Blogowanie na ekranie - Pociąg do pasmanterii
Kasiek - 19 Kwietnia 2011, 08:41
Pięęęęęękna, naprawdę, w szoku byłam jak otworzyłam zdjęcie.
Godzilla - 23 Kwietnia 2011, 16:03
A to są drobiazgi na prezent:
serwetki siatkowe
https://picasaweb.google.com/lh/photo/xpgQTWZ6eEr1hpHe2PlwjQ?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/-4VJEa_apeW0hi0Z3e5hRQ?feat=directlink
i poduszka na igły:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/iqUhRmqUWQ2QkOpggv5Uxw?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/QdJPYIQca8B0FnrC3l95mg?feat=directlink
Godzilla - 2 Maj 2011, 12:55
Jeszcze jedna rzecz skończona, próbka kolejnego pętelkowego wzoru, tym razem ananasów:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/9CftzcTIYjP19UXuTwZaqw?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Xjmdt9kBNNzXdACNCCks6Q?feat=directlink
illianna - 2 Maj 2011, 17:56
Godzilla, ładnie!
Godzilla - 19 Maj 2011, 12:00
Robię przymiarki do ręcznego barwienia kordonka. Pierwsze podejście chyba mało udane - użyłam esencji herbacianej i liczyłam na mocniejszy kolor, ale przynajmniej własnymi łapami spróbowałam jak to się robi. Teraz nić się moczy. Zobaczę, czy kolor w ogóle będzie widać i czy na robótce wyjdzie lekkie cieniowanie. Frywolitki z cieniowanych nici są niesamowite.
Kai - 20 Maj 2011, 17:57
Jakie to wszystko śliczne
Godzilla - 21 Maj 2011, 20:09
Dzięki
I jeszcze udało mi się skończyć wzorek w wiatraczki:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/5EfUey2fIYV5EJKNd0x89g?feat=directlink
i pomalutku robię większą serwetkę - to już naprawdę wymaga cierpliwości:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/0TNVxv4qmwHEN5NiJ7ReKg?feat=directlink
Jeszcze sporo zostało do końca.
W każdym razie większość egzaminów na studium zaliczona, będzie można spokojniej się za to brać.
Agi - 21 Maj 2011, 20:15
Godzilla, gratuluję zdanych egzaminów i podziwiam cierpliwość w dłubaniu serwetek.
Godzilla - 26 Maj 2011, 11:06
Nie wytrzymałam i sprawiłam sobie farby do tkanin. Na dodatek zdążyłam trochę wykorzystać. Kolorki na razie eksperymentalne, lalka Barbie się kłania Ale technika wypróbowana, zobaczymy co dalej da się z tego zrobić. Nawet jakoś nie farbuje, przynajmniej w zimnej wodzie, i wbrew obawom nie zostawia kolorowych placków przy prasowaniu. Nici już wyschły, pierwsza zakładka frywolitkowa wydziobana:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/eQVOFUcuctwzyLQp9Y6wGQ?feat=directlink
illianna - 26 Maj 2011, 11:22
Godzilla, bardzo ciekawy efekt
Godzilla - 26 Maj 2011, 11:39
Podpatrzyłam tę metodę w jednym blogu. Zamiast wrzucać nić na godzinę do garnka z gotującym się barwnikiem, układa się ją w naczyniu do gotowania na parze (w mikrofali też się da zrobić), i maluje pędzlem małymi ilościami farby (dodaje się do niej odrobinę soli). Farba musi wsiąknąć i dobrze pokryć nić. Aby wszystkiego nie uświnić na kolorowo, pod nić podkłada się "korytko" umotane z przylepnej folii do żywności. Jak widać, można użyć różnych farb i robić eksperymenty. Fiolet wyszedł mi sam, z różu przemieszanego z turkusem. To wszystko wstawia się na parę i gotuje - na tamtym blogu było, że kilka minut, ja byłam ostrożna i trzymałam godzinę, jak w przepisie. Potem było długie moczenie w zimnej wodzie, a do ostatniego płukania dodałam ocet. I już.
W mikrofali podobno rzeczywiście trzyma się około pięciu minut. To raz.
A dwa, że nie jestem do końca zadowolona z tego co wyszło, i zastanawiam się, czy następnym razem nie przeprać nici w mydle. Może będą tę farbę trochę lepiej łapać. Zobaczę.
Trzy - nić do farbowania powinna być mokra (zmoczona i trochę odciśnięta), ale na suchą też się da nałożyć farbę, tylko trudniej jest wtedy uniknąć białych placków.
Zgaga - 26 Maj 2011, 14:28
Że też Ci się chce. Szczerze mówiąc ja idę na łatwiznę, czyli kupuję cieniowaną włóczkę, zwłaszcza, ze można dostać przepiękne, cz z Regii, czy z Alizy, czy Merino. I wcale niedrogo.
Godzilla - 26 Maj 2011, 16:05
Te Alizy są rzeczywiście śliczne, innych jecze nie sprawdziłam, tyle że to wszystko chyba do szydełkowania, a ja potrzebuję cienkiego kordonka do frywolitki. Mam ze dwa motki cieniowane, ale nie takie jak bym chciała, u nas asortyment jest dość ograniczony. Poza tym do biżuterii przydałoby się więcej zestawień kolorów. Nie potrzebuję wielgachnego motka, wolę małe porcyjki w różnych kolorach. Pewnie, to by było przyjemnie kupić całą paczkę próbek po 10 gram, i próbować trochę takiej, trochę takiej. A tak... nakupuję motków, których i za sto lat nie zużyję.
Zresztą to fajna zabawa, czuję się trochę jak alchemik
Zgaga - 29 Maj 2011, 15:10
A Kaja z Ariadny:
http://www.ariadna.com.pl/index.php/kaja.html
Albo Stokrotka z Altin Basak
http://www.fastryga.pl/go...ow=long&lang=pl
Godzilla - 29 Maj 2011, 16:01
He, na razie chcę wykorzystać zapasy, które mam. Na pewno łatwiej zejdą podstawowe kolory - głównie czarny, może czerwony, trochę białego i ecru. Mam potężne zapasy białego kordonka, i jeżeli go w taki czy inny sposób nie wykorzystam, nawet nie znajdę miejsca na nowe motki. Frywolitki są malutkie i idzie na nie niewiele nici, a ja jestem coraz mniej skłonna do powiększania zapasów.
Zgaga - 30 Maj 2011, 09:50
Godzilla napisał/a | ... a ja jestem coraz mniej skłonna do powiększania zapasów. |
Gdzie to wszystko trzymać?
A mówią, że od przybytku głowa nie boli.
Godzilla - 16 Czerwca 2011, 09:08
Potwór Starszy ma dziś w szkole imprezę: każda klasa (chyba od 4 do 6) opracowuje jedno państwo, a potem wszyscy łażą po szkole, i zwiedzają a to Meksyk, a to Azerbejdżan. Nasi dostali Boliwię. Podzielili to sobie w grupach: geografia, historia, muzyka, zwyczaje itd, nam się dostała kuchnia i ciekawostki. Co było robić, przeprosiłam się z tłuszczem do głębokiego smażenia i upichciłam całe dwie porcje buñuelos, małych boliwijskich pączków, a do tego zamieszałam sałatkę z ciemnej fasoli i quinoa, komosy ryżowej. Fajna jest, ciekawa tylko jestem co na nią powie dzieciarnia. Jestem koszmarnie niewyspana, bo przecież sałatki nie mogłam przygotować wczoraj wieczorem. Dziś nie nadawałaby się do pokazania ludziom.
A teraz siedzę w domu i mam dwa śpiące koty, jeden w jednym pokoju, drugi w drugim. Jedna, oczywiście, to moja Simka. A drugi to ten syjamek, który przychodzi do nas w gości. Najłagodniejsze kocisko na świecie. Co prawda myszy nie mogą tego o nim powiedzieć.
dalambert - 16 Czerwca 2011, 09:31
Godzilla, no to miałaś dzien, a własciwie nocko ranek.
Rozwin co nieco tę pączki, czym sięróznią od naszych małych pączusiów, a i o sałatce mogłabyś co wiecej pisnąć
Martva - 16 Czerwca 2011, 09:41
Godzilla napisał/a | quinoa, komosy ryżowej |
To dobre jest? Bo słyszałam że bardzo zdrowe, a to się wg niektórych wyklucza
Godzilla - 16 Czerwca 2011, 09:46
Przepisy chyba wrzucę do wątku kuchennego. W każdym razie już się przez telefon dowiedziałam, że buniuelos wszystkie zostały zjedzone i bardzo smakowały, sałatki trochę mniej, ale wiadomo że dzieci najpierw pochłaniają wszystko co słodkie, i w ogóle Boliwia cieszy się powodzeniem. Impreza jeszcze się nie skończyła.
Buniuelos to małe kulki ciasta, wielkości orzecha włoskiego. Ciasto jest bardzo proste, na proszku do pieczenia, nie na drożdżach, i mikserem ukręca się je bardzo szybko. Jedyny minus, że po takim smażeniu ciężko jest wywietrzyć dom. Aż mnie głowa rozbolała od tych oparów, a przecież zmieniałam olej jak należy po trzech porcjach. Pączusie są bez nadzienia, w porównaniu z naszymi dość suche. Posypuje się je cukrem pudrem z cynamonem, albo polewa np. syropem klonowym, i Boliwijczycy lubią jeść je na śniadanie do kawy albo innych lokalnych napojów. Mają tam różne wynalazki, napoje robione z białej kukurydzy albo liści koki i czego tam jeszcze. Nawet daje się znaleźć przepisy, gorzej ze składnikami. Liście koki zostawmy, ale żeby choć biała kukurydza. U nas kukurydza zachowuje się zerojedynkowo: jest - nie ma.
Co do sałatki, trochę ona kosztowała, bo quinoa bywa na co lepszych stoiskach ze zdrową żywnością i za darmo nie jest. To są ziarenka wielkości średniej kaszy, które gotuje się w wodzie w proporcji 1:2 przez jakieś 15 minut i zostawia na chwilę, żeby doszły. Bardzo wartościowe zboże, nawet podobno u nas potrafi urosnąć. Ma bardzo dużo białka, i nawet niezły smak. Do tego domieszałam czerwoną fasolę (wiem, zgodnie z przepisem powinna być czarna), i różne takie pomidorki, ogórki, awokado, a w charakterze zieleniny natkę pietruszki i kolendry. Miła niespodzianka - w sklepie akurat natka kolendry była, a ona ma fajny zapach. No i na to coś w rodzaju winegret, tylko z bardzo wielu składników.
Edit: Martva, mi nawet smakowało, wbrew obawom, bo kaszy nie lubię.
Martva - 16 Czerwca 2011, 10:02
Godzilla napisał/a | w sklepie akurat natka kolendry była, a ona ma fajny zapach. |
Leci pluskwą, jak takie pluskwiaki co czasem zaśmierdują czereśnie Moim zdaniem. Jakoś nie mogę się do niej przekonać, za do nasiona kolendry pachną och ach afrodyzyjnie niemal.
Godzilla napisał/a | Martva, mi nawet smakowało, wbrew obawom, bo kaszy nie lubię. |
Ja lubię kasze wszelakie Dzięki, wypróbuję przy okazji
Godzilla - 16 Czerwca 2011, 10:20
W tym zestawieniu smakowała mi, a powiem, że też nie bardzo byłam do niej przekonana. Są kraje, gdzie bez kolendry i w ogóle różnych natek życia sobie nie wyobrażają. Taka Gruzja na przykład. My nie jesteśmy przyzwyczajeni.
dalambert - 16 Czerwca 2011, 10:25
Godzilla napisał/a | My nie jesteśmy przyzwyczajeni. |
Ogólnie to pewnie tak, ale porządny Kurczak po Polsku z nadzieniem to się własciwie w/g mnie bez natki pietruszki, koperku i kaszy mannej obyć nie może
Godzilla - 16 Czerwca 2011, 10:36
No właśnie, jak natka, to pietruszki albo koperku, te dwie. No chyba że podciągniesz pod to szczypiorek. Mało kto używa szczypiorku czosnkowego. Tymczasem w różnych krajach sypie się do jedzenia miętę, kolendrę i inne, np. trybułę.
dalambert - 16 Czerwca 2011, 10:42
Godzilla, My to używamy i bazylii /Pucek na oknie ma/ i mięty / działeczka - własnie przywiozła/ jest i lubczyk, marzę o arcydzięglu, ale jak wspomniany kurczak to do nadzionka stanowczo daję po pęczku i pietruszki i koperku
Kai - 16 Czerwca 2011, 11:09
Za miętą nie przepadam, ale wszelkiego rodzaju inne ziółka sypię dość bez opamiętania Pietruszka i koperek też dyżurne.
Szczypiorek czosnkowy to u nas "nie schodzi" więc trudno go dostać, cebulę czosnkową już prędzej. Ot, życie na zad**iu.
Godzilla - 16 Czerwca 2011, 11:14
Ja mam w domu odwrotnie: nikt poza mną nie zjada natek, no może Ra66it trochę, bo dzieciaki uciekają. Dlatego jak kupię pęczek natki, to go kroję w całości i zamrażam, inaczej się 3/4 zepsuje. Bardziej wymyślne zielonki pojawiają się tylko ze szczególnych okazji. Ciekawe, czy młody się przekona wreszcie do czegoś nowego, bo straszny z niego uparciuch. Swoją drogą muszę kiedyś zrobić coś z kuchni gruzińskiej. Mam fajną starą książeczkę. Trzymam w szafce całą stertę książeczek kucharskich, jakie były wydawane w latach 80-tych. Marniutkie wydania, ale jaka fajna zawartość. Widać, że ktoś myślał co tam pisze, i trochę - bardziej lub mniej, zależy jak ciężkie były czasy - dostosowywał przepisy do możliwości. Czasem były dwie wersje: jedna nasza, druga oryginalna lub zbliżona do oryginału, dla tych, którzy mieli okazję gdzieś daleko być i przywieźli przyprawy.
Martva - 16 Czerwca 2011, 11:19
Godzilla napisał/a | Mam fajną starą książeczkę. |
Taką żółtą?
ED. Muszę się rozejrzeć za trybulą, nasiona mozna kupić na allegro więc pewnie w budkach z nasionami też bywa A ja lubię wszelkie roślinności, pod warunkiem że nie lecą pluskwą i anyżkiem
Godzilla - 16 Czerwca 2011, 11:21
Tak, z żółtym górnym rogiem.
dalambert - 16 Czerwca 2011, 11:22
Godzilla, Znam te ksiażeczki i pare mam , jak choćby "Kuchnia domowa francuska" - Halbańskiego, "Kuchnia chińska' = znakomity przepis na "jaja marmurkowe-herbaciane' , jeszcze "Paella u Sncho Pansy" czy Marii Lemnis / ksywka pana Żakiego/ "W stropolskiej kuchni" genialna gawęda z przepisami - tak było tego troche.
Dziś to jeno kolorowe foty i hameryckie przepsy = ej łaza się w oku kręci.
|
|
|