To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - POWIEŚĆ W ODCINKACH!

Adanedhel - 26 Maj 2007, 17:29

Kurcze, Ferafol, namieszałeś mi trochę. Miałem prawie gotowy kawałek i musiałem zmieniać :?
Ale dobra, lecim:

Czarnowłosy mężczyzna w czarnym skórzanym płaszczu i w skórzanych rękawiczkach – obowiązkowo czarnych – oraz, co było nieco perwersyjne, w okularach przeciwsłonecznych (nikt nie wiedział, po co mu one pośrodku międzygalaktycznej pustki) przeciągnął się.
Zbliżał się do Krzemionki. Nie wiedział, po co… W sumie to wiedział po co. Nurs niezbyt wierzył Fearfolowi. Postanowił, że ktoś powinien go przypilnować. I przypilnować spraw na Krzemionce. I załogę Holery przede wszystkim.
Tak naprawdę Adanedhel cieszył się. Mógł wrócić do tego, co umie robić. Do trzymania się ludzi – a właściwie trzymania się ich cieni – i zdobywania informacji. Koniec nieróbstwa!
Przejrzał bazę danych…
Tak, to powinno być dobre miejsce do lądowania.

***

gorim siedział w wygodnym fotelu w urzędzie pocztowym na planecie P.O.Box 2777. Był zadowolony z siebie. Mniej więcej tak zadowolony, jak dziecko, które ukradło cukierka. Może nawet bardziej. Choć niekoniecznie.
Sto lat pracy na poczcie opłaciło się. Dostał wygodną posadę na rozwijającej się planecie. Miał drobny udział w zyskach z planet w promieniu dziesięciu lat świetlnych. Żyć nie umierać. Zresztą, żył będzie jeszcze długo – niedawno kupił nowiusieńkie nanoodnawiacze, wyglądał więc tak, jak sto lat temu. A nanoroboty miały gwarancję na całe trzy stulecia. Przez ten czas zdąży zdefraudować dość, by bezpiecznie zniknąć i osiedlić się na jakiejś wakacyjnej planecie.
Ale tymczasem zarządzał między innymi Kozami Wielkimi i lokalną pocztą zarazem.
Otworzyły się drzwi. Do biura wmaszerował Dezerter. W dawnym świecie kogoś tak małego nazwano by dosadnie, ale w całej galaktyce panowała polityczna poprawność. Dlatego Dezerter był po prostu bardzo niski. Za to zdawało się, że wszystko w nim się rusza. Ręce nieustannie ruszały się, jakby szukając czegoś do złapania, ustami poruszał niczym ryba. Nawet nos mu drgał. Tylko oczy pozostawały nieruchome i zimne.
Podszedł do fotela.
- Szefie – powiedział spokojnie – mam coś interesującego.
gorim poruszył się. Informacje Dezertera zazwyczaj wywoływały sporo zamieszania. A wiedział o Krzemionce i jej okolicach wszystko.
- Kałmukowie z Krzemionki znaleźli statek kosmiczny – zaśmiał się nerwowo, nos mu nadal drgał. – Zakopany.
- Uhum – mruknął gorim. – Coś jeszcze.
- Tak szefie – powiedział ochoczo. Zaczął podskakiwać w miejscu. – Sprawdziłem co to za statek. Latająca Holera.
W mózgu gorima zaczęły przesuwać się koła zębate. Coś mu świtało w głowie. Sprawdził statek w Galaktycznej Bazie Danych, uśmiechnął się i splótł palce.
- Ktoś przeżył?
Dezerter niemal zaczął podskakiwać z podniecenia.
- Tak jest, szefie. Wszyscy byli zahibernowani. Są teraz u Kałmuków.
- Skocz no zebrać chłopaków – gorim uśmiechnął się. – Załoga nadal zalega z podatkami. Przez te lata odsetki... odrobinę narosły. Załatw też jakiś statek na Krzemionkę.
Dezerter pokiwał ochoczo głową i wybiegł z pokoju.
gorim wcisnął się w oparcie fotela i zaczął marzyć. Jeśli wyciągnie te odsetki dostanie dwadzieścia procent z nich. Pomyślał, że powinien zacząć wybierać willę na jakiejś przytulnej planecie.

***

Tomo nie był prostym pasterzem kóz. Mógł się wydawać naiwny, ale jego stado liczyło wiele sztuk. Bardzo wiele. Około stu dwudziestu siedmiu tysięcy, dwustu jedenastu. +/- 10. W rejonie, gdzie liczba kóz w oczach ogółu świadczyła o inteligencji, był geniuszem.
Właśnie spoglądał na nocne niebo.
- Spójrz, kochanie, spadająca gwiazda – odezwał się do siedzącej w fotelu przy kominku Gwynhwar. Była jego narzeczoną i dumą. Dał za nią dziesięć tysięcy kóz, ściągnął z innej planety. Zrobiłby dla niej wszystko.
Gwyn spojrzała na niego morderczo. Spojrzeniem spotykanym raczej u wysokich mięśniaków w ciemnych zaułkach po północy. Takich, co za trochę forsy wsadzą ci nóż między żebra i zawsze są po przeciwnej stronie barykady.
- Tak, kochanie, to świetnie – odparła i wróciła do czytania „Staroegipskiego dla zaawansowanych”.
Gwyn zdążyła znielubić rodziców za zaaranżowanie tego narzeczeństwa. Pilnowanie kóz nie było dla niej. Chciała światowego życia. Przygód. Niedawno przeczytała raport komisji śledczej badającej aferę Latającej Holery. Chciałaby tam być. Zwłaszcza po stronie Nursa. Lubiła czerń a u niego było jej dużo.
Rozmyślania przerwał jej potężny huk i wstrząs. Gdyby to była Kalifornia zaraz padłaby na ziemię i szukała schronienia. Ale nie była w Kalifornii.
Po chwili uspokoiło się. Wstała i stanęła obok narzeczonego, wyjrzała na zewnątrz. Kilkadziesiąt metrów od domu pojawił się całkiem szeroki krater. Wystawało z niego coś, co przypominało Interceptora. Kabina pilota otworzyła się. Stanął w niej czarnowłosy mężczyzna w czarnym płaszczu i czarnych rękawiczkach. I przyciemnianych okularach.
Tomo miał zdziwioną minę. Gwyn uśmiechnęła się. Chyba domyślała się, kto to jest.

Adanedhel wysiadł z Interceptora. Klął aż uszy bolały. Że też systemy lądowania musiały nawalić akurat teraz.
Potrząsnął głową i ruszył do domu, obok którego akurat wylądował.

Agi - 26 Maj 2007, 17:54

:D :bravo
Adanedhel - 26 Maj 2007, 17:56

E tam, taki łącznik. Może się rozkręci i będzie zabawniej :)
Agi - 26 Maj 2007, 18:00

Łącznik, ale dobrze się zapowiada. Sporo możliwości rozwinięcia fabuły.
Adanedhel - 26 Maj 2007, 18:04

Cóż, nieskromnie powiem, że w takich właśnie łącznikach specjalizuję się w tym wątku :mrgreen:
A teraz niech ktoś zabierze się za pisanie zabawnych rzeczy :D

Studnia - 29 Maj 2007, 03:35

No to celem zawiązania akcji i wprowadzenia zamętu...

- Co to jest? – mawete krzyknął parskając dookoła pianą.
- Jak to co? – Tatusiek Kałmuk nie bardzo rozumiał pytanie – To jest piwo…
- Bezalkoholowe! – Rodion podobnie jak kapitan spluwał z obrzydzeniem resztkami „piwa” – Dajcie tego bimbru Wujcia Savikola, bo muszę czymś gardło przepłukać. – Lump i Gorbash szybko przynieśli dwie butelki rodzinnego produktu. Spragnieni kapitan i Pierwszy rzucili się na butelki, jakież było zaskoczenie zebranych, gdy po odkorkowaniu Rodion osunął się zemdlony na ziemię, a kapitan walcząc z grawitacją i treścią żołądka uparcie idącą ku światłu wycharczał – Zdrada!! Herezja!! Bimber… Bez procentów… Otruć nas chcieli… Na pohybel skurwlom...
- Chwila moment kapitanie – gorat pierwszy otrząsnął się z szoku po reakcji alergicznej kapitana. – Sprawdziłem jak długo spaliśmy, jak kazałeś…
- I?? – mawete szturchając Rodiona nogą próbował go ocucić.
- 125 lat, 3 miesiące, 3 dni, 8 godzin, 23 minuty i 44 sekundy… - gorat oczekiwał na reakcje kapitana
- No to nieźle. Przy odrobinie szczęścia NURS wykorkował ze starości, i wszyscy o nas zapomnieli, co daje nam możliwość startu z czystym rachunkiem.
- No niestety – do rozmowy włączył się Tom Cich – NURS ma się dobrze. Co więcej jest bardziej szalony niż zwykle, i wcale o nas nie zapomniał. Wręcz przeciwnie…
- Ech… i od nowa galaktyka ludowa – zasępił się mawete
- Ale nie to jest najgorsze – gorat i Tom Cich zaczęli patrzeć po sobie z niepokojem
- Ja mu tego nie powiem… - Ksenobiolog popatrzył na Nawigatora – Ja też nie…
- Ja to zrobię – W ciemnym rogu pokoju zabłysły dwa czerwone punkty – Ech, uwielbiam te dramatyczne wejścia – powiedział STUDNIA, wyłaniając się z mroku. – Sytuacja wygląda znacznie gorzej, Kapitanie, mój Kapitanie… - Android zwiesił głos… - NURS przekonany że wszystkie jego problemy z nami są spowodowane alkoholem, w całej galaktyce wprowadził prohibicję. Obawiam się że poza zapasami na pokładzie „Latającej Holery” w całej galaktyce nie ma kropli napoju wyskokowego…


Mówią że w przestrzeni kosmicznej panuje wieczna cisza. Nieprawda… Czasem można usłyszeć echo potężnego wrzasku. Każdego kto go usłyszy, ogarnia rozpacz i nienawiść… Rozpacz tak wielka że objęła cały wszechświat. Nienawiść tak wielka że nawet najpotężniejsi wszechświata z niepokojem łapią się za ślinianki…


NEXT PLEASE!!

elam - 29 Maj 2007, 06:18

:bravo dobre , prohibicja! a pijanym kierowcom i pilotom ucinano nogi? :D
Studnia - 29 Maj 2007, 06:20

Zostawiam tą kwestię następnemu chętnemu...
Azirafal - 29 Maj 2007, 09:55

Kurdesz... jako przygłupi król czuję się zarazem mile połechtany, jak i totalnie zjechany :D

No i nei będę się pewnie zbyt często wogóle pojawiał, skoro musze gdzieśtam królować :P Dobra... nie chcą mnie tu, to zabieram zabawki i idę do innej piaskownicy, o! :P

Agi - 29 Maj 2007, 11:18

Azirafal, napisz swój odcinek. Rozwój wydarzeń z punktu widzenia króla. :P
Adanedhel - 29 Maj 2007, 13:09

Dobre Studnia, dobre :mrgreen: :bravo :bravo
Haletha - 30 Maj 2007, 14:58

Ech, chyba jeszcze potrwa, zanim się połapię w nowych warunkach... :)

A skąd na Holerze wziął się Ba'al i Elam, co stało się z Agą, Asiontkiem i innymi bohaterami?

Studnia - 30 Maj 2007, 16:20

Albo się pogubiłem, albo to nie zostało napisane. Więc ktoś w formie retrospekcji mógłby to przedstawić nam to tutaj w jakiejś ładnej formie...
elam - 30 Maj 2007, 18:33

no wlasnie, moze ktos opisze, jak odbito gremlinka z rak Ba'ala ... moze ja, moze nie...
jakby ktos mial pomysl, to prosze... ja ostatnio na brak czasu, i bedzie tak jeszcze ze dwa tygodnie...

Haletha - 31 Maj 2007, 09:38

Miałam bardzo niecny plan, ale to wiąże się z dłuższą fabułą i przynajmniej kilkoma odcinkami. Na które trzebaby było wrócić do poprzedniej epoki. Może wrócimy jeszcze na trochę?:)
gorat - 31 Maj 2007, 13:19

Co się pytasz?
Iscariote - 31 Maj 2007, 18:38

Wracaj, wracaj. Zebrałem się i przeczytałem wszystko co w podpisie Agi zostało zamieszczone. Super to jest :)
Studnia - 31 Maj 2007, 23:48

Haletha, zaczynaj. Damy radę...
Haletha - 2 Czerwca 2007, 15:44

Niech ktoś pomoże nam odlecieć z tej planety, proszę? Ja do poniedziałku nie dam rady:)
elam - 2 Czerwca 2007, 19:03

PAMIETNIK ZNALEZIONY W KIELISZKU

ponizszy tekst odnalazl przypadkiem gremlinek w karczmie Pod Zdechlym Smokiem.
autor nie podpisal sie pod rekopisem, ale zaloga Latajacej Holery chyba wie, o kogo chodzi... :D

Cytat

- Życie jest podłe! - i co z tego? Nawet ten wyświechtany truizm powodował u niego przypływ irytacji.
Czasami wydaje się, ze los uparł sie by wywiercić komuś drugą dziurę w *beep*, i to przy pomocy zardzewiałego widelca. A perspektywa dalszego życia jest tak samo porywająca jak wyrywanie sobie włosów z nosa.
- Po prostu mam dość!

Pierwszy, na tej latającej ( choć obecnie zaiste groteskowym kaprysem bogów wszechświata, zakopanym głęboko w błocie jakiejś zapomnianej przez owych bogów planety) kupie złomu, miał paskudny nastrój.
Tak paskudny, że momentami zupełnie serio rozważał możliwość wsadzenia głowy w turbinę jednego z agregatów w sekcji zasilania.

I jeszcze na dodatek komunikator milczy akurat wtedy gdy jest najbardziej potrzebny!
Niby masz możliwość komunikacji z każdym zakątkiem galaktyki. A w praktyce wtedy gdy rozmawiasz w wiązkę wchodzi jakiś kwazar, pulsar lub inne cholerstwo. Albo co lepsze masz możliwość posłuchać rozmówek szyprów kursujących na lokalnej trasie i klnących na tłok w przestrzeni.
Cóż! Takie są uroki komunikacji między peryferiami a centrum naszej wspanialej galaktyki.
I jakby nie było dość tych wszystkich, atakujących ze wszystkich stron udręczona załogę uczciwych piratów, nieszczęść, to jeszcze jakieś ( tu seria wyjątkowo plugawych, choć barwnych obelg ) indywiduum wprowadziło totalna prohibicję! Wiec nie na nawet kropelki rumu dla ukojenia skołatanej duszy!

Rodion wiedział, że nie może sie poddawać takiemu nastrojowi, ponieważ donikąd on nie prowadzi. No może oprócz spaceru na pokład agregatów.

Na szczęście ostatnia przygoda, jak i wcześniejsze perturbacje, pozostawiły na Latającej Holerze dość śladów by było czym się zajmować. Intensywnie i przez wiele lat!

Jak dobrze wiadomo na poprawę humoru nie ma nic lepszego niż coś wrednego. Jakieś potępieńcze krzyki, tryskająca na ściany krew i walające się na podłodze flaki!
Czyli czas rozmrozić następna porcje gollumów i posłać ich do roboty. Na przykład do przepchania systemów kanalizacyjnych w sekcji podtrzymywania życia. W tym wypadku potępieńcze krzyki zapewniły by panie, w momencie gdy przekonałyby się, że nie ma ciepłej wody a ustępy są totalnie zapchane czymś cuchnącym i brązowym. A krew i flaki pozostałyby juz w gestii nieszczęsnych majtków, skazanych bezwzględnym rozkazem na styczność z florą i fauną kanalizacji “Maupiliusa”.
Ten plan miał tylko jedna wadę. Co prawda o ile program budzący wybrana porcje gollumów można było uruchomić stąd, z mostka, to zachodziła jeszcze konieczność wydania tej bandzie szlamowatych ameb, często nie potrafiących obiema rękami znaleźć własnego tyłka i gubiących sie na prostym korytarzu, wyraźnych i zrozumiałych nawet dla troglodyty i instrukcji. Najlepiej osobiście. A potem, po kilkukrotnym powtórzeniu tychże, najlepiej jeszcze sie upewnić, ze nie wsadzili sobie na przykład szczotki do nosa!
No, ale nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Z sekcji gdzie wystąpiła awaria jest niedaleko do modułu łączności.
- Taaaaa... - na twarzy Rodiona zagościł dawno nie widziany tam uśmiech. - Komu w drogę temu buty – wymamrotał opuszczając sterownie, gdzie reszta załogi zażarcie i zapewne jak zwykle zupełnie bezproduktywnie, dyskutowała o ostatnich wydarzeniach i obecnej sytuacji.

Czekała go niezbyt przyjemna przechadzka nieuczęszczanymi przez resztę załogi korytarzami. Wydaje się, że większość tej radosnej pirackiej gromadki nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak mroczne i pełne niespodzianek, najczęściej bardzo nieprzyjemnych niespodzianek, są zakamarki tej latającej puszki która nazywają domem.
“Maupilius” nie był zwykłym statkiem. Był efektem szalonego programu zaproponowanego przez kilku inżynierów, którzy zapewne po niezłej balandze i do tego pod wpływem, nielegalnych w większej części cywilizowanego świata, prochów, stwierdzili, że warto by było ściągnął z różnych złomowisk części wraków, należących do tuzina różnych cywilizacji. A potem te części połączyć przy pomocy sznurka i modlitwy.
Modlitwy chyba zostały wysłuchane bo statek trzymał sie jakiś cudem kupy i nawet sprawował sie w miarę nie źle, mimo, że nikt na dobrą sprawę nie wiedział czemu tak sie dzieje?
Ot, taki technologiczny dowód na istnienie Boga.
Rodion w przypływie czarnego humoru i pod wpływem paru piw, czasami żartował na temat tego, że spodziewa sie natknąć niebawem na sekcje zbudowaną wokół kapsuły ze szkieletem Ruskiego kosmonauty, lub spotkania zdziczałych potomków jakiejś zapomnianej wyprawy kolonizacyjnej.
Załoga, pałaszując sałatki przygotowane z hodowanych przez Martvą warzywek, nie zastanawiała się nad tym, ze pod sekcją hydroponiczną kryje sie prawdziwy labirynt przypominający mroczna dżungle ze snu schizofrenika, pełną kolczastych pnączy i ślizuchów spadających zewsząd na śmiałka który miał czelność się tam zapuścić. Bo jakie to ma znaczenie gdy przed tobą stoi miseczka świeżych truskawek z bita śmietanką. Problem zaczyna się gdy tych truskawek zabraknie. Zgadnijcie kto wtedy słyszy zarzut, że sie opierdala? Hymmm?

- Zadźgać! Zarżnąć! Zarąbać! Wypatroszyć i pochlastać!... - mamrotał do siebie idąc korytarzem.
Mamrotanie niebawem zamieniło się w gardłowe warczenie, w oczach zapaliły sie ogniki berserkerskiego szału, a w kącikach wykrzywionych grymasem ust pojawiła sie ślina...

I szybki ruch wiernego Niuńka wyrysował na szocie ekspresyjny wzór rozbryźniętej krwi.

- Troll! - Rodion z trudem powstrzymał sie od splunięcia na leżące u jego stóp cielsko.

Trolle występowały ponoć dość powszechnie, ale na pokład “Holery” dostawały sie wraz z kolejnymi partiami gollumów. Niewykryte dość wcześnie i nieprzepuszczone, bez biletu powrotnego, przez śluzę powietrzną, potrafiły ukryć się w zakamarkach okrętu i niespodziewanie wyskakiwać, w najmniej spodziewanych momentach, by siać zamęt i niepokój. Co ciekawe, ostatnio w załodze podniosły się głosy przeciwników tradycyjnego strzelania trollami ze śluzy! Z jakiegoś powodu twierdzili oni, że trolle jako stworzenia rzadkie powinny być chronione, a odpowiednio wytresowane mogłyby być całkiem użyteczne.

- Hej! Takiego jeszcze nie widziałem! - Rodion zaciekawiony przyglądał się martwemu okazowi – To chyba troll w wersji 2.0? Coś takiego powinno chyba zainteresować Tomcicha? - stwierdził wprowadzając kod komunikacji wewnętrznej.
- Tomcich?
- ...
- Tak, tak ! To ja...
- ...
- Jak to gdzie?! Ktoś tu musi tu pracować, żeby było czym latać!
- ...
- Jasne! Nie unoś sie tak bo jeszcze Ci coś pęknie!
- ...
- Ja do Ciebie z sercem na dłoni! A Ty mi tu takie?...
- ...
- No, dobra! Mam tu coś co powinno cie jak sądzę zainteresować?
- ...
- Tak na moje niewprawne oko, to mam tu trolla w wersji 2.0. Takiego chyba jeszcze nie masz w swej kolekcji? - Tomcich z zapałem kolekcjonował okazy różnych paskudztw, znalezionych nie tylko na pokładzie “Holery”, i przeprowadzał na nich przedziwne doświadczenia. Czasami wyniki tych doświadczeń były naprawdę niewiarygodne! Tak jak destylacja z jakiejś koszmarnej paskudy tego niezwykłego szamponu dla Gremlinka. Plotka głosiła, że użył do tego celu wydzieliny z gruczołów rodnych wzmiankowanej paskudy. Ale tą wersje rozpowszechniały dziewczyny zazdrosne o lśniące futerko Gremlina.
- ...
- I co jeszcze?! Może mam za ciebie zjeść kaszkę i podetrzeć ci potem tyłeczek?! Sam sie tu pofatyguj! Rusz tu na dół, te swoje szanowne cztery litery, może dzięki temu stracisz parę kilo?
- ...
- Taaa! Jasne! Korytarz C 48/5. I pośpiesz sie zanim ścierwniki i pasztetnice przerobią ci ten okaz na pulpę!
- ...
- Dobra, wiem! Zostawię ci znacznik. - Mały metalowy krążek plusnął w rozszerzająca sie kałuże krwi.
- ...
- Masz? No to cześć! Mam co robić!

Ścierwniki i pasztetnice. Kolejne endemiczne dziwo “ Maupiliusa”, nie występujące nigdzie indziej w całym znanym wszechświecie. Ich niszą ekologiczna były korytarze inspekcyjne i instalacyjne na niższych pokładach, gdzie zajmowały sie pożeraniem wszelkiej materii organicznej, jaka znajdzie sie w ich zasięgu i nie będzie dość szybka by uciec.
Osobiście Rodion uważał, że za obecność tych miłych stworzonek na pokładzie odpowiedzialny był, ukryty gdzieś w przepastnych trzewiach “Holery” element, pozyskany ze statku rasy bazującej na biotechnologii. A stworzonka te były pierwotnie jakimś systemem oczyszczania, czy czymś podobnym?
Ale w tym momencie musiał on przerwać swoje dywagacje nad zagadkami “ Maupiliusa”, ponieważ właśnie zbliżał się do podestu przed w złazem systemu kanalizacyjnego, który to podest wyznaczył jako miejsce zbiórki dla świeżo rozmrożonych gollumów.
Taki “bieg na orientacje” był tradycyjnym już, i trzeba przyznać całkiem efektywnym sposobem na selekcje materiału ludzkiego który trafiał na pokład “Latającej Holery”.

- Ciekawe ilu udało sie tym razem dotrzeć na miejsce? - zapytał sam siebie.

I tu czekała go mała niespodzianka, ponieważ na podeście przed włazem stało czworo zziajanych i spoconych gollumow.
Conanopodobny osiłek, pozbawiony co prawda czoła ale za to o imponujących barach, wisząca u jego ramienia mająca czym oddychać i na czym chodzić blondynka, która cały czas wykonywała prawdopodobnie zupełnie mimowolnie prowokacyjne ruchy całym swoim kształtnym ciałem, rozglądający sie ciekawie przystojniaczek i kurdupel w staroświeckich okularach.

- No! Całkiem niezły wynik, jak na dwudziestu rozmrożonych – skomentował pod nosem. Reszta pewnie stanowi już pokarm dla pasztetnic. W końcu nikt nie obiecywał, że życie na pokładzie będzie lekkie.

Rodion, ukryty za zakrętem korytarza, przez chwilę przyglądał sie nowym załogantom. Myśląc o tym, że są oni już ostatnia partią jaka była dostępna. Co prawda z ostatnimi uzupełnieniami zapasów dotarły na pokład dwa kontenery, ale nie wiadomo dla czego ( choć i w tym względzie miał swoje podejrzenia ) jeden z nich był pełen kiszonych ogórków, a drugi zawierał ładunek damskich majteczek!
Jeszcze dziś wywoływało u niego uśmiech wspomnienie Starego który z furia w oczach, sterczącymi na wszystkie strony włosami na głowie i brodzie, dymem bijącym z uszu i piana na ustach, wpatrywał sie w trzymane w reku różowe stringi z nadrukowanym niebieskim delfinkiem. Od ataku nagłej i nieodwołalnej apopleksji uratowały kapitana kolejne puszki piwa “Perła”, podawane mu z szybkością karabinu maszynowego przez drżącego o swoje cybernetyczne ślinianki Studnie.
Ale czas juz było odegnać wspomnienia i zetrzeć z twarzy uśmiech, bo czekało go niewdzięczne zadanie powitania nowych załogantów i wyjaśnienia im ich pierwszego zadania na pokładzie.

- Baczność! - Wydana ochrypłym rykiem komenda, podziałała jak uderzenie elektrycznym biczem. Cztery postacie zastygły w pozach od biedy przypominających postawę zasadniczą.
- Witam was na pokładzie tej parszywej latającej trumny, która to od teraz jest całym waszym światem! Jestem tu pierwszym oficerem i z powodu, zupełnie nie uzasadnionej, nienawiści któregoś z bogów waszym przełożonym. A wy jesteście tylko bezmózgimi szlamowatymi larwami, którym jakimś niewyjaśnionym zbiegiem okoliczności udało sie zaliczyć pierwszy na pokładzie test i tym samym awansować na majtków kategorii “zero”.
- Teraz macie możliwość wykazania sie umiejętnościami w prawdziwym zadaniu, po wypełnieniu którego awansujecie do poziomu majtka kategorii czwartej, co będzie uprawniało was do starania sie o udział w kursie nauki obsługiwania śrubokrętu prostego, co z kolei otworzy wam drogę do dalszej kariery na pokładzie tego najwspanialszego z okrętów!

- Ze stopniem kapitana włącznie? - pytanie zadane przez małego pryszczatego okularnika zawisło w nagłej ciszy.

Rodion z najwyższym trudem oderwał dłoń od rękojeści miotacza. Nie mógł niestety wykonać na miejscu egzekucji profana który odważył się zadać takie pytanie, bo miał za mało ludzi do wykonywania wszystkich niezbędnych prac i napraw. Spopielił go więc jedynie wzrokiem, po czym pochylił sie i wysyczał mu prosto w twarz:

- Jeśli jeszcze raz ktoś z was odezwie sie nie pytany, to jedynym co uzyska, będzie unikalna możliwość pocałowania śluzy powietrznej od zewnątrz! Zrozumiano?!

Odpowiedzią był odgłos przełykanej z trudem śliny.

- Pytałem czy zrozumiano?! - ryknął Pierwszy.

Tym razem odpowiedzią było wyskandowane prawie unisono:

- YES, SIR! !

- To dobrze, ze sie zrozumieliśmy! A teraz odpowiadając na twoje pytanie, Pryszczaty. Masz pełne prawo startować do konkursu na kapitana tej łajby. To jest nawet dziecinnie proste, wystarczy rzucić obecnemu kapitanowi wyzwanie. Kryterium zwycięstwa też jest proste. Trzeba wypić więcej od niego. - tu Rodion uśmiechnął sie paskudnie – Ale musze cie uprzedzić, że Stary dbając o odpowiedni poziom krwi w alkoholu, przyjmuje codziennie rano zastrzyk ze śmiertelnej dawki spirytusu a potem wypija pierwsze tego dnia piwo. I co? Nadal jesteś chętny do pojedynku o ten stołek?

W Ciszy która zapadła, słychać było odgłos kropel wody kapiącej dwa pokłady wyżej.

- Skoro tak, to chyba nadszedł czas byśmy poznali sie lepiej.

- Na początek ty Conan!

Wezwanie bez echa odbiło sie od szczątkowego czoła stojącego w bezruchu mięśniaka.
Atrofia poczucia humoru, albo znajomość literatury pozwalająca odróżnić napis “latryna” od “kantyna”, a i to pewnie nie zawsze. Albo najprawdopodobniej i jedno i drugie. - pomyślał skonsternowany Pierwszy – Trzeba więc prościej.

- Ty! Duży! Za co tu jesteś?

Ku jego zaskoczeniu odpowiedzią był ryk, podobny do bawolego, w którym dało sie odcyfrować z trudem artykułowane

- Yyyyeeeessss sssssiiiiirrrrreeeeee !!!

- No tak! Czego ja się spodziewałem? Może nie od razu elokwencji, ale choć podstawowej zdolności do ludzkiej mowy?
Stwierdził sięgając do kieszeni po pad z danymi osobowymi tego do niedawna jeszcze ładunku. A następnie wpisał w wyszukiwarkę numer identyczny z tym na kombinezonie osiłka i zagłębił sie w lekturze jego danych osobowych.

- I co my tu mamy? Zniszczenie mienia wojskowego. Na ogólna sumę... Uuuuu!! Nieźle! Widze ze udało ci się rozwalić nawet jeden z tych promów desantowych, które uchodzą za niezniszczalne?

- Yyyeeessss sssiiirrreeee !!!

- Aha! I pewnie jesteś z tego cholernie dumny, co?

- Yyyyyeeeeesssss sssiiiirrreee !!! - tym razem ryk buhaja niósł ze soma wyraźną nutę usprawiedliwionej dumy.

- Co jeszcze? Przyczynienie sie do wypadków ze skutkiem śmiertelnym, spowodowane niewłaściwym ( co za eufemizm w tym kontekście ) użyciem broni, spowodowanie licznych uszkodzeń ciała i okaleczeń, w tym ciężkich. Żołnierz trudny do opanowania i nie budzący zaufania przełożonych.

- Yyyeeessss ssssiiiirrrreeee !!! - ociekające wręcz dumą.

Widocznie ten wydawałoby sie idealny żołnierz był zbyt idealny nawet dla piechoty kosmicznej, która najwyraźniej z ulga się go pozbyła upychając tutaj.
Cóż. Za chwile przekonamy sie jak to testosteronowe“cudo” sprawdzi się na pierwszej linii “ batalii kanałowej” - pomyślał Rodion, przenosząc swoja uwagę na następna osobę w szeregu.

- Teraz ty blondyna!

Widocznie musiał wypowiedzieć hasło uruchamiające jakiś program w uproszczonym mózgu dziewczyny, bo ta utkwiła w nim wzrok w którym czaiła sie jak wygłodniały tygrys obietnica wyuzdanych rozkoszy i lubieżnie falując, (co do prawdy nie było łatwe w workowatym kombinezonie majtka, choć ten wydawał się na niej dziwnie opięty), swoim wcale apetycznym wyposażeniem, ruszyła w jego stronę.

- Stop! Do szeregu, wróć! - kategoryczne polecenie wywołało na twarzy blond hurysy wyraz zawodu i niezrozumienia.
- Taaaa! Chyba wiem o co chodzi. - stwierdził wpisując kolejny numer do wyszukiwarki pada – Ostry przypadek nimfomanii. Tylko czemu z takimi predyspozycjami trafiła do nas?

Ponownie odpowiedzi udzieliły dane osobowe.

- Spowodowanie dezorganizacji i rozprężenia wśród personelu ośrodka wypoczynkowego “ Złote gniazdo” na planecie Daneb III. Prowadzące w konsekwencji do zakłócenia prawidłowego funkcjonowania wspomnianego ośrodka jak i kilka ofiar w tym śmiertelnych.

- “ Złote gniazdko”? Na Danebie? - zapytał z niedowierzaniem - To przecież największy burdel floty!
Uśmiech jakim go obdarzyła jak i entuzjastycznie potakiwanie głową, rozwiały jego wątpliwości.

- Byłam najlepsza! - wyszeptała uwodzicielsko.

- Nie wątpię!

Powiadają, że najlepiej jest lubić to co sie robi, ale widocznie nie dobrze jest lubić to za bardzo.

- Teraz ty, przystojniaczku. Za co tu trafiłeś?

- Melduję posłusznie, Panie pierwszy sir, ze za intymne obcowanie z córką komendanta Akademii!

- Ty jakiś zboczeniec jesteś, czy co?!

- Nie, sir! - chłopak panicznie wybałuszył oczy.

- Co nie?

- Melduję posłusznie że nie jestem zboczeńcem, sir!

- To powiedz mi koguciku czemu, mając do czynienia z młodą i zapewne atrakcyjną dziewczyna, zamiast ją porządnie i po bożemu zerżnąć, uprawiałeś z nią jakieś obcowanie?

Tym razem nie zawiódł sie na wstępnej ocenie inteligencji nowego nabytku w załodze, bo chłopak prawie natychmiast i zgodnie z wpojonym mu drylem wyskandował.

- Kadet Kolcinski, melduje posłusznie, że wielokrotnie i za jej wyraźnym przyzwoleniem, zerżnął córkę komendanta Akademii floty, co nie spodobało sie temu ostatniemu. Konsekwencją tego oraz wspomnianego wcześniej rżnięcia, był przydział do załogi tego wspaniałego okrętu. Na którym mam nadzieje służyć z podobnym zaangażowaniem! Panie pierwszy, sir!

- Znaczy, macie zamiar kogoś zwyobracać?

Odpowiedz padła bez chwili wahania.

- Melduje posłusznie, ze jak tylko będzie po temu okazja! Panie pierwszy, sir!

- Brawo, były kadecie Kolcinski, a obecnie majtku “Kogucik”! Jestem z was dumny! Jeszcze będą z was ludzie, jeśli tylko przeżyjecie i nie będziecie obcować z nieodpowiednimi osobami!

Chłopak wypiął dumnie pierś.

- Ku chwale “Holery”!!! Panie pierwszy, sir!

- Dobra! A teraz dalej. Ty pryszczaty. Z jakiego powodu musze oglądać twoja paskudna gębę?

- Za hakowanie.

Pierwszy groźnie nachylił sie nad okularnikiem, który z jakiegoś powodu wyjątkowo go drażnił. A ten swoim szczurzym instynktem wyczuł, ze lepiej nie przeginać i pospiesznie uzupełnił swoja wypowiedź.

- Melduje, ze trafiłem tu za zhakowanie bazy danych banku “ First Nacional Bank”.

- To chyba nie wszystko, co? Bo za samo hakowanie to trafiłbyś co najwyżej do jakiegoś pierdla na parę lat. Więc co to było?

- W tej bazie były też informacje prywatne. Miedzy innymi adres kochanki prezesa banku.

- A ty wysłałeś ten adres do żony prezesa?

- Niezupełnie. Wysłałem jej, to znaczy do kochanki nie żony, namiętnego maila.

- I ten prezes zobaczył to twoje wyznanie.

- Eeee... Niezupełnie. On zobaczył jej odpowiedz która wzbogaciła swoimi – tu pryszczaty uśmiechnął sie obleśnie – Powiedzmy materiałami promocyjnymi.

- Jesteś małym, obleśnym gnomem, pryszczaty.

- Wiem o tym. Panie pierwszy sir.

- No i starczy tego Wersalu! Teraz dowiecie sie jakie zadanie was czeka.

- Luk który tu widzicie prowadzi do jednego z podstawowych systemów tej jednostki. Z jakiegoś powodu system jest w tej chwili niedrożny, co zagraża prawidłowemu funkcjonowaniu jednostki, częścią załogi której właśnie sie staliście. Toteż zadaniem jakie na was spoczywa jest zlokalizowanie i usuniecie niedrożności systemu, oraz w miarę możliwości określenie jej przyczyny. Zrozumiano?

- Yes, sir!

- To dobrze. A teraz podział zadań!
- Conan – miotacz płomieni.
- Nimfa bagienna – szufla i wiadro.
- Ropuch – kilof
- Kogucik – karabin plazmowy

- Sprzęt pobierzecie z tego schowka. Wykonać!

Po chwili zamieszania i przepychanek, początkujący majtkowie ustawili sie w szeregu ale juz odpowiednio wyekwipowani.
- Naprawdę piękny widok – tak naprawdę to tylko Conan wyglądał jakby po prostu palił sie do wypróbowania swojej zabawki, reszta miała dość minorowe miny – Dowodzi majtek Kogucik!

- Kogucik do mnie!

- Majtek Kogucik melduję gotowość do zadań!

- Bardzo mnie to cieszy. A teraz słuchaj uważnie. Ustawisz Conana naprzeciw luku i dopiero wtedy uruchomisz jego miotacz, rozumiesz?

- Tak jest, sir!

- To dobrze. Plan jest taki. Conan idzie na przedzie oczyszczając wam drogę. Za nim idą Nimfa z Ropuchem. Ty idziesz na końcu osłaniając całość i dobijając to co umknęło Conanowi.

Kogucik wyglądał na zdrowo wystraszonego.

- Nic sie nie bój młody. Zadanie jest proste. Kiedy juz dotrzecie do zatoru, zajmą się nim Nimfa z Ropuchem. Po wszystkim wracacie tutaj, czyścicie i odkładacie na miejsce sprzęt. Idziecie tym korytarzem do sekcji 5. Pamiętaj 5! W żadnym przypadku nie 6! Zrozumiałeś?

Do dziś wzdragał się na wspomnienie jednego z majtków, który omyłkowo skorzystał z prysznica w sekcji 6. Prawdopodobnie służyły one kiedyś do złuszczania naskórka jakiejś rasie wyposażonej w organiczny pancerz. Widok majtka pozbawionego skóry, który pyta czy jest dość czysty na to by iść wreszcie do kantyny, mógł wstrząsnąć najodporniejszymi.

- Tak jest, sir!

- To w drogę powodzenia.

Rodion zostawił za plecami młodego dowódce ustawiającego swój oddział straceńców do pierwszej bitwy. I ruszył do swojej ustroni w module łączności.
Nieraz dziękował już za kaprys nieznanego projektanta, który kazał mu umieścić wypreparowany z jakiegoś pasażerskiego liniowca, barek stylizowany na żeglarska tawernę, pomiędzy wielkimi blokami wzmacniaczy sygnału. Dzięki temu nikt tu nie zachodził, a pajęczyny i kurz dodawały temu miejscu jeszcze dodatkowego kolorytu.
Oprócz tego miejsce to miało jeszcze jeden ważny atut. Schowek wyposażony w solidne pancerne drzwi z szyfrowym zamkiem, za którymi krył sie prawdziwy skarb.
Równo ustawione szeregi lśniących czernią, jak oksydowane pociski, puszek piwa “Specjal”. Zamrażarkę z zapasem butelek wódki. I kilka butelek rumu.
To właśnie na rum miał dzisiaj ochotę.
Nalał więc sobie zdrowa porcje tego nektaru. Którego pierwszy łyk rozjaśnił jego oblicze. Drugi odegnał precz troski i nadał światu weselsze barwy. Trzeci wyrwał z ust pieśń:

Kiedy forsy nie masz, kiedy głowa cie boli.
Kiedy żona hetera...
Ostatnia fraza sprawiła, że jego usta wykrzywił grymas, więc czym prędzej wlał w nie solidną porcje rumu. Uzupełnił poziom płynu w szklance, po namyśle zabrał też cala butelkę i usiadł w swoim ulubionym miejscu.
Westchnął z ulgą, a następnie zabrał sie za dalsze pisanie opowiadania nad którym pracował od jakiegoś czasu dla odprężenia.

... Przez polankę, w kierunku stojącej nad brzegiem leśnego jeziorka chatki Wiedźmy, zbliżał sie młody człowiek. Wiedźma doskonale wiedziała kim on jest i z czym do niej przychodzi.
Młodym człowiekiem był Pako, chudy jak narzędzie jego pracy, pomocnik grabarza. A przychodził z tym, z czym zazwyczaj przychodzą młodzi ludzie do wiedźm i wróżek.
Wiedźma westchnęła z rezygnacja, przestała wpatrywać sie w kryształowa kulę i ruszyła do drzwi, na progu których młody grabarczyk złożył już zapewne zwyczajowe dary, w postaci ciasta i bukietu polnych zapewne kwiatów.


- Dziękuje ci Pako za odwiedziny i przyniesione dary – powiedziała stając w drzwiach – Te kwiaty są Naprawdę śliczne, a twoja mama piecze najlepsze miodowe ciastka po tej stronie lasu. A ty nie powinieneś ich podkradać, Prawda?
- Pani, ja ...
- Tak wiem Pako. I wiem także z czym do mnie przychodzisz. Pamiętaj o tym,że ja wiem wszystko.

Młodzieniec ponownie pochylił sie w głębokim ukłonie i wymamrotał:


- Ona ..
- Ona nie jest dla ciebie! - przerwała mu.

Pako gwałtownie się poderwał wyraźnie zesztywniał. Rozpacz w jego obliczu była wręcz namacalna.

- Ale ...
- Ale niebawem spotkasz ta która jest ci przeznaczona przez gwiazdy i która uczyni cie szczęśliwym. - Wiedźma nie miała ochoty na zwyczajny w takich sytuacjach potok rozpaczliwej przemowy, zapewnienia o miłości, śmierci i całej tej reszcie melodramatycznych bzdur – A teraz wracaj do swojego mistrza i usiądź do ksiąg, bo przez te swoje amory masz zaległości, a wiesz , że wyrozumiałość nie jest cnotą tego siwego kopidoła. I nie zapomnij podziękować mamie za placek!

To ostatnie wykrzyczała juz w kierunku pleców umykającego co sił w nogach młodzika.

- Ach! Ci młodzi! Zawsze tacy sami – powiedziała niosąc placek do kredensu a kwiaty do wazonu na stole.
- My też byłyśmy kiedyś młode. Pamiętasz?

Pytanie to zadała siedząca przy kuchennym stole i czyszcząca z ziemi korzeń mandragory Dracena.

- Tak. Pamiętam - odpowiedziała Wiedźma, najwyraźniej myśląc o czymś innym.

Widok Draceny czyszczącej wyhodowaną w ogródku mandragorę, przypomniał jej o sprawie którą chciała się dziś zająć. Podeszła więc do ściany i zakręciła korbka wiszącego na niej telefonu.

- Halo!
- ...
- Tak to ja.
- ...
- Nie! Nie zdecydowałam sie na oddanie ci mojej duszy i przejście na stronę chaosu.
- ...
- Wiem, że musiałeś o to spytać.
- ...
- Bo mam do ciebie taka jedna sprawę.
- ...
- A co byś chciał? - spytała kokieteryjnie.
- ...
- Ha! Na to kochaniutki to akurat nie masz co liczyć! Zbereźniku!
- ...
- Tak wiem, że taka jest twoja natura.
- ...
- A może być zaproszenie na herbatkę i ciastka? Powiedzmy w czwartek?
- ...
- To świetnie! Bo sprawa w której możesz mi pomóc to dla ciebie drobnostka!
- ...
- Pamiętasz Tomcicha? To mój ogrodnik.
- ...
- Wyobraź sobie,że mam z nim kłopot.
- ...
- Nie, to nie to!
- ...
- Po prostu z jakiegoś powodu stwierdził ostatnio, ze sam ogródek to za mało by zadowolić jego ukochana i musi dla niej dokonać jakiegoś heroicznego czynu!
- ...
- To samo mu powiedziałam, ale on sie uparł i teraz ciągle marudzi o tym, że musi jak jakiś rycerz w lśniącej zbroi pokonać straszliwego potwora. I tu wlanie widzę role dla ciebie.
- ...
- Nie! Tego od ciebie nie wymagam! Widzisz? Tu w okolicy najbardziej do potwora podobna jest córka młynarza ze Strugi, choć ona sama twierdzi coś innego.
- ...
- Znasz ja i myślisz tak samo? No zobacz! I teraz pytanie do ciebie. Czy masz na zbyciu jakiegoś starego wybrakowanego smoka czy innego potwora którego chciałbyś się pozbyć?
- ...
- To fantastycznie!
- ...
- I jeszcze zieje ogniem?! Świetnie!
- ...
- Nie nie musisz sie o to bać! Zadbam o to by Tomcichowi nic się nie stało. Kiedy możesz podesłać tego potwora?
- ...
- W poniedziałek? To dobrze.
- ...
- Tak myślę, ze to powinno załatwić sprawę.
- ...
- No to widzimy sie w czwartek?
- ...
- Papa.

- I załatwione. - powiedziała do Draceny, odwieszając słuchawkę na widełki.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
- A masz jakiś lepszy? No i widzisz? Po prostu nie powiemy mu, że walka była ustawiona i wszyscy będą szczęśliwi.

- Teraz możemy zająć się czymś Naprawdę Poważnym – powiedziała Wiedźma podchodząc do regału z książkami. Gdy niespodziewanie z kąta wyskoczył jakis kosmaty diabeł ...

- Tu jesteś!

Okrzyk dobiegający od drzwi zdekoncentrował Rodiona, a wystrzał z poderwanego odruchowo miotacza powstrzymał tylko wyraz malujący się na mordce puszystego i obwieszonego niewiarygodna wprost ilością koralików stworzonka.

- No i jakie to apokaliptyczne zagrożenie Cie do mnie sprowadza mała siostrzyczko?

- Jak dobrze,że cie w końcu znalazłam – wysapała nosicielka koralików – jesteś potrzebny na górze! Z Miria jest bardzo źle!


Słowik - 2 Czerwca 2007, 20:39

O szlag. Długie to, przeczytam chyba dopiero w poniedziałek w pracy :mrgreen:
elam - 2 Czerwca 2007, 20:42

a warto !!!
w koncu sie dowiadujemy, jak to jest z tymi gollumami... :mrgreen: :bravo

Lu - 2 Czerwca 2007, 21:14

Jeśli Elam trzaska taki "fragmencik" deklarując jednocześnie absolutny brak czasu na pisanie, to myślę że niedługo skończy pisać kolejną powieść. Wszak zapracowana jest stale, bidulka
Anonymous - 2 Czerwca 2007, 21:16

Super, tylko zakończenie lekko mnie zaniepokoiło. :wink:
elam - 2 Czerwca 2007, 21:20

Lu, ale to nie moje ...

przeczytaj tekst z uwaga, a moze sie domyslisz..

Pako - 2 Czerwca 2007, 21:46

Cool ^_^
Po prostu znowu przyjemnie was poczytać, między wzajemnym położeniem prostej i płaszczyzny, analizą stanu nieustalonego w obwodach prądu sinusoidalnie zmiennego i obliczeniem wzmocnienia tranzystora npn.

Ziuta - 2 Czerwca 2007, 22:59

Aż miło było przeczytać. I, do tego, jakie długie! :bravo
Tomcich - 2 Czerwca 2007, 23:10

:bravo dla autora. Kcem więcej (szczególnie informacji o moim ustawionym pojedynku :mrgreen: ) Ile fajnych smaczków można wyłowić z treści. 8)
Agi - 2 Czerwca 2007, 23:47

Tomcich, a ja myślałam, że to Ty jesteś autorem :mrgreen:
No tak, czy inaczej :bravo :bravo :bravo

elam - 2 Czerwca 2007, 23:58

a moze maly konkurs - zagadka : kto to napisal? :D


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group