Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko
illianna - 22 Grudnia 2012, 14:15
corpse bride napisał/a | E tam zamieszania. Tylko wtorek i środa są wyłączone z handlu, w poniedziałek można jeszcze coś kupić | no nie wiem, dla mnie godzina do kasy w supermarkecie to jak wyłączenie z handlu, tyle wczoraj stałam i to około 12, więc ludzie generalnie powinni być w pracy
corpse bride - 22 Grudnia 2012, 18:17
ja się bardziej zastanawiam, skąd ludzie mają na to wszystko kasę. bo że są o 12 w sklepie, to jeszcze rozumiem - można przecież wziąć urlop na wigilię i dzień przed. wróciłam właśnie ze sklepu, chyba już wszyscy kupili, co mieli kupić, bo ruch był mniej niż przeciętny.
Fidel-F2 - 22 Grudnia 2012, 18:23
Pracują chyba, przynajmniej co poniektórzy.
illianna - 23 Grudnia 2012, 17:49
corpse bride, ja rozumiem dzień przed, ale w tym roku święta zaczęły się chyba już wczoraj i potrwają do 6 stycznia Ja osobiście lubię święta, ale dwie rzeczy straszne mnie irytują, szał zakupów i nachalność świątecznych reklam.
corpse bride - 24 Grudnia 2012, 10:28
No, szał też mnie denerwuje, ale to jest przed każdym dniem zamkniętych sklepów, przynajmniej u nas w lewiatanie - ludzie kupują wtedy na ten jeden dzień jak na tydzień. Nam się w tym roku udało wszystko kupić bez zbytnich kolejek. A reklam nie widziałam za dużo, bo nie byłam dawno w kinie, nie mam TV i nie kupowałam dawno gazet. Niby w necie też powinny być, ale widać chodzę po złych stronach
Pierwszy świąteczny wypadek: moja mama przyjechała wczoraj i śpi u mojej siostry. Dziś siostra idzie do pracy, to parę przystanków przed nami. Więc pojechały razem, mama miała wysiąść u nas, Puszek po nią wyszedł, bo ma ich część prezentów i żarcia, ale jej nigdzie nie było. Okazało się, że nie wysiadała i pojechała do kombinatu, a potem kombinowała - nomen omen - jak wrócić, zamiast znaleźć ten sam numer, którym przyjechała... Widać wcale nie ma ochoty spędzić świąt z nami.
illianna - 24 Grudnia 2012, 11:13
corpse bride napisał/a | . Widać wcale nie ma ochoty spędzić świąt z nami. | oj ten KCP zatruwa mózgi skutecznie przecież mimo wszystko nie pojechała na dworzec
fealoce - 24 Grudnia 2012, 11:33
corpse bride, kilka razy zdarzyło mi się coś podobnego i to w mieście, w którym mieszkam od urodzenia...a jak pomyślę jakie numery odstawiałam w obcych miastach.... to po prostu naturalny talent do gubienia się zawsze i wszędzie więc nie przejmuj się na zapas.
corpse bride - 26 Grudnia 2012, 13:02
Wiecie, ja jestem dość wredna i mama się mnie podobno boi, ale postanowiłam mieć w sobie ducha świąt i być dla niej miła. Później tym samym duchem wykazał się Mat, kiedy okazało się, że żadne światełka choinkowe nie działają i poszedł po nowe do kerfura i stał z nimi w godzinnej kolejce do kasy, gdzie dowiedział się, że nie może ich kupić, bo kasjer nie ma kodu na nie, a nie ma już nikogo, kogo można by o ten kod zapytać.
Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze, wigilia była bardzo miła i wesoła, jedzenie pyszne, wszystko udało się podgrzać na czas. Jedzenia było tyle, że o części potraw zapomnieliśmy i nie weszły na stół. Mój brat zauważył, że z roku na rok przy stole przechodzą coraz odważniejsze żarty (true). Prezenty były super, wszyscy byli zadowoleni. Ja dostałam m.in. sweterek z Daisy Duck i perłowo lśniące spodnie. Puszek dostał puszysty czerwony szlafrok w którym właśnie chodzi i w końcu Petronela siada mu na kolanach, bo ona lubi takie szlafroki. Moja mama dostała książkę Tomasza Pindla z dedykacją od autora (który okazał się być sąsiadem znajomych). Wszyscy dostali makatki i wszystkim się one podobały, więc moja praca została doceniona.
Wczoraj byliśmy na obiedzie u rodziców Puszka, tam było nieco mniej kameralnie, ale też miło. Dziś nigdzie nie idziemy i nic nie robimy, hell yeah.
ilcattivo13 - 27 Grudnia 2012, 01:06
szlag niewiele, ale się pomyliłem
corpse bride - 27 Grudnia 2012, 10:59
brat dostał sweter, ale nie puszysty tylko trochę drapiący, bo z takiej fajnej wełny. za to pomarańczowy.
fealoce - 27 Grudnia 2012, 11:00
Taki był drapiący, że zaczął płakać?
corpse bride - 27 Grudnia 2012, 11:03
Nie, płakał z radości.
fealoce - 27 Grudnia 2012, 11:39
Aha, to dobrze Bo mnie jeden wełniany sweter doprowadził do łez.
corpse bride - 27 Grudnia 2012, 12:02
Ja kiedyś potrafiłam chodzić w takich drapiących z najbardziej wulgarnej wełny od górali na gołe ciało, a teraz dostaję niestety alergii, nawet jeśli nie drapie. Zresztą kiedyś to było inaczej... Chodziłam bez czapki i nie bolały mnie uszy, chodziłam w rozpiętej kurtce i nie było mi zimno, nie jadłam i nie byłam głodna. A teraz...
Kruk Siwy - 27 Grudnia 2012, 12:22
.. płacisz za te ekstrawagancje.
Rafał - 27 Grudnia 2012, 12:25
Taki gryzący sweter to niezła rzecz, jak się znudzi zawsze do horroru można sprzedać
corpse bride - 27 Grudnia 2012, 15:00
Nie, teraz stwierdzam, że nie ma się co katować. Ma być ciepło, miękko i bezboleśnie. Żadnego przetrzymywanie bólu głowy, dentysty bez znieczulenia, nic z tych rzeczy.
corpse bride - 1 Stycznia 2013, 18:50
Kasiek - 2 Stycznia 2013, 11:21
i wzajemnie!
corpse bride - 2 Stycznia 2013, 14:02
Mam czasem wrażenie, że moje życie to ciągła frustracja i walka z wiatrakami... Wczoraj miałam kolejny breakdown i ryczałam jak pies. Postanowiłam wobec tego starym zwyczajem pójść dziś na kompulsywne zakupy, żeby poprawić sobie humor. Co oczywiście nie działa, snuję się jak potępiona dusza po centrum handlowym i często niczego nie udaje mi się kupić, bo mój widok w lustrze mnie zniechęca. Czasem mi się udaje i dalej jest mi smutno i nie poprawia to jakości mojego życia, ale przynajmniej mam potem nowe ubranie. Nie robiłam tego gdzieś od 2006 czy 2007 roku, co tłumaczy fakt, że wszystko w mojej szafie, co pochodzi z późniejszego okresu dostałam od kogoś lub ewentualnie kupiłam przypadkiem.
Tym razem pomyślałam, że kupię coś urzekającego na rozmowy kwalifikacyjne, bo zimowe eleganckie buty mam w oliwkowo-brązowym odcieniu, a eleganckie rzeczy mam czarne lub szare. Jedyna brązowa spódnica tak się elektryzuje i przykleja do nóg, że postanowiłam ją wyrzucić, kiedy tylko znajdę coś w zamian. Oczywiście, mój strój pewnie nikogo nie oczaruje nawet gdyby już zdarzyło mi się pójść na jakąś rozmowę. Ale miałabym przynajmniej poczucie, że coś robię, żeby wygrać.
Jednak cały poranek spędziłam znowu na czytaniu opinii o ginekologach i sprawdzaniu, który z tych polecanych przyjmuje w ramach NFZ. Żaden. W końcu znalazłam jednego, ale numer jest cały czas zajęty...
Zadzwoniłam też do kliniki na Kopernika zapytać o staż. Wprawdzie słyszałam, że są one tam płatne, ale chyba chciałam to usłyszeć z pierwszej ręki albo może tylko się pobiczować dodatkowo. Pani powiedziała, że staże są płatne, na co się roześmiałam i zapytałam 'naprawdę?', a pani się zdziwiła, że mnie dziwi, że za staż się płaci. W sensie, że ja płacę, a nie mi płacą. Jak zarabiając 514 zł miesięcznie mam sobie pozwolić nie dość, że na szkołę za 650zł/mies to jeszcze na staż za kolejnych 140zł? Czy to interes tylko dla bogatych? Ehhh...
Fidel-F2 - 2 Stycznia 2013, 14:42
corpse bride napisał/a | Mam czasem wrażenie, że moje życie to ciągła frustracja i walka z wiatrakami... | Czyli jak spora większość. Trzeba nauczyć się jak sobie z tym radzić albo źle się kończy.
corpse bride napisał/a | Zadzwoniłam też do kliniki na Kopernika zapytać o staż. Wprawdzie słyszałam, że są one tam płatne | W sumie to forma szkolenia. A to kosztuje. I skoro są chętni to znaczy ze warto.
illianna - 2 Stycznia 2013, 15:55
corpse bride napisał/a | Czy to interes tylko dla bogatych? Ehhh... | tak, jak wszystko w medycynie i farmacji, dziedziczne apteki, dziedziczne stołki itd.
corpse bride - 2 Stycznia 2013, 19:44
W farmacji chyba jest lepiej, znam parę osób po tym kierunku i może nie jest u nich jakoś różowo, ale od razu po studiach zaczęły pracować w zawodzie i chyba nie musiały nawet robić tego za darmo.
Wyszłam z domu za późno, żeby udać się na kompulsywne zakupy ubraniowe, ale za to kupiłam brakujące kremy (skończył mi się krem na dzień i na noc, a pod oczy jest na wykończeniu), kalendarz na ten rok, co trochę mnie uspokoiło, bo nie miałam gdzie zapisywać rzeczy i bałam się, czy wszystko spamiętam. I jeszcze na dokładkę kupiliśmy sobie Morfinę Twardocha, a wszystko za bony, które znaleźliśmy pod choinką
corpse bride - 3 Stycznia 2013, 13:14
Rollercoaster - to inna metafora mojego życia. Raz na górze, raz na dole. Ale po kolei:
Po pierwsze zapraszam na mojego nowego bloga, który nosi tytuł Happily Unemployed. Zaczęłam go tworzyć w wakacje i miał być w zamyśle miejscem, gdzie dzielę się wskazówkami, jak godnie i przyjemnie przeżyć bezrobocie. I takie wpisy też będą, tylko muszę nad nimi trochę popracować. Jest tak kilka wpisów o książkach, ale chyba nie potrafię pisać o książkach, więc możecie je spokojnie pominąć. Wczoraj natomiast postanowiłam ujawnić na tym blogu serię zapisków z mojej ostatniej pracy i okazało się, że przyniosło mi to pewną satysfakcję oraz ulgę i te wpisy polecam. Są dwa i będzie jeszcze kilka.
Dziś udało mi się naprawić kilka spraw z wczoraj. Otóż za pierwszym razem dodzwoniłam się do nowego ginekologa, który spełnia trzy warunki: jest polecony przez zaufaną osobę, ma wysokie oceny na znanylekarz i przyjmuje w ramach NFZ. Umówiłam się - uwaga - na jutro!!!
Poza tym dostałam maila ze środowiskowego domu opieki zajmującego się schizofrenikami, z którego wynika, że mogłabym u nich stażować. Plus tego miejsca jest taki, że jest blisko, minus, że schizofrenia nie jest chyba idealna do terapii takiej, jakiej się uczę.
Ale uważajcie dalej: dodzwoniłam się do Kobierzyna (nasz szpital psychiatryczny) do pana, który w listopadzie napisał mi, że po nowym roku mogłabym u nich stażować, a potem zamilkł i powiedział mi on, że z jego strony nie widzi przeciwwskazań, żebym zaczęła staż już w połowie stycznia. Mój wrzask radości koty przyjęły z dezaprobatą.
Jak widzicie, moje życie nie zna umiaru w dawkowaniu dobrych i złych informacji.
Martva - 3 Stycznia 2013, 13:19
No, niezły początek roku, powiedziałabym
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2013, 18:06
corpse bride - super, ale pozwól, że pogratuluję dopiero wtedy, kiedy wybrniesz z sytuacji z gat. "osiołkowi w żłoby dano"
illianna - 3 Stycznia 2013, 21:38
ilcattivo13, ale tu nie ma takiej sytuacji chyba (?), pewnie mogłaby stażować w kilku miejscach, wątpię by te staże były po 8 godz. codziennie.
corpse bride - 3 Stycznia 2013, 22:11
Odezwali się jeszcze z trzeciego miejsca... Nie wiem, co mam myśleć.
Nie mam dylematu. Kobierzyn wprawdzie oznacza ponad godzinne dojazdy, ale przynajmniej poczytam sobie, a mam bilet aktywizujący z urzędu pracy, więc mnie stać ale bez porównania ciekawsi pacjenci i perspektywa nauczenia się czegoś. W tej świetlicy dla schizofreników terapia bardziej polega na przystosowaniu ich do życia na wolności w takim codziennym wymiarze. Więc jeśli tylko Kobierzyn wypali, to biorę to. Staż jest kilkumiesięczny (min. 3 miesiące), 3-5 dni w tygodniu (ja bym pewnie wzięła 3, bo muszę jeszcze zarabiać) w pełnym wymiarze godzin, tj. pewnie 8.
Martva - 3 Stycznia 2013, 22:23
A staż Ci nie wpływa na bezrobocie i bilet aktywizujący? Bo oni są dziwni.
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2013, 23:15
illianna - wszyscy psycholodzy, którzy załapali się na staże i których znam nieco bliżej niż Was, pracowali na stażach z reguły w wymiarze 8 - 12 godzin. Pięć dni w tygodniu. Przy czym "dwunastki" (i łikendy) najczęściej zdarzały się w Warszawie.
Nie wiem, może tam u Was, na dalekim południu, jest inna kultura pracy psychologów
|
|
|