Wysłany: 22 Września 2011, 17:06 Tekst numeru 72 - głosujemy do 12 listopada
4 teksty - 4 głosy, dawno tak mało nie było, ale może im mniej, tym lepiej? Sprawdźcie sami
Przypominam o konkursie na ocenę numeru. Przyznajemy dwie nagrody książkowe co miesiąc, jedna, dla wytypowanej przez komisję osoby, której wypowiedź najbardziej komisję zainteresowała, druga losowana pośród wszystkich, co wypowiedzieli się w wątkach związanych z danym numerem.
Ostatnio zmieniony przez xan4 15 Listopada 2011, 21:37, w całości zmieniany 3 razy
Właśnie przeczytałem A jeśli to ja jestem Bogiem? i mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony, opowiadanie świetnie się czyta, jest ciekawe, pewnie trochę inspirowane Incepcją. Moim zdaniem zasługuje na punkt.
Prawie.
Mam bowiem problem z zakończeniem, a dokładniej, z poważną logiczną wpadką. Bardzo poważną, bo wyjątkowo widoczną i rażącą.
Nie będę spojlerował, ale zachodzi tam coś takiego:
Spoiler:
Bohaterka chce poznać pewną umiejętność, którą ewidentnie wykorzystała zaledwie scenę wcześniej.
Kto przeczytał, ten zrozumie.
Czy coś mi umknęło, czy rzeczywiście autor mocno przejechał się na zakończeniu?
_________________ Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
Ostatnio zmieniony przez Mateusz Zieliński 28 Września 2011, 17:37, w całości zmieniany 1 raz
Mateusz Zieliński, nieeee! Chodziło mi o to, żebyś tamten post zostawił, jak był, ale w NOWYM napisał maxi spoilera tylko wziętego w tagi Bo mój z deka nieprzytomny mózg nic z Twoich dyplomatycznych wyjaśnień nie zrozumiał, zwłaszcza, że klepię na forum, robiąc równocześnie 3 inne rzeczy. A problem mnie zaintrygował.
No, dobra...
SPOILER! SPOILER!
Tylko dla tych, co czytali. Reszta mocno zepsuje sobie zabawę. Ostrzegam!
Spoiler:
... na końcu Ola rozmawia z Igorem, że warto dowiedzieć się, jak bandzior robi swoją sztuczkę, czyli steruje ludźmi na jawie. Chcą go przesłuchiwać, torturować. A przecież, chwilę wcześniej, sama zrobiła dokładnie to samo z policjantem...
_________________ Mój nick, to imię i nazwisko. Mówcie mi po imieniu...
Yyyy... Rany, Ty masz rację! To opowiadanie mi tak przyjemnie wchodziło, że nawet tego nie zauważyłam . Ależ też mi trochę pod koniec oklapł entuzjazm i zainteresowanie, bo ciekawszy był początek, kiedy jeszcze nie do końca było wiadomo, o co chodzi w całości.
Zagłosowałam przed chwilą na 3 pierwsze, żeby mi się coś przypadkiem nie przekliknęło, a uzasadnienie wklepie, jak dam radę.
A jeśli to ja jestem Bogiem? - PUNKT
Ale taki niepewny punkt. Bo oczywiście opowiadanie jest nienagannie zrealizowane (trudno, żeby nie) i czyta się je bardzo przyjemnie (punkt za tę przyjemność). Ale jednak z gatunku takich, co jednym okiem wlecą, a drugim wylecą (o ile literatura może wylatywać okiem, nieważne).
Pomysł nie jest szalenie oryginalny, a przy tym nie został zaopatrzony w jakieś nowe, ciekawe rozwiązania czy choćby wyraziste postaci.
Spoiler:
Nawet demoniczna mała dziewczynka to nic nowego.
Nauka w służbie - PUNKT
OK, jestem zgred i nie głosuję na humoreski, no ale jak mogłam nie zapunktować izomorfizmu polegającego na przegryzieniu klatki!
No i śmiałam się już w momencie, kiedy fizycy "podjęli środki ostatecznie, a mianowicie ukryli się u matematyków" - już nie potrzebowałam czytać didaskaliów, widać pewne, ekhm, mechanizmy w uczelnianych społecznościach są uniwersalne .
Multiplum - PUNKT, tekst numeru
Literacko podobało mi się ogromnie, jeden z tych tekstów, które mam nadzieję zapamiętać na dłużej. Kolejne odsłony opisywanej rzeczywistości. Mam brzydkie przeczucie, że coś może mocno zgrzytać od strony naukowej. Teoretycznie sama powinnam wiedzieć, czy zgrzyta, czy nie zgrzyta, ale ciężko mi się myśli tej pięknej, kaszlącej jesieni, więc pozwolę sobie tylko spytać bystrzejszych.
Spoiler:
Czy kawał złota, na który spadło trochę bardzo radioaktywnego brudu naprawdę może być aż tak silnym źródłem promieniowania? Literacko to jest super poprowadzone jako oś kolejnych scen, ale ja początkowo (zaspoilerzyłam sobie, że oni są chorzy na chorobę popromienną) myślałam, że medialion jest radioaktywny, bo jest jakąś tam fantastyczną Wunderwaffe. Tymczasem chodziło tylko o to, że znalazł się blisko wybuchu. Czy sama kurtka Kronprinca, który się utytłał pewnie na tym strychu, nie promieniowałaby bardziej?
Dalej już mniejszy kaliber problemów: czy Kronprinc byłby w stanie wyżyć i w miarę samodzielnie funkcjonować (choć chory) od lata aż do wczesnej zimy, jeżeli był w strefie skażonej i spał na medalionie (przyjmijmy, że radioaktywnym), a policjanci, którzy tylko trzymali go w pracy, pochorowali się tak szybko i tak bardzo? Ale ja się nie znam na chorobie popromiennej.
Dlaczego zrzucono na Breslau aż dwie bomby?
W ogóle to czy Amerykanie w sojuszu z Niemcami zrzuciliby atomówkę na Breslau?? A czy nie prędzej na jakieś polskie miasto (wtedy bronione przed nimi przez Armię Czerwoną)?
Ale to już oczywiście podpada pod historię alternatywną. Dla mnie sam gatunek tego opowiadania jest spoilerem, bo to jest pięknie stopniowo odkrywane, a właściwie spoilerem jest też - brak spoilera, że to się tak spokojnie kończy, bez jakichś właśnie fajerwerków typu, że medalion jest UFO albo zaginioną Arką.
Nie zrozumiałam tylko - dlaczego policjant w końcu nie ostrzegł gospodyni Kronprinca przed promieniowaniem? Przecież mógł.
Ogólnie wśród wielu tekstów o mocarstwowej Polsce naszych marzeń to opowiadanie przypomina, że zawsze mogło być gorzej.
Wiesław Gwiazdowski - ... według Obolewian
Rany julek, ależ zgniłe jajo na koniec dobrego numeru. W dodatku jakie to długie! Istota tego, czego nie toleruję w literaturze: najpierw nieśmieszne, ciężkie dowcipasy, a potem krwawa grosteska z pretensjami do Głębi. Zaiste głębokiej - jak szambo.
Wybaczcie, ale kolejne strony gwałtów i pseudonaturalistycznych opisów mordów, pod pretekstem Głębokiej (a jakże) tezy, że ludzie są zepsuci, wywołały u mnie tylko narastające obrzydzenie. Myślałam, że takie rzeczy, to tylko u konkurencji - wolałabym, żeby tak pozostało...
Czytałam miniaturę "Krwi" tegoż autora w NF3/2011 i najwyraźniej ten autor po prostu tak ma i już wiem, że powinnam omijać go dużym łukiem. Mam szczerą nadzieję, że nie natknę się w SFFiH na kolejne takie cudo.
Szczegół: autor dwukrotnie porównuje piękne, szczęśliwe kobiety z niemowlętami na rękach do... PIETY. Pieta to nie Madonna z Dzieciątkiem tylko Madonna rozpaczająca nad zwłokami Chrystusa!! I nie, to nie jest w ramach groteski, zwróciłam uwagę, że to jest w scenach "sielskich" (które oczywiście zaraz zostaną przekształcone w sceny ohydne, ale stanie się to potem).
Andrzej Ziemiański - A jeśli to ja jestem Bogiem? Zgrabnie napisane, temat nie nazbyt oryginalny, luzacki luz czasem przegina pałkę, są humorystycznie trafione momenty. Fragment w którym autor dywaguje na temat problemów psychologicznych sennych animków i ontologii świata snu osłabił mnie i przyprawił o ból zęba swoją banalnością. Mimo wszystko punkt.
Michał Cholewa - Nauka w służbie Fajne choć przesadnego szału nie robi, zwyczajnie lubię takie absurdalne groteski. Humor na niezłym poziomie. Punkt.
Jarosław Błotny - Multiplum Sam pomysł na świat alternatywny interesujący choć moim zdaniem nie całkiem dopracowany. Mam podobne zastrzeżenia co do sposobu wykorzystania radioaktywności jak cranberry. Fabularnie historia nienadzwyczajna ale dobrze zrobiona. Czyta się. Punkt
Wiesław Gwiazdowski - ... według Obolewian Zacząłem czytać i po pierwszych dwóch stronach myślę sobie 'ochi, chyba mam lidera tego peletonu'. Lubię takie przaśne klimaty od zawsze, dodatkowo mamy sporo drobnych koncepcików, sympatyczny humor, przy katapulcie (swoją drogą ci z suwalszczyzny jakiś fetyszyzm katapultowy bardziej gremialnie chyba reprezentują) byłem już całkowicie kontent. No. I tylko trza było to ciągnąć i nie zepsuć. Niestety to co zaprezentował autor w końcówce spowodowało, że straciłem wszelki pozytywne uczucia do tego opowiadania. Będzie bez punktu.
_________________ Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
Andrzej Ziemiański - A jeśli to ja jestem Bogiem? - zdecydowanie tekst numeru. Zabawny, doskonale napisany, z ciekawą fabułą (szkoda, że nie można tak robić w śnie...). PUNKT Michał Cholewa - Nauka w służbie - mało interesująca humoreska, kompletnie mnie nie ruszyła.
Jarosław Błotny - Multiplum - motyw fantastyczny mało zauważalny (wiem, że świat alternatywny, ale to chyba trochę za mało). Sporo nielogiczności, nieciekawi bohaterowie...
Wiesław Gwiazdowski - ... według Obolewian - tutaj zgodzę się z Fidelem - początek doskonały, nie mogłem się oderwać, aż do początku jatki, kiedy wszystko od razu obróciło się o 180 stopni. Obrzydliwe zakończenie.
Na razie jestem po opowiadaniu Ziemiańskiego (śliniłem się na nie już przy przeczytaniu zapowiedzi w poprzednim numerze), a jako, że nie jestem pewien czy przeczytam resztę stawki, wypowiem się już teraz.
Mi się bardzo. Ciekawe spojrzenie na temat snów (cholera, żeby to tak można było robić...), wartka akcja, intrygujący bohaterowie. Także ci, którym zazwyczaj nie podoba się twórczość tego autora nie powinni za dużo narzekać, nie ma tu m.in wielu wulgaryzmów (to co jest wydaje się niezbędne), postacie kobiet nie są przesadzone, wszystko jest na swoim miejscu, a akcja prowadzona jest w taki sposób, że cały czas trzyma w napięciu.
Wstrzymam się z punktowaniem do okolic zakończenie głosowania, chyba, że do tego czasu przeczytam resztę, ale już teraz mogę powiedzieć, że na pewno zagłosuję na "A jeśli to ja jestem bogiem?"
_________________ Nobody expects the SPANISH INQUISITION!!!
Ziemiański - lubię autora, opowiadanie czyta się przyjemnie, momentami nawet zabawna narracja... tylko pomysł mnie nie do końca do siebie przekonał, a końcówka wręcz pokazuje, że autor niespecjalnie wysilił łepetynę, bo takie sterowane sny można by było na sto innych sposobów wykorzystać. I im dłużej nad tekstem myślę, tym mniej mi się podoba. Oczywiście świat nie wie o sterowaniu snami, w końcu głupota i w ogóle, a tu nagle trzy osoby z taką możliwością się spotykają w jednym mieście. Czemu akurat oni? A skoro oni mogą, to pewnie i inni mogą.
No troszkę autorowi zabrakło. A do thrillera "Cela" z Jennifer Lopez to nawet dość dużo zabrakło. O Incepcji nie wspominając. Punktu nie będzie.
Cholewa - haha przednio uśmiałem się czytając i to ze trzy razy na głos. Co tu dużo gadać, dobrze napisane, humor wybrany jak pode mnie. PUNKT.
Błotny - Nie przeczytałem do końca i nie przeczytam. Po trzech stronach dałem sobie spokój. Językowo mi nie wchodzi, a fabularnie zdecydowanie nie moja bajka. Przykro mi, bo sporą część magazynu ten tekst zajmuje.
Gwiazdowski - u mnie jak u większości chyba. Do połowy czyta się bardzo przyjemnie, fajny język, dobre humorystyczne opisy sytuacji... a potem niknie to w jakimś niezrozumiałym dla mnie bełkocie. Szkoda.
Ziemiański - czyta się niesamowicie płynnie, jak 5, a nie 25 stron. Pomysł mi przypadł go gustu, ale ja generalnie lubię senne klimaty. Końcówka jednak trochę rwana i, jak już tu zauważono, nieco niespójna.
Cholewa - pomysł nawet fajny, ale wykonanie jakoś takie niepowalające.
Błotny - napisane porządnie, ale poza tym... Historia alternatywna jako sztuka dla sztuki, brak wciągającej akcji i ten jakże popularny w literaturze/filmie/grach błąd polegający na nieznajomości olbrzymiego ciężaru właściwego złota: złoty medalion o wielkości tarczy zegara ściennego ważyłby raczej 7,5 kg, a nie 750 g.
Gwiazdowski - zapowiadało się dobrze, ale potem ani śmieszne, ani mądre, ani nawet smaczne.
Punkt tylko dla Ziemiańskiego, bo mimo wad tekst bardzo dobrze napisany.
xan4, wiem, że tu się glosuje, ale ponieważ mamy "słaby numer, niestety" (jak wynika z postu powyżej), a moje opowiadanie tego poziomu nie podniosło , to tytułem sprostowania:
dziko pisze:
..."jakże popularny w literaturze/filmie/grach błąd polegający na nieznajomości olbrzymiego ciężaru właściwego złota: złoty medalion o wielkości tarczy zegara ściennego ważyłby raczej 7,5 kg, a nie 750 g."
Prostuję:
Wiem, że złoto ma olbrzymi ciężar właściwy, co powoduje, że w Fort Knox nie przechowuje się sztabek w stosach sięgajacych sufitu, bo inaczej sprasowałyby się pod własnym ciężarem. Jednakże numizmatów nie wykonywało się (i nie wykonuje) z czystego złota, tylko ze stopów, bo są twardsze. Ponadto multiplum Walensa miało sporą średnicę, ale niewiele wiemy o jego grubości. Pewnie niewiele przekraczało grubością zwykłe monety. Doceniam wiedzę "dziko", ale specjalistyczna wiedza z chemii czy fizyki nie przekłada się od razu na wiedzę z innych dziedzin. Nie mam podstaw, by nie ufać dr hab. prof. UW Aleksandrowi Bursche, który w swojej znakomitej monografii "Złote medaliony rzymskie w Barbaricum" ocenia wagę multiplum Walensa na 750 gramów.
Nie zawracałbym tym głowy, gdyby nie post "dziko" na temat mojego opowiadania, w znakomitej części poświęcony wadze multiplum Walensa. A, niestety, jestem szczególarzem.
jarekblotny, a jak wygląda sprawa z moimi wziętymi w "spolier" pytaniami dotyczącymi choroby popromiennej? Pytam serio, bo nie znam się na tym, a może na przykład wzorowałeś się na jakichś materiałach historycznych.
Samo opowiadanie od strony literackiej oraz alternatywnej wizji historii podobało mi się ogromnie. Hmm, tzn. pomysł mi się podobał, a nie sama wizja (brrr).
Jednakże numizmatów nie wykonywało się (i nie wykonuje) z czystego złota, tylko ze stopów, bo są twardsze.
Czyli np. złota około 22-karatowego (Krugerrand, amerykańskie złote dolary) - wiele to zmienia w ciężarze właściwym? Jakieś 5-6%. Poza tym, sam w tekście napisałeś, że "połyskiwało najczystszym złotem"
Cytat
Ponadto multiplum Walensa miało sporą średnicę, ale niewiele wiemy o jego grubości. Pewnie niewiele przekraczało grubością zwykłe monety.
Ja nie pisałem o "prawdziwym multiplum", ale o monecie, którą raczyłeś opisywać. Miała ona mieć średnicę zegara ściennego (czyli pewnie z 18-20 cm). Przeskaluj sobie Krugerranda do tych rozmiarów (nawet zakładając, że grubość rośnie sub-proporcjonalnie) i zobacz, jak bardzo wzrośnie masa. Nb. można też wykonać ćwiczenie odwrotne - największa złota moneta świata (wybita w Kanadzie) przy średnicy 50 cm waży 100 kg. Nie wiem, czy jest sens kłócić się z prostą matematyką.
dziko
Sprawdziłem:
Złote multiplum Walentyniana z IV w ne znajdujące się w Muenzkabinett w Wiedniu ma średnicę 10 cm i waży trochę ponad 400 gramów. Myślę, że - kto jak kto, ale - Austriacy przed wsadzeniem tego cacka do gabloty poprawnie je zważyli i zmierzyli. Nie ma więc możliwości, żeby podobny wyrób o średnicy 12-15 cm (myślę, że tyle miało multiplum Walensa z Zagórzyna, niewykluczone, że pochodzące z tej samej pracowni, a i zegar naścienny u mojej babci nie miał większej średnicy ) mogło ważyć kilka kilogramów. Moim zdaniem - góra - 1 kilogram, choć bardziej wierzę Prof. Bursche niż sobie i skłaniam się ku jego opinii, że było to jednak 750 gramów.
Natomiast "licentia poetica", że coś "połyskiwało najczystszym złotem"? No, cóż, nie widzę tu ani grama analizy fizykochemicznej (stopy?) i doprawdy nie należy z tego wyciągać jakichkolwiek wniosków, oprócz tego, że coś połyskiwało najczystszym złotem
Powiem więcej - dobrze wypolerowany brąz też połyskuje najczystszym złotem, a srebrne rzymskie denary z III w ne zawierały tylko kilka procent srebra, choć - mogę Cię zapewnić - również połyskiwały najczystszym srebrem.
Pozdrawiam
P.S.
Tak na marginesie... Czy my naprawdę rozmawiamy o detalach opowiadania, które zostało zamieszczone w miesięczniku z okładką przedstawiającą faceta ze skrzydłami? Co na to, kurde, ornitolodzy? Może to-to latać? Przeprowadzono jakieś badania potwierdzające taką hipotezę? Jaki gen odpowiada za taką mutację? Etc, etc...
Z mojej kolekcji monet. Jak wcześniej wspomniałem wysokość monety można przyjąć jaką chcesz. Końcowa wartość będzie będzie zmieniać się i tak liniowo. Przedstawione wyliczenie pokazuję jak wstawić tą wartość do wzoru.
Przykład na liczbach pokazuję jak zmienia się waga przy zmianie promienia badanej monety.
Z mojej kolekcji monet. Jak wcześniej wspomniałem wysokość monety można przyjąć jaką chcesz. Końcowa wartość będzie będzie zmieniać się i tak liniowo. Przedstawione wyliczenie pokazuję jak wstawić tą wartość do wzoru.
wiesz, matematycznych zastrzeżeń do Twojego wyliczenia nie mam, ale logicznych...
Grimzon napisał/a
Przykład na liczbach pokazuję jak zmienia się waga przy zmianie promienia badanej monety.
i grubość nie ma na to wpływu. Wiem, napisałeś to w tym samym poście
Sorki, że tak długo odpowiadam, ale musiałem przestać się śmiać
A na serio - Twoje wyliczenia są super i w ogóle i jeśli byłbyś tak łaskawy, to czy mógłbyś wyliczyć mi objętość ciasta w moich naleśnikach? Mając objętość, wagę obliczę sobie już sam. W końcu - za masło dyplomu ukończenia MI(E)SI mi nie dali
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum