|
|
|
Ziarno prawdy, miara kłamstw. |
Autor |
Wiadomość |
Agi
Modliszka
Posty: 39279 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: 24 Listopada 2011, 18:40
|
|
|
Ellaine napisał/a | Dla porównania:
powyższy blog, a przynajmniej wpisy moje (nie licząc krótkich związanych z dyskusjami) ma obecnie ponad 540 tysięcy znaków (liczonych ze spacjami, oczywiście).
Taką grafomanię niewątpliwie trzeba opić.
Prosit! |
Twoje zdrowie Ellaine! Za sukcesy na niwie. |
|
|
|
|
ilcattivo13
Wirtualny Suwalski Niedźwiedź
Posty: 17772 Skąd: Suwałki (k. Dowspudy)
|
Wysłany: 24 Listopada 2011, 19:34
|
|
|
Zdrówko, Ellaine! Za słowotok!
A mikrofon z notebooka możesz sobie odpuścić. Lepiej już kupić jakieś słuchawki (z mikrofonem) Tracera czy Modecoma za 20pln. |
_________________ DVRVM CACANTES MONVIT VT NITANT THALES |
|
|
|
|
Kai
Bloody Mary
Posty: 10167 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: 24 Listopada 2011, 20:16
|
|
|
Sis, Twoje zdrowie, jesteś wspaniała |
_________________ - Ucieczka płynu dowodowego z miejsca zbrodni do przełyku podejrzanego!
- to nieprawda, płyn się boi pana władzy i skrył się we mnie! |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 24 Listopada 2011, 21:57
|
|
|
Dzięki Wam :D
ilcattivo, może kiedyś kupię, nie wykluczam. Albo zawinę te słuchawki z mikrofonem, które zostały w Katowicach (co prawda dostaliśmy je z bratem w ramach wspólnego prezentu parę lat temu, więc może trochę nie wypada... bo w tym momencie powinnam zabrać jeden nausznik i pół mikrofonu :D ). |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
hijo
Fziu Bździu
Posty: 6069 Skąd: Katowice
|
Wysłany: 24 Listopada 2011, 22:10
|
|
|
Ellaine, kiedy będziesz w Katowicach daj znać wypijemy po kieliszku wina. Zawsze jaka flaszka stoi otwarta. |
_________________ God created Arrakis to train the faithful. |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 8 Grudnia 2011, 13:08
|
|
|
Dam znać :) Ale to już pewno w nowym roku zawitam do Katowic.
A tak mi się przypomniało, więc postanowiłam to opisać. Tak, o:
***
1. grudnia 2011,
trzydzieści minut na pierwszą po południu.
Kolejny miesiąc się rozpoczął. Kolejny miesiąc poszukiwania pracy. Cóż jednak innego można zrobić, kiedy oszczędności topnieją, jak śnieg na wiosnę? Trzeba znaleźć jakieś zajęcie, dobrze byłoby, gdyby intratne, a nawet jeśli nie... To niech chociaż da się przeżyć do pierwszego.
Nie smućmy się jednak w ten piękny, grudniowy dzień. Niebo zasnute szarawymi chmurami. Światło słońca przeciskając się przez kłęby chmur staje się miękkie i wilgotne. Ludzi wokół niezbyt wielu. Gdzieniegdzie jednak słychać język zachodniego sąsiada. Długa tonie w szarościach, z którymi próbują walczyć kamienice w bajkowych barwach. Ale lepka szarość jesieni przykleja się do kolorowych fasad, przyduszając je nieco. Mimo to uśmiecham się w duchu, znajdując co chwila jakiś nowy drobiazg w obrazach malowanych na elewacjach. W dawnym domu tego nie było.
Oglądam się przez ramię na Złotą Bramę przez którą weszłam w niezwykły świat Głównego Miasta. Przecieram oczy, nie wierząc w to, co widzę. To niemożliwe! Górnicy? Tutaj? W galowych strojach z kołpakami ozdobionymi czerwonymi pióropuszami. Och, gdyby chociaż słońce zechciało obdarzyć blaskiem złote trąbki, tubę i puzon! Nie wierzę. To nie może być prawda! Co tutaj robi orkiestra górnicza w pełnej gali?
Dyrygent machnął biało-czerwoną pałką. Zagrały bębny, tuba i trąby. Doszły flety i klarnety. Szła dzieweczka, do laseczka. I... Poszła Karolinka do Gogolina, a Karliczek za nią... Karliku, Karliku, co tam niesiesz w koszyku? Dzióbka dej! Moja roztomiło!
Marszowym krokiem idą muzykanci ku Ratuszowi Głównego Miasta. Idę i ja, nucąc pod nosem. Skądżeście się wzieli, moi mili? Czyście są górnicy, czy przebierańce, pra? W ostatniej linii idzie trzech mężczyzn w marynarskiej gali. Brakło muzyków górników, że marynarzy dobrano? Czy może mundurów górniczych za mało mieliście? Ale grają, jak prawdziwi. Tylko data się nie zgadza! Kapelmajster, wyście się z datą pomylili! Toć do świętej Baśki jeszcze trzy dni zostały! Czy to ino rozruch przed Barbórką, co by tuby i fujarki przedmuchać? Kto was tam wie, panie kapelmajster, coście se myślieli idąc Długą i wywołując uśmiech zdziwienia na twarzach gdańszczan, gdynian, sopocian, przyjezdnych i mojej, takiego jednego ptoka, co nad morze z Katowic przyfurgoł.
Ludzie robili zdjęcia, kroczącej dumnie po gdańskim bruku górniczej orkiestrze. I ja też komórkę z kieszeni swej dobyłam i zdjęcie zrobiłam.
Orkiestra zakończyła występ przy Ratuszu Głównego Miasta. Ucichli nagle. Muzycy skręcili w Kramarską, gdzie rozpłynęli się, jakoby we mgle... Ale nie, musieli być prawdziwi, przecież zdjęcie pozostało. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 6 Lutego 2012, 12:43
|
|
|
Tak wiele wydarzyło się od momentu, w którym ostatni raz sięgnęłam po Worda, aby zapisać kolejny moment w swoim życiu, że nie wiadomo od czego zacząć. Bynajmniej nie zrezygnowałam z pisania pamiętnika, wciąż to robię. Tylko, że nie na publiczną skalę. Jednak myśli zawsze chcą zostać zapisane, więc pisałam, tradycyjnie - na papierze, w starym zeszycie.
Od przeprowadzki z Południa na Północ minęło już pół roku. Czas mija szybko, ani się człowiek nie obejrzał. Jak już mówiłam kiedyś, czas goni na złamanie karku. Naszego. Póki co, mój jeszcze trzyma się prosto i w zasadzie nie jest tak źle. Nawet mogłabym powiedzieć, że idzie ku lepszemu. Nie zapeszajmy jednak.
***
Wrzesień w Gdańsku był wyjątkowo słonecznym miesiącem. Zdawać by się mogło, że to właśnie teraz nadchodzą wakacje, w przeciwieństwie do tych dwóch, deszczowych miesięcy, które minęły niedawno. Oczywiście w trakcie oficjalnie przyjętego okresu urlopowego również zdarzały się ciepłe, przyjemne dni. Jednak „zdarzały się”, to najlepsze słowo dla opisania pełni lata 2011. roku.
Wrzesień i następujący po nim październik wzięły na siebie piękno słońca przebijającego się przez liście drzew, rosnących w ogrodzie żółtej willi, w której mieszkaliśmy. Były to idealne miesiące do spacerów i podjęcia pracy. Niespodziewanie nadarzyła się okazja…
Rosyjska przeróbka pewnego znanego przeboju zabrzmiała w pokoju. Odebrałam. „Pani… Czy jest pani zainteresowana… Proszę przyjść… dobrze, w poniedziałek o… Do widzenia”. Zadzwonili! Cudownie! Kolejna rozmowa kwalifikacyjna. Doprawdy, nie było tego zbyt wiele, więc każda była nowością i czymś dobrym. Każda mogła dać szansę.
Ta oferta pracy jednak okazała się później… niebezpieczna. Niosła za sobą nieznaną mi wówczas, cierpką treść.
Jednak, patrząc z dystansu, mogę powiedzieć, że byłam nieufna od początku. Firma była dość tajemnicza. Internet nie umiał odpowiedzieć na żadne z moich wątpliwości. Milczał jak zaklęty. Oddawał tylko parę ogłoszeń o pracę, o dzieło, zleceń. Nic ważnego. Same nic nie znaczące śmieci. Znalazłam tylko wątek na portalu trójmiasto.pl, gdzie ktoś inny dopytywał, co to za Firma, czym się zajmują i czy ktoś był już na rozmowie, bo nic nie może znaleźć w Internecie na Ich temat. Najwyraźniej nie tylko mnie niepokoił brak jakichkolwiek informacji o Firmie.
Nieprzekonana, poszłam. Biuro znajdowało się nieopodal jednego z oddziałów Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Weszłam do sporego, nowoczesnego budynku utrzymanego w piaskowym kolorze przełamanym ciemną zielenią. Wjechałam na czwarte piętro, gdzie mieściło się biuro firmy, do której szłam. Zdziwiłam się pustką, jaka panowała. Bielone, gołe ściany i szara wykładzina przywodziły na myśl mieszkanie, które ktoś dopiero ma zaadaptować do życia. Może dlatego Internet milczał? Może to po prostu nowa Firma? Cóż, przekonam się.
Rozmowa, jak rozmowa, była krótka i w gruncie rzeczy bezbolesna. Rozmawiałam z dwiema, młodymi kobietami, które jednak nie wzbudziły mojej sympatii. Zaproszono mnie na szkolenie następnego dnia. Mnie i chyba wszystkich, którzy w ogóle przyszli na rozmowę o pracę. Kolejna zagwozdka. Mimo to, przyszłam następnego dnia do biura. Może jednak warto spróbować? Kto wie? Nie można przecież z góry zakładać, że to jakaś podejrzana kwestia, prawda? Ludzie, którzy już tam pracowali wydawali się w gruncie rzeczy miłymi osobami, ale podskórnie miało się uczucie jakiejś nieszczerości… Zwłaszcza w dwóch następnych dniach, czyli w dniu szkolenia i pierwszego dnia pracy.
Na to stanowisko przyjęto siedem dziewcząt. To było call center. Poza nami rekrutowano jeszcze przedstawicieli handlowych. Jedna z naszej siódemki zrezygnowała już pierwszego dnia, uznając, że dzwonienie do ludzi to nie jest coś, co chciałaby robić. Mnie też to szczególnie nie odpowiadało, ale pomyślałam sobie – wytrzymam, trzeba chociaż spróbować. Ale… nie powiedziałam o najważniejszym, Firma nie była gotowa do rozruchu!
Jako się rzekło, było pusto. Zaprowadzono nas do ogromnego pomieszczenia z dużą ilością miejsc pracy i szpalerem szafek po środku. Stoły były ustawione tak, że maksymalnie mogły przy nich pracować cztery osoby, po dwie z każdej strony. Dwójki nie mogły się widzieć za dobrze, bo przed sobą miały przepierzenia, na których można było przypinać różne rzeczy. Na każdym miejscu ułożono z godnym podziwu pedantyzmem: blok listowy, teczkę, dwa długopisy (czarny i niebieski); poza tym były tam przyborniki, wciąż jeszcze w pudełkach i bloki kolorowych karteczek a także kuwety na dokumenty. Profesjonalnie. Ale strasznie pusto, jakby to była scenografia.
Jak na call center, brakowało tam tylko jednego… telefonów. Dostałyśmy je, a jakże. Komórki oraz doładowania, które same miałyśmy wklepać. No, nic to. Do tego doszła jedna, powtarzam – jedna, Panorama Firm! No tak, nie wspomniałam, że nie miałyśmy laptopów, ani żadnego innego rodzaju komputerów do dyspozycji. Jak nam wspominano… „Płyną kontenerem z Chin, będą w tym tygodniu”. Do tego czasu wybierać miałyśmy jeleni z Panoramy. Jako się rzekło, była tylko jedna na siedem osób (od połowy dnia – sześć). W każdym razie… rozpracowałyśmy ją całą w niecałe osiem godzin. Część dziewcząt miała doświadczenie na podobnym stanowisku, więc rozmowa z najróżniejszymi kierownikami firm z niemal wszystkich możliwych branż szła im dużo lepiej niż mnie. Nigdy nie pracowałam w taki sposób, więc było to dla mnie doświadczenie nowe i zupełnie obce. Nie dziwię się, że dziewczyna siedząca obok mnie zrezygnowała.
Również nachodziły mnie podobne myśli. Gdzieś pod czerepem tłukło się ciągle – to nie dla mnie, idę stąd. Tego dnia, pierwszego dnia, dwóch dyrektorów postanowiło nas jeszcze raz przeszkolić i powiedzieć, co powinniśmy mówić. Dali nam krótki instruktaż. Jedna z dziewczyn, najstarsza z nas i najbardziej doświadczona w kwestiach pracy i tym podobnych spraw, próbowała podpytać dyrektorów o szczegóły. O historię Firmy, o ich KRS, o to, kto jest głównym sponsorem, kto jest w Zarządzie (i gdzie w ogóle są ci ludzie), kiedy będą umowy i tym podobne kwestie. Dziwnym trafem, koleżanka M., nie otrzymała na te pytania żadnej konkretnej odpowiedzi. Poziom zaufania do Firmy spadł poniżej zera.
- Mają państwo KRS? - pyta M.
- Mamy, ale dokumenty ma dyrektor K., którego dzisiaj nie ma.
- Ale takie dokumenty powinny być w siedzibie firmy, w razie kontroli.
- Jakiej kontroli? – zapytał podejrzliwie jeden z mężczyzn.
- Jakiejkolwiek.
Następnego dnia rano, znów poszłam do pracy. Niechętnie, ale poszłam. Wciąż łudziłam się, że jeszcze wszystko się wyjaśni i będzie dobrze. Było nas już tylko sześć dziewczyn. I jedna, rozparcelowana Panorama, z której nie mogłyśmy mieć już za wiele pożytku. Jedna z dziewcząt przyniosła własnego laptopa i podłączyła go do Internetu. Jednak M. stwierdziła, że nie będzie nigdzie dzwonić dopóki jej nie pokażą umowy. Też byłam tego zdania. A, z samego rana oddałyśmy swoje dane osobowe, które miały zostać zawarte na umowie na okres próbny (tydzień). Jakiś czas później przyszedł dyrektor K., który zabrał na stronę koleżankę M. Po chwili koleżanka wróciła ze łzami wściekłości w oczach, powiedziała, że wg jednego z dyrektorów naskoczyła na niego i że nie podpiszą z nią umowy, więc ma sobie pójść. Spakowała rzeczy i wyszła.
Niedługo po tym zdarzeniu przyszła Koordynatorka ds. call center, z umowami. Dostałam jeden egzemplarz, jakiś świstek papieru, a nie umowę. Umowa na okres próbny, która miała mieć znamiona umowy-zlecenia, zawartej na okres tygodnia, bynajmniej na taką nie wyglądała.
Po pierwsze – nie było pełnych danych Firmy (zwłaszcza brakowało NIP-u).
Po drugie – nie było moich danych osobowych, które wcześniej oddałam na przeznaczonej do tego kartce.
Po trzecie – treść. Umowa miała być zawarta na tydzień, ale w wynagrodzeniu podano stawkę miesięczną. Miałam pracować na call center, ale w stanowisku wypisano wszystkie, na które rekrutowano.
Po czwarte – pieczątka. Była okrągła! W otoku umieszczono jedynie nazwę Firmy.
I tyle. Żadnego podpisu. Żadnych danych adresowych. Absolutnie nic. Przeczytałam to raz, drugi. Poprosiłam o chwilę na zastanowienie. Spojrzałam na pozostałe dziewczyny, które bez większego przemyślenia kwestii – podpisały cyrograf. A ja? Cóż… Oddałam ten świstek papieru koordynatorce, która tak jak my była tam zatrudniona od trzech dni i nie wiedziała nic więcej niż my. Zabrałam od niej kartkę z danymi osobowymi, bez pożegnania – poszłam do domu.
***
Mijały kolejne dni. Z ciekawości zaglądałam na wątek na forum trójmiasto.pl. Chciałam wiedzieć, jak potoczyła się ta historia dalej, już bez mojego udziału. Pojawiały się coraz to nowsze wpisy, od osób, które zrezygnowały z pracy. Podnosiły się głosy, że przedstawiciele Firmy są nieszczerzy z pracownikami, i chyba powinno się to zgłosić policji…
W tym samym czasie zaczęły pojawiać się artykuły w „Dzienniku Bałtyckim”, z których mogłam dowiedzieć się o kolejnych posunięciach Firmy. O organizowanej zbiórce na rzecz szkół i biednych dzieci. Potem o odwołaniu zbiórki z powodu braku pozwolenia Urzędu Marszałkowskiego, którego rzecznik tłumaczył, że Firma nie złożyła na czas wszystkich wymaganych dokumentów. Następny artykuł – Firma zwinęła swoją działalność. Telefony milczą. Biuro zamknięte na głucho. Pracownicy nie otrzymali wypłat za przepracowany październik.
I kolejna informacja na forum trójmiasto.pl, która wstrząsnęła wątkiem. Jeden z dyrektorów to poszukiwany przez policję w Pruszczu Gdańskim listem gończym oszust. Weszłam na stronę policji. Rzeczywiście, podobieństwo uderzające. Znów „Dziennik Bałtycki” drukuje artykuł o Firmie, która oszukała wiele osób na przeszło sto tysięcy złotych. Policja bada sprawę, znajduje nowe wątki. Aż wreszcie ujmuje poszukiwanego oszusta. Choć nie chce mi się wierzyć, że tylko on jest jedynym sprawcą… Ale nic więcej nie wiem w tej aferze. Gazeta i Internet milczą. Widocznie już nie ma nic, czym warto byłoby się pochwalić.
Sprawa zamknięta.
*
Zawsze wydaje się człowiekowi, że takie rzeczy zdarzają się innym. A jednak nie. Jednak „takie rzeczy” zdarzają się blisko, niebezpiecznie blisko. Na szczęście nie miałam wówczas wątpliwości, by odmówić. Zabrać swoje zabawki i po prostu wyjść. Ominęłam bagno szerokim łukiem, droga była dłuższa, ale przynajmniej bezpieczniejsza. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 20 Lutego 2012, 11:34
|
|
|
19. lutego 2012, niedziela.
ćwierć na dwunastą w nocy
Słuchanie Kaczmarskiego jest strasznie wciągające. Cały czas myślę o tym, żeby zmienić muzykę, posłuchać RMF Classic czy po prostu instrumentalnych utworów, ale nie... wciąż na tapecie jest twórczość Kaczmarskiego. Tak dawno go nie słuchałam, że teraz ciężko ucho oderwać od słuchawki. Albo i odwrotnie.
Zresztą, rozmawiałam akurat z kolegą o tym. Zapytałam, czy zna utwory Kaczmarskiego. Odparł, że a i owszem. Wymienił mi kilka ulubionych tytułów. Na to mu odparłam, że no - ja właśnie słucham Arki Noego. Na co kumpel zapytał:
- A co ma piernik do wiatraka?
Na szczęście zanim zdążyłam się zdziwić, o co mu chodzi, on zorientował się, że nie miałam na myśli zespołu, tylko utwór o tym tytule.
***
Kolejna niedziela ma się ku końcowi. Pewnie, kiedy skończę pisać poniższe - będzie już poniedziałek. Chociaż kto wie? Może zdążę przed północą.
Powtórzę się, ale nie mam pojęcia od czego zacząć opowieść.
Mieszkanie na Oliwie to już historia. Może więc o niej powinnam powiedzieć więcej? Trudno mi przystać na zmiany, ale jak już coś zmienię i przywyknę to potem żal mi to porzucać. Tak mniej więcej wyglądają moje odczucia w stosunku do Oliwy. W zasadzie – Starej Oliwy.
Okolica była wielce urokliwa. Niemal same stare, poniemieckie wille z lat dwudziestych i trzydziestych zeszłego wieku. Stare drzewa w przydomowych ogródkach. Właśnie, ogród…
Kawalerka była zaledwie przysposobionym do bycia osobnym mieszkaniem pokojem. Posiadała jedno, jedyne okno. Pod oknem stał duży, masywny stół. Nie z jakiejś tam płyty, ale z prawdziwego drewna. Mocny, ciężki stół. Na nim zaś stał laptop Lubego. Z racji poszukiwania pracy sporo czasu spędzałam przy komputerze. Raz na jakiś czas jednak trzeba było oderwać wzrok od monitora, podnosiłam go więc na okno.
Za nim rozciągał się widok na ogród...
Tuż przy ścianie willi rosły krzaki, których imion nie znam. Jednakże nie o krzewy chodzi… ale o ptaki, które raczyły raz na jakiś czas zaglądać do nas. Przysiadywały na gałęziach bliskich oknu. Zwłaszcza, gdy zima przypomniała sobie o istnieniu Pomorza. Krzewy i drzewa w ogrodzie pozbyły się resztek liści, więc jedyną ich ozdobą były przysiadające w gałęziach barwne, skoczne sikorki.
Swoją drogą mam chyba szczęście do dostrzegania, albo ostatnio bardziej zwracam uwagę? Nie wiem…
Pewnego razu szłam wzdłuż ulicy biegnącej przez las. Na granicy chodnika i linii drzew wśród śniegu i krzaków igrała wielość ptaszków. Nie mam pojęcia jakiego gatunku, bo nie były to zwyczajne wróble, ani też sikorki, które potrafiłabym nazwać. A wielkościowo pasowałyby do jednego i drugiego rodzaju ptaków. Jeśli dobrze pamiętam, miały czarne lub ciemne upierzenie z jaśniejszymi akcentami na głowie oraz skrzydłach, nie wiem czemu ale wydaje mi się, że miały żółtawy bądź pomarańczowy pasek na skrzydełkach. Ale były tak ruchliwe, że przyjrzenie się im dokładnie graniczyło z niemożliwością.
Innym znów razem dostrzegłam wyjątkowego ptaka, który przysiadł na krzewie tuż przy wejściu do sieni żółtej willi. Był niemal idealnie okrągły a ubarwieniem przypominał nieco samicę kosa, ciemnobrązowe z jaśniejszymi plamkami. Nie mam bladego pojęcia, cóż to mogło być za boskie stworzenie.
Lubiłam ogród, który otaczał żółta willę. Lubiłam patrzeć, jak niebo barwi się na różowo, kiedy słońce z wolna zachodziło, by utonąć w morzu. Wszystkie drzewa i krzewy oraz pobliskie domostwa oblekały się w mroczniejący z każdą chwilą cień, stając się zaledwie kształtami na tle wieczornego nieba.
Lubiłam również strych żółtej willi. Ponieważ kawalerka nie posiadała wystarczająco dużo przestrzeni, aby móc suszyć w niej pranie. Zresztą… z powodu narożnego usytuowania w pokoju było chłodno i wilgotno, więc tym bardziej suszenie czegokolwiek nastręczało pewnych problemów. W każdym razie… pozwolono nam korzystać ze strychu.
Chodziłam więc na górę, aby pod dachem rozwiesić pranie. Nie wiem dlaczego, ale na wspomnienie tego, przychodzi mi na myśl fragment z Przechadzki z Orfeuszem, Kaczmarskiego.
„Ostrożnie stawiaj stopy, po ludzkich stąpasz resztkach”.
Nie było to może aż tak makabryczne… Ale niewątpliwie należało się poruszać ostrożnie. Schody, co prawda były solidne. Jednocześnie były solidnie zarzucone najróżniejszymi szpargałami, które najwyraźniej nie były potrzebne… a zarazem nikt nie chciał ich wyrzucić. W każdym razie od pierwszego piętra aż po strych piętrzyły się przeszkody. Gdy jednak wreszcie udało się dotrzeć na górę, nadal należało pozostawać ostrożnym. Drzwi strychu były zamykane na bardzo prosty skobel. Wystarczyło go podnieść…
„Nie ścigaj się z obłokiem, umarli się nie spieszą”
To był strych, taki jaki sobie zawsze wyobrażałam. Każdy krok budził z niebytu dźwięk, przeciągły jęk deski. Każdy krok zaburzał chaos kurzu, który pokrywał prowizoryczną podłogę. W paśmie światła wpadającym przez okno tańczyły drobiny pyłu. Jedyną wolną przestrzeń stanowiła ta, którą przeznaczono na suszarnię. Każdy inny kąt, każdy fragment strychu, zajmowany był przez zapomniany sprzęt. Fotele, krzesła, trójdrzwiowa szafa, szafeczki, i wiele innych. Przykryte kurzem lat i historii. Kojarzył mi się ze strychem, który wykreowałam w pewnej opowieści… nie zauważyłam jednak tam żadnego kufra, ale zapewne w szafkach i komodach mogło kryć się nie jedno. Kto wie, jak wiele może zostać pogrzebane na strychu…
Ten strych, to było doskonałe miejsce, żeby schować się przed całym światem i samemu zostać jednym z zapomnianych sprzętów. To jednak nie wchodziło w rachubę. Nigdy nie było brane pod uwagę. Ale każde wejście na strych, było przeżyciem. W późniejszym czasie coraz mniej przyjemnym… ponieważ nadeszły chłodne dni, pranie nie chciało schnąć, a dłonie grabiały z zimna. W końcu, gdy właściciele włączyli ogrzewanie, zaczęliśmy suszyć pranie przy kaloryferze. Od tego czasu ani razu nie byłam już na strychu, niestety. Sprzęty pozostaną zapomniane, przykryte kurzem lat i swoich własnych historii, których nikt już nie usłyszy.
***
To jeszcze nie wszystko o Oliwie, ale na razie niech to będzie tyle. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 22 Lutego 2012, 19:37
|
|
|
22. lutego 2012, środa.
trzy kwadranse na siódmą wieczór
Chociaż wiosnę już czuć w powietrzu, to jednak wciąż o tej porze jest ciemno jak w zimie. W zasadzie do kalendarzowej wiosny został już tylko miesiąc. Szczęśliwie już większość śniegu, który jednak raczył pojawić się tej zimy, stopniała. Dzięki temu wracając z pracy nie muszę się przedzierać przez zaspy. Aczkolwiek żaden śnieg nie był straszny moim glanom, które niejedno ze mną przeszły. Pamiętam, że rodzice kupili mi te buty, kiedy mnie nie zależało już na posiadaniu tychże. Każdy kiedyś marzył o glanach, a przynajmniej większość znanych mi osób. I prędzej, czy później się ich dorabiał. Swoją drogą, to gdzieś koło świąt Bożego Narodzenia wspólnie z Lubym pojechaliśmy na targ do Pruszcza Gdańskiego – i szczerze mówiąc, na żadnym ze sztandów nie widziałam glanów! Szok. Swoją drogą, to pierwszy raz byłam na takim prawdziwym targu jak ten w Pruszczu. Odbywa się co tydzień, w każdą niedzielę i tylko w niedzielę. Ludzi było co niemiara, stoisk również niemało, i jeszcze więcej przestrzeni. Mam wrażenie, że na co dzień to jest sportowe lotnisko, a przynajmniej przychodziły mi takie myśli na widok owej giełdy samochodowo-towarowej w Pruszczu.
Swoją drogą to jeśli chodzi o Pruszcz Gdański, to przypomniała mi się właśnie taka zabawna historyjka. Spędzaliśmy z Lubym sobotni wieczór u znajomych na sesji RPG – ostatnimi czasy niemal każdą sobotę spędzamy w ten sposób. W każdym razie jeden z graczy zaoferował się poodwozić nas do domów. Najpierw podrzucił dwóch kolegów, a potem miał odwieźć naszą dwójkę. Trzeba tu nadmienić, że jechaliśmy z Gdyni niemal na drugi koniec Gdańska, ponieważ przeprowadziliśmy się z Oliwy niecały miesiąc temu – ku oszczędności, ale niestety minus jest taki, że to – jak ja mówię: zadupie galaktyki, do owych znajomych gdzie gramy sesje mamy teraz godzinę autobusami i SKM’ką, dawniej wystarczyła połowa tego czasu. W każdym razie, nasz kolega z Gdyni, postanowił że nas odwiezie. Szybciutko znaleźliśmy się na obwodnicy trójmiejskiej i wesoło jechaliśmy w kierunku Gdańska. Żeby było ciekawiej, kolega nie bardzo orientuje się w Gdańsku, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio – my zresztą też nie jesteśmy zbytnio obeznani z okolicą, bo nie mamy samochodu, więc podróżujemy miastem a nie jego opłotkami.
Mijamy pierwsze zjazdy na Gdańsk. Oliwa, Wrzeszcz, Centrum, Szadółki, Otomin, Orunia… kolejny zjazd na Orunię, i następny. I jeszcze jeden. W pewnym momencie dostrzegam niebieską tabliczkę: „Gmina Pruszcz Gdański”.
- Hej, chłopaki, chyba już wyjechaliśmy z Gdańska… - mówię nieco niepewnie.
- Coś ty! Niemożliwe – stwierdzają zgodnie.
- Zaraz będzie zjazd do nas… - mówi Luby. Dziwnym trafem nie jestem przekonana, ani nie podzielam optymizmu chłopaków. „Enjoy the joyride”, sugeruje mi Luby, kiedy wyrażam swoje zdanie.
- Yhm… w tym tempie to niedługo dojedziemy do Łodzi – odzywam się z powątpiewaniem. Okolica stała się ciemniejsza. Przed nami nitka gładkiej jak stół drogi. Mijamy zieloną tablicę z wypisanymi odległościami - Tczew, Warszawa, Łódź.
- O, dojeżdżamy do autostrady! – zawołał kolega.
Rzeczywiście, w oddali zobaczyliśmy budki, w których należy uiścić zapłatę za wjazd na A1... A jednak jedziemy na Łódź? Czym prędzej zjechaliśmy z powrotem w kierunku Gdańska. Po jakichś piętnastu-dwudziestu minutach kolega zaparkował pod stacją benzynową nieopodal bloku, w którym zamieszkaliśmy.
To był niewątpliwie najciekawszy i najprzyjemniejszy powrót z sesji RPG w tym roku. Kolega radośnie stwierdził, że teraz trafi do nas już bez najmniejszego problemu. No, po takiej wycieczce – na pewno.
A jeśli chodzi o nasze zadupie galaktyki… to nie jest aż takie straszne. Choć to prawda, że stąd niemal wszędzie jest daleko. Do mojej pracy też mam nieco dalej niż z Oliwy, aczkolwiek tak czy siak musiałam się przesiadać z tramwaju na autobus. Teraz jeżdżę dwoma autobusami. Najlepsze powroty są z nocek, na ulicach Gdańska jeszcze nie ma korków – przynajmniej nie w tej części, z której wracam. Powoli zaczyna budzić się dzień, a kiedy wysiadam z drugiego autobusu jest już prawie zupełnie jasno. Dzisiaj siąpił kapuśniak, delikatną mgiełką wilgoci osiadając na skórze policzków.
Któregoś ranka, gdy dwa tygodnie temu wracałam z nocki, ponad miasto wschodziło słońce. Dopiero co wyłaniało się ponad linię horyzontu. Trzeba wam wiedzieć, że okolica, gdzie aktualnie zamieszkujemy, jest w dużej mierze pozbawiona drzew. Więcej tam bloków niż drzew, tak mi się wydaje. W każdym razie pomiędzy blokami doskonale widziałam ogromną, czerwoną tarczę wschodzącego słońca. Wówczas wokół leżało jeszcze dość dużo śniegu, więc krajobraz był błękitnawo-biało-szary, podobnej barwy było niebo, więc czerwień słońca i nieba tuż nad horyzontem odcinało się mocno od pozostałej części obrazu. Stojąc na przejściu dla pieszych, oczekując na zielone światło, wpatrywałam się we wschód słońca… Taki filmowy, niemalże nierealny.
I nagle w wyobraźni usłyszałam spokojny, doskonale mi znany, kobiecy głos:
Nad Gdańskiem wstaje kolejny, mroźny, zimowy dzień. Ludzie wychodzą ze swoich legowisk… - czytała: Krystyna Czubówna. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Agi
Modliszka
Posty: 39279 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: 22 Lutego 2012, 21:57
|
|
|
Ellaine, bardzo kojąco działa na mnie lektura Twojego bloga. |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 23 Lutego 2012, 19:40
|
|
|
Miło mi to słyszeć, Agi. Służę uprzejmie :)) |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 29 Marca 2012, 18:49
|
|
|
Achtung! Achtung!
Wszystkim zainteresowanym - będę w Katowicach w ten weekend. Spotkać mnie będzie można w godzinach południowo-południowych w niedzielę. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Fidel-F2
Wysoki Kapłan Kościoła Latającego Fidela
Posty: 37610 Skąd: Sandomierz
|
Wysłany: 29 Marca 2012, 18:55
|
|
|
po ile bilety? |
_________________ Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt! |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 29 Marca 2012, 19:00
|
|
|
Za free |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 15 Czerwca 2012, 10:55
|
|
|
14 czerwca 2012, czwartek.
kwadrans na trzecią po południu.
Jedna z pracujących ze mną kobiet zaczęła narzekać na kierownictwo. Nie słyszałam dokładnie, co jej nie odpowiadało. Maszyna skutecznie zagłusza większość słów; a i mnie narzekania te szczególnie nie obchodziły. Kobieta mruczała coś pod nosem, aż w końcu stwierdziła głośniej:
- Boże! Widzisz to i nie grzmisz!?
Spojrzałam na nią ukradkiem i uśmiechnęłam się półgębkiem.
- Zbiera się na burzę... to może i zagrzmi - stwierdziłam niemal poważnym tonem. Kobieta popatrzyła na mnie zaskoczona, ale zaśmiała się. Ponownie skupiłyśmy się na pracy. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Godzilla
kocia mama
Posty: 14145 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 15 Czerwca 2012, 14:09
|
|
|
Hej, dawno cię tu nie było! |
_________________ Blog
Kedileri çok seviyorum |
|
|
|
|
Kai
Bloody Mary
Posty: 10167 Skąd: Śląsk
|
Wysłany: 15 Czerwca 2012, 18:20
|
|
|
Siostro, jak miło Cię czytać! BTW mam coś dla Ciebie, ale poczeka, aż znów będziesz w Katosach. |
_________________ - Ucieczka płynu dowodowego z miejsca zbrodni do przełyku podejrzanego!
- to nieprawda, płyn się boi pana władzy i skrył się we mnie! |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 17 Czerwca 2012, 20:58
|
|
|
Tak, wiem, nie było mnie dość długo. Zabrakło weny do pisania. Dorosłe życie nie jest tak zabawne, jak studenckie, więc mniej jest do pisania. :) Chociaż może byłoby co opisywać, ale nie wydaje się to tak ciekawe... Sama nie wiem, czemu przestałam pisać.
Kai, a co to takiego? ^^ Czy to te Star Wars, co to mój Luby sobie u Ciebie zaklepał, czy coś innego jeszcze? Ech, najgorsze jest, że nie wiem kiedy będę w Katowicach. W zeszły weekend byłam niedaleko, bo w Częstochowie, ale na występach gościnnych - świadkowałam przyjaciółce, i nie było ani jak, ani kiedy wyskoczyć jeszcze ten kawałek na południe żeby chociaż rodzinę odwiedzić. Heh :] |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 14 Sierpnia 2012, 08:30
|
|
|
13 sierpnia 2012, poniedziałek,
dwie ćwierci na pierwszą po południu.
- Dobra, to spadam do pracy - rozglądam się po pokoju. - E, chyba nie wezmę żadnej książki do autobusu. Nie chce mi się czytać... - Idę do przedpokoju. Zakładam buty. Prostuję się i patrzę na Lubego. - Albo wiesz, co? Przynieś mi "Ogniem i mieczem", leży na stole.
Luby po chwili wręcza mi książkę i mówi:
- Normalnie jakbyś powiedziała: Nie jestem głodna... albo daj mi czterdzieści pierogów. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
ivaine
Polska odpowiedź na Japonię
Posty: 809 Skąd: ze snów
|
Wysłany: 17 Sierpnia 2012, 13:24
|
|
|
Ellaine napisał/a | - Normalnie jakbyś powiedziała: Nie jestem głodna... albo daj mi czterdzieści pierogów. |
Na jego miejscu zareagowałabym podobnie. |
_________________ Dusza dobiera sobie Towarzystwo -
I - zatrzaskuje Drzwi -
Jak Bóg - ma w sobie prawie Wszystko -
A z Reszty sobie drwi - |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 19 Sierpnia 2012, 19:31
|
|
|
:) Cóż... póki co "Ogniem i mieczem" leży zaczęte, ale jak skończę "Kapelusz pełen nieba" zapewne do niego powrócę.
***
18 sierpnia 2012, sobota.
Trzy ćwierci na piątą po południu.
Stoimy na parkingu przed domem weselnym, który w rzeczywistości był ogromnym białym namiotem. Czekamy na przyjazd pozostałych gości oraz nowożeńców, aby rozpocząć wesele. Panie z rodziny Pani Młodej rozmawiają mniej więcej w te słowa:
Pierwsza:
- I jak? Będzie świniak?
Druga:
- Będzie, będzie. Świnia przyjedzie później.
Na co pada pytanie trzeciej:
- A o kim mówicie?
Jak się okazało, mowa była o dziku, którego upolował ojciec Pani Młodej. Pieczony dzik, podany około północy, był jednym z ciekawszych punktów przyjęcia. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 5 Września 2012, 23:46
|
|
|
5 września 2012, środa.
Dwadzieścia minut na dwunastą w nocy.
Środowy wieczór początku września. Z głośników laptopa płynie nastrojowa muzyka z filmu „Amelia”. Filmu, o którym, gdzieś kiedyś mi ktoś wspominał; ale jeszcze nie miałam okazji go widzieć. Może, kiedyś. Na razie pozwalam się czarować muzyce z fortepianem w tle. To, po harfie, chyba mój najbardziej ukochany instrument. W sumie i jedno i drugie ma ze sobą wiele wspólnego. A może to dlatego, że harfa kojarzy się ze zwiewnymi księżniczkami a fortepian… wiem, że pianino to zupełnie nie to samo, ale grałam na nim kiedyś. A zawsze marzył mi się fortepian. Chociaż na pianinie nigdy nie grałam na dwie ręce. Zresztą nikt mnie nie uczył gry, sama opanowałam parę prostych melodii. „Świnki trzy”, „Panie Janie”, „Odę do radości” czy „Prząśniczki”.
Środowy wieczór? W sumie bardziej noc, ale cóż, kiedy półtora godziny temu dopiero wyszło się z pracy? Dla mnie to jest wieczór, mimo tego, że za pół godziny będzie już czwartek. Nic to. Czekam na powrót Lubego, który hasał całe popołudnie po Dzikich Polach.
Och. Teraz płynie melodia jak z patefonu, z charakterystycznym szumem. Przypomina mi się adapter, który mieliśmy w domu. Nie pamiętam już jakiej był firmy. W każdym razie słuchałam na nim bajek. O gąsce Balbince, czy o dzieciach taty Abecadła. Lubiłam obserwować sunącą po winylowych drogach igłę. Puszczałam sobie płytę Africa Simona, kojarzę niestety tylko jego dwa utwory. Mama często powtarzała, że była raz na jego koncercie w Spodku i bardzo go chwaliła. No i jeszcze płyta Kapeli Czerniakowskiej ze zdjęciem kapeli przy bramie. I piosenka „Ja jestem chory i nie wiem, co mnie boli. Ślepa kicha, czy stolcowa – wczoraj jeszcze taka była zdrowa”. Chociaż osobiście śpiewałam z nieznanych mi przyczyn - „ślepa kicha czy wątroba”. W każdym razie podobno mój brat w latach swych młodszych, których nie pamiętam, bo mnie nie było na tym świecie – śpiewał to wielce uciesznie.
Tak się zajęłam wspomnieniami, że zupełnie uciekł mi wątek teraźniejszy. Muzyka z „Amelii” odsuwa w dal rzeczywistość i przenosi mnie w świat, ten „świat z seansu w starym iluzjonie”. Tylko, że to wszystko się ze sobą łączy z tym, co mnie tknęło, żeby w ogóle zacząć pisać. Nowe mieszkanie. Nowe dla mnie, bo znów się przeprowadziliśmy. Ale jednocześnie – stare. Blok ma swoje lata i mieszkanie też zachowało charakter sprzed parudziesięciu lat. Tapety, które być może wiszą tu od samego początku. Kafelki proste i zwyczajne, bo tylko takie były. Meblościanka, jaką niemal każdy kogo znam posiadał lub wciąż jeszcze posiada. Sama miałam w domu podobną. I barek też jest; barek, z którego odpadła klapa już po pierwszy otwarciu, bo trzymała się na jednej, dosłownie jednej, śrubie. Odkręciliśmy ją i odstawiliśmy w kąt, gdy będziemy się stąd wynosić, możemy właścicielom ją ponownie przykręcić, czemu nie. W mojej meblościance to nawet nie pamiętam jak wyglądała klapa do barku, tak dawno to było, gdy została wykręcona.
Jest w tym mieszkaniu tak zwyczajnie, tak powszednio, że niemal od razu je zaakceptowałam. Jasne, jego stan ogólny nie napawa optymizmem. Przydałby się mu generalny remont, ale to może kiedyś uskutecznimy. Może nie aż tak generalnie, nie będziemy zrywać kafelek w kuchni czy kłaść jakichś w łazience, w końcu to tylko wynajmowane lokum. Jednak odmalowanie sufitów nie stanowiłoby wielkiego wydatku, a odświeżyłoby nieco atmosferę. Na razie odświeża ją odświeżacz powietrza, którego nazwaliśmy Mruczek – bo wydaje odgłos podobny do kociego pomruku za każdym razem, gdy wypuszcza kolejną dawkę zapachu.
W każdym razie to pierwsze mieszkanie z trzech w sumie, jakie zasiedliłam, gdzie mogliśmy swobodnie wyeksponować książki. W pierwszym stały w niewysokim regale przy półko-tapczanie, zwanym przeze mnie trumno-tapczanem*, a kiedy ten był rozłożony to dolnych półek nie było widać. Część książek miała swoje miejsce na trumno-tapczanie. W drugim mieszkaniu była meblościanka, ale tak umiejscowiona, że półki z książkami zasłaniało skrzydło drzwi, kiedy były otwarte. Tutaj zaś książki zaanektowały pięć półek, a „Myśli nieuczesane” robią za awangardę książkowej armii i stoją na szóstej półce, jakby chciały dać do zrozumienia – tu też będziem stać! Bo wszędzie tam, gdzie stanęła choćby jedna książka od zawsze była, jest i będzie półka na książki. I tak to właśnie jest.
*nie pamiętam kiedy, ale pewnego razu przejęzyczyłam się i powiedziałam o tego typu meblu: trumno-tapczan i jakoś się mi to spodobało.
Luby wrócił w pielesze i jakoś wena do pisania umknęła, choć muzyka z „Amelii” jeszcze się nie skończyła.
W każdym razie mieszkamy od mniej więcej miesiąca na gdańskim Przymorzu.
Rzeczywiście jest to tuż przy morzu, wystarczy przejść przez ulicę i spacerem przeciąć park im. Prezydenta Ronalda Regana, a po kilkunastu minutach wychodzi się na plażę i można popatrzeć na ciemne wody Zatoki Gdańskiej. W naszym bliskim sąsiedztwie znajduje się Falowiec, o żeby to jeden! Ale najbliżej mamy do tego jedynego, najdłuższego. Spacer wzdłuż niego zajmuje mi około 10 minut. Jest w nim coś zachwycającego i jednocześnie niepokojącego. Jakoś nienaturalne jest, aby blok był tak ogromny. Ale większym jednak zaskoczeniem niż jego rozmiar jest to, jak wyglądają piętra. Nie spodziewałam się, że wejścia do poszczególnych mieszkań są na galeriach. W pierwszym odruchu sądziłam, że to co widzę od strony głównej ulicy to balkony. Dopiero dłuższa obserwacja wyprowadziła mnie z błędu. Nigdy wcześniej się nie spotkałam z czymś podobnym. Wiem, że to się zdarza, ale jakoś i tak dziwnie trochę.
Wciąż jeszcze coś mi chodzi po głowie, chce się wydostać i zostać napisane, ale zmęczenie powoli lecz nieubłaganie przejmuje nade mną władzę. Nie sądziłam, że uda mi się napisać cokolwiek po tak długiej przerwie. W zasadzie już wcześniej chciałam wrócić, ale… zawsze było jakieś ale. Dorosłe życie nie jest takie zabawne jak na studiach, chociaż zdarzają się momenty, które zapadają w pamięć. Jak to zwykle w życiu bywa. Później forum jakiś czas nie było. A teraz chyba po prostu potrzebowałam się wygadać, bo z paru różnych powodów można rzec, że mam coś w rodzaju dołka. Ale nie jest to nic strasznego, minie jak wszystkie inne.
Niesamowite. Po „Amelii” puściłam sobie na YT muzykę Massive Attack, pełny album o nazwie „Mezzanine”, nie znam tej grupy muzycznej – przyznam szczerze. Było w proponowanych po prawej przy „filmiku” z muzyką z „Amelii”. W każdym razie wystartowałam z losowego punktu na pasku czasu w/w albumu i na co trafiłam? Na bardzo dobrze znaną mi melodię, bo słyszałam ją przez osiem sezonów House MD. Do tego to chyba trzeba mieć fart? A może znów się odezwała moja prekognicja… Pomijając to, to Massive Attack gra ciekawą ale dość ciężką muzykę; a przynajmniej ciężką dla mnie, po popołudniowej zmianie. |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Godzilla
kocia mama
Posty: 14145 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 6 Września 2012, 09:19
|
|
|
Ellaine, fajnie cię widzieć Zazdroszczę ci tego morza, że tak blisko. Pewnie nie raz napatrzysz się na duże fale. Jesień idzie. A ja nigdy tego na własne oczy nie widziałam.
Przypomniałaś mi bajki z adapteru. Teraz już nie zbieram, ale...
https://www.bajki-grajki.pl/
można dostać |
_________________ Blog
Kedileri çok seviyorum |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 17 Września 2012, 09:59
|
|
|
Mój drogi, nie wątp, gdy mówię, że mnie nie poznasz... Bo gdy wrócisz, a ja otworzę Ci drzwi, to staniesz jak wryty i będziesz się zastanawiał, czy nie pomyliłeś mieszkań.
*
Luby pewnego dnia rzekł mi, że zaczynam wyglądać zwyczajnie - czyli tak, jak przed ścięciem włosów. Pomyślałam sobie "Buraku! jak zetnę włosy, to..." Kiedyś Luby stwierdził, że mogę z włosami robić wszystko, co zechcę, bylebym nie ogoliła się na łyso, bo tego nie zdzierży. Mogę farbować, ciąć, kręcić... Nie jestem szczególną fanką fryzjerskich zabaw, więc zwykle niewiele robię z fryzurą. Mam włosy i już.
Mój Luby wyjechał na weekend do rodziców, ja z powodów obiektywnych nie mogłam pojechać z nim... Więc zaprosiłam kolegę, który ostatnim razem również obcinał mi włosy. Wówczas także zafarbował je, ale obecnie uznałam, że na razie - nie. Może za tydzień, albo dwa? Pomyślimy. W każdym razie wciąż mając w pamięci słowa Lubego, postanowiłam obciąć włosy tak, jak jeszcze nigdy mnie nie widział. Czyli o wiele krócej niż poprzednim razem.
Gdy kolega skończył dzieło, a Luby był jeszcze w pociągu, zadzwoniłam doń. I oznajmiłam, że kiedy wróci - nie pozna mnie. Nie uwierzył. Uznał, że się zgrywam, ot - babskie gadanie. Jednak, kiedy otworzyłam mu drzwi, jego pierwsza reakcja to było zaskoczone: LOL!
Miałam rację.
;) |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
ilcattivo13
Wirtualny Suwalski Niedźwiedź
Posty: 17772 Skąd: Suwałki (k. Dowspudy)
|
Wysłany: 17 Września 2012, 11:34
|
|
|
wrzuciłabyś fotkę |
_________________ DVRVM CACANTES MONVIT VT NITANT THALES |
|
|
|
|
fealoce
Sarah Connor
Posty: 3432 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 17 Września 2012, 14:06
|
|
|
No właśnie! |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 17 Września 2012, 14:47
|
|
|
A kto by to chciał oglądać? :P
Dobra, ale żeby nie było, że ostrzegałam. Jak ktoś nie ma mocnych nerwów to niech nie patrzy ;))
|
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
Martva
Kylo Ren
Posty: 30898 Skąd: Kraków
|
Wysłany: 17 Września 2012, 14:50
|
|
|
O, bardzo fajna fryzurka, i o wiele dłuższa niż się spodziewałam |
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
skarby
szorty |
|
|
|
|
fealoce
Sarah Connor
Posty: 3432 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 17 Września 2012, 15:04
|
|
|
Super Bardzo Ci w niej do twarzy |
|
|
|
|
Ellaine
New Avenger
Posty: 1308 Skąd: wysoki parter
|
Wysłany: 17 Września 2012, 16:25
|
|
|
Miło mi to słyszeć, znaczy się czytać :)
W każdym razie, Martvo, dawno nie miałam tak krótkich włosów jak obecnie. Pierwsze cięcie, gdzieś w marcu, to było z włosów niemal do pasa - skrócone tak, że opierały się na ramionach. A do wczoraj włosy miałam już sięgające niemal za łopatki. Ale owszem, zastanawiałam się nad jeszcze krótszymi,... może jednak innym razem ;) |
_________________ Słowo honoru jest nieodmienne - St. J. Lec
Jestem egzemplarz człowieka, a to znaczy - diabli, czyśćcowy i boski - J. Kaczmarski
PoSesja |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group |