To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Mechaniczna pomarańcza [film] - Indiana Jones IV - Legenda żyje, czy umiera?

NURS - 3 Czerwca 2008, 12:00

IMO dokladnie w tym kierunku szli. Spielberg wie, co robi.
Piech - 3 Czerwca 2008, 12:29

Ale nie może też tak być, że z jednej strony twórczość hard sf lustrowana jest jak by to była rozprawa doktorska z fizyki jądrowej, a w reszcie fantastyki toleruje się dowolnie skrajne bzdety.
Witchma - 3 Czerwca 2008, 12:33

Piech napisał/a
twórczość hard sf lustrowana jest jak by to była rozprawa doktorska z fizyki jądrowej


Ale skoro już się ktoś porywa na coś takiego, to musi liczyć się z konsekwencjami, tymczasem seria IJ nie aspiruje do miana dzieła naukowego (nawet w dziedzinie historii/archeologii), więc nie ma się co czepiać - rozpatrujmy film w kategorii, w jakiej miał się mieścić, czyli jako kino rozrywkowe i koniec.

Piech - 3 Czerwca 2008, 12:42

Witchma napisał/a
Piech napisał/a
twórczość hard sf lustrowana jest jak by to była rozprawa doktorska z fizyki jądrowej


Ale skoro już się ktoś porywa na coś takiego, to musi liczyć się z konsekwencjami, tymczasem seria IJ nie aspiruje do miana dzieła naukowego (nawet w dziedzinie historii/archeologii), więc nie ma się co czepiać - rozpatrujmy film w kategorii, w jakiej miał się mieścić, czyli jako kino rozrywkowe i koniec.

Ale o czym Ty piszesz? Na co się porywa? Przecież hard sf też nie aspiruje do miana dzieła naukowego. Ja wiem jak wyglądają rozprawy doktorskie.

Witchma - 3 Czerwca 2008, 12:45

Piech napisał/a
Przecież hard sf też nie aspiruje do miana dzieła naukowego


Nie aspiruje, jednak konwencja gatunku wymaga, co by tekst miał ręce i nogi z naukowego punktu widzenia (czym chociażby się różni od space opery, ale czemu mam Ci to tłumaczyć, skoro to zupełnie nie moja bajka? :roll: )

NURS - 4 Czerwca 2008, 18:00

IMO hard sf aspiruje do bycia beletrystycznym ramieniem nauki. dlatego wlasnie jest hard, nie soft. a co do lustrowania, to wystarczy poczytac jak sie u nas ocenia teksty i pod jakim kątem, niektóre doktoraty moga miec więcej luk niż short debiutanta :-)
Tymczasem Indiana musial pojsc w pastisz, IMO oczywiscie, stracil bowiem jeden z największych atutów, świeżość. No i ford to już nie model H. :-)
Spielberg poszedl na hardcore - scena z lodówką nie mogla wpaść tam przypadkiem. Zwroccie też uwagę, że targetem nie jesteście wy, ale dzisiejsze pokolenie nastolatków, a oni wolą poetyke gier komputerowych od opisów z krzyżaków.

Witchma - 4 Czerwca 2008, 19:27

NURS napisał/a
targetem nie jesteście wy, ale dzisiejsze pokolenie nastolatków


Święte słowa, jeden mój uczeń (pierwsza klasa gimnazjum) był na tym dwa razy w ciągu jednego weekendu, tak mu się spodobało...

Homer - 4 Czerwca 2008, 21:55

Ja też prawie widziałem to dwa razy - od razu poczułem się młodszy :D
corpse bride - 8 Czerwca 2008, 21:06

byłam parę dni temu. daaawno się tak nie śmiałam w kinie. rozerwał mnie ten film i zrelaksował. :bravo :lol: :D :bravo
ilcattivo13 - 14 Czerwca 2008, 14:06

Byłem wczoraj i mam troszeczkę mieszane uczucia. Może troszkę za bardzo czekałem na ten film. Na pewno nie jest to najlepsza z przygód Indy'ego. Daję duży plus twórcom za nawiązanie do wcześniejszych części, a minus za UFO. Poza tym, w drugiej połowie filmu jest za dużo dłużyzn. Ale i tak było fajnie.
Anonymous - 16 Czerwca 2008, 01:06

NURS napisał/a
Zwroccie też uwagę, że targetem nie jesteście wy, ale dzisiejsze pokolenie nastolatków, a oni wolą poetyke gier komputerowych od opisów z krzyżaków.

Ale co ma lodówka do gier komputerowych?? Chyba się starzeję i staję się odporny na głupotę twórców Hołlyłudu. Kiedyś by mi się podobało, ale po obejrzeniu takiej ilości filmów i przeczytaniu tylu książek człowiek staje się wybredny.

Stormbringer - 16 Czerwca 2008, 09:00

Gdzieniegdzie w sieci pojawiają się komentarze ludzi, którym udało się dotrzeć do odrzuconego scenariusza autorstwa Franka Darabonta. Nosi on tytuł "Indiana Jones and the City of Gods" i podobno Spielberg bardzo chciał go sfilmować, ale Lucas sie uparł i nic z tego nie wyszło. Wieść niesie, że tamten materiał był poważniejszy i bardziej "dorosły" od tego, co napisał Koepp. Co ciekawe, masa pomysłów, czy nawet całych sekwencji (jak mrówki, ślub czy sam udział Marion), podobno wzięła się właśnie z tamtego starszego tekstu.
Hubert - 19 Czerwca 2008, 20:53

Jestem świeżo po seansie. I stwierdzam stanowczo, że legenda żyje. :D
Tylko kopnijcie mnie następnym razem w cztery litery, żebym nie czytał NIC o filmie, na który tyle czekałem. :?
Powiem tak - są wady. Końcówka z Ufolami (no bez przesady), momentami się robi zbyt familijnie, a Jones obrasta w zbyt dużą kompanię. No i jakoś pustynna sceneria mi bardziej pasowała. Film ma mniejszy 'wykop" (impet?) niż np. Piraci z Karaibów (porównuję, bo wszak i to i to jest przygodowym kinem).
A jednak...
To jest Indiana Jones! Kino przygodowe, pełne fajerwerków, z nienajgorszym scenariuszem, sympatycznym bohaterem. Zaimportowano też znaczną część starego klimatu. Jest kapelusz, zdarzają się akcje z biczem. Indy pierze przeciwników po gębach, aż miło. Są sceny pościgów w dziczy. Nawet jakaś tam zagadka jest, choć - na mój gust - zdecydowanie zbyt szybko rozwiązana. Za mało tajemnicy, za mało!
Niemniej, od czasu trzecich "Piratów z Karaibów" nie trafił się film rozrywkowy, podczas którego chociaż raz nie zerknąłem na zegarek. Aż do dziś. No i o to chodziło - o zabawę, o dwie godziny odprężenia. I oderwania od rzeczywistości.
Pewnie odebrałbym film jeszcze lepiej i przymknął oko na wady, gdyby nie to, że ostatnio mnie nosi (w negatywnym tego zwrotu znaczeniu).

Tak czy siak - z chęcią zobaczę jeszcze jednego Indy'ego. Daruję sobie dopiero, gdy Ford przejdzie na emeryturę.

May - 29 Czerwca 2008, 21:57

Bylam dzis z w kinie - ostatni seans w Wells. Mam mieszane uczucia, akurat seria o Indianie to jedna z moich ulubionych. IJ i Latajace Talerze to zdecydowanie najslabsza czesc cylku. Co ciekawe, mlody (Marcinexos) ma dokladnie to samo zdanie, chociaz jest nastolatkiem.
Tym razem przerost formy nad trescia przekroczyl granice - za duzo fajerwerkow, za malo tajemnicy jak juz ktos wyzej napisal.
No i Sean Connery wylacznie w postaci fotki na biurku...to chyba najwieksza wada

Selithira - 22 Lipca 2008, 00:59

Obejrzałam jakieś dwa tygodnie temu... Z kina wyszłam zadowolona, według mnie dziadek* trzyma się całkiem- całkiem, rola Cate Blanchett (mhrrr, przynajmniej raz czarny charakter :D ) bardziej, niż przypadła mi do gustu... A poza tym to kawałek dobrej rozrywki w sam raz na wakacje i sympatyczne zakończenie serii :D IMO legenda żyje i ma się dobrze.

*to było o Fordzie ;P:

FireStorm - 22 Lipca 2008, 07:41

Ja juz widzialem jakis czas temu - legenda zdecydowanie zyje. W kazdym badz razie zyje przez 90% filmu, przez pozostale 10% zyje legenda X-Files anie IJ :? Ale abstrahujac od zenujacego watku o ET film jest aprawde niezly. Dawno sie tak dobrze nie bawilem w kinie i tak nie usmialem (smiem twierdzic, ze IJ byl smieszniejszy od wszystkich polskich komedii z ostatnich kilku lat, nawet razem wzietych).
Fakt, ze forma z Poszukiwaczy Zaginionej Arki to nie jest, ale jak na to co nam sie ostatnio serwuje zdecydowanie ponad srednia :) No i scena z lodowka :bravo

Hubert - 22 Lipca 2008, 12:23

Selithira napisał/a
A poza tym to kawałek dobrej rozrywki w sam raz na wakacje i sympatyczne zakończenie serii


Jakie zakończenie? Pierwsze słyszę. :roll:

Selithira - 22 Lipca 2008, 15:57

Sosnechristo napisał/a
Jakie zakończenie? Pierwsze słyszę.


Przepraszam, wyraziłam się nieprecyzyjnie ;P: Zakończenie w sensie ostatniej z dotychczasowych części, bo jakiegoś V IJ oczywiście chętnie bym sobie obejrzała, right?

Adanedhel - 22 Lipca 2008, 18:10

Ech, dzieci... :P Oglądnąłem. I jako gość wychowany na "Poszukiwaczach zaginionej arki" (pierwszy raz widziałem ledwo odrastając od ziemi, a potem jeszcze nieraz) - jest to najsłabsza część serii i nie dorasta do pięt poprzedniczkom. Mości Lucas mógłby wreszcie coś porządnego zrobić. Albo lepiej niech zajmie się efektami specjalnymi.
Całość jest tylko solidnym rzemiosłem, niczym więcej. Ale nie umywa się do wcześniejszych części. Na przykład widząc pościgi... ten na motorze był niezły. I zarazem dużo słabszy od cudeńka z "Poszukiwaczy..." czy walki na czołgu w "Ostatniej krucjacie". O pozostałych nie warto wspominać.

Da się obejrzeć bez zgrzytania zębami. Ale jest trochę tak, jak z I epizodem Gwiezdnych Wojen.

Selithira - 23 Lipca 2008, 01:17

Adanedhel napisał/a
Ech, dzieci...


Dlaczego nas o naszą datę urodzenia oskarżasz, zUy roczniku 1984? :P

Mnie film naprawdę nie rozczarował, zdecydowanie warto było obejrzeć - ale de gustibus non est disputandum, jak mawiali starożytni :roll:

Adanedhel - 23 Lipca 2008, 08:01

Czasem trzeba kogoś. Zwłaszcza, że jestem czasem o swoją datę oskarżany. Odpłacić komuś muszę... rudzielcu :P

Selithira napisał/a
de gustibus non est disputandum, jak mawiali starożytni

Znaczy jesteśmy starożytnymi Rzymianami?

Selithira - 23 Lipca 2008, 14:34

Adanedhel napisał/a
rudzielcu

O, wypraszam sobie! Dopiero za dwa dni :P

Adanedhel napisał/a
Znaczy jesteśmy starożytnymi Rzymianami?

Nie. Ja nie. (chwila milczenia, podejrzliwie) Jesteś...? ;P:

Adanedhel - 23 Lipca 2008, 17:11

Selithira napisał/a
O, wypraszam sobie!

Ale diaczego? Ja lubię rude :mrgreen:

Selithira napisał/a
Adanedhel napisał/a
Znaczy jesteśmy starożytnymi Rzymianami?


Nie. Ja nie. (chwila milczenia, podejrzliwie) Jesteś...? :P

Uważam, że mam rzymski nos.

czterdziescidwa - 23 Lipca 2008, 23:45

Jestem rozczarowany.
Owszem, coś zostało ze starego klimatu: Ze trzy sceny w USA, ze dwie miny Forda... i to wszystko. Reszta? Tajemnica mnie nie wciągnęła, akcja nie zahipnotyzowała.
Komuniści byli plastikowi, kobiety pozbawione tajemnicy, agenci jak z serialu o agentach, tubylcy też z serialu, a junior... żywcem wyjęty z Grease.
Sztampa. Z Ostatniej Krucjaty przypominam sobie Niemca, który dostał w łeb peryskopem, za miesiąc z czaszki przypomnę sobie tylko Forda i Cate Blanchett.
Tak sobie myślę, że Indy powinien cisnąć swój kapelusz do tej jamy, za Świętym Gralem. Było by lepiej.

feralny por. - 24 Lipca 2008, 11:01

Wrzucę tu, to co napisałem, w wątku o ostatnio oglądanych filmach, tu będzie bardziej pasowało. Przepraszam, że takie wypracowanie, aż dziw bierze, co ludzie z nudów po robocie robią.

A zatem:

Niestety filmem się zawiodłem, moim zdaniem jest to jeden z tych filmów, które nie powinny były powstać, tak jak „Złoto dezerterów” albo „Parszywa dwunastka 3 i 4”. No może „Indiana” nie był, aż tak zły, ale dobry też nie był. Na pewno był gorszy od innej dokrętki na siłę – „Szklanej pułapki 4”. Chyba każdy, kto widział wszystkie części, zgodzi się z tym, że tak naprawdę są trzy filmy o doktorze Jonesie i ten czwarty, jak potwór Frankensteina pozszywany z kawałków, które już widzieliśmy w poprzednich częściach. No, bo tak: bohaterowie dobrze znany duet dr. Jones i Marian – było, kobieta fatalna – znamy z „Ostatniej krucjaty”, magazyn z różnościami, w którym wojsko zamknęło Arkę – było, pościg forda GPA z GAZe’m – prawie jak „rolercoaster” ze „Świątyni śmierci”, skakanie po ciężarówkach – było, robactwo w astronomicznych ilościach – było, pościg na motocyklu – było, grobowce ze śmiercionośnymi mechanizmami – było, strzelaniny - było. Wracanie po kapelusz kiedy jest mnóstwo ważniejszych spraw na głowie – było. Nie to jest jednak najgorsze, w końcu w filmie Indym muszą być grobowce, pościgi, strzelanie z bicza i wracanie po kapelusz, niech on sobie będzie wtórny, w końcu, jak powiedział klasyk, „Jak może mi się podobać coś, co słyszę pierwszy raz, podoba mi się to, co już znam.”. Najgorsze jest to, że ten film jest zwyczajnie głupi, ja wiem, że to z założenia nie miało być kino szczególnie wyrafinowane, ale w tym filmie to, co widzimy nie dzieje się, o to, żeby popchnąć akcje do przodu, tylko po to, żeby się działo i to tak szybko, że trudno nadążyć, jak w teledysku. Tak się teraz robi filmy? Chłopak, który udaje Jamesa Deana jest zupełnie nieprzekonujący, Harison też bardziej nadaje się do bawienia wnuków niż do biegania po dżungli, ufoki to kompletne przegięcie, tak jak latająca lodówka w roli schronu atomowego, a sowieci tańczący kazaczoka i grający na harmoszce przy ognisku to jakiś szczyt groteski. Do tego mamy jeszcze jakieś dziwne wtręty polityczne, nie wiem, co to miało być, synteza polityki zimnowojennej? Najpierw siedzą chłopy i biadolą jak to ich FBI prześladuje, a rząd wszystkich oszukuje, że po USA grasuje KGB, a w następnej scenie do baru wchodzą dwaj smutni panowie z KGB. Kto się poczuł dziwnie, niech podniesie rękę.

W dodatku w tym filmie jest pełno baboli i to już od pierwszej sceny. W konwoju wojskowych ciężarówek są za małe odstępy pomiędzy pojazdami. Wojsko tak nie jeździ, jak zobaczycie konwój wojskowych ciężarówek, jadących 50 km/h zderzak w zderzak, to możecie być pewni, że to przebierańcy. Dalej jest jeszcze gorzej Indy szuka namagnesowanego pojemnika, przy pomocy prochu wysypanego z granatu. Po pierwsze nie da się wysypać prochu z granatu, bo go tam nie ma. Proch jest materiałem miotającym, a w granatach i wszelkich pociskach znajduje się materiał kruszący (zwykle trotyl, heksogen, oktogen, mieszanina powyższych lub jakiś zamiennik np. kwas pikrynowy). Po drugie proch strzelniczy (nieważne czarny, czy bez bezdymny) jest diamagnetykiem, więc cała akacja jest bez sensu. Potem Indy używa w tym samym celu śrutu, również bez sensu. O ile dziś spotyka się naboje z śrutem stalowym, o tyle w latach ’50 nikt się w takie fanaberie nie bawił i śrut był ołowiany. Upuszczony na bok karabinek M1 wypala, żeby tak się stało, musiałby być zepsuty, albo specjalnie przerobiony. Chłopaki szorujące Jonesa, po wybuch bomby atomowej mają na sobie współczesne maski przeciwgazowe (takie samie zobaczycie w „Jarhead’zie”). Ale to wszystko nic w porównaniu z tym, że w paru miejscach widzimy diody LED, w epoce przedtranzystorowej, szkoda gadać.

Na szczęście film miał też dobre strony. Miło było zobaczyć ulubionych bohaterów w akcji, zwłaszcza szelmowski uśmiech partnerki Harisona. Świetnie wypadła Kate Blanchett w roli kobiety złej. W umundurowanych kobietach w ogóle jest coś chorobliwie fascynującego (wszystkim zainteresowanym z góry odradzam). Było kilka znakomitych kwestii, np.
- Your last word?
- I like Ike.
Były też sceny warte zobaczenia, np. pościg GAZ’a i GPA zakończony skokiem na drzewo.

Mimo wszystko film ten nie powinien był powstać, nie tylko dlatego, że się nie udał, ale także dlatego, że uświadomił mi i chyba nie tylko mi ile lat mam naprawdę. Patrząc na Harisona w wieku nad wyraz nobliwym poczułem się staro. Psia kość gwizdać motyw z „Poszukiwaczy...” uczyłem się dwadzieścia lat temu.

Adanedhel - 24 Lipca 2008, 11:18

O ile w wielu punktach zgodzę się z Tobą to trochę też przeginasz. Na przykład:

feralny por. napisał/a
W konwoju wojskowych ciężarówek są za małe odstępy pomiędzy pojazdami. Wojsko tak nie jeździ, jak zobaczycie konwój wojskowych ciężarówek, jadących 50 km/h zderzak w zderzak, to możecie być pewni, że to przebierańcy.

Czy to jest babol? Trzeba być naprawdę wyczulonym (jak Ty) na takie, i inne sprawy (stalowy zamiast ołowianego śrut, karabinek M1...), żeby zwrócić na to uwagę. Akurat to dla mnie nie kwalifikuje się jako babol. Musiałoby być bardziej, znacznie bardziej oczywiste.

feralny por. - 24 Lipca 2008, 13:06

Adanedhel napisał/a
Czy to jest babol? Trzeba być naprawdę wyczulonym (jak Ty) na takie, i inne sprawy (stalowy zamiast ołowianego śrut, karabinek M1...), żeby zwrócić na to uwagę.
Wiem, to się nazywa zboczenie zawodowe, ale psuje mi to przyjemność oglądania filmu i już. Zwłaszcza, że można takie sprawy zrobić jak należy, czego najlepszym przykładem jest "King Kong" Jacksona, gdzie wszystko jest w tym temacie jak trzeba, a nawet jest sporo smaczków, dla kogoś kogo, choć trochę to interesuje (np. "artleryjski" Luger, czy mausery "garbusy", albo pokazanie jak podpinać bęben do thompsona).
Adanedhel - 24 Lipca 2008, 13:18

Takie podejście się chwali. Naprawdę przyjemnie, jeśli nikt nie ma do czego się przyczepić (o ile coś takiego jest możliwe ;) ). Ale z drugiej strony ja bym chyba się nie czepiał takich, w sumie, drobiazgów :)

Choć może powinienem milczeć, skoro warczałem na całą salę kinową, gdy zobaczyłem elfy w Helmowym Jarze. Choć to przekręcenie, nie babol.

Homer - 2 Sierpnia 2008, 09:35

Adanedhel napisał/a
koro warczałem na całą salę kinową, gdy zobaczyłem elfy w Helmowym Jarze.

I tak chwała, że nie było tam Arweny...

Grahf - 5 Sierpnia 2008, 22:36

Film to niestety żenująca porażka, z kina wyszedłem mocno zniesmaczony :( .


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group