To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Wnimanje! Gawra wirtualnego suwalskiego niedźwiedzia!

Kwsuwalki - 1 Wrzeœśnia 2010, 14:23

ilcattivo13 napisał/a
stawy kręcą ale siedzę w kalisonach i jest w miarę o.k.

a tie "kalisony" to takie bardziej rajtuzy czy dresik?- bo to dosyć istotne...hmmm...?

ilcattivo13 - 1 Wrzeœśnia 2010, 14:31

nie bądź pan upier... uszczegółowiony, panie KW. Bo wiem gdzie mieszkasz :twisted: Ważne, że grzeją.
Kai - 1 Wrzeœśnia 2010, 16:49

Zgaga napisał/a
Pomysł Sylwestrowy w jakiejś leśnej dziurze - super.


Genialny. Szkoda, że jesteście wszyscy tak daleko.

ilcattivo13 napisał/a
Choć każdemu życzę z całego serca, żeby trafił na taką druga połówkę, która będzie miała te same zainteresowania i tak samo będzie lubiła spędzać wolny czas.

E tam, nie warto, faceci i tak będą szukać czego/kogo innego.

Virgo C. - 1 Wrzeœśnia 2010, 17:13

Kai napisał/a
Genialny. Szkoda, że jesteście wszyscy tak daleko.

W tym roku kiedy siedzieliśmy tydzień w Kołobrzegu to z corpsiak jechałem całą noc pociągiem, m.in przez Katowice. Więc odległość jak widać problemem nie jest :)

Kai - 1 Wrzeœśnia 2010, 17:29

Virgo C., dla mnie jest o tyle, że w pracy wiecznie jest nawał, w domu syn i kot, tak się mówi, a z przyjemnością oderwałabym się od szarej rzeczywistości
Virgo C. - 1 Wrzeœśnia 2010, 17:54

Podejrzewałbym, że syn by się nie obraził jakbyś mu zostawiła dom na kilka dni ;P:
Kai - 1 Wrzeœśnia 2010, 17:56

Zwłaszcza w okolicach sylwka? Mogłabym domu nie poznać, ale absolutnie nie neguję, że coś podobnego zrobię. Jak na jedynaka, jest dość rozsądny i samodzielny. Gorzej z pracą.
Zgaga - 1 Wrzeœśnia 2010, 19:48

ilcattivo13 napisał/a
A z tym Sylvkiem, to w razie co pisać Cię na wstępną, na razie bazzobowiązaniową, listę? :wink:

A jest jakaś możliwość pożyczenia biegówek? Może bym sobie przypomniała, co się z nimi robi. Ostatni raz miałam na nogach w liceum czyli uuu... uuuu :roll: Mda.

ilcattivo13 - 1 Wrzeœśnia 2010, 20:15

popytam. Podasz teraz, czy mam zadzwonić? ;P:
Zgaga - 1 Wrzeœśnia 2010, 21:19

Co podam? - bo żem zgłupła. To do mnie było?
ilcattivo13 - 2 Wrzeœśnia 2010, 09:55

Był taki skecz Monty Pythona, o straży pożarnej i zdechłym chomiku. Wszyscy musieli podawać rozmiar buta. Tutaj możesz go sobie przypomnieć. Na YT nie mogłem go nigdzie znaleźć.

Tak "apropo". Znowu mnie napadło na "śladówki". I chyba domowa siłownia poczeka. Jak będę dobrze stał z kasą we wrześniu (a raczej powinienem, bo wymiana uszkodzonej karty nie sprzyja wydawaniu pieniędzy) i nie wyjdą jakieś niespodziewane wydatki (jak ostatnio), to chyba naskrobię ten niecały tysiąc. Dla takich nart warto :)

Zgaga - 3 Wrzeœśnia 2010, 14:01

ilcattivo13, ja po angielsku tak nie bardzo. Wrzuć to w wersji rosyjskiej :wink: , będzie lepiej.
A pomysł sylwestrowej głusz był wczoraj jednym z tematów rozmów w Paradoksie. Jeszcze trochę a się okaże, że sam sobie ten biczyk ukręciłeś.

ilcattivo13 - 3 Wrzeœśnia 2010, 16:03

Zgaga - w związku z moją wątpliwą znajomością rosyjskiego, zostaje Ci jedynie odwiedzenie wypożyczalni video i poszukanie tam płyty z odcinkiem nr 31.

Co do tego sylwestra - jeśli ktoś jest wstępnie chętny, to niech daje znać teraz, bo nie wiem, czy szukać małej chatki na 4 - 8 osób, czy całego folwarku z czworakami ;P:

Zgaga - 4 Wrzeœśnia 2010, 05:50

To jak tak wstępnie i nieśmiało... Jakbyście rzeczywiście jakąś głuszę planowali....
ilcattivo13 - 4 Wrzeœśnia 2010, 10:44

Sylwester na Dzikim Wschodzie, lista mocno wstępna:

1. Mła
2. Zgaga
3. Virgo (chyba, że się coś zmieniło)
4...

Zgaga - 6 Wrzeœśnia 2010, 13:29

ilcattivo13, czy to o Tobie tę książeczkę napisano:

ilcattivo13 - 6 Wrzeœśnia 2010, 23:01

nie, chyba nie, bo ja nie chrapię :roll:
ilcattivo13 - 7 Wrzeœśnia 2010, 23:41

wczoraj, po napisaniu ostatniego posta położyłem się spać. I coś mnie zaswędziało w lewym oku. Po kilkunastu minutach przestało swędzieć, a zaczęło uwierać i piec. Po kolejnych piętnastu minutach, wypełnionych oglądaniem oka w lusterku, znalazłem przyczynę - tycia trocinka przyklejona pod górną powieką. Przemywanie nic nie dało. Próby wyciągnięcia bydlackiego paprocha patyczkiem kosmetycznym i zwiniętą w rożek chusteczką też, bo były za grube. W końcu tak mnie ta zabawa "w ilcattivo i paprocha" wnerwiła, że wziąłem nożyk do zdejmowania foli z butelek od wina i dopiero tym narzędziem wywlokłem wywłokę zza powieki. Dziś mam całe oko czerwone, ale, o dziwo ;P: widzę wszystko normalnie.

A dziś? Calutki dzień spędziłem rżnąc drewno na rozpałkę i pewnie znowu coś zaprószyłem :roll:

****************

W LIDLu udało mi się kupić ostatnie trzy opakowania sambal oelek :D I na razie nie muszę ściągać go z W-szawy :D

ilcattivo13 - 8 Wrzeœśnia 2010, 21:12

Z cyklu "Przydarzyło mi się dziś w robocie".

Narzeczony szefowej wpadł do firmy i powiedział, że potrzebuje pilnie pustej butelki, najlepiej takiej po wódce. W szafce akurat stała jakaś wiśniówka, czy coś w tym guście. Na dnie było tak ze dwadzieścia gram. Naleli to w kieliszek, nastąpiła krótka debata, kto ma wypić, padło na bratową. Machnęła na raz. Widać, że twarda babka i niejedną "politurę miała na przełyku". Wtedy ja śmiechem-żartem mówię do szefowej: "No to teraz wypadałoby zadzwonić na Policję i poprosić o patrol z alkomatem, bo musimy pracowników przebadać". Pośmialiśmy się, pożartowaliśmy się. Przyszedł klient i poszedłem z nim na magazyn. Minutę później podjeżdża pod główne drzwi magazynu radiowóz i wysiada policjant. Mało nie ryknąłem śmiechem, jak go zobaczyłem. Poprosiłem, żeby zaczekał, bo muszę najpierw dokończyć pokazywać towar wcześniejszemu klientowi. Zaczekał i po chwili się nim zająłem. Chce kupić sklejkę, większą ilość. Spoko, ja mogę dać 5% rabatu, ale niech pogada z szefową, może wytarguje coś więcej. Powiedziałem, że zaprowadzę go do biura. Idziemy. Wchodzimy do biura, policjant pierwszy, ja metr za nim. Zza węgła, żeby sprawdzić kto idzie, wygląda bratowa...

Mało się w gacie nie zlałem ze śmiechu.

A w domu, jak opowiadałem mamie, to stwierdziła, że jestem głupi dureń, bo powinienem jeszcze gadając z policjantem na magazynie, powiedzieć tak: "Wie pan co? Ja może zaprowadzę pana do biura i tam pan porozmawia z tą panią, co jest władna udzielać większe rabaty." A potem zaprowadzić go do biura i wskazując palcem na bratową powiedzieć: O, to ta pani"...

Ech. Teraz przynajmniej wiadomo, skąd u mnie się wzięło takie poczucie humoru... Choć wyraźnie widać, że nie osiągnąłem mistrzowskiego poziomu.

Matrim - 9 Wrzeœśnia 2010, 10:48

ilcattivo13 :mrgreen:

I nie bojaj - trening czyni mistrza. A uczeń mistrza przerasta ;)

Ozzborn - 9 Wrzeœśnia 2010, 15:46

ilcattivo13, :mrgreen:
ilcattivo13 - 9 Wrzeœśnia 2010, 17:17

Matrim - będzie ciężko, ale się nie poddam :wink:
ilcattivo13 - 10 Wrzeœśnia 2010, 20:52

Zaraz zgaszę światło, zapalę kilka świeczek po kątach i wygodnie usiądę w fotelu. I włączę sobie "Subway" Luca Bessona :)
ihan - 10 Wrzeœśnia 2010, 21:19

A pentagram na środku pokoju wyrysowałeś?
ilcattivo13 - 10 Wrzeœśnia 2010, 23:13

Nie. I kotu przetrwał. Za to mało chaty nie spaliłem, bo postawiłem jedną ze świeczek na przedostatniej półce w moim "od-dwóch-się pierdzielisz-z-tym-i-nie-możesz-skończyć" regale na książki i dopiero po filmie, jak gasiłem świece, to zauważyłem, ze najwyższa półka jest "ździebko ciepława" :mrgreen:
ilcattivo13 - 12 Wrzeœśnia 2010, 21:08

Przespałem dziś prawie calutki dzień. Z przerwą od 10:30 do 12:30. I po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się, że po obudzeniu się zapamiętałem wyraźnie sen, a co ciekawsze, gdy uskuteczniałem pośniadaniową drzemkę, to śnił mi się ciąg dalszy tego nocnego snu...

Ale do rzeczy.

Sen jak sen: Ziemia obrócona w kilka dni w ruinę przez inwazję obcych, nieliczne niedobitki (w tym mła), ukrywają się gdzie popadnie. Nikt nie wie, jak obcy wyglądają, bo posługują się oni armią robotów: było coś jak skrzyżowanie pająka ze skorpionem, były latające boty zwiadowcze, były maszyny zbierające ludzi i zwierzęta. No właśnie. Obcy najwyraźniej potrzebowali do czegoś ludzkich i zwierzęcych ciał , które były transportowane do wielkiego (kilometr wysokości) stalowego menhira zbudowanego przez roboty niedaleko miasta. Ani razu nie było wspomniane, że ciała służą do jedzenia, a przeciwnie - obcy budowali z nich jakiś organiczny super-duper-komputer. Aha, ciał było ciągle za mało. Tylko jedne zwierzęta były bezpieczne, a nawet więcej - lubiły przebywać w okolicach menhira - konie.

Teraz ja. Jakiś miesiąc, dwa po rozpoczęciu inwazji, razem z kilkoma innymi niedobitkami mieszkałem w wielkim domu na peryferiach miasta. Z tego domu przechodziło się podziemnymi tunelami do sąsiednich, zniszczonych domów, w których były zamaskowane wyjścia. Nie brakowało niczego - paliwa do prądnic było od cholery, jedzenia też, woda była z wykopanej przy domu studni głębinowej. Normalnie sielanka. Jak czegoś było za mało, to wychodziło się na miasto po zakupy. Z innymi survivorsami moja grupka utrzymywała mniej lub bardziej przyjazne stosunki (wiem, że to dziwne, ale ci co przetrwali, nie walczyli między sobą).

I teraz akcja się zagęszcza. Bo do domu trafia nowy człowiek, informatyk. Trafia w dziwnych okolicznościach, bo znajdujemy go rannego przy kilku uszkodzonych robotach. Facet zdrowieje, opowiada nam historię swojego życia, bla, bla, bla i nagle mówi, że wie, jak naprawić i przeprogramować roboty, żeby atakowały roboty służące obcym. Następuje chwila ciszy, a po niej wielka euforia. Wszyscy śmieją się i krzyczą jeden przez drugiego. Burdel nie z tej ziemi...

Tylko ja stoję cichy i spokojny, bo coś w tym, co powiedział informatyk, nie pasowało.
I to tak bardzo, że aż się obudziłem...

Po śniadaniu i spędzeniu jakiegoś czasu na Forum, poszedłem się zdrzemnąć.

I co? Sen zaczyna się od momentu, w którym rozpierdziulam temu informatykowi łeb siekierą. Wszyscy są w szoku, wrzeszczą, beczą albo celują do mnie z broni, a ja stoję sobie spokojnie nad trupem... i czekam aż mi dadzą coś powiedzieć. Po chwili mogę już spokojnie mówić i zaczynam tłumaczyć, dlaczego użyłem siekiery do zmiany fryzury na głowie tego człowieka. Ktoś się domyśla dlaczego? :wink:
Facet był albo wariatem, ale szpiegiem obcych, bo nikt przez kilkadziesiąt dni od początku inwazji nie byłby w stanie raz, że się nauczyć - całkiem niepodobnego do żadnego z ziemskich - języka, a dwa - nawet jeśli by opanował ten język, to jeszcze pozostaje kwestia opanowania języka służącego do programowania robotów. I niezależnie od tego, czy facet był tylko wariatem, czy szpionem obcych, obie możliwości na dłuższą metę nie wychodziłyby nikomu z tego domu na zdrowie...
Chwila ciszy, ludzie trawią to, co im powiedziałem. Potem przyznają mi rację, gratulują słusznej decyzji, poklepują po plecach. Jednogłośnie ogłoszone zostaje święto w domu. Na stół w jadalni wędrują najlepsze frykasy, alkohol leje się strumieniami, jest wesoło, a nawet jeszcze weselej niż wesoło.
A ja? Czyszczę pokój, w którym przyczesałem kolesia...


I w tym momencie budzę się znowu. Bo mi się wydawało, że właśnie brudzę pościel ubabranymi we krwi i mózgu rękami...

Ufff... czysto jest :wink:

ilcattivo13 - 16 Wrzeœśnia 2010, 19:51

no, kolejne posiedzenie rady za mną. Tym bardziej się cieszę, że to było najburzliwsze posiedzenie odkąd moje ukochane, pięknie wymodelowane pośladki w niej zasiadają :mrgreen:

Wnioski po radzie:

- ni cholery nie da się wytłumaczyć osobie nie mającej pojęcia o ekonomii, że firmę/nieruchomości sprzedaje się wtedy, gdy jest ożywienie w gospodarce, a nie w czasie kryzysu. Że różnica w wypracowanej cenie może między tymi dwoma okresami różnić się kilkukrotnie.

- ni cholery nie da się wytłumaczyć osobie nie mającej pojęcia o ekonomii, że jak firma nie ma kompletnie żadnych zobowiązań (i wobec banków i wobec innych firm czy państwa), a nawet przeciwnie, ma wolne środki, które mogą być w każdym momencie przeznaczone na zakup towarów czy na inwestycje, i że pomimo szalejącego wokół kryzysu firma w dalszym ciągu przynosi zyski (nawet jeśli nie są to milionowe kwoty), to taka firma jest w bardzo korzystnej sytuacji względem konkurencji i tym bardziej nie nadaje się do sprzedaży.

- ni cholery nie da się wytłumaczyć osobie nie mającej pojęcia o ekonomii, że - zwłaszcza w czasach kryzysu - nie dzieli się dużej firmy na kawałki, bo to ani nie doprowadzi do oszczędności, ani nie pomoże w rozmowach z kontrahentami.

W/w osoba chce ciąć koszty w firmie, ale nie może przyjąć do wiadomości, że związane to jest najczęściej ze zwolnieniami. Mało tego, ta osoba uważa, że trzeba ciąć koszty jak tylko się da, ale przy okazji chce ubrać "na odświętnie", w firmowe wdzianka, wszystkich pracowników mających bezpośredni kontakt z klientem (zapominając, że to pi razy oko 2 x komplecik letni, 2 x komplecik zimowy, buciki letnie i zimowe oraz koszulki na lato) :| I że skoro większość z nich przewala kilka razy dziennie cement/wapno/węgiel/torf/itp. to zawsze będą chodzili uświnieni...

Dobrze, że przewodniczący rady potrafi kobitę usadzić, bo albo by się posiedzenie "whielkim obhażeniem" na wszystkich skończyło, albo jeszcze byśmy tam siedzieli...

ilcattivo13 - 17 Wrzeœśnia 2010, 18:38

Pozwolę sobie wtrącić podziękowania dla osoby, która w byłą niedzielę była moimi długaśnymi ręcyma zemsty i pozmieniała znaki na trasie krakowskiego maratonu MTB. Całe dwa sektory startowe pedałowały ładne kilka kilosów dłużej :mrgreen:

I chciałbym też podziękować osobie, dzięki której brat przebił dętkę za 200 pln i osobie, która obficie podlała trasę tworząc przepiękne, klejące się do wszystkiego błocko, które zalepiło bratu pompkę i dzięki temu zmarnował ponad dziesięć minut i zamiast w pierwszej dziesiątce przyjechał na metę trzydziesty pierwszy (ogólnie, bo w swojej klasie był piąty) :mrgreen:

Dziękuję! :D

*************************************

A najstarszy rodzony brat mojego brata-górskiego-kolarza, po tym, jak go przez dobrą godzinę denerwowałem, powiedział mi tak: "Niech cię ręka boska broni, to ci ją odrąbię!"
Pomogło, już nie miałem siły denerwować go bardziej :lol:

Martva - 17 Wrzeœśnia 2010, 19:02

ilcattivo13 napisał/a
która obficie podlała trasę tworząc przepiękne, klejące się do wszystkiego błocko,


Dżisas, w niedzielę poszłyśmy z mamą na psacer do lasu i używałyśmy mnóstwo słów powszechnie uważanych za wulgarne. Błocko w lesie się zdarza i jest do przeżycia, błocko rozjechane setkami rowerów to jest masakra. Moja antypatia do rowerzystwa wzrosła o jakieś milion procent.

ilcattivo13 - 17 Wrzeœśnia 2010, 20:52

a już myślałem, że to Ty maczałaś w tym palce :mrgreen:


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group