Mechaniczna pomarańcza [film] - Kino w kinie, a może w domu?
hrabek - 23 Czerwca 2010, 15:17
dzejes, wszystko ok, ale przecież Netflix nie rozmawia z pośrednikami, tylko bezpośrednio z wytwórniami. To one są właścicielami praw. Oczywiście, że te umowy nie są bezpośrednio przekładane na Europę. Ale chodziło mi o to, że mają przetarte szlaki. Idą do tego samego gościa i mówią: cześć, chcemy to samo co mamy na USA, teraz mieć w Europie. Jak możemy to zrobić.
Pewnie nie jest to aż tak proste, ale nie powinno to być też tak bardzo skomplikowane. Amerykańskie filmy grają w całej Europie, tak samo wypożyczają, więc nie trzeba rynku na nowo definiować. A nie sądzę, żeby były inne prawa dla streamingu i zwykłych nośników.
Z drugiej strony słyszałem ostatnio, że wytwórnie chcą blokować Netflixa, żeby nie miał premier Blue-Ray od razu, bo wytwórnie nie zarabiają na sprzedaży nośników. Żeby najpierw ukazywało się BR/DVD, a dopiero np. za miesiąc film trafiał do Netflixa. Dopóki trzeba było osobiście pójść do wypożyczalni i za każdy film zapłacić osobno, był to problem. Teraz wystarczy kliknąć na czubek listy i już masz gorącą premierę w domu. W dodatku jak ci się zachce obejrzeć ją za miesiąc, znowu klikasz i masz. Kupowanie filmów na nośnikach w ogóle przestaje mieć sens, bo możesz mieć każdy film legalnie w rozsądnym czasie na dysku twardym.
dzejes - 23 Czerwca 2010, 17:39
No więc właśnie bezpośrednio wytwórnia może mieć interes w różnicowaniu dostępu do swoich wedle klucza geograficznego.
Mam pytanie techniczne - czy za ten abonament (śmiesznie niski IMHO) mam wszystko, bez ograniczeń typu "miesiąc po premierze"?
hrabek - 23 Czerwca 2010, 18:30
Ale to różnicowanie jest przecież banalne we wprowadzeniu. Choćby w ten sposób, że film transmitowany do danego kraju ma tylko ścieżkę dźwiękową z danego kraju (dubbing) i tylko takie napisy. Eliminujesz w ten sposób spryciarzy, którzy wykupią np. abonament w Niemczech na ciocię, żeby mieć szybciej premierę.
Co do abonamentu to zapytam dokładnie siostrę.
Netflix zaczynał od tego, że płaciłeś miesięczny abonament (np. $20) i dostawałeś za to 3 filmy. Nie było jeszcze wtedy przesyłu po internecie/satelicie, dostawałeś normalnie płytę w kopercie. Mogłeś ją trzymać ile chcesz. W pakiecie była koperta zwrotna, więc jak obejrzałeś, odesłałeś, to natychmiast dostawałeś następną z listy wyklikanej na stronie internetowej. Przy tym abonamencie np. mogłeś mieć 3 filmy naraz. Jak płaciłeś $30, mogłeś już trzymać pięć, a do tego byłeś wyżej na liście priorytetów. Bo nawet Netflix miał skończoną liczbę kopii i jak wszyscy się rzucali np. na Mrocznego Rycerza, to nie starczało dla wszystkich. Więc ci z wyższym abonementem mieli priorytet.
Teraz wprowadzono streaming, ale jeszcze nie wszystko Netflixowi udało się zarchiwizować (czy też są ku temu inne powody). Nie wszystko możesz mieć zestreamowane, wciąż część filmów możesz mieć tylko na płycie. Są one specjalnie oznaczone w systemie. I znowu w zależności od abonamentu możesz mieć ich więcej lub mniej. Netflix ma podpisane umowy z wytwórniami, tak jak wypożyczalnia, więc nowości trafiają tam od razu i od razu mogą być streamowane (a część możesz wręcz prosto z ich strony oglądać). Wielkość abonamentu przestaje mieć znaczenie, bo ilość cyfrowych kopii do streamowania może oczywiście być nieskończona i o ile Netflix nie ogranicza tego w inny sposób (np. 10 filmów naraz na dysku przy abonamencie $20, ale już 20 filmów przy $30), to w zasadzie nie ma to różnicy. Siostra mówi, że zmniejszyli abonament jak kupili cyfrową nagrywarkę, bo na płytach przychodzą rzeczy marginalnie, większość idzie bezpośrednio na dysk, więc rzadko kiedy mają więcej niż dwie płyty.
Wytwórnie za późno obudziły się i zauważyły, że Netflix odbiera im ogromną część klientów, którzy film mogliby kupić, ale jak w ciągu kilku godzin mogą go mieć na dysku, to po co im własna kopia, dlatego chcą mu te umowy wypowiedzieć. Netflix za to sprytnie się zabezpieczył i nie jest to takie proste, więc prawnicy jednej i drugiej strony prowadzą podchody. Zobaczymy jak to się skończy, ale wydaje mi się, że fizyczne nośniki stracą rację bytu. Zanim wymyślą i spopularyzują następcę BR, prędkości transmisji znowu tak urosną, że spokojnie ogarną kolejną zmianę rozdzielczości.
Odpowiadając więc na Twoje pytanie techniczne: o ile się orientuję, to w tej chwili płacąc te śmieszne pieniądze masz dostęp do wszystkich nowości, jak tylko ukażą się na DVD. Nie wiem, czy nie ma ograniczenia ilościowego filmów na dysku (ale Twój przerób, jaki by nie był i tak na pewno jest skończony, więc na pewno da się tak zrobić, żeby cały czas mieć dostęp do nowości, często aktualizując listę "wypożyczeń") i nie wiem, czy dostajesz te filmy w FullHD, czy jakości DVD, ale to pomniejsze kwestie techniczne. Sam Netflix również chce (a może już to zrobił) wprowadzić wyższe abonamenty dla spragnionych wysokiej rozdzielczości, ale nie sądzę, żeby miało to być więcej niż 10-15 dolarów miesięcznie dodatkowo.
Tak, Ameryka to piękny kraj, jeśli chodzi o takie rzeczy...
Matrim - 23 Czerwca 2010, 19:24
ilcattivo13 napisał/a | Jak przy każdym przełączaniu rolek utną Ci po 3 minuty filmu, to szybko przeprosisz kina cyfrowe |
Ale ja nie mam nic przeciwko kinom cyfrowym. Pisałem to odnośnie tego, co NURS napisał, że w domu można mieć lepszą jakość niż w kinie. I pytam: co z tego? Nie o jakość chodzi, wg mnie, ale o starą "magię kina", której w domu ni ma
brajt - 24 Czerwca 2010, 13:23
Cytat | i własnie takie podejście zabija magię kina i odbiera pewnego rodzaju - rzekłbym - mistyczne przeżycie. W kinie koncentrujesz uwagę wyłącznie na filmie, nawet jeśli coś tam pijesz czy pogryzasz. W domu film to tylko taka czasozapychajka dla oczu. W kinie udzielają się emocje sali, w domu, hym w domu żona akurat będzie chciała żebyś akurat wtedy śmieci wyniósł.
Dobra jakość w domu nie zastąpi kina. I jeszcze jedno - kino - to nie tylko film. To możliwość Wyjścia z domu. Żona może pokazać najnowsze ciuchy ludziom, mąż może pochwalić się urodą żony albo pokazać coś synkowi - o zobacz jak fajna winda, autobus, marsjanin w niebieskiej czapce...
Kino to coś więcej niż impulsy elektryczne na białej szmacie. To zjawisko kulturowe. Zamykanie się w domu hm... to kiepski pomysł. |
W kinie koncentruję uwagę wyłącznie na filmie? Dobre sobie. Nawet w trakcie "Wielkiej ciszy" nawiedzona staruszka potrafi robić awanturę na całą salę, jedna para się podśmiechuje, ktoś rozmawia przez telefon, wspaniałe te emocje sali. Zdecydowanie wolę obejrzeć film w domu w gronie znajomych, gdzie do tego nasze komentarze lub dowcipkowanie nie będą nikomu przeszkadzać. Do tego po zakończeniu takiego "Fight Club" będziemy mogli dalej siedzieć z opuszczonymi japami i wołać "*beep*" delektując się muzyką, a nie obserwować wszechobecną krzątaninę, bo wszyscy na wyścigi muszą koniecznie wyjść - taki już urok tej całej "magii kina".
A zamykanie się w domu? Jeśli mam ochotę wyjść na film z domu, to już wolę pojechać na noc do lasu i na laptopie czy pmp obejrzeć z dziewczyną "Blair Witch Project". Są setki innych sposobów spędzania czasu poza domem niż wyjście do kina, więc nie jest to aż taka atrakcja. Jeśli chcę się pochwalić wybranką, to też wolę to robić w gronie znajomych, lub w miejscu, gdzie mogę poznać nowych. Bo przecież nie będę przeszkadzał obcym ludziom w trakcie seansu kinowego, żeby nawiązać nową znajomość.
Co do żony - każdy ma takiego partnera, jakiego sobie wybrał. Ja sobie nie wyobrażam, aby mi ktoś przeszkadzał w oglądaniu filmu, tym bardziej, że jeśli coś oglądamy, to wspólnie.
Generalnie nie mam nic przeciwko chodzeniu do kina, ale stawianie go na piedestale jako jedynego słusznego sposobu oglądania filmów mija się z celem. Każdy lubi co innego. I nie interesuje mnie, czy dla kogoś wyjście do kina jest bardziej elytarno-kulturalne, niż do knajpy.
Matrim - 24 Czerwca 2010, 13:28
brajt napisał/a | nie mam nic przeciwko chodzeniu do kina, ale stawianie go na piedestale jako jedynego słusznego sposobu oglądania filmów mija się z celem. Każdy lubi co innego. |
Nikt tu chyba takiej propagandy nie robił - chodziło o wyjaśnienie, że "film w domu", to nie to samo co "film w kinie" i tyle, bez rankingowania
A awantura nawiedzonej staruszki, to też "magia kina" W domu czegoś takiego nie doświadczysz... no chyba, że
brajt napisał/a | wolę pojechać na noc do lasu i na laptopie czy pmp obejrzeć |
A toto to już jest grzech
Edit: A jeszcze... Oglądanie ze znajomymi w domu, to też wątpliwa przyjemność z tej racji, że niekoniecznie każdy będzie tak samo zainteresowany oglądaniem, może woli pogadać? Albo wyjść na faję? W kinie siedzisz i oglądasz, bo innego wyjścia nie ma, a po seansie też można pogadać o tym, jaki to film był fajny, nie widzę problemu
brajt - 24 Czerwca 2010, 13:37
Matrim - bez rankingowania? Oczywiście, że z rankingowaniem, choćby w momencie wyszydzania "wychodzenia do knajpy", czy porównywania "nie czucia magii kina" do daltonizmu.
A jeśli umawiam się ze znajomymi na nocny maraton filmowy, to przychodzą właśnie po to, aby pooglądać filmy i pogadać. Jak ktoś nie ma ochoty oglądać, to nie przyjmuje zaproszenia i tyle, więc czemu wątpliwa przyjemność?
Grzech... a oglądałeś kiedyś horror w ciemnym lesie? Jeśli nie, to spróbuj.
Matrim - 24 Czerwca 2010, 13:41
brajt napisał/a | choćby w momencie wyszydzania wychodzenia do knajpy, czy porównywania nie czucia magii kina do daltonizmu. |
Oj, bez przesady. Dobra, już się nie wtrącam, ja starej daty jestem
brajt napisał/a | Grzech... a oglądałeś kiedyś horror w ciemnym lesie? Jeśli nie, to spróbuj. |
Nie o miejsce mi chodziło, a o narzędzie. Poza tym - nie odczuwam potrzeby oglądania filmów w lesie akurat Titanica też powinienem na statku oglądać?
brajt - 24 Czerwca 2010, 13:53
W lesie trudno o inne narzędzie. Titanica niekoniecznie, ale już "Ocean Strachu" na środku jeziora to by było coś pięknego.
NURS - 24 Czerwca 2010, 14:54
Ja w samolocie widziałem kiedyś port lotniczy. Też zajefajna sprawa jak się leci w tubce.
Agrerodes - 24 Czerwca 2010, 15:13
Hmm.. ja uważam że w kinie powinno sie oglądać filmy tzw efekciarskie, czyli napakowane efektami specjalnymi bez głębszego przesłania, lub jakieś bajki. Te mądrzejsze zostawiam sobie do domu, bo mam tu cisze i nikt mi nie będzie chrupał koło ucha, a kiedy takie coś ma miejsce w kinie to staje się berserkiem.
Ja osobiście tez nie przepadam za filmami 3D, a niestety jest ich coraz więcej. Jako okularnica troszkę mi ta druga para zawadza, dlatego zawsze jęczę gdy nie mam wyboru, bo film leci tylko w 3D (np. Avatar, chociaż podczas seansu nie zwracałam na to specjalnej uwagi próbując podnieść żuchwę z ziemi, mrrr)
Co do cen biletów- dla mnie są w porządku! Ja do kina pojadę raz na miesiąc gdy leci coś naprawdę ciekawego, więc 16 zł mogę wydać (burżuj ze mnie :>). Co do jedzenia to nigdy niczego tam nie kupuje bo zdzierają strasznie. Wole sobie kupić jakieś "ciche jedzenie" w moim zawsiówku, jest taniej.
brajt - 24 Czerwca 2010, 15:20
Póki co możliwości techniczne są takie, że tylko filmy przyrodnicze mają większy sens w 3d i takie się naprawdę świetnie ogląda.
Memento - 24 Czerwca 2010, 15:58
Agrerodes elegancko dopełniła to co sam wcześniej pisałem o kinie. No i git.
hrabek - 5 Sierpnia 2010, 08:08
Przy okazji wczorajszego seansu Incepcji po raz kolejny zniechęciłem się do kina. Bilety kupiłem dzień wcześniej, w przedsprzedaży, więc cena była odpowiednia. Ale już sam seans mnie wkurzył. Z tyłu (chyba) siedział ktoś, kto cały seans próbował mnie zabić oddechem. Tak capiło, że w pewnych chwilach myślałem, że się przekręcę.
W filmie jest bardzo dużo basu. Dla nagłośnienia kinowego chyba wręcz za dużo, bo głośniki charczały. Jak mogą głośniki w kinie charczeć? Porażka. Wiadomo, że kina dają głośny dźwięk, żeby zakłócić szelest paczek chipsów i chrupania i to jest ok, ale tym razem przesadzili w drugą stronę.
Kupię sobie na Blue-Rayu i obejrzę jeszcze raz w domu w porządnej jakości z odpowiednim nagłośnieniem.
|
|
|