To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - Ostatnio czytane

Beata - 25 Czerwca 2018, 19:55

Siła Naomi Alderman. Pomysł "naukowy", na którym narracja się opiera, jest IMHO stosunkowo nieistotny. Choć podpowiedział go Peter Watts, którego wiedzę biologiczną poważam, jest nieistotny o tyle, że nie stanowi sedna opowieści - jest tylko jakimś, w miarę logicznym, uzasadnieniem dla wypadków, jakie w książce usiłuje odtworzyć narrator. Bo narratorem jest mężczyzna, ukrywający się - zgodnie z sugestią znajomej - pod żeńskim pseudonimem, aby uniknąć zarzutu, że uprawia tzw. "literaturę męską", co w świecie powieści jest tej samej miary etykietką, co "literatura kobieca" w naszym. Narrator, z zawodu archeolog, decyduje się przedstawić wyniki badań w niestandardowy sposób - wynikiem jest właśnie ta opowieść, "odtwarzająca" przełomowe (i gwałtownie przebiegające) wydarzenia sprzed pięciu tysięcy lat, wydarzenia które doprowadziły do zamiany patriarchatu w matriarchat.
I wszystko jedno, jak bardzo szczegóły jego spekulacji są bliskie czy dalekie od prawdy (wyżej wspomniana nieistotność), dla czytelników zamiana ról społecznych jest faktem (dla bohaterów powieści - niekoniecznie). Wahadło wychyliło się w drugą stronę, stwarzając społeczeństwo tak samo protekcjonalnie traktujące połowę obywateli, jak nasze (tyle tylko, że płeć tych obywateli jest inna). Jedna z bohaterek zastanawia się, dlaczego niektóre kobiety, które w toku powieściowych wydarzeń zyskały fizyczną przewagę nad mężczyznami, zaczęły się nad nimi znęcać, i sama sobie odpowiada - "bo mogą". I właśnie to stwierdzenie wydaje mi się najważniejsze. Bo mogą.
To nie jest "literatura kobieca". To głos na rzecz równowagi.

Fidel-F2 - 26 Czerwca 2018, 09:50

Powrót z gwiazd - Stanisław Lem

Książka doskonała pod względem problemowym. Bada granice człowieczeństwa, pyta o jego sedno stawiając bohaterów w ekstremalnych sytuacjach środowiska krańcowo groźnego i krańcowo przyjaznego. Obnaża naiwność hurraoptymizmu lotów kosmicznych, typowego dla połowy ubiegłego wieku. Rozważa problemy związane z rozwojem sztucznej inteligencji i etyczne konsekwencje z tego wynikające. Zastanawia się nad kierunkami rozwoju społeczeństwa, zwłaszcza w kontekście postępu technologicznego, wskazuje na potrzebę zachowania balansu przyroda-technologia. Jest też kilka innych spraw. Na przykład Lem uświadomił mi, że gigantyzm wszechświata jest pośrednim dowodem falsyfikującym koncepcje istnienia boga. Przynajmniej tego z kilku popularnych religii. Widzimy też, że próba uporządkowania wszystkiego skazana jest na porażkę, zanurzony w człowieku pierwiastek irracjonalności wcześniej czy później dojdzie do głosu. Można też znaleźć tu kilka innych tematów do rozmyślań ale nie będę już tego ciąagnął bo wymagałoby to długiego eseju w miejsce krótkiej notatki.

Niestety pozostałe aspekty powieści są wyraźnie słabszej klasy.
Chociaż w aspektach problemowych Lem poszedł bardzo daleko, to jednak nie przyszło mu do głowy, że tak dalece zmieniona rzeczywistość zmieni też stosunki społeczne. W Powrocie z gwiazd ludzie są tak staroświeccy jakby od czasu dzieciństwa Lema nic się nie zmieniło w tej sferze. Zwłaszcza przedstawienie stosunków damsko-męskich w wymiarze społecznym, ale i jednostkowym, nie zasługuje na pochwały. Socjologiczny, i w sporej mierze psychologiczny, aspekt powieści to słabe punkty utworu. Brakło tu autorowi wyobraźni.

Fabuła jest symboliczna, zasadniczo bohaterowie szwendają się bez specjalnego celu z miejsca na miejsce i przeżywają. Kompozycja utworu jest zgrabna. Zostajemy wrzuceni wraz z bohaterem na głęboką wodę, razem z nim czujemy zagubienie w chaosie nieznanego świata. Po czasie sytuacja pozwala na próbę odnalezienia swego miejsca i pewnego uspokojenia, próbę odnalezienia kotwicy w postaci przyrody. Stylistycznie to typowy Lem, żaden artysta ale rzetelny rzemieślnik. Dialogi, próbujące nadmiernie zbliżyć się do naturalistycznego zapisu, nie są najlepszym pomysłem. Ten aspekt również nie zachwyca. Jedynie główny bohater jest rzetelnie, w sensie obszernie, skonstruowany. Chociaż też w jakiś dziwny sposób. Z całej ludzkości Lem wybrał do podróży międzygwiezdnej osobnika niezdyscyplinowanego, gwałtownego, skorego do przemocy, niestabilnego emocjonalnie. Co najmniej zastanawiające. Pozostali bohaterowie to wydmuszki, dekoracje, postacie namalowane na kartonowej planszy.

W płaszczyźnie przedmiotowej powieść zasługuje na najwyższą ocenę 10/10. Jako dzieło literackie to najwyżej 5/10.

8/10

Fidel-F2 - 2 Lipca 2018, 15:20

Droga przez wieś - Wincenty Burek

Autor urodzony i wychowany w podsandomierskiej wsi sprzed stu lat, przedstawia nam autentyczny obraz chłopskiego świata. Nie wymyślony przez inteligenta stylizującego się na rustykalizm ale rzetelnie ukazany przez człowieka znającego tę rzeczywistość z autopsji. Opowiadania napisane są specyficzną wiejską gwarą ale nie znaczy to, że językiem prymitywnym. Wręcz przeciwnie, znajdujemy tu styl o wysokiej kulturze, świadczący o świadomym narzędzia rzemieślniku. Dla czytelników zainteresowanych tematyką, rzecz niezwykle cenna.

8/10

nureczka - 11 Lipca 2018, 12:59

Córki Wawelu. Mam uczucia zmieszane. Doceniam i ogrom wykonanej przez Autorkę pracy, i walory edukacyjne książki, i warsztat pisarski, ale... Wyjątkowo nie lubię rozwiązania polegającego na łączeniu wykładu naukowego (no, powiedzmy popularno-naukoqwego), z fragmentami fabularnymi.
Mam wrażenie, ża autor/autorka (bo piszę tu nie tylko o danej książce, ale globalnie o konkretnym rozwiązaniu technicznym) albo uważa mnie za idiotę, który nie pojmie fabuły bez dodatkowych objaśnień, albo ma mnie za głupka, który książki popularno-naukowej nie łyknie i trzeba go zwabić elementami fabularnymi. W obu przypadkach czuję się urażona. :)
Do tego fabularne wstawki utrudniają mi skupienie się na części naukowej, a z drugiej strony wstawki naukowe sprawiają, że nie mogę uwierzyć w "fabularny" świat.
Podsumowując: rozum mówi mi, że to bardzo dobra książka, ale serce (czytelnicze) jest na nie.

Fidel-F2 - 23 Lipca 2018, 19:49

Pypcie na języku - Michał Rusinek

Zebrane w książkę felietony prasowe, traktujące o zjawiskach, błędach czy anegdotach językowych. Część zagadnień jest powszechnie znana, czasem niemal przysłowiowa, inne miło zaskakują. Pozycja lekka, humorystyczna, czasem głębsza, momentami błyskotliwa. Napisana językiem o bardzo wysokiej kulturze, bez maniery, przesady, fałszu. Brzmi jak najczystszy pasaż na pianinie.
Jedyna wada tego dziełka wynika z formy. Ponieważ są to felietony prasowe, autor musiał się zmieścić w określonym, niezbyt wielkim, limicie znaków. Efekt tej sytuacji jest taki, że w wielu przypadkach temat sprawia wrażenie potraktowanego bardzo powierzchownie, czujemy niedosyt. Szkoda, że pan Rusinek oddając do druku wersję zwartą, nie pokusił się o poszerzenie choćby części tekstów.

Trudno uznać Pypcie na języku za lekturę obowiązkową, jednak z pewnością nie zaszkodzi poświęcić temu wydawnictwu odrobiny czasu.

7/10

Silaqui - 4 Sierpnia 2018, 11:11

PLAYER ONE
Ernest Cline


Dawno żadna przygodowa i lekka powieść fantastyczna nie była tak trudna do zaklasyfikowania. Autorowi udało się bowiem napisać książkę, która, choć kierowana pozornie do młodego czytelnika, bardziej ucieszy rodziców nastoletniego geeka. Wszystko, co spotykamy na kartach powieści, jest odzwierciedleniem fascynacji Cline’a latami osiemdziesiątymi, czyli czasami, które współczesnym nastolatkom jawią się, w najlepszym wypadku, jako urocze retro. Umieszczenie akcji w rzeczywistości wirtualnej, do której jest nam przecież całkiem blisko, nie jest niestety wystarczającym zabiegiem, by uczynić „Player One” atrakcyjnym dla tych, którzy nomenklaturą grową posługują się często sprawniej, niż językiem ojczystym. Chyba zapomniał o tym tłumacz – przekładając dosłownie takie skróty jak PvP czy NPC, nadał tym samym przyjemnej w ogólnym rozrachunku opowieści niepotrzebnej siermiężności.

Początkowo główny bohater – spędzający całe dnie w sieci i operujący imponującą wiedzą z dziedzin nieprzydatnych w prawdziwym życiu – może odrzucić tych, których drażni stereotyp fanów fantastyki jako „no-life’ów”. Warto jednak wyzbyć się uprzedzeń i zajrzeć nieco głębiej, aby znaleźć w „Player One” przemycone potępienie ucieczki w sieć jako sposobu na życie, pochwałę przyjaźni czy też sprzeciw wobec internetowej monetyzacji człowieka jako jednostki. Dodatkowo każdy zagorzały fan fantastyki w wieku lat trzydzieści plus podczas błyskawicznej lektury otrzymuje przebogaty kalejdoskop tytułów i nazwisk, przywołujących wspomnienia z czasów, kiedy szybciej można było zebrać ekipę do sesji D&D niż ściągnąć jeden plik mp3.

Dla zakładanej grupy docelowej nagromadzenie ładunku niezrozumiałej nostalgii może okazać się nie do zniesienia, za to „Player One” sprawdzi się znakomicie w domach, w których popkultura jest obecna od czasów starych „Gwiezdnych Wojen” i kostek k20.

Luc du Lac - 4 Sierpnia 2018, 15:39

Eee, nie wydaje mi się aby Player One był kierowany do obecnych nastkow. Od początku książka jest pisana jako hołd dla końca lat '70i '80 i kierowana jest do tych którzy rozumieją kod zawarty w książce. Aż że realnie poziomem pisarstwa przypomina rzeczy wydawane dla YA to insza inszosc.
Silaqui - 4 Sierpnia 2018, 19:09

Luc du Lac napisał/a
Eee, nie wydaje mi się aby Player One był kierowany do obecnych nastkow. Od początku książka jest pisana jako hołd dla końca lat '70i '80 i kierowana jest do tych którzy rozumieją kod zawarty w książce. Aż że realnie poziomem pisarstwa przypomina rzeczy wydawane dla YA to insza inszosc.


U nas w Polsze wydane to zostało w serii dedykowanej nastolatkom, podobnie jak "Armada". A że był to marketingowy strzał w stopę, to insza inszość ;)

Luc du Lac - 4 Sierpnia 2018, 20:09

E nie, za drugim razem wydano to w w wersji "kinowej"-pierwszy był Amber.
jak czytam opimię ludzi na biblionetka to się podobało - mimo że często piszą że nie kumają tego całego background'u '70-'80
Jak już kiedyś pisałem - dla mnie książka to była fantastyczna podróż do mojej przeszłości, ale gdybym tego "nie znał " to książka jest taka se.

bio - 4 Sierpnia 2018, 22:09

Bo tak w ogóle, to fajnie coś znać i wiedzieć. To pierwszy stopień do przyjemności. A te bywają różne. Ale ten pierwszy... mmmm!
Silaqui - 5 Sierpnia 2018, 10:44

Luc du Lac napisał/a

Jak już kiedyś pisałem - dla mnie książka to była fantastyczna podróż do mojej przeszłości, ale gdybym tego nie znał to książka jest taka se.

Sporo z rzeczy wspominanych w książce znam raczej z drugiej ręki, ale mi się podobało - ot przyjemna rozrywka. Aż dziw, że tak bardzo słaby film z tego wyszedł.

Z innej beczki- przy okazji nowego wydania było spore oburzenie wśród fandomu z "mojego" pokolenia o to, że książka hołduje wszystkim złym stereotypom geeka. Trochę śmiechłam, ale to nie pierwszy raz, gdy ktoś kompletnie nie ogarnia o czym i czym jest książka (ostatnio przecież natknęłam się na recenzję "Kronik Marsjańskich", w której dowiedziałam się, że Bradbury "nie odrobił lekcji" przed pisaniem, opowiadania mają nielogiczności, a tak w ogóle to kto to widział marmury na Marsie...)

Luc du Lac - 5 Sierpnia 2018, 11:49

Książka była hermetyczna,
film musiał być dla wszystkich

Ot cała filozofia, i tak wyszedł lepiej niż myślałem.

ihan - 5 Sierpnia 2018, 18:58

Linda Nagata, Czerwień. Pierwszy brzask. Odświeżyłam, bo zaplanowałam przeczytać ciurkiem trylogię. I powtórka zdecydowanie poprawiła odbiór, bo teraz podobało mi się bardzo. Czasem małe rzeczy człowieka kupują, mnie kupiło tulenie broni w kołysce ramion, użyte bodajże dwukrotnie. I jakoś tak podniosło na duchu, że komandos może być inteligentny, równoważąc dobijający obraz cynizmu przedsiębiorców wojennych. Fajny też pomysł z neuroskalpem, przeniesienie na inny poziom tego, co się teraz uzyskuje psychotropami. Zabieram się za tom drugi.
nureczka - 5 Sierpnia 2018, 19:48

ihan napisał/a
Odświeżyłam, bo zaplanowałam przeczytać ciurkiem trylogię.

Niestety, IMHO, trylogia ma tendencję spadkową. Pierwszy tom bardzo misię, a potem jakoś zaczęło wiać nudą. Wizji technologicznej wystarczyło na zbudowanie pierwszego tomu, ale dalej z pomysłem na fabułę krucho. Jakby autorka miała gotowy szablon (co by po informatycznemu nie rzec framework) i waliła kolejne przygody wedle szablonu. Ale może marudzę?

ihan - 5 Sierpnia 2018, 22:17

Hmm, no to mnie zmartwiłaś.
konopia - 6 Sierpnia 2018, 07:33

Wyższa magia - Kira Izmajłowa, 3/5 niby fantasty, niby kryminał, przeczytane z braku czegoś innego pod ręka. Gdybym tego nie przeczytał to nic bym nie stracił i niczego nie żałował.
Przeczytałem i tez nie żałuje - pomogło zabić mi to czas w podróży, poza tym pożyczonemu koniowi ...
Nie mogłem się identyfikować z zadnym bohaterów ani z ich rozterkami, rosyjski Harry Potter to to nie jest.


Piata pora roku
- N.K. Jemisin ,
(na Woblinku maja dobre ceny na cały cykl 'Pęknięta Ziemia.', ebooki)
Jestem w połowie i bardzo mi się podoba, oby tak było do końca tego i oby pozostałe tomy były równie 'smaczne' .
Polecam 6/5 (- ocena po połowie książki).

nureczka - 6 Sierpnia 2018, 08:20

konopia napisał/a
niby fantasty, niby kryminał, p

To jest romans. Przynajmniej w zamyśle autorki.

konopia napisał/a
Hmm, no to mnie zmartwiłaś.

Zawsze jest szansa, że Ty tego tak nie odbierzesz.

Luc du Lac - 6 Sierpnia 2018, 09:21

Konopia romansu nie rozpozna nawet gdy będzie w jego środku ;)
konopia - 6 Sierpnia 2018, 16:35

Romans? :shock:
to dlatego na okładce było cos że wyższa magia to chemia, czy jakoś tak, a ja się nawet zastanawiałem czy to o alchemikach będzie, a to o inną chemię chodziło.

Ale ale, czy romans nie powinien być o uczuciach? z erotycznymi wstawkami i w ogóle? hm, jeśli patrzeć na to jak na romans, to aaaa, sam nie wiem, nie znam się.
kiedyś nawet oglądałem jakiś film, tzw komedię romantyczną, potem porzuciłem ten gatunek jako wnerwiający, strasznie długo zawsze to wszystko zajmuje bohaterom, ciągnie się to i ciągnie.

BTW: to teraz gdzie mam się zgłosić po dyplom za pierwszy przeczytany romans? :omg:



Luc du Lac, romans? żeby mnie żona zabiła? albo rozwiodła i zabrała dzieciaki? daj pan spokój.

nureczka - 7 Sierpnia 2018, 19:59

konopia napisał/a
hm, jeśli patrzeć na to jak na romans, to aaaa, sam nie wiem, nie znam się.

Ja też się nie znam, ale skoro autorka tak twierdzi (info z pierwszej ręki).

konopia napisał/a
porzuciłem ten gatunek jako wnerwiający, strasznie długo zawsze to wszystko zajmuje bohaterom, ciągnie się to i ciągnie

Może to zasługa tłumacza, że ten romans dał się przeczytać? :mrgreen:

dalambert - 7 Sierpnia 2018, 22:50

Wyższa magia to wcale niezły obraz rosyjskich uczelni wyższych, a że w fantastycznym kostiumie, tym milej i tłumaczony zacnie :)
Fidel-F2 - 7 Sierpnia 2018, 22:57

Admirałowie. Nimitz, Halsey, Leahy oraz King. Pięciogwiazdkowi admirałowie, którzy zdobyli dla Stanów Zjednoczonych panowanie na morzach - Walter R. Borneman

Pozycja w zamierzeniu jest biografią czterech pięciogwiazdkowych admirałów floty USA, ale tylko po części. Siłą rzeczy nie da się w takiej sytuacji uniknąć opowieści o wojnie, historii, polityce, wszak oficerowie ci piastowali najwyższe stanowiska. Śledząc ich losy, widzimy jednocześnie kilka płaszczyzn. Poznajemy historię powstania współczesnej US Navy, od momentu wojny amerykańsko-hiszpańskiej do czasów apogeum drugowojennego - koncepcje rozwoju, mechanizmy tworzenia nowych rodzajów broni, politykę personalną wraz z rozmaitymi podchodami, rozgrywkami i złośliwościami, itp. Kolejna sprawa to aspekt polityczny (tak wewnętrznie amerykański jak i międzynarodowy), który jest tu momentami eksponowany bardzo mocno. Wszak bohaterowie niniejszego opracowania, ze względu na rangę swoich stanowisk - zwłaszcza Leahy i King - od pewnego momentu, bardziej zajmowali się sprawami globalnej strategii i polityki niż dowodzeniem w ściśle wojskowym sensie. Oczywiście nie dało się też uniknąć stricte militarnego aspektu ale autor bardzo ładnie to przemyślał. Nie powtarza opisów znanych, wielki bitew, nie w tym jest sens tej pozycji. Bitwę o Midway zamyka w zasadzie jednym zdaniem, a może nawet przerwą między akapitami. Później jedynie odnosi się do pewnych aspektów czy wydarzeń, które mają znaczenie dla interesującej go narracji. Książka jest o admirałach i o tym jak "zdobyli dla Stanów Zjednoczonych panowanie na morzach", jej sednem jest holistyczne spojrzenie na proces powstawania potęgi US Navy poprzez życiorysy czterech admirałów.

Rzecz jest bardzo dobrze napisana zarówno pod względem konstrukcyjnym jak i literackim. Podział na rozdziały jest logiczny i zrozumiały. Czyta się świetnie.
Mam dwa zarzuty:
1. Gross książki oczywiście zajmuje historia drugiej wojny światowej. I chociaż faktem jest, że Pacyfik był dla amerykańskiej floty głównym teatrem działań, to jednak wydaje się, że warto by było napisać kilka słów więcej o Atlantyku. Bo w tej chwili jest ich tylko kilka.
2. Odrobinę kulejące tłumaczenie. Nie wiedzieć czemu torpedy napędzane są powietrzem skompresowanym zamiast sprężonego, wczesne niszczyciele miast kontrtorpedowcami zwane są niszczycielami torpedowców, itp. Od czasu do czasu trafiają się kiksy składniowe. Dodatkowo zdarzają się dopiski od tłumacza, coś tam wyjaśniające, w ogromnej większości kompletnie zbędne. Na koniec mamy dziwną manierę w tworzeniu przypisów, nie wiem czy to zasługa autora czy tłumacza.
Tak czy siak, wszystkie te wady razem wzięte nie ujmują opracowaniu zbyt wiele.

Wydane zgrabnie, twardookładkowo z estetycznym layoutem. Standardowo w takich przypadkach kilka mapek plus garść zdjęć.

Dla zainteresowanych tematyką rzecz konieczna.
9/10

Fidel-F2 - 12 Sierpnia 2018, 22:48

Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania - Kornel Filipowicz

Zbiór opowiadań o rozmaitej tematyce, z miejscem akcji rozpiętym na niemal całe dwudzieste stulecie. Nie znam życiorysu autora ale wiele z nich sprawia wrażenie mocno opartych na motywach autobiograficznych.
Prezentowane historie opowiadają o drobiazgach - obserwacja kota, motyla, ale również o /sprawach cięższego kalibru jak zdrada czy gwałt i morderstwo dokonane na dziewczynce. Pomijając oczywiste tematy poszczególnych opowieści, przez cały zbiór przewijają się, niejako w tle, rozważania o przemijaniu, wartościach, naturze człowieka, odwieczne pytania o sens, uczucia, o to co najważniesze w życiu.
Narracja jest spokojna momentami nawet rozwlekła, bez potoczystej, pędzącej akcji, nagłych zwrotów. Mimo wszystko jednak nie nuży. Niektóre przepisy kulinarne zawierają zwrot przerażający początkujących kucharzy - 'ile zabierze'. Doświadczony kucharz radzi sobie z tym bez problemu. I taka jest proza Filipowicza. Każda scena przedstawiona jest dokładnie tak jak powinna. Zawiera tyle słów ile powinna zabrać.
Brak tu udziwnień formalnych, ekwilibrystycznych środków stylistycznych czy barokowej ornamentyki. Filipowicz pisze językiem prostym, ale nadzwyczaj eleganckim. Czyta się tę literaturę z ogromną przyjemnością.

9/10

Fidel-F2 - 28 Sierpnia 2018, 09:12

Nokturny. Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu - Kazuo Ishiguro

Pięć opowiadań a jakby jedno. Wszystkie skonstruowane są w ten sam sposób i mówi o nim podtytuł zbioru. Tłem, osnową jest muzyka, myślą przewodnią emocje, uczucia które już przebrzmiały, związki na granicy swego pierwotnego kształtu, na granicy rozstania, przeobrażenia we własną karykaturę. Bohaterowie skonstruowani bardzo podobnie, choć z pietyzmem, outsiderzy, z jakimś życiowym handikapem. Fabuły dość interesujące acz odrobinę wydumane, sprawiają wrażenie mało rzeczywistych, naciąganych. Ale to zarzut być może też odrobinę naciągany. Całość podana w atmosferze jakiejś dekadentystycznej melancholii, nostalgicznego zmierzchu. Miejscami humor kącikiem warg, samym wyrazem oczu.

Nie jest to jakaś wielka literatura, ale dobrze napisana, elegancko, spokojnie. Lektura jest przyjemna w odbiorze, relaksująca, odrobinę skłaniająca do przemyśleń nad konstrukcją świata.

Można ale obowiązku nie ma.

7/10

Fidel-F2 - 6 Wrzeœśnia 2018, 09:27

Wszystko jest iluminacją - Jonathan Safran Foer

Interesująca pozycja. Oczywisty manifest antywojenny umieszczony w lekko niestandardowej formie. Mix powieści epistolograficznej z memuarystyczną, fragmentami okraszony ułomną angielszczyzną jaką posługuje się jeden z bohaterów. Komuś niechętnemu lekturze może to odrobinę przeszkadzać ale nie przesadzajmy, nie jest to zapora a jeno lekko wyboista droga. Kolejny mix to mieszanka komizmu i dramatycznej powagi, dojmującego smutku. W tym aspekcie odnajdujemy powinowactwo z Paragrafem 22 Hellera, może nie aż tak mistrzowskie ale niewiele ustępujące. Heller jest subtelniejszy, Foer bardziej dosadny. I ostatnia mieszanka to, skonstruowani bardzo przemyślanie, bohaterowie. Z początku, każdy bardzo swoisty i różny od pozostałych, z czasem okazują się, mimo różnic, bardzo podobni. Widzimy to, gdy w końcu przedzieramy się przez wierzchnie maski i powłoki, i docieramy do najistotniejszych warstw człowieczeństwa.

Wymowa powieści jest jednoznacznie antywojenna, krytykująca podziały narodowościowe, religijne. W sumie rzecz mało odkrywcza, acz dla wielu wciąż nie do pojęcia. Z głowami nabitymi bredniami patriotycznymi czy religijnymi idą urządzać innym życie przy pomocy wszelkich środków nie wyłączając ognia i miecza. Problem polega na tym, że oni nie czytają takich książek. Wzrok mają wbity w katechizmy a wsłuchani są w przemówienia przywódców.

8/10

dziko - 11 Wrzeœśnia 2018, 21:02

Theodore Sturgeon - More Than Human

Starocie (1953) ale z gatunku tych, które starzeją się bardzo dobrze, bo nie jest o latających samochodach (to znaczy w sumie jest ;-) ) i statkach kosmicznych. W jakimś sensie to nawet była awangarda tego, co obserwujemy we współczesnej fantastyce, zwłaszcza serialach. Podczas lektury pojawiają się pewne skojarzenia z "Kwiatami dla Algernona" Keyesa, choć to w sumie zupełnie inna powieść niż "Kwiaty...". Początek ciężkawy, ale nie należy się zrażać, potem pięknie się rozkręca.

Fidel-F2 - 13 Wrzeœśnia 2018, 16:32

Podróż zimowa - Jaume Cabré

Podchodziłem do lektury z lekkim niepokojem, tym razem dostajemy zbiór opowiadań, wszystkie wcześniej wydane pozycje były powieściami. Opowiadanie to sztuka trudniejsza, autor ma mniej przestrzeni do narysowania świata, bohaterów, do przekazania myśli. Na szczęście obawy były bezprzedmiotowe. Bo chociaż to zbiór i w zasadzie każde opowiadanie może być traktowane oddzielnie, to rzecz nabiera urody dopiero jako całość. Bohaterowie, wydarzenia, zjawiska łączą się, zazębiają tworząc labirynt uzupełniających fabuł, znaczeń. Pojedyncze opowiadanie, samo w sobie nawet interesujące ale proste i z przesłaniem jednowymiarowym, okazuje się elementem bez którego obraz całości mocno by ucierpiał.

O czym tym razem pisze Cabré? Jak zwykle skupia się na człowieku i kondycji człowieczeństwa. Pokazuje jakie znaczenie dla pojedynczego człowieka mogą mieć drobiazgi i jak różnie mogą być odbierane przez różnych ludzi i jak często rozmaite problemy wynikają z tego, że nie dbamy o innych w tym aspekcie. Istotnym elementem tego tomu jest też sztuka i relacja w jakiej pozostaje z nią pojedynczy człowiek. Sztuka która może być błogosławieństwem ale i przekleństwem a czasem zupełnym przypadkiem.

Oczywiście forma, jak zwykle u tego autora, jest specyficzna gramatycznie i narracyjnie. Dodatkowo w podobny sposób zaburzona jest też opowieść fabularna w perspektywie całej publikacji. Pewne cechy charakteru, stosunek do różnych aspektów rzeczywistości, pewne znaczenia, pojawiają się i znikają w kontekście kolejnych bohaterów, ukazując rzecz z różnych perspektyw.

Lekkie pióro autora pozwala na lekturę szybką i nieobciążającą. Może to spowodować u części czytelników uczucie płytkości i prostoty. Nic bardziej mylnego. Podróż zimowa to tom przemyślany i niosący wiele treści.

9/10

Fidel-F2 - 18 Wrzeœśnia 2018, 20:36

Teatro Grottesco - Thomas Ligotti

Groza, horror i okolice to nie moja estetyka ale od czasu do czasu próbuję. Raz, bo czasem nazwisko rośnie i puchnie zachwytami, nagrodami i coraz trudniej znaleźć komentarz który nie zawiera słowa "kultowy" i może rzeczywiście coś mnie omija. A dwa bo syndrom parówek. Nie jem, nie jem, nie jem aż w końcu zaczyna mi się wydawać, że bardzo bym chciał, że stanowczo potrzebuję parówek. Wtedy kupuję, jem i znów wiem czemu ich nie jadam. Na kilka miesięcy jest spokój. Tak było z Lovecraftem na ten przykład. Poziom kultowości jaki go dotyka jest chyba wszystkim znany ale nikt na świecie nie produkuje tak złych parówek jak zła jest proza tego "literata".

Tym raze przyszła kolej na Ligottiego. No i w zasadzie sytuacja się powtórzyła, przypomniałem sobie czemu nie przepadam za grozą. Niemniej, nie można tych dwóch pisarzy stawiać koło siebie, byłaby to duża krzywda dla Ligottiego. Pomimo pewnych wad jego pisarstwa, jest o wiele lepszy od Lovecrafta, w zasadzie w każdym aspekcie.

A teraz do rzeczy

Literacko Ligotti jest zupełnie niezły, zazwyczaj elegancki, klarowny, pisze bez potworków językowych, czyta się tę prozę bez trudu. Ma jednak jedną wadę, nadużywa powtórzeń i niestety jest to dość częste i jaskrawe i psuje ogólnie pozytywny obraz. Rozważałem koncepcję, że autor używa tych powtórzeń świadomie, ale po namyśle odrzuciłem ją. Byłby to bardzo nieudolny zabieg artystyczny.

Dużą, z mojego punktu widzenia, wadą jest wszechobecna monotonia. Nie ma tu puent, kontrapunktów, punktów kulminacyjnych, kontrastów, jest za to nieustanna monotonia, szarość narracji, znużenie. I jeśli w jakiś sposób można mówić, że proza Ligottiego jest trudna, to tylko z tego względu. Trzeba odrobinę wytrwałości by w tym idealnie płaskim pejzażu nie zasnąć. Na szczęści to opowiadania, są stosunkowo krótkie, jakoś daje się dobrnąć do końca.

Fabularnie nie ma tu wiele ciekawego. Część opowiadań opiera się na ogranych, dość płytkich schematach, część opowiada historie bez sensu i logiki, inne coś tam opowiadają w zupełnym oderwaniu od czegokolwiek. Najlepiej oceniam dwa utwory, bardzo kafkowskie w stylu, „Czerwona wieża” i „Nasz tymczasowy nadzorca”. Pierwszy obnaża naiwność koncepcji istnienia boga, drugi bezmyślność i bezsensowność kieratu ludzkiego życia. Dzięki tym tekstom, czasu spędzonego z Teatro Grottesco nie uznam za zmarnowany, choć o całej reszcie zapomnę szybko.

Być może część z wymienionych przeze mnie wad (np. monotonia) to celowy zamiar artystyczny i twórca po prostu nie trafia w moje oczekiwania.

Dużo się mówi o filozofii Ligottiego. Nie wiem, dla mnie to gruba nadinterpretacja, niczego specjalnie interesującego tu nie odnajduję.

Dwa wcześniej wymienione opowiadania oceniam wysoko, na 8-9/10, resztę w granicach 2-6/10. Po krótkim namyśle całemu zbiorowi mogę przyznać ocenę delikatnie pozytywną 6/10.

Beata - 19 Wrzeœśnia 2018, 15:31

Skończyłam 1968. Od Wietnamu do Meksyku Oriany Fallaci. Bardzo mi odpowiada styl autorki, a to pierwsze jej teksty, jakie łyknęłam (bo wywiad z Wałęsą, który czytali kiedyś wszyscy, pamiętam jak przez mgłę i za nic nie podejmuję się zza tej mgły wyrokować). Wygląda na to, że z przyjemnością przeczytam inne jej książki - jest ironiczna tam, gdzie oczekuję ironii, zostawia miejsce dla wyobraźni czytelnika, umie poruszyć emocje. A przy tym jej reportaże są uporządkowane: płynnie przechodzi od jednej kwestii do następnej, nie gubi wątku, mówi dokładnie to, co chce powiedzieć. I ładnie puentuje.
ihan - 20 Wrzeœśnia 2018, 22:09

Ludzie z Placu Słońca. Zbiór felietonów o Hiszpanii Aleksandry Lipczak. Nabyte na prezent i dzięki polecance w Tok fm. Bardzo, bardzo mi się podobały. Uświadomiły mi moja niewiedzę i niezwykle pozytywnie nastawiły dp Hiszpanów. Przeciekawe, jak może wyglądać społeczeństwo, jak można się zrzeszać w ruchy obywatelskie zamiast skakać do gardeł i obrzydzać się nawzajem. A i uświadamia, że jednak każdy kraj miał swoje momenty złe, nie tylko Chrystus Narodów cierpi za wszystkich. Czuć, że autorka jest zafascynowana Hiszpanią, naprawdę skusiłaby mnie na emigrację.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group