To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - 2+2=? Czyli wątek matematyczny

ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 08:48

Co to jest metoda słupkowa? To zwykłe dzielenie pod kreską? Cieszę się, że byłem uczony tradycyjnymi metodami, teraz jakoś w pamięci szybko człowiek liczy, a jakbym miał sobie to rozkładać na takie rzeczy... Choć ostatnio był u mnie facet koło czterdziestki po dwa telewizory i pyta mnie o kalkulator. Ja zdziwiony o co chodzi, a on w pamięci nie potrafił dodać 2600 + 1800 :shock:
Agi - 12 Wrzeœśnia 2010, 08:56

Dzięki tabliczce mnożenia spokojnie mnożę i dzielę w pamięci, a większe liczby metodą słupkową, uzależnianie się od kalkulatorów obserwuję u siebie w pracy, szczególnie u pań z działu finansów, co często skutkuje złośliwym chichotem (oczywiście moim), gdy policzę w głowie, zanim one sięgną po sprzęt. :mrgreen:
Virgo C. - 12 Wrzeœśnia 2010, 09:03

@ketyow
W przypadku mniejszych liczb to może być i faktycznie szybsza metoda. Ale już jak weźmiesz sobie dowolne dwie liczby trzycyfrowe to i owszem, pomnożysz to szybko. Ale później zsumowanie wyników Ci zajmie zdecydowanie więcej czasu. O liczbach większych nie ma wręcz co pisać.

dzejes - 12 Wrzeœśnia 2010, 09:06

Agi napisał/a
szczególnie u pań z działu finansów, co często skutkuje złośliwym chichotem (oczywiście moim), gdy policzę w głowie, zanim one sięgną po sprzęt. :mrgreen:


Moja mama, finansistka używa kalkulatora, choć w pamięci też dobrze liczy - z uwagi na pomyłki, o które przy seryjnym przeliczaniu dziesiątek liczb naprawdę nietrudno. jedną parę dość łatwo pomnożyć, czy podzielić, gdy takich par jest do przeliczenia 25 sytuacja się komplikuje.

Ziuta - 12 Wrzeœśnia 2010, 09:31

Najwygodniej jest sprowadzić liczy bo postaci binarnej i dopiero liczyć. W słupkach.
Ludzie urodzeni w latach circa ebałt 1970-1990 mają wyjątkowego pecha, bo załapały się na epokę stopniowego upadku matematyki w szkołach. Teraz też nie jest lepiej, ale może matura coś pomoże.

ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 09:37

Ziuta, z tą maturą jest taki problem, że kiedy odchodziłem ze szkoły to trwały już przygotowania do wprowadzenia obowiązkowej. Polegały one na wyrzuceniu 3/4 materiału z podstawy programowej, który ja miałem obowiązkowy. Skoro wszyscy muszą pisać matmę, to trzeba uczynić ją tak prostą, żeby każdy mógł ją zaliczyć... Więc nie wiem czy wyjdzie to na plus, czy raczej na minus, bo kiedy była nieobowiązkowa to chociaż chętni mogli się czegoś nauczyć. A teraz to ja nie wiem co tam jest poza dodawaniem i odejmowaniem.

I jeżeli społeczeństwo z roku na rok jest głupsze, to obniżanie progów wymagań tylko pogarsza sprawę. Gdyby poprzeczka stała równo na jednym poziomie, to dzieciaki musiałyby się wziąć za siebie, żeby pozaliczać, a tak coraz mniej się od nich wymaga. Jak słuchałem w szkole, czego parę lat wcześniej można się było nauczyć w moim technikum, i przyrównywałem do materiału, który mi zostawiono, to po prostu żal tyłek ściska. W ogóle przejście z systemu 8-klasowego na gimnazjum i odjęcie roku nauki w szkole średniej porządnie spierdzieliło cały system nauczania.

Agi - 12 Wrzeœśnia 2010, 09:48

dzejes napisał/a
Agi napisał/a
szczególnie u pań z działu finansów, co często skutkuje złośliwym chichotem (oczywiście moim), gdy policzę w głowie, zanim one sięgną po sprzęt. :mrgreen:


Moja mama, finansistka używa kalkulatora, choć w pamięci też dobrze liczy - z uwagi na pomyłki, o które przy seryjnym przeliczaniu dziesiątek liczb naprawdę nietrudno. jedną parę dość łatwo pomnożyć, czy podzielić, gdy takich par jest do przeliczenia 25 sytuacja się komplikuje.

Nie pisałam o seryjnym liczeniu, tylko o sytuacji gdy nagle trzeba coś policzyć, o jednej operacji.

Godzilla - 12 Wrzeœśnia 2010, 09:51

Ja kiedyś patrzyłam na co innego - w liceum bardzo porządnie przewałkowaliśmy funkcje trygonometryczne, potęgowanie, funkcje logarytmiczne i czort wie co jeszcze. Po czym mi koparka opadła, jak w podręczniku brata do VIII klasy znalazłam to samo - strona wyjaśnień, wykresik, trzy zadania, i jedziem dalej, ku uciesze dzieciarni, która po części nie zdążyła się porządnie nauczyć ułamków, a straszy się ją logarytmami. Jeżeli uproszczenia miałyby polegać na wycięciu takich idiotyzmów, jestem za. Jeżeli jednak wycina się bardziej ambitny (a po łebkach przerobiony) program, a nie uczy solidnie podstaw, to ręce opadają.
Gustaw G.Garuga - 12 Wrzeœśnia 2010, 10:08

Do mnie te brytyjskie (upraszczam, pal licho, skąd się naprawdę wywodzą) metody przemawiają bardziej niż standardowe "liczenie pod kreską". Zwłaszcza "grid" to rewelacja, jakby ktoś moje własne intuicyjne metody skodyfikował i ponazywał. Z abstrakcjami matematycznymi zawsze miałem problem, lepiej radziłem sobie z zadaniami wymagającymi myślenia przestrzennego, pamiętam że w ósmej klasie podstawówki po pierwszym półroczu kiedy była głównie algebra miałem za przeproszeniem pałę, a w drugim półroczu gdy była geometria miałem pionę (i w sumie czwórę, bo matematyczka naiwnie myślała, że "przysiadłem fałdów" :wink: ). Dlatego ta siatka jest dla mnie jak objawienie. Porcjowanie też świetne, choć facet wybrał bardzo wygodny przykład - wszystko schludnie mu się podzieliło. W komentarzach pod artykułem jakaś nauczycielka pisze jeszcze o jakiejś chińskiej metodzie, którą podobno uczniowie lubią najbardziej. W sumie najlepiej byłoby uczyć wszystkich metod, niech każdy sobie wybierze tę, która mu pasuje.
Ziuta - 12 Wrzeœśnia 2010, 11:59

ketyow, akurat gimnazjum uważam za dobry pomysł (z wykonaniem niestety gorzej). Miałem to szczęście-nieszczeście, że załapałem się na oba systemy. Ten stary 8+4/5 degenerował się z roku na rok.
Godzilla - 12 Wrzeœśnia 2010, 12:08

Tak czy inaczej, ojciec uważa, że z roku na rok kandydaci na studia politechniczne są coraz głupsi i gorzej przygotowani. Trafiają się ludzie, którzy nie znają prawa Gaussa. Ja już mogę nie pamiętać, co to jest i z czym to się je, ale przyszli inżynierowie?

Poza tym gimnazjum ma zasadniczy błąd, co słyszałam od wielu nauczycieli i wydaje mi się logiczne: wrzuca się do nowej szkoły gwałtownie dorastające dzieciaki, i mamy burzę hormonów, jedni chłopcy jeszcze mali, inni nagle zmienili się w mężczyzn, w głowie siano, i do tego nowe środowisko, nowi koledzy, nowi nauczyciele. Zapanować nad tym chaosem jest ciężko.

Gustaw G.Garuga - 12 Wrzeœśnia 2010, 12:13

I do tego nauczyciele gimnazjalni nie znają uczniów, więc nie wiedzą, na co kogo stać, czego od kogo oczekiwać, jak sobie z kimś poradzić.
ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 12:44

Godzilla, prawo Gaussa w średniej? Moooże na rozszerzonej są takie rzeczy, w podstawie nie było już za moich czasów, ale już na pewno nie ma teraz jak zrobili czystkę.

Ziuta, jako absolwent technikum mogę Ci powiedzieć, że wycięcie jednego roku przedmiotów technicznych, a dorzucenie jednego roku powtarzania tego samego materiału w gimnazjum to kompletny kretynizm. I mówię to, choć byłem w bardzo dobrym gimnazjum, a co dopiero w tych wszystkich miejskich, gdzie trafia "element" z "burzą hormonów" i przez trzy lata się nic nie robi tylko odstawia cyrki? Za to dzięki temu systemowi w technikum wywalili rok bardzo ważnych przedmiotów, a doszło do tego, że najpierw miałem pracownie elektroniczne, a dopiero rok później teorię z tych badań, które przeprowadzałem! Mieliśmy bramkę NAND pod oscyloskopem pierwszy raz w życiu słysząc określenie bramka NAND. To jest kompletna paranoja.

Godzilla - 12 Wrzeœśnia 2010, 12:45

Było prawo Gaussa w klasie mat-fiz. Nie wiem jak w biol-chem i w humanach.

Edit: przerabianie laborki przed wykładem trenowałam na Polibudzie. Laboratorium z czwórników - full zakres, od razu uruchamianie jakiegoś filtru dolnoprzepustowego - zaczęło się, zanim na wykładzie padło hasło "czwórnik", i ja cielę niebieskie, w liceum kształcone a nie w technikum, dowiedziałam się, że do urządzenia można podpiąć na wejściu i na wyjściu po dwa kable a nie po jednym, i liczyć co się tam dzieje. Nie miałam nawet pojęcia co to jest wzmacniacz. Ale w mat-fiz nas tego nie uczyli. W czwartej klasie fizyk kazał nam pisać wypracowania na temat teorii względności i dualizmu korpuskularno-falowego, zamiast robić powtórkę. O zabawie kablami nie było mowy przez całe liceum. Też pewna luka dla ludzi chcących się bawić w inżynierię.

ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 12:49

BTW. prawa Gaussa nie miałem przez 6 semestrów matmy na studiach, na wydziale matematyki i informatyki. Poziom uczelni też musi spadać, skoro przysyłają do niego samych intelygętuf.
Kai - 12 Wrzeœśnia 2010, 13:10

Prawo Gaussa było, przynajmniej za moich czasów.
Podziwiam i szanuję czasy 8 + 4/5 kiedy jeszcze uczono, a nie ładowano do głowy już nie łopatą, ale przenośnikiem i nikt nie patrzył, gdzie i co się rozsypuje. Aktualnie robię za korki dla własnego dziecka, bo poziom matematyki w liceum aż boli - i to nie ilość informacji, ale METODA.

Zarówno ŚlTZN, jak i Polibuda bardzo mi odpowiadały poziomem, teraz... patrząc na ludzi, którzy kończyli niekoniecznie samo ŚlTZN, ale LZ przy nim, poziom spadł dramatycznie w ciągu zaledwie 10 lat. No i uwielbiałam warsztaty, które potem niestety z braku kasy zastąpiono zajęciami teoretycznymi.

ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 13:13

Z tego co wiem, w średniej materiał kończy się na granicach i pochodnych. Całek itd. już nie ma ergo prawa Gaussa też nie.

Edit. Oczywiście granice i pochodne to materiał tylko na matmie rozszerzonej.

Godzilla - 12 Wrzeœśnia 2010, 14:00

ketyow, porażka. Chyba kształci się u nas tanią siłę roboczą dla Zachodu. Kiedyś w Polsce utopiono nasz własny projekt telewizora kolorowego, bo od tych spraw był Związek Radziecki. Związek Radziecki wypuścił telewizor "kolorowy" (nazwijmy to kolorami) kilka lat później, sława tego telewizora długo trwała. Teraz najwyraźniej od myślenia, projektowania i szefowania ma tu być kto inny.
ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 14:20

Niestety też odnoszę takie wrażenie, że ze wszystkich stron się chce nas ogłupiać. Zaczynając od zminimalizowania rozwoju w szkole.
Virgo C. - 12 Wrzeœśnia 2010, 14:24

Godzilla napisał/a
Kiedyś w Polsce utopiono nasz własny projekt telewizora kolorowego, bo od tych spraw był Związek Radziecki

Żeby to był jeden taki przypadek :roll:

@Ketyow
Jak ja kończyłem (ostatni rok przed reformą) to też zakończyliśmy na granicach i pochodnych. Ale ja byłem ogólny z rozszerzoną informatyką, na mat-fizie zdaje się całki mieli. Jeśli teraz to co ja miałem ma mat-fiz to ło matko :|

Anonymous - 12 Wrzeœśnia 2010, 15:08

Godzilla napisał/a
Poza tym gimnazjum ma zasadniczy błąd, co słyszałam od wielu nauczycieli i wydaje mi się logiczne: wrzuca się do nowej szkoły gwałtownie dorastające dzieciaki, i mamy burzę hormonów, jedni chłopcy jeszcze mali, inni nagle zmienili się w mężczyzn, w głowie siano, i do tego nowe środowisko, nowi koledzy, nowi nauczyciele. Zapanować nad tym chaosem jest ciężko.

Gustaw G.Garuga napisał/a
I do tego nauczyciele gimnazjalni nie znają uczniów, więc nie wiedzą, na co kogo stać, czego od kogo oczekiwać, jak sobie z kimś poradzić.

Jako nauczyciel zgadzam się z tym. Myślę, że wrzucanie w nowe środowisko w momencie wejścia w "trudny wiek" jest koszmarną pomyłką. W tym wielu liczy się na ogół najbardziej opinia rówieśników, więc z chęci zdobycia pozycji w grupie nastolatki wyczyniają nieprawdopodobne rzeczy.

Ziuta - 12 Wrzeœśnia 2010, 15:25

rozszerzona matematyka w 2006 kończyła się właśnie na ciągach i pochodnych. Do matury uczyłem się ze starych zbiorów zadań (klasyka mająca po dwadzieścia wydań) i też poza ten obszar nie wykraczały. Co więcej, przeglądałem kiedyś CiK zadania maturalne z 1888 – najtrudniejsze zadanie dotyczyło równań trygonometrycznych. Więc raczej nie uwierzę, że w starej dobrej ósmej klasie przerabialiście przestrzenie Banacha ;P:

Ciekawa sprawa jest też z technikami. Pamiętam jak u mnie prowadzący przedmioty elektroniczne sarkali na studentów po ogólniakach, że nie zrozumieją, nie nadążą, będą opóźniać resztę. Tymczasem na całej elektronice-telekomunikacji było coś trzech chłopa po technikum, w tym jeden spadochroniarz. Po drugim roku dwóch z trzech wypięło się na elektronikę i wybrało specjalność telekomunikacja.
I to nie jest świeży trend. Już 20 lat temu jeden z nauczycieli przedmiotów zawodowych w krakowskim technikum elektronicznym robił w ostatniej klasie anonimową ankietę. Co roku wychodziło to samo: 90% piątoklasistów uważało wybór technikum za pomyłkę. Słysząc i widząc takie rzeczy nie wiem, czy taki typ szkoły jest jeszcze po coś potrzebny. Ma chyba tylko jedną zaletę: uczy różnych rzeczy praktycznych (chyba), których na studiach nie uświadczysz i musisz się douczyć samodzielnie.

W ogóle myślę, że powinniśmy się raz na zawsze pożegnać z myślą, że studia to coś elitarnego. Tak wyjątkowego, że potrzebuje własnej studenckiej kultury i entourage'u. Pomijam absolwentów wyższych szkół tego-i-owego, ale jeżeli na serio chcemy autostrad, elektrowni atomowej i internetu pod każdą strzechą, uczelnie techniczne muszą wypluwać dziesiątki tysięcy specjalistów. A w tej masie nie da się utrzymać elitarności. Ja się już pogodziłem, że po studiach będę robotnikiem. :)

Kai - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:24

Ziuta, w starej dobrej ósmej klasie mieli w nosie stres uczniowski i tego, czego uczyli, uczyli tak długo, aż wbili do głowy. To samo było w moim technikum, nie było litowania się nad burzą hormonów i biednymi zagubionymi duszyczkami, tylko uczono i egzekwowano. I owszem, technikum zawsze było i byłoby potrzebne, gdyby technika uczyły tak, jak za moich czasów, ale jeśli ich znaczenie jest zrównywane z zawodówką, a kadra ma to gdzieś, to nie dziwota, że przestają być atrakcyjne i potrzebne, a dyplom technika traci na znaczeniu. Kiedyś to był zawód w garści, teraz, kiedy nawet studia tego nie gwarantują, nie ma tej "atrakcji".
Przez gimnazjum przeszłam, nie zauważyłam jakichś szczególnych problemów z młodzieżą, większy problem był z nauczycielami, którym się mocno nie chciało nie tyle uczyć, co nauczyć.
Aktualnie w liceum jest dość podobnie, dla mnie nie do pojęcia, żeby podawać materiał tak po łebkach.

ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:29

W życiu na nic innego nie zamieniłbym swojego technikum. A 90% osób po liceach też uważa wybranie swojego liceum za błąd - taka akurat już nasza natura. Ja u siebie na studiach byłem JEDYNĄ osobą zadowoloną ze swojej szkoły średniej. A nie każdego elektronika interesuje, idzie się w sumie do technikum trochę w ciemno, ale przynajmniej wiadomo potem czy to jest to co chcieliśmy robić i przed wyborem studiów możemy jeszcze raz się zastanowić. Ja fakt faktem trafiłem na takich nauczycieli, że nie uczyli ani matmy, ani fizy. Ale technikum uczy życia :) Tak czy owak dziury z matmy się wyrównały z ludźmi z liceum na jeden poziom na studiach. Z fizy po prostu sobie zawsze dobrze radziłem, a w liceach też mieli zerowy poziom, więc to do mnie wszyscy przychodzili jak czegoś nie wiedzieli. A technicznych przedmiotów nikt mi nie odbierze, dyplom w łapie jest i zawsze to inaczej na Ciebie patrzą, gdy składasz CV - nawet do sklepu. A jaki by poziom nie był zawsze jakąś wiedzę się wyniesie. Ja np. niemal płakałem ze śmiechu widząc sprawozdania na laboratoria ludzi po liceach. Za swoje nie dostałem mniej niż 4,5. No ale i egzamin techniczny zaliczyłem na 99%, więc powiem tak - jak ktoś nic nie robił w technikum, to mu się na koniec może nie podobać, bo i 90% wychodzi ze szkoły bez dyplomu. To dla nich to zmarnowany rok. Ale jak pod koniec roku połowa ludzi mówiła, że żałują że nie poszli do liceum, tak teraz na spotkaniach klasowych wszyscy uważają, że jednak do czegoś im się to przydało. Mam kolegę w Dęblinie, na pilota idzie, u nas był przeciętniakiem, ale tam na pracowniach jest orłem. Nie będę tu rozmawiał nad wyższością jednego nad drugim, ale jeżeli w technikum po prostu możemy nauczyć się więcej niż w liceum, to chyba samo mówi za się... Wszystko i tak zależy od chęci człowieka i nauczycieli na jakich trafi, nikt mi nie powie, że w liceach to sami porządni.
Kai - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:31

ketyow, ale sporo osób uważa ten jeden rok dłużej w technikum za stracony. Żeby nie było, ja też kochałam swoje technikum i nie zamieniłabym go na żadne liceum.
ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:40

No to mówię, jak nic w tym technikum nie robią, to nie mają na koniec dyplomu i płacz nad straconym rokiem. Jak to jest, że będąc w trzyosobowej grupie na pracowniach elektronicznych (a że grupy się nieco zmieniały, to łącznie byłem z 8 innymi kolegami) żaden z nich nie zdał egzaminu? Ja wiem doskonale jak to jest. Oni nie napisali ani jednego sprawozdania. W czasie ćwiczeń nie chciało im się myśleć, to podłączali tylko te kabelki tam, gdzie ja im powiedziałem. Ja po czterech latach pisania (raz w tygodniu, ale cały dzień lub dwa) sprawozdań, nie miałem z egzaminem żadnego problemu, wyszedłem po połowie czasu, i mimo że zasilacza przed sobą nie miałem a tylko w wyobraźni, bo tak wygląda praktyczny, przeanalizowałem to co robiłem zawsze, a w efekcie na 100 pkt. miałem 99. Problem jest taki, że większości ludzi u nas na elektronice, elektronika w ogóle nie interesowała.
Kai - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:44

ketyow, a ilu ludzi robi to, co ich interesuje? Kiedy jeszcze siedziałam na labie, dostawałam szału na widok wątków "Gdzie mam iść?". Jeśli dzieciaku nie wiesz, rób podstawówkę jeszcze raz, może się określisz. :evil: A potem mamy takich niedorobionych "absolwentów" - człowiek myśli, kto im papiery dał? I za co?
ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:52

Dlatego w technikach już papierów nie dają, jeśli kogoś to nie interesuje :lol: Są trzyczęściowe egzaminy, z dwóch trzeba mieć 50% na zaliczenie, z trzeciego 75% ;P: Matura generalnie to przy tym pikuś. Ale niestety, nawet ja mając pewne upodobania i tak trafiłem na studia, które zupełnie minęły się z celem, który chciałem osiągnąć. Aczkolwiek ich poziom był fatalny, szkoda czasu na coś takiego.
Ziuta - 12 Wrzeœśnia 2010, 16:58

Nie mam nic do techników. Ani jakichkolwiek innych szkół :) Ale jeśli już 20 lat temu, w starym dobrym systemie nauczania – bez dysleksji, dyskalkulii, ADHD, stresu uczniowskiego i długopisów – 90% uczniów stwierdza, że źle wybrało, to raczej nie jest efekt lenistwa. Te 10% zadowolonych to byli tacy ketyowowie i Kai – zapaleńcy, którzy w kołysce zamiast grzechotki woleli lutownice. :mrgreen:
Na krakowskim EiT licealiści mieli lepiej na starcie, bo byli mocniejsi w matematyce. Przykładem kolega, z fizyki i przedmiotów zawodowych wymiatacz, wszystkie przedmioty matematyczne zawalił przy egzaminie i musiał brać warunki. I prawdą jest to, co piszesz, Ketyowie. Na takich układach ludzie po technikum mieli łatwiej na starcie (ale wszyscy wspólnieśmy legli na kolosach ). Ale nie dlatego, że byliśmy głupsi, tylko tamci byli rok do przodu. A program przedmiotów był napisany pod absolwentów technikum. Których było trzech.

Kai napisał/a
I owszem, technikum zawsze było i byłoby potrzebne, gdyby technika uczyły tak, jak za moich czasów, ale jeśli ich znaczenie jest zrównywane z zawodówką, a kadra ma to gdzieś, to nie dziwota, że przestają być atrakcyjne i potrzebne, a dyplom technika traci na znaczeniu. Kiedyś to był zawód w garści, teraz, kiedy nawet studia tego nie gwarantują, nie ma tej atrakcji.

Mąż znajomej, magister inż, pracuje jako lutowniczy w serwisie elektronicznym. Panowie w roboczych strojach, którzy niedawno reperowali nam sieć telefoniczną, to też same mgr inż. Po prawdzie jedyny technik elektronik, jakiego znam, pracuje na uczelni i służy magistrom, by mieli kim pomiatać, jak zepsują oscyloskop.

ketyow - 12 Wrzeœśnia 2010, 17:06

No tu trzeba podkreślić faktycznie czego nie zrobiłem: jeśli nie ma się zamiaru iść na studia potem, to samo technikum niczego nie daje faktycznie. Ale matmę to bym wprowadził rozszerzoną obowiązkową w technikach elektronicznych i informatycznych. I wtedy można by podratować poziom, nie byłoby problemów z oszołomami, co idą do technikum, bo nie wiedzą gdzie chcą. Tylko trzeba by też trzepać kadrę - moja matematyczka i mój fizyk nie radzili sobie sami z zadaniami z matur rozszerzonych. No to jak u licha ja mam zaliczać, jak nie ma mi kto pomóc? Z kolei matematyczka, która była ostrą kosą, ale potrafiła nauczyć i uczyła w innej klasie, nie zgodziła się żebym przychodził na fakultety, które prowadziła. No przecież to paranoja, czemu ktoś ich nie pozwalnia? Czemu debile mogą uczyć?


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group