Blogowanie na ekranie - Rooshoffy blogasek Martvuni
Agata - 12 Stycznia 2009, 14:03
A na warsztatach rozwoju personalnego od tego własnie zaczynają - to dośc typowe, że krzyk jest dla ludzi barierą trudną do pokonania. Czy to z braku pewności siebie, czy z niechęci do demonstrowania jakiejkolwiek agresji w sobie (bo przeceż krzyk się rodzi z jagnięcej łagodności), czy też może ze zwykłego wstydu (bo na przykład grzeczne dziewczynki powinny trzymac buzię w ciup, a nie się drzec). Ale jak już się rozwrzeszczą, to przestac nie mogą Osobiście uważam, że na skrajne nerwy dobrze działa pójście do lasu i wrzeszczenie co sił w płucach.
Agi - 12 Stycznia 2009, 14:39
| Agata napisał/a | | Osobiście uważam, że na skrajne nerwy dobrze działa pójście do lasu i wrzeszczenie co sił w płucach. |
Biedne zwierzęta
Piech - 12 Stycznia 2009, 15:30
| Agata napisał/a | | Osobiście uważam, że na skrajne nerwy dobrze działa pójście do lasu i wrzeszczenie co sił w płucach. |
Pamiętam te dzikie wrzaski z moich lat w USA. Co jakiś czas słychać było, jak któryś z tubylców dawał upust frustracji. Czasem na uboczu, czasem na ulicy.
Agata - 12 Stycznia 2009, 15:35
Ubocze jest niezbędne, żeby człowiekowi płuc nie krępowało. Ale krzyk też zniosę jeśli jest to w zamian za upuszczanie frustracji przy pomocy pięści czy innej częsci ciała, np. obutej.
ihan - 12 Stycznia 2009, 17:16
| Agata napisał/a | | A na warsztatach rozwoju personalnego od tego własnie zaczynają. |
O, prosze mam następny argument, żeby nie tracić czasu i kasy na idiotyzmy. Jaki sens we wrzeszczeniu, że potem będę leczyć struny głosowe? idiotyczne.
Agata - 12 Stycznia 2009, 17:27
ihan, z obserwacji pobieżnej wynika mi, że Tobie to faktycznie na grzyba i strata czasu - raczej nie należysz do ludzi zahamowanych i niezdolnych do mówienia własnym głosem, co?
ihan - 12 Stycznia 2009, 18:41
Fakt Agato, to mocno pobieżna obserwacja .
W realu raczej milczę. Tym niemniej IMO wszelkiego typu warsztaty czy jak je zwał mają na celu wydojenie kasy z maluczkich, ewentualnie nauczenie jak być chamem, elegancko zwanym asertywnym. Co niekoniecznie przekłada się na dobro grupy, w której istnieją.
dzejes - 12 Stycznia 2009, 19:07
Utożsamianie asertywności z chamstwem to gruby idiotyzm.
Kasiek - 12 Stycznia 2009, 21:34
A ja bym się tak bardzo tego "chamstwa"chciała nauczyć. Żeby więcej się nie zgadzać na prawie darmowe czy w ogóle nadgodziny, pożyczanie notatek bumelantom i jeszcze innym.
Owszem, część warsztatów to wyciąganie pieniędzy. Jednak najważniejsze na nich to sprawić, zeby dana osoba poczuła się lepiej. Jeśli tak jest - to gdzie tu oszustwo?
Martva - 12 Stycznia 2009, 22:06
Dobra asertywność nie jest zła
Test nowego aparata:
Trzy zdjęcia ocalały z selekcji a potem się nie mogłam zdecydować która wersja kolorystyczna jest najfajniejsza.
A w GIMPie się nie da zrobić sepii tak po prostu jednym klikiem Trzeba kombinować coś podobnego ręcznie.
Agata - 12 Stycznia 2009, 22:13
Z warsztatami jest bardzo różnie. Niektóre sa o kant d*py rozbic i jeszcze krzywdę mogą zrobic, a nie zawsze łatwo to na pierwszy rzut oka wychwycic. Ale to nie jest jeden worek, są i takie, które pomagają realnie, czasami nawet tym banalnym krzykiem, od którego zaczęliśmy. Ludzie są różne i różne mają potrzeby, a rozwiązania warto zaczynac szukac w rzeczach najprostszych. Ale na pewno nie ma sensu sie do niczego zmuszac i wydawac kasę na coś, na co całkiem nie mamy ochoty. Lepiej ją na wyjazd do ciepłego kraju po dodatkową dawke luksów, co na pewno zrobi nam dobrze (albo na podobnie mogącą zadziałac szafę staników, że tak się ukłonię w sronę właścicielki tego tu bałaganu )
Krasnola - 13 Stycznia 2009, 08:40
| Martva napisał/a | | Mam nadzieję że nigdy się nie dowiem co to są różniczki. To samo z całkami. |
Ja niestety wiem :/
Godzilla - 13 Stycznia 2009, 09:26
Dlaczego niestety. Całki i różniczki to była fajna zabawa. Niewiele z niej pamiętam po latach, ale jak moja młodzież będzie zakuwać do matury, chętnie sobie przypomnę
ihan - 13 Stycznia 2009, 10:16
| Agata napisał/a | | Ludzie są różne i różne mają potrzeby, a rozwiązania warto zaczynac szukac w rzeczach najprostszych. |
Rozumiem indywidualna pracę z konkretnym człowiekiem, ale spęd iluś tam, całkowicie różnych osób i wskutek identycznych działań ma to wszystkim pomóc?
Asertywność powinna znaczyć niepozwalanie innym chodzenia sobie po głowie, ale jest niestety utożsamiania z kompletnym odmawianiem jakiejkolwiek działalności na rzecz grupy, nawet takiej, która delikwenta kompletnie nic nie kosztuje.
dzejes - 13 Stycznia 2009, 12:31
| ihan napisał/a |
Rozumiem indywidualna pracę z konkretnym człowiekiem, ale spęd iluś tam, całkowicie różnych osób i wskutek identycznych działań ma to wszystkim pomóc?
|
Przeceniasz ludzkość. Myślisz, że wszyscy są różni i tak niesamowicie odmienni?
Poza tym praca w grupach w większości przypadków przynosi lepsze rezultaty, natomiast indywidualne terapie, czy konsultacje to często szarlataneria.
| ihan napisał/a |
Asertywność powinna znaczyć niepozwalanie innym chodzenia sobie po głowie, ale jest niestety utożsamiania z kompletnym odmawianiem jakiejkolwiek działalności na rzecz grupy, nawet takiej, która delikwenta kompletnie nic nie kosztuje. |
Asertywność to słowo o określonym znaczeniu w języku polskim. Nie ma to nic wspólnego z odmawianiem dawania notatek, nie pozwalaniem chodzić sobie po głowie, czy byciem burakiem.
Kasiek - 13 Stycznia 2009, 14:22
A ja bym wreszcie chciała się nauczyć odmawiania dawania notatek, zwłaszcza tym, którzy przychodzą na pierwsze i ostatnie zajęcia i potem błagają, bo nie zaliczą. Daję, ale chciałabym się umieć postawić... Nie umiem jeszcze.
Anonymous - 13 Stycznia 2009, 15:10
Aż się winna poczułam, jako była okupantka punktu xero na tydzień przed sesją.
Piech - 13 Stycznia 2009, 15:38
Kasiek, użyczenie notatek w zasadzie nic Cię nie kosztuje. Ktoś, kto nie chodzi na wykłady i tak nie jest konkurencją, bo nie nauczy się porządnie, tak jak Ty. Czy dobrze kombinuję?
Godzilla - 13 Stycznia 2009, 15:48
Chyba nie do końca. Irytujące jest wspieranie patentowanych leniów. Gdyby jeszcze towarzystwo umawiało się na dyżury na wykładach, dyżurni sporządzają przyzwoite notatki a reszta robi ksero. Jednak przeważnie jest tak, że ktoś jest solidny, chodzi, notuje, a reszta olewa, bo ma dobre źródło notatek. Jak notatki są dobrze prowadzone, lenie wyciągną z nich dość by sobie dać radę, o ile posiadają podstawową inteligencję. Co więcej, dojdą do wniosku, że jest to jak najbardziej uzasadniony sposób postępowania.
merula - 13 Stycznia 2009, 16:06
Godzilla, w moim przypadku dyżur nic by nie dal, nie umiem sporządzać notatek, nie mówiąc już o porządnych.
Martva - 13 Stycznia 2009, 16:09
Miałam fantastyczne notatki z polskiego w liceum. A na studiach bywało różnie, zdarzały się wykłady na których spałam, bo były straszliwie nudne/nudnie prowadzone.
EDIT: a notatek nikt ode mnie nie chciał, bo bazgrzę jak kura pazurem, podejrzewam cały zestaw dysfunkcji
Godzilla - 13 Stycznia 2009, 16:13
Za to moje cieszyły się sporym wzięciem. Choć muszę być sprawiedliwa, takich typowych olewaczy u nas raczej nie było. Grupa była bardzo mała i notoryczne nieobecności nie wchodziły w grę, tego by się nie dało ukryć.
Adanedhel - 13 Stycznia 2009, 16:18
Odnośnie notatek przypomniało mi się to, co niedawno opowiedział mój brat.
Jest dobry z historii, jego koledzy i koleżanki to widzieli, i za jego przykładem kupili dwa lata temu jedno repetytorium z historii. Tylko, że brat uważał to tylko za pomoc - żeby przejrzeć, przypomnieć sobie najważniejsze daty czy wydarzenia, a uczy się z porządnych, nieraz akademickich książek. Tymczasem leniom, choć wielu będzie zdawać na maturze historię, nie chciało się i uczyli się z repetytorium, aż nagle kilka miesięcy temu ZONK!, okazało się, że repetytorium nie wystarcza i trzeba sięgnąć do książek.
Rozbroiło mnie to traktowanie pomocy za podręcznik
| Godzilla napisał/a | | Jednak przeważnie jest tak, że ktoś jest solidny, chodzi, notuje, a reszta olewa, bo ma dobre źródło notatek. |
Czasem jest tak, że ktoś po prostu nie mógł chodzić. Zdarzają się u mnie takie przypadki. Na szczęście większość osób woli to załatwić indywidualnie z wykładowcą. O ile się da.
Piech - 13 Stycznia 2009, 17:37
Zdaję sobie sprawę, że leserstwo może irytować kogoś, kto rzetelnie pracuje. Z drugiej strony (patrząc rzeczywiście z drugiej strony stolika), lesera poznać na kilometr. Im się tylko wydaje, że są tacy cwani, że nie widać. Gdy przychodzi co do czego nie ma najmniejszego problemu z odsianiem ziarna od plew.
Kasiek - 13 Stycznia 2009, 17:38
| Godzilla napisał/a | | Chyba nie do końca. Irytujące jest wspieranie patentowanych leniów. Gdyby jeszcze towarzystwo umawiało się na dyżury na wykładach, dyżurni sporządzają przyzwoite notatki a reszta robi ksero. Jednak przeważnie jest tak, że ktoś jest solidny, chodzi, notuje, a reszta olewa, bo ma dobre źródło notatek. Jak notatki są dobrze prowadzone, lenie wyciągną z nich dość by sobie dać radę, o ile posiadają podstawową inteligencję. Co więcej, dojdą do wniosku, że jest to jak najbardziej uzasadniony sposób postępowania. |
O to to. Samej mi się zdarza nieraz pożyczać notatki czy coś w ten deseń bo nie mogłam/nie chciało mi się iść na zajęcia. Z tym, że wtedy odwdzięczałam się np notatkami na innych zajęciach. Jasne, Miria, mi też się zdarza. Ale chodzi o to, że można olać jeden, dwa nudne przedmioty i starać się, choćby trochę, na innych. A nie olewać wszystko i udawać superprzyjaciół na dwa dni przed egzaminem. A najbardziej mnie wkurzał fakt, że nie umiem ściągać a zawsze robię ściągi. Co napiszę to zapamiętam - tak myślę i to się w większości przypadków sprawdza. I przychodzi taka lalunia, co ma oczy jeszcze zaspane po całonocnej balandze i mówi: daj skserować ściągi, bo nic nie umiem. Dajesz jej i ona wyciąga tę samą ocenę co Ty, bo po prostu siedziała w lepszym miejscu i mogła/umiała ściągnąć. Sama czasem się posiłkuję tą wiedzą z karteczek, ale ludzie którzy inaczej wiedzy na papier nie przeleją naprawdę są irytujący :/
Fidel-F2 - 13 Stycznia 2009, 17:39
parę lat ciągnąłem na cudzych notatkach, co ciekawe w ogromnej więszości przedmiotów ktoś wpisywal je do komputera i drukował, do dziś nie wiem, kto byl pierwotnym źródłem
Piech - 13 Stycznia 2009, 17:48
| Kasiek napisał/a | | mogła/umiała ściągnąć |
Ściąganie to co innego. To prawdziwa zaraza, niestety powszechnie w Polsce tolerowana. Studiowałem w Anglii, tam nikt nie ściągał. Po pierwsze, bo to nieuczciwe (tak!), po drugie, bo za to wylatywało się ze studiów. Po prostu wylatywało się. W infamii.
Martva - 13 Stycznia 2009, 18:35
Zaczęłam pleść taką spinkę, co chyba joe_cool kiedyś zalinkowała. O jaaaaaa, jakie to jest potwornie upierdliwe! A i tak robię uproszczonym sposobem (chyba).
BTW nie wiecie jak się coś takiego nazywa po angielsku? W sensie taki rodzaj spinki?
May - 13 Stycznia 2009, 20:04
jakis hair clip chyba?
Barrette, wygooglalam
Martva - 13 Stycznia 2009, 21:33
Dzięki sis, na to by wychodziło
|
|
|