To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Pierwsze koty za płoty - Przebudzenie Dalimenona

Starscreem - 11 Maj 2013, 11:28
Temat postu: Przebudzenie Dalimenona
Oto moje kolejne pisarskie ćwiczenie. Powstało w październiku zeszłego roku, jako luźny fragment nie wiadomo czego. Tak po prostu, żeby potrenować.
Mnie osobiście wydaje się to trochę rozdęte, ale z drugiej strony - to poważna misja, niech się bohaterka trochę pomęczy ;)



Nadia wspinała się mozolnie po kamienistej ścieżce. Wielogodzinna wędrówka zaczynała dawać się jej we znaki i opanowywało ją zmęczenie. Nie zatrzymywała się jednak ani na chwilę. Krok po kroku była coraz bliżej celu, ale najemnicy Ivnorta deptali jej po piętach. Powodzenie jej misji było zagrożone bardziej niż kiedykolwiek.
Obudzenie Dalimenona było konieczne. Uśpiony od wieków odpoczywał w zaciszu swojej magicznej, skalnej pustelni. Tylko legendarny mędrzec, władający najpotężniejszym rodzajem Mocy mógł pokonać Ivnorta i udaremnić jego plan zawładnięcia wszystkimi pięcioma Źródłami.
We mnie ostatnia nadzieja, powtarzała w myślach, musi się udać. Dziewczyna szła wytrwale, podpierając się długą drewnianą laską wyciętą z konaru dębu. Zwieńczenie kostura było dziwacznie wygięte i zgrubiałe, a przymocowane do niego złota szyszka i kieł ogromnego drapieżnika kołysały się na cienkich rzemykach.
Krajobraz stawał się coraz bardziej jałowy. Znikały i tak nieliczne kępki kosodrzewiny. Jedyną formą zieleni pozostały mchy porastające głazy i ostre, poszarzałe źdźbła traw. Powietrze rozrzedzało się, oddychała coraz ciężej, ale drganie amuletu zwisającego pod koszulą w okolicy splotu słonecznego dodawało jej otuchy. Amulet napełniał ją magiczną mocą. Energia krążyła w niej wyczuwalnie i wskazywała właściwą drogę.
Mgły przestały przypominać tuilowe firany i zgęstniały tak bardzo, że Nadia nie oglądał się już za siebie w obawie przed pościgiem. Nie widziała nawet ścieżki, którą szła przed chwilą. Droga robiła się coraz bardziej stroma, a głazy coraz większe. Dziewczyna musiała pomagać sobie rękami.
Od dawna nie widziała żadnego zwierzęcia, choćby nawet owada. Cisza zalegająca wokół niej była nienaturalnie skondensowana i napawała niepokojem.
Ścieżka nieoczekiwanie stała się zupełnie płaska. Nadia przeszła kilkadziesiąt kroków i wkroczyła do lasu. Otoczyły ją potężne jodły, oszałamiając zapachem żywicy i igliwia. Zatrzymała się na chwilę, podziwiając las. Nie było możliwe, aby tak wysoko w górach, na skalistym podłożu jakiekolwiek drzewa mogły urosnąć do takich zdumiewających rozmiarów. Wyczuwała magię w każdym z nich. To nie były zwykłe drzewa. To strażnicy spokojnego snu Dalimenona, gotowi w każdej chwili przystąpić do obrony.
Nadia ruszyła ścieżką wyznaczoną przez kamienne płyty, wijącą się pomiędzy masywnymi pniami. Po chwili ścieżka zaczęła rozdwajać się i kluczyć, gwałtownie zmieniać kierunki, zawracać i znów krzyżować się z inną drogą.
Amulet wskazywał jej kierunek za każdym razem, ale po kwadransie zaczynała wątpić w jego możliwości. Miała wrażenie, że przechodzi po raz kolejny przez to samo miejsce.
Rozejrzała się. Nigdzie nie było widać ani śladu zakończenia ścieżki. Z każdej strony las wyglądał dokładnie tak samo. Amulet drżał na piersi ciągnąć lekko w jedną stronę. Usłuchała go po raz kolejny. Bała się zejść z kamiennych płyt. Ściółka wyglądała na obeschniętą i skarlałą, ale Nadia wyczuwała czające się w niej magiczne zasadzki, które tylko czekały, aż zniecierpliwiony wędrowiec postanowi pójść na skróty.
Jej wytrwałość opłaciła się. Ścieżka wprowadziła ją do kotlinki z trzech stron otoczonej skalnymi ścianami. U stóp pionowych turni znajdowało się nieduże jezioro, które broniło dostępu do jaskini po przeciwnej stronie brzegu. Uśmiechnęła się, była u kresu podróży.
Wśród niezmąconej nawet najdelikatniejszym powiewem wiatru ciszy, podeszła wolno do skraju jeziora. Brzeg był równy, wysypany drobnymi kamieniami, gładko chodził pod wodę. Tafla była potężnym, kryształowym lustrem, które odbijało w sobie skalne szczyty i szarawe, zaciągnięte chmurami niebo.
Nadia zdjęła płaszcz. Z kaletki wyjęła małą skórzaną tubę, a z niej - pergaminowy zwój. Rozwinęła go ostrożne. Zaklęcie nie było proste. Musiała się bardzo skoncentrować, aby zapamiętać je w całości. Stanęła sztywno na rozstawionych nogach, postawiła przed sobą laskę. Pochyliła głowę i przymknęła oczy w skupieniu.
- Nairal an des untra intrexis me ivnelye oma – powiedziała cicho ale wyraźnie, a amulet na jej piersi zatrząsł się oddając z siebie cząstkę magicznej mocy. Dziewczyna uniosła głowę i zrobiła niepewny krok.
Woda nie ustąpiła spod jej stóp. Była jak kryształowa szyba i Nadii przez moment wydawało się, że jezioro jest zwyczajnie zamarznięte, ale wyczuwalna miękkość powierzchni pod stopami nie pozostawiała wątpliwości, że woda jest tylko wodą, a zaklęcie działa.
Ruszyła powoli w kierunku środka jeziora. Nie mogła zupełnie dostrzec, co dzieje się pod jego powierzchnią, w której odbijał się otaczający ją krajobraz, tak jakby odbicie próbowało zamaskować tajemnice kryjącą się po drugiej stronie tafli.
Po środku znajdował się głaz. Jego brzegi wystawały tylko nieznacznie powyżej poziomu wody, a powierzchnia pozwalała na wykonanie niepełnych dwóch kroków. Stając na stałym podłożu, dziewczyna trochę się rozluźniła. Bez zbędnego ociągania stanęła prosto i zmusiła się do maksymalnej koncentracji. Chwyciła mocno laskę, zaciskając na niej blade od zimna dłonie.
- Olma di merno ar vinta turra! – Jej głos rozdarł zalegającą w dolinie ciszę na strzępy i odbijał się długo echem od skał.
- Olma di merno ar meora ihtertis! – Echo grzmiało jak nadchodząca burza.
- Dolmis obaret, urth overnertra, omeo ahras leyte arnar – wykrzyknęła i zaczęła obracać w powietrzu laską, a zawieszone na jej końcu szyszka i kieł pobrzękiwały zderzając się ze sobą.
- Remne corpista at artre omir! Temmer abstrevante ur beva edo! – Kij w jej rękach obracał się coraz szybciej, przestępowała z nogi na nogę, kręcąc się wokół własnej osi w magicznym tańcu i wykrzykując zaklęcia.
- Abermente odeva! Abermente antarsis! Omeo ahras leyte arnar!
Zerwał się gwałtowny wicher, a tafla jeziora natychmiast zaczęła falować. Spod powierzchni zaczęły uwalniać się małe pęcherzyki powietrza. Głaz zadrżał, ale Nadia nie przestawała wypowiadać inkantacji.
- Ly brevne atrevo, omnis meora, altevitas agrente ihtertis! Desperto abranas orna mirertro canta!
Woda bulgotała, jakby jezioro zaczynało się gotować, wycie wiatru zagłuszało echo i ostatnią frazę zaklęcia wykrzyczała ledwo słysząc samą siebie.
- Abermente odeva! Abermente antarsis! Abermente Dalimenon! – Wypowiadając imię, dotknęła końcem kostura powierzchni wody. Szmaragdowy refleks rozszedł się we wszystkich kierunkach, odbił od brzegu i powrócił do skały, na której stała. Głaz zadrżał znacznie silniej niż poprzednio, jakby zerwał się z kotwicy, która utrzymywała go w miejscu.
Nadia zachwiała się, ale szybko odzyskała równowagę i rzuciła się biegiem w kierunku stałego lądu. Siła zaklęcia słabła i w ostatniej chwili, będąc już na wyciągniecie ręki od brzegu, wpadła do lodowatej wody po kolana. Suknia szybko nasiąknęła wodą i utrudniła wyjście. Dziewczyna usiadła ciężko na kamienistej plaży i odwróciła się.
Z wody wynurzał się głaz, na którym stała jeszcze przed chwilą. Robił się coraz większy i większy, wydawało się, że za moment przesłoni otaczające jezioro turnie. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że nie stała na kamieniu.
Monstrum powoli nabierało kształtu, zaczęło wynurzać szyję i głowę najeżoną rogami. Twarda, srebrzystoczarna łuska pokrywająca jego ciało, przypominała pancerne płyty. Potwór stanął równo na czterech łapach i spojrzał w kierunku siedzącej nad brzegiem przerażonej dziewczyny. Rozwinął skrzydła i zamachał nimi lekko, jakby sprawdzając, czy są na swoim miejscu. Smagnął ogonem, niczym batem, o powierzchnię jeziora. Podszedł do niej powoli, rozchlapując łapami wodę i kołysząc się lekko na boki. Obniżył głowę i zmrużył srebrne oczy otoczone drobną łuską.
- Witaj, Nadio – powiedział niskim, aksamitnym głosem, który podziałał na nią jak balsam i od razu uspokoił. Patrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Spodziewała się magicznych pułapek, prób, zagadek, labiryntów i rozmaitych utrudnień w dotarciu do najpotężniejszego ze wszystkich magów, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, że Dalimenon może nie być człowiekiem. W końcu odzyskała głos.
- Witaj, smoku – odpowiedziała.

Nocturn - 11 Maj 2013, 12:44

Zdecydowanie lepiej :)

Na razie jakoś nie mam chęci rozkładac tego na części pierwsze :)

Kruk Siwy - 11 Maj 2013, 13:02

Na poziomie podstawowym zaimkoza i powtórki.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group