Summa Technologiae - Cieplarnia
Sirroco - 7 Lutego 2008, 16:03
Są glony i glony,odchył w każdą strone nie sprzyja życiu.
Oczywiście są stworzenia poniżej granicy do której dochodzi jakieś światło ale duża część żyje z tego co im skapnie z poziomu wyżej lub mają swój własny światek,zupełnie inny metabolizm.Nie pochałaniają dwutlenku węgla na przykład.
ihan - 7 Lutego 2008, 22:21
A to przypadkiem nie te "stworzenia" istniejące poniżej granicy do której dochodzi światło są tymi, co nie asymilują dwutlenku węgla (lub jak woli IUPAC, co drażni nie tylko barona: ditlenku)? Aby asymilować CO2 potrzebna jest albo energia świetlna, albo energia chemiczna, jak w przypadku chemoautotrofów, inaczej nie chce być.
Piech - 8 Lutego 2008, 01:28
Potrzebne jest też żelazo, bez którego nie ma fotosyntezy. Woda morska ma go niewiele. Więc jak nie nawieje z lądu, morze jest jałowe, nawet jeżeli wszystkie inne warunki są idealne.
ihan - 8 Lutego 2008, 13:03
Piechu, to skąd się biorą morskie glony? Żelazo potrzebne nie tylko do fotosyntezy, bo centra żelazowo-siarkowe w wielu enzymach są, mitochondrialnych też. Do chlorofilu to raczej magnez niezbędny. Do chemosyntezy chlorofil potrzebny nie jest, a też CO2 jest asymilowany.
baron13 - 8 Lutego 2008, 16:55
Proszę, nauczy się człek, czego nie wiedział. Tylko tak dalej!
Piech - 8 Lutego 2008, 17:57
ihan, zacytuję literaturę może niezupełnie fachową, raczej popularno-naukową, ale z dość obszerną bibliografią pozwalającą dotrzeć do źródeł: John Gribbin, Deep Simplicity, Penguin Books, 2004, Chapter 7.
Cytat | A key point is that the open ocean, far from land, is essentially a desert, sparsly populated by life compared with the rich waters of the continental shelf. The reason is that far away from land there is a shortage of nutrients on which life can feed.
[...]
In the 1980s, John Martin and Steve Fitzwater, of the Moss Landing Marine Laboratories in Califormia, followed up a hunch by Martin that iron might play a key role in fertilizing the oceans. The water of the Antarctin Ocean and the sub-Arctic Paricif Ocean are, they knew, rich in important plant nutrients such as phosphates and nitrates. [...] but the plankton that live in those areas were just not spreading and taking them up. Clearly, the plankton were lacking something else, which prevented them from growing and taking up those nutrients. Iron seemed to be a good bet, since iron is a crucial component of chlorophyll (sic), the pigment responsible for absorbing the light used in photosynthesis. Sure enough, when Martin and Fitwater took samples of water from the Northeast Pacific and added iron (...), there was a rapid growth of plankton. [...] The studies showed that what is stopping the plankton from increasing in the cold, nutrient-rich waters at high latitudes is indeed the shortage of iron. Since then, these laboratory-scale experiments have been followed up by large-scale trials at sea, where iron compounds have been added to the oceans themselves, producind sometimes dramatic blooms of plankton. |
Gribbin oczywiście myli się pisząc, że żelazo jest częścią chlorofilu, ale to nie zmienia meritum, bo żelazo jest w inny sposób niezbędne do fiksowania CO2.
Gribbin nawet zasugerował, że można nawozić ocean związkami żelaza, aby prześpieszyć absorpcję CO2. Co ciekawe, opublikował to w Nature (John Gribbin, Any old iron?, 1988, Nature 331, 570, doi:10.1038/331570c0).
Tak czy owak, wbrew doniesieniom prasowym, jałowe oceany nie są zjawiskiem nowym ani spowodowanym przez człowieka.
Fidel-F2 - 8 Lutego 2008, 18:30
Piech napisał/a | Gribbin oczywiście myli się pisząc, że żelazo jest częścią chlorofilu, ale to nie zmienia meritum | a nie uwazasz, że facet który bładzi w dość podstawowej sprawie to marny autorytet do posiłkowania się?
ihan - 8 Lutego 2008, 18:45
Rany, zmuszacie mnie do szukania czegoś o fotosyntezie, a fotosyntezy, hmmm, nie lubię
OK, może żelazo jest czynnikiem ograniczającym w przypadku chłodnych mórz, jak wynikałoby choćby z tego artykułu. Tym niemniej, nie wydaje mi się by rozwiązania były tak proste. W innych wodach może to być problem z innymi makro- i mikroelementami, a ja i tak upierałabym się przy świetle jako czynniku ograniczającym. Wyobrażam sobie to tak: dajemy więcej żelaza, rośnie ilość fitoplanktonu, ale zaburzona zostaje równowaga pomiędzy różnymi gatunkami. Pokrywa nam powierzchnię wody gęsty kożuch, glony osiadłe giną, nie mają światła.
Edit: ciekawe, większość artykułów dotyczących efektu cieplarnianego, ograniczeń fotosyntezy w morzach i wiązania CO2 w skali globalnej to lata 90-te. Teraz stosunkowo mało sie ukazuje. Ale znalazłam jeszcze . Z tych badań by wynikało, że to nie brak żelaza, tylko azotu ogranicza fotosyntezę.
Piech - 8 Lutego 2008, 18:51
Fidel, jego autorytet nie ma tu znaczenia, bo on sam nie wymaga zaufania. On tylko przetwarza informacje otrzymane przez innych i podaje w strawnej formie. Pomylił się. W chlorofilu jest magnez; żelazo jest w cytochromach, które uczestniczą w dalszych etapach fiksowania CO2.
ihan - 8 Lutego 2008, 18:57
Piechu, pomyliło mu się pewno, bo żelazo jest w hemoglobinie A to też porfiryna.
Fidel-F2 - 8 Lutego 2008, 19:11
Piechu, nie przekonałeś mnie, bo jesli informacje przetwarza facet, który nie bardzo wie co przetwa to właściwie wnioski moga mu wyjść dowolne. Dajmy jednak temu spokój.
Z innej strony.
Załózmy ze ten brak przeszkadza i ocean jałowieje. No dobra ale dlaczego? jak ludzkość wpłyneła na powstanie tych braków braków? Bo mi się prostym rozumkiem wydaje, że przez parę ostanich lat to ta ludzkość słała do morza miliony ton zelaza, które sobie tam leży i rdzewieje wzbogacając wszechocean. Nie mam pojęcia jak to sie ma do ogólnej ilości żelaza w oceanach, może to wielkość pomijalna, no ale mimo wszystko powinno go być więcej niż mniej.
Martva - 8 Lutego 2008, 19:18
Ja się nie znam, ale ono niekoniecznie musi być przyswajalne.
Fidel-F2 - 8 Lutego 2008, 19:21
to tlenek żelaza, a w jakiej postaci występuje żelazo w oceanie?
Martva - 8 Lutego 2008, 19:24
Nie mam pojęcia, ale ono ma jakieś stopnie utlenienia w różnych związkach chemicznych. I rośliny chyba nie wszystkie te formy utlenienia lubią.
Straszna sprawa, kiedyś to musiałam umieć, ale wywietrzało
ihan - 8 Lutego 2008, 19:26
Fidel, te badania nie uwzględniają "co ludzie zrobili". Raczej dotyczą odpowiedzi na pytanie: co zrobić, żeby produkcja w oceanach była wyższa. oczywiście, że działalność ludzka raczej akurat wzbogaca, i niekoniecznie z wraków, nie każda forma żelaza czy jego związków jest dostępna dla roślin. Co więcej pH może wpływać na jego dostępność, jony żelazowe są na przykład nierozpuszczalne w neutralnym pH, rośliny pobierają głównie schelatowane jony, a wolne żelazo może być dla komórek mocno szkodliwe, stąd problem z zanieczyszczeniem gleb metalami ciężkimi. Trzeba pamiętać o jednym: badania są prowadzone na uproszczonych układach, które nie uwzględniają wszystkich zmiennych istniejących w realnym świecie. Byłabym ostrożna z odnoszeniem ich wprost do rzeczywistości.
Kurcze, robicie mi powtórkę z fizjologii roślin, dobrze, że mam pod ręką Taiza (i te wszystkie mądrości to z niego pochodzą). Nie moglibyście mieć problemów raczej z genetyki molekularnej?
dzejes - 8 Lutego 2008, 20:29
Czytałem kiedyś o przygotowaniach do przeprowadzenia eksperymentu polegającego na "nawożeniu" konkretnego punktu oceanu żelazem. Tyle że nic więcej nie wiem, ani o wynikach, ani czy w ogóle do niego doszło.
Lata nie te, skleroza nie boli.
Fidel-F2 - 8 Lutego 2008, 20:31
czyli wszyscy do kupy gadamy nie bardzo wiedząc o czym
ihan - 8 Lutego 2008, 21:01
Przy wszystkich efektach globalnych, jak efekt cieplarniany, w zasadzie mówi się nie wiadomo o czym. Badania, żeby były wiarygodne musiałyby być prowadzone przez kilka lat z uwzględnieniem pór roku, różnej temperatury, nasłonecznienia, występowania okresowego jakichś gatunków. To, co zostało zrobione, to błądzenie w ciemności. Ale nośne, i na to są pieniądze.
baron13 - 9 Lutego 2008, 09:21
Jeśli chodzi o czas pomiarów zmian temperatury , to moim zdaniem sto lat, to minimum. A tak w ogólności jeśli chodzi o kasę na badania, to większość alarmów ekologów bierze się z tego, że im fizycy budują jakieś urządzenie pomiarowe i okazuje się, że jest inaczej niż się wydawało przed zrobieniem pomiarów. To, jak jest w rzeczywistości uznaje się za wplyw człowieka i jest larum. Tak jest z systematycznymi pomiarami temperatury, tak było z dziurą ozonową: została wykryta, gdy ruszyły satelitarne pomiary. Część rzeczy przemianowano na niszczący wpływ człowieka. W starszych podręcznikach czyta się, że w morzach zalewowcych występuje martwa strefa gdzie jest sierkowodów. A teraz co do Baltyku obowiązuje teoria, że to scieki. Co owych glonów, to jakieś szaleństwo, bo widziałem reportarze z nawożenia mórz żelazem. Owszem glony wyrosły. Tylko, że tak jak w lesie dziala prawo zachowania masy, to tym bardziej w morzu. Tamże ponoć do 70 % produkcji roślinnej jest zeziarte. Więc węgiel wydobyty z CO2 zostaje zamieniony na dwutlenek węgla. Co się dzieje z resztą masy roslinnej, podręczniki milczą, ale myślę, że źrą ją grzyby, czy inne zwierzątka. Aby byl "produkowany" tlen muszą się tworzyć pokłady węgla. Ale eksperyment szedł.
Piech - 9 Lutego 2008, 11:10
Jest jeszcze taki efekt "cieplarniany". Stacje meteo mierzą temperaturę od dawien dawna i wychodzi, że w ostatnim stuleciu temperatura wzrosła. Pomiary przeprowadzane są regularnie i w tym samym miejscu. Tylko niekoniecznie mówi się o tym, że sto lat temu ta stacja stała w szczerym polu, a dziś naokoło jest teren zabudowany.
Tendencyjność sprawozdań: Mówi się tylko o tych lodowcach, które topnieją, choć są też takie, które narastają. Gdy jest ciepła zima, mówi się, że to ewidentny przykład globalnego ocieplenia, a gdy jest mroźna zima, mówi się, że duże wahania pogodowe, to też jest skutek globalnego ocieplenia. Generalnie, przypisuje się globalnemu ociepleniu wszystko co się da.
ihan - 9 Lutego 2008, 12:54
Bo na to jest kasa, taka prawda. Jeśli się wpasujesz w koniunkturę masz za co prowadzić badania, Jak z psychozą na temat GMO, już nawet widziałam pasze dla koni "wolne od GMO". Szkoda, że nie od wszystkich genów. Paranoja.
Sirroco - 9 Lutego 2008, 16:36
ihan napisał/a | Bo na to jest kasa, taka prawda. Jeśli się wpasujesz w koniunkturę masz za co prowadzić badania, Jak z psychozą na temat GMO, już nawet widziałam pasze dla koni wolne od GMO. Szkoda, że nie od wszystkich genów. Paranoja. |
Tu bym jednak nie krytykował bo to całe GMO to zbytek łaski,chodzi głównie o to by opatentować i trzepać kase.
Na przykład ta sama firma produkuje jakiś pestycyd i odporną na niego odmiane jadalnej rośliny (inaczej zgineła by razem ze wszystkim innym).
Obejde się bez takich wpaniałych wynalazków.
ihan - 9 Lutego 2008, 18:32
Ale dlaczego cię to dziwi? Uzyskanie rośliny transgenicznej, która będzie zachowywała się tak jak się to założyło, to bardzo duże nakłady i kilka lat pracy. A jeśli to są jeszcze jednoliścienne, jak w przypadku zbóż i ryżu, problem jest jeszcze mniej trywialny. Firma chce zarabiać pieniądze, bo inaczej po co by cokolwiek robiła? Organizacje charytatywne mają spore pole do popisu, naprawdę jest komu pomagać, nie wiem dlaczego miałaby to robić firma komercyjna. Ot, Monsanto ma odmianę pszenicy czy innego zboża, która lepiej plonuje, ale kiełkują tylko nasiona dostarczane przez Monsanto, pewnie wymagają odpowiedniej temperatury albo potraktowania na przykład gibberelinami. Firma zmusza w ten sposób do zakupu nasion licencjonowanych, ale rozumiem, że w dobie powszechnego piractwa czyjaś własność intelektualna powinna być rozdawana za darmo, tak? Wiesz ile w Polsce jest kupowanych licencjonowanych nasion roślin uprawnych?
Ktoś kiedyś powiedział, że może na temat GMO powinni dyskutować najbardziej zainteresowani, czyli kraje Afryki, a nie Europa, gdzie jest raczej nadprodukcja żywności.
Sirroco - 9 Lutego 2008, 20:26
ihan napisał/a | Firma zmusza w ten sposób do zakupu nasion licencjonowanych, ale rozumiem, że w dobie powszechnego piractwa czyjaś własność intelektualna powinna być rozdawana za darmo, tak? Wiesz ile w Polsce jest kupowanych licencjonowanych nasion roślin uprawnych? |
Piractwo w rolnictwie,o tym nie pomyślałem,swoją drogą że wytarczy że wiatr przywieje pyłki czy nasiona,one się skrzyżują czy wysieją i już rolnik ma problem gdy ktoś to wykryje.
Zdarzały się takie przypadki i pewnie nadal się zdarzają.Nigdy nie wiadomo co może do nas trafić...
Abstrahując od rzetelności badań nad wszystkimi skutkami takiej czy innej zmiany w genomie w interesie takiej firmy jest wyeliminowanie konkurencji (monopolizacja) czyli roślin nie licencjonowanych,to realne zagrożenie.
Na przykład zmniejsza różnorodność biologiczną,jedna zaraza,plaga i zbiory w plecy.
baron13 - 9 Lutego 2008, 20:57
Jeśli chodzi o GMO to niestety widzę taki problem że sam jestem wynikiem Genetycznej Modyfikacji. Moja babcia dożyła 96 lat, pomimo dwu wojen światowych licznej rodziny, gruźlicy rozkułacznia sztucznych nawozów, Gierka, elektryfikacji wsi i wszystkich atrakcji jakie zaproponował człowiekowi wiek XX. Dlaczego? Ponieważ została wyselekcjonowana, za jej czasów przeżywało około połowy dzieci więc miała doskonalą pulę genów. Mnie conajmniej dwa razy uratowała penicylina, więc zasadniczo należało by zagazować, bo jestem zdefektowany. Bez ironii: medycyna to błogosławieństwo, lecz dzięki niej w przyszłości gatunek będzie się w przyszłości składał w 3/4 z inwalidów. Otóż jeśli nie martwimy się tą Genetyczną Manipulacją (pewnie nie musimy) to reszta to naprawdę pikuś.
ihan - 9 Lutego 2008, 21:45
Sirrocco, chodzi właśnie o to, żeby nie było niebezpieczeństwa krzyżowania. Wprowadza się na przykład obce geny do chloroplastów, a u większości roślin chloroplasty nie są dziedziczone z pyłkiem - nigdzie się nie rozprzestrzenią, a rosliny mateczne można zbierac przed zawiązaniem i dojrzeniem nasion. Nasiona, o których pisałam wyżej nie wykiełkują, jeśli nie zostaną poddane obróbce, której algorytm zna tylko firma-producent. Już pewnie pisałam, bo to moje zboczenie, ale się powtórzę: skoro wprowadzamy psychozę dotyczącą tego co nowego, bądźmy konsekwentni. Jeśli nową odmianę uzyskamy w wyniku krzyżowania, (w bardziej zaawansowanej formie może być fuzja protoplastów, gdyby interesujące nas gatunki nie miały ochoty się krzyżować), poprzez działanie mutagenów chemicznych lub fizycznych, otrzymana roślina nie jest uznawana za GMO, nie musi przechodzić testów dotyczących alergenności, nikogo nie obchodzi czy będzie się z czymkolwiek krzyżować. Bo nie mamy zielonego pojęcia co się w niej zmieniło. Ale jeśli zaprojektujemy o co nam chodzi, kontrolowanie spowodujemy zmianę, to: olaboga: jest GMO. Czyli: lepiej pozostawać w błogiej nieświadomości.
Godzilla - 5 Marca 2008, 09:11
Z dzisiejszej Rzepy:
Cytat | Ziemi grozi nie ocieplenie, ale oblodzenie
Nie pora myśleć o skutkach globalnego ocieplenia, ponieważ światu grozi coś odwrotnego, czyli ochłodzenie, a nawet epoka lodowcowa. Tak twierdzą niektórzy amerykańscy i rosyjscy naukowcy.
Według amerykańskiego National Climatic Data Center, wiele miast kontynentu Ameryki Północnej odczuło w tym roku wyjątkowo ostrą zimę. Opady śniegu w Ameryce Północnej, nad większością obszaru rosyjskiej Syberii, w Mongolii i chinach były największe od 1966 roku. (...) Niektórzy uczeni wyciągają z tego następujący wniosek: mówienie o globalnym ociepleniu jest zdecydowanie przedwczesne. |
Pako - 5 Marca 2008, 17:20
Kurczę, a mnie zawsze zastanawiało jedno:
Cytat | były największe od 1966 roku |
Znaczy od... 40lat? tak.. dobrze liczę... hmm... 40 lat wobec klimatu... mało trochę mi się zdaje. Znaczy w 1966 spadło więcej śniegu albo tyle samo co w tym roku. Znaczy całkiem normalnym jest, że co jakiś czas spada tam więcej śniegu niż zwykle. Więc jest o co szaleć?
W ogóle ciekawe jak to będzie... ja jeden nic nie zmienię, to obserwuję, czasem taką teorię, czasem inną ktoś rzuca. Ciekawe, co w końcu wyjdzie
Godzilla - 5 Marca 2008, 17:25
Moim zdaniem nie ma. Jak komuś latem przygrzeje, to bredzi o ociepleniu, jak zimą przymrozi, to grozi epoką lodowcową.
Martva - 5 Marca 2008, 18:14
A ja słyszałam że ani ocieplenie, ani oziębienie, tylko klimat zwariuje.
|
|
|