Park marzeń [gry] - Fallout
Sandman - 9 Grudnia 2008, 14:13
dzejes napisał/a | Nie. Może dlatego, że raczej nie bawiłem się w rycerza w lśniącej zbroi. |
dzejes napisał/a | Uratujesz? I Megaton pewnie też nie wysadziłeś? |
Jedno wiąże się z drugim, jak odrzucasz ofertę wysadzenia metropolii to Cię potem ścigają chłopaki, nie spędzało mi to szczególnie snu z powiek.
dzejes napisał/a | Za to Ty graczu-wyciskaczu pocisnąłeś do maxa, a potem marudziłeś, że Ci się XP do zdobycia skończył? |
Jassssne, zanim dziabnąłem ostatnią misję zwiedziłem jakieś 98% pustkowi, ale wydawało mi się to normalne, że jeśli mogę to sobie okolicę pozwiedzam, w końcu gość wychowany w bunkrze, niech świata trochę łyknie.
Tomcich - 9 Grudnia 2008, 18:24
Dzięki za wszelkie info. Po zapoznaniu się z opiniami poczekam z jakieś 2-3 lata, aż dodadzą trójkę do CDA. Nie jest to gra "must have". A żeby czas oczekiwania sobie wypełnić zakupiłem "Wiedźmina"
phombre - 10 Grudnia 2008, 12:26
Właśnie czekam aż płytka się zagrzeje (goniec dopiero przyniósł i jest zamarźnięta). Potem tylko instal i... I co dalej? Wielka porażka czy wielki powrót, w całkiem nowym stylu? Różne opinie czytałem, nawet wachałem się: kupić, nie kupić? Ale się skusiłem. Czy słusznie, okaże się za parę minut.
agrafek - 17 Grudnia 2008, 19:42
Odczekałem aż opadną emocje, kupiłem F3, zainstalowałem i zagrałem. Mam za sobą jakieś trzy godziny gry. I żałuję każdej wydaną na nią złotówki. Pomimo tego, co czasem można było przeczytać na sieci, niestety jest to Oblivion/Morrowind z spluwami. Nawet nie próbuję porównywać tego z Falloutami, bo ta gra absolutnie w niczym ich nie przypomina. Pustkowia? No niby są, tyle, że od tych z Morrowinda (tak, jeszcze z Morrowinda) różnią się wyłącznie jakością tekstur i architekturą ruin. Postacie są drewniane, jak te, do których Bathesda zdążyła nas przyzwyczaić. Może ciut bardziej nasączone żywicą, ale ciut, kropelkę.
Trochę emocji dostarczyła mi pierwsza walka. Pomyślałem - VATS im rzeczywiście wyszedł!
Przy piątej walce już tak nie myślałem. Ziewałem.
Od tej gry zieje nudą (łazisz po pustkowiu i łazisz, coś Cię czasem zaatakuje, to zabijesz to, dalej łazisz...).
Straszny badziew. Żal kasy.
Duke - 18 Grudnia 2008, 12:16
Ostanio przeczytałem że szykują się nowe dodatki do F3: 3 nowe kampanie i edytor. Płatne ofkorz. To tak w temacie że F3 był krótki i za szybko sie kończył. Teraz za parę eurasów możecie sobie przedłużyć grę ha ha ha.
Pewnie większość z Was kupując F3 nie zauważyła że własnie się schyla po mydło.
gorbash - 18 Grudnia 2008, 12:30
agrafek napisał/a | Odczekałem aż opadną emocje, kupiłem F3, zainstalowałem i zagrałem. Mam za sobą jakieś trzy godziny gry. I żałuję każdej wydaną na nią złotówki |
Miałem podobnie na początku. Potem sie przyzwyczaiłem że to jest zupełnie inna gra i grało mi się bardzo dobrze.
agrafek napisał/a | Przy piątej walce już tak nie myślałem. Ziewałem. |
To fakt, jest męczący i fajnie by było móc przewijać sekwencje.
agrafek napisał/a | Od tej gry zieje nudą (łazisz po pustkowiu i łazisz, coś Cię czasem zaatakuje, to zabijesz to, dalej łazisz...). |
A mnie się właśnie to bardzo podobało - pierwsza gra w której naprawde miałem przyjemnośc z włóczenia się, i przełażenie z punktu questa A do punktu questa B zaczeło być przygodą i ważną częścią gry.
Duke napisał/a | Pewnie większość z Was kupując F3 nie zauważyła że własnie się schyla po mydło. |
kapitalizm
agrafek - 29 Grudnia 2008, 10:30 Temat postu: Fallout trzy - dlaczego bywa dobrze Miałem się przez Święta cieszyć Mass Effect, zamiast tego zmagałem się z Falloutem, bo siła legendy jest jednak wielka. Ponieważ napisałem o tej grze post gromiący, czas na wnioski, gdy już jest po wszystkim.
Ostatecznie, ku mojemu zdumieniu gra okazała się nad podziw grywalna. Gdy już mi przeszła pierwsza złość wróciłem do grania i zmogliśmy się jakoś nawzajem.
ZALETY
Hm. Hm. Po pierwsze Grywalność. Nie wiem skąd się bierze, prawdę mówiąc, ale jest. Po prostu gra się w to coś i już. Po przezwyciężeniu pierwszego wstrętu, nie musiałem się już więcej zmuszać do wczytywania gry, ba, robiłem to z pewną satysfakcją nawet. Z tym, że była to grywalność w wersji light, nie czułem dreszczy, nie kląłem (a przy najlepszych grach klnę jak szewc), co oznacza, że nie zaangażowałem się specjalnie w rozgrywkę. Ale - z drugiej strony - cierpliwie wczytywałem grę i nie czułem szczególnego znużenia nim dobrnąłem do końca. Piszę o tym, bo - to pewnie kwestia wieku - mało którą grę kończę ostatnio. Zwykle nużą mnie i nudzą. Takie NWN2 np. przechodziłem strasznie długo, w pewnym momencie zmuszając się do wracania do tej gry. A dodatek, ponoć taki świetny, porzuciłem gdzieś w 1/3 (ale to ich wina, porównywali się do Planscape:Torment w zapowiedziach i narobili mi apetytu, którego nie byli w stanie zaspokoić).
Po drugie Świat. Teoretycznie to nie powinno być liczone jako zasługa dla twórców tej gry, świat bowiem odziedziczyli. A jednak. W zalewie gier, w których świat to dekoracje, a jego mieszkańcy nie wychodzą poza rolę drogowskazów, w F3 świat jest żywy. Coś się w nim dzieje, jego mieszkańcy jakoś tam się różnią od siebie nawzajem, mają swoje cele, sympatie i antypatie. Jestem w stanie w niego uwierzyć. Znów - brakuje postaci naprawdę charyzmatycznych, takich, które by mnie porwały. Są jednak przynajmniej przyzwoite, a to już coś. O ile przy tym pozostanę niechętny przedstawieniu plastycznemu bezdroży, które drażnią mnie swoją morrowintością, o tyle łażenie śród ruin miasta niesie plastyczną frajdę, podkreślającą klimat postapo.
Po trzecie mutanci są zieloni. Niby nic, a po różowych mutantach z F:T cieszy.
Punkt czwarty to właściwie pół punktu. Wypowiedzi. Napisałem "wypowiedzi", bo dialogami nazwać tego nie sposób. To znów, stary, niedobry system wypowiedzi przygotowanych pod gracza. każdy NPC wygłasza je uparcie i cierpliwie niczym dekalog i nie ma co liczyć, że uda się kogoś wciągnąć w ciekawą rozmowę. Niemniej, nie są to drętwe gadki z Morrowinda czy Obliviona i jest to jakiś, kuriozalny bo kuriozalny, ale punkt.
Po piąte, jednak jest trochę zabawy. Są nawiązania do popkultury, czy to Blade Runnera, czy... "Gotowych na wszystko". Mniej (mało!), ale są.
Po ostatnie - zadania. Jak już są (a jest niewiele), to są urozmaicone. Twórcy postarali się, byśmy nie zasnęli z nudów zarabiając na punkty wyłącznie zabijaniem tych i owych i pokombinowali, postarali się. Zadania to mocna strona F3.
c.d.n. nastąpi pod spodem.
agrafek - 29 Grudnia 2008, 11:31 Temat postu: Fallout trzy - dlaczego jest źle Pomiodziłem, to teraz przypikantnię.
Punkt pierwszy. Bardzo się zastanawiałem co wpisać jako pierwsze i uwaga - będzie kontrowersyjnie! F3 wypada w wielu, zbyt wielu, punktach słabiuchno w porównaniu z Fallout 1 i Fallout 2. . Ja wiem, prawie każdy, kto recenzuje tę grę na początku zaznacza, że nie porównywał jej z poprzedniczkami. Bo nie warto, bo nie ma sensu, bo coś tam coś tam. Sam się dałem na to złapać na początku. Ale - na wszystkie demony - niby dlaczego nie? Bo od razu się uprzedzimy? No izwinitie pażausta, ale twórcy gry nie nazwali jej: "Postapo z naszej stajni", ale "Fallout 3". Zrobili to w celach marketingowych i radośnie spijają zyski. No to niech ponoszą i niemiłe konsekwencje.
Otóż F3 jest grą znacznie znacznie gorszą od poprzedników, a co gorsza, grą inną. Dlaczego? No to posłuchajcie.
System rozwoju postaci jest nudny. Niestety. Grając w kanoniczne Fallouty gracz z utęsknieniem czeka na kolejny poziom, by zdecydować jak się rozwinie. Kolejne zdobycze charakteru postaci są istotne i tak skonstruowane, by niosły pewne zyski. Decydując się rozwijać postać w konkretnym kierunku coś zyskuję, ale i rezygnuje z czegoś. A to sprawia, że kanoniczne Fallouty to gry niemal wiecznie żywe. Zawsze warto zagrać w nie raz jeszcze. F3 to nie grozi. Kiedy postać awansowała mi na wyższy poziom spędzałem nad rozwojem niemal tyle samo czasu, co i w kanonicznych Fallotach. O ile tam jednak kombinowałem z czego zrezygnować, bo wszystko było ciekawe i niosło pewne możliwości, w F3 biedziłem się nad tym, co by tu wybrać choć trochę interesującego z listy niepotrzebnych umiejętności i zdolności specjalnych. Poważnie. Właściwie warto zainwestować wyłącznie w lekkie bronie (w zasadzie skuteczniejsze od dużych, bo zadają podobne obrażenia, strzela się z nich szybciej a mniej ważą) oraz w otwieranie zamków, Cała reszta psu na budę się nie zda. Zdolności specjalne? Zrezygnowany inwestowałem w intensywny trening, bo poza tym twórcy gry oddali mi do dyspozycji listę może i ładnie brzmiących, ale zwykle niepotrzebnych zdolności. Nuda i smuteczek. Niestety, jedna z najważniejszych, a przy tym najciekawszych rzeczy w kanonicznych Falloutach tu stała się piątym kołem u wozu i wyraźnie zieje z niej nudą.
Punkt drugi, walka. To straszne, ale tu znowu jest nudno jak cholera. Walki po prostu są rozpaczliwie proste. Jasne, w kanonicznych Falloutach też osiągało się poziom, przy którym nie było takiego cwaniaka, który mógłby nam podskoczyć na solo (no, chyba, że Frank Horrigan). Ale dlatego tam wrogów atakowały nas tabuny i mieliśmy trochę taktycznej satysfakcji. W F3, gdzieś tak od trzeciego poziomu (trzeciego nie dwudziestego) zabija się dowolnego przeciwnika ziewając i oglądając jednym okiem kolejny odcinek przygód Kevina samego w domu, albo co tak kto lubi. W najlepszym wypadku atakuje nas trzech, czterech mutantów, a my zabijamy ich uśmiechając się pobłażliwie. Znowu nuda!
Do tego filmiki włączają się nawet gdy zabijamy karalucha. Ziew.
Punkt trzeci, podziemia. Kiedy za którymś razem zorientowałem się, że znowu muszę wleźć do kolejnych podziemi, żeby przedostać się z punktu A do B, zrobiło mi się niedobrze. Ja wiem, to był początek gry i potem mogłem sobie po prostu klikać na lokacje na mapie. Ale zanim dotrzemy do tej luksusowej sytuacji, grzęźniemy w identycznych tunelach metra pełnych kompletnie niewymagających przeciwników i łazimy po nich bez sensu. To jest fajne trzy, cztery razy, bo jakoś tam podkreśla ruinę miasta. Ale nie naście razy! Raz jeden wyłączyłem F3 i dałem sobie spokój z grą na około dobę właśnie w momencie, gdy zorientowałem się, że za chwilę znowu muszę wleźć do kolejnego tunelu metra, choć dopiero co spenetrowałem pięć innych. Nie dałem rady.
Punkt czwarty, to jak w poście poprzednim, "dialogi - plus stanowił fakt, że nie okazały się tak drętwe, jak się spodziewałem. Minus natomiast stanowi fakt, że właściwie dialogów nie ma. Czegokolwiek bym nie powiedział, reakcja zazwyczaj jest podobna - to znaczy nie ma jej. NPCe mają wyryte na pamięć trzy do sześciu odpowiedzi i powtarzają je w kółeczko. Na porywające rozmowy z kanonicznych Falloutów nie ma co liczyć. Minus.
Punkt piąty to zgroza nad zgrozami, coś, co kładzie tę grę na łopatki i sprowadza śmiech przez łzy. Jaki tam śmiech. Dziki rechot. To nieśmiertelność wybranych postaci.. Już pal sześć te dzieci, co to można w nie cały arsenał wywalić, a nic im się nie dzieje. To jest poprawne politycznie, ale złe, bardzo złe. Ale nie tak złe, jak nieśmiertelność innych. Pierwszy raz boleśnie zetknąłem się z tym na przykładzie pewnego kolesia z Bractwa Stali. Stał on u wrót Cytadeli i nie szczędził mi złośliwych tekstów. "Acha - powiedziałem. - Takiś cwany?" . I zrobiłem to, co robiłem z podobnymi cwaniakami w kanonicznych Falloutach. Za wiele się nie spodziewałem, podejrzewając, że gostek/wątek jest zbyt ważny dla gry, by pozwolono mi go zabić. To jednak, co nastąpiło przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. To, że koleś faktycznie okazał się niezabijalny to oczywiście zgroza i skandal. Ale to jak był niezabijalny sprawiło, że zamiast kolesia umarł klimat gry.
Spróbujcie kiedyś sami. Poniekąd warto. Opisik dla cierpliwych? Proszę bardzo.
Po tym jak wyrżnąłem mu kumpli, koleś gdzieś mi się zawieruszył. Wypatrzyłem łobuza kilka metrów od siebie i dla odmiany postanowiłem potraktować snajpą. Trafiłem (bez korzystania z Vats) drania w głowę, a on... Odleciał. Dosłownie. Oderwało go od ziemi i poniosło w siną dal. Nie że odrzuciło go i upadł. Czytajcie to, co napisałem dosłownie. Uniósł się w powietrze na jakieś półtora metra do dwóch i pół, wykonał piruet, wykręcił potrójnego tulupa, potem kozła i zniknął za stertą kamieni. A wokół niego, jakby przywiązany na sznurku, kręcił się jego karabin. Zdębiałem, bo czegoś takiego w żadnej grze jeszcze nie widziałem. Pobiegłem za te kamienie, patrzę, koleś wstaje. No to ja go znowu ze snajpy. Wykonał tę samą cyrkową sztuczkę, cały czas z lecącym za nim na niewidzialnym sznurku karabinem. Dostrzelałem go tak do morza, w którym już mu się znudziło i pływał sobie, nie zbliżając się do brzegu, póki na nim stałem. Śmieszne to było i dla gry zabójcze. Już nie potrafiłem traktować jej poważnie. Powtórzyłem jeszcze eksperyment na lotniskowcu, gdzie zabiłem wszystkich, których dało się zabić i podziwiałem stado niezabijalnych. Żaden już tak nie fruwał, ale i tam czułem niesmak. Żegnaj wolności! Żegnaj dowolności wpływu na świat! Żegnaj realizmie! Żegnaj Falloucie!
Punkt jeszcze jeden - przesadna widowiskowość.. Pomijając nawet fruwającego brotherhooda, widowiskowość walk jest przesadzona i już. Ludzie na forach wiele pisali o tym, że przecież i w kanonicznych Falloutach można było odstrzelić komuś pół ciała. Owszem, można było. Kłopot w tym, że w F3 słowo "można" twórcy zastąpili słowem "trzeba". Tu nie ma walki, żebym komuś nie odstrzelił ręki, głowy czy nogi, w ekstremalnych przypadkach rozrywając go na strzępy. W dodatku wszystko jedno jaką bym bronią nie strzelał, efekt zawsze będzie ten sam. Pistolet 10 mm, karabin myśliwski, karabin szturmowy, normalny czy chiński - wszystkie urywają nogi, ręce i głowy i już. Bo tak. W efekcie frajda znika przy trzecim strzale. Twórcy przefajnowali tu najzwyczajniej. A przy tym broni jest mało malutko. Asortyment przygotowano graczom ubożuchny. I znów - w kanonicznych Falloutach to bogactwo broni i amunicji sprawiało pewną frajdę. Człowiek kupował, zmieniał wypróbowywał. Tu tego zabrakło - raz, że poskąpiono zróżnicowania, dwa, że nawet to, co jest, prawie się między sobą nie różni.
Podsumowanie.
Możnaby pewnie powymieniać jeszcze to i owo, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Powołałem się na to, co mnie akurat uderzyło najbardziej. Podsumuję krótko - ta gra jest przyzwoita wyłącznie na tle proponowanej nam obecnie na rynku mizeroty. Ma kilka niezłych momentów fabularnych, które ją ratują. Niestety to co miało być jednym z jej atutów - widowiskowość walki - zmieniło się w karykaturę i stało jej słabością. To, co powinno być jej (i każdego cRPG) siłą - tworzenie i rozwój postaci - zostało poważnie ograniczone, wręcz wykastrowane i też stało się nudne. Co pozostało? Świat, którego twórcy nie skrzywdzili, resztki klimatu, które przetrwały starcie z bronią zagłady pod postacią latającego brotehrhooda. Do tego kilka fajnych, dobrych i niezłych pomysłów przy lokacjach i sytuacjach. Okazuje się, że to wystarczyło, by w grę zagrać i nawet cieszyć się nią w kilku momentach. Niestety, to za mało, by choć stanąć u progu legendy, z której twórcy czerpali i której zawdzięczają sukces. Żal zmarnowanego potencjału i tytułu, na który gra nie zasługuje.
Fearfol - 29 Grudnia 2008, 12:39
hmmm ,
jeżeli można je porównywać to jakbyś porównał F3 z Stalkerem ? Gry mniej więcej na tym samym poziomie wymagań sprzętowych więc ......?
agrafek - 29 Grudnia 2008, 13:01
Prawdę mówiąc, nie wiem, czy te gry są porównywalne. Gdyby Stalker był, jak zakładano, cRPG, to - jak sądzę - zmiótłby F3 z powierzchni ziemi. Ale ostatecznie przybrał formę ambitnej strzelanki, a to już inny gatunek. Ale grając w Stalkera kląłem w żywy kamień, w co poniektórych lokacjach serducho podchodziło mi do gardła, zaś w innych wybałuszałem oczy z zachwytu. Do tego przeciwnikom w Stalkerze zdarzało się pokombinować, zamiast lecieć bezmyślnie do przodu i walki bywały wyzwaniem. Tak więc Stalker trafił do mnie zdecydowanie. Hm, chyba sięgnę ponownie po tę grę, jak tylko skończę kurację Falloutem 2 . Ech, pierwszy nalot specnazu...
Jedyne usprawiedliwione porównanie, jakie przychodzi mi do głowy to właśnie to - Stalker wykrzesał ze mnie emocje, jakich Fallout nie potrafił. I miodność Stalkera oceniam w związku z tym na jakieś dwa plastry więcej:).
Niemniej, jeśli to byłoby dla Ciebie ważne, zadania w F3 są jednak ciekawsze, nie sprowadzają się do strzelanki przede wszystkim.
Co ciekawe, choć to F3 jest cRPG, to właśnie w Stalkerze potrafiłem do tego stopnia zżyć się z postaciami, że aż głupio było mi schodzić z dzielonego z nimi posterunku, bo spodziewałem się, że gdy wrócę, kilku może już nie żyć. A przecież w opisach mieli "przyjaciel" i nawet uratowali mi raz tyłek przed psami, które zaszły mnie od tyłu, gdy nawalałem ze snajpy do jakichś mutantów... Ech, wspomnienia
Fearfol - 29 Grudnia 2008, 17:00
a grafika ? silniki dobrze zoptymalizowane bo chyba w ClearSky był z tym problem?
bo to chyba można najbardziej porównać
agrafek - 30 Grudnia 2008, 07:59
W ClearSky jeszcze nie grałem. Graficznie Stalker jest od F3 lepszy i ładniejszy, z tym, że w F3 grałem już na lepszej karcie graficznej i wspomnienia z Stalkera mam jednak z słabszych ustawień. Nie wie też, czy grafika może być dobrym wyróżnikiem. F3 to jednak cRPG i tu większy wpływ na grę ma klimat niż graficzne wodotryski. I klimat ten jest grafiką odpowiednio podkreślany. Jeśli zaś jeszcze trochę poczekasz, to dostaniesz szansę skorzystania z wciąż powstających modów, które grafę w F3 wyśrubowują. Na razie jest niezła, ale nie powala.
Niewątpliwą graficzną zaletą Stalkera z kolei jest fakt, że nie powstawał on na x platform równocześnie i jego grafika jest zoptymalizowana pod kątem PC.
Ixolite - 30 Grudnia 2008, 11:25
Z tą optymalizacją to bym nie przesadzał, ale Clear Sky ma zdecydowanie nowocześniejszy silnik graficzny. F3 hula na tym samym silniku co Oblivion, a ten już swoje lata ma.
ilcattivo13 - 26 Sierpnia 2009, 17:39
zainstalowałem, odpaliłem i ... mam ździebko "mieszane uczucia". Większość pokrywa się z tym, co napisał wcześniej agrafek.
Limit poziomów doświadczenia, zubożony rozwój postaci, brzydka grafika (w porównaniu ze Stalkerem chociażby) walki z VATSem nudne, bez VATSu też, wk***wiające animacje rozpadających się wrogów, nudne questy (mając w pamięci Morrowinda i Oblivionia stwierdzam, żę to charakterystyczna cecha gier "Be-p***y"), a co najgorsze - zero humoru. Przez to wszystko, w FO3, klimatu falloutowego tyle co kot "wysierał". Nawet Tactics miał więcej klimatu.
Jedyny plus, to ogromne pole do zaor... łażenia. Pod tym względem FO3 bije wcześniejsze Fallouty i Stalkera.
Pako - 26 Sierpnia 2009, 17:46
Hah, a mi się ciągle wydawało, że F3 ma zdecydowanie mniej miejsc do łażenia niż 2 Dużo, bo dużo, ale niż 2 mniej. Kwestia, że w dwójce tak się tego nie czuło, bo latało się ciągle przez mapę, a tu piechotą sporo się przemierzało.
I questy... kurczę, nudne? Fajne były, przyjemnie się latało.
Ale co ja będę, juz parę razy się tu wypowiadałem, normalnie nie wiem, comacie naprzeciw F3
Mnie śmieszą tylko te dodatki. Podobno co jeden, to bardziej zbugowany i nieciekawy, a za każdy jeszcze bulić. Dziwna taktyka... simsowata bym powiedział
ilcattivo13 - 26 Sierpnia 2009, 17:52
ilość lokacji wziąłem stąd. A na razie, jedyny quest, który mnie zaciekawił, to pisanie poradnika podróżnika dla Moiry Brown. Może później będzie coś ciekawszego...
Easy - 30 Sierpnia 2009, 21:36
http://www.ultima.pl/Fallout_3_PL/i6851/
Fallout 3 pl na XBOX 360 za 119 zł.
Kasy w tym miesiącu mało, ale kurna no, chyba się skuszę...
ilcattivo13 - 2 Września 2009, 20:21
chodzenie po Wastelandzie wciąga... ale przynajmniej po części dlatego, że żal nie przejść gry, na którą wydałem tyla kasy
mam już połowę lokacji odwiedzonych i około 10 questów głównych (ale tego najgłówniejszego nie ruszyłem prawie wcale, bo nie dotarłem jeszcze do GNR-u) i jakieś dwa questy i 30 lokacji temu osiągnąłem szczyt rozwoju. To naprawdę nieźle zabija radość z gry. Z drugiej strony, zawsze najbardziej lubiłem możliwość myszkowania po Pustkowiach (i to tak w Falloutach, jak i Stalkerach).
A wracając do porównania gier: Stalker dostaje kolejny plus, bo więcej się w nim dzieje, a lokacje wcale nie są dużo mniejsze. Niby w FO3 mapa jest naprawdę duża, ale obszar, na którym się coś dzieje, jest porównywalny do tego ze Stalkera. Cóż, wychodzi wyższość silnika Stalkera nad silnikiem Obliviona. W Stalkerze na wszystkich mapach życie toczy się ciągle (nawet jak nas tam nie ma), a w FO3 zachowanie się potworów i NPCów zaczyna się dopiero, jak pojawią się w zasięgu wzroku (poza wykonywaniem terminarzowych skryptów w osiedlach). A jak by nie było, Stalker chodzi na o klasę gorszych kompach niż FO3.
W dodatku mając Luck na 10 i jakieś 60 godzin gry załapałem się na jakieś 3-4 Random Encounters, nie licząc gości pojawiających się po skończeniu questu z poradnikiem survivalu. Nawet Taloni przestali mnie atakować, choć mam już status Ostatniej, Najlepszej Nadziei Ludzkości.
Z tą Karmą, to też przypał. Maksymalnie można mieć 1000 punktów (na plus lub minus), ale tyle, to się dostaje za niektóre questy
Trochę mnie to wszystko rozczarowuje, chyba trzeba będzie przerwać grę i nad jakimś modem popracować.
agrafek - 15 Września 2009, 11:32
A ja wróciłem do Stalkera. Napisałem, że świat F3 żyje? Heheheheheehehe. Należy to poprawić na - jakoś tam imituje życie, które rzeczywiście jest w Stalkerze.
ketyow - 15 Września 2009, 15:41
A mi nigdy Clear Sky nie ruszył SoC przeszedłem na 5 z 7 sposobów, pozostałych rozwiązań jakoś nie udało mi się odkryć. A w CS gra działa tylko w oknie z wyłączonym oświetleniem. Włączenie oświetlenia bądź full screen skutkuje klatkowaniem i artefaktami zamiast połowy tekstur.
ilcattivo13 - 16 Października 2009, 20:38
ketyow - a najnowsze drivery do grafiki i DirectXa masz? Jak znam życie, dwie trzecie problemów z grami wynika właśnie z braku najnowszych sterowników (pozostała jedna trzecia, wypada wtedy, gdy partacze zrobią grę, która wymaga konkretnej edycji driverów). W dodatku "Clear Sky" ma lepszy silnik i na moim kompie chodził sprawniej niż "Shadow..." (z resztą, sądząc po wpisach na różnych forach, nie tylko na moim).
*****************
Wczoraj skończyłem Fallouta 3, z wszystkimi dodatkami. Podsumowując, gra fabularnie jest mocno nierówna, są questy tragicznie trudne (wyjście z wirtualnej rzeczywistości w queście głównym), ale są też takie, które wymagają jedynie strzelania. Żeby były jeszcze ciekawe, ale i tak na oko, to przez pół gry tylko wsadzałem przeciwnikom granat/minę w majtki. Grę niemożebnie psuje slow-motion w VATSie. Oficjalnie, nie da się tego wyłączyć. Może jest jakiś sposób nieoficjalny, ale nie wiem czy nie wiązałoby się to z modyfikacją silnika gry. Slo-mo jest szczególnie uciążliwy dla postaci z wysokim Luck'iem i kilkoma perkami (nie chce mi się sprawdzać z dokładnie którymi) - wtedy każdy strzał uruchomi slo-mo. W czasie którego nic nie można zrobić, a przeciwnicy walą do gracza z czego popadnie (zdarzało mi sie stracić w ten sposób nawet 400 i więcej HP).
Jak sie już ma Firelance, to walka przestaje mieć sens. Jednym strzałem można rozwalić wszystko oprócz Behemota i albinosowatego Radscorpiona. Wniosek - nie ma sensu grać bez modów balansujących broń. Kończyłem grę mając na liczniku 2700 zabitych potworów i prawie drugie tyle ludzi. Zabitych w wyjątkowo nudnych i monotonnych potyczkach, które starałem sie urozmaicać jak się tylko dało (stąd wspomniane wsadzanie wrogom granatów w majtki).
O limicie doświadczenia była już mowa (warto odpalić moda, który ogranicza zdobywane doświadczenie), więc pozostają mi jeszcze dodatki. Pięć dodatków, które można przejść w czasie od 5 do 20 godzin każdy. Zależy od tego, czy się lubi (i czy można) wałęsać. Operation Anchorage mocno taka sobie, w niej nawet nie można się powałęsać, bo teren gry jest mocno okrojony. The Pitt troszkę lepszy, ale zakończenie głównego questu mnie rozczarowało. A autoaxe uznałem najmniej sensowną i przydatną bronią w grze. Z drugiej strony, w tym dodatku można zdobyć Penetratora - wymarzoną broń dla snajpera/zwiadowcy. Point Lookout też taki sobie, ma największy teren możliwy do zwiedzenia. I kilka ciekawych questów (najlepsze było Safari), ale zakończenie głównego rozczarowuje jeszcze bardziej niż w The Pitt. Mothership Zeta jest lepszy od poprzedników, choć ma jednocześnie najbardziej liniową fabułę. Po przejściu tego dodatku do końca gry nie zabraknie nikomu kasy. A Broken Steel to po prostu rozwinięcie fabuły z podstawowej gry. Wnosi najwięcej do rozgrywki, ale nie jest w stanie jej znacząco poprawić.
Reasumując. Bez modów, grę z dodatkami oceniam na 5/10. Z modami, na 6,5/10. Więcej sie nie należy, bo to tylko lekko fabularyzowana (i mało ciekawa) strzelanka, a nie RPG.
Virgo C. - 17 Października 2009, 10:14
ilcattivo13 napisał/a | Jak sie już ma Firelance, to walka przestaje mieć sens |
A czasem tego samego nie było już w F1 gdy ulepszyłeś karabin plazmowy, a w dwójce po zdobyciu Bozara?
ilcattivo13 - 17 Października 2009, 20:24
no niby tak, ale jedynka i dwójka były mniej "strzelankowe". A trójka kładzie nacisk na strzelanie i dlatego jest mniej fajnie. Poza tym, chyba jednak śmierć przeciwników w pierwszych dwóch częściach była "fajniejsza" i mniej nudząca niż w trójce.
Rudus - 18 Października 2009, 12:33
bardziej mi sie podobaly animacje smierci w f1 i f2 niz w f3... ale to moje zboczenie.
Pozatym Bozar i TPRifle mialy swoj niesamowity urok. Czulo sie ta potege.. a w f3? Wszystko strzela tak samo i w sumie dosc nudno. Minigun nie ma uroku jakos, a jedynie bron alienow (solar sc...costam) ma smaczek ktory sprawia ze milo sie z niego strzela (jednak brak amunicji sprawia ze oszczedza sie ta bron na bossow)
Mam nadzieje ze ludzie z Black Isle stud. zrobia Fallout-a wg. ich wizji (bo slyszlaem ze takowy powstaje i ze nie ma miec nic wspolnego z kabaretem F3)
Virgo C. - 18 Października 2009, 12:55
Ja należę do tych wiernych jednej broni, po krótkim zachwycie Bozarem oddałem go Marcusowi, a sam dalej z TPRfilem latałem
A tak z ciekawości - w dwójce była broń strzelająca tylko w ciągu dnia. Ona też była bronią obcych czy to był gadżet z przeszłości?
Hubert - 18 Października 2009, 14:05
Rudus napisał/a | (bo slyszlaem ze takowy powstaje i ze nie ma miec nic wspolnego z kabaretem F3) |
Powstaje, ale pod szyldem Obsidian, nie Black Isle, ale... to w sumie na jedno wychodzi.
ilcattivo13 - 18 Października 2009, 15:39
dla mnie w dwójce najlepszy był Gauss Rifle, nawet Franka rozwalałem jednym czy dwoma strzałami. Szkoda, że tak go spartolili w trójce.
Rudus - 19 Października 2009, 12:25
Virgo - tak byla to bron obcych :] ladowana na energie sloneczna :] Wypasione cudenko
Hubert - 19 Października 2009, 15:14
Tak się zastanawiam, czy juniorowi nie puścić Fallouta jedynki, żeby wyleczyć go z tych wszystkich KOTORów. Jednak... to dosyć dojrzała gra i nie wiem, czy pokazywanie jej dziesięciolatkowi jest w porządku. Z drugiej strony ja wtedy zaczynałem przygodę z Diablo 2. Hm.
Rudus - 19 Października 2009, 16:13
kotor nie jest zly. Ale fallout jest lepszy :]
A diablo w porownaniu z F nie jest takie straszne
|
|
|