Strona Główna


UżytkownicyUżytkownicy  Regulamin  ProfilProfil
SzukajSzukaj  FAQFAQ  GrupyGrupy  AlbumAlbum  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj
Winieta

Poprzedni temat «» Następny temat
Szorty - W TYM SZALEŃSTWIE JEST METODA - do 21 września 2008

Na punkcie których szortów oszaleliście?
Pisarz
22%
 22%  [ 17 ]
Obce znaki w Pułtusku
12%
 12%  [ 10 ]
Ukochani krewni
9%
 9%  [ 7 ]
"...a na początku był koniec..."
19%
 19%  [ 15 ]
Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał.
18%
 18%  [ 14 ]
Placebo
5%
 5%  [ 4 ]
Manifestacja
12%
 12%  [ 10 ]
Głosowań: 46
Wszystkich Głosów: 77

Autor Wiadomość
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:00   Szorty - W TYM SZALEŃSTWIE JEST METODA - do 21 września 2008

Pisarz

- Proszę przestać.
Typowy angielski policjant wyglądał jak typowy angielski policjant. Stał wyprostowany, z rękami schowanymi za plecami i niewzruszenie przyglądał się, jak szaleniec demolował samochody. Stałby tak i wyglądał jak typowy angielski policjant nawet, gdyby królowa zrobiła przed nim striptease.
Zwłaszcza wtedy.
- Co?
- Proszę przestać, bo użyję siły - policjant zakołysał się na piętach.
- Dlaczego?
- Bo jestem przedstawicielem władzy i reprezentuję prawo, a prawo w swej wspaniałomyślności nie zezwala na skakanie po samochodach, demolowanie wystaw i obmacywanie pięknych kobiet, zwłaszcza, jeśli te piękne kobiety są moją żoną. Schluss... To znaczy: koniec.
Szaleniec zdjął melonik i podrapał się po głowie. Myślał. W końcu przestał się drapać, zapiął poły surduta i usiadł na dachu samochodu.
- Mogę robić co chcę - oświadczył.
- Nie moż...
- Oooczywiiiście, że mogę! - przerwał gliniarzowi. - To moja książka, wszystko mogę!
- Ale nie może pan do woli skakać po samochodach - policjant ponownie zakołysał się.
- Mogę - szaleniec wycelował palec w policjanta. - Jeśli będę chciał mogę cię zniknąć, Haroldzie. Mogę ożenić cię z miss świata, zrobić milionerem albo przewodniczącym Komunistycznej Partii Chin, albo sprawić, że zginiesz stratowany przez tłum pół...
Nie dokończył. Nagle zjawiło się trzech osiłków w białych kitlach. Rzucili go na ziemię, unieruchomili i wyjęli biały kaftan...

***

Harold nie uwierzył szaleńcowi. Myślał, że to przeciętny szaleniec, jakich wielu plącze się po ulicy. Zakołysał się raz jeszcze, poobserwował, jak mężczyźni wiążą szaleńca, po czym poszedł w swoją stronę.
Dopiero, gdy został stratowany przez tłum półnagich, seksownych elfek pomyślał, że mógł nie mieć racji.

Stawiam kropkę i wstaję. Obchodzę stół dookoła. Zastanawiam się, co...

***

Zastanawiał się, co napisać dalej.
- Hm... - mruknął do siebie. Jakoś nic nie przychodziło mu do głowy...

Odkładam pióro i odchylam się w fotelu. Jestem zmęczony. Ta książka zaczyna mnie już męczyć.
Myślę przez chwilę, po czym sięgam po komórkę i wybieram numer. Czekam chwilę na nawiązanie połączenia.
- Cześć, tu Jahwe. Jakie "co?". Nie udawaj zdziwionego! Tak, wiem, że widzisz mnie jako gadającą szynszylę, ale pomyśl, jakbyś zareagował na gadający, płonący krzak... Słuchaj, mam dość. Siedzę tu i piszę i jakoś nie widzę końca tego. Jestem zmęczony, a nie mam żadnej sekretarki, żadnej pomocy... Tak, wiem, dałeś mi aniołów, ale Lucyfera nie ma w domu a reszta pałęta się po świecie i naprawia to, co ludzie popieprzyli. Daj no mi jakąś pomoc. Kurcze, najlepiej wiem, że zrobiłeś mnie wszechmogącym, ale w końcu to ty mnie wymyśliłeś, mógłbyś mnie zniknąć i tak dalej, o ile ja, jako wszechmogący, wcześniej nie zniknąłbym ciebie. Ale to by stworzyło pewne komplikacje. A poza tym są prawa autorskie i te sprawy... Ej! Ta księga jest prawie tak wielka jak "Wojna i pokój", a ja, do diabła, nie jestem Tołstojem. I załatw to jakoś wcześniej. Jak? Przecież jesteś cholernym autorem! Tak, może być syn. Jak ma... O jezu, jak ma mieć na imię? Tak? Może być. Tylko bez tego "o" na początku. No, to dzięki!
Rozłączam się. Gadająca szynszyla. Skąd mi to przyszło do głowy? Uciskam skronie. Czas wracać do roboty.
- Hej, Jezu, zrób mi herbaty! - wołam w stronę otwartych drzwi.
- Jasne. Z ziołami czy bez?
- Z!
Uśmiecham się. Biorę pióro, zastanawiam się przez chwilę i zaczynam pisać.
Nagle do głowy przyszedł mu pomysł. Wziął nową kartkę i zaczął pisać. I też będą elfy...
- W pewnej norze ziemnej mieszkał pewien...


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obce znaki w Pułtusku

„Dzisiaj w godzinach porannych w okolicach Pułtuska spadł rój meteorytów…”- właśnie podawali wiadomości, gdy do pokoju wpadł dwunastoletni chłopiec, dzierżąc w dłoni kilka kartek papieru.
- Tato zobacz, znowu napisałem coś!!! – wykrzyczał Bartek. O Boże, znowu jakieś głupoty o elfach albo czterogłowych smokach – pomyślałem.
Ale nie chciałem zrazić syna, niech sobie tworzy – lepsze to niż bezmyślne walenie w klawiaturę przy akompaniamencie jęków stworów, biegających po ekranie komputera.
- Ach ty mój geniuszu, nie mogę się doczekać! – powiedziałem. Szybko przeleciałem wzrokiem jego dzieło, marszcząc przy tym brwi, udając wielkie zainteresowanie. Tym razem tekst był o kosmitach.
- Świetnie, doskonałe opowiadanie – powiedziałem. Pogłaskałem Bartka po głowie, mając nadzieję, że teraz obejrzę do końca wieczorny dziennik telewizyjny. Ale niestety spotkało mnie rozczarowanie.
- Tato, a może Xaradirox powinien być robotem? – zagiął mnie zupełnie. Teraz musiałem przeczytać uważnie od początku do końca. Cierpliwie wgryzałem się w dziecięcą stylistykę. Kiedy byłem mniej więcej w połowie opowiadania, coś przykuło moją uwagę. Jedno słowo, które nijak nie pasowało do reszty i było dużo mniejsze od pozostałych.
- Bartek, zapomniałeś skasować tego tutaj! – wskazałem palcem na słowo.
- Nie dało się skasować, już próbowałem - powiedział. – Może tobie się uda - złapał mnie za rękę i poprowadził do ekranu komputera. Zaznaczyłem niechciane słowo i nacisnąłem klawisz kasuj. I rzeczywiście, nie dało się. Próbowałem zrobić z nim cokolwiek: zmienić czcionkę, wielkość… – też bez rezultatów. Słowo bezczelnie kpiło z mojego autorytetu.
- A nie mówiłem! Mam więcej takich słów. W każdym opowiadaniu jest takie! – Bartek wypalił jednym tchem i po kolei otwierał wcześniejsze opowiadania, pokazując palcem obce znaki. Podrapałem się po głowie, może to błąd w oprogramowaniu albo wirus. Wynik skanowania pokazał komunikat o ich braku. Zirytowany zadzwoniłem do znajomego informatyka, później na help desk. Ich pomoc zdała się na nic. W końcu dałem za wygraną - a co tam, niech sobie tam będzie, ważne, że chłopak ma zajęcie. – Pomyślałem zniechęcony.
Za parę dni znowu otrzymałem od mojego syna nowe opowiadanie do przeczytania, tym razem o mutantach. Jak zwykle, gdzieś w połowie znalazłem następne słowo, które wyglądało jak obce ciało w tym opowiadaniu. W każdym szaleństwie jest metoda - przestałem sobie zawracać tym głowę.
Mijały tygodnie, mijały miesiące. Opowiadania Bartka czytało się coraz lepiej. Przypominały kroniki o starożytnej rasie.
Dzisiaj wieczorem Bartek wszedł do pokoju i uroczystym tonem zakomunikował:
– Tato, jestem już prawdziwym twórcą!!! Moje opowiadanie ukazało się w tym czasopiśmie! – podał mi rozłożoną kolorową gazetę. Ku memu zdumieniu zobaczyłem nazwisko mojego syna, a poniżej stare opowiadanie o kosmitach. Pewnie była żona maczała w tym paluchy. Szkoda, że sam na to nie wpadłem.
- Trochę je zmieniłem, przeczytaj, a sam zobaczysz! – usłyszałem. A niech mnie, mój syn będzie, co ja mówię, jest pisarzem.- Pomyślałem z dumą.

Zagłębiłem się w lekturze. Pomimo, że znałem zakończenie – byłem pod niesamowitym wrażeniem jakbym przeżywał wszystko od nowa. Nie mogłem oderwać oczu, zachłannie połykałem zdanie po zdaniu. Kiedy skończyłem czytać, poczułem się potwornie wycieńczony i zmęczony jakby ktoś wyssał ze mnie całą życiową energię.

Już zamierzałem zamknąć czasopismo, kiedy nagle zauważyłem, że znajome obce słowo jest teraz dużo większe od pozostałych…

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ukochani krewni

Las był ciemny i posępny. Niedawne rzęsiste opady deszczu sprawiły, że poruszanie się po nim wymagało sporego wysiłku i samozaparcia. Gleba – grząska i zdradliwa – sprawiała, że nieostrożnym krokiem mógł się okazać każdy kolejny, a wtedy nieszczęście gotowe. Wszędobylski chłód wciskał się w każdy zakamarek ubrania i powodował powstawanie gęsiej skórki. To było bardzo nieprzyjemne miejsce i zdecydowanie ostatni obszar, w którym Robert chciał przebywać, tym niemniej nie miał jednak w tej kwestii specjalnego wyboru. Od paru godzin był zmuszony do nieludzkiego wręcz wysiłku. Uciekał przed kimś. Najgorsze było to, że nie wiedział, dlaczego jest ścigany. Zrozumiał jednak, że to nie przelewki, gdy w odległości paru centymetrów od jego głowy przeleciała strzała. W tej samej chwili nogi ugięły się pod nim, a z ust wydobył się pełen bólu wrzask.
- Tam jest, popierdoleniec! – dało się słyszeć zawołanie z oddali. Pierwsze słowa, jakie wypowiedzieli bezimienni myśliwi.
Robert, płacząc z bólu, spojrzał ze zgrozą na swoje nogi. Były całe poharatane, strzępy mięsa zwisały luźno na kawałeczkach skóry. Wdepnął w sidła na niedźwiedzie. Najwyraźniej tego dnia szczęście opuściło go dokumentnie. Dalsza ucieczka w tej sytuacji nie wchodziła w ogóle w grę. Wiedział, że nie zdoła zrobić więcej ani jednego kroku.
- Dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłem? Co to za szaleństwo!? – słowa wydobywały się z niego, przerywane spazmatycznym szlochaniem.
Odpowiedzi jednak nie przychodziły, Robert czuł, że ma w głowie kompletną pustkę. Nie miał pojęcia, dlaczego stał się zwierzyną w tym obłąkanym polowaniu, nie znalazł żadnej metody, która kryłaby się w otaczającym go obłędzie…
Zemdlał.
***
Przebudzenie. Ból i strach. Leżał związany na mokrej ziemi, a dwójka mężczyzn stała obok niego i cicho rozmawiała. Robert nie mógł się odezwać ani poruszyć, usta wypełniała mu stara, śmierdząca szmata, a kończyny miał związane i wykręcone w bardzo ekwilibrystyczny sposób. Powróciły myśli dotyczące tej szalonej nocy. Kim byli ci ludzie? Dlaczego go ścigali? Przecież nic nie zrobił, nawet ich nie znał.
Jęknął.
- O, patrz, obudził się. – odezwał się jeden z mężczyzn. – Chodź, już i tak czekaliśmy na to za długo. Proces się skończył i w końcu możemy robić swoje.
- „Jaki proces, do cholery? Co oni pieprzą za farmazony?” – Mętlik w głowie Roberta powiększał się z każdą chwilą.
- I co zboczeńcu? Znasz już strach, zaraz poznasz ból. Za to, co zrobiłeś, kurwi synu, należą ci się wszystkie kręgi piekła! – wraz z postępem przemowy, mężczyzna mówił z coraz większą nienawiścią. W końcu w jego ręce pojawił się metalowi pręt. Wyrżnął nim Roberta w oko, które spłynęło powoli po twarzy, a w lesie znowu dało się słyszeć potępieńczy skowyt.
- Dobra, popaprańcu, zanim umrzesz dowiesz się, co zrobiłeś. Po procesie wyczyścili ci pamięć, dlatego nic nie pamiętasz. – Gdy skończył mówić, nacisnął guzik w małym urządzeniu, które pojawiło się w jego ręce. Robert momentalnie przypomniał sobie wszystko.
Gałąź w jego ręku. Przestraszona dziewczynka. Zdarta sukienka. Łzy w jej oczach, spazmatyczny szloch. Rozerwany odbyt, sperma zmieszana z krwią. Proces i kara śmierci przez „rodzinne polowanie”. Obrazy przesuwały się w głowie Roberta, który wiedział już, jaka metoda rządziła szaleństwem tej nocy.
Był gotowy. Wiedział, że musi umrzeć. Nawet tego zapragnął.
- To jak, zaczynamy?
Mężczyzna uniósł głowę do góry i dodał cicho:
- Patrz, siostrzyczko…

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

...a na początku był koniec...

Spotkałem w swoim życiu kogoś, kto mógł uchodzić za prawdziwego świra.

Nazywał się Nick Brown i prowadził zakład pogrzebowy w naszym niewielkim miasteczku. Nie znałem go zbyt dobrze. Raz, czy dwa razy byłem w jego domu naprawić kran. Brown raczej stronił od alkoholu i towarzystwa. Wyglądało na to, iż jedyne, czego potrzebował do pełni szczęścia, to jego rodzina: żona Sophie i niespełna dwunastoletnia córka Ruthie.

Był porządnym człowiekiem, który starał się nikomu nie wadzić. Jak wiadomo, właśnie tacy ludzie dostają najczęściej po tyłku od życia.

Któregoś dnia znaleziono Nicka na poboczu drogi prowadzącej do miasteczka. Wyglądał podobno niczym zbity pies: śmierdzący, przemoknięty, zmarznięty, brudny, z na wpół obłąkanym wzrokiem. Całą noc kopał w ziemi gołymi rękoma. Gdy tylko odzyskał świadomość na powrót rzucił się do przerwanej roboty. Cóż, koniec końców wylądował w psychiatryku, wsadzili go w kaftan i po zabawie. I choć może to być wyłącznie legenda, nawet wtedy zaczął walić głową o podłogę swojej celi, chcąc ją przebić.

Zniknięcie jego żony i córki tłumaczono na różne sposoby. Zamordował je? Według policji Brown wciąż powtarzał tę samą wersję historii: o porywaczu, który, gdy spali smacznie we własnym domu, wpierw ich ubezwłasnowolnił, a później wywiózł za miasto (nie znalazł się jednak żaden świadek, który tej nocy widziałby cokolwiek dziwnego przed domem państwa Brown). Gdy tylko Nick się ocknął, ujrzał napastnika, który celował do jego ślicznej córeczki z pistoletu. Zastrzelił ją, a później, co niezwykłe, popełnił samobójstwo. Jeśli chodzi o Sophie, bandyta podobno gdzieś ją „ukrył”.

Nick Brown nie potrafił wskazać miejsca zbrodni. Ciał Sophie i Ruthie nigdy nie odnaleziono, więc nie postawiono mu żadnego zarzutu.

Minęło kilka lat. Brown w końcu wyszedł z zakładu i, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej unikał kontaktu z innymi ludźmi.

Aż pewnej pięknej, letniej nocy, gdy wracałem znad rzeki, mojego i chłopaków ulubionego miejsca do siepania wisienek, natknąłem się na niego. Przy pełni księżyca, na pustym polu, kopał łopatą dół.
- Chryste, kopiesz sobie grób? – Zapytałem.
- Nie. – Odparł spokojnie. – Próbuję się do niej dostać.
- Do kogo?
- Do mojej córeczki. Mój mały aniołek na pewno trafił do nieba, jestem o tym święcie przekonany.
- Aha. - Byłem już nieco wstawiony, niezbyt zdawałem sobie sprawę z irracjonalności całej tej sytuacji. Już chciałem odejść, gdy Nick odezwał się ponownie.
- Wiesz, ten gnój, zaraz po tym, jak zabił mojego aniołka, powiedział: „wiem, gdzie jest twoja żona. Twoje dziecko też wiedziało. Ale ty nawet nie próbuj szukać żoneczki, nigdy jej nie znajdziesz. Pamiętaj, na początku był koniec, a pierwsze nie było słowo, lecz ziemia po której stąpasz.” Później popełnił samobójstwo.
Milczałem. Brown przestał kopać, przez jakiś czas również się nie odzywał.
- Tam gdzie jest początek, tam jest i koniec. – Zaczął po chwili tłumaczyć. – Początkiem jest ziemia, a końcem, naszym ostatecznym celem, do którego wszyscy dążymy, niebo. Lub piekło, bez różnicy. Jeśli dokopię się do nieba, zapytam córeczki, gdzie jest mamusia. Jeśli do piekła, skopię tyłek temu śmieciowi i wyduszę to z niego. Wiem, że to szaleństwo, ale przecież w każdym szaleństwie jest metoda, prawda?
Skinąłem głową.
- Mam drugą łopatę, gdybyś chciał się przyłączyć.
Chciałem.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał.

Na skraju pewnego miasteczka żył sobie pewien sklep 1000 i jeden drobiazgów. Pomimo faktu, że był sklepem-chłopcem nazywał się Podkładka.
Od najmłodszych lat marudził, że dostał takie babskie imię.
- Przecież nie noszę sukienek ani kapelusików w kwiatki, więc czemu mnie tak śmiesznie nazwali – wypytywał inne sklepy.
Niestety, nikt nie wiedział, nazywał się tak od tak dawna, że wszyscy zainteresowani już zapomnieli.
Podkładka urodził się w zamierzchłych powojennych czasach. Ciemne czasy twardego komunizmu cicho przeczekał, lekko odetchnął za Gomułki, lata świetności przeżywał za Gierka, a lata 80-te przeszedł z niepokojem. Gdy zapanował kapitalizm, sklep przejął były kierownik sklepu, Pan Alfred. Przemalował elewację, położył kafelki w środku i wymienił półki. W życiu Podkładki nastąpił drugi okres świetności. Ludzie często przychodzili i zostawiali więcej pieniędzy. Przez półtorej dekady sklep radował się swoją pozycją na rynku. Chociaż nie pracował w centrum, to był ceniony i chwalony za jakość. Klientów mu nie brakowało. Po 2000 roku, nastąpiły gorsze czasy, sprzedaż spadała, tynk sypał się z fasady, a Pan Alfred marniał w oczach. Podkładka zaczynał się martwić o niego. W końcu Pan Alfred zachorował, parę miesięcy przeleżał w szpitalu, po czym zdecydował się oddać sklep w dobre ręce, tzn. w ręce syna Felicjana.
Felicjan, jak na prawdziwego magistra marketingu i zarządzania przystało, zaraz po przejęciu sklepu sporządził „Analizę” i „Biznesplan”. Podkładka za bardzo nie wiedział, co to jest, ale Felicjan chodził po sklepie i opowiadał te słowa takiej rzeszy ludzi i robił to z takim entuzjazmem, że na pewno było to coś bardzo ważnego. Po miesiącu przemyśleń, właściciel stwierdził, że tego typu sklep na skraju miasta nie ma już żadnych szans i postanowił przenieść go do nowopowstałego centrum handlowego.
Po paru tygodniach przygotowań nowy Podkładka był gotów. Ach, jak pięknie teraz wyglądał. Wszystkie sklepiki wokół mu zazdrościły. Po hucznym otwarciu do Podkładki znowu zaczęło zaglądać dużo ludzi, sprzedaż była wysoka i sklep ponownie widział zadowolonych klientów. Nastąpiła trzecia młodość sklepu.
Okoliczne sklepiki-dziewczyny, oglądały się za nim, Został dobrą partią do wzięcia. Dojrzał i zaczął oglądać się za pasmanterią Taśmą. Po wstępnym zaznajomieniu, zaczęli chodzić na randki, zaglądali na początek galerii na lody i ciastko; raz nawet zjedli kurczaka w KFC. Sprawa nabrała tempa, gdy okazało się, że Felicjan i właścicielka Taśmy – Angelika, mają się też ku sobie.
Na wspólnych randkach, gdy Podkładka i Taśma trzymając się za ręce, siedzieli na ławeczce przed centrum handlowym i oglądali zachody słońca, tuż obok nich siedzieli Felicjan i Angelika. Felicjan snuł wizje przyszłości ich firmy. Mówił z zapałem o „fuzji” i „sieci”. Angelika go nie rozumiała, kochała go jednak całym sercem i czuła, że Felicjan po ślubie zaopiekuję się nie tylko nią ale także ich sklepami.
Niedługo potem odbyło się podwójne wielkie wesele. Na imprezę przyszła rodzina Felicjana i Angeliki oraz sklepy z galerii handlowej. Wszyscy bawili się do samego rana.
Po weselu Felicjan wziął się mocno do pracy, rozszerzył asortyment i z powodu nadchodzącej recesji zaczął ściągać towary z Chin, aby obniżyć ceny. Połączył sklepy w rodzinnej miejscowości i zaczął myśleć o innych punktach. Podkładka zrozumiał aluzję i wzięli się z Taśmą do pracy. W niedługim czasie w innych miastach zadomowiły się ich dzieci.
Tak oto drogie dzieci postała sieć „Wszystko za 4 złote”.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Placebo

- Chodź z nami!
- Nie! Mam egzamin, muszę się uczyć!
- W takim razie łap! YourMood pomyślał także o tobie! Najnowsza linia psychoaktywnych farb do włosów - Ciemny Kasztan i Czerń Antyli - przeistoczą cię w pilną uczennicę!
- Dzięki! Na pewno wypróbuję!
- A po egzaminach nie zapomnij o linii „Imprezowy Blond”!
Telewizor zgasł.
- Oglądałam! – krzyknęła siedząca na kanapie kobieta. Spróbowała wyrwać pilota z rąk współlokatorki. Szamotały się przez chwilę.
- No Kaśka, co tym razem? – spytała Marta patrząc na ręcznik na głowie współlokatorki. – Słodka i naiwna? Andrzej umrze z zachwytu.
- Nie twój interes. Sama byś lepiej zrobiła coś z włosami.
- Nigdy w życiu!
Marta, doktorantka międzywydziałowych studiów biologiczno-chemicznych Uniwersytetu Warszawskiego, stan wolny, właścicielka najdziwniejszych włosów w tej części Europy. Szare, lecz nie myszowate, szare nie w ten okropny, wyblakły sposób kojarzący się z wypłowiałymi liśćmi dębu w styczniowy poranek. Nie. Głęboko szary, wpadający w błękit nieba w słoneczny dzień i w ciemny grafit o zmierzchu. Kolor nierzeczywisty, jaki przytrafia się tylko bohaterkom japońskich animacji, od których Marta różniła się jednak wzrostem i zdecydowanie mniejszym biustem.
- Wyglądasz okropnie i odstraszasz każdego faceta – powiedziała Kaśka.
- Daj już spokój – odpowiedziała Marta. – A farby to zwykłe oszustwo. Placebo.
- Placo?
- Jajco – rzuciła Marta wychodząc z mieszkania.

***

- Już wiem co to jest placebo! – zawołała Kaśka ledwo przekroczyła próg mieszkania.
- Słucham.
- To substancja lub działanie obojętne dla stanu zdrowia pacjenta, używane jako terapia. Chory nie wie, że tak jest, a mimo to jego stan się poprawia.
- Całkiem nieźle, jak na ciebie.
- Nieważne! Mylisz się, farby naprawdę działają. Nakładasz na włosy i świat się zmienia - i ty też!
- Nie pieprz – rzuciła Marta znad książki. – Reklamy przeżarły ci mózg.
- To całkowita nowość, rewolucja!
- Skończ. – Marta zatrzasnęła książkę. – Udowodnię ci, że to zwykły pic.
- Przefarbujesz się?
- Raczej szczury w laboratorium.
- Szczury? Ale to farba dla ludzi.
- Żartowałam, idiotko.
- Nie traktuj mnie jakbym była niedorozwinięta.
- To nie zachowuj się jak głupia gęś blond.
- Ja ci dam głupią gęś – powiedziała do siebie Kaśka.

***

- Dzień dobry pani profesor.
- Prosiłam, żeby pan z tym skończył! – Siwy ochroniarz z wydatnym brzuszkiem opiętym służbową, błękitną koszulą zdawał się zapadać w sobie pod wpływem głosu Marty. – Nie mam tytułu profesora i nie życzę sobie…
- Trochę wyrozumiałości, koleżanko! – rzucił zbiegający po schodach mężczyzna. - Analizy, o które koleżanka mnie prosiła zrobione, szczegółowe wyniki przesłałem na maila - powiedział stojąc już obok Marty.
- A w skrócie?
- Żadnych istotnych różnic, próbki niemal identyczne. Ale muszę uciekać! Do widzenia!
- Do widzenia profesorze Korab – powiedział stróż.
- Doktorze, doktorze Korab – syknęła Marta przechodząc przez bramkę. Odebrała identyfikator i ruszyła w głąb budynku.
- Do widzenia pani profesor – usłyszała za sobą.
- Magister, tumanie! – krzyknęła i z wściekłością zaczęła wduszać przycisk przywołujący windę.

***

Wpadający do mieszkania przez uchylone okno wietrzyk poruszał zasłonką. Jasny promyk tańczył do rytmu na twarzy śpiącej kobiety. Musnął czoło, pogładził policzek, błysnął na złotych lokach i wreszcie zatrzymał się na samym czubku nosa. Śpiąca uśmiechnęła się przez sen.
Otworzyła oczy wciąż się uśmiechając. Spojrzała na bezchmurne niebo. „Szykuje się kolejny wspaniały dzień” pomyślała. Przeciągnęła się leniwie...
Marta zerwała się z łóżka, wbiegła do łazienki i stanęła przed lustrem.
- Niemożliwe! – krzyknęła patrząc na siebie. – Niemożliwe – powtórzyła – Do twarzy mi w tym kolorze… Nie! Zabiję ją! Uduszę! Tylko niech da mi najpierw numer do tego ciachowatego bruneta z baru...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Manifestacja

Prezydent z przerażeniem spoglądał w dół. Największy w kraju plac błyskawicznie wypełniał się demonstrantami - do półmilionowej ciżby ciągle dolepiali się ludzie z okolicznych ulic. Jeszcze przed kwadransem w oddali widać było pustą przestrzeń, teraz ohydne mrowisko zdawało się nie mieć końca.
- Jeśli dojdzie do zamieszek, postawię cię przed Trybunałem Stanu – wycedził prezydent. Głos drżał, ślina grzęzła w gardle.
- Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Będzie jak obiecałem – główny doradca przyglądał się tłumowi niemalże z rozbawieniem.
- Nigdy sobie nie wybaczę, że cię posłuchałem! Organizacja demonstracji to moja najgłupsza decyzja w całej politycznej karierze. Czyste szaleństwo!
- Wręcz przeciwnie, panie prezydencie.
W mieście trwała największa manifestacja w najnowszej historii państwa. Niezadowoleni z władzy zlali się w jedną całość z całkiem pokaźną grupą klakierów. Wespół z nimi manifestowali homoseksualiści i ich adwersarze, ekolodzy stający w obronie zapomnianej przez świat rzeczułki i krzewiciele niczym nie skrępowanego postępu technologicznego. Byli również zwolennicy decentralizacji państwa, miłośnicy jednomandatowych okręgów wyborczych, a także amatorzy państwa tylko dla rdzennych obywateli. Między najbardziej zwaśnionymi grupami warstwy buforowe tworzyli branżowcy, niosący transparenty wychwalające pod niebiosa niedoceniony trud górnika, hutnika, policjanta, stoczniowca, rolnika, nauczyciela, urzędnika, kolejarza i kogo tam jeszcze...
Tłum się gotował i skandował najróżniejsze hasła. Wszystko brzmiało jak niemożliwy do rozszyfrowania bełkot, a po chwili wrzask. Gdy huk osiągnął apogeum, doradca – profesor nauk społecznych i technicznych – uruchomił wreszcie wynalazek. Demonstranci nie zauważyli, jak ogarnęła ich ledwie widoczna mgiełka. Prezydent przez specjalną lornetkę obserwował wyskakujące z tłumu do mgiełki memy buntu – tak niezbyt barwnie nazwał profesor niewidoczne gołym okiem punkciki. Prezydentowi przypominały schematyczne rysunki plemników z podręczników biologii.
- To działa? – zapytała podekscytowana głowa państwa.
- Bez dwóch zdań! System został przetestowany na szczurach i szympansach.
- Twój wynalazek rzeczywiście wysysa ze społeczeństwa wolę buntu? Naprawdę trzeba było ich wszystkich tutaj zgromadzić?
- Groźne memy zostały najpierw wyselekcjonowane, a potem zwabione i zniszczone przez moją machinę. W wielkim zbuntowanym tłumie nie mogły się ukryć. Proszę posłuchać: okrzyki cichną, ludzie stają się coraz spokojniejsi. Za pół godziny grzecznie wrócą do domów i zarażą swoją biernością bliskich.
- To mi się podoba! – prezydent syknął z radości.

Nikt nie sprzeciwił się wprowadzeniu kary śmierci, parlament jednogłośnie uchwalił nowelizację zgłoszoną przez prezydenta. Sam władca natomiast myślał głównie o pozbyciu się doradcy, który wiedział za dużo i był już niepotrzebny.

Zbędny kaprys, by uśmiercić niedawnego przyjaciela w świetle reflektorów, zamiast po prostu wydać zlecenie podległym służbom, okazał się błędem.
- Jest pan oskarżony o zdradę stanu – wypalił byłemu doradcy prosto w twarz ponury urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości.
- Rozumiem – odparł profesor i przypomniał sobie tajną instrukcję, którą kiedyś sporządził dla samego siebie. Przegryzł zębem trzonowym niewielką fiolkę, z której natychmiast wydostał się na wolność ostatni w odizolowanym państwie mem buntu. Profesorowi zdało się, że widzi, jak pyłek zawirował w powietrzu i wyleciał na zewnątrz – do uśpionego w bezruchu miasta.
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
Ostatnio zmieniony przez Witchma 6 Wrzeœśnia 2008, 11:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:04   

Oddaję w Wasze ręce (i oczy) siedmiu wspaniałych, którzy nie ulękli się szaleństwa :D Bądźcie dla nich łaskawi i głosujcie :!: :)

Czekam na TWÓJ głos,
:D
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Easy 
Hieronim Berbelek

Posty: 3537
Skąd: Stąd
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:11   

Ale dlaczego akurat na mój?
 
 
Taselchof 
Yans


Posty: 2182
Skąd: Ćwierkacz
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:12   

hehe wpisał że pokazuje się nick tego co patrzy cwaniak :d
_________________
Gdybym nie wiedział że to głupota pomyślałbym że to prowokacja...
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:13   

Easy, bo każdy głos się liczy ;) Jak w ostatnich wyborach do sejmu ;P:
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Easy 
Hieronim Berbelek

Posty: 3537
Skąd: Stąd
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:14   

No dobra, zagłosuję w ciągu najbliższych kilku dni.

Skoro zostałem tak ładnie wyróżniony jako przecież anonimowy w tłumie wyborca...
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 11:52   

Masz jak w banku :) )

Tylko czasu trochę potrzebuję...
 
 
Homer 
Admirał Ackbar

Posty: 2463
Skąd: ...
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 16:31   

Pisarz - Początek fajny - troszkę Haroldem Creekiem mi pachnie ;) - końcówka nie dla mnie...
Obce - Tego jeszcze nie było... he,he,he,he :)
Ukochani krewni - Po co te drastyczne szczegóły? Troszkę Bratniej pomocy tu widać...
Pomysł: tak, wykonanie: nie.
...a na początku był koniec... - Najbardziej przemyślany, logiczny i ciekawy short do tej pory. Ciekawie się czytało. Brawo.
Bajka o tym... - Bajka...jeszcze nie wpadłem na metodę, ale jest na pewno....
Placebo - Placebo...
Manifestacja - Zgrabne... :) Mogło się nie kończyć... Wolę niedopowiedziane shorty.

Pomysł: 1. ...a na początku... 2. Manifestacja 3. Obce...
Wykonanie/Odbiór: 1... a na początku...

Punkt na początek, który jest na końcu.
_________________
"All I can say is... keep reading. The best is yet to come."
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 18:33   

Homer - Przyznaje się dwa punkty, a nie jeden
 
 
Homer 
Admirał Ackbar

Posty: 2463
Skąd: ...
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 19:05   

MOFFISS przyznaje się tyle punktów ile się chce ale nie więcej niż dwa - tak przynajmniej sonda działa. :wink: Poza tym nie ma konkurencji wg mnie dla zapunktowanych spodenek.
_________________
"All I can say is... keep reading. The best is yet to come."
 
 
merula 
Pani z Jeziora


Posty: 23494
Skąd: przystanek Alaska
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 20:57   

...a na początku był koniec... ma klimat, dobrze napisane.

Placebo - sympatyczne. Choć jakby ktoś takiego coś zrobił takim moim włosom, to chyba bym zabiła. :wink:
_________________
Kobiety dzielą się na te, które nie wiedzą czego chcą i na te, które chcą, ale nie wiedzą czego.
 
 
ihan 
iHan Solo


Posty: 8631
Skąd: Tarnów-Kraków
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 21:31   Re: Szorty - W TYM SZALEŃSTWIE JEST METODA - do 21 września

Pisarz
Punkcik. Podoba mi się pomysł, podoba wykonanie, dzieci rzeczywiście mogą się okazać użyteczne, żeby podać choćby szklankę wody ;)


Ukochani krewni
Ooo, a tu to trochę się poznęcam
Cytat
Wszędobylski chłód wciskał się w każdy zakamarek ubrania i powodował powstawanie gęsiej skórki. To było bardzo nieprzyjemne miejsce

W wyniku skojarzeń niepożądanych, wobec tak szczegółowego opisu chłodu, oczekiwałam, że nieprzyjemne miejsce będzie na ciele Roberta, tam gdzie powstała gęsia skórka.

Cytat
tym niemniej nie miał jednak

Nie za dużo tego dobrego? I tym niemniej i jednak, jedno z tych określeń w zupełności wystarczy.

Cytat
Od paru godzin był zmuszony do nieludzkiego wręcz wysiłku.

Skoro przez parę godzin był w stanie się nieludzko wysilać, jedyne logiczne wytłumaczenie: Robert jest nieludziem.

Cytat
Robert, płacząc z bólu, spojrzał ze zgrozą na swoje nogi. Były całe poharatane, strzępy mięsa zwisały luźno na kawałeczkach skóry...

Robert zahaczał ostrymi końcówkami połamanych kości wystającymi z ran o krzaki znacząc drogę jak buldożer.

Cytat
a kończyny miał związane i wykręcone w bardzo ekwilibrystyczny sposób...
To był typowy sposób traktowania nieludzi, którzy niszczyli sidła na niedźwiedzie.

Cytat
wraz z postępem przemowy

Przemowa była bardzo postępowa. Dotyczyła przecież równouprawnienia.

Cytat
W końcu w jego ręce pojawił się metalowi pręt... ciach.. Gdy skończył mówić, nacisnął guzik w małym urządzeniu, które pojawiło się w jego ręce.

A zwali go David Copperfield.


...a na początku był koniec...

Cytat
I choć może to być wyłącznie legenda, nawet wtedy zaczął walić głową o podłogę swojej celi, chcąc ją przebić.

Jaki cel ma tutaj użycie słówka nawet. Wcześniej nie walił w nic głową, jeśli chodzi o potrzebę kopania, skojarzenie czytelnika jest zbyt dalekie.
I nie kupuję historii z dokopywaniem się do nieba.


Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał.
Miał szczęscie, że nie dostał na imię podpaska. Podkładka to wcale nie takie złe imię.
Ale opowiadanie bardzo mi się podobało. Punkcior.
_________________
Boże chroń mnie przed ludźmi wykształconymi ponad swoją inteligencję.
 
 
Selithira 
Connor MacLeod


Posty: 1571
Skąd: Stamtąd
Wysłany: 6 Wrzeœśnia 2008, 21:59   

Punkty dla "Pisarza" i "...a na początku był koniec...", o włos "Placebo", bo podobał mi się początek i tylko końcówka jakoś... nie przekonała :)
_________________
Wiedźma wie wszystko!!!
----------------------------------------------------
"Dobra zła droga nie jest zła." - koVaal :D
 
 
 
Adanedhel 
Mroczny Kwiatuszek


Posty: 15705
Skąd: Land of the Ice and Snow
Wysłany: 7 Wrzeœśnia 2008, 08:24   

Kto nie oddał głosu? Cztery osoby wyraziły opinie, tylko trzy zagłosowały ;)
 
 
Gwynhwar 
Tarmogoyf


Posty: 9817
Skąd: Z forum SF
Wysłany: 7 Wrzeœśnia 2008, 12:09   

...a na początku był koniec... & Placebo

Done! Witchma mega pomysł!
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 7 Wrzeœśnia 2008, 12:27   

Pisarz - takie sobie, brak pomysłu, pisane na siłę
Obce znaki w Pułtusku - innowacyjny pomysł
Ukochani krewni - oklepany temat, słabe wykonanie
...a na początku był koniec... – całkiem niezłe (punkt)
Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał. – historyja z w XIXw, bez przekonania
Placebo – nie kupuje, libido może byłoby wdzięczniejszym pomysłem
Manifestacja – opowiadanie ma potencjał, warto szlifować, bo w tej wersji jest ciężkostrawne ( punkt raczej na wyrost)
 
 
Fearfol 
Pilot Pirx


Posty: 1098
Skąd: Przylesie Większe-Wałcz
Wysłany: 7 Wrzeœśnia 2008, 21:44   

hmmm :roll:
 
 
 
Agi 
Modliszka


Posty: 39270
Skąd: Wielkopolska
Wysłany: 7 Wrzeœśnia 2008, 22:58   

Pisarz - nie trafiło do mnie
Obce znaki w Pułtusku - energetyczny wampiryzm - owszem, owszem PUNKT
Ukochani krewni - niepotrzebnie drastyczne i bez puenty
...a na początku był koniec... - interesująco zaczęte, ale końcówka przydługa i nieprzekonująca
Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał - no wreszcie mi ktoś wyjaśnił skąd się wzięły sklepy z durnostojkami :mrgreen: PUNKT
Placebo - zabawne
Manifestacja - jeszcze trochę dopracować zakończenie i będzie świetnie
 
 
Przemek 
Frodo Baggins


Posty: 122
Skąd: Lublin
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 08:34   

Punkt dla Bajki o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał. W trakcie czytania myślałem, że punktu nie dostanie, ale zakończenie kompletnie mnie zaskoczyło. Short lekki i przyjemny.
Pozostałe do mnie jakoś nie przemawiają.
_________________
Strzelec ustrzelił Pannę.
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 08:55   

Pisarz i ...a na początku był koniec" najlepsze warsztatowo, natomiast punkt wędruje do Obcych znaków w Pułtusku - za pomysł i klarowną pointę.
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 10:11   

Pisarz - kolejna wariacja na temat, ale sympatyczna, lekko sie czyta. Po głębszym zastanowieniu można ten szorcik interpretować na wiele sposobów.
Obce znaki w Pułtusku - zupełnie do mnie nie trafiło
Ukochani krewni - fatalnie napisane
"...a na początku był koniec..." - początek jako taki mimo pewnych braków warsztatowych, a później jakieś farmazony. Jeden ze słabszych punktów edycji.
Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał. - szorcik ma wyraźny, sympatyczny nastrój. Śliczna puenta. Zdecydowany punkt.
Placebo - fajna rzecz, choć koncówka przewidywalna.
Manifestacja - dobra rzecz z lekko niedopracowanym zakonczeniem

do drugiego punktu kandydowały Pisarz, Placebo i Manifestacja, wszystkie trzy niezłe ale również wszystkie z drobnymi mankamentami, głos idzie do Pisarza
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 10:24   

Gwyn ;)

Dziękuję wszystkim dotychczas głosującym, czekam na WIĘCEJ
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 10:50   

Witchma , juz głosowałem, chyba że to tak z sympatii? :oops:
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 10:55   

MOFFISS, to jest taki skrypt (tak to się chyba nazywa)
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Witchma 
Jokercat


Posty: 24697
Skąd: Zgierz
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 11:07   

MOFFISS, teraz mój podpis już tylko będzie Ci przypominać, jak ważny był Twój głos :) Nie potrafię niestety zrobić tak, żeby dla tych, którzy już zagłosowali pojawiały się podziękowania...
_________________
Basically, I believe in peace and bashing two bricks together.

"Wszystkie kobiety są piękne, tylko po niektórych tego nie widać."
/Maria Czubaszek/
 
 
 
Stormbringer 
Marsjanin


Posty: 2243
Skąd: inąd
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 11:24   

Zawsze może pojawić się piwo. ;)
 
 
MOFFISS 
Connor MacLeod


Posty: 1576
Skąd: Okolice wawki
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 12:07   

Witchma napisał/a
MOFFISS... już tylko będzie Ci przypominać, jak ważny był Twój głos ...


Zawsze możemy to nadrobić! - powiedział MOFFISS. Twarz obał rumieniec. Stał tak i gapił się na nią, rysując nieśmiało stopą jakieś skomplikowane figury. Ręce splótł na brzuchu, nerwowo poruszając kciukami.
Nastapiła niezręczna cisza. Jakiś przpadkowy przechodzień spojrzał w ich kierunku. Wywalił jęzor i podreptał dalej. Parskneli smiechem. Ponownie spojrzeli sobie w oczy...

:oops:
 
 
Fidel-F2 
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela


Posty: 37529
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 12:13   

MOFFISS, trzeba to było wysłać, pasuje do tematu jak ulał
_________________
Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Słowik 
Cynglarz

Posty: 4931
Skąd: Kraków
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 13:45   

Pisarz - jakieś bełkotliwe jak dla mnie. A generalnie lubię takie rzeczy a la Sobota Jacek, można powiedzieć.
Obce znaki w Pułtusku - hmm..intrygujące, na pewno na temat, hehe. Ale jakoś tej metody nie chce mi się szukać, że tak powiem.
Ukochani krewni - inna wersja Bratniej pomocy? Bardziej mroczna, plastyczna, makabryczna. Dobrze napisane, choć o zasadność czyszczenia pamięci można by się spierać.
...a na początku był koniec... - siepanie wisienek..hym. Fajny, 'amerykański' styl narracji. Historyjka już nie taka fajna, ale kandydat do punktu.
Bajka o tym jak Podkładka z rynkiem się zmagał. - głupiutkie i na temat :D
Placebo - nieźle napisane, leciutkie jak piórko i już wyleciało z głowy.
Manifestacja - nic nowego niestety.

Kurczę ę. No słabo, nie mam komu punktu przyznać. Zostaje tylko kandydat do punktu, czyli ten o początku na końcu.
_________________
I'd rather have a bottle in front of me than a frontal lobotomy.
 
 
 
Ramzes 
Sky Captain


Posty: 159
Skąd: Małe miasteczko
Wysłany: 8 Wrzeœśnia 2008, 14:06   

Wcięło mi posta :evil: Nie chce mi się pisać szczegółowo wszystkiego, co napisałem wcześniej.
Punkty idą do "Manifestacji" i "Ukochanych krewnych". Pierwszy szort jest najciekawszy z dobrym zakończeniem, drugi wstrząsający. Mógł być bardziej dopracowany.
Poziom średni, nie obiecuję czy zajrzę następnym razem :|
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group