To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Mit Matki Polki!

Gustaw G.Garuga - 10 Sierpnia 2006, 13:29

mad68
Cytat
Żałosne są propozycje dzielenia miejsc w parlamencie wg płci. Obojętnie, jakie ustali się parytety, będzie to... segregacja płciowa. Powinna obowiązywać prosta zasada: startują najlepsi bez względu na płeć. Na jednej liście może być 100% kobiet, jeśli akurat są najlepsze, na innej 0% - jeśli żadna się nie przebiła. I to jest zdrowe, naturalne. Ustalając parytety (jakiekolwiek), stawiamy na 1. miejscu płeć, a dopiero dalej kwalifikacje. Kolejny bzdurny wymysł. I nie potrafię zrozumieć, jak pochwalać go mogą liberałowie, którzy powinni przecież opowiadać się za swobodą wyboru, logiką tegoż.

Dwie zupełnie różne sprawy. Czym innym jest ustawowe 50% miejsc w parlamencie dla kobiet - to zaprzeczenie idei wyborów, bo nad ilością głosów może przeważyć płeć kandydata, i zadziała ustawowy rozdzielnik zamiast woli wyborców - a czym innym jest obowiazek zgłaszania 50% kobiet na listy wyborcze, co ma zapobiec sytuacji, w której zlożona z szowinistów rada partyjna wstawi na listy wyłącznie kumpli-mężczyzn. Też nie jestem za tym, bo partia niech wystawia kogo chce, a nie kogo jej narzuci ustawa, ale w tym przypadku jednak głos wyborcy decyduje ostatecznie, więc proszę jednego z drugim nie mylić.

mad - 10 Sierpnia 2006, 18:48

Jedno z drugim się wiąże, niestety. Weźmy sobie jako przykład sytuację, gdy do obsadzenia na liście jest np. 10 miejsc. I cóż może się zdarzyć? Np. 6. w kolejce partyjnej facet, ewidentnie lepszy od koleżanek, odpada. I staje się tym samym ofiarą segregacji płciowej.
Widzę to jeszcze inaczej: właśnie osoby forsujące parytety uważają, że kobiety są gorsze i potrzebne są im fory. Ja sądzę, ze są równe i nie potrzeba żadnych administracyjnych postanowień, żeby to wykazać.

henryk_kwiatek - 11 Sierpnia 2006, 01:41

Cytat
Nie każda kobieta nadaje się na matkę a facet na ojca. Ona widocznie mieć dzieci nie powinna...

ciekawa teoria..a jak to sprawdzić PRZED???

Cytat
http://kobieta.interia.pl/news?inf=772463
Poczytajcie. Ja tam nie wiem, czego się kobita spodziewała rodzac dziecko, ale chuyba nie pluszowaej zabawki albo lalki barbie. Eh... ludziska...

przy dziecku nie można się spodziewać niczego na 100%
są dzieci aniołki i poprzeczniaki...

Cytat
Rodzicielstwo to ciężka sprawa. Ale myślę, że więcej w nim sensu i pożytku niz robienie kariery pod wrednym szefem

to jest rzecz sporna. Dlaczego dziecko jest lepsze niz kariera?

Cytat
Chylińska jest w poporodowym szoku, z którego wciąż nie może się otrząsnąć.

o to trzeba by ją zapytać.
Cytat
każdego z nas wychowywanie dziecka może przerosnąć.

AMEN.

Cytat
Głupia baba z tej Chylińskiej. Jeśli to miała być prowokacyjka to marniutka, a jeśli nie to głupa z siebie zrobiła.

A może szczerość? spróbuj sam być żyłowany przez 8,5 mca do granic mozliwości, potem żeźnicko wybebeszony i na koniec znowu żyłowany do krwi i ropy przez kolejne mce. półprzytomny I żadnego piwka w międzyczasie!


Cytat
Uwielbiam tupot małych nóżek... zwłaszcza gdy się ode mnie oddala...

masz u mnie bro :mrgreen:

Cytat
przecież miałam wsparcie rodziny. Jeśli Chylińska boryka się z tym sama, to ma prawo być na skraju wyczerpania i fizycznego i psychicznego.

j/w. Mądrze prawisz.

Cytat
Ale proponuję nie zrażać się, per saldo warto mieć dzieci

poprawię...warto mieć DZIECKO. Liczba mnoga to ogromna przesada.

Cytat
To jeszcze przed Hulkiem

niby co? Z tego co wiem, to masz już dzieciaka.

sumując- nie oszukujmy się, w dużej mierze macierzyństwo (nie dotykam spraw ojcostwa) to niezła kaszana, za którą słono matki płacą. W wieeeelu aspektach- fizycznym, społecznym, zawodowym, psychicznym, partnerskim. I wiele muszą wycierpiec, aby wyrósł kolejny człowiek. I maja prawo byc sfrustrowane, niezaleznie od tego, czy są sławne czy nie.
Ot co. Życie.

Gustaw G.Garuga - 11 Sierpnia 2006, 09:56

madzie, masz rację w swoim wywodzie, ale ja nie protestowałem przeciw temu, że jedno z drugim się wiąże, tylko, żeby jednego z drugim nie mylić.
Rafał - 11 Sierpnia 2006, 12:03

Kwiatuszku, napisałaś:
Cytat
A może szczerość? spróbuj sam być żyłowany przez 8,5 mca do granic mozliwości, potem żeźnicko wybebeszony i na koniec znowu żyłowany do krwi i ropy przez kolejne mce. półprzytomny I żadnego piwka w międzyczasie!

Widzisz, przeżywałem i ciąże i porody swoich dzieci i tak samo padałem na pysk nie wiedząc czy to szósta rano czy wieczór i jak się nazywam. Pomagałem całym sobą przy porodach i wiem, że jest to ważne. Przez pierwsze trzy miesiące dziecko absorbuje cały czas rodziców. Autentycznie nie wiedziałem wtedy co to jest piwo i co z nim się robi. Ale nie narzekałem, nie szokowałem, nie straszyłem, nie cudowałem, bo dokładnie wiedzieliśmy w co się "pakujemy" :wink: Ten obowiązek to właściwie jest radość, a nie dopust nieszczęść.
Dlatego jak ktoś sprowadza na świat dziecko, to ma wiedzieć co to znaczy i jakie zobowiązanie bierze na siebie inaczej jest głupią babą i głupim dziadem i szkoda mi tylko dzieci od tak głupich rodziców. Mam tylko nadzieję, że ten rodzaj głupoty jest z czasem uleczalny i z takich anty-rodziców wyrastają też ludzie.

Piech - 11 Sierpnia 2006, 12:45

Jedno jest całkiem pewne: wszyscy nasi przodkowie mieli dzieci. Bez wyjątków.
Za każdym z nas stoi ciągła linia ludzkich istot, a wcześniej nieludzkich, aż do tej błotnistej kałuży, w której zawiązała się pierwsza żyjąca komórka. Ta, której wszyscy jesteśmy potomkami. Gdyby którejkolwiek z tych istot, z nieprzerwanego łańcuszka Twoich (czytelniku) przodków, łańcucha długiego na parę miliardów lat, nie udało się przeżyć i rozmnożyć, nie byłoby Ciebie. Po prostu by Cie nie było.

W tym kontekście, rozważania, czy istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński, wydają się zabawne.

Dabliu - 11 Sierpnia 2006, 19:48

Cytat
Widzisz, przeżywałem i ciąże i porody swoich dzieci i tak samo padałem na pysk nie wiedząc czy to szósta rano czy wieczór i jak się nazywam. Pomagałem całym sobą przy porodach i wiem, że jest to ważne. Przez pierwsze trzy miesiące dziecko absorbuje cały czas rodziców. Autentycznie nie wiedziałem wtedy co to jest piwo i co z nim się robi.


Rafał, ale Ty nie musiałeś nosić przez parę miesięcy brzucha wielkiego jak balon, obciążając sobie przy tym kręgosłup gorzej, niż objuczona żona Araba podczas wycieczki na bazar, nie rosła Ci z dnia na dzień miednica, by później groźnie zaskrzypieć, gdy mocarne ramiona położnej próbują rozerwać Cię na dwoje, nie przeciskałeś między pośladkami dorodnego grapefruita, nie przeżywałeś skurczów porównywalnych chyba tylko z trwającym dobę butowaniem podbrzusza, nie przeżywałeś fizycznego szoku po uwolnieniu z ciała małego cthulhu, nie wypróżniałeś się na oczach obcych ludzi, świecąc im gołym zadem w oczy, nikt nie zszywał Ci na żywca rany na żołądzi, do tego tępą, niewysterylizowaną igłą, nie bałeś się przez miesiąc, że jak kucniesz, to rozerwie ci owe szwy aż po kręgosłup, nie oddałeś nikomu połowy swojej energi w sensie dosłownym, itd...

I wciąż uważam, że minąłeś się z sensem artykułu Chylińskiej o dobry rzut moherowym beretem :wink:

...z wyrazami szacunku...

Anko - 11 Sierpnia 2006, 20:08

Piech:
Cytat
Za każdym z nas stoi ciągła linia ludzkich istot, a wcześniej nieludzkich, aż do tej błotnistej kałuży, w której zawiązała się pierwsza żyjąca komórka.
Cytat
W tym kontekście, rozważania, czy istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński, wydają się zabawne.
Rzeczywiście, zabawne wydaje się zastanawianie nad instynktem macierzyńskim żyjątka z błotnistej kałuży, rozmnażającego się przez podział (klonowanie!) lub przez pączkowanie. :wink:
nimfa bagienna - 11 Sierpnia 2006, 20:26

Intynkt macierzyński to niezupełnie to samo, co pęd do przedłużenia gatunku, jak mniemam. :lol: Bo jeśli jest to to samo, to wszystkie rośliny mają ten instynkt macierzyński wściekle rozwinięty. Ile one wydają nasionek przez całe życie. Taki tysiącletni dąb - ile on miał żołędzi ;)
Poza tym - instynkt to coś, co tkwi w każdym, że się tak wyrażę, egzemplarzu. Jeśli nie w każdym - to żaden instynkt.
<uzbraja się w lupę i szuka u siebie ssącego pędu do macierzyństwa, ale go nie znajduje>

Anko - 11 Sierpnia 2006, 20:45

Ciekawe, ile jest dzieci zrodzonych dzięki przmożnemu wpływowi instynktu macierzyńskiego, a ile z powodu niefrasobliwego zaspokajania popędu seksualnego. :twisted: Bo skłonność do samego rozmnażania, a skłonność do opieki... hm, jakby była równa, to skąd dzieci opuszczone czy zaniedbane? :roll:
Piech - 11 Sierpnia 2006, 21:21

Instynkt macierzyński to właśnie ludzka forma instynktu samozachowawczego, chyba że ktoś chce dowodzić, że gatunek trwa dzięki niechcianym ciążom. Można próbować wszystko sprowadzić ad absurdum, albo demonzować jak Dabliu - ale po co? Nie szkoda bajtów?
Dabliu - 11 Sierpnia 2006, 23:32

Piech:
Cytat
albo demonzować jak Dabliu


Demonizowanie to moja życiowa pasja :wink: ale niech ktoś powie - czy tak nie jest? To znaczy - to co czują kobiety i że nam, facetom jest łatwiej zbywać to stwierdzeniem: "bez przesady, da się to przeżyć, a ja też cierpiałem..." Choć nie twierdzę, że rodzenie jest jakimś rytuałem samozagłady... po prostu każda kobieta ma prawo się wykrzyczeć po wszystkim, aż dziecko przeistoczy się z małej bomby atomowej w coś, co z grubsza przypomina istotę ludzką :wink: Co jest złego w skarżeniu się? Dopóki wychowujesz dobrze potomka, możesz sobie narzekać ile wlezie i wszystkim wara od tego...

Piech - 12 Sierpnia 2006, 00:24

Byłem obecny przy porodach moich trojga dzieci. Nie mogę potwierdzić tych dramatycznych, jakby z horroru wziętych opisów, gdzie są wrzaski i Bóg wi co. Niewątpliwie poród jest dużym wysiłkiem. Rodząca kobieta naprawdę ciężko pracuje. Odczuwa przy tym niemały dyskomfort, ale przede wszystkim jest to praca. Co ciekawe, jak przychodzi do tego, one naprawdę wiedzą co robią. Otwiera się jakaś klapka w ich mózgu. (Widziałem to na przykładnie nie tylko mojej żony ale również mojej znajomej, która nieomal urodziła w samochodzie, gdy wiozłem ją do szpitala.) Stają się jakby nieobecne, skupione i samodzielne, i tak naprawdę facet ma prawo przy tym czuć się jak piąte koło u wozu, nawet jeżeli nagadają mu wcześniej, że jego obecność coś wnosi. Ja się z tym łatwo pogodziłem i wykorzystałem okazję żeby po prostu zobaczyć coś bardzo ciekawego.

Potem rodzi się dziecko (nie "ssak", nie "cthulhu", nie jakiś stworek, tylko po prostu dziecko, mały człowiek, zdenerwowany, przestraszony, zszokowany nagłą zmianą otoczenia) i to jest moment, który się pamięta do końca życia. Największy twardziel wymięka (a ja właśnie jestem największy twardziel).

Dabliu - 12 Sierpnia 2006, 01:09

Moje określenia, typu "cthulhu", to był taki żarcik tylko :wink:
Ja również byłem przy porodzie mojego dziecka, ciąłem pępowinę itd. Choć moja ukochana trzymała się dzielnie, a chwilę przed porodem jeszcze sobie spacerowała i żartowała (z pełnym niemal rozwarciem!), noc poprzedzającą poród pamiętam jako istny horror i spektakl bólu. Nie, nie wyła i nie krzyczała, ale cierpienie jakie widziałem na jej twarzy i w jakimś stopniu przeżywałem wraz z nią, trzymając przez całą noc jej kurczowo zaciśniętą dłoń, przyprawiało mnie o zgrozę. Sam poród wcale nie był pracą, bardziej przypominał mozolny marsz pod górę, gdy w bose stopy wbija ci się żwir, a ty już nie masz sił, choć idziesz, krok za krokiem... i raz na jakiś czas skręcasz sobie nogę w kostce. Nad ranem nie miała siły przeć, bo "biodra niezbyt do rodzenia..." itd. Żeby dziecko się urodziło, jedna z położnych siłą rozwarła jej uda, a ja słyszałem jak coś trzeszczy. Do tej pory (minęło 4 i pół roku) czasem bolą ją po tym biodra. Druga z położnych położyła się całym ciężarem, opierając łokcie na brzuchu i "wypchnęła" dziecko w finałowym momencie. Ja przez cały poród aktywnie i bardzo siłowo (wręcz brutalnie) pomagałem jej przeć, składając ukochaną w scyzoryk, bo wciąż odchylała się do tyłu. Prawą rękę miałem całą unurzaną w kale i innych wydzielinach, których składu wcale nie chcę dociekać, ale jakoś mnie to ani trochę nie brzydziło. Wreszcie, gdy dziecko się urodziło, włosy stanęły mi dęba i był to najszczęśliwszy moment w moim życiu, pomimo tego, że najbardziej traumatyczny. Nawet śmierć bardzo bliskiej mi osoby nie wstrząsnęła mną tak, jak widok mdlejącej z bólu i wyczerpania ukochanej. I rzeczywiście - nie krzyknęła ni razu - nie miała na to siły. Później jeszcze pani doktor "prowadząca poród", która do całości nie przyłożyła ręki, na pytania położnych jedynie wzruszając ramionami (cyt. "a róbcie se to na własną odpowiedzialność"), zszyła moją miłość niewysterylizowaną igłą, bez jakiegokolwiek znieczulenia, niemal doprowadzając ją tym do śmierci w tydzień po porodzie. A ja z tygodniowym dzieckiem na ręku patrzyłem na półprzytomną połowicę z nadzieją, że mordercze antybiotyki zadziałają jak trzeba.
Demonizuję? Ani trochę. A po co o tym właściwie piszę? Bo uważam, że trauma porodu i późniejszych trudów i znojów związanych z wychowaniem berbecia zapada w pamięć, jako coś pięknego, najpiękniejszego na świecie. Można to jednocześnie przeżywać tonąc w szczęściu, zarazem będąc (jak Chylińska) wściekłym na świat, że to takie trudne. "Naturalność" tego stanu rzeczy wcale nie umniejsza poczuciu frustracji, a frustracja z kolei wcale nie musi sprawiać, że przestajemy widzieć w tym piękno. Taka równowaga w przyrodzie... szczęście i ból.
Oboje wspominamy teraz poród, poprzedzającą go ciążę oraz pierwsze pół roku po porodzie, jako coś pięknego i niepowtarzalnego, a jednocześnie niezwykle traumatycznego i trudnego. Normalka, natura, codzienność... ale to nie znaczy, że nie boli...

nimfa bagienna - 12 Sierpnia 2006, 05:51

Piech Instynkt macierzyński to właśnie ludzka forma instynktu samozachowawczego.
Instynkt samozachowawczy to jest takie coś, co nie pozwala nam wyskoczyć z okna. Co każe nam odruchowo uchylić się przed nożem bandziora. Co chroni jedną osobę. Naszą własną. Nawet kosztem innych. Co to ma wspólnego z macierzyństwem?
Piech chyba że ktoś chce dowodzić, że gatunek trwa dzięki niechcianym ciążom.
Nie chcę niczego dowodzić, ale świadome macierzyństwo niewiele ma wspólnego np. z babą, która kiedyś leżała ze mną na sali w szpitalu. Miała 46 lat, właśnie poroniła. To było jej 16 dziecko. 15 pozostałych chowa się zdrowo w dwupokojowym mieszkaniu. Ona i jej mąż - bezrobotni. Mężunio przemycał jej do szpitala wódę, bo żonka była spragniona.
Może będzie, że ironizuję i szkoda na to bajtów, ale wkład tej baby w trwanie gatunku był znaczny. Zarzuci jej ktoś coś takiego, jak odpowiedzialność? Troskę o zapewnienie dzieciom godziwego życia i życiowego startu? Czym to babsko różni się od rośliny, która rozsiewa nasiona, gdzie popadnie?
Troska o przedłużenie gatunku jest ślepa, zgadza się. Ale to jest biologia, temu podlegają organizmy od wirusów wzwyż. Pęd ku rozmnażaniu owszem, jest instynktowny. Nie należy go jednak mylić z czymś, co podobno ma być takie poetyczne i wzniosłe. I właściwe ludziom. Tzn. mitycznego instynktu macierzyńskiego, upoetyzowanego na troskę o dbanie o dobro potomka ponad wszystko.

Agi - 12 Sierpnia 2006, 14:33

Myślę, że w sprawie macierzyństwa, tak jak w każdej innej nie można generalizować. Każda kobieta przeżywa to trochę inaczej, a zależy to od wielu czynników:
wybór - przydadek
ciąża prawidłowa - patologiczna
poród łatwy (zapewniam, że takie też bywają) - poród z komplikacjami

Nie będę dalej wymieniać - wiecie świetnie o co mi chodzi.

Godzilla - 12 Sierpnia 2006, 14:57

Dabliu, współczuję Twojej żonie. Bo trafiła do szpitala, który mało się zmienił przez ostatnich 50 lat. Tyle, że za wchodzącą tam kobietą nie zatrzasnęły się więzienne kraty, mogłeś przy niej być. Na te położne i lekarkę łapy opadają. I jeszcze na dobry koniec niesterylizowana igła. Totalny brak odpowiedzialności. Jedno co można zrobić, to wypełnić ankietę na www.rodzicpoludzku.pl, oni co jakiś czas robią ranking szpitali w Polsce, nawet wydawali go w formie książeczki. To trochę podnosi morale w szpitalach, i pomału coś dociera do tych zakutych łbów. Wystawcie im laurkę, taką imienną. Im więcej laurek się nazbiera, tym lepiej.

Za przeproszeniem, kazały jej oczywiście rodzić na leżąco? Błąd, bo jak wiadomo, zgodnie z prawem grawitacji najlepiej jest rodzić do góry nogami i wystrzelić dziecko na Księżyc. No ale wiadomo, że nie po to rodzi się w szpitalu żeby było łatwiej, ale żeby położna mniej się musiała naschylać.

Ziuta - 12 Sierpnia 2006, 15:06

Godzilla napisał/a
Na te położne i lekarkę łapy opadają

Wiesz, Godzillo, co jest najgorsze?
To były kobiety.
Nie lekarz, położny - mężczyzna, który się nie zna, ale kobieta, która nawet nie rodząc powinna mieć jakieś pojęcie na ten temat. Choćby z racji znajomości własnej anatomii.

Godzilla - 12 Sierpnia 2006, 17:25

A bo wiesz co? Nikt nie zrobi drugiemu takiego piekła, jak kobieta kobiecie. Ile ja już widziałam wrednych bab. Poza tym zmiany wymagają pomyślunku i dobrych chęci, i są niewygodne.
Piech - 13 Sierpnia 2006, 16:08

Poetycko-ludowy obraz macierzyństwa jest bardzo sympatyczny i jest to jakaś przeciwwaga do straszenia młodych kobiet garmażeryjnymi opisami porodu, ale nie to miałem na myśli pisząc "instynkt macierzyński". Również definicja instynktu samozachowaczego rozumiana jedynie jako chronienie własnego życia jest semantycznie poprawna, ale zbyt wąska. Instynkt samozachowawczy nakazuje nam również dbać o rzeczy nam bliskie, z którymi się identyfikujemy, a z biegiem lat naszego życia, gdy coraz lepiej uświadamiamy sobie własną śmiertelność, powoduje, że coraz usilniej staramy się "zostawić coś po sobie". To wszystko jest wyrazem tego samego instynktu, tylko punkt ciężkości przesuwa się z czasem od własnego starzejącego się "ja" do tego co ma pozostać i trwać, gdy nas już nie będzie. Niektórzy wówczas przystępują do realizacji jakiejś ważnej misji, angażując się w kampanie ku przyszłemu dobru ludzkości, artyści zasiadają do dzieła ich życia lub do pamiętników. Większość zwyczajnie i po prostu chowa i inwestuje w swoje dzieci. Każdy na swoją miarę zapewnia sobie nieśmiertelność. Najsmutniejsi są ludzie, którzy nie mieli szczęścia albo odwagi, albo możliwości (tym szczerze współczuję), albo przeliczyli się, przekombinowali, i zmarnowali swoje życie, dany im potencjał. Znam sporo takich ludzi, niektórych znam od dzieciństwa. Wydawało im się, że trzymają samego Pana Boga za nogi, źe co to nie oni. Dziś są starzejącymi się smutnymi ludźmi z ich kotami i psami do towarzystwa.
Godzilla - 14 Sierpnia 2006, 08:40

Niestety bardzo łatwo jest się przeliczyć. Mężczyźni mają większy zapas czasu, kobiety znacznie mniejszy. Bardzo wiele kalkuluje, że o jakieś tam dzieci zacznie się starać po trzydziestce. Potem się okazuje, że po pierwsze nigdy nie nadchodzi ten odpowiedni moment, bo zawsze jest co innego na tapecie, po drugie, że wcale nie jest o to tak łatwo, trzeba czekać i czekać, albo leczyć się i leczyć.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group