To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Mechaniczna pomarańcza [film] - Ostatnio oglądane filmy

Fidel-F2 - 6 Wrzeœśnia 2016, 14:28

The Bling Ring Zupełnie w porządku ale jak na Sofię Coppolę to jednak mam niedosyt, brak magii która pojawia się w jej wcześniejszych filmach. Mamy tu analizę pewnej pustki którą niesie ze sobą współczesna cywilizacja. Ale czy kiedykolwiek było inaczej? Po prostu dziś beztroskie życie dostępne jest znacznie większej liczbie osobników.
krisu - 6 Wrzeœśnia 2016, 20:01

Fidel-F2,
+1 za to że w ogóle chciało Ci się to oglądać, ja odpadłem po 15 minutach.

thomas2411 - 6 Wrzeœśnia 2016, 23:04

Londyn w ogniu - nie oglądajcie. 1/10 to "nad wyraz łaskawa ocena tego gniota".
Luc du Lac - 7 Wrzeœśnia 2016, 11:21

już poprzednia część była przegniotem - co cię skusiło ?
thomas2411 - 7 Wrzeœśnia 2016, 15:50

Nawet nie wiedziałem, że była poprzednia. W sumie lubię tego typu filmy. Początek był OK, ale jak już się zaczęła strzelanka w Londynie to już coraz gorzej....no a jak już zaczęli się odzywać to zwątpiłem.
Chal-Chenet - 7 Wrzeœśnia 2016, 23:00

Dunadan napisał/a
No i Spiderman był kapitalny!

Fakt. Jestem ciekawy jego solowego filmu i to nawet biorąc pod uwagę, że w sumie nie przepadam za postacią Pajęczaka.

Memento - 9 Wrzeœśnia 2016, 23:57

The Dark Knight Trilogy, po jednym filmie na wieczór. Nadal ubóstwiam i nadal ubolewam nad baśniowym zakończeniem, tym bardziej że cała trzecia część to wszystko co dobre z dwóch wcześniejszych filmów podniesione do piątej potęgi. I kapitalne Deshi Basara.
mesiash - 12 Wrzeœśnia 2016, 11:46

Aż dwa filmy akcji wpadły. Zacznę od tego lepszego, o którym warto: (będą małe spojlery)
Kapitan Ameryka: Wojna Domowa (czy jak tam się to tłumaczyło). Zdecydowanie najlepszy film z tej serii, ale wciąż nie mogę przeboleć tego jakim dupkiem jest Iron Man, i jak bardzo do tej roli pasuje RDJ. Tak sobie myślę, że scenarzysta chciał w jakiś sposób stworzyć film, który będzie alegorią publicznej debaty o bezpieczeństwie w USA, i nawet nieźle to działało, chociaż było ugryzione wyjątkowo płytko. Całość fabuły można streścić w pięciu zdaniach, i to dużo mówi o tym, ile ten film ma w sobie wartości poza scenami akcji. Pajęczak nawet udany, ale drażniły mnie w nim dwie kwestie - był znacznie mocniejszy niż komiksowy pierwowzór jaki zapamiętałem i jako jedyny nie miał własnej opinii.

Nastoletnie zmutowane żółwie ninja 2. Głupie jak but, i gdyby nie antagoniści to pewnie wyłączyłbym w trakcie. Właściwie trudno pisać cokolwiek o filmie, który jest dla 9-12 latków innego, niż że jestem już za stary by tracić na takie rzeczy czas, ale i tak będę to robił :)

Luc du Lac - 12 Wrzeœśnia 2016, 12:06

IRON M. to chyba najlepsza długoterminowa postać filmowego uniMarvela :)
ilcattivo13 - 12 Wrzeœśnia 2016, 15:08

Z ostatnich dwóch miesięcy, tylko te, które zapamiętałem.

The Duel. Końcówka XIXw., strażnik Teksasu dostaje zadanie wyjaśnienia sprawy morderstw, które mogą doprowadzić do wojny z Meksykiem. W rolach głównych Thor i Urodzony morderca. Thor po raz pierwszy zagrał jak człowiek, i bez wydepilowanej twarzy i loczków już nie wygląda jak Książę Z Bajki, tylko jak mężczyzna. Urodzony morderca potwierdził, że nadaje się do ról psychopatów, choć w swojej szczytowej formie nie jest. Poza tym podobało mi się podejście do broni i strzelanin, jak na amerykańskie warunki bardzo realistyczne. Film ponury i brutalny, ale robi swoje i trzyma w napięciu. Daję 7/10

Triple 9. Gra w policjantów i złodziei, z marginalnym udziałem brzydszej połówki Świętych z bostonu, gdzie policjanci robią po obu stronach. Jeśli przymknąć oko na skrajnie debilny pomysł wyjściowy do fabuły, że niby przy ranieniu lub zabiciu policjanta zjeżdżają się na miejsce wszyscy policjanci w mieście, łącznie z tymi, którzy od lat siedzą za biurkiem, to jest całkiem nieźle. 6/10.

Blood father. Jedynie słuszny Mad Max w roli starego ex-skazańca, który usiłuje wyciągnąć z kłopotów swoją córkę. Fajny film, sporo czarnego humoru, nie mniej akcji, trzyma w napięciu aż do, niestety, słabej końcówki. Ale 7/10 się należy, choćby dlatego, że lubię Mad Maxa w rolach przestępców, nawet byłych.

The Secret Life of Pets. Taka sobie bajeczka z morałem, całkiem niegłupia, ale jakaś taka ździebko bez charakteru. I ewidentnie kręcona przez fanatycznych miłośników psów. 6/10

High-rise. Ekranizacja powieści J.G. Ballarda, z jego antymodernistycznego okresu twórczości. Ciężkie kino, surrealistyczne, brutalne, pełne seksu - właśnie takich filmów nie kręcą Amerykanie :) Troszkę szkoda, że twórcy nieco zbyt nachalnie przyłączyli do przekazu książki nawiązanie do obecnych kłopotów z emigrantami, i że w jednej ze scen tak łopatologicznie to wyjaśnili (pewnie na potrzeby wyświetlania za oceanem), ale w sumie zbyt dużo nie popsuli. No i nie można nie zauważyć, że troszkę przypasowało do brexitu. Aktorsko jest dobrze, a miejscami nawet bardzo dobrze, znowu widać przewagę aktorów z talentem i porządnym, teatralnym wykształceniem, nad takimi, co tylko dobrze wyglądają. W sumie to bardzo dobra, uwspółcześniona interpretacja prozy Ballarda, daję mocne 8.5/10. Albo i 9/10, jest tak mało ekranizacji książek Ballarda, że się należy.

Jason Bourne. Robione na siłę, nie ma nawet śladu charakteru poprzednich części. Tommy Lee i Cassell nie pomogli. Sieka dla sieki, 4.5/10.

Nice guys. Stary i gruby Gladiator z wymoczkowatym Drivem rozwiązują zagadkę śmierci aktorki porno. Porządne, rozrywkowe kino akcji, trochę w stylu kina radosnej rozpierduchy lat osiemdziesiątych. Może dlatego, że akcja dzieje się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych? Łotewer. 7.5/10.

April and the Extraordinary World. Film animowany zrobiony w klasycznym, francuskim komiksowym stylu, coś jak TinTin (ale mówię o komiksie, nie o filmie). Alternatywna historia XX wieku, bez paliw płynnych, tylko wungiel i wungiel, epickie pociągi, porwani naukowcy, te sprawy. Świetne, verne'owskie klimaty, troszkę moralizatorstwa, ale ginie to w zalewie przygód, które spotykają bohaterów. Świetny film. 9/10.

Angry Birds. 3/10 za Orła.

Batman. Killing joke. Kolejna animacja z Batmanem zrobiona na serio. Mroczna, brutalna, surrealistyczna. Prawdziwie batmanowa. 7.5/10.

Barney Thomson. Żywot fryzjera poććiwego zrobiony przez ludzi mających nadmiar wisielczego humoru. Świetny, pokręcony scenariusz, świetny aktorsko (Emma Thompson i Ray Winston wymiatają), fajny klimat. 8.5/10.

Chal-Chenet - 12 Wrzeœśnia 2016, 23:30

The Conjuring 2

Całkiem przyjemny, typowy nowoczesny horror. Czyli nawiedzony dom, fatalistyczne wizje problematyczne dziecko, furtka dla demona, bohaterowie na odsiecz. Wszystko okraszone dość dusznym klimatem i jump scenami. Widza obytego w gatunku raczej niczym nie zaskoczy, ale daje dwie godziny rozrywki na dobrym poziomie.
7/10

Fidel-F2 - 14 Wrzeœśnia 2016, 10:03

Sekstaśma - Sex Tape Para nagrywa film ze swoimi igraszkami w łóżku, film przez przypadek dostaje się na ipody sporej grupy przyjaciół i znajomych. Bezmyślna i głupawa komedyjka, tu i tam jest śmiesznie ale w pozostałych miejscach raczej prymitywnie. W sumie nie boli za bardzo ale ewidentna strata czasu.
ilcattivo13 - 17 Wrzeœśnia 2016, 00:28

Free State of Jones. Oparty na faktach (oczywiście autentycznych) film o dość kontrowersyjnych (znaczy, dla Amierikańców, zwłaszcza południowych) wydarzeniach z czasów wojny secesyjnej i kilku lat po.
W roli głównej Matthew, który przyzwyczaił do wysokiego poziomu aktorstwa (znaczy, ostatnio, bo wcześniej, jak grywał w romansidłach i tych kiepskich ekranizacjach durnych powieści sensacyjno-przygodowych, to było co najwyżej średnio) i tu ten poziom utrzymał. Facet jest stworzony do grania ról surowych, topornych południowców. Reszta ekipy prawie niezauważalna. Poza jego drugą kobietą, wg. niektórych historyków (ewidentnie kulawych na któreś oko) mającą w rzeczywistości domieszkę białej krwi, choć sądząc po jedynym dostępnym w sieci zdjęciu, ta domieszka to musiał być składnik kaszanki, którą ta ewidentnie typowa przedstawicielka ludów pierwotnych zamieszkujących Papuę tudzież Nową Gwineę lubiła przyrządzać z białych misjonarzy.
Historia ździebko za bardzo rozwleczona, czasami wolniejsza niż wody Old Muddy na wylocie do Zatoki, i jakoś tak nie bardzo można usprawiedliwić większość z zaistniałych dłużyzn. Znaczy, nie żeby to miał być film typu Patrioty z Melem, ale gdyby ździebko zirygować mielizny, może jakiś kanalik wykopać skracając meandry, tak ze 140 minut na 100, to byłoby w sam raz.
Daję 6/10, bo jednak Matthew grał dobrze, a i momenty były, zwłaszcza batalistyczno-strzelaninowe :)
BTW. To nie przez chorobę Clinton traci punkty, tylko przez ten film, bo jadą w nim po demokratach (jak tak poczytać o tej historii, to zasłużenie), aż miło :)

Jimmy Vestvood: Amerikan hero. Dokładne przeciwieństwo tego wcześniejszego. Niskobudżetowa, idiotycznie-debilna historia Irańczyka, który wygrywa loterię wizową i przybywa, wraz z mamą, szukać w USA szczęścia. Idiotycznie to debilne, ale na zasadzie "tak głupie, że aż śmieszne". Humor to skrzyżowanie Szklanej pułapki z Boratem, z wyraźnym wskazaniem na tę pierwszą. 6/10. Bo mieliśmy obejrzeć góra 20 minut, a obejrzeliśmy nawet napisy końcowe ;P:

Wg mnie oba filmy to idealny pakiet na wieczór filmowy - pierwszy śmiertelnie poważny, intelektualizowany artystycznie, drugi durny jak polsatowskie kabaretony, ale za to co chwila wywołujący rechot, nawet u trzeźwego widza :)

Luc du Lac - 17 Wrzeœśnia 2016, 11:59

Haker z Thorem jako hakerem i Michaelem Mannem za kierownicą. Kupa. Szkoda czasu. 3/10.

Po chwili zastanowienia stwierdzam że byłem zbyt delikatny
Film jest po prostu debilny -MM dał *beep*.

krisu - 17 Wrzeœśnia 2016, 22:18

Jason Bourne żeby nie Jimmy Kimmel nikt by o filmie nie usłyszał... Mniej niż słaby...
ilcattivo13 - 25 Wrzeœśnia 2016, 16:22

Jimmy Kimmel? Nigdy o nim nie słyszałem... :)

U mnie wczoraj, pod anginę, dwa filmy.
Kingsglaive: Final Fantasy XV. Nie wiem, dlaczego akurat piętnaście jest w tytule, z filmów pamiętam tylko jeden, z 2001 roku...
Enyłej. Jest złe imperium i jest dobre królestwo. Między nimi wojna. W której powoli, ale nieubłaganie, wygrywa złe imperium. I kiedy już dobre królestwo jest na skraju upadku, kiedy wydaje się, że nic nie powstrzyma złych przed jego podbojem, źli wyciągają rękę i oferują dobrym pokój. Tylko czy to rzeczywista oferta, czy tylko kolejny szczwany plan?

Fabuła jest dobra, intryga solidnie pokręcona, do samego końca nie wiadomo, kto jest po której stronie. Do tego troszkę wątków obyczajowych i sporo emocji. Typowe japońskie kino akcji. A tej jest naprawdę dużo, mamy sporo walk, pościgów, takich tam, i w ogóle, tylko szkoda, że twórcy wyraźnie inspirowali się Assassin's Creed (no, chyba że to twórcy gier wzorowali się na którymś z wcześniejszych filmów FF). Może innym to się spodoba, ale mnie to się przejadło nawet i bez grania w którąkolwiek z części gry.

Wizualnie film wygląda po prostu obłędnie. Nie ma sensu oglądać tego w jakości słabszej niż 1080p, bo 95% efektów nam umknie. Choć dopuścić należy możliwość, że jakby to obejrzeć w UHD, to by się okazało, że 1080p pokazuje tylko 5% efektów z UHD. Takie czasy. Z drugiej strony, i tak sporo umknie, bo akcja momentami jest tak szybka, a tytułowi Kingsglaive walczą w taki sposób, że film przypomina bardziej teledysk nakręcony na technoparty, niż cokolwiek innego. W ciągu sekundy "kamera" potrafi zapodać kilka ujęć, w których coś wybucha lub się rusza, do tego dochodzą efekty specjalne magii i takie tam. Momentami straszna sieczka z tego wychodzi. Czasami wręcz aż za bardzo sieczkowata. Nawet na 90 calach.
Niespecjalnie się wcześniej interesowałem kwestią animacji postaci, ale wygląda na to, że animacja dotarła do punktu, w którym już dużo dalej nie pójdzie. Motion capture, skanowanie 3D, do tego "zwykłe" animowanie i milion innych technik. Jedyna rzecz, która w postaciach nie wygląda naturalnie, to ruchy ust. Ale tu też należy dopuścić możliwość, że to wynik oglądania w FHD a nie UHD. No i że wygląda nienaturalnie, bo dubbing jest angielski, a postacie ruszają ustami po japońsku.

Ergo - to najładniejsza, najbardziej realistycznie zrobiona animacja, jaką kiedykolwiek widziałem. Przy niej efekty z najlepszych współczesnych gier to jak La Linea przy Matriksie. Żeby jeszcze nie było tak chaotycznego "kręcenia scen"... Ale 7.5/10 się należy.
******

Hunt for the Wilderpeople. Niechciana przez świat sierota, młodociany przestępca, w ostatniej próbie nietrafienia do poprawczaka trafia do domu niemłodej już kobiety, która żyje z mężem na głębokim, nowozelandzkim zadupiu. Kobieta jest wspaniała, swoim ciepłem i bezinteresownością momentalnie przełamuje mury wzniesione przez małolata, a na trzeci dzień umiera. I dzieciak zostaje sam z nieumiejącym czytać i nielubiącym go gburem. Kiedy się dowiaduje, że opieka społeczna ma za kilka dni po niego przyjechać i zabrać go do poprawczaka, ucieka w busz. A to dopiero kilka minut filmu...

Aktorsko jest genialnie. Sam Neill dał z siebie wszystko, czyli dużo, dużo więcej, niż dawał w innych filmach ostatnich trzydziestu lat. Julian Dennison, małolat, jest kapitalny i wróżę mu wielką, aktorską przyszłość (chyba że skończy jak Culkin). Do tego świetna w drugoplanowej roli Rachel House. I epizodycznie-kapitalny Taika Waititi, reżyser i scenarzysta tego filmu.

Fabularnie jest genialnie. Scenariusz tego filmu drogi na piechotę powstał na podstawie powieści, którą bardzo mocno bym chciał kiedyś przeczytać. Jest dramat, jest ogromna dawka humoru, są emocje, jest trochę surrealizmu i groteski, jest akcja, jest mądrze i inteligentnie, jest ciepło i sympatycznie - proporcje są dobrane idealnie.

Jako że Taika Waititi był głównym twórcą What We Do in the Shadows, więc i tu jest sporo groteski, czarnego, wisielczego humoru, ale takiego z naprawdę sympatycznym wydźwiękiem. Jest to humor, nawet ten sytuacyjny, w przeważającej części inteligentny, slapsticku i gagów jest naprawdę mało. W dodatku jest sporo humoru wielowarstwowego, wieloznacznego - który można interpretować na kilka sposobów, potęgując przyjemność.

Wizualnie jest obłędnie. Jak w filmie powyżej, tyle że bez efektów specjalnych i animacji. Zdjęcia wzgórz porośniętych buszem i trawą, górskich pustkowi, jezior, strumieni - dochodzę do wniosku, że Nowa Zelandia to najpiękniejsze miejsce na świecie. Znaczy, zaraz po Suwalszczyźnie.

Muzyka jest bardzo dobrze dobrana. Sporo starych ballad o przestępcach, nawet jedna piosenka partyzancka się wkręciła, idealnie pasujące do opowiadanej w filmie historii.

Może film nie jest aż tak słodko-gorzki jak Everything is Illuminated, ale niewiele mu brakuje. I na pewno w niczym tamtemu nie ustępuje. Chyba najbardziej Hunt for the Wilderpeople jest podobny do Moonrise Kingdom Wesa Andersona, fabularnie, realizatorsko, aktorsko, ale nieco mniej ascetyczny i surrealistyczno-groteskowy. 10/10 daję teraz, ale gdy w ciągu następnego tygodnia obejrzę go jeszcze kilka razy, to może i dam więcej :) Jak na razie dla mnie to najlepszy film ostatnich dwóch, może trzech lat. Film-cacunio :D

ilcattivo13 - 3 Października 2016, 17:13

Szefowa. Takie sobie komidło. Może ciut za wulgarne nawet jak na moje robotniczo-magazynierskie poczucie humoru. Ale da się obejrzeć. 5/10

Hunt for the Wilderpeople. Za drugim obejrzeniem jest jeszcze lepszy, ździebko bardziej gorzki pod spodem. 11/10

Dunadan - 5 Października 2016, 14:11

Star Trek Beyond - ależ słabizna... najgorsza z trójki. Jedyny fajny element filmu to postać Jaylah, można się zakochać.
Luc du Lac - 6 Października 2016, 09:46

Ameryka, kpt: Wojna domowa

ciut przegadany. [nie widziałem BvS] Starcie kpt vs. Iron,

Sam konflikt całkiem sensowny(ma ręce i nogi) - aczkolwiek powód już mniej.
Irona komiksowego za bardzo nie znam - ale świetnie go "zrobili" w całym uniwersum. Świetna postać. Ameryka już mniej ;) . Spajder - akurat nie podobał mi się sposób wprowadzenia tej postaci - najsłabszy element.

na koniec pierwszych napisów dodatkowy filmik i na zakończenie drugich napisów jeszcze jeden

teraz się szykuję na Apokalipsę

ps. ciekawe czy Marvel będzie łączył te dwa "światy"

Dunadan - 6 Października 2016, 10:54

Luc du Lac napisał/a
ps. ciekawe czy Marvel będzie łączył te dwa światy

Nie będzie bo należą do dwóch konkurencyjnych studiów filmowych. Raczej się nie dogadają. Ot błędy sprzed 30 lat kiełkują...

Luc du Lac - 6 Października 2016, 11:37

Dunadan napisał/a
Luc du Lac napisał/a
ps. ciekawe czy Marvel będzie łączył te dwa światy

Nie będzie bo należą do dwóch konkurencyjnych studiów filmowych. Raczej się nie dogadają. Ot błędy sprzed 30 lat kiełkują...


błędy jak błędy - myślę że się w końcu dogadają, w końcu na takim crossoverze będą mogli zarobić kupę kasy. Sytuacja musi tylko dojrzeć.

Chal-Chenet - 6 Października 2016, 11:41

Star Trek Beyond

Ładna wizualnie wydmuszka. Emocji tu za dużo nie ma, a fabuła rozwija się w przewidywalnym kierunku. Do obejrzenia i zapomnienia.
Postać Jaylah - Rey bis.
5/10

Dunadan - 6 Października 2016, 11:46

Chal-Chenet napisał/a
Postać Jaylah - Rey bis.

Ja takiego odczucia nie miałem. Jaylah mi się dużo bardziej podobała ;P:

Chal-Chenet - 6 Października 2016, 11:55

Dunadan napisał/a
Chal-Chenet napisał/a
Postać Jaylah - Rey bis.

Ja takiego odczucia nie miałem. Jaylah mi się dużo bardziej podobała ;P:

To swoją drogą. :)

Fidel-F2 - 8 Października 2016, 12:23

Pan Turner / Mr. Turner Film biograficzny, przedstawiający mniej więcej drugą połowę życia Williama Turnera, angielskiego malarza, głównie pejzażysty. Rewelacja pod każdym względem. Wizualnie cudny, cytujący kadry z obrazów, nawiązujący do sposobu widzenia świata przedstawionego w dziełach Turnera, drobiazgowo dopracowany scenograficznie, również pod względem kostiumów, sceny kadrowane w mistrzowski sposób. Fabuła naszpikowana dziesiątkami przegenialnych scenek komentujących człowieka w ogóle, ówczesny świat, socjetę brytyjską i buk wie co jeszcze. Całość polana humorem na najwyższym poziomie. Towarzyskie scenki socjety czy środowiska malarzy to arcydzieła. W tym wszystkim postać głównego bohatera odmalowana bardzo naturalnie, przestrzennie, z jednej strony widzimy powierzchowność gbura i prostaka z drugiej człowieka wrażliwego, uczuciowego, inteligentnego. I na koniec aktorstwo. Timothy Spall w tym filmie zasługuje na wszelkie możliwe nagrody, jest bezdyskusyjnie rewelacyjny. Ale to nie wszystko, plejada aktorów drugo- i dalszoplanowych gra wręcz koncertowo. Trudno wymieniać, bo nawet kurewka z pojedynczej sceny zasługuje na Oskara. Podsumowując, jestem absolutnie zachwycony. Nie pamiętam kiedy oglądałem tak doskonale skonstruowany film.

No i w planie kupno jakiejś reprodukcji Turnera. Jeszcze nie wiem jakiej bo podoba mi się w zasadzie wszystko. :oops: ;P:

ihan - 8 Października 2016, 16:34

Don't breathe. Mój błąd, wybrałam się nie czytając streszczeń wierząc w opis: "horror". Otóż nie. Jest głupio, bezsensownie, obrzydliwie z zahaczeniem o gore delikatne, ale horror to to nie jest. Oprócz obrzydliwości ociera się o śmieszność. Odpuścić.
ilcattivo13 - 8 Października 2016, 23:08

Wild oats. Kocham Shirley MacLaine odkąd ją zobaczyłem w Mułach siostry Sary i teraz, po Wild oats, kocham jeszcze bardziej. Może i jej talent aktorski nie jest aż tak świetny jak u Meryl Streep (choć wg. mnie różnica jest minimalna), ale za to wątpię, czy MS w wieku 80 lat będzie jeszcze miała takie k*rwiki w oczach, jakie Shirley ma teraz.
Ale do rzeczy. Starszej pani, Evie, umiera mąż. Długo chorował, więc pozostały rachunki za opiekę medyczną do zapłacenia i jej córka już planuje sprzedaż domu i wyekspediowanie mamusi do domu starców. Najlepszą i nieco tylko młodszą przyjaciółkę Evy, Maddie, porzuca maż, dla 25-letniej sekretarki. W dodatku Maddie jest ciężko chora, ma 20% szans, że przeżyje następne pół roku. W tym momencie firma, w której mąż Evy miał ubezpieczenie na życie, myli się i wypłaca Evie 5 milionów usdów zamiast 50 tysięcy. Dziewczyny postanawiają zaszaleć. W końcu raz się żyje. Ich śladem rusza detektyw ubezpieczeniowy...
Ten film to popis Shirley, choć Jessica Lange nie była dużo gorsza. Billy Connolly i Howard Hesseman też pokazali się z bardzo dobrej strony. Chyba tylko Demi Moore wyszła tak sobie, ale ona ma tyle talentu, co Sandra Bullock (na szczęście ma miliard razy lepszego chirurga plastycznego, więc się obeszło bez odruchów wymiotnych; tym bardziej, że Sandra tu nie grała).
Daję filmowi 8/10. To świetna, zwariowana, ale nie głupia komedia obyczajowa, będąca pod bardzo mocnym wpływem obu części Tetryków.

Raiders!: The Story of the Greatest Fan Film Ever Made. W 1982 roku, po obejrzeniu Poszukiwaczy... w kinie (pewnie wielokrotnie), jedenastolatek Chris Strompolos i dwunastolatek Eric Zala tworzą z pamięci kompletny skrypt scen filmu, aby potem, wraz z grupą równie świrniętych na punkcie filmu przyjaciół, w czasie siedmiu kolejnych wakacji, nakręć Raiders of the Lost Ark: the Adaptation - dokładną adaptację filmu Spielberga. Scena po scenie. W domowych warunkach. Kiedy po tych siedmiu latach filmowo-wakacyjnej przygody grupa się rozpadła (jak zwykle, zawiniła kobieta - jeden ją kochał, a drugi z zazdrości odbił, choć mu się nie podobała), a w filmie zabrakło tylko jednej sceny - tej najdroższej, z samolotem. Po latach, czyjaś prywatna kopia filmu została wyświetlona na jednym z festiwali filmowych w USA, tak kompletnie dla jaj, w przerwie między filmami (a konkretnie to przed premierą Dwóch Wież), ale tak się ludziom spodobała, że wybuczeli organizatorów, gdy urwali pokaz i puścili film Jacksona. Wtedy też właściciel kopii filmu postanowił poszukać jego twórców, aby później przekonać ich, że warto byłoby film dokończyć. I po wielu perypetiach, ponad trzydzieści lat od rozpoczęcia prac, ekipa zebrała się znowu, aby dokończyć swoje dzieło. A my, dzięki pracy dwóch dokumentalistów, możemy być tego świadkami.
Po tym niezwykle długim wstępie powiem krótko - to trzeba zobaczyć. Tak pozytywnego, mimo że momentami wcale nie jest wesoło, filmu dokumentalnego dawno już nie widziałem. I to z tak silnym, emocjonalnym przekazem (były takie momenty, że oczy mi się pociły, albo takie, w których napięcie było jak w najlepszym thrillerze). Może to nie było objawienie, ale mało brakowało. Daję 9.5/10. Zasłużyli. I twórcy dokumentu, i jego bohaterowie - Raidersi. To zdecydowanie jeden z najlepszych filmów dokumentalnych, jaki w życiu widziałem.
BTW. to dokument trochę podobny stylem do Lost in La Mancha - tego o podejmowanych przez Terry'ego Gilliama próbach ekranizacji Don Kichote'a, tyle że tu wszystko się inaczej kończy.

Przy tych dwóch filmach wczorajszy Start Trek Beyond jest tak kiepski, że aż nie chce mi się go dziś oceniać. Wczoraj jeszcze dałbym 5/10, ale dziś już nie. Straszny średniak, wręcz na pograniczu słabizny. Oglądać tylko z musu lub przyzwyczajenia.

Dunadan - 10 Października 2016, 12:48

ilcattivo13 napisał/a
Straszny średniak, wręcz na pograniczu słabizny. Oglądać tylko z musu lub przyzwyczajenia.

Też mam wrażenie że Star Trek wraca do korzeni...

ilcattivo13 - 12 Października 2016, 17:29

Wiesz, tu nawet nie chodzi o wracanie do korzeni, bo w sumie to stare ST były strasznie grzeczniutkie, a tu trochę tego brakuje, tylko o ciągłą siekę i ganianinę po ekranie. Chyba mi się takie podejście w filmach ścience-fikszon zaczyna przejadać.

Może dlatego sięgnąłem po coś, na co po Grawitacji raczej mało miałem ochoty, czyli po Capsule. To taki film o podboju kosmosu, oparta na nieautentycznych faktach historia pierwszego brytyjskiego kosmonauty, wysłanego w kosmos w 1959 roku, dwa lata przed Gagarinem ;P:
W sumie, to ten film podobał mi się bardziej, niż ostatni Star Trek. Niewiele, wręcz minimalnie, ale jednak bardziej. Gdyby twórcy mieli pół budżetu ST, albo tej durnej jak but i kiczowatej Grawitacji, to pewnie wyszłoby cudeńko.
A tak, to aktorstwo jest mocno nieporadne, zwłaszcza tych, którzy grają Ruskich. Tylko jeden aktor, urodzony na Łotwie, umiał mówić po rosyjsku, reszta tylko udawała rosyjski. Scenografia Bajkonuru jest tak beznadziejna, że od razu wiadomo, że mogła powstać jedynie na Zachodzie, w głowach ludzi, którzy o ZSRS nie mają zielonego pojęcia.
Ale że fabuła jest git, to daję 5.1/10 :)

Fidel-F2 - 12 Października 2016, 19:51

Aferim! Pierwsza połowa XIX w., Wołoszczyzna. Strażnik prawa, wraz z pomagającym mu synem ścigają zbiegłego cygańskiego niewolnika. Podczas wędrówki ojciec tłumaczy młodemu życie werbalnie a także dobrym przykładem. Film czarno-biały, trudno jakoś przypisać mu kategorię, jakieś pomieszanie filmu drogi z westernem, czarną komedią. Jest kilka scen genialnych, choćby monolog popa na temat przywar rozmaitych narodów. Wizualnie robi wrażenie majestatem przyrody. Fabularnie niby nic ale po złożeniu całości, jeśli kto potrafi czytać między wierszami, dostajemy traktat o człowieku. Zdecydowanie warto. 9/10.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group