Powrót z gwiazd - Wojsko
mad - 30 Października 2007, 00:15
CK - Dezerterzy - trzeba jeszcze dodać Idziecie na Wiedeń?
Studnia - 30 Października 2007, 17:02
mad napisał/a | A do woja nie idź. To zwykła strata czasu. |
Potwierdzam. Byłem, zobaczyłem, wróciłem. Jedyne czego mnie nauczyli to budowy kałacha. No i jak z niego strzelać. No i trochę dyscypliny. I się na zimno uodporniłem... No i zacząłem lubić ser topiony... Hmmm... Normalnie same superlatywy...
Pako - 30 Października 2007, 17:41
PO robię dobrowolnie, przedmiot który można ale nie trzeba zaliczyć, możę jedynie pomóc z uporaniem się z wojem. I dobrze, bo mi się w kamasze nie chce...
rumeli - 13 Listopada 2007, 14:25
Jestem zdecydowanie za profesjonalną armią zawodową.
savikol - 15 Grudnia 2007, 19:16
No to wróciłem… (jak powiedział Sam do Różyczki).
Cały tydzień spędziłem w armii odbywając ćwiczenia rezerwy. Odcięty od świata i cywilizacji (ciekawe ile mi zajmie przeczytanie coście nawpisywali na forum w tym czasie). W woju było bardzo fajnie, już czekam na kolejne wezwanie, a dowódca obiecał nam dwa, upojne tygodnie w maju, najpóźniej w czerwcu.
Ćwiczenia były tylko sztabowo-logistyczne, dla samej kadry dowódczej i to tylko tych lewusów, co migali się przez cały rok przed kolejnymi wezwaniami. Przyjechali więc najlepsi z najlepszych. Ciekawostka, mam 33 lata, a byłem najmłodszy z całej ekipy. Kwiat sił zbrojnych Rzeczpospolitej, jednym słowem. Jak się okazało, wojsko cierpi na potworne braki kadrowe. Wszyscy młodzi i wykształceni wyjechali do Irlandii i Anglii, i to nie są żarty. W razie wojny, czy innej katastrofy klimatycznej kadr dowódczych praktycznie nie ma. O ile szeregowcy stawiają się w 90 %, to dowódcy prawie w ogóle. Dlatego pobierają coraz starsze roczniki i na szkoleniu byłem z tatuśkami co w woju służyli 30 lat temu.
Tematyka szkolenia jest poufna (tajemnica wojskowa), więc przemilczę ją ku chwale Ojczyzny. Dowiedziałem się za to, że jestem nie byle kim, bo aż oficerem sekcji planowania w sztabie 2 brygady (a może 5, nie pamiętam). Cokolwiek to znaczy, to zrozumiałem, że w razie wojny siedzę w sztabie na etacie kapitana i cześć.
Co do klimatów w wojsku, to wedle opinii zawodowych trapów, armia normalnieje. To efekt tego, że wreszcie, po 50 latach, bierzemy udział w prawdziwych działaniach wojennych (Irak, Afganistan). Dotychczas cała instytucja była jakimś dziwacznym tworem obwarowanym absurdalnymi regulaminami i przepisami, do tego opanowanym przez zapierdziałych generałów szkolonych jeszcze w Moskwie. Teraz powoli się zmienia.
Pierwszy krok – wojsko odkryło komputery i Internet! Niesamowite! Już na początku XXI wieku! Okazuje się, że nie trzeba wszystkiego pisać ręcznie i wszędzie zapitalać z papierami i stertami map. Czad!
Do tego po kolei zmienia przepis po przepisie w swoim kosmicznie popieprzonym regulaminie. I to wykorzystując doświadczenia zdobyte na wojnach, a nie wydumane przez tłustych generałów grzejących odwłoki na dobrze płatnych stołkach. Robi to naprawdę pozytywne wrażenie (na cywilu).
Oczywiście nie wszystko jest wspaniałe.
Żarcie – polepszyło się. Porcje są duże nawet jak dla chłopa takiego jak ja (188 cm, 100 kg). Schaboszczaki, wątróbka w sosie, nieśmiertelne mielone, na śniadania świeże bułki, wędlina, sery, kiełbaski lub parówki, zupa mleczna. Nie zmieniły się za to zaskakujące zestawy – wędzona makrela + dżem + serek waniliowy ) wszystko na jednym talerzu wygląda co najmniej ekstrawagancko.
Koszary – oglądaliście C.K. Dezerterów? Od tamtych czasów niewiele się zmieniło. Koszary to koszary. Musi być zimno, są długie korytarze z biurkiem podoficera dyżurnego, w „izbach żołnierskich” piętrowe prycze i metalowe szafki. Standard nawet dla sztabu rezerwy.
Wóda – nie wypada. Dowódca jest potwornym wrogiem alkoholu. Pijacy są prześladowani i gnębieni. Butelka wódki na terenie jednostki grozi wizytą prokuratora. Powariowali, albo tylko straszyli. W praktyce rezerwa ma nieoficjalne prawo napierniczyć do oporu pod koniec ćwiczeń, jeśli wcześniej była grzeczna.
Chwilowo nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Pozostaje mi czekać na wiosenną operację OPAL, czy jak tam ją dla odmiany nazwą. W każdym razie, wezwanie na nią mam gwarantowane.
Navajero - 15 Grudnia 2007, 21:27
savikol napisał/a | Koszary – oglądaliście C.K. Dezerterów? Od tamtych czasów niewiele się zmieniło. Koszary to koszary. Musi być zimno, są długie korytarze z biurkiem podoficera dyżurnego, w „izbach żołnierskich” piętrowe prycze i metalowe szafki. Standard nawet dla sztabu rezerwy. |
W mojej "izbie żołnierskiej", na ostatnich ćwiczeniach ( wrzesień zeszłego roku) nie zamykało się okno. Na ramie był wydrapany napis ( po niemiecku) "to rozjeb.ł Hans", biorąc pod uwagę, że w czasie ostatniej wojny stacjonowały tu oddziały niemieckie, mogła być to prawda
savikol napisał/a |
Wóda – nie wypada. Dowódca jest potwornym wrogiem alkoholu. Pijacy są prześladowani i gnębieni. Butelka wódki na terenie jednostki grozi wizytą prokuratora. Powariowali, albo tylko straszyli. |
Nie straszyli. Byłem świadkiem, jak złapali trzech ze służby zasadniczej. Od razu sprawę przejęła prokuratura. To teraz standard. Podobnie jak alkomaty na wejściu do koszar.
feralny por. - 22 Grudnia 2007, 15:59
Zgodnie z obowiązującymi przepisami wniesienie alkoholu na teren JW jest ścigane z urzędu.
savikol - 22 Grudnia 2007, 21:45
O właśnie, armia się zmienia z dnia na dzień. Bażantem byłem raptem 6 lat temu, a jeszcze wtedy, na terenie Wyższej Szkoły Oficerskiej we Wrocku była kantyna, w której legalnie był alkohol! Browar całkowicie oficjalnie zarówno dla kadry jak podchorążych, kadetów, czy szeregowców. A mniej oficjalnie wóda z pod lady. I to wszystko dla skoszarowanych żołnierzyków. Raj! Mało tego, kompania SPR miała swój własny klub w piwnicy, gdzie można było pograć w brydża i trąbić piwo do oporu. Często przesiadywał tam nawet nasz dowódca, legendarny kapitan Kulpa. Nie trzeba było dymać na miasto po całym dniu dość męczącego szkolenia. Wieczorami zostawaliśmy na jednostce i… ech, działo się, działo. A teraz? Prawdziwa, poważna armia.
W ramach ciekawostek z naszej nowej, pawie już całkiem nowoczesnej, armii – w czasie szkolenia, szef kompani rezerwy, bardzo sympatyczny pan sierżant zawiózł nas do Modlina na wycieczkę. Połaziliśmy po przygnębiająco zdewastowanej twierdzy (w której kręcono między innymi C.K. Dezerterów, Pułkownika Kwiatkowskiego, Pana Tadeusza), a potem obejrzeliśmy sobie zasoby, ukrytej w plątaninie fortyfikacji, jednostki przechowania i naprawy sprzętu.
Zajmuje się ona, między innymi, naprawą czołgów z Wesołej i postrzelanych pojazdów przywiezionych z Iraku i Afganistanu. Niestety nie obejrzeliśmy poszatkowanych transporterów, bo nie było kogo trzeba by wpuścili nas na warsztaty.
Widziałem za to niesamowite garaże, w których trzymany jest sprzęt mojej przydziałowej jednostki. Są to ogromne, żelbetowe hangary gęsto wypełnione ciężarówkami do przewożenia mostów pontonowych, Starami z załadowanymi dziesiątkami kutrów, gąsienicowymi amfibiami, trakami do cięcia drewna, spalinowymi kafarami do wbijania pali w dno rzek, kuchniami polowymi, a nawet pojazdami do ustawiania mostów pozornych (takich ze styropianu, dla zmylenia przeciwnika). Ku naszemu zdumieniu, wszystko sprawne i gotowe natychmiast ruszyć do akcji np. jak by była powódź.
Jeszcze kilka lat temu takie parki maszyn to była ściema z kupą złomu, gdzie stały przerdzewiałe gruchoty, świeżo pomalowane na wypadek jakby jakiś wicepierdoła pułkownik, czy inny jenerał chciał to obejrzeć. A teraz – zmiany.
Cały ten sprzęt jest na okrągło używany. Jeździ nad wodę, tapla się w błocie, a potem ma być w idealnym stanie.
Ale największe wrażenie zrobiły na mnie te stalowe molochy obejrzane z bliska. Na żadnym nie znaleźlibyście nawet ziarenka piasku. Sprzęt lśni. Nawet na oponach nie było śladu błota. Eeetam błota, drobiny kurzu. Zatkało mnie. Kilkaset pojazdów, do obsługi garstka żołnierzy i kilku cywilnych mechaników. Mało tego, zgodnie z rozkazem dowódcy wszystko ma uruchamiać się od pierwszego przekręcenia kluczyka. Pan pułkownik czasem wpada do tych garaży i losowo wybiera kutry. Każe zrzucić je na wodę i osobiście uruchamia. Jak cokolwiek nie gra, są kłopoty.
Niesamowite jak to się pozmieniało w ciągu kilku lat. Jak tak dalej pójdzie będziemy mieli armię z prawdziwego zdarzenia.
Piech - 22 Grudnia 2007, 21:51
Przyjemnie się to czyta. Widać, że jednak można. Nie jesteśmy skazani na dziadostwo i bylejactwo.
Fearfol - 22 Kwietnia 2008, 18:33
"njusy"
w naszej szkole wyszło rozporządzenie o obowiązku zadeklarowania się uczniów 2 klas co do tego jakie przedmioty chcieliby zdawać na maturze. Otóż więc właśnie chciałem sprawdzić wymagania do uczelni wojskowej a tu niespodzianka ...
zasady znów się zmieniły :
otóż istnieje tylko kilka szkół wojskowych z prawdziwego zdarzenia, nie chcą one już absolwentów szkół śr. na długie szkolenie( odpowiadające studiom) wolą za to przeszkolić człowieka który wykształcił się za swoje pieniądze i przyjąć go do armii. Wymagania : magisterka, opcjonalnie jakieś inne zaświadczenia o ukończeniu studiów.
bramka nr 2: szkółki podchorążych , mogę iść zaraz po liceum ale mój nauczyciel p.o ne wróży mi przyszłości po takiego typu szkole. 25 lat i może jako chorąży przejdę na emeryturę.
co w takiej sytuacji powinienem zrobić ? bo jestem we kropce
Adashi - 22 Kwietnia 2008, 18:35
Ten tego, skończyć studia i od razu zostać podporucznikiem
Agi - 22 Kwietnia 2008, 18:36
Rób magisterium, to Ci nie zginie, a może zmienisz pogląd na sprawę i uznasz, że nie chcesz iść do wojska.
feralny por. - 30 Kwietnia 2008, 21:50
Fearfol napisał/a | bramka nr 2: szkółki podchorążych , mogę iść zaraz po liceum ale mój nauczyciel p.o ne wróży mi przyszłości po takiego typu szkole. 25 lat i może jako chorąży przejdę na emeryturę. | Chyba masz na myśli szkoły podoficerskie. Bo, widzisz, podchorążówka to właśnie szkoła oficerska.
A właściwie skąd masz informacje na temat rekrutacji do szkół oficerskich? Coś mi się wydaje, że wszystkie które jeszcze istnieją (4) prowadzą nabór na studia pięcioletnie równolegle z kursami oficerskimi dla magistrów.
Fearfol - 2 Maj 2008, 10:53
no no , tylko że ja z racji z tego mieszkam w Zachodniopomorskiem daleko mam do Wawy i do Wrocławia, więc wiązałem nadzieje z szkołą Toruńską, (artylerii i wojsk lądowych), ale teraz z tego co sie dowiedziałem ( dzwoniliśmy do WKU) i w Toruniu to już nie ma szkoły oficerskiej tylko jakieś szkółki ( niższego szczebla). Przyznam Ci się że jestem realistą i tak jak pisałem wcześnie nie rajcuje mnie myśl o zastaniu kapralem. Wiesz najchętniej to chciałbym być jakimś "specjalistą", inżynier, itp. Tak jak pisałeś wcześniej ( to było chyba z rok temu) szeregowy żołnierz to nie będzie szczyt marzeń. chyba sam już nie wiem czego chce.
feralny por. - 2 Maj 2008, 11:40
Jeżeli myślisz poważnie o związaniu swojej przyszłości z wojskiem, to nie rozumiem tego fragmentu:
Fearfol napisał/a | z racji z tego mieszkam w Zachodniopomorskiem daleko mam do Wawy i do Wrocławia, |
Musisz się liczyć z tym, że będziesz pracował "po przekątnej", z perspektywą licznych wyjazdów. Dla przykładu w zeszłym roku spędziłem 3 miesiące na kursach i szkoleniach w odległości od 400 do 700 km od macierzystego garnizonu, a z pracy do domu mam 400 km i to jest raczej norma niż coś niezwykłego.
Jeżeli nie chcesz być kapralem, to pozostają szkoły oficerskie w takie czy innej formie, a to, że są daleko od domu potraktuj jak element szkolenia. Taki już los żołnierza tułacza, że zawsze ma wszędzie daleko.
Fearfol napisał/a | chyba sam już nie wiem czego chce. | W takim razie rozważ na poważnie podjęcie studiów cywilnych, zawsze możesz potem startować na kurs oficerski dla magistrów.
NURS - 2 Maj 2008, 13:42
savikol napisał/a |
Niesamowite jak to się pozmieniało w ciągu kilku lat. Jak tak dalej pójdzie będziemy mieli armię z prawdziwego zdarzenia. |
I nich mi ktoś teraz powie, że w Apokalipsie tego też nie przewidziałem
Ziuta - 17 Października 2009, 11:07
Virgo C., a bo to często chodzisz na WKU?
Virgo C. - 17 Października 2009, 13:22
Niby nie, ale leniwy jestem
mBiko - 17 Października 2009, 18:49
A w ogóle to jeszcze trzeba chodzić do WKU?
Ziuta - 18 Października 2009, 09:57
Ja byłem jeszcze na początku drugiego roku, żeby pokazać zaświadczenie o studiowaniu (przysyłanego przez uczelnię u mnie nie uznają - ma być osobiście). W zeszłym roku już nie byłem, a i zaświadczenie, jeżeli takowe jeszcze wysyłają, przyszłoby długo po granicznym 15 października. Ale nikt się nie czepiał. Swego czasu gadaliśmy z kumplem i stwierdziliśmy, że możnaby się wybrać z zapytaniem, czy w ramach zniesienia poboru wbiją nam rezerwę do książeczek, czy coś innego, ale uznaliśmy, że nie warto, póki ktoś nie zacznie się o to czepiać.
Virgo C. - 18 Października 2009, 10:27
Właśnie też tego pewny nie jestem. Poza tym jako osoba o kat. A nie jestem też pewny czy na jakieś weekendowe szkolenie dla rezerwy mnie wysłać nie mogą. A w WKU w Świdnicy pracowała koleżanka z ogólniaka więc wsio załatwiałem u niej (co się z cywilem załatwić dawało). Do Kłodzka jej raczej nie przeniosą niestety
@Ziuta
Nie wiem czy jakakolwiek uczelnia wysyła zaświadczenia. Ale osobiście osobiście nie trzeba, od momentu rozpoczęcia studiów w Krakowie tylko dwa razy byłem w WKU (jak po pierwszym roku dostałem bilet do jednostki gdzieś nad morzem i odraczając sobie służbę dla studentów). Tak to słałem lub przywoziłem zaświadczenie do domu, a ojciec dostarczał w ciągu tygodnia i nikt się nie czepiał
Ziuta - 18 Października 2009, 10:30
Na litość, a czego nas mogą nauczyć przez weekend. Ja ostatnio bramy koszar przekroczyłem w wieku lat trzech, gdy Tatę wzięli, a żony przyjechały na coś w rodzaju dnia otwartego. Pamiętam tylko, że jakiś napalony porucznik chciał koniecznie pokazywać co ładniejszym paniom (w tym mojej Mamie0 swoją wielką armatę.
Kruk Siwy - 18 Października 2009, 10:32
Hihi.
Pepanc?
Virgo C. - 18 Października 2009, 10:33
Nie wiem czego, ale są takie robione (a przynajmniej jeszcze niedawno były). Podobnie jak ta służba 6-tygodniowa dla studentów była. Kumpel poszedł, był najlepszym ratownikiem medycznym na roku, a jego posłali do jednostki radiowej (czy radiolokacyjnej, coś z radiem w każdym razie). Anegdoty z tych 6 tygodni to do tej pory evergreen rozmów przy piwie
rybieudka - 18 Października 2009, 11:09
Dla mnie hitem z WKU byl motyw jak zakończywszy studia jednocześnie wiedząc już, że zostałem przyjęty na studia doktoranckie sam z siebie zgłosiłem sie do rzeczonej placówki w mojej rodzinnej Legnicy. "Miła Pani" oczywiście stwierdziła, ze wszystko po kolei... przyjęła wiec moje zgłoszenie zakończenia edukacji na szczeblu magisterskim. W momencie jednak, kiedy poinformowałem, ze chciałbym zgłosić , ze zostałem na okres co najmniej 4 lat studentem studiów doktoranckich i przedstawiłem adekwatne zaświadczenie, Pani zdębiała. Stwierdziła, ze nie wie co ona ma w takiej sytuacji zrobić... wiec może lepiej żebym ja nic nie zgłaszał, a papierek sobie zachował. Jeśli się do mnie nie zgłoszą przez nadchodzący rok to będę "z automatu" przeniesiony do rezerwy, a jeśli się zgłoszą to pokażę im papierek i mam spokój... No cóż, minęły ponad dwa lata i jeszcze się nie odezwali, więc chyba zostałem przeniesiony do rezerwy. z drugiej strony żadnego adekwatnego papierka nie dostałem...
Ziuta - 18 Października 2009, 11:45
Mnie na komisji skrócili o 6 centymetrów... Na szczęście tylko we wzroście
dalambert - 18 Października 2009, 12:16
Panowie tyłki wypiąć na wschód i czekać aż sie z Kaliningradu ruszą i was wydymają!
Ostatnio ruskie w swej doktrynie wojennej mają zapisane obowiązek prewencyjnego atomowego uderzenia na tych co mogą wielikiej rusi zagrozić
feralny por. - 18 Października 2009, 22:27
Ziuta napisał/a | Swego czasu gadaliśmy z kumplem i stwierdziliśmy, że możnaby się wybrać z zapytaniem, czy w ramach zniesienia poboru wbiją nam rezerwę do książeczek, czy coś innego, ale uznaliśmy, że nie warto, póki ktoś nie zacznie się o to czepiać. | Jeżeli mogę coś zasugerować, to proponuję, na wszelki wypadek, zorganizować sobie taki wpis do książeczki. Licho nie śpi, a posiadanie "uregulowanego stosunku do służby wojskowej", może okazać się atutem w najmniej oczekiwanym momencie.
dalambert - 18 Października 2009, 22:35
feralny por., przed atakiem z Kaliningradu to mogą nas ochronić jedynie potężne magazyny gorzały i spirytu na trasie od granicy do Warszawy , może się pochlają
feralny por. - 18 Października 2009, 22:40
Co ty jest lepszy plan. W razie ataku zasypujemy ich kwitami, od tych kwitów pogłupieją, nie ma bata. Następnie podpuszczamy ich tak, żeby weszli na poligon pod Orzyszem. Tam mamy tak rozpracowany system ognia, że nie mają szans (na Orzyszu wojsko strzela od 50 lat i zawsze na 5).
|
|
|