Powrót z gwiazd - Pal Męczeńskiej Śmierci v1.0.1: Skalpowanie Dla Opornych
Iwan - 26 Września 2010, 20:15
trochę zdjęć z dzikiego zachodu
http://www.blogdex.ru/?p=5582
http://www.blogdex.ru/?p=6403&page=2
http://www.blogdex.ru/?p=6403
Fidel-F2 - 27 Września 2010, 07:11
świetni są dżentelmeni w podróży no... tą... karocą
ilcattivo13 - 27 Września 2010, 09:42
krisu napisał/a | ...Stanisław Wernic... |
krisu napisał/a | ...Może i Wiesław... |
sorki, mBiko, że będzie znowu o skalpowaniu i torturach, ale ta blada twarz krisu sam się o to prosi
a co do tej listy książek - mnie załatwił na amen "Aztek anonim"
Iwan - świetne zdjęcia, ale mam wrażenie, że duża cześć powstała pod koniec XIX wieku (albo już na początku XX w.) i Indianie wyglądają bardziej "indiańsko" niż powinni na przykład to zdjęcie - mam duże wątpliwości, czy te wszystkie elementy stroju i akcesoria trzymane przez Indianina pochodzą z jednego plemienia. Ba - czy choć z jednej regionu... I czy w ogóle je zrobiły "indiańskie" ręce.
Iwan - 27 Września 2010, 14:07
oryginalności zdjęć nie mogę zagwarantować, kiedyś na nie natrafiłem przypadkiem
ilcattivo13 - 27 Września 2010, 19:44
nie chodzi mi o to, że są jakieś fałszywe czy cuś. Nie, one są jak najbardziej oryginalne. Chodzi mi natomiast o to, że niektóre zdjęcia są "historycznie niewiarygodne" - i przedstawiają Indian takimi, jakimi ich sobie wyobrażali mieszkańcy NY lub innego "Baltimoru".
Ale co tu dużo mówić - jeszcze raz popatrzmy na tamto zdjęcie. Przecież (i tak jest aż do dzisiejszego dnia) prawdziwy Indianin musi mieć pióropusz ze skrzydłami tak długimi, żeby zimą mógł się razem z rodziną okręcić, albo żeby przy użyciu trzech kijów i bizoniego łajna mógł wykorzystać tenże pióropusz w charakterze paralotni. Nie wolno również zapominać, że taki pióropusz służył też do zacierania śladów za wojownikiem jadącym konno. A żeby wyglądało bardziej "krwiożerczo i siuksowato", to przyprawmy mu krowie rogi (przecież i tak każdy pomyśli, że to od bizona pochodzi). Do tego wsadźmy mu w łapy "uk" i kalumet (nie ważne, że bardziej wschodnio-amerykański niż z Równin). A jeszcze nawieszajmy mu na szyję wampumów i włala... Krwiożerczy Siuks jakby prosto spod bitwy nad Little Bighorn przyjechał. Aż się dziwię, że nie dali mu jeszcze potrzymać tej laski, co to się ją nosi, jak się podróżuje z ciężarną squaw!
Ale żeby nie przesadzać z krwiożerczością (coby kobity nie mdlały, a dzielni i cywilizowani mężowie nie zastrzelili dzikusa od razu), nie dajmy mu "szczał" do "uku", tomahawku ani noża (dzidę oprotestował fotograf). Poza tym mógłby sobie ten wybitnie krwiożerczy Indianin krzywdę zrobić (ci dwaj dzielni dżentelmeni nie pozują do zdjęcia, tylko pilnują, coby się krwiożerczy Indianin "ukiem" w oko nie kolnął)...
Trochę mnie poniosło, ale taka jest prawda i to wyraźnie widać na tym zdjęciu.
*****************************************************************
Ale żeby nie było zbyt ponuro - prawdziwej i słusznej historii indianerstwa ciąg dalszy.
Indiański pióropusz.
Do końca XVIII wieku nosili go tylko Indianie Równin. Ale po 1800 roku, coraz więcej plemion zaczynało używać pióropuszy. Ktoś zgadnie dlaczego? Dam sobie włosy uciąć, że nie zgadniecie. I dlatego tu i teraz Wam powiem, co było powodem przejęcia "kultury pióropuszowej" przez inne plemiona.
A mianowicie, powodem tym byli europejscy turyści. Bogaci europejscy panowie, chcący poznać tych szlachetnych, ale i krwiożerczych czerwonoskórych dzikusów, pakowali kufry ze strojami, zabierali ze sobą dziesiątki strzelb ("Janie, daj mi inną strzelbę. Z tej strzelałem wczoraj... Tej nie - ta jest tylko do polowania na dzikie indyki... itd... itp...") i w ogóle ogołacali swoje pałace ze wszystkiego, co mogłoby im się w podróży przydać (nie omijając żon, narzeczonych, służących i piesków-maskotek).
Każda wycieczka nie mogła obejść się bez przewodników - traperzy/kupcy zarabiali na oprowadzaniu wycieczek i dbali o to, żeby klient był zadowolony.
Indianie też szybko się zorientowali, że jak klient będzie zadowolony, to bez targowania wykupi cały zapas skór, które Indianie zgromadzili poprzedniej zimy, ale teraz zostały, bo kupiec nie dojechał. Do tego biali zabierali ze sobą cały zapas starych wampumów (które już potrzebne nie są, bo albo adresaci/nadawcy nie żyją, albo ostatnio żadnych wojen nie było i "przepustki" nikomu nie są już potrzebne, a w ogóle to po co mają leżeć i się niszczyć), fajek pokoju, "uków" i różnych takich. A jak stare się kończyły, to zawsze można narobić nowych - i tak biały się nie poskarży, że "ten uk nie szczela", bo jeszcze narzeczona białego sobie pomyśli, że jej wybranek nie umie strzelać z głupiego łuku.
A przy okazji wódz i starszyzna plemienna dostawała bogate suweniry - prawdziwe strzelby (a nie jakieś pogięte i pordzewiałe badziewie), porządne stalowe (a nie żelazne) noże i toporki, garnki, niedziurawe i niezawszone koce itd. A wodzowskie żony i córki dostawały lusterka, szklane paciorki czy choćby zwykłe nożyczki.
A że Indianie tacy głupi nie są, szybko zauważyli, że bogate i hojne blade twarze wolą odwiedzać bardziej wystrojonych i "malowniczych" sąsiadów. A poza tym, zawsze biali mogą wziąć udział w prawdziwej wyprawie wojennej - przecież nie dość, że zapłacą, to, jakby nie było, kilkunastu czy więcej chłopa z porządną bronią palną to nie w kij dmuchał. A i sąsiedzi już dwa razy wleźli na nasze tereny łowieckie, więc trzeba im przypomnieć kto tu rządzi.
No i ta woda ognista... Ech... Co to za woda... Wizje są bardziej kolorowe, a i Zły Duch Dnia Następnego (ZDDN) słabiej atakuje zmysły i ciało i szamana-od-nagłych-przypadków wzywać nie trzeba. No bo przecież jaśnie pan hrabia sam berbeluchy nie pija, to i czerwonych dżentelmenów nie będzie poił byle sikami, co to by od nich sam Wędrowycz się przekręcił.
Jak już zauważyliście, opisuję to (w moim jedynie słusznym mniemaniu) na wesoło. Ale bezsprzecznie jest to jeden z pierwszych przykładów wpływu nowożytnej turystyki na zmianę kulturową społeczeństw. I niestety, jest to też jedna z przyczyn, dla której do dziś nie znamy prawdziwych i odwiecznych zwyczajów wielu plemion indiańskich. Howgh.
Matrim - 27 Września 2010, 20:17
ilcattivo13 napisał/a | traperzy/kupcy zarabiali na oprowadzaniu wycieczek i dbali o to, żeby klient był zadowolony. | ilcattivo13 napisał/a | chcący poznać tych szlachetnych, ale i krwiożerczych czerwonoskórych dzikusów | ilcattivo13 napisał/a | ta jest tylko do polowania na dzikie indyki |
Jednym słowem Maverick
ilcattivo13 - 27 Września 2010, 20:20
bardziej sugerowałem się "Człowiekiem zwanym Koniem", ale masz rację, "Maverick" też tu pasuje i to chyba nawet lepiej
Kruk Siwy - 29 Września 2010, 08:35
A tak na boczku: opowiadanie na podstawie którego nakręcono "Człowieka zwanego Koniem" czytali? Dobre jest. Takie teksty czytałbym z chęcią nawet dzisiaj w przeciwieństwie do tych opiewających wyższość Rasy Nordyckiej nad innymi.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 10:11
Kruku, a skąd je wytrzasnąłeś? Ktoś to w Polsce wydał?
Kruk Siwy - 29 Września 2010, 10:29
Był zbiorek znakomitych opowiadań przygodowych "Rafa Trzech Szkieletów" wydany przez "Iskry" w 1967 roku. Znam go na pamięć a rzeczone opowiadanie nosi tytuł: "Nazywali go Koniem" (A Man Called Horse) i napisał je niejaki D.M. Johnson.
W tym samym zbiorze mamy też opowiadanie na podstawie którego nakręcono "Ptaki" i wiele innych, bardzo, bardzo dobrych.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 10:42
ten "niejaki D.M. Johnson", to kobita jest. I wygląda na to, że nic więcej z jej tekstów nie było u nas nigdy wydane
A za tytuł zbiorku dzięki.
hrabek - 29 Września 2010, 11:23
Na allegro za grosze idzie. 16PLN z przesyłką.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 11:28
będę w domu, to popatrzę.
Kruk Siwy - 29 Września 2010, 11:35
Apaczę i nic nie widzę. Ale jeszcze raz popieram ideę nabycia: to zarąbiste opowiadanka!
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 11:42
kiedyś w "Ostatnio czytane" pisałem o podobnym zbiorku opowiadań - ale stricte "dziko-zachodnich". Jak się dokopię, to podam tytuł, bo warty był przeczytania.
Marcin Robert - 29 Września 2010, 11:47
ilcattivo13 napisał/a | Do końca XVIII wieku nosili go tylko Indianie Równin. Ale po 1800 roku, coraz więcej plemion zaczynało używać pióropuszy. Ktoś zgadnie dlaczego? Dam sobie włosy uciąć, że nie zgadniecie. I dlatego tu i teraz Wam powiem, co było powodem przejęcia kultury pióropuszowej przez inne plemiona.
A mianowicie, powodem tym byli europejscy turyści. (...)
Jak już zauważyliście, opisuję to (w moim jedynie słusznym mniemaniu) na wesoło. Ale bezsprzecznie jest to jeden z pierwszych przykładów wpływu nowożytnej turystyki na zmianę kulturową społeczeństw. I niestety, jest to też jedna z przyczyn, dla której do dziś nie znamy prawdziwych i odwiecznych zwyczajów wielu plemion indiańskich. Howgh. |
To była akurat łatwa zagadka. Zresztą nie było to jakieś wyjątkowe zjawisko. U nas podobną ewolucję - to znaczy nastawioną na upodobania turystów - przeszedł na przykład strój Górali Podhalańskich.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 11:50
Marcinie Robercie - może i łatwa, ale są ludzie, którym to nie pasuje. Zwłaszcza, jak obejrzą sobie "Mavericka", to potem mówią, że to bujda oparta na filmie. A ja czytałem o tym w wycinkach z pracy naukowej napisanej tuż po II WŚ. Czterdzieści lat przed "Maverickiem"...
dalambert - 29 Września 2010, 11:53
A teraz przechodzi Stołeczne Królewskie Miasto Kraków zmieniając się powoli w JEDNĄ WIELKĄ KNAJPE z osbnymi salkami i przyczeponym do nich elementem muzealnym
uwaga w orszku Lajkonika pojawił się podobno INDIANIN
Marcin Robert - 29 Września 2010, 12:26
dalambert napisał/a | A teraz przechodzi Stołeczne Królewskie Miasto Kraków (...) |
Cesarsko Królewskie Stołeczne Miasto Kraków, dalambercie.
dalambert napisał/a | (...) zmieniając się powoli w JEDNĄ WIELKĄ KNAJPE z osbnymi salkami i przyczeponym do nich elementem muzealnym |
Trafne spostrzeżenie.
A ontopicznie: Czytało się kiedyś, dzieckiem będąc, "Winnetou" i traktowało niezmiernie poważnie. Pamiętam, jak kiedyś wybrałem się z kolegą do lasu, pod nogami pełno opadłych gałązek było, więc moje budy chrzęściły na nich, a kolega śmiał się ze mnie, że nie potrafię chodzić tak bezszelestnie, jak prawdziwy Indianin (choć on nie robił tego lepiej).
dalambert - 29 Września 2010, 12:32
Marcin Robert napisał/a | Czytało się kiedyś, dzieckiem będąc, Winnetou i traktowało niezmiernie poważnie |
gorzej , ja zanabyłem i wypaliłem cygara "Pro Patria" 3 sztuki - skutek rewelacyjny , błeeeeeeee
Godzilla - 29 Września 2010, 12:39
A mój tata dawno temu zagiął kuzyna, który Winnetou znał na wyrywki i chwalił się, że się go zagiąć nie da.
Pytanie brzmiało: Kto był najważniejszym wodzem Indian?
Właściwa odpowiedź: Umuga.
Uzasadnienie: bo sam Winnetou zamiast rozmawiać z nim osobiście, rozmawiał z jego Wupą.
Mało kto dziś pamięta, że był taki wódz jak Wupa Umugi.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 12:42
dalambert, ale teraz masz kalumet w powszechnym użytku
dalambert - 29 Września 2010, 12:44
ilcattivo13 napisał/a | ale teraz masz kalumet w powszechnym użytku |
no raczej powszechnego uderzenia, ale ja nie narzekam
Marcin Robert - 29 Września 2010, 14:43
Przypomniało mi się przed chwilą, że w którymś z tomów Winnetou sprowadził deszcz, wywołując na wielkim obszarze pożar uschniętych kaktusów, czy jakichś innych tego rodzaju roślin. Prawdziwie naukowe podejście.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 14:52
Marcin Robert - to było chyba w "Upiorze z Llano Estacado". Ale to akurat jest prawdziwy sposób. Dziś też się dymu używa, ale puszcza się go z samolotów. Żeby nie ta metoda, to pewnie połowa sadów w RPA by uschła.
Kruk Siwy - 29 Września 2010, 14:53
Tu o dym chodzi czy o słup rozgrzanego powietrza?
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 15:00
Dym wiąże parę wodną (ogólnie wilgoć w powietrzu) i ułatwia jej skraplanie. Po II WŚ przypomnieli sobie o tej metodzie amierikańscy plantatorzy, a potem rozlazła się ona po świecie. Teraz najpopularniejsza jest właśnie w RPA. Tam każda większa farma ma samolot do robienia deszczu.
Na podobnej zasadzie czyści się niebo przed świętami państwowymi - kilkanaście czy kilkadziesiąt kilometrów od miejsca obchodów wywołuje się deszcz i niebo nad miejscem świętowania jest czyste.
merula - 29 Września 2010, 16:41
Marcin Robert napisał/a | Przypomniało mi się przed chwilą, że w którymś z tomów Winnetou sprowadził deszcz, wywołując na wielkim obszarze pożar uschniętych kaktusów, czy jakichś innych tego rodzaju roślin. Prawdziwie naukowe podejście |
To było w "Old Surehand" chyba w tomie drugim wydania zeszytowego.
ilcattivo13 - 29 Września 2010, 21:26
merula, a w "Upiorze..." Winnetou i Old S. nie ratowali w ten sposób karawany, którą sępy z LE wciągnęły w pułapkę?
ilcattivo13 - 7 Października 2010, 12:34
Dzisiejsza porcja wiadomości z Dzikiego Zachodu - tym razem bardziej kałbojskie.
Wszyscy wiedzą jak wygląda jedynie słuszna bielizna dla "najprawdziwskiego kałboja", czyli union suit. Ale mało kto wie, że powstał dopiero po wojnie secesyjnej (patent z 1868 roku). Nazwa jest jak najbardziej patriotyczna, bo gloryfikuje stronę, która w tejże wojnie zwyciężyła (czyli Unię). Wdzianko powstało na fali "reformy odzieżowej", która miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku, jako wersja rozwojowa damskiej bielizny.
Ten podkreślający męskie kształty i czerwony jak krew tętnicza bizona "kombinezon bieliźniany" (tak to się u nas nazywa) miał bardzo charakterystyczną klapkę, pozwalającą na szybkie i proste załatwienie potrzeb ekstraordynarnie osobistych, nawet w ekstremalnych pogodowych warunkach, np. w czasie surowej zimy. Owa klapka na pośladkach, ma w języku angielskim kilka różnych określeń. Ale jedno jest po prostu niesamowite - "access hatch". Czyli po polskiemu - "luk dostępu" W Górach Brokeback taki wynalazek to po prostu warunek przeżycia
|
|
|