To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Piknik na skraju drogi [książki/literatura] - POWIEŚĆ W ODCINKACH!

Agi - 20 Stycznia 2007, 13:55

Miałam na myśli kopiowanie bieżących, już napisanych odcinków z ostatnich dni (Haletha, Aga i Tomcich)
Poprzednio za szybko skopiowałam, później były edytowane i robiłam wszystko od początku.

Tomcich - 21 Stycznia 2007, 01:39

Dzisiaj takie political-fiction :P

POSŁANIEC

Dobrze, niech ktoś ją tutaj przyprowadzi, trzeba zakończyć tę sprawę. – rzekł mawete.
Po chwili drżąca Aga stanęła przed załogą Holery.
- Masz nasz kredyt zaufania – rzekł mawete – Tylko go nie zmarnuj. Przyjmujemy Cię oficjalnie na członka naszej załogi.
Aga nie mogła uwierzyć w to co usłyszała, z wrażenia ponownie zemdlała.
- Ocućcie ją i zaprowadźcie do kabiny, potrzebuje trochę odpoczynku po tylu wrażeniach - powiedziała troskliwa jak zawsze Haletha
_______________________________________________________________
- Puk, puk! – rozległo się delikatne pukanie do włazu Holery. Wszyscy rozejrzeli się po sobie, takiego dźwięku na pewno się nie spodziewali. Nie w kosmicznej próżni, kiedy byli oddaleni od najbliższej planety o dobre kilkanaście lat świetlnych.
- Puk, puk! – pukanie jednak nie ustawało.
- Niech no który tam skoczy i sprawdzi przez wizjer kto to się tam dobija – rozkazał mawete
Po krótkiej chwili majtek wrócił z raportem.
- Poczta przyszła! – krzyknął wesoło. Wszyscy rzucili się biegiem do śluzy wejściowej, gdzie do wnętrza statku gramolił się osobnik ubrany w niebieski kombinezon z dużym napisem na plecach Poczta Międzygalaktyczna oraz wyhaftowanym poniżej mottem: „Dostarczymy Twoją przesyłkę adresatowi nawet po jego śmierci” Po chwili odpiął on hełm, zdjął go i rzekł.
- Witam wszystkich. Jestem gorim1, przesyłki przywiozłem.
- To motto odnosi się do szybkości z jaką działacie? – zaczęła dociekać Haletha – to znaczy, że adresat prędzej doczeka się śmierci, niż przesyłki dla siebie?
- Wychodzimy z założenia, że lepiej późno niż wcale. – uśmiechnął się radośnie gorim – i proszę mi tu nie podskakiwać bo zacznę strajkować i tyle zobaczycie co wam przywiozłem!
- Ok., ok. No to wchodź dalej. Co tam przywiozłeś? – starała się załagodzić sytuację Lu. Gorim zdjął z ramienia torbę, zaczął w niej grzebać by po chwili wyciągnąć kupę pomiętych i pogniecionych listów, gazet, książek i innych rzeczy. – Za stan dostarczonej przesyłki doręczyciel nie odpowiada! – zastrzegł szybko na widok spojrzeń niektórych członków załogi.
- Tu mam dla krisu nowy rocznik „Wielkich melonów”, dla Lu poradnik „Jak skutecznie owinąć sobie mężczyznę dookoła paluszka”, Pako „Młody Hacker”, Rodion nowe, kolekcjonerskie wydanie unikatowego komiksu „Jarl, czyli dlaczego słyszę głosy w swojej głowie”, Gremlinek próbka nowego szampony antykoncepcyjnego – nowość na rynku oraz „Nowe metody wykorzystywania koralików jako skutecznie morderczej broni..” Tutaj szczególnie poleciłbym rozdział „Jak wykorzystać koraliki naręczne jako broni typu ‘rzuć i zapomnij’” Koraliki same odnajdują i namierzają wrogi cel, kierują się na niego, by bezwzględnie trafić. gorat książka „Nie jestem taki kwasowy jakim mnie wszyscy widzą”, Wiedźma stary klasyk „Blue Velvet”, holokryształ z muzyką z „Wielkiego błękitu” oraz „Nad pięknym, modrym Dunajem” wraz z kawałkiem lapis lazuli.... – wymieniał jeszcze długo rozdając dostarczone rzeczy -... Nexus – o to chyba najdłużej krążąca przesyłka w kosmosie, ale jak widać dociera wreszcie do adresata – książka QCF! No i na koniec liścik urzędowy dla samego kapitana za potwierdzeniem osobistego odbioru – powiedział i wręczył wymiętą kopertę mawete – i tu proszę o parafkę. Dzięki, to ja znikam i polecam się na przyszłość – założył hełm i po chwili wyszedł przez właz ze statku, aby na swoim kosmicznym skuterze dalej wypełniać swoje obowiązki.
- Liścik? Urzędowy? Do mnie? – mawete obracał kopertę w ręku, w końcu przyjrzał się dokładniej i zobaczył na niej straszliwy emblemat - dwugłową kaczuszkę – znak imperatora LechoJara.
- Mam ponure przeczucie, co do tego – powiedział grobowym głosem, rozdarł kopertę po czym zagłębił się w treść otrzymanego pisma. Po chwili można było zauważyć jak pobladł, westchnął tylko - „Perły” i ciężko usiadł w swoim kapitańskim fotelu.
- mawete co jest? – dopytywali się członkowie załogi, którzy jeszcze nigdy nie widzieli swego nieustraszonego kapitana w takim stanie. Ten nic nie mówiąc wręczył im otrzymane pismo.
- To z międzygalaktycznego urzędu podatkowego! – krzyknęła Haletha, która pierwsza przebrnęła przez pismo. mawete tylko kiwnął głową na potwierdzenie
- Chcą od nas 90% udziału od zdobytych łupów za wydanie oficjalnego pozwolenia kaperskiego. Mamy miesiąc lunarny na odprowadzenie zaległych opłat do odpowiedniego urzędu imperatorskiego inaczej naślą na nas odziały komandosów-komorników pod wodzą bezwzględnej marszałek pól kosmicznych Zyty i zarekwirują wszystko co ma jakąś wartość, statek oddadzą na licytację, a nas sprzedadzą na imperialnym targu niewolników.
- No tak, do niedawna to dwie rzeczy były pewne: podatki i śmierć. Od chwili wynalezienia klonowania pozostały tylko podatki. – rzekł smętnie Rodion
Zapadła grobowa cisza.
- To co robimy kapitanie? – zapytał ktoś w końcu. Wszyscy wiedzieli, że z LechoJarem nie ma żartów, mieli go nawet w poważaniu Czarni i Siwi Lordowie, bez potrzeby z nim nie zadzierali. Wiedzieli czym to by się mogło skończyć. Bojówki „Pięknego Romana” oraz „Brązowego Andrzeja” niejedną planetę doprowadziły do upadku. Szerzona przez nich ideologia zamawiania pięciu piw na raz prowadziła do głębokiej demoralizacji młodzieży, a oddziały tzw. „moherowych beretów” - ubranych w biało-czerwone kombinezony żołnierzy z planety Klewki potrafiły walczyć jak mało kto. Inteligencji nie było w nich za grosz, jednak oddanie i uwielbienie dla swoich przywódców tworzyły z nich najgorszy typ wojownika – fanatyka.
- Płacimy?
Na te słowa mawete poderwał się z fotela.
- CO to, to nie! Nie damy się zastraszyć! Jesteśmy WOLNYMI piratami! WOLNYMI słyszycie! Żadne zmutowane kaczory nie będą nami rządzić, a tym bardziej naszą kasą! Uczciwie ją zrabowaliśmy! – Wszyscy zaczęli kiwać potakująco głowami. Po chwili zaczęto wznosić okrzyki:
- Co racja, to racja!
- Dobrze mówi, piwa mu polać!
- Na pohybel LechoJarowi!
mawete patrzył na członków swojej załogi i był z nich dumny, tego się właśnie po nich spodziewał. Z nimi mógł wędrować przeciwko Nursowi, Ba’alowi, Dzejesowi, Fidelowi i innym Czarnym Lordom, mógł iść także z nimi przeciw całemu Imperium.
- Zniszczymy ten system od środka! Niebawem runie na nas cały ciężar furii wroga. Zwyciężymy, lecz czkają nas: KREW, ZNÓJ, ŁZY I POT. Obronimy naszą Holerę bez względu na cenę, będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na lądowiskach, będziemy walczyć na polach i na ulicach, będziemy walczyć na wzgórzach, nigdy się nie poddamy! To co się stało z pierścieniem to nie jest koniec. To nie jest nawet początek końca. Ale to jest, być może, koniec początku! Kiedyś będą o nas mówić, że nigdy w historii tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak niewielu! – mawete przemawiał coraz bardziej zapalczywie – A teraz Studnia podaj browar dla wszystkich!
To ostatnie zdanie wywołało dopiero prawdziwą burzę entuzjazmu.
- Niech żyje!!!

Tomcich - 21 Stycznia 2007, 01:56

To jeszcze raz ja :P mam nadzieję, ze taką porcję grafomani wytrzymacie. :mrgreen:
Ostrzegam, że długie. ;P:
O TEMPORA

- mawete możesz na chwilę podejść – głos gorata zdradzał niepokój – Coś dziwnego się dzieje.
- Hmmm, faktycznie, wszystkie przyrządy wariują. Co to może być?
- Nie tylko przyrządy nawigacyjne! – zauważyła Wiedźma – spójrzcie na zegarki, też niezwykle chodzą.
- Zegarki.... – dareko zamyślił się na chwilę – radziłbym wam sprawdzić jak tam z polem chronotemporalnym.
- Z czym? – dopytywał się Pako
- Z polem chronotemporalnym, to taka przestrzeń w której następują zaburzenia czasoprzestrzenne spowodowane niestabilnym zachowaniem się chronomów, czyli kwantów czasu.
- Nie wiem o czym on do mnie mówi, ale nie brzmi to ciekawie. Zabierajmy się stąd! – mawete jak zwykle potrafił ocenić sytuację.
- Kapitanie, nie możemy sterować statkiem, coś nas wsysa! – krzyknął gorat
- Krisu pełna moc silników!
- Robię co mogę, już pracują na 150 % mocy, docisnę jeszcze trochę i cały statek pójdzie w PiS-du.
- PO-pracuj nad tym jeszcze trochę.
- Kapitanie za oknem widać drugą Holerę!!! – krzyknął Pako
- Co!! To niemożliwe
Niestety pomimo heroicznych wysiłków całej załogi Latającej Holery, statek był coraz bardziej pochłaniany przez zaburzenie czasoprzestrzenne. Na chwilę rozbłysły wokół konturów statku niebieskie iskierki, a po chwili z głośnym DUP! Statek zniknął z zajmowanej przez siebie czasoprzestrzeni.
________________________________________________________________________
- Ciemność, widzę ciemność!!!
- No cholera, żadne układy nie działają, jedyny plus tego, że i ta maszyna robiąca PING jest cicho – mawete starał się znaleźć dobre strony obecnej sytuacji.
- Ma ktoś jakieś źródło światła? – zapytała Haletha
- Chwila ja coś mam. – rzekł mawete, po czym wyjął z przepastnych kieszeni swego kombinezonu starożytną zapalniczkę.
PSTRYK!
JEBUDU!!!!
W jednej chwili otaczająca ich czerń została rozdarta w oślepiającym rozbłysku. Wszyscy odruchowo zamknęli oczy, jednak cały czas pod powiekami widzieli latające gwiazdki.
- Co to było? – wykrztusił mawete
DUP!
_________________________________________________________________________
- Co to było? – powtórzył mawete
- Myślę, że chyba mogę to wyjaśnić – powiedział, jak zwykle nieoceniony dareko
- No to słucham, najlepiej ze szczegółami– mawetemu ciągle pod powiekami krążyły iskierki po wybuchu - i zimnym piwem w ręce – dorzucił w stronę Studni
- Jak już mówiłem – rozpoczął dareko – to najprawdopodobniej zaburzenie chronotemporalne, to jest czasoprzestrzenne – wyjaśnił szybko na widok wzroku mawete - Było ono na tyle silne, że wyrzuciło nas z naszej przestrzeni i czasu.
- OK. To mam teraz pytanie, gdzie nas wyrzuciło?
- Sądząc z tego czego byliśmy świadkiem wyrzuciło nas w ogóle poza obręb przestrzeni i czasu, przed Wielki Wybuch.
- Co??? Gdzie??? Kiedy???? – głos mawete zdradzał zaskoczenie.
- Przed Wielki Wybuch, to właśnie dlatego nic nie działało i było tak ciemno, bo niczego jeszcze nie było.
- A to JEBUDU! To co?
- Śmiem przypuszczam, że to właśnie Wielki Wybuch. Kiedy zapaliłeś zapalniczkę dostarczyłeś do tego układu sporą ilość energii i zapoczątkowałeś reakcję łańcuchową powołując do istnienia ten wszechświat.
Cała załoga z osłupieniem wpatrywała się w przemawiającego robota. To co słyszeli nie mieściło się w ich głowach.
- Studnia podaj Nikityczówki, Perła na tą rozmowę jest za słaba – rozkazał mawete – A teraz gdzie jesteśmy?
dareko podszedł do konsoli sterującej i coś na niej sprawdził
- Sądząc po odczytach z urządzeń, znowu nas rzuciło w czasie – odparł
- Ale gdzie i kiedy? – dopytywała się Haletha
- Tego jeszcze nie wiem, urządzenia co prawda działają, ale ciągle dają dziwne odczyty... – przerwał nagle bo statkiem zaczęło nagle rzucać.
- Maszynownia co jest?!
- Chyba coś się uszkodziło przy tym wybuchu – odrzekł krisu – tracimy moc, silniki są mocno przeciążone, jeszcze trochę i wybuchną, musimy gdzieś wylądować i je dokładnie obejrzeć.
- Pako sprawdź czy coś znajdziesz.
- Kapitanie, nie ma nic w zasięgu naszych skanerów, jakieś kosmiczne śmieci tylko latają. Nie mówię już o podwyższonym promieniowaniu. Gorąco tam na zewnątrz jak w środku ognistej góry.
- Słyszałeś krisu nie ma szans na lądowanie.
- OK. W takim razie nie poradzimy sobie z przegrzanym paliwem, musimy upuścić część plazmy napędowej, utracimy przez to sporą część mocy i aby to zrównoważyć musimy również pozbyć się części rzeczy które są na pokładzie.
- Słyszeliście załoga, do sprzątania! Rodion bierz majtków i wszystko co zbędne za burtę!
Załoga rozbiegła się w pośpiechu, po chwili za burtę trafiły tony zapasów zrobionych przez zapobiegliwych piratów. Rodion i jego ekipa sprzątaczy była bezwzględna, Tom Cich pozbył się w ten sposób swojej ukochanej kolekcji potworów z Krakersem przytarganym z pokładu „Bluebell”, Lu utraciła między innymi 15 szaf wypełnionych samymi tylko boa zakupionymi na różnych bazarach wszechświata, gremlinek natomiast nie mogła odżałować 20 skrzyń z różnokolorowymi koralikami bezceremonialnie wyrzuconymi za burtę. Nawet mawete poddał się nastrojowi i z ciężkim sercem wyrzucił za burtę opróżnioną właśnie flaszkę po Perle. Po chwili krisu rozpoczął manewr zrzutu przegrzanego paliwa, a gdy skończył....
DUP!
Holera znowu wykonała skok w czasie, jednak pozostała plazma zaczęła gromadzić się we wspólnym środku ciężkości. Po kilkunastu milionach lat skupiły się na tyle, że ciśnienie wewnętrzne panujące w środku tego zlepka zapoczątkowało reakcję łańcuchową i rozbłysk nowej gwiazdy. Z pozostałych śmieci powstało natomiast kilka planet i ich księżyców. Niebagatelną rolę odegrała biologiczna kolekcja Tom Cicha dzięki której na trzeciej planecie od nowego słońca zaczęło powoli tworzyć się życie.
_______________________________________________________________________
- Jak tam operacja zrzucania paliwa krisu?
- Wszystko poszło zgodnie z planami. Wybuch już nam nie grozi. – zaraportował przez interkom wywołany.
- mawete rzuć okiem na monitor! – zawołał Pako patrząc na urządzenia – Pojawiła się pod nami planeta. Wygląda bardzo obiecująco. Warunki nadają się do życia, może tam wylądujemy i ocenimy szkody?
- OK. Zgoda. Załoga przygotować się do lądowania. krisu będziesz miał kilka chwil, żeby zerknąć na uszkodzenia, ale postaraj się to załatwić w miarę szybko, nigdy nie wiadomo kiedy ani gdzie nas znowu rzuci.
Po chwili statek opuszczał się już na planetę. Przeleciał nad kilkoma kawałkami błękitnego oceanu i zielonego lądu zanim w końcu znalazł odpowiednie miejsce do lądowania. Gdy osiadł już bezpiecznie na ziemi na zewnątrz wyszedł krisu ubezpieczany na wszelki wypadek przez gorata i Nexusa.
- Co tam widać krisu – zapytał mawete popijając chłodne piwko.
- Na całe szczęście nic poważnego. Potrzebuje jakiejś godzinki i możemy lecieć dalej. To paliwo spuściliśmy w samą porę, gdyby nie to nawet nie chcę myśleć co by się z nami stało.
Po godzinie ekipa naprawcza wróciła do środka statku i wszyscy udali się do sterówki przedyskutować sytuację.
- Wszystko naprawione mawete – zaraportował krisu – możemy ruszać.
- OK. No to odpalać wszystkie systemy. Startujemy!

Nim jednak nastąpił start rozbudzony niedawnymi porządkami Sasori też postanowił zrobić porządek w swoim kuble. W czasie gdy w sterówce załoga dyskutowała nad dalszym kierunkiem lotu, on wybrał ze swojego pojemnika kilka par używanych skarpetek oraz gaci, nadpleśniałe obierki od jabłek i jeszcze kilka innych, podobnych skarbów po czym ruszył w kierunku włazu Holery, aby wyrzucić je na zewnątrz. Kiedy otworzył go ujrzał przed swoimi oczami łeb T-Rexa obwąchującego nieufnie nowo napotkany obiekt na swoim terytorium. T-Rex zaskoczony tym niespodziewanym pojawieniem się otworzył paszczę i wydał imponujący ryk.
- Czego się drzesz? – zapytał ze stoickim spokojem zielony stworek – płaci ci ktoś za to?
Po czym rzucił swoje śmieci wprost pod łapy zwierza, zamknął właz i udał się na odpoczynek do kubła.
T-Rex nie był przyzwyczajony do takiego zachowania swoich przeciwników, z reguły wszyscy przed nim uciekali. Popatrzył zdumiony na to co zostało mu rzucone pod łapy, schylił głowę i zaciągnął się jeden raz, drugi, trzeciego nie zdążył już zrobić. Brudne gacie stały się bronią biologiczną o niespotykanym zasięgu. Po chwili przewrócił się, wyciągnął wszystkie cztery łapy w górę i tak już pozostał.
DUP!!!
Holera ponownie zniknęła z tego czasu i przestrzeni jednak to co się wydarzyło na planecie było nie do odwrócenia. Los wszystkich dinozaurów został przesądzony, małe ssaki przejęły dominację na planecie
________________________________________________________________________
- Znowu! – głos mawete zdradzał już znużenie – Ta czasowa czkawka zaczyna mnie męczyć. Dareko, kiedy to się może skończyć?
- Nie mam pojęcia, takie coś jest bardzo rzadkie. Możemy się błąkać w czasie i przestrzeni jeszcze długo.
- Mam nadzieję, że jednak krócej.
- Gdzie tym razem nas rzuciło, a raczej kiedy?
- Ciężko to określić, ale na planecie powstała chyba jakaś cywilizacja. – rzekł Rodion obserwując monitory – Popatrzcie na te wyspę na środku oceanu, widać tam jakieś budynki, port.
- OK. Zobaczymy co tam jest. Weźmiemy łazik, włączymy maskowanie i schodzimy na powierzchnię.
Kto idzie? – mawete rozejrzał się po członkach załogi – Nie wiadomo co nas tam spotka więc biorę Nexusa, Studnię, Madzik, Rodiona i gorata.
Po drobnej chwili łazik parkował już w okolicach portu.
- Wychodzimy, tylko po cichu, starajcie nie rzucać się w oczy. Choć w waszym przypadku to raczej trudne.
- spojrzał na zabranych członków załogi.
Ruszyli szybko w kierunku miasta, po momencie mawete przystanął
- Tam jest jakaś knajpa – powiedział i wskazał kierunek ręką – mój nos mnie nigdy nie myli.
Gdy podchodzili po cichu do budynku, ciężko wytoczył się z niego jakiś osobnik, który stanął pod ścianą i pozwalał ulżyć swojemu pęcherzowi. Gdy skończył rozejrzał się dookoła i jego wzrok padł na ukryte w mroku postacie. Widać było wielki wysiłek myślowy malujący się na jego czole, a po chwili wyraz grozy przyozdobił jego twarz i z okrzykiem „Straże!!! Demony atakują!!!” – rzucił się do ucieczki.
- Zmywamy się. – rozkazał szeptem mawete – za chwilę zlecą się tu ludzie z całego miasta.
Miał rację, jak tylko zaczęli się oddalać, nadbiegli strażnicy uzbrojeni we włócznie oraz miecze z brązu i ruszyli ich tropem. Nim dotarli do miejsca w którym nasi bohaterowie ukryli łazik, już ich tam nie było. Bezpiecznie dokowali na pokładzie Holery. Jeden z bardziej dociekliwych żołnierzy przyglądał się śladom zostawionym na brzegu, a po chwili schylił się i coś podniósł z ziemi.

- No i jak tam rekonesans – Zapytała Haletha
- Musieliśmy dość szybko się ewakuować, wzbudzaliśmy niezdrową sensację – skwitował to tylko mawete
- A ty czego tak szukasz? – zapytał Nexusa który nerwowo przeszukiwał swoje ubranie.
- Wydawało mi się, że powinienem mieć przy sobie atomowy granat plazmowy, ale nigdzie nie mogę go znaleźć.
- AGP! A po coś to brał ze sobą, to się do niszczenia całych miast nadaje! – wykrzyknął Studnia
- Zawsze przy sobie noszę, to takie moje małe zabezpieczonko – uśmiechnął się – Ech trudno, pewnie zostawiłem go w kabinie.
DUP!!!
- Królu mój i władco, ten oto chłop zapewnia, że widział na własne oczy demony, które napastowały go po wyjściu z oberży.
Król niechętnie miał kontakt z pospólstwem, ale tym razem sprawa była ciekawa.
- Mów jak one wyglądały – zwrócił się do klęczącego z głowa przy posadzce poddanego
- Panie mój, to było straszne. Czworo z nich wyglądało na podobieństwo ludzi, ale świeciły im się na czerwono oczy, niezawodny znak demoni. Najgorszy był jednak ten ostatni. Potwór prawdziwy, ciężko go opisać.
- Głupiś i łżesz jak pies – stwierdził władca patrząc na niego z niesmakiem - zabrać go i wychłostać przejdzie mu ochota na żarty.
- Panie mój i królu, on raczej nie kłamie – powiedział jeden z żołnierzy obecnych w komnacie – Byłem w grupie pościgowej za tymi demonami i mogę poświadczyć, że ślady jakie zostawili były bardzo dziwne. Dodatkowo znalazłem to na plaży – powiedział i wyciągnął z za pazuchy dziwny okrągły przedmiot z czerwonym guziczkiem, po czym wręczył go władcy.
- Ciekawe co to jest – powiedział władca – faktycznie to nie wygląda na wykonane ręką człowieka. Może to prezent zesłany przez bogów specjalnie dla mnie.
Oglądał go ze wszystkich stron i co chwila muskał palcem czerwony przycisk.
- Panie proszę, lepiej to odłóż, to nie są rzeczy zesłane przez bogów, raczej przez demona – odważył się odezwać żołnierz który to przyniósł.
- Zamilcz, psie – krzyknął władca – nikt mi nie będzie mówić, że białe jest białe, a czarne jest czarne. – Po czym nacisnął przycisk.
KABUUUMM!!!!!
Po chwili wyspa wraz ze wszystkimi mieszkańcami pogrążyła się w odmętach oceanu, a historie o przyczynach jej upadku krążyły wśród ludzi przez wiele pokoleń.
_______________________________________________________________________
- No to gdzie teraz jesteśmy – mawete był dociekliwy
- Powoli zbliżamy się chyba do naszych czasów – odrzekł dareko
- OK. To robimy przelot ze wschodu na zachód i rozejrzymy się co się tutaj dzieje. Krisu odpalaj silniki.
Latająca Holera powoli przecinała nieboskłon. Lot ten nie pozostał niezauważony. Obserwowało go uważnie trzech mężczyzn, byli oni astrologami i z racji zawodu często spoglądali w niebo, nie widzieli jednak jeszcze w swoim życiu tak dziwnie zachowującej się gwiazdy. Postanowili wyruszyć na wielbłądach jej śladem uznając ją za cudowny znak, na wszelki wypadek w najbliższym sklepie pustynnym zaopatrzyli się w odpowiednie podarki i ruszyli w drogę.
DUP!!!!
_______________________________________________________________________
- A teraz gdzie jesteśmy? – mawete był coraz bardziej skołowany i zły
- Tam gdzie lecieliśmy, na zachodzie – odrzekł dareko
- Tak, ale chyba czas jest już inny – rzucił kąśliwie kapitan.
- No, chyba tak. Patrząc po architekturze to jesteśmy kilka wieków do przodu.
- OK. chwilka odpoczynku. Lądujemy. Tam chyba jest jakieś miasto.
Po chwili wokół Holery zebrał się tłum mieszkańców, ludzi o miedzianym kolorze skóry. Gdy tylko rozwarł się właz Holery i pojawił się w nich mawete padli na kolana i zaczęli oddawać mu pokłony. Po chwili za jego plecami pojawił się Sasori
- Chyba nas tu lubią – stwierdził – można by to wykorzystać. Nie mam nic przeciwko byciu czczonym.
Ponieważ mawete też nie miał nic przeciwko temu postanowili sobie zrobić chwilkę odpoczynku, zanim anomalia czasowa znowu ich gdzieś nie przerzuci. Był on nawet na tyle wspaniałomyślny, że postanowił wnieść kaganek cywilizacji w ten ciemny lud i pozwolił Studni nauczyć ich warzenia dobrego piwa.
DUP!!!!
Po ich odejściu wśród tubylców cały czas krążyły legendy o dobrych bogach o białych twarzach, którzy przybyli ze wschodu wraz z zielonym, pierzastym wężem.
______________________________________________________________________
- A teraz gdzie jesteśmy? – pytanie mawete było już standardowe, podobnie jak i odpowiedź dareko
- No do końca to nie wiem. To chyba jakieś pole bitwy. Widzę, że szykują się do obrony jakiegoś miasta.
- No to przyjrzyjmy się chwilkę – rzekł mawete. Na te słowa wszyscy ruszyli w kierunku okien, aby móc popatrzeć.
Przez jedno z zachodnich okienek wyjrzała Wiedźma, zauważyli to żołnierze szykujący się do obrony.
- Patrzcie, patrzcie, to cud. Piękna Panna patrzy na nas z góry!!! – zaczęli krzyczeć – Bić bolszewika, mamy pomoc z góry!!!
Przez okienko na wschód wyglądał gorat i to nie uszło uwagi żołnierzy, tym razem strony atakującej.
- Patrzcie mają po swojej stronie szatana, nie wygramy, nie mamy szans - zaczęli lamentować. Po niedługim czasie ich atak uległ załamaniu, a zwycięskie wojska triumfowały.
DUP!!!
_______________________________________________________________________
- I znowu nie wiadomo gdzie, ani kiedy jesteśmy – denerwował się mawete przedzierając się przez jakieś chaszcze.
- Spokojnie kapitanie – Rodion próbował go jakoś uspokoić.
- Spokojnie, spokojnie – przedrzeźniał go mawete– całe szczęście, że w tym fyrtlu mają choć dobrą gorzałę. No zbliżamy się do łazika, pakuj fanty do środka i startujemy. Mam tylko nadzieję, że za bardzo nie wpłynęliśmy na historię tego świata.
- My, a niby jak? Zachowujemy się przecież bardzo dyskretnie – odrzekła towarzysząca im gremlinek
Po chwili obłok kurzu podniósł się z miejsca gdzie startował pojazd. Świadkiem tego zdarzenia był siedmioletni chłopiec bawiący się przed domem. Długo patrzył na dziwny pojazd wznoszący się w niebo, domyślał się co to jest, bądź co bądź oglądał w tym roku lądowanie człowieka na Księżycu.
- Robercie, chodź do domu, kolacja – zawołano go z domu
Niechętnie porzucił swój punkt obserwacyjny i ruszył na posiłek. Już wiedział czym będzie zajmował się w przyszłości. Będzie opisywał takie historie jakich był świadkiem przed chwilą. N0o i ten mały futrzak był bardzo fajny.
DUP!!!
______________________________________________________________________
Latająca Holera pojawiła się w swoim czasie i miejscu na chwilę przed swoim zniknięciem.
- O patrzcie, tam my jesteśmy – rzekła wesoło gremlinek
- krisu pełna moc silników. Musimy się wyrwać z tego pola bo jak nas znowu wessie to wpadniemy w pętle czasową i będziemy w niej krążyć do usr...śmiechniętej śmierci – rzekł mawete
- Tak jest, silniki sprawne, lecimy.
Latająca Holera wyrwała się z objęć pola chronotemporalnego. Znowu czekały na nią zwykłe problemy w postaci Czarnych Lordów i żołnierzy Mrocznego Imperium, ale to już była pestka w porównaniu z tym co do tej pory przeszli.

Agi - 21 Stycznia 2007, 02:13

:bravo Tomcich, świetne :mrgreen:
Aga - 21 Stycznia 2007, 08:59

:bravo :bravo :bravo Genialne! I jaki piękny Churchill :mrgreen:
W końcu wiadomo, dlaczego nasz Ojciec Redaktor zajął się fantastyką :mrgreen: Wszystko dzięki Holerze.

elam - 21 Stycznia 2007, 09:32

:bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo
:bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo
:bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo :bravo

- Tomcich, ty powinienes cos do druku poslac....

Haletha - 21 Stycznia 2007, 12:38

Brawo Tomcich! Twój przedostatni odcinek znakomicie pasuje do moich odległych planów wątku kryminalnego. Moherowe Berety muszą nas złapać, byle nie za szybko:>
Fearfol - 21 Stycznia 2007, 12:41

Taki mały kurs historii nam zafundowałeś, genialnie, chylę czoła przed tobą, chciało ci się tak dużo pisać i to w nocy, niesamowite. :bravo
Haletha - 21 Stycznia 2007, 14:14

Indy Jones, uczeń technikum budowlanego, ze stęknięciem odrzucił łopatę i rozprostował kręgosłup. Nie lubił swojej szkoły, a już w szczególności nie lubił praktyk. Grzebanie się w ziemi jest takie nudne i męczące. Kiedy skończy już tę szkołę, do której posłała go zapobiegliwa mama, na pewni będzie się zajmował czymś innym.
- Głupia łopata, głupie błoto – mruczał Indy wyglądając z rowu w poszukiwaniu manierki z wodą – Żeby chociaż było w nim coś ciekawego, nie same rury... Cholerna manierka, wpadła mi w dziurę.
Chłopiec niechętnie wsadził rękę do dołka, który wiercił od dwóch godzin markując solidną pracę. Nieoczekiwanie jednak wyczuł pod palcami coś twardego i kanciastego... Była to skrzynia. Pod nią następna. I jeszcze jakiś tobołek!
- Co tam masz, kolego? – zainteresował się spacerujący obok sir Savikol, właściciel gruntu pod budowę pałacyku.
- No właśnie – pochodzący z odległego Śląska majster Rafał jednym skokiem znalazł się przy podopiecznym...

Dwa dni później przed włościami nieszczęsnego dżentelmena stał już zaparkowany policyjny czarny adler. Detektywi Sculder i Mully palili cygara, czekając cierpliwie aż generalny konserwator Eta skończy streszczać Savikolowi ustawę o ochronie zabytków.
- To ty dokonałeś tego odkrycia? – panna Mully uśmiechnęła się do Indy’ego, który na polecenie majstra instalował dookoła transparentne taśmy i drut kolczasty – Należy ci się dziesięć procent wartości znaleźnego. Albo nawet dwadzieścia.
- Oczywiście kiedy już bezprecedensowe znalezisko zostanie dokładnie zbadane, opisane i wycenione – wtrącił rzeczowo Sculder i nasunął na oczy kapelusz o szerokim rondzie.
- A ja?! – sir Savikol nie wytrzymał i począł miotać się w prewencyjnie nałożonych łańcuchach – To zostało odnalezione na mojej posesji! Mam pozwolenie na budowę i nie prosiłem tu policji ani archeologów! Poskarżę się Izbie Lordów!!!
- A skarż się pan – Eta uśmiechnął się złośliwie – Skarbem Narodów interesuje się już cały świat. Trzecia Rzesza uważa go za spuściznę starożytnej kultury Germanów i nie pozwoli, żeby dostał się w prywatne ręce.
- Ja jednakowoż sądzę, że znalezisko ma pochodzenie pozaziemskie. Świadczą o tym zarówno...
- Proszę państwa, spokój – reporterka New York Times Emilia zmitygowała kłócących się – Pozwolicie mi chyba przeprowadzić wywiad z tym młodym bohaterem. Chłopcze, kim chciałbyś zostać w przyszłości?
Indy wypuścił drut kolczasty, którym czyścił sobie paznokcie, i zamyślił się głęboko. Dotychczas nie zastanawiał się co będzie robił jako osoba dorosła. Wiedział tylko, że nie będzie to w żaden sposób związane z pracami ziemnymi. Teraz jednak nie był tego taki pewien. Skarb, który kryła działka budowlana szkockiego arystokraty był tak... niesamowity. I nie chodziło nawet o jego osobliwy wygląd. Od ukrytych w skrzyniach i pakunkach przedmiotów biła niezwykła moc i diabelnie kuszący zapach przygody.
Dwadzieścia skrzyń koralików wykonanych z tajemniczych tworzyw.
Piętnaście skrzyń boa z piór pochodzących od niezidentyfikowanych ptaków.
Dziewięć ogromnych pojemników wypełnionych formaliną. W formalinie pławiące się truchła dziwacznych stworów. Podobno sąsiad sir Savikola, niejaki Tolkien, na ich widok wpadł w ekstazę i zaczął krzyczeć coś o swojej powieści.
I najlepsze. Szklana flaszka z tajemniczym napisem „Perła”.

Indy Jones głęboko wciągnął powietrze. Odkrycie pomogło mu dokonać właściwego życiowego wyboru. Teraz był już pewien.
- Zostanę... Archeologiem.


Tomcich - 21 Stycznia 2007, 15:17

:bravo :mrgreen: :bravo
Super :lol:

gorim1 - 21 Stycznia 2007, 15:26

dawno się tak nie uśmiałem :bravo
Aga - 21 Stycznia 2007, 16:27

:bravo Świetne, Haletha!
Agi - 21 Stycznia 2007, 17:15

:bravo Haletha, znakomite :!: Na bieżąco uwieczniasz życie Forum :mrgreen:
Słowik - 22 Stycznia 2007, 13:00

Coraz piękniej się hermetyzujemy.
:bravo dla wszystkich!

Tomcich - 27 Stycznia 2007, 19:11

Co taka cisza Holerycy :?: Pobudka :!: :!: :!: :mrgreen:

Opowieść w kilku odcinkach (ilu to nie wiem bo jeszcze piszę) :mrgreen:

URLOP CZ I
Pewnego dnia, oczywiście w statkowej kantynie, mawete popijając Perłę, po głębokim namyśle stwierdził:
- Wiecie co? Mam już tego dość, cały czas się nam coś przydarza! Jak nie Czarni lordowie, to żołnierze Imperium, a jakby tego było mało to ostatnio nawet nami w czasie rzucało. Mam pomysł, pora na urlop! Pirat też zasługuje na chwilę relaksu!
Załoga była w szoku, ich kapitan chce im odpoczynek zafundować, że sobie to zrozumiałe, ale skąd ta dobroć dla załogi?
- Haletha, Pako poszukajcie jakiejś planety w pobliżu, najlepiej bezludnej, bez żadnej techniki, co by ciepło było, zielono, jakaś czysta woda, jakieś góry, no i żeby Studnia nie miał za daleko z roznoszeniem drinków.
Wszyscy udali się do sterówki i stłoczyli dookoła komputerów nawigacyjnych. Po chwili raport był gotów.
- W najbliższej odległości do 40 parseków nie ma nic, aż tak idealnego, aczkolwiek... – Pako zawiesił głos.
- Tak?
- Aczkolwiek – Pako próbował przeciągnąć chwilę gdy znajdował się w centrum zainteresowania całej załogi.
- Aczkolwiek to sobie na pralkę przyczep! Mów zaraz co wiesz, bo ci ślinianki obadam! – mawete łatwo tracił cierpliwość.
- Aczkolwiek niedaleko jest fajna planetka, problem w tym, że zamieszkana – Pako dokończył jednym tchem.
- Zamieszkana, to nie, odpada, cywilizacja jest dla nas zbyt niebezpieczna – stwierdził mawete
- Tylko, że tam cywilizacja w chwili obecnej jest na etapie kuszy, więc może zaryzykujemy?
- Hmmm? – mawete zaczął się głęboko zastanawiać
- Na zdjęciach widać fajną plażę nad jeziorkiem w górach, temperatura wody w sam raz – kusiła Haletha
- Tom Cichowi dobrze by zrobiło rozprostowanie nóg na świeżym powietrzu – Gremlinek dalej pełniła funkcję oddanej pielęgniarki.
- Można by uzupełnić zapasy. Teletubisie się już prawie skończyły – powiedział Rodion
- No to postrzelamy sobie do ruchomych celów, co Nexi? – Madzik puściła oczko do Nexusa i zakręciła swoim Vesperem na palcu od ręki.
Lu rzuciła jej krzywe spojrzenie, a potem z szerokim uśmiechem zwróciła się do mawete
- No zgódź się kapitanie, będę mogła przymierzyć swoje nowe bikini – powiedziała kusząco mrużąc oczy.
- No i nic tak nie smakuje, jak Perełka uwarzona na świeżej wodzie źródlanej – dorzucił Studnia
Nie wiadomo co przeważyło, troska o Tom Cicha, niechęć do potrawek z bakłażanów Martvej, chęć ujrzenia Lu w nowym kostiumie kąpielowym, czy wyobrażenie oszronionego kufelka z Perłą, dość rzec, że mawete podjął decyzję.
- No dobra, to lecimy na tę planetę. Na Holerze zostaje tylko niezbędna załoga, reszta schodzi na powierzchnię odpoczywać.
Nim dokończył mówić nikogo już w sterówce nie było, każdy już pakował niezbędne rzeczy.
__________________________________________________
CDN niebawem.


O tym co się wydarzy na planecie, jak będzie tam upływał czas naszej załodze oraz jakie nowe postacie pojawią się w naszej historii dowiecie się niebawem. 8) Może nawet dzisiaj, jak tylko uda mi dokończyć kolejny odcinek. :mrgreen:

Agi - 27 Stycznia 2007, 19:16

No wreszcie :D Już się martwiłam, że wątek wysechł :mrgreen:
Haletha - 27 Stycznia 2007, 19:46

Haletha wdziała zielone szorty, zaś workowate spodnie kombinezonu z rozmachem rzuciła za siebie. Potem wkopała pod łóżko laptop pokryty farfoclami kurzu (majtkowie Rodiona nie sprzątali prywatnych kajut załogi).
Wakacje, jak wspaniale! Na pewno będą obfitować w ciekawe wydarzenia, które będzie można przerobić na opowiadanie. Oby tylko - spojrzała z obawą na swoją nową kreację - nie okazał się to short.
Kto wie, może wreszcie uda mi się zadebiutować w periodyku Horror, Groza i Wampiry? Potem Golan, Rogat i Biały założą Żółwikowi wątek w Lidze Mistrzów. Obok Zgagi, Pianko, Norwega i Druku Mściwego. Ale będzie fajnie!
No, ale teraz też nie ma powodów do narzekania. Piratka wepchnęła do plecaka zestaw noży, kilka puszek Perły i zczytany egzemplarz Ostatniego życzenia śmierci. Była już gotowa do drogi.

gorat - 27 Stycznia 2007, 21:02

Haletha, przekombinowałaś :)
I znowu urlop mnie omija :roll: ;)

Tomcich - 27 Stycznia 2007, 22:53

URLOP CZ II
Czas szybko mijał Holerykom na planecie. Część zajmowała się polowaniem, inni łowili rybki lub opalali się na plaży popijając drinki serwowane przez Studnie, albo też, jak gorat, uganiali się za motylkami.
Pewnego dnia dziewczyny postanowiły udać się na przechadzkę w głąb puszczy okalającej urocze jeziorko. Gdy tak chodziły podziwiając piękno natury natrafiły na siedzącego na głazie, niezmiernie zasmuconego osobnika, który co rusz wzdychał. Na ich widok szybko poderwał się na równe nogi i wyciągnął miecz.
- Kim jesteście Panie!? – zakrzyknął trochę przestraszonym głosem – Czyżbyście były leśnymi demonami lub boginkami, które przyszły mnie porwać? Jeżeli tak, łatwo się Wam nie poddam!
- Nie, nie – zaprzeczyły szybko - Jesteśmy ludźmi, jak i Ty. Wędrujemy tak tylko po okolicy.
- Acha, a to szkoda – powiedział nieznajomy, a po chwili znowu ciężko westchnął i usiadł z powrotem na głazie.
- A Ty kim jesteś i dlaczego tak wzdychasz na skraju lasu?
- Jam jest sir Słowik, a właściwie jeszcze nie sir, tylko serek – odpowiedział
- Serek? – roześmiały się dziewczęta.
- Tak, serek, jestem dopiero zadatkiem na sira, muszę wsławić się jakimś odważnym czynem, aby zasłużyć sobie na rycerski pas. I dlatego tu siedzę, czekam na jakieś potwory, z którymi bym mógł stoczyć bój i wsławić się tym czynem, przez co otrzymałbym status rycerski. Jesteście pewne, że nie jesteście potworami, znacznie by mi to rzecz ułatwiło? – zapytał z nadzieją, a na kolejne, gorliwe zaprzeczenie znowu westchnął.
- A czemu tak chcesz rycerzem zostać? – zapytała Lu
- Zakochałem się w córce naszego władcy Duka, ona też mnie kocha. Żeby móc w ogóle myśleć o jej ręce muszę zostać rycerzem, czyli wsławić się jakimś niezwykle odważnym czynem, a że my raczej lud spokojny i wojen już od dawna nie ma to jedynie zabicie jakiegoś potwora by mi pomogło. Wyruszyłem z zamku przeszło pół roku temu i do tej pory nic. Podobno w tym borze miały żyć jakieś potwory, tak mi miejscowi opowiadali. Sami nie zapuszczają się w te lasy, a niedawno widzieli jasną łunę nad nim i od tego czasu słyszą jakieś dziwne dźwięki, głosy. To i czatuję tutaj.
- Aaaa, o miłość chodzi? – uśmiechnęła się Aga – jakie to romantyczne. A jak ma na imię?
- Najpiękniej na świecie – na twarzy Słowika widać było rozmarzenie – Corpse bride
- Że jak??? – dziewczyny były zszokowane
- No, Corpse bride – powtórzył Słowik
- Hmm, dość oryginalne imię – Anko próbowała ukryć uśmiech
- Bo tak naprawdę to nie jest jej prawdziwe imię tylko przydomek. Zaraz po urodzinach została przyobiecana jako żona księciu Draculi, gdy ten spieszył na zaślubiny potknął się tak nieszczęśliwie o przypadkowo zostawione grabie, że nadział się piersią na kołek od płotu. I tyle go ludzie widzieli. – Słowik potrząsnął smutno głową – od tej chwili przylgnęło do córki Duka to określenie i tak często zaczęto go używać, że niedługo i rodzina zapomniała jak ma ona naprawdę na imię. Dodatkowo brak było kandydatów do ożenku, ponieważ przypięto jej miano pechowej. - Zamilknął na chwilę a potem dodał:
- Zapraszam Was do karczmy, dzisiaj pewnie i tak nic z tego czekania. Choć wieczór będzie można spędzić w miłym towarzystwie.
- Ale my nie wiemy czy możemy tak iść.
- Czemu nie, przecież tam nie Biją. – zdziwił się Słowik.
Dziewczyny popatrzyły tylko na siebie. Madzik mruknęła „To może być ciekawe” i wszyscy wyruszyli. Po niedługiej chwili zobaczyli przed sobą wieś złożoną z drewnianych chałup krytych strzechą, a niedaleko jej centrum karczmę. Gdy tylko weszli do środka karczmarz szybko podbiegł do Słowika i zakrzyknął
- Słyszałeś nowinę, księżniczkę porwali!!!
- Kto, gdzie, kiedy???
- Hrabia count to uczynił jakiś miesiąc temu, podobno zamknął ją w jakiejś wieży chronionej przez straszliwego smoka.
- Miesiąc temu?! – Słowik był zrozpaczony – Nikt jej nie próbował ratować?
- Ależ próbowali, ich kości bieleją podobno pod murami wieży.
Słowik lekko zbladł, ale widać miłość była w nim silna i przezwyciężyła lęk.
- Trzeba ruszyć jej na pomoc, za zabicie smoka i uwolnienie córki Duke na pewno odda mi jej rękę! Wybaczcie drogie panie, ale muszę zaraz ruszać, nie ma czasu na żadne opóźnienia! – zwrócił się do dziewczyn.
- Poczekaj chwilę, może Ci pomożemy – powiedziała Lu
- Wy, białogłowy, jak wy możecie potrafić mi pomóc? – roześmiał się – Walka to męska rzecz i...
Nie zdążył dokończyć, albowiem Madzik wykonała na nim sławny chwyt podśliniankowy i na chwilę stracił przytomność. Gdy już podniósł się z podłogi inaczej na nie popatrzył.
- Jesteście pewne, że jednak żadnymi demonami nie jesteście? – I choć ponownie go zapewniły, że nie, to jednak chyba stracił do nich część zaufania.
- Poczekaj tu trochę, pójdziemy tylko po naszych przyjaciół i pomożemy Tobie, nie pozwolimy aby coś stanęło na drodze prawdziwej miłości. No i pomyśl o tych bielejących kościach, z naszą pomocą na pewno wygrasz.
Było widać, że szczególnie wzmianka o kościach wywarła na nim odpowiednie wrażenie, więc mruknął tylko; „Dobra poczekam” i zasiadł przy karczemnej ławie.
Po niedługim czasie dziewczyny były już przy jeziorku i przekonywały resztę załogi o konieczności pomocy
- To prawdziwa miłość - mówiła Aga
- Trzeba mu pomóc, to taki przystojny chłopak - popierała ją Lu
- No i będzie można się rozerwać - stwierdziła Madzik czyszcząca już broń.
- Kto chce może iść – stwierdził mawete rozciągnięty na hamaku, popijając Perełkę i słuchają ostatnich nagrać sławnej grupy CCCP – ja się nie ruszam z miejsca. Mam urlop – stwierdził z uśmiechem – Studnia jeszcze raz to samo!
- Tak jest szefie.
Po chwili silna grupa wsparcia ruszyła Słowikowi na pomoc.
_____________________________________________
CDN niebawem.


O tym co spotka ich na zamku, jak przyjmie ich władca oraz kto będzie im rzucał kłody pod nogi już niedługo :mrgreen: Prace nad kolejnym odcinkiem trwają :mrgreen:

Tomcich - 28 Stycznia 2007, 00:39

No i chwilowo część ostatnia

URLOP CZ III

- No, no ładna chałupa - stwierdził krisu patrząc na blanki ogromnego zamczyska.
- Wspaniały zamek – zachwycała się Wiedźma – tak pięknie komponuje się w krajobraz.
- Jak dla mnie za duży – stwierdziła gremlinek – i gdzie tu ogródek?
- Lubię takie klimaty, zamki, faceci z mieczami – mruczała pod nosem widocznie zadowolona Anko
- Ooo, tam to chyba jakaś świątynia stoi – wskazał ręką Tom Cich na budynek w pobliżu, ruszyli w jego kierunku.
- To chyba jakaś świątynia eN-eFa – stwierdził Tom Cich przypatrując się budynkowi przypominającemu trochę starodawny budynek redakcyjny – pamiętam jak w czasach młodzieńczych nieraz na niego polowałem, wtedy jeszcze eFem się nazywał. Każdy upolowany egzemplarz poddawałem wnikliwym badaniom xenologicznym, to były piękne czasy. Potem jednak coś się popsuło, ale jednak do obecnych dni lubię od czasu do czasu przechwycić jakiś egzemplarz do badań, choć obecnie można wyłowić na rynku i inne, czasami lepsze.
Po chwili podszedł do nich uśmiechnięty Słowik
- Mamy szczęście, dzisiaj jest dzień audiencji, załatwiłem nam wejściówkę. Idziemy do sali audiencyjnej, po skończeniu zwykłych posłuchań zostaniemy przyjęci na prywatnym spotkaniu.
Ruszyli szybkim krokiem w kierunku zamku, nikt nie zwrócił uwagi na drobnego człowieczka, który przysłuchiwał się ich rozmowie pod świątynią, a po ich odejściu zniknął w jej wnętrzu.
Słowik prowadził całą gromadę labiryntem korytarzy w głąb zamczyska. Po kilkunastu minutach stali już w wysokiej sali, w której przy ścianie po drugiej stronie, na złoconym tronie siedział Duke i ze znudzoną miną przysłuchiwał się wylewającym swe żale poddanym. Przy jego siedzisku stał muskularny mężczyzna dzierżący przy boku broń w postaci „gwiazdy zarannej”. Jak to wyjaśnił Słowik był to słynny wojownik MrMorgenstern pochodzący z barbarzyńskiego kraju, mistrzowsko władający swoją bronią, który dzięki swej lojalności został kapitanem gwardii Duka. Tymczasem poddani przychodzili z różnymi problemami, jeden skarżył się, że mu sąsiad miedzę przyorał na trzy palce, inny, że żona sąsiada mleko odebrała jego krowom i że to na pewno czarownica, kolejny skarżył się na krasnoludki które mu do mleka nasikały, przez co cały udój się skwasił.
Załoga Holery przysłuchiwała się temu z niedowierzaniem i rozbawieniem, w końcu jednak ostatni interesanci wyszli i pozostali w sali wraz ze Słowikiem. Ten rozpoczął przemowę.
- Jaśnie umiłowany Duku, słyszałem o twym nieszczęściu związanym z porwaniem córki. Zgłaszam się na ochotnika w celu jej uwolnienia. Oczywiście jak mniemam, za zabicie smoka mogę liczyć na pasowanie na rycerza oraz rękę twojej córki.
- Dobra Słowik, masz moje słowo. – Duke był wspaniałomyślny – A kim są oni?
- To moi przyjaciele, którzy obiecali mi pomóc w tym zadaniu.
- Ale ja im żadnego wynagrodzenia nie funduję – zarzekł się od razu Duke. Na te słowa wystąpił Rodion.
- Szanowny Duku, nie chcemy żadnej nagrody, chcemy tylko aby twoja córka wróciła szczęśliwie do domu i dopomóc trochę temu oto młodzieńcowi. Ale, żeby do tego doprowadzić musimy znać więcej szczegółów. Kim jest ten count i czemu porwał twoją córkę, też chce jej ręki?
- count to jeden z moich sąsiadów. I gdyby tylko chciał jej ręki to by dostał, ale ten szubrawiec chce tylko okupu. Sam od niedawna nosi status nowożeńca, więc bigamia mu nie w głowie, zadowoli się ¾ moich ziem. A ja mam jeszcze 8 innych córek na wydaniu i zgodnie z tradycją muszą one opuszczać dom rodzinny zgodnie z prawem starszeństwa. A moja corpse bride jest akurat najstarsza. Ten łotr zamknął ją w wysokiej wieży strzeżonej przez okrutnego smoka, znaczną część swoich wojsk straciłem starając się ja odbić i nic.
- A żaden sąsiad Ci nie pomoże?
Duke popatrzył na nich z politowaniem i rzekł:
- Moim najbliższym sąsiadem jest niejaki baron13. Niezły z niego dziwak, ale zupełnie nieszkodliwy. Interesuje się jakąś alchemią, cały czas bredzi coś o jakimś cyklu Carnota i latających wagonikach – Tu Duke popukał się w czoło – Kto by go zrozumiał? A poza tym uwielbia cebulę.
- Cebulę – zaciekawiła się gremlinek – a ogródek to on ma?
- No pewnie, nawet nie jeden, a wszędzie uprawia tą cebulę. Co on do niej czuje? Nie, on nam nie pomoże. – zwiesił głowę.
- Panie! Pozwól mi wyruszyć jeszcze raz – zakrzyknął gromkim głosem MrMorgenstern, machnął gwiazdą i rozbił przy okazji okazały, drewniany stół stojący w sali – tym razem nam się uda!
Duka popatrzył tylko na szczątki mebla i stwierdził:
- Tak jak 30 razy wcześniej, co Morgi? Nie tu trzeba jakoś inaczej go podejść. Ale mamy przecież ochotników, niech ruszają.
Ale MrMorgenstern nic nie odpowiedział, zauważył on bowiem pewną osobę, a była nią Anko. Gdy nasi bohaterowie zbierali się do odejścia, szybko do niej podszedł i runął przed nią na kolana.
- O piękna pani, pozwól mi zostać swym rycerzem. Wyczuwam w Tobie pokrewną duszę. Pozwól mi się przyłączyć do Twego korowodu. Od tej chwili będę gromił wroga wielbiąc Twą cnotę i urodę.
Na te słowa zaskoczona i oszołomiona Anko oblała się krasnym rumieńcem, który idealnie współgrał z jej czerwoną kreacją i doskonale kontrastował z czernią jej włosów. W końcu powiedziała:
- No dobrze zgadzam się. Mogę zostać Twoją damą serca. A tutaj masz coś ode mnie.- rzekła i odpięła jedną z kokard którymi miała spięte włosy, po czym wręczyła ją klęczącemu wojownikowi. Ten z namaszczenie ucałował ją i przypiął ją do swej broni.
-Dzięki o Pani - rzekł powstając z kolan.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała i dygnęła skromnie.
Całej tej sytuacji przyglądał się rozbawiony Duke.
- To kiedy wyruszacie w drogę? – zapytał
- Myślę, że jutro – odrzekł Rodion – musimy trochę się przygotować do drogi, a tu już noc zapada
- Dobrze – odrzekł Duke – dzisiaj wieczorem jesteście moimi gośćmi, służba wskaże wam komnaty w których możecie się przespać.
Niedługo po odejściu Holeryków do sali cicho wszedł mężczyzna ubrany w powłóczystą szatę i szybkim krokiem podszedł do Duka. Ten popatrzył na niego z niechęcią i rzekł:
- Witaj Drakenie, co sprowadza najwyższego kapłana eN-eFa w moje skromne progi?
- Jeden z Twoich gości drogi Duku. Dopuścił się on odrażającego przestępstwa.
- Tak, a cóż on zrobił?
- Zbluźnił, zbluźnił przeciwko świętemu eN-eFowi! – zakrzyknął oburzony Draken. - A wiesz przecież jaka jest za to kara. Jedyną karą może być śmierć!
Duke niechętnie skinął głową w geście potwierdzenia, a potem wezwał MrMorgensterna
Po niedługim czasie do komnat zajmowanych przez naszych bohaterów wkroczył oddział uzbrojonych wojowników pod wodzą MrMorgensterna.
- Tom Cichu – zwrócił się do xenologa – z rozkazu jego książęcej mości Duka jesteś zatrzymany za szerzenie herezji!
- Ja!? – zapytał ogromnie zaskoczony Tom Cich – Ale ja nic nie zrobiłem, dlaczego?!
- Wszystkiego dowiesz się w sali rozpraw! Idziemy!
W pierwsze chwili Madzik i Nexus chcieli interweniować, ale na wyraźny gest Rodiona zrezygnowali z tego. Tom Cich wyruszył pod opieką swoich nowych opiekunów, a za nimi podążyła reszta. W sali przesłuchań był już obecny Duke, a przy jego boku kręcił się Draken.
- Witajcie ponownie po tak krótkiej przerwie, szkoda tylko, że w tak niemiłych okolicznościach, ale obecny tutaj kapłan eN-eFa – wskazał dłonią na Drakena – zarzuca waszemu towarzyszowi ciężkie przestępstwo.
- Tak – zakrzyknął Draken podskakując – podobno mówił, że poluje na eN-eFy, a co gorsza, że są spotykane na rynku inne, lepsze egzemplarze co jest oczywistym bluźnierstwem. Nie ma nic lepszego od eN-eFa!!! – zakrzyknął z fanatycznym wyrazem twarzy.
- Czy to prawda? – zapytał Duke
- Tak, oczywiście, coś podobnego mówiłem, bo to prawda – przyznał się Tom Cich
- Bluźnierca!!! – zapienił się Draken – nie ma nic lepszego od eN-eFa! Sam słyszałeś szanowny Duku, on musi zginąć za swoje słowa! Chyba, że go popierasz, ale uważaj co odpowiesz!
- No niestety, nie mam innego wyjścia – powiedział niechętnie Duke – w imieniu prawa muszę skazać Cię na śmierć przez ścięcie toporem. Wyrok zostanie wykonany jutro poprzez Giertychusa! Posiedzenie zakończone, wyprowadzić więźnia!
- Ale... – próbował interweniować Rodion, jednak został odepchnięty przez książęcą straż, w tym czasie Tom Cich został wyprowadzony, a Draken triumfował.
Holerycy zgromadzili się w komnacie i dyskutowali o swoje sytuacji, a właściwie o sytuacji Tom Cicha.
- Sprawa jest jasna, trzeba go odbić! – mówiła Madzik
- No jasne – poparł ją Nexus
- Ale w ten sposób stracimy poparcie Duka i nie pomożemy Słowikowi – odrzekła Wiedźma
Nie mogli się pogodzić, w końcu doszli do wniosku, że trzeba powiadomić mawete o sprawie i on już podejmie właściwą decyzję. Po chwili komnata opustoszała, została w niej tylko gremlinek, która zastanawiała się nad losem, który w tak krótkim czasie chciał jej odebrać ponownie Tom Cicha. Po chwili do sali cichutko weszła pokojowa Kasiek i podeszła do smutnego gremlinka.
- Martwisz się o swego przyjaciela? – ni to zapytała, ni to stwierdziła – Nie martw się, mogę ci pomóc.
____________________________________________________________________
Nazajutrz na placu pod zamkiem gdzie ustawiony został szafot zebrało się całe miasto. Na podwyższeniu znajdował się tron na którym siedział Duke, za nim straż pełnił MrMorgenstern, a obok miejsce zajmował złośliwie uśmiechnięty Draken. Pomiędzy ludzi wmieszani byli członkowie Holery, a także sam mawete.
- Wszyscy gotowi? - zapytał poprzez mikrofon łączności.
- Tak jest szefie – padły odpowiedzi z różnych stron.
mawete popatrzył na dachy nieopodal, gdzie znajdowali się ukryci snajperzy Madzik i Nexus, którzy na jego rozkaz mieli strzelać do wykonującego wyrok Giertychusa oraz Drakena i w razie potrzeby Duka i jego rycerzy. Nieopodal miasta zamaskowany był łazik za sterami którego czekał gorat gotów przybyć do zamku w ciągu kilku sekund. Pako, Lu, Haletha, Rodion obstawiali wejście na szafot uzbrojeni w ręczne miotacze, w tłumie wmieszana była reszta załogi Latającej Holery. mawete wiedział, że w kilka sekund po wydaniu rozkazu rozpęta się na tym ryneczku piekło. W pewnej chwili poczuł jak ktoś pociąga go za nogawkę od spodni, spojrzał w dół i zobaczył gremlinka.
- Nie bój się, odbijemy Tom Cicha – powiedział do niej
- Właśnie o to chodzi, że mam prośbę, abyście tego nie robili.
- Co?? – mawete był niesamowicie zaskoczony – nie chcesz żebyśmy go uratowali. TY tego nie chcesz? - nie mieściło mu się to w głowie.
- Oczywiście, że chcę ale nie w ten sposób, mam lepszy – gremlinek się uśmiechnęła – posłuchaj tylko....
Po chwili na twarzy mawete pojawił się uśmiech:
- OK. Nawet w tym pomogę, ale jakby Ci się nie udało to ja wchodzę do akcji.
Po chwili na szafot wkroczył wysoki mężczyzna o końskim wyrazie twarzy na którym nigdy nie gościł szczery uśmiech. Był to sam okrutny Giertychus wyposażony w szeroki topór służący do ścinania głów skazańcom. Wyciągnął sztywno prawą dłoń w górę w geście typowym dla jego cechu i zakrzyknął:
- Wprowadzić skazanego.
Na ten głos wszyscy ucichli, a w bramie prowadzącej z kazamat na rynek pojawił się prowadzony pod strażą Tom Cich. Gdy tak szedł pośród tłumu gapiów wystąpił z nich mawete z gremlinkiem na ręce i krzyknął „Stój”, tak grzmiącym głosem, iż cały orszak zatrzymał się jak wkopany w ziemię. Ni kapitan, ni nikt z żołnierzy nie chciał mu się sprzeciwić. Wreszcie i inni, również znamienici, poczęli wołać rozkazującymi głosami: „Stój, stój” – mawete zaś zbliżył się do Tom Cicha i podał mu gremlinka. Ów mniemając, że to pożegnanie, chwycił ją i przycisnął do piersi – lecz gremlinek, zamiast przytulić się do niego i zarzucić mu na szyję łapki chwyciła białą zasłonkę, którą miała przy sobie i owinęła nią głowę Tom Cicha, a jednocześnie poczęła wołać z całej siły:
- Nie do Giertychusa on należy, ale do mnie! Mój ci on jest! Mój ci!
- Jej ci jest! – powtórzyły potężne głosy rycerzy. – Do Duka!
Odpowiedział im podobny do grzmotu krzyk ludu: „Do Duka! Do Duka!
Był to bowiem prastary zwyczaj mocny jak prawo. Gdy tylko podeszli do Duka ten z uśmiechem skłonił głowę w znaku przyzwolenia, na co tłum wykrzyknął: „Niech żyją! Niech żyją!”, a wściekły Draken wstał z krzesła i ze słowami: „Barbarzyńskie to forum, gdzie takie obyczaje trwają!” zbiegł do swej świątyni.
____________________________________________________________________
Po tak dramatycznym początku dnia postanowili natychmiast wyruszyć w drogę w kierunku miejsca uwięzienia Corpse bride, zanim Draken wymyśli coś nowego. Po wyjściu z zamku rozdzielili się, mawete wraz z częścią załogo powrócił łazikiem na miejsce odpoczynku, reszta wyruszyła wraz ze Słowikiem. Po wielu przygodach dotarli wreszcie na miejsce. Tam pod podnóżem wysokiej wieży zobaczyli głęboką jamę, a dookoła niej bielejące kości pokonanych.
- To tam ten smok się kryje – stwierdził Słowik – Musimy go jakoś pokonać.
- Jestem ciekaw jak on wygląda? – zaczął zastanawiać się Tom Cich. Jakby na jego prośbę z nory wypełzł rzeczony potwór.
- Przecież to jest...- zaczął mówić Tom Cich
- Romulus! – dokończyła Wiedźma – Nie ma strachu, znam ich język. Nauczyłam się od naszego pokładowego – rzekła i szybko wyskoczyła z kryjówki w kierunku wieży. Po chwili zaczęła śpiewać coś w humbackim języku. Zaskoczony Romulus w pierwszej chwili przystanął, a za chwilę śpiewnie odpowiedział. Wiedźma podbiegła do niego i zaczęła drapać za uchem, na co ten rozkosznie zamruczał.
- Możecie wyjść, jest niegroźna! – rzekła Wiedźma
- Skąd wiesz, że to ona? – zapytał krisu
- No to przecież widać na pierwszy rzut oka, że to samiczka!
- Hmm, ja nie widzę – stwierdził krisu przyglądając się domniemanemu smokowi
- No przecież jest umalowana! – odrzekła wesoło Wiedźma – samce Romulusów się nie malują.
- Z wami to można wszystko robić. Nawet smoki się Was słuchają - cieszył się Słowik - teraz to już bez żadnych kłopotów odzyskam swoją ukochaną!


Częściową pomoc w pisaniu zapewnił mi H.S. :wink:

elam - 28 Stycznia 2007, 09:49

a czesc S H rek :D swietne :) :bravo
Agi - 28 Stycznia 2007, 11:03

:bravo Tomcich, zemsta jest słodka :?: :wink:
Haletha - 28 Stycznia 2007, 16:06

Tomcich, boskie:DD

Baron Baron13 niespokojnie krążył po sypialnianej komnacie, co rusz przydeptując poły wykwintnego szlafroku w błękitną kratkę. Ten dzień obfitował w wydarzenia, które doprowadziły wrażliwego arystokratę na skraj załamania nerwowego. Najpierw ta niedoszła egzekucja. Tak starannie się na nią przygotowywał, zamówił nawet nową koszulę i rękawiczki. Tymczasem uroczystość została odwołana. Skandal! Oburzony baron opuścił lożę, nie chcąc wołać z pospólstwem „jej ci jest!”. Na schodach zauważył jednak postać, która doprowadziła go onegdaj do iście szewskiej pasji. Młodego Pako.
Nie tak dawno temu baron oficjalnie zaręczył swą córkę z gubernatorem planety Ziemniak. Gubernator był świetną partią: bogaty, wpływowy, dość jeszcze młody i cieszący się nieposzlakowaną opinią. Przynajmniej do czasu, kiedy jeden z użytkowników forum „Horror, Groza i Wampiry” zamieścił w swej prywatnej galerii jego zdjęć w objęciach sekretarki Comicy Pravinsky. Skandal był ogromny. Baron, bardziej obeznany w technicznych nowinkach nich większość jego konserwatywnych krajanów, szybko wytropił bezczelnego hakera. Okazał się nim Pako, maturzysta jednej z ziemniackich szkół. Zanim jednak udało się wszcząć przeciw niemu proces, haker po prostu rozpłynął się w powietrzu. Co gorsza zniknęła także córka barona, piękna i nadto energiczna Agi55. Zostawiła tylko wiadomość, że zostaje piratką i nigdy nie wyjdzie za mąż...
A teraz Pako pojawia się na jego planecie. W dodatku, jak zdążyli już donieść zaufani wywiadowcy, wydaje się być w łaskach samego księcia.
- Nie puszczę mu tego płazem! – ryknął Baron13 zatrzymując się gwałtownie – Chroniony, czy też nie, poniesie sprawiedliwą karę za moją kompromitację. Pomyśleć tylko, że zmarnowały się drogie zaproszenia na ślub, wysłane Duke’owi, Countowi, oraz grafom Grahfowi i Sosnechristo. Natychmiast idę do Giertychusa zastanowić się co dalej... Zrobiło się zimno. Ubiorę się na cebulkę.


Ukryta pośród gęstych zarośli Latająca Holera była wyludniona, ale nie opustoszała całkowicie. Majtkowie uwijali się skrzętnie, jakby wciąż spoczywało na nich czujne oko pierwszego oficera. Z kuchni unosiły się smakowite zapachy, zaś przez kantynę przetaczał czyjś perlisty śmiech.
- ...a Piech na to: przyszedłem na piechotę! – Sasori zaklaskał we włochate łapki – Powiedzcie, czy to nie zabawne?
- Ha, ha, ha – podsumował Iscariote i wrócił do ponurego obserwowania bawiącego się w kącie Romulusa.
Wyruszająca na ratunek Corpse Bride drużyna postanowiła wykluczyć z niebezpiecznego zadania niektórych członków załogi. Tak więc, mimo protestów, na bezpiecznym pokładzie okrętu został młodziutki Ziuta, oraz początkujący adeptci piractwa, Aga, Miria i Ixolite. Sasori i łagodna Martva nie palili się do walki, postanowili więc zostać dla towarzystwa. Były gwardzista lorda Dzejesa został drogą losowania wyłoniony na strażnika powstałej grupki i nie można powiedzieć, by był tą funkcją zachwycony.
- Przestań się już boczyć – Martva z uśmiechem położyła na stole tacę pełną rozmaitych sałatek – To nic, że raz nie bierzesz udziału w zadaniu, odbijesz sobie kiedy indziej. Zresztą kto powiedział, że tutaj nie możemy przeżyć jakiejś przygody? O, słyszysz, ktoś puka.
Wszyscy poderwali się z krzeseł. Młoda kadet, delikatnie mówiąc, owijała w bawełnę. Dźwięk, jaki dobiegał od strony wejściowego włazu, nie był pukaniem, a łoskotem, który wręcz rozrywał uszy.
- Ale walenie – skonstatowała Aga. Romulus podskoczył badawczo, po czym wrócił do lizania łap – Pójdę otworzyć.
Zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, córka Nursa już mocowała się z włazem. Po chwili na pokład Małpilusa wbiegło kilku knechtów pod wodzą Barona13 i Giertychusa.
- Rączki do góry! – wrzasnął triumfalnie arystokrata, mierząc z kuszy w zaskoczoną dziewczynę – Nie ruszajcie się, albo strzelę. Nic do was nie mam, żądam tylko natychmiastowego wydania waszego towarzysza imieniem Pako.
- Jak to? – kat księcia był wyraźnie rozczarowany – To podejrzane typy. Na pewno deprawują tego chłopczyka i brużdżą imperatorowi LechJarowi. Ujdzie im to płazem? – zawinął dwuręcznym toporem, trafiając najbliżej stojącego majtka. Mózg nieszczęśnika rozbryznął się dookoła, plamiąc ścianę i elegancką opończę barona.
- Nigdy! – krzyknęła bohatersko Miria, gdy już skończyła wymiotować – Nigdy nie zdradzimy naszego drogiego przyjaciela, zwłaszcza, że go tu wcale... ghh...
Zupełnie niespodziewanie Iscariote zrobił coś, czego już od dawna nikt nie spodziewał się po miłym i lojalnym młodzieńcu. Przyskoczył do Mirii i szybkim ruchem zatkał jej usta. Następnie zwrócił się do napastników.
- Wiem, gdzie ukrywa się ten, którego szukacie. Czujcie się jak u siebie w domu, ja zaś pójdę go poszukać – powiedziawszy to wybiegł na korytarz prowadzący do spiżarni i kabinek na miotły. Skamienieli ze zgrozy i zaskoczenia Holerycy stali jak wrośnięci w ziemię.
Martva otrząsnęła się pierwsza. W głębi dobrego serca podejrzewała, iż były gwardzista wymyślił jakiś fortel, by wyciągnąć wszystkich z opresji. Nie wierzyła, by mógł tak po prostu zdradzić... Ukradkiem szturchnęła więc stojącego najbliżej fafarazzo, jednocześnie lekko przydeptując łapkę Sasoriego.
- Czemu tak stoicie, panowie? Usiądźcie i spróbujcie mojej sałatki z bakłażanów, jest naprawdę przepyszna – uśmiechnęła się tak promiennie, że tępawe twarze knechtów rozjaśniły się jak pod wpływem czarodziejskiej różdżki. Nawet Baron13 zdecydował się opuścić kuszę i zrobić krok do przodu.
- Może zrobić wam zdjęcie? – Ixolite przytomnie wkroczył do akcji – Skupcie się wszyscy za stołem, a Martva niech stanie pośrodku. O, tak będzie wspaniale – dodał, gdy paralitycznie wyszczerzony Giertychus owinął się wokół styliska topora.

Punktem strategicznym kolejnej fotki była Miria, naturalnie otoczona wianuszkiem zamroczonych wojaków. Potem kat o końskiej aparycji zdecydował się wziąć na ręce Sasoriego. Ziuta klaskał radośnie, gdy Baron13 zaczął tańczyć z Agą szalonego kozaka. Taniec jednak urwał się, gdy przez kantynę przeleciał jakiś huragan. Arystokrata zamarł w połowie wyskoku, patrząc z powietrza, jak odwrócona do niego tyłem męska postać wybiega w mrok puszczy.
- Łapcie go! – wydyszał Iscariote wpadając między knechtów – To Pako. Domyślił się dokąd go prowadzę i zaczął uciekać. No, co tak stoicie, gońcie go! Przeszukajcie puszczę i okoliczne sioła!
Baronowi13 i Giertychusowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Rączo ruszyli ku włazowi, pociągając za sobą resztę napastników. Już po chwili na pokładzie Holery panował spokój.
- No, a teraz tłumacz się – Aga głęboko oddychając klapnęła w osobistym foletu Mawete.
- Wypuściłem naszego szpiega – zachichotał bohater wieczoru – Pomyślałem, że skoro i tak nie wiemy co z nim zrobić, niech chociaż do czegoś się przyda. Powiedziałem mu, że się pali i trzeba uciekać. Nie wiem, czy uwierzył, ale w każdym razie zwiewał aż miło...

Komandor Logan zgrabnie przeskakiwał przez wądoły i wykroty, umykając przed pościgiem składającym się z nieznanych mu mężczyzn. Okoliczności mu sprzyjały. Załoganci słynnej Latającej Holery dali się poznać od ciekawej strony, potem zaś umknął im, zanim zdążyli wybadać czyim tak naprawdę jest agentem. Wszyscy, włącznie z Agą (cudowną istotą, która tak nieustraszenie ratowała mu życie) myślą, iż służy wiernie lordowi Nursowi. Prawda tymczasem była znacznie bardziej skomplikowana...
Logan zgubił wreszcie pościg, który od trzech kwadransów niezmordowanie deptał mu po piętach. Skoczył w największą gęstwinę i rozpłynął się w mroku na podobieństwo kapryśnego leśnego ducha. Tak, tego dnia szczęście zdecydowanie mu sprzyjało.
Nie można było tego powiedzieć o Baronie13, który na przemian klnąc i złorzecząc wracał sam do swojego zamku.



Agi - 29 Stycznia 2007, 10:47

:bravo Haletha, czuję się nieco dziwnie jako braronówna :mrgreen: ale najważniejsze, że akcja się rozwija.
Tomcich - 29 Stycznia 2007, 19:39

Haletha poszłaś w zupełnie innym kierunku niż ja zakładałem. Ciekawe kto teraz i co dopisze?
Rodion - 30 Stycznia 2007, 11:16

Drobne sprostowanie:
" Holera" nie ma możliwości lądowania na planetach. :wink:
Wyjaśnienie wkrótce ;P:

Haletha - 30 Stycznia 2007, 11:18

Rodion, poszedłeś w zupelnie innym kierunku, niż wszyscy zakładaliśmy:-)

Tomcich, jeśli w jakiś sposób pokrzyżowałam ci plany, wyjaśnij mi na pw co i jak. Może będzie dało się zmodyfikować.

Rodion - 30 Stycznia 2007, 11:33

No sorry! ;P: :wink:
Tomcich - 30 Stycznia 2007, 23:00

Haletha nie ma mowy o krzyżowaniu. Jak to śpiewał Stuhr "Nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać" :wink: Po prostu inaczej myślałem o tej planecie, ale to jest dobre, nigdy nie wiadomo co cię zaskoczy w następnym odcinku.

ŚLUB
Tymczasem nasi bohaterowie nie mieli żadnej łączności z Holerą więc nie zdawali sobie sprawy, że jako przeciwnika mają nie tylko counta, ale również Barona13. Co gorsza nie mieli pojęcia, że ta planeta nie była tak pozbawiona cywilizacji jak to sobie wyobrażali i że nawet tutaj, Imperator LechoJar ustanowił swojego szpiega pod postacią wyżej wspomnianego Barona. Specjalnie stworzył on sobie reputację ekscentrycznego alchemika, gdyż w znakomity sposób zapewniało mu to spokój we własnej twierdzy. A tych kilka trupów ludzi, którzy próbowali dostać się do jego zamczyska tylko umocniło tę legendę.
__________________________________________________________
- Wysoka ta wieża – rzekł Pako do Słowika patrząc na jej szczyt niknący gdzieś w chmurach.
- Ano wysoka – zgodził się Słowik – a na jej szczycie czeka ONA. Moja ukochana, słoneczko moje, moja corpsik maleńka, mój mięciutki króliczek....
- Pytanie jak się tam dostaniesz? – jak zwykle pragmatyczna Anko przerwała te romantyczne wywody.
- Hmm, gdzieś tu muszą być schody – stwierdziła gremlinek – może w jaskini Romulusa.
Ruszyli w tamtym kierunku, gdy uszli kilkadziesiąt kroków niedaleko jaskini ujrzeli skromną chatkę przytuloną do skały. Po chwili wyszedł z niej jakiś osobnik i na ich widok stanął jak wryty. Już chciał się odwrócić i wbiec do swej chatynki, gdy ujrzał truchtającego za Wiedźmą Romulusa co ponownie przemieniło go w żywą statuę.
- Kim jesteście? – wyszeptał – I w jaki sposób oswoiliście tego potwornego smoka?
- To nie smok, to Romulus – odparł Tom Cich
- Dla mnie coś co jest ogromnie duże, potrafi latać i pożera ludzi jest smokiem, nieważne jakbyście to nazwali – odparł tylko.
Tom Cich tylko wzruszył ramionami, nie było sensu go przekonywać. W zamian za to zapytał:
- A ty kim jesteś i co tutaj robisz?
- Zwą mnie Sebastian. Okrutny count uwięził mnie tutaj, abym doglądał jego smoka pilnującego tej wieży i przy okazji spisywał dla niego różne opowieści. Jestem bowiem tworzycielem. – odparł z dumą.
- Tworzycielem, a to kto?
- Ktoś taki co potrafi tworzyć różne historie, a to o trollowym sercu, a to o wschodzie czarnego słońca, czy też o kolcach. Countowi się one podobają, nawet za bardzo, przez to zesłał mnie tutaj na odludzie i już sam nie wiem czy bardziej ja pilnuję smoka, czy smok mnie. – zadumał się na chwilę
- A gdzie tu są schody na wieżę? – Słowik zaczął się niecierpliwić.
- W jaskini smoka, ale.. – nim Sebastian skończył mówić Słowik zerwał się i pobiegł w kierunku groty.
– Poczekaj chwilę! – jednak Słowik już zniknął w jej czeluści. Tworzyciel wzruszył tylko ramionami i rzekł:
- W ukropie kąpany ten wasz towarzysz, ale i tak za niedługo wróci.
- Skąd ta pewność? – zdziwiła się Wiedźma
- Bo wejście z jaskini prowadzi do środka wieży, a tam trzeba pokonać ponad tysiąc stopni by na jej szczycie dostać się do małej komnatki w której uwięziona jest przez counta pewna dziewczyna.
- No i o to chodzi, żeby się do niej dostał.
- Tak, ale wejścia do komnatki strzegą baaardzo grube drzwi, a klucz do nich posiadam ja. – i z uśmiechem wyciągnął z kieszeni klucz o dziwnej ornamentyce.
Po upływie około pięciu godzin w wylocie jaskini pojawił się wyraźnie zmęczony Słowik. Podszedł do gromadki siedzących przed chatką i ciężko wydyszał.
- Zam...yyy, zam... zamknięte.
- Wołałem za Tobą, ale ty już poleciałeś. Klucz potrzebujesz – rzekł i wręczył go Słowikowi. Gdyby spojrzenie mogło mordować Sebastian stanowiłby już tylko małą kupkę popiołu. Słowik bez słowa wziął wręczony mu przedmiot, odwrócił się i powoli ruszył w kierunku wieży.
- Wejście na górę i zejście z powrotem zajmie mu chyba całą resztę dnia. W takim razie podczas oczekiwania na jego powrót zapraszam was na coś do jedzenia oraz kapkę miodku, którego tworzycielem jestem również.
Któż by mógł odmówić takiej propozycji.
__________________________________________________________________
Dopiero nad ranem Słowik z corpse bride pojawili się u podnóża wieży. Widocznie chcieli nacieszyć się swoją obecnością w samotności. Po ogólnym powitaniu, przedstawieniu się sobie nawzajem oraz obfitym śniadaniu nasza drużyna wyruszyła w drogę powrotną. Dołączył do nich Romulus idący za Wiedźmą oraz Sebastian, który postanowił spróbować swoich sił jako tworzyciel w Miasteczku pod bokiem Duka. Patronat jaki rozpostarł nad nim count nie przypadł mu do gustu.
Po kilkunastu dniach wędrówki nasza drużyna stanęła ponownie przed obliczem Duka. Ten nie ukrywał swojej radości z odzyskania córki (bez utraty ¾ swoich ziem).
- Z powodu odzyskania córki ogłaszam tygodniowe święto, które zwieńczone zostanie pasowaniem obecnego tutaj serka Słowika na pełnoprawnego sira oraz podwójnym ślubem sira Słowika z moją córką corpse bride jak i nie możemy zapomnieć o cudownie ocalonym spod Giertychusowego topora Tom Cichu i nadobnym gremlinku.
W całej sali rozpętała się burza oklasków, co prawda nasi bohaterowie próbowali jakoś wykręcić się od tych uroczystości, tym bardziej, że otrzymali już informację z Holery o tym co wydarzyło się na jej pokładzie, ale niestety nie mogli. Wola Duka była jednoznaczna, a dalsza odmowa mogła źle się skończyć. Tak więc rozpoczęto przygotowania do weselisk. Łowczy wyruszyli na polowania, zaproszenia zostały wysłane do co znaczniejszych gości, a pannom młodym już szykowano suknie ślubne.
Wreszcie uroczysta chwila nastąpiła. Na początku Słowik został uroczyście pasowany na rycerza. Przystrojony tylko w białą koszulę wypiął się on swoją tylnią częścią ciała na Duka, który pasem przyłożył mu kilka razy w wyeksponowane miejsce. W ten sposób nastąpiło symboliczne przekazanie rycerskiego pasa, a świeżo mianowany rycerz mógł udowodnić, że nie zważa na ból.
Potem obydwie pary wystąpiły przed kapłana sprawującego ceremonię ślubną. Słowik ubrany był już w rycerską zbroję, corpse bride w białą suknię z welonem. gremlinek założyła na tę okazję swoje najbardziej reprezentacyjne koraliki, a Tom Cich nawet wyczyścił wyjściowy kombinezon. Uroczystości przyglądali się wszyscy członkowie Holery, wszyscy elegancko wystrojeni, na zewnątrz pod kaplicą czekały dwa, romantycznie patrzące sobie w oczy Romulusy. Ixolite kręcił się tu i ówdzie wszystko rejestrując swoim aparatem. Nawet mawete dał się ponieść podniosłej chwili, choć marudził coś pod nosem, że jako kapitan to on powinien udzielać ślubu członkom załogi.
Nim jednak doszło do wypowiedzenia sakramentalnych TAK, drzwi do kaplicy rozwarły się z łoskotem i do środka wbiegli uzbrojeni w miotacze żołnierze imperialni.
- Stać, wszyscy niech pozostaną na miejscach! – zakrzyknął człowiek, który wszedł za żołnierzami.
- Baronie13 co robisz?! – Duke podniósł się ze swego siedziska rozpoznając napastnika – Czemu naruszasz spokój mego państwa i to w tak uroczystym dniu ślubu mojej córki? Kim są ci ludzie?! Co to za broń mają?!
- Siadaj Duke! – krzyknął Baron13 – Za cienki jesteś na imperialne sprawy. Wy tu sobie żyjecie, rodzicie się i umieracie, a nawet nie wiecie, że tam gdzieś jest gwiezdne imperium. A JA jestem jego przedstawicielem tutaj! MNIE jesteś winien posłuszeństwo! Jeżeli będziesz spokojny nic ci się nie stanie, zabieram tylko ich – wskazał na załogę Holery – a w szczególności jego! – pokazał na Pako
- Nie mogę pozwolić na to Baronie, oni są moimi gośćmi. – odparł spokojnie Duke
- Ech głupiś ty głupiś, nie wiesz z kim zadzierasz. Myślisz, ze sam tutaj przyszedłem ze swoimi żołnierzami, jest tu ze mną ktoś jeszcze!
Po chwili do kaplicy wszedł jeszcze ktoś. Gdy stanął w snopie światła słonecznego padającego przez okno gremlinek tylko westchnęła i osunęła się omdlała w ramionach Tom Cicha
- Przyszedłem po swego gremlinka – odezwał się słodkim głosem nowo przybyły
- Ba’al. – wyszeptał z wściekłością mawete – znowu się spotykamy.
- O to będzie wspaniały temat na kolejną powieść – szepnął do siebie Sebastian

Haletha - 31 Stycznia 2007, 10:25

O ja nie mogę...


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group