To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko

Martva - 20 Października 2012, 17:19

Co trzy? Ja dostaję zaproszenie na bezpłatną co roku, jeśli nawet nie częściej, ale robię u mojego gina, jak mi każe.
corpse bride - 20 Października 2012, 21:18

Ja nigdy nie płaciłam za cytologię, a robię raz w roku lub ewentualnie raz na dwa. Na NFZ zawsze.
Ciąża wydaje mi się przez to trochę straszna (tzn straszna bardzo, ale przez inne rzeczy, a przez to tylko częściowo), że trzeba się wyzbyć wstydu na jakiś czas w związku z tymi ciągłymi badaniami.

Martva - 20 Października 2012, 21:51

Przestałam się wstydzić w okolicach drugiego USG (chociaż no dobra, pięciu lekarzy plus pielęgniarka w szpitalu to był hc. I dobrze że wcześniej nie wiedziałam że tak będzie).
corpse bride - 21 Października 2012, 13:46

Mnie najbardziej zmroziła opowieść mojej mamy o tym, jak wygląda pobyt na oddziale ginekologicznym. Że jak jest obchód (to zazwyczaj kilka osób - lekarze, pielęgniarki, czasem jacyś stażyści), to cała ta wycieczka sobie dowolnie zagląda wszystkim leżącym paniom w narządy :(
Martva - 21 Października 2012, 13:56

Tu na szczęście miałam fuksa, wycieczka sobie weszła, popatrzyła jak śpimy po pokrojeniach i poszła dalej.
corpse bride - 21 Października 2012, 17:18

Miałam nadzieję, że ktoś powie, że teraz już się takich barbarzyństw nie praktykuje :P

Wróciłam do domu i nie wiem, za co się zabrać, mam już stres przed imprezą, ale tym razem planuję wykorzystać wolne dni i przygotować wszystko wcześniej, a w dzień imprezy zajmować się wyłącznie sobą. Ale powinnam zająć się też innymi sprawami, np. znaleźć sobie pracę dla pieniędzy i jakieś praktyki dla doświadczenia.
Wczoraj wypiłam w knajpie herbatę jakoś ok. 19ej (żeby nie było, wódeczkę też). Tam cywilizacja jeszcze nie dotarła i mają tylko czarną. Dzięki temu zafundowałam sobie bezsenną noc i jestem dziś cały dzień rozpieprzona :| Trzeba było wypić zamiast tej herbaty drugą wódeczkę. BTW, rewelacyjne ceny: 3,5zł za żołądkową (nie było nic ziołowego i wytrawnego) i 3zł za herbatę.

ihan - 21 Października 2012, 20:48

corpse, jeśli się nie mylę teraz podpisuje się jakieś papiery, że godzisz się aby studenci cię traktowali jako obiekt, jeśli decydujesz się leżeć w szpitalu akademickim. Ale taką historię słyszałam kilka lat temu i nie wiem na ile jest aktualna.
corpse bride - 22 Października 2012, 13:12

Ze spraw milszych i bieżących: w najbliższą sobotę jest mój Corpse Bal, w tym roku okrągła rocznica urodzin. Żeby uniknąć pośpiechu i nerwów w sobotę zaczęłam się przygotowywać już dziś. Mam ustalone menu (pumpkin pie, szarlotka, zupa cebulowa i śledź na różowo i owocowa krew do picia - czyli w dużej mierze na składnikach, które mam) i dziś zaczynam gotowanie. Na razie tylko buliony (wołowy i warzywny), zrobiłam też kolorowy lód, a wczoraj robiliśmy próbę krwi, wyszła pyszna. Zamówiłam też kwiaty (te, co rosną wysoko, jak corpse leży głęboko) i ostatnie elementy potrzebne mi do przebrania. Muszę jeszcze spróbować, jak działa klej dwuskładnikowy do wampirzych kłów. Puszek mnie straszy, że tak jak rok temu różowa farba miała być zmywalna, a nie była i zostałam z takimi włosami, to w tym roku mogę zostać z kłami :D
Kasiek - 22 Października 2012, 14:13

ihan - jeśli leżysz w szpitalu akademickim. W normalnym nikt Cię o zdanie nie pyta. Podczas mojej cesarki w sali było kilkanaście osób, głównie studentów, różnej płci i narodowości - myślisz, że ktoś zapytał, czy mam coś przeciwko?
To samo na położniczym, studenci łazili jak chcieli, nawet pani doktor u nas w sali trzem facetom z Kanady zrobiła wykład o zatruciu ciążowym (bo jedna z tego powodu urodziła wcześniej). My leżymy wszystkie pokrojone, z brzuchami na wierzchu, bo trzeba wietrzyć ranę, - za przeproszeniem - z cyckami na wierzchu, bo karmienie, bo trzeba wietrzyć, żeby się ranki goiły, wiadomo, że połóg to też nic najprzyjemniejszego, a tu faceci sobie stoją i patrzą na wszystko...

merula - 22 Października 2012, 15:42

zależy od szpitala. za oboma razami jak rodziłam na obchodach był jeden lekarz i jakaś pielęgniarka, oglądali dość dyskretnie delikwentki i żadne tabuny studentów się nie pałętały. w trakcie porodu również. poza drugim, kiedy, już w zasadzie po zabawie, wpadł lekarz z tabunem personelu niby pomagać mi rodzić. to przynajmniej miał kto sprzątać.
illianna - 24 Października 2012, 09:50

i tak nic nie przebije naszego doktora Krocze (tak go nazwałyśmy na nasze sali), który na dyżurze w sobotę wieczorkiem kazał wszystkim pięciu babom leżącym od dwóch tygodni w szpitalu z powodu dzieci, a nie siebie (ja byłam wyjątkiem, ale leżałam z powodu krwiaka więc w sumie nie bardzo byłam wyjątkiem), pokazać, uwaga cytuję, krocze :| , blizn natomiast nie obejrzał,mimo że wszystkie po cesarce. No cóż krocza miałyśmy ok, nie to co te, co naturalnie rodziły pewnie stąd ta fascynacja u doktorka. :evil:
Anonymous - 24 Października 2012, 10:10

Wiecie, jakoś po przeczytaniu Waszych opowieści kompletnie mi się odechciało mieć dzieci... :|
hrabek - 24 Października 2012, 10:36

Ja tam do gina chodzę z żoną i oboje wychodzimy spłakani ze śmiechu. Lekarz jest rewelacyjny.
Martva - 24 Października 2012, 10:45

Och, mojego osobistego gina tez uwielbiam, szpital... szpital to trochę insza inszość.
illianna - 24 Października 2012, 10:47

to fakt szpital to inna galaktyka rzekłabym nawet :mrgreen:
LadyBlack - 24 Października 2012, 11:21

O, tak! Słuchanie o porodach, i to nie o samym bólu, bo to w sumie do przeżycia, ale właśnie o cięciach, szyciach i traktowaniu w szpitalu przez lekarzy lub pielęgniarki, zniechęca do rodzenia. Bardzo zniechęca.
Ale cóż, czasem tak łatwo ta ciąża wychodzi, tak spontanicznie :wink: , że chce się czy nie chce, trzeba sprawę przeprowadzić do końca. I jakoś musi sobie kobieta poradzić i z ciałem i z psychiką, i czasem lepiej, że jest "ostrzeżona"(lub wręcz nastraszona, ale to już zależy od koleżanek, które "wiedzę" przekazywały :wink: ), bo inaczej szok mógłby być większy.
Ja rozumiem, naprawdę rozumiem niechęć do rodzenia i wychowywania dzieci. Wcale się nie dziwię kobietom, które deklarują, że nie chcą i już. Można to nazywać egoizmem, ale moim zdaniem, to wynik życia w tych a nie innych czasach. Zewsząd zachęcają nas do unikania bólu, strachu i trudności, zachęcani jesteśmy, żeby czynić swoje życie wygodnym i przyjemnym, że mamy być piękni i zadbani w każdym calu, że mamy się realizować zawodowo i dbać o osobisty rozwój intelektualny, emocjonalny i co tam jeszcze chcemy. Tacy cacy i doskonali. A dzieci to ból, łzy, krew, zmaltretowane ciało, a potem kupki, wymiociny, gorączki, strach, niedospane noce i takie tam atrakcje ;P: Naprawdę nic estetycznego i doskonalącego.
Dlatego ja się nie dziwię, tym bardziej, że dzieci pojawiają się często wtedy, gdy najlepiej ci idzie kobieto w pracy i ogólnie jesteś zadowolona sama z siebie i ze swojego życia, a tu... bęc! dziecko i wielki remanent w życiu, wszystko do góry nogami. A potem się okazuje, że wcale nie chce ci się zostawiać tego małego smrodka i wracać do pracy. I bije się człowiek z myślami i dalej komplikacje. I tak w kółko coś wypada, a spokojne życie i odpowiedzialność tylko za siebie odchodzą w siną dal.
Wcale nie czułam potrzeby posiadania dzieci, a rodzenie to już zupełnie mi się nie podobało. Bardziej interesowała mnie opcja adopcji. Wychować mogę, nawet spoko, ale rodzić nie :wink: Dlatego się nie dziwię i rozumiem, że ktoś się zastanawia i zastanawia i zdecydować się nie może. Uczucia macierzyńskie wcale nie są takie oczywiste, jak różne bajki bają.
I czasem faktycznie lepiej, żeby zadecydował przypadek, bo sam człowiek nie potrafi :wink: .
Za szczęśliwe przypadki :mrgreen:

Anonymous - 24 Października 2012, 11:34

LadyBlack, fajny post, dzięki.
corpse bride - 25 Października 2012, 12:44

LadyBlack, :)

Ostatnio mam wokół sporo ludzi z małymi dziećmi i w ciąży i każdy ma inne doświadczenie. Można się przestraszyć, ale można też się dowiedzieć, jak różnie to może być. Np. koleżanka mnie zdziwiła mówiąc, że poród nie był taki straszny, jak sobie wyobrażała i że samo wychodzenie dziecka nawet jej tak nie bolało, jak skurcze wcześniej. A jeśli chodzi o dzieci, to z upodobaniem obserwuję, jak ludzie różnie je wychowują od pierwszych dni i że jest tyle możliwości, że właściwie każda para robi to inaczej, odpowiednio do swoich potrzeb, osobowości etc. Np. jedni śpią z dzieckiem, inni kładą dziecko od razu do własnego łóżeczka we własnym pokoju. Jedni karmią tak, inni inaczej. No i w ogóle wszystko.

Tymczasem jestem w ferworze przygotowań do corpse balu. Dziś sprzątanie. Wyszorowałam już wannę i umywalkę w łazience samodzielnie zrobionym preparatem (mama dała mi 2kg kwasku cytrynowego...). Umyłam wszystkie naczynia i wszystko, co stało na blacie w kuchni, a teraz myję fronty szafek. Słyszałam różne straszne rzeczy o meblach na wysoki połysk, że widać odciski paluchów, że się brudzą, że ciągle trzeba myć etc. Ja moje myję po raz pierwszy od roku chyba i owszem, były trochę brudne, ale wcale nie jakoś strasznie i na poprzednich, bez połysku z jakiejś okleiny widać było zabrudzenia szybciej, bo pamiętam, że ciągle je szorowałam.
Wczoraj byliśmy z Puszkiem w szmateksie na Azorach kupić mu ubranie do kostiumu, 5min i 8zł i jest :D Dziś przyszła paczka z kolejnymi elementami jego przebrania. Uwielbiam halloween. Dziwię się, jak kiedyś mogłam nie lubić się przebierać (pierwsza strona tego bloga - nie poszłam na Sylwestra, bo okazało się, że nie można być w szpilkach, bo drewniana podłoga i że jest przebierany, a ja już sobie zaplanowałam sukienkę).

merula - 25 Października 2012, 15:40

a propos posiadania dzieci, to znalazłam dziś nieco zgryźliwy, ale też pokazujący pewne prawdy test na rodzicielstwo. http://www.edziecko.pl/ro...HIT_SIECI_.html

jest w nim sporo przesady, ale też odróżawia idealne rodzicielstwo z niektórych obrazków.

Martva - 25 Października 2012, 17:39

Moje przebranie jest nadal w proszku, koncepcja mi się rozwaliła. Sniff.
Ziuta - 25 Października 2012, 17:59

Nie płacz. Ja stwierdziłem, że się nie przebieram.
Martva - 25 Października 2012, 18:03

Już wymyśliłam, już stwierdziłam że to ma szanse powodzenia i nawiązuje, i kurde, wywala się na szczegółach. Żałuję że przegapiłam zamówienie corpse w sklepie z rzeczami do przebierania.
corpse bride - 25 Października 2012, 22:42

Nie ty jedna. Goncz szuka peruki Laury Palmer.

merula, śmieszne - o ośmiornicy mi się podobało. Ja czasem czytam Bachora - też jest dość ironiczny. Czy raczej autoironiczny, bo autorki są matkami. http://bachormagazyn.pl/

Ziuta, zawsze możesz się chociaż oblać świńską krwią, żeby wyglądać bardziej... No, śmiertelnie.

ihan - 26 Października 2012, 13:58

Ale to, że świńską, właśnie świńską, ma coś sugerować? I krew jednak śmierdzi, zwłaszcza jak impreza potrwa dłużej i w temperaturach powyżej 0. I zerżnięciem z Kinga by było mocnym.
dzejes - 26 Października 2012, 14:32

Ziuta Carrie krakowskiego fandomu? Szczeżcie się!
Ziuta - 26 Października 2012, 14:48

corpse bride, świńską krwią? Najlepszą marynarkę? Podporę mojego stylu? NIGDY! ;P:
corpse bride - 27 Października 2012, 09:47

Na pierwszym corpse balu straszyliśmy gości, że jak przyjdą nieprzebrani, to ich machniemy świńską krwią. W tym roku próbujemy innej strategii - za przebranie dostaje się losy na loterii fantowej.
corpse bride - 28 Października 2012, 23:11

No i Ziuta ostatecznie przyszedł przebrany, a ja sugerując się tym, że miał być nieprzebrany w pierwszym momencie (dość długim, przyznaję) tego nie zauważyłam :D

Moje przebranie się nie udało, bo okazało się, że dwuskładnikowy klej do kłów nie działa i zamiast wampira byłam przebrana za faceta w dziwnym ubraniu. Albo - jak stwierdziła część gości - za mojego brata :| No i w ogóle wyobrażałam sobie siebie jako innego faceta, a nie tego, jaki ostatecznie wyszedł. Chociaż zebrałam sporo komplementów, że wyglądałem atrakcyjnie (dla heteroseksualnych kobiet).

Niemniej, impreza była udana, trup nadal leży na stole, a my dojadamy szarlotkę i zupę cebulową.

corpse bride - 29 Października 2012, 13:53

Na imprezie oprócz małych dzieci był też mały (dwumiesięczny) kotek, który całkiem nieźle radził sobie z tłumem, w każdym razie lepiej niż moje koty, które się po prostu schowały. Mały kotek większość czasu spędził w moim pokoju albo śpiąc w koszyczku albo bawiąc się z ludźmi, którzy akurat w tym pokoju przebywali. Moje koty spotkały go tylko przed imprezą (po czym uciekły). Co ciekawe, na widok obcego kotka Rudzik zaczął syczeć na Petronelkę i tak mu zostało do teraz. Syczą, warczą, a jak sobie wejdą w drogę to się tłuką. Nigdy nie było między nimi takiej sytuacji :(

A mi jest zimno, choć leżę pod kołdrą i kocem i wypiłam drugą ciepłą herbatę i śniadanie zjadłam na ciepło (grzanki francuskie). Może powinnam zamknąć okno?

Martva - 29 Października 2012, 13:55

Powinnaś.


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group