Mechaniczna pomarańcza [film] - Ostatnio oglądane filmy
Chal-Chenet - 5 Lipca 2009, 21:25
Ziemniak, dzięki za radę, przy okazji obejrzę oryginał.
Watchmen
No, jestem pod wrażeniem. Komiksu nie czytałem, ale nie czułem się zagubiony podczas seansu. Podobało mi się to, że nie jest to kolejny typowy film o superbohaterach, pragnących uratować świat, że jest to film do pomyślenia, film nie będący jedynie zlepkiem wybuchów, ryzykownych pościgów i scen walki. Dobrze też, że nie powtarza się tu zabiegu z wielu współczesnych filmów amerykańskich, gdzie efekty są olśniewające lecz nie służące niczemu poza pustą rozrywką widzów.
Jest to film smutny, mimo tego, że dzieje się w alternatywnym świecie, opowiada o naszym, a przesłanie nie jest specjalnie pozytywne...
Na plus też końcówka, nie taka, jakiej się spodziewałem, w pewnym sensie co prawda szczęśliwa, ale jednocześnie dająca dużo do myślenia.
Na świeżo 9/10. Jeden z lepszych filmów, jakie ostatnio widziałem.
Jak mi się uda, chętnie dorwałbym się też do komiksu.
Homer - 5 Lipca 2009, 21:32
gorbash:
Ziuta - 5 Lipca 2009, 22:39
12 krzeseł. Adaptacja z 1971 roku.
Zawiązanie akcji jest takie: zbiedniały ex-arystokrata dowiaduje się od leżącej na łożu śmierci teściowej, ze ta zaszyła w siedzeniu jednego z krzeseł kompletu jadalnianego rodowe diamenty. Sęk w tym, że krzeseł jest dwanaście i rozeszły się one po kraju. Arystokrata werbuje napotkanego oszuta, z któym ruszają odnaleźć skarb.
Clou filmu jest rzeczony oszyst, czyli Ostap Bender, półkrwi Turek tytułujący się Wielkim Kombinatorem. I jest nim w istocie. Numery odstawione w filmie są niesamowite, rozpięte między oszustwem matrymonialnym a fikcyjnym turnieju szachowym.
Ostap Bender to mój aktualny idol.
Ciekawostka: dla mnie, głównie dzięki roli Arczila Gomaszwilego, jedynymi "krzesełkami" są te z 1971 roku. Ale powstał te mini-serial w 1977, wersja samego Mela Brooksa w 1970, a nawet wersja polska przedwojenna, osadzona w realiach warszawskich.
Na pożegnanie cytacik:
Wszystkie towary z przemytu produkują w Odessie, przy ulicy Małej Arnautskiej.
Ostap Bender
Karl - 6 Lipca 2009, 03:22
The Gamers. Część pierwsza i druga. Jeśli kiedyś graliście w RPG, a później już nie (bo życie dogoniło z dziećmi, małżonkami i teściami...) - obejrzyjcie koniecznie. Oba filmy wymagają znajomości BIEGŁEJ angielskiego (pre-depends).
Fidel-F2 - 6 Lipca 2009, 08:31
uparłem się i obejrzałem Staship Troopers do końca, dzieło genialne, powinni dla tego fimu ustalić nowa kategorie wiekową 'Dozwolone do lat jedenastu'
mam ulubioną scenę jak laska z czterema dwucalowymi dziurami w płucach gada i wrzeszczy
już się szykuję na dwójkę ale chyba będe musiał przypiąć się kajdankami
Ziemniak - 6 Lipca 2009, 08:42
Przeczytaj sobie książkę, filmy są gorsze niż ustawa przewiduje a książka - miodzio.
Virgo C. - 6 Lipca 2009, 16:21
@Ziuta
Jak masz to przynieść film na najbliższe spotkanie. Książkę czytałem i bardzo mi się podobała. Grę nawet mam na podstawie tej książki (rosyjską oczywiście, a jak) ale filmu niestety nie widziałem
@gorbash
Ziuta - 6 Lipca 2009, 16:54
@Virgo
No jasne! I nawet grę zrobili?
Virgo C. - 6 Lipca 2009, 17:19
Ano.
http://www.buka.ru/cgi-bin/show.pl?id=51
Duke - 7 Lipca 2009, 15:54
Fidel-F2 napisał/a | uparłem się i obejrzałem Staship Troopers do końca, dzieło genialne, powinni dla tego fimu ustalić nowa kategorie wiekową 'Dozwolone do lat jedenastu'
mam ulubioną scenę jak laska z czterema dwucalowymi dziurami w płucach gada i wrzeszczy
już się szykuję na dwójkę ale chyba będe musiał przypiąć się kajdankami |
He he jest jeszcze trzecia część - to jest dopiero sieka. Nawet ja nie dałem rady
hrabek - 7 Lipca 2009, 15:56
Nie wiem, co wy chcecie od jedynki. Przecież to genialny film. Świetnie zrobiony, z mnóstwem efektów i z ogromnym dystansem. To tak naprawdę pastisz (zamierzony) kosmicznych wojen z obcymi.
Duke - 7 Lipca 2009, 16:00
hrabek napisał/a | Nie wiem, co wy chcecie od jedynki. Przecież to genialny film. Świetnie zrobiony, z mnóstwem efektów i z ogromnym dystansem. To tak naprawdę pastisz (zamierzony) kosmicznych wojen z obcymi. |
Hrabek już Ci pisałem - chcesz robić adaptacje książki to rób adaptacją książki a nie warjacje na temat. To miała byc adaptacja książki, a skoro Verholen uznał ją za nudną i przeczytał ją tylko w połowie to nie powinien brać się za ekranizację. W rezultacie powtało tkaie gwiezdne Beverly Hils 20cośtam z małą domieszką sam nie wiem czego i za miliony $ powstał mało strawny gniot
hrabek - 7 Lipca 2009, 16:05
Kiedy on wcale nie jest małostrawny. Nie wnikam w jakość adaptacji, bo jest ona mniej więcej na takim poziomie, jak Ja Robot, ale film jako film jest świetny. Zrobiony z jajem, rozmachem i przeogromną rozpierduchą. Wyśmiewa całą Amerykę, pociąg do wojny i sposób jej prowadzenia. Gdyby to był słaby film, to sam bym mu przyłożył za mierność ekranizacji. Ale oglądałem film długo przed przeczytaniem powieści, więc nie miałem problemu z tym, że to słaba adaptacja książki.
Chal-Chenet - 7 Lipca 2009, 16:05
Ja tam strawiłem bez większych problemów. Fajne, rozrywkowe kino z masą efektów i solidną rozpierduchą, w sam raz na odstresowanie. Dwójki nie widziałem, trójka raczej słaba.
Ziemniak - 7 Lipca 2009, 16:15
Duke, Jedynym usprawiedliwieniem dla ekranizacji Kawalerii Kosmosu jest to, że wierna ekranizacja składałaby się w większości z efektów specjalnych - robale kontra opancerzone skafandry. Ale i tak ilość nielogiczności i bzdur woła o pomstę do nieba. I jeszcze wątek romantyczny... Ech, szkoda gadać.
Ozzborn - 7 Lipca 2009, 16:44
To w ogóle śmieszna sprawa z tym filmem - u mnie w domu wszyscy stwierdzili, że gnot i kiszka, za to zaprzyjaźnione małżeństwo jak się podzieliłem opinią, stwierdziło, ża jak ja mogę taki genialny film-pastiż tak zjeżdżać. Chyba muszę go obejrzeć jeszcze raz pod tym kątem... ale chyba nie wyrobię
Za to jak już jesteśmy przy kiszkach z efektami to wczoraj obejrzałem Fantastyczną 4... dało się obejrzeć, trochę efektów i Jessica Alba i to w zasadzie tyle co mogę powiedzieć. Ciekawe czy dwójka równie "dobra".
Fidel-F2 - 7 Lipca 2009, 17:00
hrabek napisał/a | Nie wiem, co wy chcecie od jedynki. Przecież to genialny film. Świetnie zrobiony | Świetnie zrobiony? jak dla mnie w każdym aspekcie jest gniotowaty okrutnie; przekaz antywojenny na poziomie wykładu dla dzieci z podstwówki, płaszczyzna obyczajowa nie jest na poziomie Beverly Hills, jest głupsza, aktorstwo drewniane do bólu, organizacja armii głupkowata, strategia, taktyka i działania operacyjne tejże to jakies kuriozum (na jaką cholerę atakowac piechotą, która nie ma broni zdolnej zwalczac wroga? i na cholerę wysyłać tę piechotę do walki wręcz?) Ciekawa rzecz, wróg nie ma zadniej broni poza naturalną, ale jakiś sposobem potrfi zestrzelić okręty na orbicie a te okrety, o rany, nie potrafia inaczej się poruszać jak w ciasnej na maksa formacji idąc prosto w ogień No i kilkadziesiąt (kilkaset?) okretów potrzeba do transportu trzech setek żołnierzy, bez dział, czołgów, samochodów, slizgaczy, lotnictwa, bez jakiegokolwiek cięższego sprzętu. Jeno z pistoletami maszynowymi które nie nadają sie do niczego bo trzeba 2000 pocisków na jednego wroga. Tyłowa formacja niemiecka z czasów II wojny by sobie lepiej poradziła.
hrabek napisał/a | Kiedy on wcale nie jest małostrawny | mnie bolało przy oglądaniu
hrabek napisał/a | To tak naprawdę pastisz | to nie pastisz, do pastiszu trzeba odrobiny chociaż inteligencji, to niskobudżetowy film klasy D
hrabek napisał/a | Zrobiony z jajem, rozmachem i przeogromną rozpierduchą | ja tam widziałem wszystkie te aspekty na poziomie minimalistycznym
Dabliu - 7 Lipca 2009, 17:21
Kiedyś miałem podobne zdanie. Dziś już wiem, że film ten jest lepszy od książkowego oryginału. Wszystko ma w nim swoje miejsce i żaden element nie jest przypadkowy, po prostu widz musi umieć przejrzeć kolejne warstwy żartu i przekazu. Natomiast książka to niestety jednowymiarowy wykład na temat wyższości armii amerykańskiej nad sowieckim robactwem. Pastisz Voerhovena jest tu o wiele mądrzejszy i samoświadomy.
Rzekłem
Fidel-F2 - 7 Lipca 2009, 17:25
Dabliu, nie mam na tyle siły, żeby dotrzeć do tego punktu co Ty
można się bawić bez alkoholu? można! ale po co się męczyć?!
Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2009, 21:41
Gustaw G.Garuga napisał/a | Teraz czekam na Tarasa Bulbę - powinno być jeszcze lepiej |
No i doczekałem się. Oraz rozczarowałem. Niedorobiony 1612 jest filmem lepszym (!) i to na kilku płaszczyznach. Może zacznę od polszczyzny z offu, bo o tym była tu niedawno mowa - jest o niebo lepiej napisana i nagrana niż w 1612, choć sentencje w rodzaju "Mamy sku***syna" czy "Pie***lnij go w ryj" wywoływały pewien dysonans. Muzyka przemarna, ani się umywa do tej z Ogniem i mieczem (która jednak zrazu też mi się nie podobała...). Sceny bitewne skąpe aż żal patrzeć, gdzie poszedł budżet filmu doprawdy nie wiem. Prawdziwym kuriozum są pożegnalne przemówienia serwowane przez umierających na polu chwały Kozaków, gdzie każdy złotousty trup soon-to-be wyraża swoje umiłowanie dla rosyjskiej ziemi U Gogola były one śmieszne rozbrajająco (taka epoka, romantyczny patos itd.) we współczesnej ekranizacji są śmieszne irytująco. Polacy nieciekawi, głównie w piórach i futrach, najpierw rwą się do bitki, potem zmykają z połamanymi skrzydłami (śmieszne, ale nasz Hoffman mocniej pokazał gromienie husarii), żadna postać nie jest żywa, to takie obrazki nie postacie: drętwy wojewoda, głupkowata szlachcianeczka, narwany młodzik, wszyscy na swój sposób okrutni, ale pozbawieni dramatyzmu. Biją się jak ostatnie patałachy, dopiero Kozak musi im pokazać, jak się walczy. Ale i Kozacy bez śladu tej werwy, siły, dzikości, w które wyposażył ich Sienkiewicz - ot, zbieranina wynędzniałych obszarpańców, fanatycznych prostaków, wywrzaskujących propagandowe hasła. O tym, kim byli i czego dokonali dowiadujemy się dopiero w chwili ich patetycznej śmierci - głos z offu wyjaśnia, że ten wojował tu, tamten tam, ów owam. Jeden Hoffmanowy Krzywonos (Kozłowski) miał w sobie więcej żywiołu niż ta gromada. Gdzie egzotyka tej części świata, myślałem, patrząc na liche czarno-białe retrospekcje turecko-tatarskie. W jednej ze scen reżyser próbował przenieść na ekran obraz Repina z pisaniem listu do sułtana, ale nic z tego nie wychodzi. Tak jest z całym firmem - powieść Gogola wypada tu jeszcze gorzej niż Sienkiewicz u Hoffmana. Nikt tego filmu nie ciągnie, nawet Taras poza początkowymi scenami (np. podczas bójki z Ostapem - jedna z bardzo nielicznych dobrych scen) wypada blado. Blado wypada i ukraińska przyroda: stepy nie mają oddechu, Dnieprowi brakuje potęgi, a że gór ani lasów nie uświadczysz, zaś Chocim i Warszawa sprawiają wrażenie mocno kameralne (chałupowata Sicz też nie inspiruje), filmowi brakuje najważniejszego elementu - rozmachu, rozpędu iście kozaczego. Ostatnie zionące patosem słowa Tarasa o niezwyciężonym carze, który powstanie z rosyjskiej ziemi, brzmią jak ponura przepowiednia, zważywszy na to, kto zniszczył Sicz Zaporoską... Ogółem - film do obejrzenia w celach edukacyjnych (jak widzi siebie i świat pewna część Rosjan), bynajmniej nie dla walorów artystycznych ani rozrywkowych.
Kruk Siwy - 7 Lipca 2009, 22:01
No to bulba panie i panowie. Znaczy tylko amerykancy umieją zrobić film historyczno przygodowy?
Gustaw G.Garuga - 7 Lipca 2009, 22:07
Być może nie tylko, ale Rosjanom się na Bulbie noga powinęła na pewno. Oby rychło wstali i otrzepali się po tym upadku, bo przyjemność słuchania na filmie czegoś innego niż amerykańszczyzna nie daje się z niczym porównać
illianna - 7 Lipca 2009, 22:18
fragmenty (zdaje się) recki w NF
Arkadiusz Grzegorzak
SERIĄ W EKRAN: ŻOŁNIERZE KOSMOSU
Johnny Rico wraca na ekrany, by ponownie stanąć do walki z Arachnidami - pseudoowadzią cywilizacją z krańca galaktyki. W tym roku będzie miała swoją premierę trzecia cześć jednej z najciekawszych ekranowych serii SF - "Żołnierze kosmosu 3: Maruder".
Wszystko zaczęło się w 1997 roku, kiedy na kinowe afisze zawitał film "Żołnierze kosmosu" Paula Verhoevena ze scenariuszem pióra Edwarda Neumeiera i grupą młodych aktorów w obsadzie. Rzecz była luźną adaptacją słynnej "Kawalerii kosmosu" Roberta Heinleina, ale Verhoeven i Neumeier postanowili wykorzystać fasadę powieści, aby przekazać własny komunikat. Celem było stworzenie filmu o niezwykle szerokim diapazonie odbiorczym. Z jednej strony był to pierwszy w historii wojenny obraz SF z genialnymi - do dziś nie do pobicia - efektami wizualnymi.
Z drugiej - to opowieść o młodych idących na wojnę, o Raju utraconym, o zderzeniu z okrucieństwem świata dorosłych reprezentowanym przez wojnę (zauważmy, że niemal każda starsza osoba na ekranie nosi ślady okropnych blizn i okaleczeń). Ale ponad wszystko "Żołnierze kosmosu" to ostra satyra, ryzykowny eksperyment przeprowadzony na widzu - tak śmiały i niebywały, że wielu odbiorców go nie zrozumiała, a cześć z tych, którzy zrozumieli "o co chodzi", poczuła się obrażona.
Duke - 7 Lipca 2009, 22:57
chcecie pastizu? To poczytajcie sobie "Billa bohatera galaktyki"! Kufa no, autor ksiązki był czołowym militarystą SF i zrobienie z jego ksiązki dzieło antymilitarne, to jak z "Potopu" zrobić operę mydlaną dziejącą się na współczesnym blokowisku. Dla mnie zenada i tyle
ilcattivo13 - 7 Lipca 2009, 23:03
A ja sobie machnąłem pełną, nieokrojoną (na oko, dłuższa o jakieś 10 minut) wersję "Il buono, il brutto, il cattivo" - albo jak to mówili nasi bracia Goci, "Zwei glorreiche Halunken" z "Wielkiej kolekcji westernów" To chyba pierwsze polskie wydanie tej wersji filmu. Lekko poprawiono jakość obrazu, ale za to totalnie spartolono dźwięk - jest bardzo cichy i zniekształcony - kumpel anglista, który ładny kawał czasu spędził na wyspach, miał problemy z rozumieniem części kwestii. A jeśli kiedykolwiek spotkam na ulicy osobę, która tłumaczyła na nasze, to splunę jej w twarz. I kopne w słabiznę Nie wiem co to za patałach tłumaczył, ale zgubił sens przynajmniej 25% wypowiadanych kwestii.
Film oceniam na 10/10 (wersję okrojoną oceniałem bodajże na 9,5/10), ale to konkretne wydanie oceniam na 5/10. Bez napisów mało się rozumie co mówią, a z napisami jest nieśmiesznie
baranek - 7 Lipca 2009, 23:06
"Sprawa do załatwienia" - socrealizm w pełnej krasie. Ale Dymsza świetny.
NURS - 7 Lipca 2009, 23:16
fragmenty (zdaje się) recki w NF
Cytat | Johnny Rico wraca na ekrany, by ponownie stanąć do walki z Arachnidami - pseudoowadzią cywilizacją z krańca galaktyki. W tym roku będzie miała swoją premierę trzecia cześć jednej z najciekawszych ekranowych serii SF - Żołnierze kosmosu 3: Maruder. |
Jeez. nie dość, ze to film z zeszłego roku, to nazwanie tego pip piip najciekawszą serią SF zakrawa na skandalik.
Tego sie nie da na trzeźwo oglądać. Mówię o dwójce i trójce.
A wojny w kosmosie to na długo przed jedynką były, ze wspomnę Kopalnię wroga (Enemy Mine ).
Qłak - 7 Lipca 2009, 23:20
A ja ostatnio oglądam serial Dead set - nie spodziewałem się, że będzie tak dobry. Naprawdę bardzo przyzwoity zombie-horror.
NURS - 7 Lipca 2009, 23:40
To prawdziwy mini mini serial
Fidel-F2 - 8 Lipca 2009, 06:28
illianna napisał/a | fragmenty (zdaje się) recki w NF | illianna napisał/a | Ale ponad wszystko Żołnierze kosmosu to ostra satyra, ryzykowny eksperyment przeprowadzony na widzu - tak śmiały i niebywały, że wielu odbiorców go nie zrozumiała, a cześć z tych, którzy zrozumieli o co chodzi, poczuła się obrażona. | to już wiem czemu nie czytam NF od paru lat; kazdego kulfona można w ten sposób opisać
|
|
|