To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Ludzie z tamtej strony świata - Darek Domagalski

Fidel-F2 - 22 Stycznia 2007, 10:25

USS Cthulhu pierwsza klasa, chociaż też ciężko znaleźć fabułę :mrgreen: Ostatnie zdanie powala.
mawete - 22 Stycznia 2007, 11:44

Świetne - ja też czekam na next :D
Last Viking - 29 Stycznia 2007, 08:24

Agi55, Fidel, mawete - dzięki :D
Dziękuje również za wszelkie opinie.

Nivak
Cytat
To jak to się w końcu pisze, ciom?


Pisze się Slainte Mhath :mrgreen: (tylko to "i" piszę się jakoś dziwnie :? )
A jak sie to wymawia?... :shock:
Jeśli ktoś chce usłyszeć idealną wymowę ze szkockim akcentem, proponuje posłuchać utworu Marillion o tym właśnie tytule z płyty "CLUTCHING AT STRAWS" :wink:

Adashi
Cytat
Zabawnie i śmiesznie, tak tylko wszyscy chyba oczekują Polowania na Czerwony Październik z jajami i fantastyką

:lol:
Wystaw sobie, że coś takiego już powstało i leży u NURSA :wink:

Elam
Cytat
No i czekam dalej... Bo nadal czegoś mi brakuje... No, przykro mi...

Ależ dlaczego Ci przykro?
ORP to czysto rozrywkowe opowiadania, z elementami parodii, aluzji, ironi i mają za zadanie wywołać uśmiech na Waszych twarzach :D
Analizuję wszystkie opinie, na bieżąco reaguję, słowem trzymam ręke na pulsie :wink: Po pierwszych 4 szortach otrzymałem informację zwrotną w postaci postów w temacie o ORP i wyciągnąłem odpowiednie wnioski.
Kolejne opowiadania posiadają więcej akcji, postacie są bardziej rozbudowane, a i problemy z jakimi przyjdzie sie mierzyć załodze "Dzika" poważniejsze i mam nadzieję, że spowoduje chociaż chwilową zadumę :mrgreen:

Adashi - 29 Stycznia 2007, 08:57

Last Viking napisał/a

Adashi napisał/a
Zabawnie i śmiesznie, tak tylko wszyscy chyba oczekują Polowania na Czerwony Październik z jajami i fantastyką

:lol: Wystaw sobie, że coś takiego już powstało i leży u NURSA :wink:


:) To czekam, bo polubiłem załogę ORP Dzik; pisząc o "Polowaniu..." miałem też na myśli coś dłuższego, gwoli ścisłości, bo nie wiem czy chodzi Ci o kontekst fabularny z Red October, czy o samą opowieść o łodzi podwodnej +humor i fantastyka.
Pozdrawiam.

Last Viking - 29 Stycznia 2007, 11:47

o kontekst fabularny :wink:
Słowik - 29 Stycznia 2007, 14:31

Hehe, Jan Maria Kózka



i Włodzimierz Borsuk



:?: :mrgreen:

mawete - 29 Stycznia 2007, 16:16

Słowik: oficerowie Vikinga maja jaja :mrgreen: a ci.... :D
Last Viking - 30 Stycznia 2007, 10:15

Słowik: :lol:

Przyznam się, że Kózka zawdzięcza swoje imię właśnie temu osobnikowi.
A właściwie to: Jan Maria Eustachy Kózka (Eustachy ma po dziadku, który służył pod Piłsudskim, stąd silna prawicowa tradycja rodzinna) :D


Co do Borsuka to trafnie, trafnie...
Hmm...czy jednak nie powinien być starszy? :shock:
Na mieście... wróć na okręcie mówią, że pamięta czasy II wojny światowej, a podczas obleżenia Berlina podobno samego Hitlera spotkał. Później twierdzili, że Fuhler samobójstwo popełnił, bo nie chciano wierzyć, że to było zwykłe "pacnięcie" od niechcenia w łeb.
Tak powiadają... :wink:

mawete: politycy to sobie jaja robią, a nie mają :wink:

Z drugiej strony zastanawiam się, czy jednak politycy nie wykazują się jednak wiekszą odwagą od oficerów?
Idziesz na służbę, odbebnisz swoje, czasami jakiś rejs. Spirytus wydadzą, żołd na dzi... eee... panie do towarzystwa starczy. Mundurówka regularnie wypłacana. Urlopy po 60 dni, trzynastki i premie kwartalne. Kumple zawsze staną murem w razie potrzeby. A poza tym, za mundurem panny sznurem :mrgreen:
Żyć nie umierać :roll:
Natomiast polityk, to ciężka sprawa :( Boisz się wyjsć na ulicę, bo zaraz o ojcostwo oskarżą. W miejscu pracy (sejm) każdy na ciebie bykiem patrzy i tylko patrzą żeby świństwo uczynić, błotem obrzucić, badź zdyskredytować, koledzy partyjni nie są wiarygodnymi sojusznikami i tylko czekają na twój błąd. Alkoholu nie można pić, bo zaraz znajdziesz się na pierwszych stronach gazet, a i na panienki w sejmowym hotelu też szlaban :(

Rodion - 30 Stycznia 2007, 10:59

Tak nic nie chce mówić. :? Ale czekam :|
Last Viking - 30 Stycznia 2007, 11:22

A co? Weregowie już namalowani?
Rodion - 30 Stycznia 2007, 11:31

Ja nie o tych cieniasów się pytam :twisted:
Last Viking - 30 Stycznia 2007, 11:48

Cieniasów? :shock:
Zobaczysz, zaraz wyskoczy jakiś kniaź z kresów wschodnich i jak nie przy.... :roll:

A co reszty epizodów, to tak jak ustaliliśmy na privie coby więcej nie spoilerować :mrgreen:

Rodion - 30 Stycznia 2007, 12:03

Nie strasz bo jeszcze mój ołówek weźmie na cel ten Twój przerdzewiały durszlak! :twisted: :P
Last Viking - 31 Stycznia 2007, 22:25

Godzilla
Cytat
Wikingu drogi, ponawiam pytanie postawione przez kogoś innego, jak się czyta tytuł?
...No więc jak się czyta Slainte Mhath? Proszę mnie nie odsyłać do egzotycznych utworów muzycznych, bo marne szanse że sobie ich posłucham.

Do egzotyczntch utworów? :shock:
Marillion z Fishem na wokalu - egzotyczne :roll:
:lol:

No dobra, niech i tak będzie Godzilla :wink:
tra-la-la, tra-la-la, slaj nawa (jeszcze jest "r" ale ledwo słyszalne) tra-la-la...

Last Viking - 2 Lutego 2007, 18:35

Potrzebuję waszej pomocy!
Mój brat pisze pracę licencjacką z marketingu i jeżeli możecie wypełnić krótką ankietę to będę wdzięczny :P
Nie trzeba podawać żadnych danych personalnych, zajmie Wam to kilka sekund, a będzie materiał do pracy.

http://ksmd.w.interia.pl/ankieta.htm
Korzystając z Firefoxa i Mozilli działa bez zarzutu.

Z góry dziękuję

Agi - 2 Lutego 2007, 19:53

Last Viking, wysłałam. System ostrzegał mnie przed tym nierozważnym krokiem, ale co mi tam - lubię ryzyko :P
Słowik - 2 Lutego 2007, 21:03

Trzeba mieć jeszcze skonfigurowanego klienta pocztowego :D
Fidel-F2 - 3 Lutego 2007, 06:10

wybacz, z powodu, który podałSłowik, nie udało mi się Ci pomóc
spróbuj jakąś inna wersję.

Last Viking - 3 Lutego 2007, 08:12

Dzięki wielkie.
Poinformowałem o problemach :|

Tomcich - 3 Lutego 2007, 10:03

Mam podobnie jak Fidel-F2. :|
Agi - 3 Lutego 2007, 10:45

Wyjaśniam - wysłałam bez problemu, miałam tylko ostrzeżenie, że mój e-mail będzie widoczny u odbiorcy i o tym żartobliwie napisałam. Ciekawe czy doszło?
Anko - 3 Lutego 2007, 18:41

Słowik napisał/a
Trzeba mieć jeszcze skonfigurowanego klienta pocztowego :D
No, jak tak lubię ankiety... Wypełniłabym sobie ku radości obopólnej, ale jak ktoś korzysta tylko z poczty przez www, to se ne da. :cry:
Last Viking - 14 Marca 2007, 15:00

Szukając materiałów i "grzebiąc" się w historii Polski z początku XV wieku, przypomniał mi się pewien dowcip o bitwie pod Grunwaldem. :) Chciałem go napisać w odpowiednim temacie i zacząłem go w przerwie na kawę spisywać. No ale ja nie potrafię opowiadać dowcipów :| Tak więc skacz Grunwaldzki rozwinąłem i zaprawiłem po swojemu. Wyszedł trochę za długi jak na dowcip, więc postanowiłem go umieścić w swoim temacie. :wink:

GRUNWALD 1410

15 lipca roku 1410 niedaleko Olsztynka stanęły naprzeciwko siebie dwie potężne armie, żeby stoczyć największą bitwę średniowiecznej Europy. Słońce dopiero co wzeszło rozświetlając wzgórze na którym stanął Ulrich Von Jungingen - Wielki Mistrz Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, przez Polaków Krzyżakami zwany, spojrzał na rozciągające się aż po horyzont olbrzymie pole. Dostrzegł na nim kilka zabudowań.
- Ta wieś. Jak się nazywa? – zwrócił się do jednego z rycerzy ze swojej świty.
- Łodwigowo Wielki Mistrzu – odpowiedział Piotr Świnka, poddany polskiego króla
który obecnie przeszedł na stronę Krzyżaków.
- Lotlighofo?
- Łodwigowo Mistrzu – poprawił Polak
- Przecież *beep* mówię! Lotlifhofo! – zdenerwował się Ulrich, a że był niezwykle
porywczy już sięgał po miecz, już na plasterki chciał ciąć. W ostatniej chwili Konrad Lichtenstein i von Wallenrode przytrzymali swojego przywódcę.
- Jak to będzie w kronikach wyglądać? – zafrasował się Mistrz okrutnie, kiedy już się
nieco uspokoił.
- A tamta? – wskazał maleńką osadę gdzieś na północy.
- Grunwald.
- Javol! To dobra nazwa! Tam ustawić chorągwie – na jego brodatej gębie pojawił się
szeroki uśmiech.
- Wysłać do Jagiełły posłów! Według tradycji trzeba mu dostarczyć jakieś nagie dziewki.
- Dziewki? – zdziwił się Lichtenstein. – Miecze. Dwa nagie miecze!
- Wiedziałem, że coś nagiego – podrapał się po rozczochranej czuprynie Ulrych i
spojrzał na obóz Polsko-Litewski.
- Siła ich – mruknął.
- Witold Litwinów przywiódł, Żmudzini i Tatarzy też się stawili. Ciężko będzie –
odrzekł von Wallenrode.
- Mam pomysł Wielki Mistrzu – odezwał się nieśmiało, schowany za plecami Lichtenteina konfident Piotr Świnka. – Zaproponujmy im honorowy pojedynek jeden na jeden. Zwycięzca bierze wszystko. Niechaj wystawią swojego najlepszego rycerza, a my wystawimy Zygfryda de Lowe. Na turniejach rycerskich jest niepokonany. Praktycznie Puchar Świata ma już w kieszeni.
- A Małysz? – zdziwił się Ulrich von Jungingen.
- Mistrzu. To nie ta dyscyplina – szepnął Lichtenstein.
- No tak, no tak... – Wielki Mistrz Krzyżacki sprawiał wrażenie zakłopotanego.
Przywódca Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, zamyślił się, rozważając wszystkie argumenty „za” i „przeciw”. Można powiedzieć, że przeprowadzał swoistą analizę SWOT, gdyby wiedział co to znaczy. Na jego pochmurnym czole pojawiła się zmarszczka, wzrok przybrał na ostrości.
- Do latryny muszę – powiedział po chwili i pobiegł w krzaki.
Konrad Lichtenstein Wielki Marszałek, wzniósł oczy ku niebu. Kolejny raz to on
musiał podejmować ważne decyzje, w jego rękach znalazł się los Zakonu.
- Niech i tak będzie. Posły słać do Jagiełły i niech się Zygfryd gotuje do pojedynku.

* * *

- Jagiełło! Jagiełło! – darł się Piotr Świnka, wjeżdżając do obozu Polsko-Litewskiego. Obóz wydawał się być opustoszały. Ogniska na noc rozpalone dogasały, namiotami szargał wiatr, a cisza aż gwałciła uszy. Świnka był zły, ale miał nauczkę na przyszłość. Nigdy więcej głupich pomysłów. Nigdy więcej się nie wychylać. Lichtenstein wysłał go jako posła do króla Polski. To twój pomysł, powiedział, więc teraz jedź do Jagiełły i mu wystaw sprawę. No i pojechał, bo co innego miał zrobić kiedy, kusznicy wycelowali bełty w jego plecy. Jak go Krzyżacka piechota nie rozstrzela, to rodacy powieszą. Ciężki jest los zdrajcy.
- Zdrajco! Zdrajco! Po trzykroć zdrajco! – krzyczał. Celując w niego palcem Zyndram z Maszkowic herbu Syrokomla krakowski miecznik. Aha, zaczyna się, pomyślał.
- Ja poseł! – zląkł się Świnka – Nie rusz mnie!
Już chciał konia zawracać, gdyż wolał stawić czoła strzelcom pruskim, niźli mocarzowi z
Krakowa, ale w tym momencie Zyndram zachwiał się i padł.
- Co jest? – zdziwił się poseł. Podjechał bliżej, pochylił się i poczuł znajomy zapach.
- Gorzałka – roześmiał się.
Zdaje się, że w obozie całą noc trwała libacja alkoholowa. Ulżyło mu, jest szansa, że dzisiaj nie zawiśnie. Musiał jednak szybko odnaleźć króla, przedstawić mu propozycję Wielkiego Mistrza i zaraz stąd znikać. Wiedział dobrze, że Polak skacowany to Polak zły i niebezpieczny. Jeszcze któryś z rębajłów go poszczerbi.
- Gdzie jest Jagiełło? – spytał jakiegoś giermka, niosącego wiadro wody. Pewnie dla swojego pana, który się właśnie obudził.
- A w stodole Panie. Dziewkę chędoży.
- Dziewkę chędoży powiadasz? Ciekawe co na to Anusia? – pytanie było retoryczne,
ale widocznie pachołek nie zrozumiał aluzji.
- A ona ma go w d...
- No, no... poniechaj, bo o majestacie króla mówimy – może sumienie, a może groza
obrazy królewskiego majestatu kazała Śwince pohamować język giermka. Ten trwożnie spojrzał na rycerza i czmychnął wylewając przy okazji pół wiadra wody.
- A jak już to nie jego, a raczej jakiegoś dworaka – mruknął pod nosem Piotr Świnka herbu Świnka i roześmiał się ukontentowany własnym poczuciem humoru. Zsiadł z konia i skierował się w stronę stodoły.

* * *

- Konia? *beep* skąd ja mu konia wezmę? – westchnął Wielki Koniuszy Zakonu Krzyżackiego. – Zygfryd de Lowe ma ze trzy metry wzrostu, co mu konia podstawię to kolanami po ziemi szoruje. Bieda Panie.
Zafrasowali się ogromnie panowie pruscy i zaczęli radzić co robić. Niestety taka była konwencja pojedynku. Trzeba było stawić się na placu boju na koniu, w innym wypadku groziła dyskwalifikacja.
- Może konia inflanckiego? – zaproponował nieśmiało Wielki Mistrz.
- Próbowaliśmy. Nogi się biedaczkowi pod ciężarem Zygfryda rozjechały – odparł
Koniuszy.
- Chyba, że jakiegoś słonia? – Lichtenstein zawsze wyróżniał się inteligencją na tle innych braci zakonnych.
- Konrad! Ty stary to masz łeb! – uśmiechnął się szeroko Ulrich von Jungingen i zaraz kazał posłać po słonia, którego trzymali w obozie jako zdobycz na saraceńskich pogańskich wojownikach. Co prawda żadnych saracenów nie pobili, a jedynie Żmudzinów podczas jednego z rejzów, i nie pogańskich a już chrześcijańskich i nie wojowników a jeno chłopów w zagrodzie pod miastem Szawle. Jednak propaganda Krzyżacka szukała wszelkich sukcesów, żeby rozsławić pruski oręż w Europie. Nikt jednak nie potrafił wyjaśnić co słoń robił w chłopskiej zagrodzie na Żmudzi.

- Słoń pasuje jak ulał – stwierdził ze znawstwem Ulrich spoglądając na Zygfryda de Lowe, siedzącego okrakiem na olbrzymiej bestii. Słoń co prawda wybałuszył oczy, gdyż 300 kilo żywej wagi to niebagatelny ciężar nawet jak na słonia.
- Jakiś miecz by się przydał i kopia – zauważył Lichtentein.
- Zygfryd łapami miażdżyć – powiedział wolno Zygfryd de Lowe, dla którego było to
zdanie potrójnie złożone. Wszak zawierało trzy wyrazy. Odwiecznym prawem równowagi, Bozia poskąpiła mu rozumu.
- Konwencja wymaga – mruknął Konrad Lichtenstain.
- Chodźmy do Wielkiego Mincerza. Może on coś wymyśli? – zaproponował Wielki Mistrz.

Godzinę później Zygfryd de Lowe, reprezentant Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie był gotowy do pojedynku. Stał w samo południe na placu boju z przyłbicą opuszczoną i czekał.
Ubrany w błyszczącą zbroję, biały długi płaszcz wielkości Katedry Gnieździńskiej, z namalowanymi na nim czarnymi krzyżami, wzbudzał strach i przerażenie. W jednej ręce dzierżył kopie, a raczej siedmiometrowy dąb ścięty u podstawy i na wierzchołku odpowiednio zaostrzony. W drugiej zaś trzymał połączone sznurkiem cztery halabardy imitujące miecz.
Słonik z wysiłku jeszcze bardziej wybałuszył oczy.

* * *

Tymczasem w obozie Polsko-Litewskim, Jagiełło poszukiwał ochotnika do pojedynku z Zygfrydem de Lowe. Wydawać by się mogło, że wśród 50 polskich i 40 litewskich chorągwi, znajdzie się mnóstwo śmiałków, którzy z rozkoszą podejmą wyzwanie i będzie trzeba ciągnąć losy. Nic bardziej mylnego. Patriotyczny zapał wyparował wraz z alkoholem w organizmach polskich rycerzy. Nagle okazało się, że każdy jest niezwykle zajęty, tudzież niedysponowany.
Tak więc, król błąkał się po obozie i agitował.
- Zawisza! Stój nie uciekaj! – zakrzyknął Jagiełło widząc jak poczet Zawiszy Czarnego z Grabowa herbu Sulima opuszcza obóz.
- Zawisza! Najwspanialszy i najmężniejszy z moich rycerzy. Stawisz ty czoło straszliwemu Zygfrydowi i uratujesz honor Polskiego oręża?
- Eee... no wiesz królu. Z miłą chęcią, ale na dworze węgierskim Luksymburczyka mnie czekają. Na turniej Pieśni i Tańca się wybieram. Eliminacje regionalne w cyklu „Taniec z Gwiazdami”. Przykro mi. Muszę natychmiast ruszać! Żegnaj królu i życzę powodzenia.
- Polegać jak na Zawiszy, psia jego mać – mruknął Jagiłło, kiedy kurz opadł a poczet rycerza z Grabowa był już pod Czeską granicą.

- Zbyszko z Bogdańca! Jak się cieszę, że cię widzę – rozradował się król, rozłożywszy szeroko ramiona. Ufał, że najmłodszy i w gorącej wodzie kąpany młodzieniec przyszedł żeby stanąć do pojedynku z Zygfrydem.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć!
- Ehm... królu ja o urlop przyszedłem poprosić – odparł zmieszany młodzieniec.
- Co?!
- No wiecie. Jagienka w Bogdańcu nogami w chuci przebiera i jeszcze mi ją kto
zbrzuchaci. Więc muszę jechać ją pilnować.
- I ty Zbyszko przeciwko mnie? – załkał Jagiełło.

Długo jeszcze król Polski namawiał sławnych rycerzy do podjęcia wyzwania. Maćko z Bogdańca jakimś bełtem w brzuchu się wymigał, Jurand ze Spychowa – ślepotą. Także ani Marcin z Młocimowic, ani Szymon Ligwenowicz, Spytko z Jarosławia, ani Powała z Taczewa herbu Ogończyk, ani Dobiesław z Oleśnicy czy nawet słynny Domagalski herbu Bończa – nie chcieli skrzyżować kopii z potężnym Krzyżakiem.
Kiedy już myślał, że wszystko stracone, że nie ma szansy na uratowanie honoru Rzeczypospolitej zdarzył się cud.

Stał oparty o drzewo, chwiejąc się na wszystkie strony i targała nim pijacka czkawka. Podrzędny szlachetka, nawet nie herbowy, ledwo trzymający się na nogach. Idealny – pomyślał Jagiełło.
Zaraz znaleziono dla niego konia, znaczy się kucyka, bo konus był z niego straszny. Zamiast miecza, którego nie mógł utrzymać, dano mu sztylecik, jakim posługiwały się damy na francuskich dworach w celu eliminacji kochanków. Napojono jeszcze owego szlachcica gorzałką, co by za szybko nie wytrzeźwiał, gdyż mógłby jeszcze przed walką zrejterować i posłano na plac boju.

* * *

Na polach Łodwigowa... wróć Grunwaldu, zebrały się wszystkie rycerskie hufce, załopotały dumnie sztandary: krzyżackie czarne krzyże, piastowski orzeł i pogoń, oraz rodowe co znaczniejszych rycerzy. Zagrały trąby, rozległy się werble, dano znak do boju.
Zygfryd de Lowe ruszył na swoim słoniu. Ziemia się zatrzęsła, zdawało się że świat wstrzymał na chwilę oddech widząc tragedię jaka miała za chwilę nastąpić.
Natomiast polski „ochotnik” kolebał się w siodle na swoim kucyku, zdawało się nawet że śpi. Potężny Krzyżak był coraz bliżej. Można już było dostrzec jego wściekłe oczy wyzierające ze szpar w hełmie.
Polak stał w miejscu nie poruszony.
Prusak pochylił swoją dębo-kopię celując w czerep rycerza, zakręcił młynka mieczo-halabardami ścinając przy okazji stado wróbelków.
Kucyk Polaka zamerdał radośnie ogonem.
Niemiecki rycerz był tuż, tuż. Zaraz staranuje niczego nieświadomego szlachcica. Kto wie czy w szarży nie zdmuchnie przy okazji całej polsko-litewskiej armii? Przestraszył się Jagiełło takiego obrotu sprawy i zarządził ewakuację.
- W nogi! W nogi! W nogi! – krzyczy.

Nagle powietrze rozdarł ogłuszający huk i trzask. Nad polem Grunwaldu podniósł
się kurz, przysłaniając widoczność. To Zygfryd de Lowe, doszedł szarży. Wszyscy zastygli w oczekiwaniu. Jagiełło zaczął nerwowo obgryzać paznokcie, Witold ssać kciuk, a Ulrich von Jungingen pobiegł do latryny.
Kurz zaczął powoli opadać. Co odważniejsi zbliżyli się do miejsca rzezi i ujrzeli zaskakujący widok. Potężny słoń leży z odciętymi nogami, Zygfryd w roztrzaskanej zbroi kilka metrów dalej. Kucyk Polaka stoi sobie, nawet nie draśnięty i macha radośnie ogonkiem. Polski szlachcic spokojnie wyciera okrwawiony sztylecik.
- Jakby nie było w nogi, to bym *beep*.

KONIEC

Fidel-F2 - 14 Marca 2007, 15:28

dobre, znałem w krótszej wersii :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :bravo :bravo :bravo
dagra - 14 Marca 2007, 15:33

przerwa na kawę w pracy, tak?

coś czuję potrzebę sięgnięcia do tekstów źródłowych, zanim mi zupełnie w głowie zamieszasz :mrgreen:
Ty masz, kurka, Viking, jakiś talent do tworzenia wersji, które się nijak potem odczepić od człowieka nie chcą

(biedny słonik)

Rafał - 14 Marca 2007, 16:21

Niesamowite, wielkie :bravo
mawete - 14 Marca 2007, 17:56

Dowcip cudnej urody, też znałem krótszą wersję, ale ta jest zdecydowanie lepsza... :bravo :bravo :bravo :mrgreen: :twisted: :mrgreen:
Agi - 14 Marca 2007, 18:33

Last Viking, :bravo :mrgreen: aleś mi humor poprawił. Powiadasz, że słynny Domagalski herbu Bończa też nie chciał? :mrgreen: Świetne!
Aga - 14 Marca 2007, 20:37

:lol: :lol: :lol:
:bravo :bravo :bravo
Też znałam w krótszej wersji. Ale Vikingowa jest o niebo lepsza.

dagra - 15 Marca 2007, 17:12

Agi55 napisał/a
Powiadasz, że słynny Domagalski herbu Bończa też nie chciał? :mrgreen: Świetne!

Ty się, Agi, śmiej - a Vikinga za taki tekst może już rodzina z drzewa genealogicznego wymazuje...



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group