silniejszy zapach allium sativum. Druga dłoń, ściskająca osikowy kołek zdolny przebić na wylot trolla, drżała lekko.
Barry oblizał spierzchnięte wargi, pot cienką strużką spłynął mu po czole.
- Gotowi? - wzniósł kołek i sięgnął po wieko.
- Momencik - Georgianna z głębi gorsetu wydobyła lusterko. Krytycznie zlustrowała cienie, pudry i szminkę. - Maycapus Goticus - wyszeptała machając różdżką. Skinęła głową z zadowoleniem, ignorując sarkastyczne westchnienia.
Barry poprawił okulary, pochylił się nad trumną. Szarpnął wieko, które z lekkim skrzypieniem ustąpiło. Wewnątrz, na czerwonej, aksamitnej wyściółce pochrapywał starszy, łysy mężczyzna. Szponiaste dłonie założył na fioletowym kocu, haftowanym w czarne nietoperze.
- Twój czas nadszedł lordzie Vo...;
- Nie wymawiaj jego imienia Barry - Miron niemal krzyknął.
- Dlaczego?
- Znaczy pełnego imienia. Z tymi wszystkimi dodatkami, tytułami i niezliczoną ilością von pomiędzy. No wiesz. Nie mamy na to czasu. Noc się kończy i w ogóle. Zakołkujmy go i po sprawie. Wersja skrócona będzie najlepsza.
Barry wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie. - wzniósł kołek - Giń lordzie Von Vouldeurmourth!
- Ale za co? - wampir, który w międzyczasie zdążył się obudzić, teraz siedział wpatrując się z przerażeniem w kołek przed sobą.
- Za moich rodziców!
- Słucham? - oczy Vouldeurmourtha zrobiły się wielkie jak spodki.
- Eee Barry, mówiłeś, że twoi rodzice zgineli w wypadku miotłowym - Miron zerknął na przyjaciela zdziwiony.
- Który on spowodował!
- Nie spowodowałem - zaprzeczył wampir.
- Przecież zderzyli się z drzewem - Miron nie dawał za wygraną.
- To on ich na nie pokierował. A ja cudem przeżyłem - Barry dyszał z wściekłości.
- Przecież sam mówiłeś, że w tym czasie byłeś u ciotki na wakacjach - przypomniała Georgianna poprawiając czarne pończochy.
Kołek cofnął się nieco.
- No byłem - Przyznał niechętnie. - I tylko dzięki temu żyję i mogę ich pomścić! - Krzyknął tryumfalnie.
- Ale ja nawet nie wiem kim jesteś! - Wrzasnął histerycznie wampir.
- Jestem Barry Plotter, ten którego chciałeś zniszczyć! Ale oto nadchodzi twój koniec.
- Nic nikomu nie zrobiłem od ponad dwustu lat. - Vouldeurmourth próbował wcisnąć się jak najgłębiej do trumny, jednocześnie macając w panice w poszukiwaniu wieka. - Jestem na diecie!
Kołek Barryego opadł z cichym mlaśnięciem wbijając się w ciało. Miron wrzeszcząc opętańczo, przebił swoim i wampira i trumnę. Georgianna dokończyła dzieła, obcinając głowę Vouldeurmourtha gotyckim toporem.
***
- Wszyscy wypili? - Barry z napięciem wpatrywał się w linię horyzontu, nad którym lada chwila miało pojawić się słońce. Przyjaciele przytaknęli w milczeniu. Ślady krwi zdobiły ich twarze.
- Przygotujcie się
Promienie słońca rozświetliły niebo, zamek i trzy postacie stojące na skraju muru. Pod nimi rozciągała się przepaść.
- Mówiłem wam! Zyskaliśmy jego moce i możemy z nich korzystać w świetle dnia. - Barry z zachwytem rozłożył ramiona
- A teraz zamieńmy się w nietoperze i lećmy do domu.
Skoczyli krzycząc tryumfalnie. Trzy głuche uderzenia z dna przepaści nie zrobiły żadnego wrażenia na dzieciach nocy, które po pracowitej nocy, udawały się na spoczynek. |
_________________ There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig. |
|
|
|
|
Alatar
Nekroskop
Posty: 735 Skąd: Z trzewi duszy.
|
Wysłany: 8 Kwietnia 2012, 22:04
|
|
|
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałem szorty, zaskoczony więc jestem, że żaden mi się nie spodobał. Nikły uśmiech wywołał tylko "Na zamku w Cantengar", stąd głos na niego. |
_________________ "Bo najlepiej jest przykleić nos do szyby,
I wpatrywać się tak bardzo, bardzo mocno,
Aż pojawi się kraina Niby Niby,
Przecież w deszczu kwiaty i marzenia rosną" |
|
|
|
|
merula
Pani z Jeziora
Posty: 23494 Skąd: przystanek Alaska
|
Wysłany: 8 Kwietnia 2012, 22:15
|
|
|
na wstępie mam uwagę, że się autoru pierwszego szorta barwy klubowe pomerdały |
_________________ Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego. |
|
|
|
|
Adrianna
Luke Skywalker
Posty: 209 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 9 Kwietnia 2012, 12:53
|
|
|
No to lecimy
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - Klimat "kibicowski" i końcówka nawet fajnie zagrały. Niestety, wampiry i czarnoksiężnicy wpakowani na siłę. No i wykonanie momentami zgrzytało.
Nie to miasto - Musiałam przeczytać więcej niż raz, żeby wszystko załapać - niektóre elementy chyba zbyt skrótowo przedstawione. Ale w gruncie rzeczy pomysł spodobał mi się. Była jakaś historia, jakiś problem, opowiedziany i zamknięty. Temat dobrze wykorzystany. Za to PUNKT.
Na zamku Cantengar - Nawet się trochę uśmiechnęłam. Sprawnie machnięty dialog. Ale niestety tylko tyle. Taki rozbudowany żarcik. Na plus, ale nie na punkt.
Pstryk - Chyba trochę za dużo wpakowane w krótki tekst. Czegoś mi brakowało, scena za bardzo "w próżni" zawieszona.
Kroniki Plottera - Zupełnie nie mój typ humoru. A poza humorem niewiele więcej ten tekścik zwiera. Wykonanie też nie porwało.
Dzieci nocy - Scenka nawet fajnie zarysowana (dialog Barry, Miron, Lord... nieźle się czyta), ale pointa jak dla mnie bardzo słaba. Na początku się uśmiechnęłam, potem już niestety gorzej.
Niezależnie od ocen i "widzimisiów" podziwiam wszystkich autorów, że potrafili podejść do tematu. Za to brawa. Ja nie umiałam niczego z siebie wykrzesać. |
|
|
|
|
Arya
Stefan Sławiński
Posty: 2628 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 9 Kwietnia 2012, 14:32
|
|
|
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego i Na zamku w Cantengar. |
|
|
|
|
Fidel-F2
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela
Posty: 37606 Skąd: Sandomierz
|
Wysłany: 9 Kwietnia 2012, 16:33
|
|
|
tyle tego, że może zdecyduję się przeczytać |
_________________ Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt! |
|
|
|
|
brajt
Komandor Koenig
Posty: 642 Skąd: GGFF
|
Wysłany: 10 Kwietnia 2012, 04:03
|
|
|
Ja niestety nie dałem rady tym razem, głównie ze względu na święta, bo temat ciekawy.
Niech wygra najlepszy! Byle byl z krakowskiej mafii szortowej. |
_________________ Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki |
|
|
|
|
Buka
Gollum
Posty: 16 Skąd: z nienacka
|
Wysłany: 10 Kwietnia 2012, 08:17
|
|
|
Przeczytane, teraz pora się zastanowić... Skromnie z tymi szortami. Spodziewałam się, że będzie ich minimum tyle, ile w edycji poprzedniej |
_________________ Always Look On The Bright Side Of Life |
|
|
|
|
Kruger
Zombie Lenina
Posty: 476 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 10 Kwietnia 2012, 10:19
|
|
|
Nie to miasto, Na zamku w Cantengar, Pstryk .
Te podeszły. |
_________________ Niespełniony ałtor a także troll, tetryk i maruda. |
|
|
|
|
brajt
Komandor Koenig
Posty: 642 Skąd: GGFF
|
Wysłany: 10 Kwietnia 2012, 15:08
|
|
|
Zaczynam komentarze.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Szortow kibicowskich bylo juz na forum kilka, rowniez w krakowskim klimacie. Pomysl kazdy oceni sam, ja sie skupie na wykonaniu:
1. Jezykowo niestety fatalnie od poczatku. Zabraklo korekty stanowczo.
2. Co robi Wisla w barwach Gornika? Dyskwalifikacja.
3. Wisla spiewa hymn, a Cracovia piosenke DJ Lysego? Troche to nie teges, byly cztery historyczne hymny do wyboru, lacznie z aktualnym.
4. Kibice Garbarni akurat chodza na zarowno na Cracovie jak i na Wisle. A byl Hutnik pod reka.
5. Mozna bylo chociaz rozciagnac to RKS na RrrrrKS. |
_________________ Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki |
|
|
|
|
dziko
Yoda
Posty: 949 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 11 Kwietnia 2012, 20:55
|
|
|
Edycja raczej z tych słabszych, ale i temat deczko hardkorowy był.
Puncik na Na zamku w Cantengar - za lekkość i uśmiech w końcówce |
_________________ pozdrawiam - Bartek
Dzikopis |
|
|
|
|
mesiash
Sedecimus
Posty: 1855 Skąd: Stolica
|
Wysłany: 12 Kwietnia 2012, 06:40
|
|
|
mała liczba szortów to i tylko jeden głos ode mnie - Nie to miasto
może i językowo nie najładniejsze, ale ciekawy pomysł |
_________________ The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov |
|
|
|
|
tullia
Jaskier
Posty: 92 Skąd: w-m
|
Wysłany: 12 Kwietnia 2012, 19:21
|
|
|
Punkt dla Na zamku w Cantengar. |
|
|
|
|
eLAN
Alien
Posty: 353 Skąd: Polska
|
Wysłany: 14 Kwietnia 2012, 20:55
|
|
|
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - nie bardzo trafiają do mnie klimaty kibicowskie. Poza tym nie poruszyła mnie ani historia, ani warsztat. Średnio.
Nie to miasto - Historia nie wciąga, choć jakiś pomysł jest.
Na zamku w Cantengar - Zabawne, ale zabrakło mi tutaj jakiejś wyraźniej zarysowanej... fabuły. I w zasadzie opis całego zjazdu jest dla tego szorta po prostu... zbyteczny.
Pstryk - O. Spodobało mi się, choć znowu - mogło być więcej fabuły w tej fabule. Ale i tak podeszło misiowo, więc PUNKT jest.
Kroniki Plottera - nie rozbawiło mnie to, ani nie wciągnęło. Czyli nijakie trochę.
Dzieci Nocy - zabawny dialog, ale nie przemawia do mnie absurd w końcówce.
Reasumując: robię pstryk, i daję jeden punkt. |
_________________ Pozdrawiam. |
|
|
|
|
Selena
Frodo Baggins
Posty: 146 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: 16 Kwietnia 2012, 09:33
|
|
|
Na zamku w Cantengar
|
_________________ Głupoty |
|
|
|
|
mesiash
Sedecimus
Posty: 1855 Skąd: Stolica
|
Wysłany: 17 Kwietnia 2012, 06:46
|
|
|
Coś jakby mało głosów i komentarzy, czyżby wiosna tak działała? |
_________________ The difference between "space-based clean power station" and "unimaginably powerful orbiting death ray" is mostly semantics and hope. - ponoć Asimov |
|
|
|
|
Azirafal
Stalowy Szczur
Posty: 1030 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 17 Kwietnia 2012, 11:01
|
|
|
Mam wrażenie, że temat zabił zarówno pisarzy jak i komentarzy (hłe hłe). |
_________________ If you don't stand for something you'll fall for anything. |
|
|
|
|
marcolphus
Batman
Posty: 514 Skąd: Kraków
|
Wysłany: 18 Kwietnia 2012, 08:55
|
|
|
Na zamku w Cantengar
Resztę lepiej pominąć. |
_________________ What Codringher Hears |
|
|
|
|
brajt
Komandor Koenig
Posty: 642 Skąd: GGFF
|
Wysłany: 20 Kwietnia 2012, 22:45
|
|
|
Niestety fatalna edycja. Ale obiecalem sobie nie glosowac na ostatnia opcje, wiec punkt dostaja Kroniki Plottera. Choć językowo, wybacz drogi Autorze, porażka. |
|
|
|
|
Quarkion
Gollum
Posty: 3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 20 Kwietnia 2012, 23:30
|
|
|
Moje punkty dla Nie tego miasta, za ciekawy pomysł i refleksyjny klimacik, oraz dla Na zamku w Cartegnar - niby trochę nie na temat, ale chyba najbardziej do mnie przemówił samym wykonaniem. |
|
|
|
|
J.Tanar
Jaskier
Posty: 74 Skąd: na północ od czakramu
|
Wysłany: 21 Kwietnia 2012, 21:59
|
|
|
Jak pierwszy raz zobaczyłem temat, to zastanawiałem się ile będzie klimatów "obcy kontra predator" ile "Romeo i Julia" a ile "wysysaczy many", ale jak zwykle rzeczywistość zaskakuje, tym razem niekoniecznie pozytywnie.
Nawet pojawił się u mnie pomysł na akcję, ale okazało się, że na napisanie mam nie tydzień tylko parę godzin i wena uleciała, zresztą cudo to nie było (ale temat prosty też nie był).
W każdym razie punkt na Na zamku w Cartegnar, może bez suspensu i pointy ale dobrze się czytało, akcji w sam raz na szorta.
W pozostałych albo technicznie zgrzytało, albo pozostawiły mnie zupełnie obojętnym. |
|
|
|
|
terebka
Filippon
Posty: 3843 Skąd: Nowogródek Pomorski
|
|
|
|
|
Witchma
Jokercat
Posty: 24697 Skąd: Zgierz
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 09:43
|
|
|
Na zamku w Cantengar |
_________________ Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.
"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/ |
|
|
|
|
downbylaw
Jaskier
Posty: 72 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 10:46
|
|
|
Moi drodzy, mamy zdecydowanego lidera, ale wciąż zostało trochę czasu, żeby zamieszać w stawce... do czytania i oceniania serdecznie zachęcam. Koniec głosowania już dzisiaj wieczorem! |
_________________ There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig. |
|
|
|
|
merula
Pani z Jeziora
Posty: 23494 Skąd: przystanek Alaska
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 10:57
|
|
|
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. pomimo ewidentnej wtopy i paru usterek wywołał we mnie uśmiech i trafił do mnie kontrast liryzmu (żeby nie powiedzieć emo) z rubasznością. |
_________________ Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego. |
|
|
|
|
Azirafal
Stalowy Szczur
Posty: 1030 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 11:49
|
|
|
Tak ogólnie, po przeczytaniu wszystkich, to ja jestem na "nie" |
_________________ If you don't stand for something you'll fall for anything. |
|
|
|
|
Marcin Robert
Orient Men
Posty: 1476 Skąd: Nowy Targ
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 17:12
|
|
|
Niech będzie Na zamku w Cantengar. Przynajmniej było zabawnie. |
|
|
|
|
Agi
Modliszka
Posty: 39279 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 21:16
|
|
|
To komu gratulujemy? |
|
|
|
|
downbylaw
Jaskier
Posty: 72 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 21:16
|
|
|
No, moi drodzy, dotarliśmy do końca. Edycja nie obrodziła w szaleńczą liczbę szortów, ale z drugiej strony tym większe należą się brawa tym, którzy sprostali trudnemu ponoć tematowi
Dziękuję serdecznie wszystkim uczestnikom, wszystkim głosującym, komentującym, opiniującym, wszelkim NNom.
Nie przedłużając dłużej, czas na wyniki:
Z wynikiem 2 głosów: shenra z "Kronikami Plottera"
Cztery głosy przypadły w udziale zarówno mesiashowi za "Pstryk", jak i "Dzieciom nocy" autorstwa Albion(a) - czy ten nick się odmienia???
A oto podium:
3 miejsce, z wynikiem 5 głosów - "Nie to miasto" napisany przez eLAN
2 miejsce - 7 głosów - Buka i "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"
i...
1 miejsce, z oszałamiającym wynikiem 16 głosów, szort "Na zamku w Cantengar" autorstwa Saurona!
Brawo! Gratulacje dla podiumowiczów!!! Świetna robota, moi mili! |
_________________ There are two kinds of men in this world,
those with loaded guns and those who dig.
You dig. |
|
|
|
|
Sauron
Bink
Posty: 1804 Skąd: Toruń
|
Wysłany: 22 Kwietnia 2012, 21:19
|
|
|
Gratulacje pozostałym pisarzom
Dziękuję wszystkim głosującym i komentującym
To teraz trzeba wymyślić temat... |
_________________ Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |