To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Valhalla

Chal-Chenet - 4 Kwietnia 2010, 17:32

Gwyn, :bravo
mBiko - 4 Kwietnia 2010, 18:07

Gwynka, mnie się to kojarzy bardzo ilustracyjnie, więc myślałem, że może było robione pod konkretny tekst.
Gwynhwar - 4 Kwietnia 2010, 18:16

mBiko, może one day. To akurat było prosto z głowy :)
mBiko - 4 Kwietnia 2010, 20:11

To niezłą masz głowę.
Gwynhwar - 6 Kwietnia 2010, 16:00

Mój nowy stanik jest biały i go kocham. Ogólnie rzecz biorąc koleżanka zabrała mnie do sklepu gdzie mnie wymierzyli, wytłumaczyli i fokle kocham panie sklepowe tyż.

Nie mieli sportowych, ale kupiłam coś co nazywa się Panache superbra Porcelain Mould Bra i pierwszy raz w życiu czuję, że nie noszę pod szyją worków z żelatyną. Okazało się oczywiście, że noszę złą miseczkę i jeszcze gorszy obwód. Od 85DD doszłam do 70G, i w końcu tył nie podsuwa mi się pod kark! Zatem zakupy dziś były udane :)

Anegdota pyrkonowa:

Budzimy się w Szatani, wyłazimy ze śpiworów, Gfyn zbiera rzeczy co by iść się ogarnąć i ubrać.

Kolega: Ty, pokaż jaka fajna czapka!
Gfyn: To stanik debilu = ='
Kolega: Rotfl!

Martva - 6 Kwietnia 2010, 17:11

Gwynhwar, witamy w stanikowym matrixie ;) Pozdrów ode mnie koleżankę.

EDIT: i mimo braku sportowych - przymierz następnym razem dowolną balkonetkę (w pojęciu stanikowobrytyjskim) bądź fullcupa w Nowym Rozmiarze i spróbuj poskakać w przymierzalni, może sportowy nie będzie potrzebny.

SithLady - 6 Kwietnia 2010, 17:12

Oo, fajnie że zostałaś uświadomiona. Ja zamiast sportowego noszę czasem Freyę Rio. Ale jak Panache Ci pasuje to Freya może się okazać niekompatybilna z biustem
Gwynhwar - 6 Kwietnia 2010, 17:56

Balkonetka to jest to co ma dekolt prosty?

Właśnie mój jest bardzo podobny do tej Freyi Rio, też tak zabudowany. Przymierzałam jeszcze taki siateczkowy (nie wiem jak to się nazywa - nieusztywniony?), ale kurczę, ani się w tym przebrać bo wszystko na wierzchu, a i koronek miał od kolery, więc zrezygnowałam choć i koleżanka i pani sklepowa mówiły, że jest najlepszy.

Mój wygląda tak:


Martva - 6 Kwietnia 2010, 18:18

Nieusztywniony nazywa się miękki, po prostu :) Jest bardziej polecany, zwłaszcza na początku przy zmianie rozmiaru, bo lepiej widać czy wszystko dobrze leży etc.
Balkonetka to po polsku cos w rodzaju bardotki i często te słowa są używane zamiennie, a po angielsku coś bardziej zabudowanego, szytego z trzech części.
http://stanikomania.blox.pl/2007/02/Balkoniki.html
http://balkonetka.pl/katalog/style/balkonetka
W tym drugim linku niestety to nie wszystko są balkonetki, jako że przy wyborze rodzaju balkonetka jest ustawiana automatycznie i nie wszystkie dziewczyny klikają w coś innego, a czasem powinny.

Gwynhwar - 6 Kwietnia 2010, 18:38

To już kumam chyba o.o

One wszystkie mają ramiączka szeroko rozstawione w sumie. W przyszłym miesiącu o takim pomyślę. Albo może jak już mi się atuty unormują, bo usłyszałam w sklepie, że powinnam te piersi zza pleców pozbierać :D

Martva - 6 Kwietnia 2010, 18:56

A tak, zbieranie piersi z pleców jest ważne :)
Gwynhwar - 3 Maj 2010, 19:40

Mogłabym zacząć w stylu: „Człowiek czasami musi coś z siebie wydusić…”, ale nie zacznę. Nic nie muszę, zwyczajnie chcę. Generalnie od kilku dni chodzi za mną taka delikatna forma depresji. Wiadomo, że ja często bywam nie w humorze i marudzę więcej niż inni, ale taka prawdziwa depresja dopadła mnie tylko raz w życiu i biorąc pod uwagę okoliczności była dość łagodna. Ja zwyczajnie mam za krótka pamięć na depresję – po 15 latach mieszkania pod Poznaniem nie pamiętam jak włącza się piec w domu, nigdy nie pamiętam o urodzinach, twarze zapominam tak szybko, że czasem przeraża mnie ilość osób uśmiechających się do mnie znacząco w środkach masowego transportu. Wszystko to doprowadziło do tego, że o nieszczęścia też szybko staja się dla mnie zamgloną historią. Ale teraz jest mi niesamowicie przykro, bo zaczęłam czytać sporo o ateizmie. I zasadniczo przekonuje mnie ta koncepcja, bo wcześniej byłam sceptyczna – w sensie wisiałam gdzieś pomiędzy dwoma opcjami. Ale teraz w obliczu tej narastającej świadomości, zdałam sobie sprawę, że po śmierci nie nastąpi „the great reunion”, i nie spotkam się z osobami które już nie żyją. I potwornie mnie to przeraża. Bo wiedza o tym, że mamy tylko tu i teraz jest ok, mogę się z tym pogodzić, by doceniać każdą chwilę. Ale z moimi dziadkami łączy mnie tylko kilka wspomnień z dzieciństwa, i myśl, że to wszystko co mam jest straszna.
Kilka dni temu przeczytałam o Ellaine, która straciła mamę. Miałam taki okres kiedy na samą myśl o śmierci mojej mamy chciałam rwać włosy z głowy. Mineło mi na jakis czas, ale teraz znów o tym myślę. Wiem, że czas leczy wszystko, ale jestem autentycznie przerażona. Dzwonię do niej co chwila, to samo mam z rodzeństwem. Cały czas się o nich boję i to czasem paranoicznie. Skąd to się bierze? Ostatnio śniła mi się wojna i nalot bombowy na moje osiedle. Widziałam jak moja siostra ginie w płomieniach! Dlaczego mój umysł produkuje takie sceny?

ihan - 3 Maj 2010, 21:09

Gwyn, tak to juz dziwacznie jest. Ot, przykazanie: miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Ale czy naprawdę siebie najbardziej miłujemy? Czasem tak sobie myślę, sytuacja typu jakieś patriotyczne potrzeby, ratowanie ludzi z płonących wieżowców lub powodzie. Myśląc o sobie jako o bohaterze oddającym życie, nie mam problemu, ot umrę. Ale nie chciałabym by ktoś z moich bliskich miał umierać. W czasie II wojny światowej, gdyby moje dziecko ktoś wciągał do Szarych Szeregów pogoniłabym takich gości z domu i zabroniła dziecku przebywać w takim towarzystwie. Sama może i bym lazła na barykady, ale swojemu dziecku/ukochanemu/ojcu nigdy, przenigdy bym na to nie pozwoliła.
Co do bycia tu i teraz, bardziej przeraża mnie koncepcja życia wiecznego, będąc dzieckiem nie mogłam spać myśląc o wieczności. Koniec tu i teraz ma więc dla mnie spory urok. Ale znowu, wolałabym by ci, których kocham żyli sobie wiecznie. Oczywiście beze mnie, bo ja tylko w proch się obrócę mam nadzieję. Ot, paradoks.
I w tajemnicy ci powiem, że dużym plusem stracenia matki we wczesnym dzieciństwie, jest to, że dziecko się godzi bez problemu, ot naturalna kolej rzeczy, tak to bywa i niespecjalnie cierpi. O wiele bardziej cierpi się tracąc ukochana osobę będąc dorosłym. Fajnie jest mieć to więc z głowy w wieku kilku lat.

Ozzborn - 3 Maj 2010, 21:15

ihan napisał/a
Fajnie jest mieć to więc z głowy w wieku kilku lat.

ihan, przerażasz mnie :shock:
Ateizm też mnie przeraża... koniec, ciach i już. Straszne. Ale religia też już mnie niespecjalnie przekonuje od pewnego czasu. To też jest niepokojące.

Gwynhwar - 3 Maj 2010, 21:18

Moja mama zawsze mówi, że trzeba myśleć o tu i teraz, nie zamartwiać się na zapas. Ale z tą wiecznością też nie jest za dobrze- masz rację. Jakie to wszystko absurdalnie nieistotne się robi. Kiedy pomyślę, że nasze godziny są policzone. Każdego z nas - przed nami ściśle określony czas, który w przybliżeniu możemy nawet określić. Nie przeraża to Was?
Ellaine - 3 Maj 2010, 21:21

Mnie trochę przeraża to, co w głupocie własnej obliczyłam i dodałam ideologię. Z obliczeń wyszło mi że umrę za parę tygodni. No cóż. Nigdy nie mówiłam, że jestem mądra.
Chal-Chenet - 3 Maj 2010, 21:21

Ozzborn napisał/a
ihan, przerażasz mnie :shock:

Ma rację. Ja taty nawet nie pamiętam. Gdzieś rok miałem. Za naturalne uznałem to, że wychowuje mnie tylko mama. Przynajmniej nie bolało.

Martva - 3 Maj 2010, 21:21

Pewnie że przeraża, dlatego konsekwentnie o tym nie myślę.
ihan - 3 Maj 2010, 21:22

Gwyn, pewnie że przeraża. Ale z drugiej strony jak widze głupich ludzi, którzy mnie drażnią, głupie pomysły społeczne i inne, ulgę daje mi myślenie, że czas, w którym będę musiała ich znosić jest ograniczony. Poza tym wystarczająco się namyślałam o tym w dziecinstwie, nic nie zmienisz i carpe diem jest naprawdę najrozsądniejszą filozofią. Trzeba być uczciwym wobec siebie i starać się być szczęsliwym olewając co inni myślą i jaki inni mają pomysł na nasze życie.
Aha, Ozzborn, co w tym przerażającego?
EDIT> Chal mnie uprzedził.

hijo - 3 Maj 2010, 21:24

Gwynhwar, umrzesz, jak i umrą twoi bliscy, dotyczy to nas wszystkich. Uświadomienie sobie tego prostego faktu to połowa sukcesu - druga to zaakceptowanie faktu, że nie jesteśmy w stanie sprawdzić i powiedzieć ze stuprocentową pewnością, co dzieje się z nami po śmierci.

Jestem wyjątkowo "nieczuły" na śmierć, może dla tego, że nie straciłem nikogo bliskiego "przed terminem" czy w ekstremalnej sytuacji. Raz tylko zdarzyło mi się zapłakać na wiadomość o śmierci miesięcznego dzieciaka moich bliskich przyjaciół, który zmarł dokładnie w moje urodziny. Śmierć przyjmuję, za rzecz naturalną i jedyną pewną - na chwilę obecną. Nie zastanawiam się czy spotkam zmarłych bliskich po śmierci. Jeśli tak to ok, jeśli nie to i tak z tym nic nie zrobię. Ot cała filozofia, kóra pozwala mi spokojnie patrzeć na tą kwestię.

corpse bride - 3 Maj 2010, 21:33

Gwynhwar napisał/a
Kiedy pomyślę, że nasze godziny są policzone. Każdego z nas - przed nami ściśle określony czas, który w przybliżeniu możemy nawet określić. Nie przeraża to Was?


przeraża.

Gwynhwar - 4 Maj 2010, 06:44

Jakoś nie potrafię być nieczuła na śmierć. Kiedyś byłam, a teraz po Smoleńsku, po tej całej akcji z ateizmem, cały czas myślę o tym ile czasu mi zostało - mało, i co w obliczu tego mam robić najpierw. W sensie nie zrealizuję wszystkich planów, ale teraz które wybrać? I czy wybierać w ogóle? Czytam teraz na pocieszenie Berkeleya, trzy dialogi przeciwko cynikom i ateistom.
hijo - 4 Maj 2010, 08:05

Gwynhwar, jak tak będziesz postępować za niedługo nie będziesz mogła myśleć o niczym innym i sobie zrujnujesz życie. Pomyśl o tym w ten sposób. Zastanów się czy warto martwić się tym czego nie zdążysz zrealizować, czy nie lepiej zacząć realizować te plany, aby zrealizować jak najwięcej.
Adanedhel - 4 Maj 2010, 08:08

Gwynhwar napisał/a
Nie przeraża to Was?

Przeraża mnie to, że mogę zmarnować swoje życie i nic nie zrobić ani osiągnąć.

Martva - 4 Maj 2010, 08:10

Przeraża mnie że zmarnowałam moje zycie i nic nie osiągnęłam. I że nawet nie próbuję zrobić nic żeby zmienić ten stan rzeczy. Nie polecam. Lepiej iść na spacer albo zapisać się na taniec brzucha/kurs suahili/lepienie garnków, albo coś takiego.
Anonymous - 4 Maj 2010, 08:14

Martva, nie za wcześnie na czas przeszły?
Martva - 4 Maj 2010, 08:22

Nie wiem.
Agi - 4 Maj 2010, 08:22

Gwynhwar napisał/a
Kiedy pomyślę, że nasze godziny są policzone. Każdego z nas - przed nami ściśle określony czas, który w przybliżeniu możemy nawet określić. Nie przeraża to Was?

Nie przeraża.
Nigdy nie miałam takiego podejścia do spraw życia i śmierci. Zawsze myślałam i nadal myślę o tym co chcę zrealizować, co muszę zrealizować.
Teraz chcę dokończyć remont domu, doprowadzić do porządku ogród, dobrze zorganizować i przeprowadzić wybory samorządowe w powiecie...
Lista zadań jest długa, no i jestem w trakcie kolejnych studiów podyplomowych.
Gwynhwar, głowa do góry i przestań się zadręczać tym, na co i tak nie masz wpływu.

Gwynhwar - 4 Maj 2010, 08:22

Jak określić zmarnowane życie? Czy Van Gogh zmarnował życie? Przeraża mnie też ta wszechobecna względność, chciałabym w życiu cokolwiek pewnego.

I tak sobie myślę, że religia stanowi wentyl bezpieczeństwa przeciwko szaleństwu. Gdyby wszyscy mieli absolutną świadomość pustki jaka nas czeka, człowiek by się zatrzymał ogarnięty nihilizmem. Czy to nie jest instynkt samozachowawczy w który wyposażyła nas ewolucja? Tylko w tym momencie ewolucja stanowi swoiste potwierdzenie dla mojego ateizmu.

Agi - 4 Maj 2010, 08:26

Gwynhwar napisał/a
chciałabym w życiu cokolwiek pewnego.

Pewne jest to, że nie ma niczego pewnego :wink:
A tak serio, dla mnie pewne są zasady, którymi kieruję się w życiu.
Kotwicę w postaci religii straciłam we wczesnej młodości. Nie cierpię zbytnio z tego powodu.



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group