To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Przez łąki, przez pola...

dzejes - 14 Marca 2012, 18:13

1500 to dla mnie trochę za dużo. Zaczynam kombinować. Ale w sumie dwa lata temu, gdy schudłem 30 kg miałem pod ręką dobrą gorzką czekoladę i w ramach deseru strzelałem sobie kostkę. Hmmm...

Mam też nadzieję, że uda mi się włączyć bieganie, bo cały czas truchtałem, nawet przy -10 się ruszałem (chyba że byłem chory, co niestety jakoś w styczniu i luty mi się przydarzało), ale słabuję okropnie.

A w sumie to bieganie mnie zmotywowało, bo poczułem jak to fajnie przebiec kilka km, ale niestety z moją obecną wagą 8 km/h to było chyba wszystko, co byłem w stanie z siebie wycisnąć.

Druga sprawa to ubrania, które już zaczęły być ciasne.

Fidel-F2 - 14 Marca 2012, 19:16

dzejes napisał/a
Druga sprawa to ubrania, które już zaczęły być ciasne.
Też ten sygnał miał u mnie istotną wagę. Nagle :!: zapięcie spodni stało się problemem.

dzejes napisał/a
1500 to dla mnie trochę za dużo.
Nie chciałbym Ci radzić :wink: , bo fachowcem jestem żadnym, opieram się na radach siostry, która z tematem jest za pan brat, od nastu lat. Siostra odradza mi schodzenie poniżej 1500 jako że organizm wtedy zaczyna prowadzić własną politykę odnośnie metabolizmu, niekoniecznie zgodną z moimi oczekiwaniami. Doradza więcej wydatków energetycznych jeśli zależy mi na zintensyfikowaniu wyników.
hrabek - 15 Marca 2012, 11:14

dzejes napisał/a
A w sumie to bieganie mnie zmotywowało, bo poczułem jak to fajnie przebiec kilka km, ale niestety z moją obecną wagą 8 km/h to było chyba wszystko, co byłem w stanie z siebie wycisnąć.


A co w tym złego? Chciałbyś od razu biegać z prędkością maratonową? Ja właśnie jak poprzednio biegałem to bardzo mi się podobało, że od żałosnych 8km/h z biegiem czasu potrafiłem wykręcić średnią 10km/h i tendencja była rosnąca. To mnie bardzo motywowało do kolejnych treningów.

dzejes - 15 Marca 2012, 12:30

Ale ciężko mi było :| Do tego trochę się boję o stawy. bo moja okolica to wyłożony kostką bezmiar oceanu.
hrabek - 15 Marca 2012, 12:47

Z podłożem to licha sprawa. Jeśli jest to coś twardego, ale w miarę równego, jak asfalt, chodnik, kostka - to szkodzi na stawy. A z kolei leśne drogi pełne są wybojów, dziur i wystających korzeni i nie można biec równym krokiem, bo trzeba lawirować między przeszkodami. To dość duży problem.
Osobiście przedkładam jednak betony i asfalty, an których ciężej skręcić staw skokowy. Moje kostki były już kilka razy skręcane dość mocno, dlatego przedkładam jedno zło nad drugie.
Ponieważ teraz mam bardzo blisko do morza, to próbowałem biegać po plaży, ale szybko przestałem, bo to dopiero był hardkor. W miejscu, gdzie piasek jest najtwardszy, czyli blisko wody, ziemia jest nachylona i czułem się jak quasimodo.

Ja generalnie w bieganiu jestem totalnie zielony, w zeszłym roku jechałem takim programem, który (jak podejrzewam) jest jakimś ekwiwalentem CouchTo5k, w każdym razie jest skrojony dla osób, które dopiero chcą rozpocząć bieganie.
http://bieganie.pl/index.php?cat=6&id=81&show=1
Poprzednio doszedłem do 7 minut biegu, tym razem musiałem zacząć praktycznie od nowa (ominąłem pierwszy tydzień, ale dzisiaj nie dałem rady zrobić całego programu i ostatni kawałek tylko przemaszerowałem).
Ale nie poddaję się bo wiem, że efekty przyjdą, tak jak przyszły poprzednio. A w końcu nie po to wydałem kupę kasy na buty (takie jak twoje) i ciuchy biegowe, żeby się nimi kolegom chwalić, tylko, żeby z nich korzystać.

mesiash - 15 Marca 2012, 13:04

dzejes, znowu z buciorami wkroczę w ten wątek za co przepraszam, ale skoro piszecie o tematach, o których mam jako takie większe pojęcie to wierzę że z tego skorzystasz / -cie

Nie chcę się rozpisywać więc napiszę krótko - ćwiczenie i jednoczesne katowanie się niskoenergetyczną dietą jest lekkomyślne. Organizm ma w zwyczaju bronić się przed takimi zabiegami 'zjadając' mięśnie, żeby zwiększyć tkankę tłuszczową. Taki mechanizm i nie ma co na to poradzić. Tak samo nie ma co się bać biegania po twardych nawierzchniach. Jeśli już tak bardzo dbasz o to żeby nie uszkodzić stawów biegając to biegaj boso i po lesie - tak jesteśmy zaprojektowani. Jeśli wydaje Ci się to głupie to po prostu kup buty do biegania, będą kontrowały twardą powierzchnię.

Nie traktuj tego jako ataku przypadkiem, że niby robisz coś źle - ja tam popieram każdą drogę żeby być bardziej wysportowanym, po prostu są drogi lepsze i gorsze. No i warto korzystać z takich planów jaki podał hrabek, najlepiej jednocześnie gdzieś dokumentując swoje osiągnięcia.

dzejes - 15 Marca 2012, 13:39

Eeeechhhh...

Przecież wyraźnie pisałem, że chciałbym do diety włączyć ćwiczenia. Chciałbym, czyli nie robię tego i jeśli spróbuję i poczuję, że nie robi mi to dobrze, to przestanę.

A dla szerszego obrazu - kilka lat temu ważyłem 125 kg przy wzroście 176 cm. Próbowałem naprawdę wielu diet, od małego walczyłem z otyłością. Kilka razy udało mi się zrzucić całkiem sporo, ale bardzo szybko wracałem do wagi wyjściowej.

Dość długo ważyłem 120. Jakoś się z tym pogodziłem, póki nie zaczęło dalej rosnąć. I gdzie by się zatrzymało? - sam siebie zapytałem. Zacząłem się ruszać (nordic walking, 3/4 razy w tygodniu po pięknych jurajskich górkach), poprawiłem kondycję optycznie zmalałem, waga? 118-120.

Siłownia - 4/5 razy w tygodniu, bieganie na bieżni, orbitrek, intensywne ćwiczenia na różnych maszynach, do tego sztangi. Wszystko raczej na małych obciążeniach, za to dużo szybkich powtórzeń. I tak chyba z pół roku. Znów poprawiłem sylwetkę i kondycję. Waga? 115.

A ja chciałem schudnąć. Like - zobaczyć na wadze niższe wartości. No to czemu w ogóle mi nie szło? Bo włączał mi się taki głód, że ojej. W dniu siłki 1300 kcal to było śniadanie - tak strzelam. No może trochę przesadzam, ale niewiele.

No i z tego powodu zarzuciłem ćwiczenia, bo nie dawały oczekiwanego rezultatu. I jakoś tak wróciłem do tych ponad 120 kg.

No i pewnego dnia postanowiłem - *****, chudnę. I zacząłem chudnąć. Niecałe pięć miesięcy później ważyłem 92 kg. Jak? Dietą. 1000 kcal dziennie. Czasem więcej, czasem jeszcze mniej, okazjonalnie głodówki. Ruch? Tylko psacery.

Po dwóch latach: ważę 98-100 kg, bo się trochę zapuściłem. Czyli chyba utrzymałem wagę. A czemu? Bo u mnie niesamowicie ważna jest psychika, osiągnięcie założonego celu bardzo mnie motywuje i naprawdę wiele mogę zrobić i wytrzymać, jeśli czegoś chcę, a jednocześnie widzę na bieżąco rezultaty pracy.

No i jeszcze dodatkowy szczegół - badania statystyczne dowodzą, że dieta polegająca na ograniczeniu kalorii daje najlepsze rezultaty i najmniejsze prawdopodobieństwo yoyo.

Buty do biegania mam, ale przecież czuję, że mnie a to kostka boli, a to kolano. Serio no - dajesz rady "kup sobie buty (mam już) i biegaj". A zapłacisz za moją rehabilitację, gdy strzeli mi coś w kolanie?

Las? Znaczy mam wsiadać w samochód, jechać pół godziny, biegać pół godziny i wracać następne pół godziny?

Kurczę, ja naprawdę jestem najlepszym specjalistą od siebie na tej planecie, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie diety, ćwiczeń i motywacji.

Adrianna - 15 Marca 2012, 14:10

dzejes, ja tak czytam i powiem po prostu - PODZIWIAM. Podziwiam ludzi, którzy potrafią wziąć się za siebie i w tym wytrwać. Ode mnie brawa i życzę dalszych sukcesów. :bravo
mesiash - 15 Marca 2012, 14:18

dzejes napisał/a
Kurczę, ja naprawdę jestem najlepszym specjalistą od siebie na tej planecie, przynajmniej jeśli chodzi o kwestie diety, ćwiczeń i motywacji.

Nie podważam tego i w ogóle nie miałem zamiaru. Nie próbuję też nakłonić Cię do biegania jeśli coś Cię boli, po prostu zwracam uwagę że nie ma dużego wpływu nawierzchnia po jakiej się biega, a las został użyty jako przykład, do którego nasze stopy są przystosowane, zamiast tego równie dobrze może być np boisko trawiaste.
Badań na temat diet nie znam, nie mogę się wypowiedzieć. Relacja waga / wzrost to naprawdę temat rzeka, chociażby dlatego:
https://encrypted-tbn3.google.com/images?q=tbn:ANd9GcSf_NzDjCvJwckVaS5vBUe6hVIyTTjgPzTxSs7RqIuFIGqqZryr
więc jeżeli zależy Ci przede wszystkim na zrzuceniu masy, to masz rację - dieta niskokaloryczna powinna dać największe efekty.
Poza tym (znowu masz rację) najważniejsza jest motywacja. Droga i szybkość jej pokonywania jest bardzo zależna od powyższej, a raczej ją masz, skoro przez dwa lata się pilnujesz.

ihan - 16 Marca 2012, 09:17

dzejes, może dawanie rad w sprawie diety osobie, która zna się najlepiej, na sweetblogasku rushofym grzeczne nie jest, ale dorosły, wysoki facet, jedzący od dłuższego czasu 1000-1300 kcal i powinien koniecznie odwiedzić dietetyka i sprawdzić sobie tarczycę. I nie traktuj tego jako radę i wtrącanie się w twój organizm, ale trochę martwię się o ciebie chłopie, i dziubie mnie czy jestem grzeczna.
A o dietach chętnie popiszę wieczorem, jak wrócę od Śmierdziela.

dzejes - 16 Marca 2012, 10:02

Ale ja dopiero dziesiąty dzień :wink:
joe_cool - 16 Marca 2012, 13:23

Ale planujesz więcej ;) Tak z ciekawości, bo piszesz, że zmagasz się z nadwagą od dłuższego czasu - byłeś kiedyś u dietetyka?
A jeśli chodzi o bieganie po betonie - cóż, jeśli nie masz w okolicy parku czy lasku, to chyba nie masz wyjścia. Masz dobrze amortyzowane buty, biegasz póki co niewiele, nie martwiłabym się na razie zniszczeniem stawów. Zresztą bieganie wcale nie rujnuje kolan, jak się powszechnie uważa. A to, że coś boli podczas biegania? No cóż, tak to już jest, nikt nie mówił, że będzie łatwo :twisted: Trzeba tylko umieć odróżnić normalny ból zmęczeniowy od bólu spowodowanego kontuzją.
To mówiłam ja, Ciocia Dobra Rada ;P:

merula - 16 Marca 2012, 15:03

ja ze swojej strony dodam tylko, ze tez nie mogłam na dłużej pożegnać się z nadmiarem kilogramów, aż wybrałam się do lekarza. okazało się, że mam problemy z insuliną i mogłabym robić sobie wiele różnych rzeczy, ale póki tego nie uporządkuję, trwałego efektu nie będzie, bo wiele moich błędów żywieniowych poniekąd wynikało z organicznych przyczyn.
dzejes - 16 Marca 2012, 15:38

joe_cool napisał/a
byłeś kiedyś u dietetyka?


Byłem.

Najpierw rodzice mnie zawieźli, jak miałem ~12 lat. Skończyło się to 2*3 tygodnie turnusem dla grubasów w ośrodku pod Katowicami. Mogę pisać książki jak Suworow o szkoleniu Navy Seals, czy coś. Schudłem superowo, przytyłem z powrotem. Potem byłem na studiach, dostałem chemikalia, po których chudłem szybciej, niż na diecie 1000 kcal. Przytyłem z powrotem. Trzeci raz poszedłem zanim zacząłem dietę dwa lata temu. Raz, na konsultacje. Dostałem kilka porad, kilka badań, które sobie zrobiłem i już.

joe_cool napisał/a
A to, że coś boli podczas biegania? No cóż, tak to już jest, nikt nie mówił, że będzie łatwo :twisted: Trzeba tylko umieć odróżnić normalny ból zmęczeniowy od bólu spowodowanego kontuzją.


No więc kostka mnie cholernie pobolewa i mam wrażenie, że to przez przeciążenie. Widzę dramatyczną zmianę porównując czasy, gdy ważyłem 120 i teraz i chciałbym jeszcze bardziej sobie ulżyć.

A badań ostatnio zrobiłem sobie masę i jak na złość ciągle tylko zdrowy i zdrowy. Na co mam narzekać?

merula - 16 Marca 2012, 15:40

dzejes napisał/a
i jak na złość ciągle tylko zdrowy i zdrowy. Na co mam narzekać?


to fatalnie. tak nie móc sobie ponarzekać w poczekalni? skandal :twisted:

Fidel-F2 - 16 Marca 2012, 15:47

wiesz dzejes, to już nie wiem co Ci radzić
ihan - 16 Marca 2012, 19:52

dzejes napisał/a
Ale ja dopiero dziesiąty dzień :wink:


Jak dopiero dziesiąty dzień, to OK, zrozumiałam, że od dwóch lat serwujesz sobie 1000-1300 kcal.

Wiem, że indywidualnie. Zdarzyło mi się uważać mocno na jedzenie, z etapem popadnięcia w psychozę, zero słodyczy, soczek Kubuś czy inny, bez szans, bo to prawie 50 kcal w 100 ml, itp. Podziałało, wtedy podziałało, -10 kg i efekt był super, fakt, że dołożyłam ćwiczeniami w domu, codziennie 45 min do godziny, jakiś taki zestaw callanetics z kalendarza. Tylko włosy mocno wypadały. I w zasadzie efekt niemal się utrzymał, bo od jakiegoś minimum się odbiłam i potem zatrzymało się na akceptowalnym poziomie na kilka lat, do czasu, gdy siedziałam w domu jak tato wyszedł ze szpitala i zaczęłam jeść regularnie, z jakąś dopołudniową kawa z czymś słodkim. I wystarczyły 3 tygodnie. Zależy też z jakiego pułapu startujemy, jeśli wcześniej jedliśmy dużo i mało racjonalnie, potem ograniczenie daje rezultaty. Teraz, gdy mam do zgubienia: plan minimum - 5 kg, maximum - 9 kg, i od kilku lat mi się nie udaje. Bo jem racjonalnie, ograniczenie nie daje rezultatów, bo po prostu metabolizm się przestawia. I zależy od ilu startujemy, ile procentowo tracimy. bo gdzieś tam Fidel pisze, - 8 kg po tygodniu. Nie wiem, przeczy to prawom fizyki, ale moja waga stoi w miejscu niezależnie czy jem mniej. I niezależnie czy ruszam się więcej, bo praca w ogrodzie, bo koń. To znaczy, jeśli jem więcej bez problemu rośnie. Teraz w dietetyce są raczej tendencje żeby dzielić posiłki na mniejsze porcje i jeść pięć razy dziennie, nie robić żadnych głodówek i diet 1000 kcal, bo chodzi o przestawienie metabolizmu na niegromadzenie, a nie przestawienie metabolizmu na niższy, żeby po powrocie do normalności (na 1000 kcal nie wytrzyma się całego życia) nie mieć powtórki z rozrywki. I zasadą jest ograniczenie do -500 kcal w stosunku do zapotrzebowanie energetycznego, nie więcej. Jeśli mnie po ograniczeniu wychodzi 1300 – 1400 kcal (a jestem babą, co daje mniejsze wartości, i jestem sporo niższa od ciebie, więc i optymalna waga, do której dążysz jest odpowiednio większa), te 1000 kcal twoje dzejesie, zdecydowanie jest za mało. A, że tak sobie bezskutecznie walczę, pewnie w końcu pójdę do jakiegoś dobrego dietetyka, tylko nie wiem jak zniesie on informację, że jak chodzi o samodzielnie gotowanie to nie bardzo, i jednak placówki żywienia zbiorowego trzeba uwzględnić. I przyznam, od kiedy na moich oczach, wcale nie głodując (na przykład na obiad kurczak, pół woreczka ryżu – to dla mnie jednak niewyobrażalna ilość), chudła dziewczyna – 40 kg w ciągu roku, wierzę w dietetyków. Wierzę w dietetyków dobrych, mądrych, i potrafiących słuchać klienta, potrafiących uwzględniać w jego jadłospisie bonusy ulubione, jak np. makarony. I pewnie orbitrek sobie kupię, bo łatwiej mi w tygodniu nawet w nocy, oglądając film się poruszać, niż wygospodarować w ciągu dnia czas, by iść gdzieś na ćwiczenia. Poza tym, zbiorowe ćwiczenia niekoniecznie są miłe dla socjo-nieprzystosowanych.

Fidel-F2 - 16 Marca 2012, 20:09

ihan napisał/a
bo gdzieś tam Fidel pisze, - 8 kg po tygodniu.
3kg po tygodniu, 8kg po trzech tygodniach, gwoli ścisłości
ihan - 16 Marca 2012, 21:07

Po tygodniu, czy po trzech tygodniach, gwoli prawdy, to niewyobrażalnie krótki czas.
Fidel-F2 - 16 Marca 2012, 21:18

ale działa, mało jem i sporo staram sie spalać ale może mam szczęście, że działa
dzejes - 17 Marca 2012, 10:17

Poczytałem trochę prac naukowych (ale tylko trochę, do tego część tylko abstrakty) to zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie wiemy. Srsly, gdyby porównać umownie określaną wiedzę o żywieniu z taką np. geografią, to jesteśmy na etapie pisania na mapach "Hic sunt leones".

Tak więc chwilowo trzymam się tego, co jest pewne, czyli zasady zachowania energii. Jak zjesz, to nie schudniesz.

Druga sprawa - świadomość tego, co jesz. Kupujesz długopis i zeszyt i zapisujesz absolutnie wszystko, co zjesz. Wszystko, każdy kęs, każdego jednego, niewinnego migdała w czekoladzie.

Kasiek - 17 Marca 2012, 10:28

Kurdę, a ja 10 kg na plusie. Zazdroszczę Wam. Chciałabym już móc ganiać co drugi dzień na siłownię i basen. Strasznie się za tym stęskniłam...
A co do biegania, to ja też nigdy nie mogłam (po paru sekundach łapała mnie kolka - w szkole z biegania na dłuższych dystansach zawsze kołek i kołek...), a po dwóch miechach na siłowni byłam w stanie chodzić na bieżni przez godzinę z prędkością ~7 km/h. Może niedużo, ale jak na mnie to i tak nieźle. W lecie mam zamiar też do tego wrócić :)
Powodzenia Wam wszystkim w diecie :D

joe_cool - 17 Marca 2012, 13:59

dzejes napisał/a
No więc kostka mnie cholernie pobolewa i mam wrażenie, że to przez przeciążenie. Widzę dramatyczną zmianę porównując czasy, gdy ważyłem 120 i teraz i chciałbym jeszcze bardziej sobie ulżyć.

Maść przeciwzapalna, zimne okłady, ćwiczenia wzmacniająco-rozciągające (np. takie). Bieganie po miękkim też obciąża kostki, podłoże jest mniej stabilne i do tego nierówne.

ihan - 18 Marca 2012, 18:29

Cóż, gdyby na temat żywienia, metabolizmu itp. było wszystko wiadomo, ktoś zarobiłby gigantyczne pieniądze na opatentowaniu sposobu, dzięki któremu wszyscy mieliby pożądaną przez siebie wagę (niekoniecznie byli szczupli). No bo choćby kaloryczność, niby uwzględnia się przyswajalność energii z danego pożywienia, ale zawsze, jak przy stosowaniu przeliczników i zgrubnych wielkości niekoniecznie tak samo kaloryczne pokarmy będą rzeczywiście dostarczały tej samej ilości energii.

EDIT: joe cool, tak z ciekawości, jak stosują ludzcy sportowcy? Bo przy końskich urazach najpierw zimne (ograniczenie zapalenia), potem ciepłe, żeby wspomóc regenerację.

joe_cool - 18 Marca 2012, 20:52

ihan, przy urazach używam Fastum czy innej tego typu maści i robię zimne okłady. A na zmęczone mięśnie czy zakwasy używam maści końskiej - ona niby jest chłodząca, ale ma też jakieś składniki rozgrzewające. Z tego co pamiętam, to ogólnie chodzi o to, żeby miejsce było dobrze ukrwione, bo wtedy regeneracja jest szybsza.
dzejes - 18 Marca 2012, 21:41

ihan napisał/a
No bo choćby kaloryczność, niby uwzględnia się przyswajalność energii z danego pożywienia, ale zawsze, jak przy stosowaniu przeliczników i zgrubnych wielkości niekoniecznie tak samo kaloryczne pokarmy będą rzeczywiście dostarczały tej samej ilości energii.


Oczywiście masz rację, jednak ja jestem bardzo, bardzo sprawny i niesamowicie wyćwiczony w oszukiwaniu samego siebie, więc nie mogę iść na kompromisy, bo skończyłoby się to jakiejś wariacji "noo, tak, ale te ciastka to na pewno są ekstremalnie źle przyswajalne!"

joe_cool napisał/a
Z tego co pamiętam, to ogólnie chodzi o to, żeby miejsce było dobrze ukrwione, bo wtedy regeneracja jest szybsza.


Muszę wypróbować, bo ból w tej nieszczęsnej kostce czuję cały czas, ostatnio tylko lekkie kłucie, nie utykam przynajmniej.

joe_cool - 18 Marca 2012, 22:47

dzejes napisał/a
Oczywiście masz rację, jednak ja jestem bardzo, bardzo sprawny i niesamowicie wyćwiczony w oszukiwaniu samego siebie, więc nie mogę iść na kompromisy, bo skończyłoby się to jakiejś wariacji noo, tak, ale te ciastka to na pewno są ekstremalnie źle przyswajalne!

Hy hy, też jestem mistrzem. Na przykład jogurt z kulkami czekoladowymi to nie są słodycze tylko niesamowicie zdrowa przekąska - no bo w końcu jogurt, co nie? A ciasteczka owsiane w czekoladzie to też samo zdrowie - no bo jak owsiane, to błonnik, a błonnik to przecież podstawa każdej diety :mrgreen:

May - 18 Marca 2012, 23:08

Kasiek, ale Ty 10 na plusie z innych powodow, i samo zniknie za chwile... A jak sie jeszcze zdecydujesz na ten rodzaj karmienia, do ktorego nie jestes przekonana, to waga tak poleci, ze sie zdziwisz...
Widze, ze wiosna idzie, wszyscy probujemy zgubic to i owo, ktos ma pomysl jak zrzucic kilogramy od pepka w dol ;P: ? bede wdzieczna za wszelkie sugestie :D

dzejes - 19 Marca 2012, 00:30

Najszybciej to chyba wykonać kilka energicznych przysiadów. Kilogramy lecą w oczach. Tyle że efekt jojo równie szybki.


A tymczasem na blogu Uciekinier III, czyli demokracja po szczurzemu.

mesiash - 19 Marca 2012, 07:44

May, mając nadmiar tkanki tłuszczowej, polecałbym dietę wysokotłuszczową.

Polega ona na tym że sobie ograniczasz mocno węglowodany (pieczywo jako takie, ciężkie warzywa, ryże, makarony i w ten deseń rzeczy), a zamiast nich tekturkę (vasa) smarujesz sobie grubo serkiem topionym, czy też jesz sałatę z papryką, oliwą i orzechami

Oczywiście konieczne jest zrobienie sobie bilansu energetycznego i pamiętanie że tłuszcze mają dostarczać jedynie ok. 50% energii



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group