To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - Polowanie na Wąpierza

Kasiek - 13 Marca 2008, 18:57

Przyjaciólka się zastanawia czyja to wina, że straciłyśmy kontakt. Niech się zastanawia, może dobrze jej to zrobi. Smutno mi dziś było, jak zapytałam, czy nie chciałaby czegoś z biżuterii, to chętnie jej zrobię.... powiedziała że ode mnie nie chce prezentu. Na szczęście ma się zapasową rodzinę :) Co ja bym bez niej zrobiła :)
Martva - 13 Marca 2008, 19:16

Kasiek napisał/a
powiedziała że ode mnie nie chce prezentu.


Yyyyyyy, bo?

Kasiek - 13 Marca 2008, 19:29

Po prostu. "Nie chcę od Ciebie prezentu". Tylko, że... to miał być taki drobiazg-upominek, ot tak, tylko chciałam zapytać o kolor np, albo czy woli kolczyki czy bransoletkę.... Aż mnie zszokowała. :shock:
Martva - 13 Marca 2008, 19:51

I ona się zastanawia czyja to wina że straciłyście kontakt, tak?
Kasiek - 13 Marca 2008, 20:06

Nooo, w sumie wspólna. A raczej życia. Inne szkoły, inni ludzie, inne zainteresowania, ona już mężatka, ja nie i nie zamierzam w najbliższych miesiącach.... Kompletnie różne tak w sumie jesteśmy. Ona nie lubi fantastyki, nigdy nie przyszła na żadną imprezę, którą ja robiłam, bo z tymi ludźmi siedzieć nie będzie. Asg dla niej jest bzdurą. Ona ma już obowiązki i to poważne, a nie to co ja (jej zdanie). I tak...samo jakoś.... No co ja poradzę, że nie lubię słuchać jak Paweł lubi być miziany po plecach, alo jak chodzi na zmiany do pracy.... Ona z kolei co to jest USP, co to panel udowy i jak zajefajnie leżeć na mokrej ziemi w marcu w lesie.....
GrapeVine - 13 Marca 2008, 20:54

Często dziewczyny strasznie się zmnieniają po ślubie, niestety na niekorzyść, zamiast spotykać się po ludzku z dawnymi przyjaciółmi, urządzają wieczorki dla małżeństw, rozmowy schodzą na temat jak urządzić pokój dla dziecka i tym podobne, od razu takie żoneczki ni przypiął ni wypiął 8) a jak w takie towarzycho wmiesza się przypadkiem jakaś singielka to się czuje jak na przyjęciu u rodziców
Kasiek - 13 Marca 2008, 21:09

Wiesz, najgorsze, że jak coś do mnie pisze to np w ten sposób: "Idę z moim Mężem i moją Teściową do sklepu". Cholera jasna, przecież znam Pawła, wiem kim jest. Tak samo jak powie Jego mamą czy po prostu mamą.

A żebyś wiedziała, że rozmowy to o zmianach w pracy, robieniu kanapek i obiadków.... No tak.. to że całą niedzielę biegałam między kulkami to mało ważne dla niej....

GrapeVine - 13 Marca 2008, 21:35

Tak, wśród moich znajomych też jest kilka świeżych żon, słowo 'mąż' pojawia się w co drugim zdaniu ;)
Fidel-F2 - 13 Marca 2008, 22:06

GrapeVine napisał/a
Często dziewczyny strasznie się zmnieniają po ślubie, niestety na niekorzyść, zamiast spotykać się po ludzku z dawnymi przyjaciółmi, urządzają wieczorki dla małżeństw, rozmowy schodzą na temat jak urządzić pokój dla dziecka i tym podobne,
czemu na niekorzyść? świat dla nich zaczyna wyglądać zupełnie inaczej, dziecko staje się dla nich najważniejsze, życie w małżeństwie to zupełnie co innego niz zycie singla. Człowiek zauważa, że masa rzeczy, ktorymi dotąd się zajmowal to pierdoły. Przyroda.
GrapeVine - 13 Marca 2008, 22:14

Zauważa, ale czemu od razu zwrot o 180 stopni :/ niektórzy potrafią pogodzić ze sobą świat życia we dwoje i swoje własne małe sprawy, niekoniecznie wspólne z drugą połówką :)
Kasiek - 13 Marca 2008, 22:48

GrapeVine napisał/a
Tak, wśród moich znajomych też jest kilka świeżych żon, słowo 'mąż' pojawia się w co drugim zdaniu ;)


Mi chodzi raczej o tę wielką literę. Przeca to rzeczownik pospolity. Ale to fakt. Denerwuje, zwłaszcza, jeśli się tego osobnika zna parę lat, tyle ile są razem:) czyli już... 6 będzie ....

Fidel ma sporo racji: żyje się wtedy innymi problemami. Tylko pytam dlaczego jej problemy od razu są wartościowane jako najważniejsze a moje to całkowita błahostka? Tylko o to.

ilcattivo13 - 13 Marca 2008, 23:36

Kasiek - wyskoczyłaś u Martvej z tym ASG, chyba zacznę czytać też Twojego bloga :)

A to i to od lutego mam dodane do "ulubionych".

Kasiek - 13 Marca 2008, 23:38

Taaaaaaa. Ja rozumiem wszystko. Ale to jest tak paskudne......

edit: ale u mnie nie ma nic na temat asg. Prawie. Tu za mało osób chciałoby o tym czytać a ja za mało wiem, żeby pisać. U mnie trochę fot ciuchów jest, goopich problemów, babskich żali i debilnych radości. Nic więcej..... ;)

ihan - 14 Marca 2008, 08:41

A tak w ogóle, to wiecie, dochodzę do wniosku, że mam najwspanialsza rodzinę na świecie i miałam cholernego farta i chyba powinnam za to jakoś odwdzięczyć się losowi. Tylko nie mam pomysłu jak.

Fidel-F2 napisał/a
ihan napisał/a
Fidel, rady dobre, bardzo dobre - w teorii. Gdyby były realizowalne to Kasiek już dawno by je wprowadziła w praktyce.
rady są realizowalne, z tym że to nie jest łatwe i nie skutkuje natychmiastowo.

Problem w tym, że większość z tych rad wymaga pewnych cech charakteru od realizatora. Bo tego one dotyczą: określonego zachowania i typu reakcji. Asertywnych odpowiedzi i zimnego patrzenia na fakty. Tylko, że gdyby takie osoby były w stanie się tak zachować, to by to zrobiły i rady by były niepotrzebne. Moją koleżankę matka niszczy, zakompleksia jeszcze bardziej i udowadnia jej nic nie wartość, bo nie ma rodziny, nie ma dzieci. Problem, że by chciała mieć rodzinę i dzieci, nie trzeba jej nawracać, dręczenie jej na każdym kroku raczej nie pomaga. Gdyby miała inny charakter tupnęłaby noga i powiedziała, że nie życzy sobie ciągłych uwag na temat fryzury, ubrania, odżywiania się i innych rzeczy. Tylko, że jest dobrze wychowaną osobą niestety, której życie skupione jest na pomaganiu innym i przejmowaniu się ich uczuciami. Jakoś tak się zdarza, że mam niewielu znajomych, a jak już to z problemami.

[quote="Fidel-F2"]
GrapeVine napisał/a
Często dziewczyny strasznie się zmnieniają po ślubie, niestety na niekorzyść, zamiast spotykać się po ludzku z dawnymi przyjaciółmi, urządzają wieczorki dla małżeństw, rozmowy schodzą na temat jak urządzić pokój dla dziecka i tym podobne,
czemu na niekorzyść? świat dla nich zaczyna wyglądać zupełnie inaczej, dziecko staje się dla nich najważniejsze, życie w małżeństwie to zupełnie co innego niz zycie singla. Człowiek zauważa, że masa rzeczy, ktorymi dotąd się zajmowal to pierdoły. Przyroda.

Życie się zmienia, owszem, inne rozłożenie akcentów i odpowiedzialności. Tylko, że nie należy w tym tracić swojej indywidualności, znajomi z "przed" też mogą mieć miejsce w nowym życiu. Wciąż pozostaje miejsce na własne zainteresowania i upodobanie, nie chodzi przecież o homogenizację. Znam rewelacyjne małżeństwo, mają odmienne hobby, sporo czasu spędzają osobno, mają osobnych znajomych (to kolejny problem, nie mam obowiązku lubić męża przyjaciółki i zaproszenie jej samej nie powinno być odbierane jako obraza) jeżdżą na osobne urlopy. I są najbardziej szanującymi i kochającymi się osobami jakie znam.
Wyjście za mąż jest traktowane jak podniesienie statusu społecznego, pewnie słusznie, i młode mężatki koniecznie chcą zaznaczyć swoją nową rolę, mówienie mój MĄŻ (koniecznie drukowanymi) to oznajmienie, że weszły w zaklęty krąg. Fajnie, jeśli komuś chce się pogodzić te dwa światy, ale nie dziwcie się, gdybyście awansowały, wciąż chciałybyście zadawać się z nizinami?

Fidel-F2 - 14 Marca 2008, 21:40

ihan napisał/a
Problem w tym, że większość z tych rad wymaga pewnych cech charakteru od realizatora. Bo tego one dotyczą: określonego zachowania i typu reakcji. Asertywnych odpowiedzi i zimnego patrzenia na fakty. Tylko, że gdyby takie osoby były w stanie się tak zachować, to by to zrobiły i rady by były niepotrzebne.
Nie prawda, wiekszość ludzi nie ma pojecia, że tak można. Atawizmy w nas tkwią, na atak odpowiadamy albo atakiem albo ucieczką, nawet nam do głowy nie przychodzi, że jest jakieś inne wyjście zwłaszcza gdy nie mamy czasu na myślenie i ponoszą nas nerwy. Kolejna sprawa to okopanie się na stanowiskach. Czujemy się bezpieczniej na znanym terenie, wiemy czego się spodziewać. Wyjście z grajdołka to wysiłek, powstrzymuje nas dodatkowo strach przed nieznanym, obawa przed wystawieniem się na ciosy. Jeszcze inna rzecz to mechanizm który karze nam tkwić uparcie w sytuacji będącej skutkiem pierwotnie błędnej decyzji. Im wiecej pracy w realizację tej decycji włożyliśmy tym trudniej ponieważ musimy przyznać się przed samym sobą że ogrom naszego wysiłku był chybiony. To nas deprecjonuje we własnych oczach. Nikt tego nie lubi. Podstawa to uświadomienie sobie tego wszystkiego, rzetelna analiza i na nowo podjete decyzje, tym razem prawidłowe. No i potem twarda realizacja. To ciężka i mozolna praca. trzeba walczyć ze sobą i nie ma się co oszukiwać, że efekty będa jutro, za tydzień czy za miesiąc.
ihan napisał/a
Gdyby miała inny charakter tupnęłaby noga i powiedziała, że nie życzy sobie ciągłych uwag na temat fryzury, ubrania, odżywiania się i innych rzeczy.
problem w tym, że tupanie to nie jest rozwiązanie, bo druga strona też może tupnąc i co wtedy? tupniesz mocniej? To sa możliwości które daje nam atawizam, ucieczka (to co robi twoja znajoma) albo atak (tupanie)
Kasiek napisał/a
powiedziała że ode mnie nie chce prezentu.
może bała sie, że dostanie kulkę?
ihan - 14 Marca 2008, 22:00

Nie doceniasz ludzi. Większość ludzi wie, że tak można, tylko nie potrafi tego wprowadzić w życie. Bo w krytycznej sytuacji się rozpłaczą, zaczną histeryzować, będą mieć wyrzuty sumienia, że kogoś ranią, bo nie są asertywne. Zaklęty krąg, gdyby były asertywne,nie byłoby problemu, żeby go rozwiązać powinny być asertywne. Wszystko da się realizować na twardo wówczas gdy w grę nie wchodzą emocje. Tupnięcie nogą to przenośnia, określenie sytuacji, w której w twardy sposób mówisz, że sobie nie życzysz. Nie grozisz, nie stawiasz ultimatum, mówisz, że nie chcesz wysłuchiwać ciągłych uwag pod swoim adresem, bo cię ranią. Nie jest to atakiem, ale gdy masz nawarstwienie, że przecież do własnej matki tak nie można, bo ona to z troski o ciebie. Czasem mam ochotę porozmawiać z tą kobieta, ale wiem, że to by nie pomogło, a z drugiej strony nie mogę za kogoś przeżyć jego życia i rozwiązywać jego problemów.
Kasiek - 14 Marca 2008, 22:01

Wiesz, Fidel, bardzo zabawne. Mi wtedy nie było do śmiechu. I nadal jak sobie to przypominam, to nie jest.

Owszem, dajesz dobre rady. Tyle, co napisałeś to i ja wiem, po przeczytaniu paru książek z psychologii. I co z tego? Takie teorie są fajne, tylko niewykonalne czasem.

Fidel-F2 - 14 Marca 2008, 22:20

ihan napisał/a
Bo w krytycznej sytuacji się rozpłaczą, zaczną histeryzować, będą mieć wyrzuty sumienia, że kogoś ranią, bo nie są asertywne.
W jednej krytycznej sytuacji???? Tych sytuacji będą dziesiątki. Można sie rozplakac trzydzieści razy ale za trzydziestym pierwszy a sie uda. to jest właśnie ta mozolna praca o ktorej mówiłem i ten bardzo długi czas. gdyby się to dało załatwić za jednym razem to by nie było problemu. Ale sie nie da. Trzeba byc konskwentnym i się nie poddawać mimo porażek.
ihan napisał/a
Tupnięcie nogą to przenośnia, określenie sytuacji, w której w twardy sposób mówisz, że sobie nie życzysz.
I nie przynosi to zadnego efektu bo na tupanie druga strona tez tupie i konflikt sie zaognia. Od tego właśnie trzeba odejść. Moja Lula ma własnie coś takiego ze swoją matką. Jest najbardziej asertwną osobą jaką znam. I od zawsze są skonfliktowane.
Kasiek, widze w Tobie brak wiary, bez tego się nie da. Takie teorie są wykonalne, jestem tego najlepszym przykładem.

Kasiek - 14 Marca 2008, 22:34

Fidel-F2 napisał/a
Kasiek, widze w Tobie brak wiary,


No co Ty...

Fidel-F2 - 14 Marca 2008, 22:43

No dobra, powiedziałem co wiedziałem. Wystarczy.
Kasiek - 15 Marca 2008, 06:35

Fidel, a co Ci mam napisać? Nie zauważyłam, że nie jest dobrze przedwczoraj. Uwierz, próbowałam przekonać, pokazać, uświadomić, używałam różnych sposobów i metod. Nie odniosło skutku. Nie żyję tak, jak rodzinka przykaże-jestem potępiona na wieki.

Tak, owszem, nie wierzę w to, że coś może się zmienić. Moi rodzice są na zmiany po prostu za starzy. Matka w tym roku skończy 60 lat, ojciec dwa tygodnie temu skończył 69. Ich pierwsze dziecko urodziło się w 70 roku i nie mogą pojąć że świat się odrobinkę zmienił do tej pory. Nie da się tego zmienić, po prostu. A siostry żyją tak, jak im wygodnie. Matka-terrorystka zrobiła swoje. Nie odzywać się, nie pyskować, głowy nie wychylać...

Dlatego nie robię nic. Bo to po prostu nie ma sensu. Za parę miesięcy mam nadzieję się wyprowadzić i wtedy zacząć pracować nad sobą i dla siebie samej.

Fidel-F2 - 15 Marca 2008, 08:34

Kasiek, urodziłem sie w 72, moi rodzice sa odrobinkę jedynie mlodsi. Co to ma do rzeczy? No i na prawdę powiedziałem co wiedziałem, dalej możemy się tylko jałowo sprzeczać.
A pomysł wyprowadzeniea sie z domu, tak czy inaczej bardzo dobry. 22-24 to granica dozwolonego mieszkania z rodzicami.

ihan - 15 Marca 2008, 10:10

Zgadzam się, wiek niekoniecznie ma coś do rzeczy. Znam pana po 80, który jest najbardziej tolerancyjnym, wyrozumiałym i feministycznym człowiekiem jakiego spotkałam.
dzejes - 15 Marca 2008, 12:31

ihan napisał/a
Zgadzam się, wiek niekoniecznie ma coś do rzeczy. Znam pana po 80, który jest najbardziej tolerancyjnym, wyrozumiałym i feministycznym człowiekiem jakiego spotkałam.


Demencja?

ihan - 15 Marca 2008, 12:35

Jak by ci to delikatnie napisać dzejes, hmmm, twoja uwaga nie jest specjalnie miła, zabawna ani błyskotliwa.
dzejes - 15 Marca 2008, 12:37

Serdecznie przepraszam, dowiedziałem się wczoraj, że w Stanach sześć razy więcej środków publicznych przeznacza się na badania nad rakiem piersi, niż prostaty i dokonuje się we mnie rekonstrukcja poglądów.
Kasiek - 16 Marca 2008, 08:06

Fidel-F2 napisał/a
Kasiek, urodziłem sie w 72, moi rodzice sa odrobinkę jedynie mlodsi. Co to ma do rzeczy?


Mi chodziło o to, że inaczej wychowywał się mój brat, czy Ty, a inaczej było w latach dziewięćdziesiątych, kiedy ja się wychowywałam. Dla nich to niepojęte. komórki, komputer, co to znaczy, żebym gdzieś na mieście była widziana jak całuję chłopaka jak się żegnamy? (swoją drogą ciekawe o co chodzi, bo nie wiem), co to znaczy, żeby podjąć własną decyzję co do liceum, studiów i to bez zgody rodziców? Co to znaczy żeby nie zapytać rok wcześniej czy się zgadzają na zaręczyny... Takie kwadratowe rzeczy.

Fidel-F2 napisał/a
A pomysł wyprowadzeniea sie z domu, tak czy inaczej bardzo dobry. 22-24 to granica dozwolonego mieszkania z rodzicami.


Dziękuję, ;) Dlatego zamierzam tak zrobić. Skoro mogę być na tyle dorosła, żeby podejmować inne decyzje, to i taką mogę podjąć. Najważniejsze, że wiem, że mam przyjaciół na których mogę liczyć i którzy mi pomogą, bo wiem, że z chwilą przestąpienia progu domu w stronę schodów i Warszawy, to odetnę się od czegokolwiek ze strony rodziców.

ihan napisał/a
Zgadzam się, wiek niekoniecznie ma coś do rzeczy. Znam pana po 80, który jest najbardziej tolerancyjnym, wyrozumiałym i feministycznym człowiekiem jakiego spotkałam.


Bo są tacy! I dzięki Bogu :) Bez nich świat byłby koszmarem. Moi rodzice niestety tacy nie są. Ale babcia mojej przyjaciółki jest strasznie pogodną osobą i mimo, że niektórych spraw nie rozumie, to machnie ręką i zawsze od niej usłyszę: Kasia, Ty i tak moja druga wnunia jesteś i tak Cię kocham, nie tłumacz. Wiem, że masz rację.
Kocham tę kobietę :)


Kiermasz świąteczny, wczoraj, stoiska z biżuterią. Kolczyki w które włożono kilka złotych, które ja również wyceniam u siebie na kilka, maź 12 zł, tam po 35. I idą! Idą jak woda.
Komplet: naszyjnik i kolczyki: linka jubilerska, 9 kostek hematytu na komplet, elementy srebrne: 150 zł. :shock:
Wczoraj jak chciała laska kupić komplet na srebrnym łańcuszku z czerwonymi koralikami,, stwierdziłam ze 25 zł za kolczyki, naszyjnik i bransoletkę, to usłyszałam, że drogo. No kurde no.

Martva - 16 Marca 2008, 08:40

Kasiek napisał/a
Kolczyki w które włożono kilka złotych, które ja również wyceniam u siebie na kilka, maź 12 zł, tam po 35. I idą! Idą jak woda.


A to jest typowe, ja standard (posrebrzane bigle + szkło) mam po 15, bo trzeba cenić swoją pracę, z kamolami i srebrem to więcej. Tylko że ja działam w szarej strefie, gdybym miała firmę i musiała płacić podatki i inne VATy, to musiałabym mieć drożej. (Plus jakieś marże w sklepie czy opłaty za stoisko, nie wiem jak z tym jest). Odkąd się zastanawiałam nad legalizacją działalności, mam odrobinę więcej zrozumienia dla takich ludzi, chociaż i tak mi czasem szczęka opada (no bo moje kolczyki rzadko składają się z _jednego_ elementu na szpilce :shock: )

Kasiek napisał/a

Komplet: naszyjnik i kolczyki: linka jubilerska, 9 kostek hematytu na komplet, elementy srebrne: 150 zł. :shock:


A tak, ostatnio trafiłam w sieci na sklep ludzi którzy się nie mogli zdecydować czy są jubilerami czy handmade'owcami, ale ceny mieli dość... zaskakujące jak na ilość i jakość użytych materiałów ;)

Kasiek napisał/a
Wczoraj jak chciała laska kupić komplet na srebrnym łańcuszku z czerwonymi koralikami,, stwierdziłam ze 25 zł za kolczyki, naszyjnik i bransoletkę, to usłyszałam, że drogo. No kurde no.


U mnie by dała koło 60. Znaczy jak ktoś bierze komplet, to obniżam, ale tak do 45-50, 60 wzięłam ostatnio za komplet na srebrze (prawie nigdy nie używam samego srebra, ale trafiła się alergiczka i musiała mieć komplet na srebrnym drucie, te 60 i tak było prawie po kosztach, bo srebrny drut jest masakrycznie drogi).
Nie daj się, mów takim pannom żeby sobie obejrzały ceny w galeriach internetowych (nie na Allegro, Allegro jest zue).

Kasiek - 16 Marca 2008, 08:52

Wiesz, ja bym chciała sprzedać to taniej, bo się uczę dopiero, a chcę mieć an materiały, nie stać mnie, żeby kupować i kupować i żeby to zalegało w pudełku. Ale drogo to drogo. Allegro jest zue, w ogóle co tam za ceny są?
Martva - 16 Marca 2008, 08:57

Allegro jest pełne gimnazjalistek (?) które wystawiają od złotówki i często to schodzi za złotówkę, co uważam za psucie rynku. Jak publikowanie opowiadań za darmo.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group