Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Wszyscy święci idą do...
Autor Wiadomość
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 22 Marca 2012, 20:33   

gorbash, zastanów się :mrgreen:
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 23 Marca 2012, 00:39   

Nie ma nad czym. HAIL GODS OF WAR!!!
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 23 Marca 2012, 10:03   (10) Wszyscy święci idą do… - Mnaneh

Kadłub Długiej Lektyki zarył w żwirowym gruncie Pustkowia Mnaneh tuż przed zachodem pierwszego z trzech słońc. Egzotyczne nachylenie osi obrotu globu i ogromna odległość sprawiały, iż trzecie nigdy nie znikało za horyzontem. Opuszczając Lektykę, wkroczyliśmy na olbrzymi taras z czterokątnych bali połączonych srebrzystymi okuciami. Od razu przytłoczyły mnie efekty zwiększonego ciążenia. Platforma usytuowana została na krawędzi zawrotnej otchłani, której dno, jak i ginące w oddali zbocza, skrywało morze biało-szarych obłoków. Wyglądało na to, że inwersja jest tu zjawiskiem permanentnym, bowiem bladobłękitnego nieboskłonu nie znaczył nawet najmniejszy ślad skondensowanej wilgoci. Szczyty odległych gór również pozostawały doskonale widoczne.
Godotowi towarzyszył jedynie tuzin jassich, Reszta załogi pozostała na pokładzie. Sześciu ochroniarzy stanęło tak, aby odciąć mi dostęp do skręconej z grubych lin barierki.
- Myślisz, że byłbym gotów się… hmm, wymknąć, wybierając drogę na skróty?
- Strzeżonego Starszy strzeże, a to co myślę, przerasta twoje skromne możliwości.
Godot zaskrzeczał w stronę tylnej straży. Jeden z jassich popędził do Lektyki, a po chwili przestrzeń wypełnił tubalny ryk. Natężenie dźwięku było tak duże, że natychmiast zasłoniłem uszy. Wibracje wywołały ból w szczęce. Pociemniało mi w oczach i oszołomiony runąłem na deski tarasu. Szukając instynktownie ratunku, schwyciłem połę czarnego płaszcza. Odarty z odzienia cyborg stał nieruchomo jak skała. Ochroniarze natychmiast ruszyli. Gdyby Starszy nie powstrzymał swych sług, zapewne zaliczyłbym kolejny łomot. Strażnik wysłany do Lektyki powrócił, popychając przed sobą rudowłosą kochankę swego pana. Kiedy Godot zwrócił się w jej stronę, spojrzałem na pokryte węzłami blizn plecy. To, co w pierwszym momencie wziąłem za niewielki garb, zamrugało do mnie parą przekrwionych oczek. Dolna część pobrużdżonego wybrzuszenia poczęła puchnąć, po czym rozwarła do postaci zaślinionej, bezzębnej paszczy. Całość narośli wyglądała teraz jak poparzona twarzyczka. Wśród gmatwaniny sinych fałd, fioletowych guzów i bladoróżowych polipów, wypatrzyłem jeszcze dwie pary kaprawych ślepek, kilka dziurek i dodatkową japę. Wszystko leniwie pulsowało, ciamkało i posapywało, by w końcu przejść do cichuteńkiego kwilenia. Kiedy do zaślinionego pyszczka wpełzła jedna z glizd zasiedlających patefonowy czerep, nie wytrzymałem i gwałtownie zwróciłem ostatni posiłek.
- Coś ty taki delikatny, homo? – zabuczał Godot. – Czyżby wygląd moich maleństw godził w twe wybujałe poczucie estetyki?
Ledwo stojąc na nogach, wyciągnąłem przed siebie ręce. Użyłem czarnego patchworku płaszcza, żeby przesłonić napawający wstrętem widok.
- Proszę! Godocie, nie zmuszaj mnie do patrzenia na to. Weź swój płaszcz. Proszę, weź go! – Zgięty w pół, zaciskając powieki, nadal odgradzałem się od koszmaru prowizoryczną kotarą. Gdy poczułem, że tkanina opuszcza me dłonie, odskoczyłem do tyłu. Rozhisteryzowany, zapomniałem o kordonie wzdłuż sznurowej barierki. Jeden z pilnujących przypomniał o sobie, wymierzając sile uderzenie podobną do wielkiego ziarna kawy kolbą lopa. Dopiero kiedy wylądowałem na klęczkach, byłem gotów otworzyć oczy. Godot stał dokładnie tam, gdzie przedtem. Na szczęście już ubrany.
- Słodki Jezu! Co to było?
- Efekt jednej z pierwszych transformacji.
- Ty też próbowałeś ścieżki odkupienia?
- Ja i wielu innych. To były wczesne, nie dopracowane próby.
- To żyje?
- Tak. Eksperyment polegał na scaleniu mojej cielesnej powłoki z trojaczkami pucypułków.
- Czym… kim są pucypułki?
- Pomniejsza rasa służebna. Rozmnażaliśmy je przez krótki czas przed opracowaniem jassich.
- Co poszło nie tak?
- Najpierw sądziliśmy, iż wygenerowany stymulacją sensoryczną impuls był za słaby. Potem podłączono mnie do aparatury umożliwiającej podtrzymanie funkcji życiowych, pomimo stosowania najbardziej wyrafinowanych technik. Pozostali członkowie Rady usiłowali nawet wydrzeć ze mnie pucypułkowy przeszczep, ale i to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Nie doznałem objawienia. Pętla pozostała dla mnie zagadką.
- Zgodziłeś się na to wszystko?
- Takie przyjęliśmy zasady.
- Pozostali Starsi też przeżyli… stymulacje?
- Nawet dotkliwsze. Kisz i Gualdibardo mogą teraz funkcjonować jedynie dzięki nieustannemu matrycowaniu wstecznemu.
- Wytłumacz, proszę.
- Część ich świadomości ulega permanentnej relokacji na poziomach subkwantowych. Dzięki temu przeżywają swą teraźniejszość z perspektywy wydarzeń sprzed transformacji. Niestety, zastosowanie tej techniki wymaga olbrzymich nakładów energetycznych, dodatkowo poważnie ogranicza możliwości intelektualne. Zarówno Kisz, jak i Gualdibardo, reprezentowali tak wysoki poziom rozwoju, że nawet po transformacji i zabiegach restytucji mentalnej, zachowali wystarczający potencjał, przezwyciężając częściowo skutki uboczne matrycowania.
- Istnieją poziomy subkwantowe?
- Tak. Jest ich wiele.
- Bez pudła?
- Bez.

***
Z uwagi na słabą tolerancję mego organizmu na sygnał emitowany za pomocą wielkiego megafonu, ustawionego na jednym z kaszteli Lektyki, pozwolono mi chwilowo wrócić do dźwiękoszczelnych przedziałów mieszkalnych. Miałem zamiar dobrze wykorzystać darowaną odrobinę intymności. Najpierw postanowiłem obejrzeć najnowsze stłuczenie. Bolało jak diabli. W korytarzach łączących poszczególne sekcje nie brakowało luster, niestety, jak wszystkie sprzęty tutaj, były przytwierdzone na amen. Nie udało mi się wyszukać konfiguracji zwierciadeł umożliwiającej oglądanie własnych pleców, dlatego postanowiłem poszukać pomocy u jassich. Klucząc w labiryncie wąskich przejść, odnalazłem w końcu moduł będący prawdopodobnie sterownią. Przebywało tu aż siedmiu odzianych w szkarłat konusów. Siedzieli półkolem na przypominających dziecięce mebelki, przeźroczystych stołeczkach i rechtali racząc dymiącym napojem, krążącym w podawanym kolejno, zielonym dzbanie. Gdy zauważyli moją obecność, znieruchomieli jak roboty, którym ktoś odciął nagle źródło zasilania. Trwaliśmy tak, gapiąc się na siebie i już zaczynał mnie oblewać zimny pot, kiedy tuż za mną stanął, zapewne powracający do kompanów, ósmy kurdupel. Ponieważ nadal sterczałem w przejściu, bezceremonialnie pchnął mnie do wnętrza. Reszta czekała, najwyraźniej zaintrygowana rozwojem wypadków. Nowo przybyły zadarł ropuszą facjatę i w całkowitej ciszy kiwnął kilka razy łbem. Wyglądało to, jak ostrzegawcze sygnały samca iguany, próbującego odstraszyć rywali. Gest zinterpretowałem jako: „Czego tu?”. Dopiero w tym momencie uprzytomniłem sobie, z jaką łatwością ulegam kretyńskim podszeptom wyobraźni i pakuję w kolejną kabałę. Bez chwili zwłoki rozpiąłem kombinezon obnażając plecy do połowy i odwróciłem tyłem do oczekującego odpowiedzi stwora. Natychmiast schwycił mą dłoń i wyprowadził ze sterowni. Gdy tylko opuściliśmy pomieszczenie, śmiechy towarzyszące pijatyce znów wypełniły wnętrze pojazdu. Szedłem za przewodnikiem jak rodzic ciągnięty za rękę przez spieszącą do sklepu z zabawkami pociechę. Celem okazała się niewielka kajuta, na drzwiach której ktoś przykleił starannie skoczem wyblakły plakat, z wciśniętą w kostium kąpielowy Samantą Fox. Nim weszliśmy do środka spostrzegłem, że to strona numeru „Świata Młodych”.
- Jakiż Wszechświat jest mały.
- Hmyy? – Ponieważ na prośbę Radju, oddałem pożyczony mikrotranslator, teraz mogłem jedynie zgadywać.
- Widzę, że szperaliście ostro w naszej przeszłości, co?
- Hfffy. – Grzebiąc w szufladzie z medykamentami, jassi sapał i prychał, jednak miałem wątpliwości, czy rzeczywiście jest to związane z tym, co mówię. Uświadomiwszy sobie, jak bardzo tęsknię za niezobowiązującą, pozbawioną głębszego znaczenia pogawędką, postanowiłem mówić bez skrępowania.
- Tak, mój mały przyjacielu. Nie kapuję, ale wolę twoje stękanie, niż przemowy Starszych. Wiesz, byliby z was, jassich, całkiem fajni kumple, gdyby nie przywiązanie do tych ześwirowanych zgredów.
- Yyhwa ee. Fuss rher. Fuss. – Mały zaczął wsmarowywać mi coś w obolałe miejsce pod lewą łopatką.
- Żebyś wiedział. Oni wam nie pomogą. Mają gdzieś ciebie i resztę. Wykorzystują was. Dlaczego nie poślecie ich do diabła?
- Eee.
- Widzę, że całkiem rozmowny z ciebie koleżka. No powiedz, skąd macie ten plakat z Samantą?
- Burgha ree. – ciągnął niezrażony jassi, ani na moment nie przerywając zabiegów.
- Hej, brachu! Po co ta strzykawka? Miałeś się tylko zająć moim stłuczeniem.
- Wehha. Fuss. – Nim zdecydowałem co począć, kurdupel wpakował mi igłę w plecy.
- Auua! Ostry jesteś.
- Myhh.
- Dobra, ty wiesz lepiej. Słuchaj, po co wam taka sztuka na drzwiach, przecież nie macie samic? To mimo wszystko jakoś na was działa?
- Fuss.
- Rozumiem… Samanta rozgrzałaby nawet bezpłciowca.
- Muff rehrer.
- Bez pudła, stary, jak by to ujął Godot. Wszystko, byleby nie śpiewała. Słusznie prawisz. A co sądzisz o…? – Dopiero teraz spostrzegłem, że medyk opuścił już pomieszczenie. – Zrobił swoje i wio, do kumpli! No, tośmy pogadali.
Ułożyłem się na brzuchu w wyściełanej bąbelkową matą koi. Nareszcie mogłem rozważyć spokojnie strategię zaproponowaną przez Radju. Jednak myśli szybko zaczęły krążyć wokół rozłożystych bioder Magdy. Nie, nie Magdy. Jej fascynującej, pełnej wdzięku, zielonoskórej imitacji. Miałem poczucie, że ją zraniłem. Od chwili, kiedy przed ceremonią ofiarowania Czarnej Kostki, Radju wyjawił mi podstęp Starszych, unikałem jej bliskości. Coś we mnie pękło. Mimo to, nadal chodziła za mną jak cień, próbowała się tulić i przemawiała łagodnie, dodając otuchy. Pod powiekami miałem wyryty obraz tuż sprzed odlotu Długiej Lektyki. Wybiegła za mną na pałacowy dziedziniec, wołając żebym wziął na drogę coś do jedzenia. Przyniosła worek z pomarańczami i kanapki. Choć gardło ściskało tłumione wzruszenie, nie byłem w stanie jej objąć. Po prostu kiwnąłem głową i odszedłem bez słowa…
- Idiota!
Bolesne wspomnienia przerwały zapowiadane przez Godota wstrząsy. Emitowana przez megafon pieśń godowa, w końcu doczekała się odpowiedzi. Potężne szarpnięcie niemal wyrzuciło mnie z koi. Huśtało jak podczas sztormu.
- Jasny gwint! Wylądowaliśmy za blisko urwiska.
Wiedziałem, że za chwilę Godot przyśle po mnie, więc nie było sensu dłużej marudzić. Wychodząc z kajuty, pogładziłem czule wyświechtaną płachtę plakatu.
- Żegnaj, Samanto.

***
_________________
Lopto
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 23 Marca 2012, 10:04   (11) Wszyscy święci idą do… - Wszystkojeb

Z przekazanych przez Godota informacji wynikało, że na Pustkowiach Mnaneh nigdy nie zapada zmrok. Dlatego zdziwiło mnie słabe, jakby przepuszczone przez żółty filtr światło. Opuszczając Lektykę nie potrafiłem rozpoznać krajobrazu. Niebo, odległe łańcuchy górskie, a nawet część zboczy krateru, po prostu zniknęły. Godot wraz ze swą kochanką stał na platformie w ciasnym kręgu ochroniarzy. Zadarta ku ciemnemu nieboskłonowi tuba patefonu wskazywała, iż Starszy patrzy w górę. Reszta towarzystwa wykręcała szyje pod dziwnymi kątami, lustrując ciemny przestwór odmienionego otoczenia. Nawet nie zauważyli kiedy do nich podszedłem.
- Co się dzieje?
- Oto kolejna z transformacji, którą powinieneś zobaczyć i pojąć – odrzekł Godot nie odwracając sensorów od…
- Wybacz, Godocie, ale nie dostrzegam niczego, poza niemożliwym ponoć w tym miejscu zmierzchem.
- To nie zmierzch. Najzwyczajniej stoimy w cieniu.
- Cieniu czego?
- Polibbussa, a właściwie jego członka w monumentalnym wzwodzie.
Odchyliwszy maksymalnie głowę, usiłowałem przeniknąć spojrzeniem gęstniejący wraz z odległością, oleisty mrok.
- Mało spektakularne.
- Bo nie widziałeś go w całej krasie, gdy się wyłaniał. – Godot pstryknął palcami. Natychmiast podano mu podłużne pudełko o zaokrąglonych krawędziach. Kiedy przedmiot spoczął w rękach Starszego, od jego ścianek odskoczyło kilka podświetlanych klapek, ujawniając dwie pary osłoniętych gąbczastymi kapturkami okularów. Trzech strażników przyciskało do oczu podobne urządzenia.
- Mnie to niepotrzebne, ale tobie posłuży. Patrz! To tylko prącie. Dziewięćdziesiąt trzy procent ciała stworzenia spoczywa głęboko pod nami, w postaci przesycającego struktury geologiczne gleju. – Odebrawszy sprzęt spojrzałem we wskazanym kierunku przez górną parę wizjerów.
- Nic, tylko ciemność.
- Pomogą ci to wyregulować. Nehto rafki gruff.
Jeden z jassich przejął lornetkę i chwilę przy niej majstrował, po czym wcisnął z powrotem w dłoń, złośliwie przy tym rechocząc. Ponowiłem próbę obserwacji. Tym razem obraz był całkiem stabilny i ostry. Zielonkawe zabarwienie konturów wskazywało na uaktywnienie noktowizora. Mimo wszystko, nadal nie miałem pojęcia na co patrzę. Nie chcąc po raz kolejny korzystać z pomocy, zacząłem eksperymentować z przyciskami rozmieszczonymi w zagłębieniach bocznych ścianek. Po kilku próbach odnalazłem regulator zoom. Wciąż przeszukując przestrzeń, postanowiłem rozwiać ostanie wątpliwości.
- Czy to właśnie jassi zwą Wszystkojebem?
- Taaak… Lubią wszystko nazywać po swojemu. Z ich punktu widzenia, to trafny wybór strategii. Polibbussy są starożytnym gatunkiem. Zamieszkiwały ten glob na długo przedtem, nim Ziemię zasiedliły wielkie gady. Kiedyś żyła tu cywilizacja, zwana przez nas Niktoni. Gdy odkryli, że polibbussy mogą osiągać wagę dochodzącą nawet do trzech setnych masy całej planety, zaczęli je czcić jako bogów. Ostatecznie, wiara ta doprowadziła do ich upadku.
- Jak wyginęli?
- To banalna historia, pełna doktrynalnych miazmatów, bratobójczych walk i religijnych secesji. Ciekawy jest jednak fakt, iż w tym przypadku „bogowie” przeżyli swych wyznawców. Mając do wyboru, zwrócić się przeciwko obiektowi kultu, czy ulec zagładzie, Niktoni wybrali to drugie.
- Taka postawa musiała przyciągnąć waszą uwagę. Nadal nie mogę niczego wypatrzyć. – Zniechęcony chciałem zwrócić lornetkę Godotowi.
- Wciśnij trójkątny taster. To włącznik dalmierza. Moje sensory wykryją wiązkę i będę cię mógł naprowadzić… Dobrze, teraz w lewo. Jeszcze dalej, stop! Teraz przesuń do góry w prawo. Stop! Tak trzymaj i wyreguluj zoom.
Z początku irytowały mnie liczne na wyświetlaczu, świetliste markery, utrudniające koncentrację na właściwym obrazie. Potem odnalazłem przycisk ukrywający komendy dalmierza i dopiero teraz mogłem się skupić na szczegółach. Najpierw rozpoznałem rozciągnięte, wykrzywione grymasem bólu usta. Nos i oczy porastały brodawkowate twory. Oddaliłem obraz, by uchwycić szerszą perspektywę. Cały ekran wyświetlacza usiany został poskręcanymi kończynami i głowami humanoidów. Dzięki kolejnemu zbliżeniu wyłapałem monstrualny, podobny do krokodylowego pysk, kłapiący bezsilnie jak upiorna kołatka. W falującym dywanie spętanych istot młóciły macki, mięsiste ogony, podrygiwały wieloprzegubowe odnóża i poprzerastane błonami, wielopalczaste dłonie. Zieleń obrazu noktowizyjnego przywodziła na myśl podmorską głębię, skrywającą koszmarne, całkowicie obce człowiekowi formy życia. Powróciło wspomnienie pucypułkowego polipa. Lornetka wypadła z drżących dłoni. Spadający sprzęt sprawnie przechwycił stojący najbliżej jassi.
- Transformowaliście polibbussa. Chyba pojmuję tok rozumowania jassich. Wszystkojeb: Ten, który jebie równo wszystkich, bez względu na różnice gatunkowe.
- Przyznasz, jest w tym pewna logika? – Nie czekając na odpowiedź, Godot kontynuował, najwyraźniej zadowolony z poczynionych przeze mnie obserwacji. – Organizmy polibbussów mają wręcz niewiarygodne możliwości adaptacyjne. Pierwotnie, ich pokarm stanowiły przede wszystkim związki mineralne, pobierane w ogromnych ilościach z gleby i skał, ale gdy tylko nadarzyła się sposobność, zaczęły przyswajać pokarm pochodzący z innych źródeł.
- Okazjonalni drapieżcy.
- Właśnie. Jednak natychmiastowe uśmiercenie ofiary było mniej efektywne, niż specyficzny rodzaj pasożytnictwa. Polibbuss asymiluje częściowo organizm żywiciela, zmuszając go do pracy na rzecz własnego wzrostu.
- Pozwól, niech zgadnę. Postanowiliście wykorzystać mechanizm ewolucyjny, tworząc organiczne narzędzie tortur.
- Można na to spojrzeć również w ten sposób. Dla nas to jeszcze jedna sposobność przetestowania modyfikacji struktur mentalnych istot poddanych ekstremalnej stymulacji.
- Eksperyment zawiódł wasze nadzieje. Pętla Zbawienia pozostaje w ukryciu.
- Oczywiście, przecież w innym wypadku nie byłoby cię tutaj.
- Jak długo macie zamiar to ciągnąć?
- Wciąż kontynuujemy badania. Mechanizm asymilacji jest procesem o wysokim stopniu złożoności. Dopóki nie będziemy pewni, że znamy już wszystkie odpowiedzi, nie przestaniemy stawiać pytań.
- To postawa niezwykle bliska ludzkiemu wzorcowi postępowania.
- Chcesz mnie obrazić?
- Nie. Kiedyś oglądałem program omawiający etyczne aspekty postępu naukowego. Jako jeden z przykładów w dyskusji, wykorzystano zdjęcia szympansa, któremu wycięto powieki, aby sprawdzić jak zareaguje nie mogąc zasnąć.
- I co?
- Nic, Godocie. Zwierzę konało w męczarniach przez kilka dni.
- Czy program przypadł ci do gustu?
- Tak. Zrozumiałem to dopiero teraz, patrząc na wasze dzieło. Widziałem też dokumenty, pokazujące dzieci, nie w pełni dojrzałe homo, zszywane żywcem przez żądnych odpowiedzi dorosłych przedstawicieli gatunku.
- Czy ograniczali się jedynie do zszywania niedojrzałych osobników?
- Nie, to byli naukowcy. Ich… ciekawość przybierała rozmaite formy.
- A efekty?
- To naprawdę dobre pytanie, Godocie. Nie bardzo wiem, jak mógłbym na nie odpowiedzieć, zwłaszcza w kontekście waszej niepohamowanej żądzy wiedzy.
- Postaraj się, homo.
- Norymberga, to było kiedyś bardzo piękne miasto.
- Już nie jest?
- Zależy kto pyta. Wasze transformacje to ślepa uliczka.
Godot długo analizował moje odpowiedzi, konsultując je wielokrotnie z pozostałymi członkami Wiecznej Rady. Nim opuściliśmy Mnaneh, kazał zrzucić kochankę w otchłań krateru.

***
_________________
Lopto
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 23 Marca 2012, 10:05   (12) Wszyscy święci idą do… - Nadchodzi Eurupion

- Kocham cię.
- Zawsze to wiedziałam. Bałeś się otworzyć, ale nie traciłam nadziei. Powiedz, jak tam było?
- Strasznie. Nie mówmy o tym. Co robiłaś beze mnie?
- Najczęściej przesiadywałam w bibliotece, usiłując znaleźć jakieś wskazówki w księgach jassich. Radju tłumaczył dla mnie wskazane fragmenty, ale to ja decydowałam o wyborze poszczególnych pozycji i stron.
- Sprytnie. Nie chciałaś dać mu czasu na ewentualne korekty?
- Uhm.
- Brawo. Nowe tropy?
- Starsi przybyli tu około dziewięciuset tysięcy lat temu, tak przynajmniej wyliczył Radju. Ponieważ wymiar był niestabilny, użyli skomplikowanej maszynerii w celu wygładzenia zmarszczek czasoprzestrzennych. Osiągnęli swój cel, ale przy okazji sprawili również, że Ox-Hox wyróżnia się spośród mrowia otaczających go światów, których „pępowiny” są zakotwiczone w Ugorze. To bardzo ich niepokoi.
- Podejrzewają, że Ox-Hox przyciągnie uwagę ontów.
- Tak, ale jest coś jeszcze.
- Słucham.
- Kiedyś ten obszar nazywał się Kavabragi, a jego mieszkańcy zostali wymordowani przez Starszych. Materiał genetyczny autochtonów posłużył jako produkt wyjściowy do stworzenia pierwszej generacji pomniejszych sług.
- Pucypułków?
- Tak, skąd wiesz?
- Dowiedziałem się co nieco od Godota. Mów dalej.
- Nie znalazłam nic o pochodzeniu Starszych, jednak Radju zasugerował gdzie można spróbować. Z początku odmawiał, ale go namówiłam i nocą zabrał mnie do labiryntu pod pałacem. Jest tam schron z czasów najazdu, pełen zakonserwowanych pamiątek po…
- Chwileczkę, namówiłaś Radju? Jak?
- To tajemnica. – Szelmowski uśmiech Kornelii po raz kolejny pobudził mnie do działania.
- Ty diablico, nie przepuściłabyś takiej okazji, co?
- Wiesz, że jesteś tylko ty… poczekaj, nie skończyłam.
- Opowiesz później.
- Chcesz, żebym zrobiła... na przykład tak?
- Owszem, ale teraz moja kolej. Dziś ja będę ci służył. Rozchyl uda.
- Uhmm…
W ciągu kolejnych kilku dni i nocy, zostaliśmy sami - ja i imitacja Magdy, której nadałem imię Kornelia. Radju został odwołany decyzją Starszych. Jak zawsze przezorny, pozostawił dwa mikrotranslatory. Od czasu do czasu, pojawiali się jassi z obsługi technicznej budynku lub służący, zaś ogrody pałacowe zawsze patrolowało kilku strażników, jednak nikt nie próbował nas rozdzielić, ani nie krępował swobody poruszania po terenie posiadłości. Był to czas wypełniony miłością, którą okazywaliśmy sobie w sposób tak nieskrępowany i prosty, jak to tylko możliwe - najszczęśliwsze chwile mojego życia zawdzięczałem potworom, usiłującym zakląć cierpienie nieprzeliczonych istot w ochronną mantrę, co jak klosz, miała ukryć Ox-Hox przed apetytem onta przemierzającego samotnie bezmiar międzywymiarowego Ugoru. Jak zawsze, nieliczne kolorowe kartki z szarego kalendarza egzystencji spadają najszybciej, dlatego kiedy w pałacu zjawił się Eurupion, byłem przygotowany.
- Pójdziesz ze mną, a twoja samica pozostanie tutaj – wychrypiał metalicznie.
- Tak, Eurupionie.
Prawdopodobnie każdy Starszy miał ambicję naznaczyć swe otoczenie piętnem własnej indywidualności. Mistyczny Eurupion realizował tę potrzebę w nader osobliwy sposób. Wszyscy członkowie jego obstawy nosili ogromne hełmy w kształcie jaja, całkowicie skrywające głowy właścicieli. Białej gładzi powierzchni nie znaczyły dostrzegalne gołym okiem wizjery, czujniki, anteny, komunikatory, czy jakikolwiek inne elementy, których można by się było spodziewać. Nim wkroczyliśmy na pokład niestandardowej wersji vergha, Starszy postanowił mnie nieco zmiękczyć.
- Od razu uprzedzę twoje niedorzeczne pytania. – Eurupion przywołał gestem jednego z jajogłowych. – To moja straż. Tylko moja. Nie ufam jassim. Rozumiesz?
- Tak.
- Kłamiesz! – Odpiąwszy oksydowany czekan wiszący u segmentowego pasa, cyborg wykonał krótki zamach i trafił w punkt oznaczony na owalnej głowie strażnika zielonym promieniem swych emiterów. Skorupa hełmu-głowy pękła niczym kruchy wafel, zaś ofiara runęła na trawnik. Z otworu chlusnął seledynowy płyn o konsystencji zsiadłego mleka, tworząc wokół nieruchomego ciała pokaźną kałużę. Substancja poczęła szybko przeżerać srebrzysty kombinezon i trawić sinofioletowe, silnie unaczynione tkanki. Towarzyszący temu fetor niemal zwalał z nóg. Po chwili na wypalonej, popielato-żółtej murawie, pozostała jedynie pusta skorupa jajowatego czerepu. Pozostali strażnicy tkwili nieruchomo na swych pozycjach, tak jakby nie byli świadomi zajścia, lub było im ono zupełnie obojętne.
- Wiesz, dlaczego to zrobiłem?
- Nie.
- Bo mogłem. Nie jestem tak cierpliwy jak Godot, a ty już zbyt długo knujesz z tym konusem. Wiemy, że jassi nie są lojalni. Niebawem pojmiesz, jak bardzo nie doceniłeś naszych możliwości, homo. – Ładunek skoncentrowanej nienawiści przepełniający głos Eurupiona, nie pozostawiał złudzeń, plan Radju najprawdopodobniej został wykryty. Jednocześnie, tak silna reakcja dotąd pewnego siebie Starszego, budziła nadzieję. Być może, kryzys w Ox-Hox sięgał głębiej, niż mogłem wywnioskować z opowieści Radju. "Tu wszystko się wali...", te słowa wciąż nie dawały mi spokoju. Podążałem za schlebiającą memu poczuciu wartości fantazją, wyobrażeniem krainy pogrążonej w bagnie nieudolnie maskowanej anarchii. Wiedząc, iż Starsi nie są wszechmocni, przy jednoczesnym braku wystarczającej ilości informacji, należało bez względu na wszystko grać na czas, wierząc, że Radju nie jest sam i wie co robi. Instynkt podpowiadał, aby w słowach Eurupiona doszukiwać się fałszu. Starszy chciał mnie złamać, wykorzystując strach wynikający z niewiedzy. Przedstawienie ze strażnikiem odniosło odwrotny do zamierzonego skutek. Nie mógł uderzyć we mnie, i to go przepełniało frustracją. W akcie bezsilnej złości mordował swe sługi, lecz póki co, pozostawałem poza jego zasięgiem. Istniało tylko jedno wyjaśnienie tego stanu rzeczy. Jedność Wiecznej Rady stała pod znakiem zapytania, a sam Eurupion nie był suwerenny w swoich decyzjach. Gdyby to zależało od niego, już bym nie żył. Miałem trzy słabe punkty. Pierwszym była Kornelia, drugim Radju, a trzecim, mimo wszystko, Magda. Pozostawało pytanie, jak zidentyfikować słabe punkty Eurupiona?
- Widziałeś *beep* – bardziej stwierdził, niż zapytał. Aby go niepotrzebnie nie drażnić, przytaknąłem skinieniem głowy. – Godot pyszni się nim, jakby był ukoronowaniem naszych poszukiwań. To tylko zabawka. To ja odnalazłem wrota, za którymi ukryta jest tajemnica Pętli Zbawienia. Ty jesteś kluczem. Niczym więcej. Moi heloi – wskazał na nieruchomych strażników – są liczniejsi i potężniejsi niż pętaki produkowane w przestarzałych zakładach Kisza i reszty. Jeżeli nie zerwiesz pieczęci zabezpieczających wrota poznania, nie będziesz mi dłużej potrzebny. Popatrz. – Wskazał na wielkie okno drugiego piętra pałacu.
Natychmiast rozpoznałem białe włosy i smukłą sylwetkę. Kornelia stała spokojnie, przytrzymywana za ręce przez dwóch jajogłowych. W ogrodzie pracowali kolejni, ciągnąc za nogi zwłoki ochroniarzy jassich. Ciała wrzucali do fontanny.
- Czego żądasz?
- Ukorz się! – Bez namysłu gruchnąłem na klęczki.
- Niżej! Białkowy wypierdku! Myślałeś, że zdołasz wywieść w pole nieśmiertelnego, Mistycznego Eurupiona?!? Niżej! Pełzaj i proś o wybaczenie!

***
_________________
Lopto
Ostatnio zmieniony przez Lopto 23 Marca 2012, 11:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 23 Marca 2012, 11:09   

Ziemia do Lopto. Zechciałbyś poczekać z kolejnymi epizodami, aż ktoś przeczyta poprzednie? Ktokolwiek.
_________________
SZORTAL
Szortal Na Wynos - Wydanie Specjalne
 
 
 
Godzilla 
kocia mama


Posty: 14145
Skąd: Warszawa
Wysłany: 23 Marca 2012, 11:13   

Nie da rady. Nienawidzę czytać długich tekstów z ekranu. Ja tak tylko na fragmenty spoglądam.

Cytat
- Kłamiesz! – Odpiąwszy oksydowany czekan wiszący u segmentowego pasa, cyborg wykonał krótki zamach i trafił w punkt oznaczony na owalnej głowie strażnika zielonym promieniem swych emiterów.


Epitety w epitatach w epitetach. W wypracowaniu obleci :roll:
_________________
Blog
Kedileri çok seviyorum :mrgreen:
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 23 Marca 2012, 11:32   

Teraz to nie wiem, czy ktokolwiek zbierze się na odwagę do czytania.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Chal-Chenet 
cHAL 9000


Posty: 27797
Skąd: P-S
Wysłany: 23 Marca 2012, 14:33   

Ja raczej nie. Jestem tu bo przez chwilę był ciekawy offtop o Manowar. ;P:
_________________
Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!

http://zlapany.blogspot.com/
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 23 Marca 2012, 16:36   

Dżizas... jestem w stanie zrozumieć samozaparcie autora, ale... totalny brak reakcji na skierowane do niego słowa jest po prostu nieuprzejmy. Odpuszczam sobie.
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 23 Marca 2012, 18:36   

Przyznać się, ktokolwiek przeczytał?
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 23 Marca 2012, 18:38   

Sauron, sądzę, że ałtorowi kompletnie nie przeszkadza brak czytelników...
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Lynx 
Wyduldas Napfluj


Posty: 7038
Skąd: znad morza
Wysłany: 23 Marca 2012, 20:34   

Ja, 3 posty, reszty nie dałam rady, ale naprawdę próbowałam... :roll: za długie, nudne, niezrozumiałe, ciężkie i ciężkostrawne.
Mi się nie.
_________________
http://zrozumiecswiat.pl/7.html
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 23 Marca 2012, 20:58   

Lynx, gratuluję wytrwałości, ja zrezygnowałam po pierwszej linijce.
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
terebka 
Filippon


Posty: 3843
Skąd: Nowogródek Pomorski
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:18   

Pochylmy się nad wpisem nr 1.

Cytat
Lamie Ole Nydahlowi - z wdzięcznością.

Torsje to bez wątpienia jedna z najbardziej poniżających reakcji organizmu. Niby wiadomo, ostatecznie się oczyścisz, usuniesz z ciała to, co mu nie służy, a jednak większość ludzi próbuje uniknąć rzygania, nawet kiedy już wiedzą, że jest nie do uniknięcia. Radju był inny. Skurwiel, niczego nie unikał. Zawsze robił dokładnie to, co trzeba. Cóż, nie był człowiekiem, miał dwa żołądki i wystarczająco dużo zdrowego rozsądku aby nas nie naśladować. Do spróbowania błękitnych grzybków zmusił go rodzony brat, Brejtle. Z miejsca, w którym teraz tkwiłem, widziałem Radju przycupniętego w kucki, tuż obok omszałego pniaka. Heftał dalej niż widział, choć miał aż dwie pary oczu. Ciężko było patrzeć na jego mękę. Czerwone ciżmy i przód tuniki umazane kleistą mazią, drgawki, rzężenie. Prawie było mi go żal. Brejtle panował nad sytuacją. Jego szatański rechot odbijał się po lesie niczym akustyczna kula bilardowa, która jakoś wciąż nie może trafić do łuzy. Wtórował mu histeryczny pisk mojej ukochanej. Nigdy nie potrafiła się śmiać jak dama. W ogóle, rzadko się śmiała i nie była damą, choć zawsze chciała. Zrzędliwa jędza, dopiero zawarte w grzybach halucynogeny rozluźniły ją na tyle, żeby na kwaśnym od wiecznych dąsów obliczu zagościła wreszcie odrobina radości. Chociaż nie, to jednak nie radość. Przestała tylko kontrolować własne demony, diabły, co przez ostatnie lata dręczyły nasz kulawy związek. Pomyśleć, że kiedyś naprawdę kochałem idiotkę.
Rozochocony poczuciem kontroli, Brejtle stał twardo na krótkich, chudych nóżkach i trzymając pod boki ryczał rozdziawiając szeroki, ropuszy pysk. Magda, zgięta w pół, kicała od drzewa do drzewa, kwicząc jak mała świnka. Zgrabne piersi niemal wyskakiwały z przemokniętego biustonosza, a żółto-czerwony hełm translatora przestrzennego prawie zjechał na oczy. Całkowicie przesiąknięty krwią opatrunek zabezpieczający ranę po odciętym palcu, dał asumpt do kolejnego wybuchu obłąkańczej wesołości. Użycie go w charakterze szminki cudownie rozpalało wyobraźnię. Bawiliśmy się znakomicie. No, ja może trochę gorzej, ale to zrozumiałe. W mojej potylicy tkwił jak szpila twardy kikut ułamanej gałęzi. Swoją drogą, musiałem wyglądać zabawnie, wygięty w pałąk, sztywny niczym wzwód *beep*, wsparty o powaloną, mokrą sosnę. Teoretycznie powinienem już nie żyć. Widocznie ułomek był zbyt krótki i nie sięgnął pnia mózgu. Tak czy inaczej, mój durny żywot dobiega końca.
Jak do tego doszło? Jak szara egzystencja miejskiego wałkonia, tchórza i ignoranta, zmieniła się w gigantyczny, przesłaniający niebo znak zapytania? W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin widziałem rzeczy, których większość przedstawicieli mojego gatunku nie potrafiłaby sobie nawet wyobrazić. Czy to zmieniło mnie na tyle, żebym mógł odejść spokojny? Nasz świat to jednak bardzo dziwne miejsce. Nigdy nie postawiłbym na to, że skończę tu, gdzie teraz jestem. Nikt by na to nie postawił. Tak naprawdę, z tych trzydziestu z górą lat, spędzonych w niedostatku i pogardzie dla samego siebie, ważna jest tylko ostatnia doba. Cholernie zabawne uczucie. Powoli przymykam oczy. Lekka mżawka przyjemnie chłodzi rozpaloną gorączką twarz. Dźwięki stopniowo odpływają, gasnę… Aha, jeszcze chwila, nie wiecie przecież jak dotarłem do tego punktu. To całkiem ciekawa historia. Miała swój początek właśnie na tej polance, gdzieś w świętokrzyskich lasach… W zaistniałych okolicznościach niełatwo będzie ogarnąć wszystkie wątki minionych wydarzeń zwłaszcza, że od dawna miałem dostęp do zasobów pamięci Kornelii. Trudno oddzielić jedne wspomnienia od drugich, ale to w końcu ostatnia okazja…



Chaos. Tyle zdań, z których chwilowo nic nie wynika. Chaotyczny prolog do wielu informacji. Zaczęło się od rzygania, a potem stopniowo zaczęło oddalać, aż rzyganie straciło potrzebę bytu. Pewnie wszystko się zacznie prostować w kolejnych epizodach, które przeczytam. Ale nie teraz. I błagam, stłum w sobie potrzebę wklejania następnych.
 
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:51   (13) Wszyscy święci idą do… - Pętla Zbawienia

Człapałem niepewnie pomiędzy dwoma heloi, usiłując omijać co większe bryły dymiącego żużlu. Ze związanymi z tyłu rękami, nie było to wcale proste. Schodziliśmy wąską dróżką, po niestabilnym, rudoczerwonym zboczu. Wszechobecny fetor siarkowodorowych wyziewów wywoływał męczące napady kaszlu. Im niżej, tym sytuacja stawała się gorsza. W końcu, jajogłowy idący z przodu wykonał obrót i rąbnął mnie kułakiem w splot słoneczny. Gruchnąłem tyłkiem w stos kłujących okruchów. Aby zebrać gnaty do kupy, potrzebowałem około dziesięciu minut, co i tak stanowiło całkiem niezły wynik, zważywszy że był to już czwarty cios, jaki zaliczyłem od momentu opuszczenia vergha, a na pokładzie zostałem ostro wychłostany pejczem skręconym z cienkich kabli. Kiedy wreszcie stanąłem na równe nogi, strażnik poprawił z lewej mańki, posyłając udręczone ciało z powrotem na miałki kobierzec ścieżki. Wykonywał bezpośrednie polecenia Eurupiona, obserwującego pochód ze szczytu hałdy. Starszy kilkakrotnie machał, abym nie miał wątpliwości, komu zawdzięczam dodatkowe atrakcje. Zachodziła obawa, iż nie dotrę na dno Popielnika o własnych siłach. Najwyraźniej ryzyko mego przedwczesnego zgonu było wkalkulowane w plan podróży, co obracało w gruzy teorię rzekomej nietykalności. Dotarłszy na miejsce miałem tak obite bebechy, że mogłem jedynie leżeć, łykając kolejne dawki dławiących waporów. Ten, który bił, niósł na piersi i plecach płaskie videofony, stabilizowane przez dwa szerokie, nabijane ćwiekami pasy. Dzięki urządzeniom cyborg zapewnił sobie możliwość śledzenia bezpośredniej transmisji z drogi krzyżowej.
- Twoje żałosne rzężenie jest muzyką dla mych sensorów. Biczowanie i masaż kałduna, to dopiero początek atrakcji. Nie poddawaj się, homo. Jeśli zdechniesz zbyt szybko, będę musiał sprowadzić tu tę zieloną pokrakę, którą z takim poświęceniem ujeżdżałeś w ciągu ostatnich dni. Wstań!
Tym razem, pomimo najszczerszych wysiłków, nie mogłem spełnić żądania oprawcy. Zniecierpliwiony wydał odpowiednie polecenia siepaczom, ci ekspresowo przywrócili mnie do pionu.
- Naprzód!
Podtrzymywany pod pachy, próbowałem dotrzymać kroku dźwigającym mnie jajogłowym, ale jedynie symbolicznie gmerałem bosymi stopami w gorących pryzmach ostrych odłamków.
- Bądź dobrym mesjaszem i nie mdlej, homo. Godny naśladowca odkupicieli kroczy ciernistym szlakiem do końca. A zaprawdę, powiadam ci, koniec nie jest tak bliski, jakbyś tego pragnął.
Wbrew temu, co sądził Eurupion, nie miałem zamiaru odpuszczać. Co prawda solidnie oberwałem, jednak póki żyła Kornelia, miałem powód, by walczyć. Niestety, podliczając swe słabe punkty, popełniłem poważny błąd w rachunkach. Nie wziąłem pod uwagę, że powłoka cielesna może ulec na długo przedtem, nim zostanie złamana wola.
- I oto stacja pierwsza! – Heloi podnieśli dyndającą między ramionami głowę tak, bym mógł podziwiać wytwory cybernetycznego szaleństwa. – Czy widzisz do czego doprowadziła twa pycha? Niespodzianka!
- Aaaaa…!! – Rozdzierający spazm bólu szarpnął mym wnętrzem z taką gwałtownością, iż niemal udało mi się wyrwać straży. Poranionymi kolanami zaryłem w sypkim żużlu. Jajogłowi przecięli więzy i zwolnili chwyt. Czołgałem się ku rozpiętemu na stalowych belkach ciału Kornelii. Trwało to całą wieczność, lecz gdy w końcu dotarłem do podnóża konstrukcji, byłem w stanie dosięgnąć jej zwęglonych goleni. – Jezu Chryste!! Nie dam rady…!
- Tak, homo. Płacz i wzywaj nie istniejących bogów. Tako wypełniam proroctwo dawnych dni. Ból transformacji obmywa grzechy Ox-Hox. Pełzaj robaku! A przy okazji, czy nie dostrzegasz jeszcze mego geniuszu? Czyż Jeszua Ha-Nocri, nie cierpiałby dotkliwiej, gdyby to on musiał patrzeć spod krzyża na konającą Magdalenę? Cóż, robiłem co w mojej mocy, żeby utrzymać ją dłużej przy życiu, niestety padła, kiedy zacząłem przypalać kulasy. Wystarczy tego dobrego, cierpienie niejedno ma oblicze. W drogę, homo!
Strażnicy musieli mnie od niej odrywać siłą, przy okazji wyłamując dwa palce. Otępiały, prawie nie czułem bólu. Jeden z katów zaaplikował przy pomocy pneumatycznego pistoletu jakiś brunatny zajzajer, zapewne po to, żebym nie odpłynął zbyt wcześnie. Gdy preparat zaczął działać, wszystkie dotychczasowe obrażenia na krótko przypomniały o sobie ze wzmożoną intensywnością. Tonąłem w wymiarach, których istnienie możliwe było jedynie po wypaleniu wszystkich pragnień. Z ciemnych zakamarków pamięci na powierzchnię przygasającej z wolna świadomości, wypływały przemieszane strzępy wspomnień. Znów zobaczyłem twarz skazańca, tuż przed tym, jak pochłonął go koszmar Czarnej Kostki. Słyszałem rechotanie Radju przeplatane rzewnymi frazami trąbki Armstronga. Krzyk spadającej w otchłań rudowłosej Holenderki, w niewytłumaczalny sposób mieszał się z zapachem wilgotnego lasu. Przez chwilę tuliłem w ramionach Magdę, Kornelię, umierającą na szpitalnym korytarzu matkę. Kolejna wizja sprowadziła mnie na powrót do Popielnika.
- Patrz! Stacja druga. Ten kretyn sądził, że jest twardy. Wykrzykiwał coś o dumie wojownika jassich. Kiedy pokazałem mu brata, pakującego w siebie śmiertelną dawkę stymulatora, kwiczał jak twoja samica.
Na kole wprawianym w ruch przez automat, zwisały zmaltretowane zwłoki Radju. Czerwony język pokryty ciemnymi cętkami wystawał z rozbitego pyska. Czarne grudki na wpół zakrzepłej krwi, spływały na poznaczony szramami tors, a gdy koło zmieniało pozycję, powracały w okolice ran. Nawleczone na stalową linkę, odcięte palce dłoni, okręcono ciasno wokół nienaturalnie przekrzywionej, krótkiej szyi. Z dwóch par oczu pozostało tylko jedno.
- Nie uda ci się… - wychrypiałem.
- Co ty bredzisz, homo? Nim dotrzesz do ostatniej stacji, będziesz bezwolnym narzędziem mej sztuki. Powiesz i zrobisz wszystko czego zażądam.
- Być może, ale i tak nic ci to nie da.
- Co takiego?
- Warunkiem niezbędnym do aktywowania Pętli jest… - Przez zdarte od krzyku, zaschnięte gardło, słowa przeciskały się jak pinezki. – Jest…
- Co!?! – Ukłucie w przedramię, kolejna dawka pobudzacza.
- Myszka Miki, smutna maszyno…

***
- Żadnych zbędnych ruchów. Doznałeś poważnych obrażeń wewnętrznych. – Kątem oka dostrzegłem podrygujący słój pełen zielonkawej cieczy. Obok pomarańczowej skrzyni noszy diagnostycznych kroczył Beznogi Czyżyż. Tym razem kroczył naprawdę. Chciałem zapytać o nowe kończyny, ale usta przysłaniała maska tlenowa.
- Zostaniemy tu jakiś czas. Jassi muszą uprzątnąć pobojowisko. Popielnik jest teraz świątynią. – Głowa Czyżyża zniknęła z mocno ograniczonego pola widzenia. Jej miejsce zajął otulony szkarłatnym kapturem pysk.
- Jak tam? Będzie z ciebie jeszcze jakiś pożytek?
- Abuu…
- Leż. – Sześciopalczasta dłoń osłonięta żółtą rękawicą, delikatnie docisnęła do ciepłej wyściółki noszy uniesione z trudem ramiona.
- Auaa… buuwa.
- Żyjemy oboje. Dałeś się nabrać po raz drugi na tę samą sztuczkę. Eurupion nie zaryzykowałby likwidacji Kornelii. Stawianie wszystkiego na jedną kartę, nie leży w naturze Starszych. To domena wojowników.
Napływające łzy przeobraziły otoczenie w rozmazaną plamę.
- Poczekajcie! – Lekkie chybotanie noszy ustało na moment. – Znowu cały umazany. Muszę cię wytrzeć. Kornelia nie powinna cię oglądać w tym stanie. – Radju osuszył tamponem opuchnięte powieki. – No, będzie dobrze. Dalej! – Moja kołyska ponownie ruszyła z miejsca. - Do zobaczenia. To jeszcze nie koniec.
Zapewne każdy słyszał opowieści o ponownych narodzinach, nowym życiu, niepowtarzalnej szansie. Na ogół traktujemy takie historie jak banały, podniecające jedynie miłośników tanich, telewizyjnych wzruszeń. Ja też tak myślałem, dopóki Eurupion nie strzaskał mej skorupy ego. Zresztą, może tylko solidnie ją zarysował. Tak czy owak, nie byłem już sobą. To bardzo orzeźwiające uczucie.
***
Bitwa o Popielnik była krótka, ale zażarta. Eurupion zaprojektował heloi w taki sposób, aby ich defensywne moduły logiczne uruchamiały procedurę autodestrukcji, kiedy wartość współczynnika prawdopodobieństwa udanej akcji obronnej spadała poniżej założonego progu. Czerepy osaczonych lub rannych jajogłowych wybuchały, rozpryskując żrącą tkankę centralnego układu sterowania. To kosztowało życie wielu jassich. Starszy zginął na samym początku. Najpierw snajper odstrzelił jedno z jego ramion, a gdy cyborg padł, został zatłuczony kolbami lopów. Eliminacja dowódcy poprawiła sytuację nacierających, ponieważ heloi zostali odcięci od głównej jednostki obliczeniowej. Członkowie Wiecznej Rady zadecydowali o nadzwyczajnym umorzeniu postępowania wyjaśniającego w sprawie śmierci Eurupiona, zaś dotyczące go dane, zostały wymazane z programów szkoleniowych jassich.
Największym osiągnięciem zwycięzców było oczywiście uratowanie mego męża, któremu przyznano oficjalny tytuł Odkupiciela. Zapis jego transformacji ocalał z bitewnej zawieruchy, dzięki czemu Starsi zyskali znakomity materiał propagandowy, natomiast sam Popielnik przekształcono w ośrodek nowego kultu. Tak powstała Kongregacja Przemiany, ideologia zrodzona z przemocy, bólu, poniżenia, miłości i długiego ciągu nieporozumień. Wkrótce, trzy pierwsze miały się stać budulcem bastionu międzywymiarowej potęgi. Jak zawsze, ponad murami religijnej twierdzy powiewał złoty sztandar wolności. Żarliwi obrońcy nowej wiary byli gotowi poświęcać życie swoje i innych, szybko zapominając, że aby nieść wolność, trzeba jej nade wszystko samemu doświadczać. Owo przeoczenie szybko wydało gorzkie owoce.
- Czy wiesz, dlaczego cię wezwaliśmy, Kornelio?
- Jako Wybranka Odkupiciela, spełniłam rolę katalizatora jego transformacji. Zapewne nadszedł czas, aby rozstrzygnąć o losie mojego pozytywu.
- Bardzo dobrze. Czy znasz ogólne założenia postępowania w przypadku rozstrzygania konfliktu pozytyw-negatyw?
- Tak.
- Wiesz zatem, iż utrzymywanie zarówno wzorca jak i matrycy w obrębie tego samego kontinuum jest niezwykle kosztowne, zaś ich potencjalne spotkanie doprowadziłoby do destabilizacji lokalnego układu wymiarów.
- Tak powstają anomalie, będące tropami dla ontów.
- Istotnie. Dzięki Odkupicielowi zlikwidowaliśmy podobną skazę, brukającą osnowę Ox-Hox przez wiele obrotów. Nie możemy ryzykować powstania kolejnej.
- Rozumiem. Jaką odpowiedź zanieść Odkupicielowi?
- Wieczna Rada prosi o spotkanie, gdy tylko Odkupiciel zregeneruje siły.
- Przekażę waszą prośbę.

***
_________________
Lopto
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:53   (14) Wszyscy święci idą do… - Gzie diabeł nie może

Czekałam przy wejściu do apartamentów męża, strzeżonym przez wojowników Gwardii Odkupienia, formacji stworzonej z weteranów jassich, której głównym zadaniem była ochrona Odkupiciela i mnie. Gwardzistów wyróżniały żółte tuniki funkcyjnych, z doszytymi do kapturów, pluszowymi paletkami uszu Myszki Miki, traktowanymi jako oficjalne godło jednostki. Jej dowódcą został rzecz jasna Radju.
Rozmawiali już przeszło godzinę, a dochodzące z głębi korytarza podniesione głosy, nie wróżyły nic dobrego. Kiedy wreszcie Radju zatrzasnął za sobą drzwi kancelarii, byłam pewna, że kłopoty na dobre zagościły w Ox-Hox.
- Kolejna kłótnia?
- On niczego nie rozumie! – prychnął gniewnie. – Wciąż usiłuje mnie przekonać do realizacji starego planu.
- Jest zły?
- Jest niewykonalny, Kornelio.
- Dlaczego?
- Kiedy wam go proponowałem, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Byliśmy zdesperowani. Teraz wszystko uległo zmianie. Jego transformacja odmieniła oblicze Ox. Spróbuj go jakoś udobruchać. Starsi wyznaczyli mi nowe zadania. Muszę wyjechać.
- Dokąd, Radju! Jesteś mu teraz potrzebny.
- Przede wszystkim, jestem teraz potrzebny moim braciom. Gwardia otrzymała rozkaz poprowadzenia oddziałów mających stłumić bunty w prowincjach graniczących z byłą domeną Nevezzich.
- Dlaczego się buntują? Przecież macie teraz Odkupiciela.
- To nie takie proste. Mówimy o wojownikach jassich. Znam moich braci. Oni nie ustąpią. Przez dziesiątki obrotów byli traktowani przez Radę jak mięso armatnie. Nie wierzą już w transformację i reformy. Popłynie rzeka krwi. Zrozum, będziemy musieli zabijać swoich!
- Zatem dlaczego nie możemy postąpić tak, jak planowaliśmy? Radju, rzuć to wszystko! Zdobędziemy odpowiednio skalibrowanego vergha i…
- Nie. Starsi doskonale wiedzą, że planowaliśmy ucieczkę. Jak sądzisz, dlaczego mianowali mnie dowódcą Gwardii? Czemu odwlekają rozmowę z Odkupicielem?
- Przecież przyjąłeś nominację! Czekają aż odzyska siły.
- Kornelio, sama nie wierzysz w to, co mówisz. To dziecinne wybiegi. Nie przystoją Wybrance Odkupiciela. Zgodziłem się przyjąć dowództwo, ponieważ nie miałem innego wyjścia. Uzależnienie Brejtle stanowi poważne przestępstwo. W tyglach dojrzewają miliony jassich. Po co członkowie Rady zawracają sobie głowę nic nie znaczącym szeregowcem?
- Szantażują cię?
- Powiedziałem wam, oni niczego nie pozostawiają przypadkowi. Nie mam wyboru, Kornelio. Do waszej ochrony przydzieliłem setkę najbardziej zaufanych braci. Spróbuj z nim porozmawiać, przekonaj go.
- Dobrze. Kiedy wrócisz?
- Nieprędko. Na razie będziemy pacyfikować dzikie klany stref przygranicznych. Buntownicy są prawdopodobnie słabo wyposażeni i nie mogą liczyć na zaopatrzenie z centrum Ox, ale zaprowadzenie spokoju wcale nie będzie proste. Trudno przewidzieć, jak zareagują weterani regularnych jednostek, zmuszeni zabijać tych, dla których posyłano ich dotąd na odległe fronty zewnętrznych kampanii. Walki mogą trwać przez wiele obrotów.
- Mogę cię przytulić?
- Choć tu, samico. – Po raz pierwszy od dłuższego czasu, Radju rozdziawił pysk w szerokim uśmiechu. Przyklęknąwszy pozwoliłam żeby wcisnął łeb między piersi.
- Kocham cię. On też.
- Wiem, dlatego robię rzeczy, których normalnie bym nie zrobił. Oboje zmieniliście nasz sposób postrzegania siebie i tego, co wokół.
- Jeszcze trochę i zaczniesz pisać wiersze, brzydalu.
- Hreee, dla ciebie jestem gotów nawet na to.
- Wróć do nas.
- Taki mam zamiar. Idź do niego i zastosuj swoje hormonalne sztuczki.
- Świntuch.
- Samica. Hree…

***
Mąż lewitował w pozycji medytacyjnej kilkadziesiąt centymetrów ponad parkietem. Rozwijał możliwości wszczepu mózgowego, będącego produktem nowych laboratoriów, nadzorowanych przez władze Autonomii, kopii Wiecznej Rady, tyle że złożonej jedynie z jassich. Z początku mocno oponował przed przyjęciem owego daru, jednak inicjatywa Autonomistów uzyskała w tym przypadku pełne poparcie Starszych. Następnie był zmuszony poddać się rytuałowi obrzezania i ochrzcić tuzin swych uczniów. Jedenastu przerażonych mężczyzn różnych narodowości, obecnych podczas ceremonii ofiarowania Czarnej Kostki. Dwunastym uczniem został Brejtle, co formalnie uchroniło go przed karą śmierci wymierzaną bezwzględnie uzależnionym od stymulatorów żołnierzom. Poza tym, wszyscy podejrzewaliśmy, iż Brejtle pełni rolę wtyczki Starszych. Uczniowie sprawowali przede wszystkim funkcje ceremonialne, zastępując Odkupiciela podczas licznych wieców i publicznych nominacji. Religijny sztafaż napawał go odrazą, zwłaszcza jego zewnętrzne przejawy, takie jak holograficzna projekcja aureoli, na której stosowanie nalegali jassi. Początkowo mąż tłumaczył Starszym, że zaaranżowana przez nich sekwencja zdarzeń ma się nijak do oryginału, ale oni doskonale o tym wiedzieli. Odrzekli, że oryginał nie ma też wiele wspólnego z mnogimi odmianami rozmaitych wersji Chrystusa, tworzonymi ad hoc, na potrzeby lokalnych, ziemskich kultów. Jako przykład, pokazali nam zdjęcia wnętrz kilkudziesięciu kościołów europejskich, afrykańskich i kilku południowoamerykańskich: Jezus w wersji „all black”, zniewieściały niebieskooki blondyn, śniadolicy indiański wódz, tryumfujący, konający, ubiczowany, malusieńki, itd. Rzecz jasna, nie szło jedynie o wizerunek. Członkowie rady gromadzili również informacje na temat zaskakujących metamorfoz chrześcijańskiej doktryny. Ostatecznie uznali, iż każdy Ziemianin przyznający się do wiary opartej w jakiejś mierze na Nowym Testamencie, ma takiego Zbawiciela, jakiego jest sobie w stanie wyobrazić. Poza tym, zarówno sam tekst, jak i jego liczne interpretacje, nie pozwalały na ustalenie jednoznacznej wersji legendy. Starsi nie widzieli powodu, aby tutaj miało to wyglądać inaczej. Rozumieli, że tak ograniczona wizja ma swoje zalety. Mesjasz bladej odmiany homo interesował ich jedynie o tyle, o ile mogli wykorzystać sprzężenia mentalne męża, odzwierciedlające nowotestamentową opowieść w kontinuum Ox. Reszta sprowadzała się według nich do drugorzędnych kwestii technicznych. Pętla Zbawienia wyeliminowała anomalie subkwantowe. Mieli swego Odkupiciela, i nie zamierzali wypuścić go z rąk.
- Jak się czujesz, kochanie?
- Sądzisz, że kłótnia z Radju wyprowadziła mnie z równowagi?
- Miałam wątpliwości, ale widzę jak rola mesjasza uderza ci powoli do głowy. Mimo to, nadal jesteś człowiekiem. Radju niepokoi tempo zachodzących przemian.
- Przepraszam. – Czym prędzej spłynął na podłogę i wstał. – To mnie zaczyna przerastać.
- Podczas oficjalnych wystąpień jestem gotowa cię wspierać jako Wybranka Odkupiciela, ale kiedy jesteśmy sami, chcę abyś traktował mnie jak równą sobie.
- Wybacz.
- Obejmij mnie. – Bez chwili wahania spełnił prośbę. – Nie rozumiesz, że właśnie o to im chodzi? Starsi będą ci schlebiać, dopóki czują w tym interes. Nie bierz ich zachowania za dobrą monetę. Radju wyjaśnił ci sytuację?
- Tak. Wiem o przygranicznych buntach i rewolcie pułków w Pavardavar. Siedzimy na beczce prochu. Dlaczego ten dureń nie chce stąd prysnąć!?
- Z powodu Brejtle.
- Jak to? – Powoli mnie od siebie odsunął. – Brejtle jest teraz moim uczniem. Ma spisać protoewangelię dla jassich. Chroni go immunitet.
- Uwierzyłeś im? Kotku, naprawdę mnie niepokoisz. Ten cały cyrk, najwyraźniej zaczyna cię wciągać.
- Przesadzasz.
- Doprawdy? To czemu nie powiedział ci o rzeczywistej sytuacji Brejtle?
- Jakiej znowu sytuacji?
- No, właśnie. To, że umieścili go tak blisko nas, nie podsuwa ci możliwego wytłumaczenia?
- Będzie donosił Radzie. Co z tego?
- Jako mesjasz, który przeżył własną transformację, powinieneś posiadać umiejętność płynnego przechodzenia od kwestii ogólnych do szczegółów, i odwrotnie. Ogląd całości nie ma sensu bez możliwości odniesienia go do części składowych. Dopiero w tym wyraża się pełnia kunsztu transformacyjnego. Po co ci umiejętność lewitacji, skoro nie rozumiesz, że Brejtle jest typowym zakładnikiem-wytrychem.
- Wytłumacz.
- Jako narkoman, może być doskonałym narzędziem manipulacji. Przypuśćmy, że któryś z członków Rady zechce wyciągnąć odmienne wnioski z lekcji jaką nam zafundował Eurupion. Jako twój uczeń, Brejtle ma do ciebie ułatwiony dostęp. To otwiera wiele możliwości.
- Na przykład?
- Oto jeden z możliwych scenariuszy: Giniesz z rąk niezrównoważonego ćpuna, mającego obsesję na punkcie znienawidzonych homo. Znając możliwości Starszych, nietrudno będzie rzucić podejrzenie na grupę secesjonistów. Rzeczywistych, lub tylko wyimaginowanych. Za jednym zamachem można by usunąć Odkupiciela, lojalnego wobec niego przywódcę elitarnej Gwardii, powiązanego z zamachowcem, oraz uzyskać dogodny pretekst do likwidacji najzagorzalszych członków Autonomii. Takie rozwiązanie pozwoliłoby też na zawsze zmonopolizować twoją legendę. Martwy, miałbyś raczej zerowe szanse na kreowanie własnego wizerunku. Zastraszeni uczniowie wystarczą jako świadkowie transformacji. Propaganda może tylko na tym zyskać. Przynajmniej z perspektywy Starszych. Przypomnij sobie, co Kościół zrobił z mitem Jezusa. Z balansującej na granicy unicestwienia sekty, dość szybko uczynił narzędzie wielowiekowego, politycznego terroru.
- Teraz to ty zaczynasz mnie niepokoić.
- Radju to znakomity nauczyciel. Kochanie, kiedy mężczyzna, choćby i mesjasz, przestaje myśleć racjonalnie, wtedy stojąca u jego boku kobieta musi zacząć to robić za niego, nawet, gdyby takie postępowanie uznawała za cokolwiek poniżające. To kwestia wysoko rozwiniętego instynktu samozachowawczego.
- Zabolało.
- Pobudka! Dlaczego twoi uczniowie to wielorasowa, wielonarodowa zbieranina?
- Bo taki skład grupy jest najbardziej reprezentatywny?
- Litości! Starsi doskonale znają ziemską historię. Znacznie lepiej, niż ty i ja razem wzięci. Wiedzą, że solidarność gatunkowa nie jest waszą mocną stroną. Mimo to, przezornie postanowili wyeliminować jak największą liczbę możliwych punktów zaczepienia.
- Waszą?
- No, tak. Odkąd wiem, kim jestem, nie potrafię wykrzesać w sobie entuzjazmu na myśl o przynależności do gatunku, który tak skutecznie eksterminuje własnych przedstawicieli, że Starsi zdecydowali o zaliczeniu go do kategorii ras reprezentujących ewolucyjne ogniwo pośrednie.
- Przecież Starsi też walczą między sobą. Poza tym, twój wzorzec…
- Mój wzorzec, to twoja była partnerka. Harpia, której zrządzeniem losu udało ci się wymknąć. Doceń to, co masz, i zacznij myśleć. Nie jesteśmy już sami.
- To znaczy?
- Będziesz tatą, mesjaszu.
- Jak…?
- No wiesz, trochę nad tym wspólnie pracowaliśmy.
- Kornelio!!
- Ciszej. To musi zostać między nami.
- Oczywiście, Starsi…
- Dokładnie tak. Prócz nas, wie tylko Radju. Tym razem czas działa na naszą niekorzyść. Au! Nie ściskaj mnie tak mocno, brutalu.
- Przepraszam. Kocham cię… Kornelio, tak bardzo…
- To potem. Nie rozpędzaj się. Teraz musimy obmyślić nowy plan. Pora, abyś zaczął naprawdę wykorzystywać podarunek jassich.
- Co tylko każesz.
- Zatem, posłuchaj…

***
_________________
Lopto
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:53   

Lopto, sumiennie Cię ostrzegam, że jeżeli wrzucisz jeszcze fragmenty swojego tekstu bez interakcji z osobami, które próbowały to przeczytać. Twój kącik zostanie wykasowany. Jeżeli w ten sposób chcesz się podzielić ze światem swoją twórczością, polecam założyć bloga.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:54   (15) Wszyscy święci idą do… - Cuda

Skaning mentalny miał swoje ograniczenia. Starsi potrafili monitorować zmiany zachodzące w ciele na poziomie molekularnym, jednak prawdziwy wgląd telepatyczny umożliwiały jedynie translatory. To była nasza szansa. Mąż włożył wiele wysiłku w proces pełnej integracji implantu. Pomagałam mu, jak mogłam. Ćwiczenia trwały dniem i nocą, przez cztery dni. Pomimo wyraźnych postępów, efekty nadal były dalekie od założonego celu co, w miarę upływu czasu, pogłębiało frustrację skutecznie blokując progres. Jednocześnie, im dłużej rozważałam przebieg ostatniej rozmowy z Radju, tym bardziej prawdopodobna wydawała się opcja rewolucyjna. Istniała szansa, że regularne oddziały jassich odmówią udziału w pogromie secesjonistów. Władze Autonomii nie miały żadnego realnego wpływu na bieg wydarzeń. Mogły jedynie obserwować rozwój sytuacji, by w odpowiednim momencie wspomóc którąś ze stron, zatem na planszy pozostawała jedynie Wieczna Rada i Radju z zaledwie dwudziestotysięcznym korpusem Gwardii. Wszystko zależało teraz od decyzji jakie podejmą dowódcy sztabowi poszczególnych frontów. Kolejna niewiadoma to moc karty przetargowej, trzymanej przez Starszych w rękawie. Czy życie Brejtle będzie dla brata warte więcej, niż szansa ostatecznego zrzucenia jarzma? Wątpiłam w to. Zapewne wątpili też członkowie Rady. Grali tym, co mieli, jednak bezdyskusyjnie zostali zepchnięci do defensywy. Rewolta Eurupiona musiała być dla nich poważnym wstrząsem. Bez względu na losy wyprawy wojskowej Radju, tkwiliśmy z mężem w centrum sieci intryg, zaś każdy nieostrożny ruch oznaczał ryzyko uderzenia wyprzedzającego. Lojalność dowódcy naszej ochrony nie budziła wątpliwości, ale w razie otwartego konfliktu, stu gwardzistów mogło jedynie polec z honorem, zabierając ze sobą możliwie największą liczbę wrogów. Po raz kolejny przenikliwość Radju pomogła nam utrzymać status quo. Gdyby pozostawił do naszej dyspozycji większe siły, z pewnością nie uszłoby to uwadze Starszych. Fala wdzięczności wypełniła targane wątpliwościami serce. Moje wzruszenie natychmiast wyczuł skoncentrowany do granic swych obecnych możliwości Odkupiciel.
- Co się stało? – Blady, ociekający potem, ledwo potrafił ustać. – Dlaczego płaczesz? Naprawdę, robię co mogę.
- Wiem, przepraszam. Po prostu za dużo myślę.
- O, nie! Głowa, to najbardziej erotyczna część kobiecego ciała. Pokaż mi pociągającą kretynkę, a zacznę miotać błyskawice.
- Magda była inteligentna?
- To już przeszłość. – Mąż dał mi możliwość odwrotu, bez niepotrzebnej eskalacji napięcia.
- Masz rację, to już bez znaczenia.
- Zróbmy sobie krótką przerwę. Chcę wziąć kąpiel. Przyłączysz się?
- Jesteś na to za słaby. Powinieneś oszczędzać siły.
- Wiem, że się boisz, ale odrobina pieszczot nie zrujnuje naszego planu. Mam rację?
- Tak. Wystarczy ci moja głowa?
- A tobie moja aureola?
- Nie. Aureola to zdecydowanie najmniej pociągający atrybut Odkupiciela.
- Krew nie woda. Świętość niejedno ma imię, ukochana. Kobiety mogą wzdychać do cherubinów, ale łóżko zwykle wolą dzielić z czartem.
- Nie gadaj. Działaj, świętoszku.

***
Kiedy zjawili się wysłannicy Rady, stanęliśmy przed nowym problemem. Uzbrojony oddział jassich, należących do Grupy Armii Centrum, regularnych jednostek stacjonujących w wewnętrznych strefach Ox, nosił nowe znaki. Żołnierze mieli wyszyte na tunikach godła Starszych. Nasi gwardziści kazali im złożyć broń i zapowiedzieli, że na teren posiadłości zostanie wpuszczonych jedynie trzech posłańców. Na szczęście, dowódca ochrony błysnął klasą i szybko sprowadził nas na miejsce. Kiedy dotarliśmy do głównej bramy, gniewne posapywania i kąśliwe docinki poczęły szybko przechodzić w otwarte groźby. Lada moment jakiś nadgorliwiec mógł pociągnąć za spust. Tamtych było około trzydziestu, czyli znacznie więcej, niżby wynikało z rzeczywistych potrzeb powierzonej im misji. Wszyscy uzbrojeni w nowe, niestandardowe wersje lopów. Dowódca szybko zidentyfikował modyfikacje. Dodano rozbudowany system dalmierzy i lekkie granatniki przeciwpiechotne. Skoro byliśmy już na miejscu, odpadała kwestia składania broni, niemniej napięcie sięgało zenitu.
- Odstąpcie!! – Mąż huknął gniewnie, po czym odczekał, aż zaległa kompletna cisza. Uniósł się ponad powierzchnię żwirowej alei i zastygł nieruchomo, mierząc pełnym oburzenia spojrzeniem gotowych do ataku wojowników. – Dlaczego przychodzicie uzbrojeni pod drzwi domu Odkupiciela?! Czyż moja transformacja nie zbawiła was wszystkich? Jakim prawem, brat podnosi zbrojne ramię przeciw bratu? – Towarzyszące przedstawieniu, złowieszcze trzaski wygenerowanych umyślnie mikrowyładowań, sprawiały naprawdę imponujące wrażenie.
Kilku gwardzistów gwałtownie przeładowało lopy, zadziornie postępując parę kroków w stronę przybyłych.
- Stójcie! Czy chcecie, abym cofnął efekty transformacji?
- To niemożliwe – wycharczał dowódca wrogiego oddziału.
Mąż poszybował gwałtownie kilka metrów ponad misterną konstrukcją kutej bramy, by ostatecznie zawisnąć nad przestraszonym tłumem niczym szykujący się do ataku jastrząb.
- Doprawdy? A skąd ty możesz to wiedzieć!?! – U stóp prowodyra wystrzeliła w powietrze fontanna smagniętych piorunem kamyków. Parskając i sapiąc, wysłannicy Starszych dojrzewali do rejterady. Przewodzący im jassi zupełnie stracił rezon. Nadchodziła decydująca chwila.
- Wszyscy jesteście moimi dziećmi. Czyż dzieci nie są winne posłuszeństwa rodzicom, którzy obdarzyli je życiem? To ja oddaliłem groźbę unicestwienia Ox-Hox! Dałem wam nowe życie! Dlaczego zmuszacie mnie do okrucieństwa? Czy nie dość wycierpieliście pod rządami Rady?! Zaprawdę, powiadam wam, nie wkurwiajcie Odkupiciela!!
Członkowie przybyłego po nas oddziału, jeden po drugim, odkładali broń i rozkładając szeroko ramiona, klękali z pochylonymi łbami.
- Na Myszkę Miki i wzwód *beep*, powstańcie i podajcie ręce waszym braciom! Jesteście wśród swoich!
Kiedy członkowie obu formacji, rycząc i plując w typowy dla rozpalonych emocjami jassich sposób, padali sobie w ramiona, mąż powrócił na ziemię i ciężko dysząc wsparł na moim ramieniu.
- Kochanie, jak mi poszło?
- W końcówce trochę cię poniosło, ale ostatecznie wracasz zwycięski. Jestem z ciebie dumna. Spójrz!
- Przed chwilą byli gotowi skoczyć sobie do gardeł, a teraz…
- Nie. Spójrz na dowódcę naszych.
Gdy festiwal pojednania trwał w najlepsze, przełożony wraz kilkunastoma wojownikami szybko rekwirował broń zalegającą pobocze alejki.
- Ostrożności nigdy dosyć. Radju potrafi dobierać kompanów.
- To prawda. Dzięki łaskawości niebios, stoi po naszej stronie. Pomóż mi, muszę odpocząć. – Osuwający się w moje ramiona Odkupiciel, to nie była dobra reklama. Natychmiast doskoczyło do nas kilku ukrytych dotąd za klombami gwardzistów. Sprawnie przenieśli omdlewającego półboga, bym mogła o niego zadbać w bezpiecznym zaciszu naszych kwater. Mniej więcej pół godziny później, dzięki sporej ilości starannie dobranych regulatorów ustabilizowałam rozgorączkowany organizm. Ułożywszy męża w wypełnionej lodem wannie, kazałam wezwać dowódcę ochrony.
- Jak masz na imię?
- Nie mam jeszcze imienia, pani. Przywilej jego posiadania przysługuje jedynie weteranom.
- Ty nim nie jesteś? Jak to możliwe?
- Brałem udział zaledwie w pięciu bitwach. Weterani muszą wykazać męstwo co najmniej siedem razy. Pod uwagę brane są jedynie największe starcia. Radju wybrał mnie z innego powodu.
- Mów.
- Mój brat został transformowany przez Stratogorosa.
- Dlaczego?
- Wyznaczono go na dowódcę grupy pacyfikacyjnej. Chodziło o bunt w zakładach zbrojeniowych. Wszyscy odmówili wykonania rozkazu.
- Przykro mi.
- Wybór, jakiego dokonał, przynosi chlubę jego imieniu. Wszyscy wiedzieli co ich czeka. Jest coś jeszcze. Znam kilku dowódców okręgów wewnętrznych. Służyłem pod nimi.
- Znakomicie. Dobrze wypełniasz swe obowiązki. Twoje poświęcenie będzie zapamiętane. Czy mogę ci nadać imię?
- Będę zaszczycony, pani, ale proszę, jeszcze nie teraz. Nie chcę żeby starsi bracia poczuli się urażeni. Wielu moich podwładnych posiada większe doświadczenie bojowe. To by źle wyglądało, ja…
- Słusznie. Gdy spełnisz wymogi przewidziane kodeksem wojskowym, wrócimy do sprawy. Nim to nastąpi, otrzymasz ode mnie sekretne imię: Kornel. Tak między nami, zgoda?
- Dziękuję. – Chyląc łeb, Kornel próbował ukryć łzy. Aby nie wprawiać go w zakłopotanie, odwróciłam spojrzenie w stronę okna balkonowego.
- Co się tam dzieje?
- Nasi rozdają nowym mundury gwardyjskie.
- Mamy zapasowe mundury?
- Pięć tysięcy. Zakłady Getalka przygotowują czterdzieści tysięcy kolejnych.
- Radju…
-Tak, pani.
- Czy możemy im ufać?
- Jeszcze nie. Moi jassi będą mieć na nich oczy… hreh, oko. Nowa broń jest w drodze do laboratoriów Fossbor. Dalmierze posiadają nowy system przeliczeniowy, oparty na układach organicznych. Warto to zbadać. Zajmują się tym sprawdzeni wojownicy. Tuż przed wyjazdem, wyznaczył ich do tego zadania korpfejt Radju.
- Skąd wiedział o broni?
- Ode mnie.
- Kornelu, jesteś niesamowity, wiesz?
- Spełniam tylko swoje obowiązki.
- Chcę żebyś był blisko, kiedy będziemy rozmawiać ze Starszymi.
- Tak będzie, pani.
Głośny chlupot spłoszył Kornela, który śmignął do wyjścia, nim ociekający wodą, roztrzęsiony Odkupiciel, stanął wreszcie w drzwiach łazienki.
- Brrr… ale ziiimnooo. Z kim rozmawiałaś?
- Z jassim, trzymającym w rękach naszą przepustkę do normalności.

***
_________________
Lopto
 
 
Marcin Robert 
Orient Men


Posty: 1476
Skąd: Nowy Targ
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:56   

To się nazywa aut(or)yzm.
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 24 Marca 2012, 12:57   

Jako że użytkownik Lopto jednak nie jest zainteresowany rozmowami z innymi, wątek zostaje usunięty.
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 24 Marca 2012, 13:40   Wszyscy święci idą do...

Fju… Nagle się Pani zebrało na sumienność? Do tej pory zamiast moderatora, pełniła Pani tutaj rolę li tylko rezonatora, i to cokolwiek strachliwego. Zdaje się, iż dotąd Pani główną troską było podbijanie bębenka rozpieranym potrzebą „interakcji” modelom, których postawę można w skrócie streścić: „Ja, drodzy koledzy i koleżanki, nie mam zamiaru czytać tego *beep* i basta”. Droga Pani, naukę dobrych manier należałoby przede wszystkim rozpocząć od siebie. Proszę o sprostowanie, jeśli się mylę, ale wydawało mi się, że to jest portal literacki, specjalizujący się w szeroko pojętej fantastyce. Dopóki nie złamię zasad regulaminowych, mogę tu publikować co zechcę, nawet jeśli w Pani opinii będzie to skończony chłam, niewart niczyjej uwagi.

To co publikuję, jest przeznaczone dla ludzi, którzy potrafią i chcą czytać. Natomiast w interakcję mogę wchodzić, ale wcale nie muszę. Dokładnie tak, jak nikt z Państwa stowarzyszenia „oburzonych nieczytających”, nie jest w żaden sposób zmuszany do zapoznawania się z prezentowanym materiałem. Do tej pory, to co przeczytałem w ramach komentarzy, ma raczej nikły związek logiczny z moją nowelą. Uwaga merytoryczna dotycząca tekstu była, i owszem, słownie: JEDNA. Na samym początku, Pan posługujący się jako awatarem obrazkiem przedstawiającym bodajże Pikachu, zwrócił mi uwagę na rażącą, ortograficzną wtopę. Jego spostrzeżenie nie przeszło bez echa i błąd został natychmiast poprawiony.

W interakcję jestem gotów wejść z każdym kto, po pierwsze, zechce zapoznać się z tekstem, na temat którego chce się wypowiedzieć, po drugie, będzie w stanie odnaleźć w sobie choćby odrobinę elementarnej ludzkiej życzliwości, tzn. zabierając się do krytycznej analizy utworu, zechce wykonać pewną pracę umysłową i założy, że na drugim końcu światłowodu siedzi istota ludzka, a nie wirtualny fantom robiący za „worek treningowy”.
Jak widzę mój tekst wraz z całym wątkiem został już usunięty. Rozumiem, że odetchnęła Pani z ulgą w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Być może właśnie taka postawa tłumaczy w pewnym stopniu fatalną koniunkturę i związaną z nią sytuację w jakiej znalazło się ważne i (moim skromnym zdaniem) bardzo dobre czasopismo jakim było „Science Fiction”. WIELU CHCE BYĆ CZYTANYCH, ALE STOSUNKOWO NIEWIELU CHCE CZYTAĆ.

Proszę o przywrócenie wątku.

Z poważaniem,

Lopto.
_________________
Lopto
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:13   

Zapoznałem się z tekstem - wykazałem błąd ortograficzny oraz narzucające się nawiązania do istniejącej literatury - i zostałem olany. Więc się drogi Autorze tak nie nadymaj, bo pękniesz. Tym bardziej, że jest to forum prywatne, na którym obowiązują pewne zasady i gdzie wcale niekonieczne będzie tolerowane wrzucanie hektarów tekstu nieopatrzonych choćby słowem komentarza.

Lopto napisał/a
choćby odrobinę elementarnej ludzkiej życzliwości, tzn. zabierając się do krytycznej analizy utworu, zechce wykonać pewną pracę umysłową i założy, że na drugim końcu światłowodu siedzi istota ludzka, a nie wirtualny fantom robiący za „worek treningowy”.



No więc właśnie, na drugim końcu nie siedzą maszyny oceniające, tylko ludzie.
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:25   

terebka napisał/a
Chaos. Tyle zdań, z których chwilowo nic nie wynika. Chaotyczny prolog do wielu informacji. Zaczęło się od rzygania, a potem stopniowo zaczęło oddalać, aż rzyganie straciło potrzebę bytu. Pewnie wszystko się zacznie prostować w kolejnych epizodach, które przeczytam. Ale nie teraz. I błagam, stłum w sobie potrzebę wklejania następnych.


Lynx napisał/a
za długie, nudne, niezrozumiałe, ciężkie i ciężkostrawne.


Lynx napisał/a
jestem w stanie zrozumieć samozaparcie autora, ale... totalny brak reakcji na skierowane do niego słowa jest po prostu nieuprzejmy. Odpuszczam sobie.




Godzilla napisał/a
Nie da rady. Nienawidzę czytać długich tekstów z ekranu. Ja tak tylko na fragmenty spoglądam.
Cytat
- Kłamiesz! – Odpiąwszy oksydowany czekan wiszący u segmentowego pasa, cyborg wykonał krótki zamach i trafił w punkt oznaczony na owalnej głowie strażnika zielonym promieniem swych emiterów.



Epitety w epitatach w epitetach. W wypracowaniu obleci


mesiash napisał/a
jak ktoś przeczyta to niech powie czy jest jakaś akcja, bo ja od połowy drugiego posta do prawie samego końca widzę prawie same dialogi


Otrzymałeś kilka uwag, które powinny Ci nasunąć jakieś wnioski na temat własnej twórczości i tego jak jest odebrana, ze względu na jej specyfikę. I to co powiedział dzejes, zero reakcji z Twojej strony spowodowało, że osoby, które zaczęły czytać Twój test odpuściły.


Cytat
Być może właśnie taka postawa tłumaczy w pewnym stopniu fatalną koniunkturę i związaną z nią sytuację w jakiej znalazło się ważne i (moim skromnym zdaniem) bardzo dobre czasopismo jakim było „Science Fiction”. WIELU CHCE BYĆ CZYTANYCH, ALE STOSUNKOWO NIEWIELU CHCE CZYTAĆ.

A tej Twojej wypowiedzi zupełnie nie rozumiem. Co ma czasopismo i zawarte w nim teksty, do zalewania Forum twórczością własną, nieoszlifowaną zupełnie i dodatkowo jako autor olewasz czytelników? Jeżeli porównujesz swój tekst do tych, które są(były) publikowane w SFFiH, to trochę przeceniasz swoje możliwości.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
Sauron 
Bink


Posty: 1804
Skąd: Toruń
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:34   

Cytat
W interakcję jestem gotów wejść z każdym kto, po pierwsze, zechce zapoznać się z tekstem, na temat którego chce się wypowiedzieć

Jeżeli nikt nie przbernął, to raczej wina tekstu, nie czytelników. Skoro nie da się dotrwać do końca tej noweli, to może najzwyczajniej w świecie uznasz to za sygnał, że wymaga jeszcze mnóstwa pracy?
Cytat
STOSUNKOWO NIEWIELU CHCE CZYTAĆ.

Chce czytać, ale coś, co da się czytać.
Nie rozumiem Twojego oburzenia. Z niezmordowaną wytrwałością wrzucasz kolejne części i ignorujesz wszystkie komentarze, chociaż jasno dają do zrozumienia, że tekst jest nieprzyswajalny. To jest forum i jego podstawowym założeniem jest chyba dyskusja i wymiana poglądów.
_________________
Kupiec. Korzenny.
The dog park will not harm you.
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:34   

Ściśle rzecz ujmując, zapoznał się Pan z jego fragmentem. Jeśli poczuł się Pan zignorowany, to jestem gotów Pana publicznie przeprosić, co też niniejszym czynię: Przepraszam, że zamiast podziękowań, zwyczajnie wprowadziłem poprawkę. Nie zwykłem nikogo "olewać". Po prostu szkoda mi czasu na bezsensowne pyskówki (ta uwaga, rzecz prosta nie odnosi się w najmniejszym stopniu do Pańskiej osoby).

W kwestii "nadymania". Chyba się Pan ździebko zagalopował. Trudno mi się odwoływać do nieistniejącego wątku, ale odniesień merytorycznych do tekstu, tudzież czegokolwiek poza pęczniejącymi od jadu "wrzutkami" nie zauważyłem.

Dobrą ilustracją poruszanej kwestii jest inny (jak dotąd istniejący jeszcze wątek): "Bobas...". Sytuacja rozwija się tam analogicznie. Jeśli ktoś tu się nadyma, to nade wszystko rozochoceni poczuciem pozornej anonimowości osobnicy, którzy tekstu nie znają i znać nie chcą, natomiast zawsze są gotowi upuścić trochę żółci.

Drogi Panie, jeszcze raz podkreślam, kto nie chce, niechaj nie czyta. Jego wola. Jednak próby wymuszania na mnie "interakcji", to już całkiem inna bajka.

Z wyrazami szacunku,

Lopto.
_________________
Lopto
 
 
Lopto 
Tom Bombadil

Posty: 37
Skąd: Kraków
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:47   

Sauron napisał/a
Cytat
W interakcję jestem gotów wejść z każdym kto, po pierwsze, zechce zapoznać się z tekstem, na temat którego chce się wypowiedzieć

Jeżeli nikt nie przbernął, to raczej wina tekstu, nie czytelników. Skoro nie da się dotrwać do końca tej noweli, to może najzwyczajniej w świecie uznasz to za sygnał, że wymaga jeszcze mnóstwa pracy?
Cytat
STOSUNKOWO NIEWIELU CHCE CZYTAĆ.

Chce czytać, ale coś, co da się czytać.
Nie rozumiem Twojego oburzenia. Z niezmordowaną wytrwałością wrzucasz kolejne części i ignorujesz wszystkie komentarze, chociaż jasno dają do zrozumienia, że tekst jest nieprzyswajalny. To jest forum i jego podstawowym założeniem jest chyba dyskusja i wymiana poglądów.


Droga Pani, Sauron. To co Pani myśli o moim tekście, to jedno. Ma Pani prawo go nie czytać, wolno Pani czytać i wyrażać na jego temat opinie, choćby i nieprzychylne, wolno Pani jak i wszystkim użytkownikom wchodzić, bądź też unikać "interakcji", natomiast nikomu nie wolno manipulować tekstem, o ile nie przemawiają za tym ważne, nade wszystko regulaminowe, przesłanki.

Z poważaniem,

Lopto.
_________________
Lopto
 
 
shenra 
Wielki Kosmiczny Chomik Naczelna Biskupa


Posty: 24980
Skąd: z Nikąd
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:48   

Lopto napisał/a
pęczniejącymi od jadu wrzutkami nie zauważyłem.
Ty chyba człowieku jadu nigdy nie zaznałeś.
Lopto napisał/a
upuścić trochę żółci.
z tym najwyraźniej też nie miałeś styczności.

Lopto napisał/a
Jednak próby wymuszania na mnie interakcji, to już całkiem inna bajka.
Jeżeli nie chcesz żadnej interakcji dotyczącej jakiegokolwiek Twojego tekstu, to nie pisz, nie wrzucaj. Dzięki temu się ustrzeżesz takich stytuacji, gdzie ktoś będzie oczekiwał od Ciebie wymiany zdań.

W cytowanym wątku, autor po pierwsze wrzucił tylko fragment tekstu, po drugie mniędzy nim a komentatorem zaistniała interakcja, także wiem, iż użytkownik chociaż czyta to, co wpisuje się w jego wątek. W Twoim przypadku dałeś głos dopiero jak usunięty został Twój wątek. Jest to brak poszanowania dla czytelnika w ten sam sposób powodujący, że czytelnik robi się uszczypliwy.

Lopto napisał/a
Droga Pani, Sauron. To co Pani myśli o moim tekście, to jedno. Ma Pani prawo go nie czytać, wolno Pani czytać i wyrażać na jego temat opinie, choćby i nieprzychylne, wolno Pani jak i wszystkim użytkownikom wchodzić, bądź też unikać interakcji, natomiast nikomu nie wolno manipulować tekstem, o ile nie przemawiają za tym ważne, nade wszystko regulaminowe, przesłanki.


Yyy, gdzie Ci ktoś tekstem manipulował? Skopiowaliśmy gdzieś fragmenty, posklejali inaczej i wrzucili na Pudelka? Skoro nieistotne co ktoś myśli o Twoim tekście, to zrób światu przysługę i nie gnęb go nim więcej.
Nie wyskakuj teraz z postawą oburzonej świętej krowy, bo nią nie jesteś. Nie zrobiłeś ani dobrego wrażenia swoim zachowaniem, ani też tekstem. Wystawiając go na widok publiczny trzeba się było liczyć z różnymi uwagami, w szczególności niemerytirycznymi.

Szczerze powiedziawszy Twoje bezczelne teraz wypowiedzi powodują, że nawet nie chce mi się roważać opcji przywrócenia Twojego wątku.
_________________
Chomikowo obłędnie, lekko neurotycznie w granicach perwersji. "Niuplać dzyndzla" :D specially for smert :D
Przesiądź się!
Przegubowy kotecek!
chomik w świecie
 
 
 
dzejes 
prorok


Posty: 10065
Skąd: City
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:52   

Warto by zacząć od "Witam, mam prośbę o skomentowanie... Tekst jest długi, z góry dziękuję za czas poświęcony... Tekst jest o... Moim zamierzeniem było..."

A nadymanie jest obecne w stężeniu śmiertelnym, przynajmniej dla mnie, więc wątek ignoruję.
_________________
If we shadows have offended,
Think but this, and all is mended,
That you have but slumber'd here
While these visions did appear.
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 24 Marca 2012, 14:56   

Lopto napisał/a
mogę tu publikować co zechcę

Nie wiem, skąd wysnuł Szanowny Pan ten wniosek, jednakże niniejszym pragnę poinformować, że jest on błędny.

Poza tym polecam przejrzenie wątków Autorów w dziale Mistrzowie i Małgorzaty, z nich dowie się Pan, czemu służy wymiana zdań między czytelnikami a pisarzami. Śmiem przypuszczać, że przytłaczająca większość Autorów, którzy pojawiają się na tym Forum, ma na koncie znacznie więcej publikacji niż Pan, a mimo to okazują swoim czytelnikom zdecydowanie większy szacunek, nawet jeśli nie zgadzają się z ich zdaniem.
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group