Blogowanie na ekranie - Polowanie na Wąpierza
Kasiek - 12 Marca 2008, 12:45
Dzięki, spróbuj farb do ciemnych włosów, albo kup w specjalistycznym sklepie. Nie są żrące, a ładnie działają na włosy (Siostra cioteczna fryzjerka robi swoje )
No ja mam problemy ze skórą więc nie byłabym taka pewna, czy będę taka piękna i młoda i bezzmarszczkowa, ale się postaram
Nooo uciekne i będzie fajnie i zapieprz żeby się utrzymać. Chyba że po drodze zawinę jakiegoś bogatego dziewięćdziesięciolatka z rakiem krtani, jak radziła nam nasza geografka ;D
May - 12 Marca 2008, 12:52
heh, musialabym specjalistyczny sklep znalezc , gdzies w Duzym Miescie zapewne, bo u mnie w Wells takiego nie ma ... A Duze Miasta sa zue! jedyna ich zaleta sa sklepy ze stanikami
Jakis czas uzywalam takiej w kolorze zjadliwej czerwieni, ale za ktorym razem po prostu zmyla sie do ladnego kasztanowego brazu. Chyba wroce do pochodnych chny jak moje siostry (obie maja duzo lepsze jakosciowo wlosy niz ja, moze wlasnie dzieki naturalnym farbom?)
Trzymam kciuki za udana ucieczke!!! Jak sie wyprowadzalam do UK to moja rodzicielka dawala mi gora 6 m-cy na powrot na lono rodziny, ale sie przeliczyla!
Kasiek - 12 Marca 2008, 13:10
Te kolory mi się nie widzą jakoś. Ta Fire Red...... nieredowa taka
Pewnie właśnie dlatego. Ja od wiosny będę używać szamponetek, raz na 10 dni, szamponetka i luzik. Włosy ładnie błyszczą, odrostów nie widać.... raz na dwa-trzy miesiące farba choć tez niekoniecznie i odjazd. Mają mniej żrących składników, więc włosy lepiej na nie reagują, a to ważne, kiedy pali je dodatkowo słońce
Fidel-F2 - 12 Marca 2008, 21:31
ihan napisał/a | Fidel, rady dobre, bardzo dobre - w teorii. Gdyby były realizowalne to Kasiek już dawno by je wprowadziła w praktyce. | rady są realizowalne, z tym że to nie jest łatwe i nie skutkuje natychmiastowo. No i trzeba wykazaś się dużą samokontrolą. Mam zbetonowanego ojca, jak coś sobie ubzura to nie ma takiego argumentu, który by go przekonał. No i nie wyobraża sobie, zeby ktokolwiek miał sensowniejsze spojrzenie na cokolwiek niz on. Wszyscy którzy myślą inaczej to durnie. Swego czasu było to przyczyną nieustającej wojny miedzy nim a mna. Stawiałem sobie za punkt honoru, że go przekonam do swoich racji, no i szybko puszczały mi nerwy. Z czasem coraz szybciej. Aż pewnego dnia stwierdziłem, że to bez sensu. Teraz gdy wyrwie się z jakiś cudactwem, to wyrażam swoje zdanie, ale tylko raz, obejmuje go ramieniem i sie z niego smieję. Tak dobrodusznie. Awantury nie ma a jesli temat się rozwija to jest to przekomarzanie sie w miłej atmosferze przy czym żaden z nas nie spodziewa się, że przekona drugiego.
Sheila - 12 Marca 2008, 21:35
Fidel - jakbym czytała o moich relacjach z ojcem u nas kiedyś była Wielka Słuszna Wojna, a zamieniła się w jakieś tam przekomarzanie się i pozostawanie przy swoich racjach.
Kasiek - 13 Marca 2008, 10:32
U mnie nie ma swoich racji. U mnie jest Jedyna Słuszna Racja.
Może dlatego, że ojca nigdy nie było, bo był w pracy, matka zajmowała się wszystkim, a potem on się nie wtrącał, jak już zaczął bywać w domu? A przy matki silnym i despotycznym charakterze..... nie ma równowagi.
Ja już nawet wiem, czemu nie chcę mieć dzieci. Bo się boję, że będę taka jak ona... Kurde, jakbym miała dwójkę i byłoby że jedno jest be, a drugie cacy..... chyba bym się sama nienawidziła.....
Godzilla - 13 Marca 2008, 10:42
Co ja ci powiem... Dzieciaki są kochane, jak się je ma to trudno sobie wyobrazić że mogło ich kiedyś nie być. Ale jak się wyrosło w rodzinie z problemami, to potem trudno jest samemu problemów uniknąć. Można albo do upadłego postępować w sposób zapamiętany z domu, albo przejrzeć na oczy i mozolnie zacząć wprowadzać coś nowego. Nie jest łatwo, ale to się daje.
Kasiek - 13 Marca 2008, 10:46
Wiesz, ja po zajeciach z psychologii i pedagogiki widzę dużo rzeczy. Takich, których jako nauczyciel i jako rodzic powinnam unikać. Problem w tym, że jestem niecierpliwa, wybuchowa, kłótliwa, jędzowata, wredna, pyskata i krzykliwa. A to odziedziczyłam po mamie. I wiem, że trudno mi się będzie tego pozbyć, bo próbuję już jakiś czas. Może jak mi się uda, to się zastanowię nad dzieckiem. Ale do tej pory na pewno nie.
dzejes - 13 Marca 2008, 10:48
Kasiek napisał/a | Problem w tym, że jestem niecierpliwa, wybuchowa, kłótliwa, jędzowata, wredna, pyskata i krzykliwa. A to odziedziczyłam po mamie. I wiem, że trudno mi się będzie tego pozbyć, bo próbuję już jakiś czas. |
A po co się tego pozbywać?
Godzilla - 13 Marca 2008, 10:51
A ja to, kurczę, przerabiam w domu. Nie zawsze jest mi wesoło. Ale nie wyobrażam sobie, żeby dwójki moich urwisów mogło nie być. I stwierdzam postęp w kilku sprawach.
W każdym razie jestem ostatnią osobą, która będzie namawiać kogoś na dziecko uważając, że to doskonale wpłynie na jego równowagę psychiczną, dojrzałość, sytuację życiową i układy w małżeństwie. Bo do cholery to całkiem inaczej działa.
Kasiek - 13 Marca 2008, 10:52
edit: dzejs: Wiesz co? Może między innymi po to, żeby nie uderzyć dziecka książką po głowie za to, że tą książkę przed chwilą miało odnieść do biblioteczki na moje polecenie a jescze chwilę chciało pooglądać?
Godzilla: ja wiem, że dzieciaki są wspaniałe, pół roku zajmowałam się dwójką i było super. Dzieciaki mojego brata mnie lubią. Tylko, że.. dla mnie to nadal są obce dzieci nie przez cały czas ze mną. Nie wiem, czy wystarczyłoby mi cierpliwości. Może dlatego tak mówię, że mam 22 lata i nie znam jeszcze tego faceta, z którym chciałabym to dziecko/te dzieci wychować.
Z drugiej strony, kumpela z roku zaraz po ślubie zaszła w ciążę bo już kręćka dostawała, tak chciała mieć dziecko. Jej facet też. Tylko po to wzięli ślub, żeby ludzie nie mówili, że "wpadli".
dzejes - 13 Marca 2008, 10:53
Kasiek napisał/a | Wiesz co? Może między innymi po to, żeby nie uderzyć dziecka książką po głowie za to, że tą książkę przed chwilą miało odnieść do biblioteczki na moje polecenie a jescze chwilę chciało pooglądać? |
I myślisz, że mi zaszpanujesz?
Zupełnie czym innym jest kontrola gniewu, a czym innym - tego gniewu całkowite się pozbycie.
Godzilla - 13 Marca 2008, 10:54
Przy dziecku trzeba gwałtownie dorosnąć pod różnymi względami. Dojrzali rodzice znakomicie wpływają na dziecko.
Edit: dzejes, to o czym Kasiek pisała, to właśnie kontrola a nie całkowite wyzbycie. Walnięcie po głowie uważam za niekontrolowany wybuch gniewu. Jest parę mniej szkodliwych sposobów przekonania dzieciaka do różnych spraw.
Kasiek - 13 Marca 2008, 10:56
No właśnie wydaje mi się że ja jeszcze do rodzicielstwa nie dojrzałam.. Do ciotkowania jak najbardziej.
dzejs: nie, nie zaszpanuję. Inne dzieci miały znacznie gorzej. I mają. I będą mieć nadal. Bo rodzicami zostają kompletnie nieodpowiedzialni ludzie.
dzejes - 13 Marca 2008, 10:58
Nie zaszpanujesz, bo ja miałem dokładnie tak samo, a podejrzewam, że znacznie bardziej - bo nie walenie książką po głowie chodziło. I niestety mam dla Ciebie smutną wiadomość - to jesteś Ty i siebie nie zmienisz. Możesz się kontrolować i nie pozwalać, żeby ktoś obrywał niezasłużenie. I żadna dojrzałość tu nie ma nic do rzeczy. To jakiś mit "dojrzeję i wszystko będzie dobrze".
Kasiek - 13 Marca 2008, 11:01
Zmienię. Dużo udało mi się zmienić. Teraz przyszedł czas i na to. Wiesz, ja zmianą nazywam większą kontrolę nad sobą bo wiem, że pewne rzeczy po prostu we mnie są. I koniec.
Nie wiem, ale to chyba właśnie (choć nie tylko) nazywa się dojrzałością. Świadomość siebie, swoich wad i opanowanie ich. Może ja jestem głupia i naiwna, ale tak myślę.
dzejes - 13 Marca 2008, 11:02
No to jesteś dojrzała, nie? Świadomość - jest. Kontrola - jest.
Kasiek - 13 Marca 2008, 11:13
Kontrola nie do końca właśnie. I to jest problem.
dzejes - 13 Marca 2008, 11:19
Problemem jest to, że nigdy nie będzie "do końca". Każda większa decyzja to ryzyko, obawy że może jesteśmy nieprzygotowani, może tamto - ale przez te obawy kończymy nie robiąc tak naprawdę nic.
Godzilla - 13 Marca 2008, 11:22
dzejes, a tobie się zdaje, że to tak łatwo zmienić wszystko, czego się człowiek od dziecka uczył? Wiadomo czego chcesz uniknąć albo się pozbyć, ale jak przyjdzie co do czego, nie masz czym tego zastąpić. Bo jak nie walnąć w łeb (jak ojciec) albo się bezradnie zapłakać (jak matka), no to co robić? Rozłożyć ręce, powiedzieć "nie mój cyrk, nie moje małpy", i rzucić wszystko w diabły? Pewnie, tak najłatwiej. Bo trudniej jest przyswoić sobie jakieś nowe podejście.
dzejes - 13 Marca 2008, 11:28
Pewnie, nie znam się na skomplikowanym świecie pokonywania samodzielnie ustawionych przeszkód.
Godzilla - 13 Marca 2008, 11:50
Nie ty jeden. W zasadzie dokąd jesteś sam, nie musisz się znać. Możesz się nie znać i potem, tylko się nie dziw skutkom.
dzejes - 13 Marca 2008, 11:52
Jak to miło, że tak dobrze mnie znasz. Wszystkich tak oceniasz, czy dla mnie zrobiłaś wyjątek?
Godzilla - 13 Marca 2008, 12:09
Przykro było mi czytać, że mówię o "samodzielnie ustawionych przeszkodach". Chyba nie do końca zrozumiałeś o czym piszę. Nie spodobał mi się ton tej wypowiedzi - trącił zarozumialstwem. Nadepnąłeś mi na odcisk, zapewne nieświadomie - ale nie będę pisać o co chodzi, bo to prywatna sprawa. Czy cię znam, to się zobaczy po twojej odpowiedzi. Mam chęć na EOT.
dzejes - 13 Marca 2008, 12:15
Godzilla napisał/a | Nie spodobał mi się ton tej wypowiedzi - trącił zarozumialstwem. |
Godzilla napisał/a |
Pewnie, tak najłatwiej. Bo trudniej jest przyswoić sobie jakieś nowe podejście.
|
Widzisz, tylko że to Ty zaczęłaś. i ja mogłem napisać dokładnie to samo, co Ty teraz napisałaś. Ale że jestem, jaki jestem, to napisałem tak, a nie inaczej.
Godzilla - 13 Marca 2008, 12:26
I odczytałeś wszystko co do joty jako atak na własną osobę, więc walczysz.
dzejes - 13 Marca 2008, 12:28
A to coś złego? Zwłaszcza, że wiesz jak się zachowuję, więc pisząc to, co napisałaś - wiedziałaś jak odpowiem. Ergo to był atak.
Godzilla - 13 Marca 2008, 12:34
Bardzo ciekawe rozumowanie. Ergo: nie zbliżać się do dzejesa, wszelki kontakt może być odebrany jako atak! OK, idę sobie z tematu. Zasadniczo miałam ochotę odezwać się do Kasiek, ale teraz nic prócz przepychanki tu nie będzie.
dzejes - 13 Marca 2008, 12:35
Ciekawie rozumiesz "wszelki kontakt". Cóż, miłego poczucia własnej doskonałości.
Kasiek - 13 Marca 2008, 13:18
Ech.... to może ja się wtrącę i powiem, że zapaliłam sobie świeczuszkę, pomalowałam oczy nowymi cieniami, wreszcie udało mi się zrobić prawie idealne kocie kreski i jest troszkę lepiej?
Z problemów: przyjaciółka z podstawówki sama zauważyła, że urywa nam się kontakt i się różnimy. No jasne. Najlepiej nie zauważać że 22latka zamienia się w idealną gospodynię domową :/
|
|
|