Blogowanie na ekranie - Polowanie na Wąpierza
illianna - 21 Lipca 2012, 14:37
Rafał, po dolaniu spirytusu to już wina nie będzie raczej, do fermentacji winne są potrzebne takie małe stworki i one giną w alkoholu powyżej 15%, dlatego wszystkie wina które, mają na obwolucie więcej są wzmacniane najczęściej destylatem z wina, w gorszych przypadkach spirytusem, ale tych nie polecam.
Kasiek, ja robię taką z malin i porzeczek, nikt się dotąd nie skarżył.
A co do materacy,my śpimy na zwykłej piance tapicerskiej i jest ok., na sprężynach strasznie trzeba uważać jak się pije kawę w łóżku. Ale też myśl o czymś porządniejszym ostatnio.
Kasiek - 21 Lipca 2012, 16:20
Agi - świetne przepisy, dziękuję
illianna - właśnie o malinowej myślałam
Kawy w łóżku nie pijam, to może się uda spać na sprężynowym. Ta pianka termoelastyczna mnie kusi... Zobaczymy po wypłacie
dzejes - 21 Lipca 2012, 16:35
illianna napisał/a | dlatego wszystkie wina które, mają na obwolucie więcej są wzmacniane najczęściej destylatem z wina |
No przesadzasz. Drożdże szlachetne wytrzymują 17%
merula - 21 Lipca 2012, 18:20
Kasiek napisał/a | Kawy w łóżku nie pijam, to może się uda spać na sprężynowym |
pytanie ile razy młody przyozdobi wam materac zanim dorośnie.
Kasiek - 21 Lipca 2012, 19:26
merula napisał/a | Kasiek napisał/a:
Kawy w łóżku nie pijam, to może się uda spać na sprężynowym
pytanie ile razy młody przyozdobi wam materac zanim dorośnie. |
Prześcieradło, podkład i pokrowiec. Może wytrzymają
Wiecie co, napiszę tu, żeby już nie pisać w co nie wkurza. A wkurza mnie zakłamanie dotyczące młodych matek (albo i nie takich młodych, ale matek). Znajoma rozkręca forum ciążowo-matkowe, poprosiła o pomoc przy rozkręcaniu. Są tam dziewczyny w młodej ciąży, pytają o wiele rzeczy, między innymi o karmienie piersią. I nagle wszystkie jak jeden mąż twierdzą, jakie jest to wygodne i wspaniałe, nieważne, że na majówkowym, zamkniętym forum niemal każda miała/ma jakieś problemy i się skarżyła. Jak napisałam prawdę, to naskoczyły na mnie, że skoro mi się nie podoba, to czemu karmię i dlaczego KŁAMIĘ i OCZERNIAM karmienie piersią. A niestety, rzadko kto uczciwie napisze/powie o wszystkich aspektach karmienia. Najczęściej jest mowa o tym, że to najlepszy pokarm, wspaniałe uczucie i mega wygoda. Z tym ostatnim to raczej mega przesada:
dzieci karmione piersią szybciej są głodne, bo mleko matki jest łatwiej trawione. Nikt inny nie może nakarmić, jeśli dziecko nie zna butelki, a matka nie odciąga mleka. Godziny wiszenia na cycku, w których facet niestety nie pomoże. Facet nie wstanie też do karmienia w nocy, bo i po co. Nowa garderoba - staniki (a kup coś w rozmiarze 65K nie wydając fortuny, nie mówiąc już o jakim takim wyglądzie), bluzki odpowiednie do karmienia, a często w innym rozmiarze niż ten zwykły, nie mówiąc o wkładkach laktacyjnych. Konieczność karmienia w miejscach publicznych co jest raz krępujące, dwa - bywa się narażonym na komentarze obcych ludzi, trzy - często nie ma jak, bo w promieniu kilometra nie ma ławki. Jak do tego dochodzi jeszcze dieta, to już tragedia (w szpitalu położna mówiła do dziewczyny, że pokaże swój kunszt w kuchni, jak zacznie przyrządzać ryż z kurczakiem na sto sposobów, bo nic innego nie może...). niemożność brania leków na alergię np. (ja usłyszałam - no chyba nie zagłodzi pani dziecka, żeby nie mieć kataru... - oby tylko kataru). Kryzysy laktacyjne, zastoje, ropnie - o tym w ogóle nie mówią w szpitalach ani często w szkołach rodzenia - wyszłam ze szpitala w pt, a w nocy dostałam temperatury 39 stopni i bólu, jakby mi ktoś powiedział co to znaczy, to trwałoby to krócej, jak za drugim razem.
Owszem, nie wszystko to występuje, może nie razem, ale są minusy takiego karmienia i naprawdę wkurza mnie, że każda wypłakuje co ją boli, a nagle jak przychodzi do opisywania innym, to są te minusy kompletnie nieważne. Bo przecież jak się maluch uśmiechnie to rekompensuje to wszystkie trudy. Tak, jasne, ale te trudy nadal istnieją... Dzięki czemu kolejne dziewczyny żyją sobie w nieświadomości i nagle jest szok.
Nie twierdzę, że nie jest to najlepszy sposób karmienia dla dziecka (choć czasem rzeczywiście niekoniecznie), ale nie ma tylko plusów. I to jest to kłamanie i oczernianie...
A najbardziej rozwalił mnie argument jednej, że musi karmić piersią, bo jej mąż nigdy nie mógł zapamiętać ile miarek mleka wsypuje się do 100 ml wody. Ludzie, przecież to potrafi byle gnojek po 2 klasie podstawówki, który w miarę biegle czyta (instrukcja na opakowaniu) i rozpoznaje liczby na podziałce butelki...
I tak jest ze wszystkim - skarżymy się na różne rzeczy, ale jak jakaś nowa przyjdzie i zapyta, to wszystko jest cacy i nic nie jest wkurzajace... Nie, wszystko jest piękne, ciągle się uśmiechamy, a idealnie różowe bobaski uśmiechają się do nas.
Godzilla - 21 Lipca 2012, 20:43
Kasiek, nie mi to tłumacz, bo przetrenowałam na własnej skórze. Szkoda, że młode mamy tak dzielnie "trzymają fason", te co teraz są w ciąży też pewnie przejmą ten styl. Karmienie piersią jest "the best", ale potrafi nieźle dać do wiwatu, a w przypadku ciężkich alergii czasem lepiej przejść na butelkę niż żyć na jakiejś więziennej diecie - woda i ryż z marchewką.
Są szkoły i szkoły (rodzenia), myśmy naprawdę łyknęli bardzo solidną dawkę wiedzy, zajęcia prowadziły bardzo sensowne położne, a i w szpitalu dużo pomagały. Oczywiście co innego wiedzieć co to jest zastój, a co innego mieć zastój. Bywa zdaje się i tak, że szkołę prowadzi szpital i szkoła ma tak ustawić pacjentki, żeby nie "fikały" przy porodzie i grzecznie słuchały personelu. Kto się wtedy przejmuje, co będzie dalej?
Głowa do góry, nieś kaganiec oświaty, rozpychaj się łokciami. Nie oczerniasz i nie kłamiesz, jeśli uczciwie przedstawiasz plusy i minusy. Może któraś z tych młodych ci podziękuje, a może i część tych "niezłomnych mam", co to malują wszystko na różowo choćby same padały na twarz, zreflektuje się.
Jakby co, tutaj jest trochę konkretów, tych przyjemnych i tych niemiłych, możesz się powołać:
http://www.rodzicpoludzku.pl/Dla-kobiet
A tutaj jedna z sensownych książek, bardzo trzeźwa, czasem aż w tej trzeźwości dołująca, ale różne sytuacje bywają:
http://www.proszynski.pl/...493-10007-.html
I jeszcze trochę:
http://www.edziecko.pl/rodzice/0,79353.html
http://www.edziecko.pl/ro...icielka,,1.html
http://www.edziecko.pl/ro..._urodzeniu.html
Edit: ale młody mąż przy rozlewaniu piwa zapewne nigdy się nie myli...
Edit 2: Ciekawa jestem, czy naprawdę żadna z nich nie wie, jak wygląda baby blues, i czy na 100% nie ma w tym gronie przypadku depresji. To może być osoba, która niby jest a się nie wypowiada, albo maskuje się w tłumie szeroko uśmiechniętych, a naprawdę jest koszmarnie zdołowana, czuje, że się nie nadaje do tej roli, najchętniej by wysiadła z pociągu i zostawiła wszystko za sobą, a dziecko... no, tak, każą karmić, to się karmi, każą przewijać, to się przewija, o, uśmiecha się, każą się do niego uśmiechnąć... I tak stara się równać do szeregu Matek Zuśmiechemwszystkoznoszących, kompletnie nie mając nikogo, kto spróbowałby ją zrozumieć. Pilnie potrzebuje pomocy, ale na takim forum jej nie znajdzie. Owszem, zostanie jeszcze głębiej wdeptana, tak jak bywały wdeptywane nasze mamy i babcie.
ilcattivo13 - 22 Lipca 2012, 00:20
dzejes napisał/a | illianna napisał/a | dlatego wszystkie wina które, mają na obwolucie więcej są wzmacniane najczęściej destylatem z wina |
No przesadzasz. Drożdże szlachetne wytrzymują 17% |
egzaktli, słodkie wina mogą mieć spokojnie 17 - 18%
illianna - 23 Lipca 2012, 13:00
ilcattivo13 napisał/a | dzejes napisał/a:
illianna napisał/a:
dlatego wszystkie wina które, mają na obwolucie więcej są wzmacniane najczęściej destylatem z wina
No przesadzasz. Drożdże szlachetne wytrzymują 17%
egzaktli, słodkie wina mogą mieć spokojnie 17 - 18% | dobrze wiedzieć! A macie jakieś źródła tej wiedzy to chętnie poczytam o szczegółach, bo moja wiedza jest gdzieś tam zasłyszana chyba.
Kasiek, wszytko, co piszesz się zdarza, nawet dość często, żadne oczernianie karmienia to nie jest, ja to chyba po prostu urodziłam się w czepku, bo jedynie dotyczyło mnie to, że nikt inny nie może nakarmić małego, a poza tym uniknęłam innych problemów, jakoś tak inne kobitki się męczyły, a mi szło dobrze. Moje natomiast nie spało lepiej na butli, za to dostało zatwardzenia i kolek na przemian, spadła mu gwałtownie odporność, wylądowało w szpitalu z odwodnieniem po wirusowej sraczce. Jedyna korzyść z tych kilku tygodni na butli, to że akurat była wigilia i mogłam jeść te wszystkie smakołyki bez obaw.
A co do karmienia w miejscach publicznych, to ja karmiłam na ławkach, murkach, w knajpie się zdarzało, w galerii, a nawet siedząc na spacerówce z braku opcji i jakoś nigdy nikt obcy nic mi nie powiedział. Natomiast w Luksemburgu kobiety karmią publicznie pod takimi chałatami specjalnymi, masakra. Ja zawsze starałam się karmić tak, żeby to się nie narzucało za bardzo, dlatego że uważam, iż nie koniecznie wszyscy muszą to widzieć, ale myślę że nawet nie robiąc tego i tak nikt by mi nic nie powiedział.
Ciuchy to faktycznie jest wkurzające, cała garderoba nagle nie pasuje, bluzki muszą mieć dekolt itd, ale z drugiej strony to małe dziecko tak brudzi rozwieź rodzica, ze i tak po roku te wszystkie ciuchy są mega sprane i do wywalenia praktycznie, no i nic białego i eleganckiego się zakładać nie opłaca. To znaczy można, ale ja wolałam się nie denerwować, że mi mały zniszczy jakiś drogi ciuch.
Rodzicielstwo niesie ze sobą wiele wyzwań i trzeba dużo cierpliwości, i czasami człowiek ma tak totalnie dość ze zmęczenia, nawet jak wszytko jest ok, to jest to wyczerpujące, a co dopiero jak coś nie gra z dzieckiem albo pojawiają się inne życiowe problemy.
A kobiety się nie skarżą, nic chcą być gorsze od koleżanki, która tak sobie świetnie radzi, nie chcą wyjść na niedojdy, presja jest duża. Ja sama mam koleżanki, które mają dwoje, troje maluchów i na przykład zostają z dziećmi na tydzień całkiem same, bo mąż pracuje, ja bym sobie w łeb strzeliła, a one sobie radzą, też myślę sobie wtedy że nie powinnam na nic narzekać, tylko się cieszyć że mały zdrowy i wesoły, nawet jak czasem daje popalić. Z kolei osoby bez dzieci, lub już z dużymi dziećmi, łatwo radzą różne rzeczy, ale albo nie wiedzą albo już nie pamiętają za dobrze jak to było.
Mnie w sumie zaskoczyło wiele rzeczy w macierzyństwie, a najbardziej odczucie, że coś nieodwołalnie przestawia ci się w myśleniu i nie ma już odwrotu, nie jesteś już i nigdy nie będziesz dawna sobą. I jest to faktycznie jedna z nielicznych rzeczy, które według mnie są kompletnie nieprzekazywalne na poziomie języka, to znaczy jak się nie jest rodzicem, to nie można tego komuś przekazać, tak żeby to faktycznie zrozumiał. Jest nawet ponoć taka koncepcja, że wskutek posiadania dziecka w mózgu tworzą się zupełnie nowe struktury poznawcze
ilcattivo13 - 23 Lipca 2012, 13:25
illianna - ja to wyczytałem na różnych stronach winiarskich. Np. na winiarze.pl
illianna - 23 Lipca 2012, 13:44
ilcattivo13, dzięki!
Kai - 24 Lipca 2012, 10:32
illianna, no to jest nas już dwie, bo poza tym, że raz miałam zastój, a raz mały kolkę to mogę podpisać się pod każdym słowem, jeśli chodzi o karmienie, a młodziutka już nie byłam. Żadnych problemów, żadnego stresu, a jak przyszło do przestawiania na inne pokarmy to tym bardziej, bo zawsze można było dokarmić, jak zdecydowanie odmawiał współpracy. Uczuleń nie było, dieta mi się przydała w ogóle ten okres wspominam bardzo miło. I nie, że nie pamiętam, jak coś nie wychodziło, po prostu byłam nastawiona pozytywnie. Może miało w tym swój udział również i to, że do wszystkiego musiałam dojść sama (jak zawsze zresztą) i jak tak teraz czytam, wg dzisiejszych zasad popełniałam błąd na błędzie.
Sądzę, że wiele bierze się z tego, że kreowany jest u nas pewien wizerunek i jak się z nim nie zgadzasz i masz swoje zdanie, to już "co z ciebie za matka", więc nawet jeśli wszystko nie idzie różowo, to dla dobra ogółu, albo żeby nie wszczynać awantury z wierzchu się szczerzy zęby, a w środku je zaciska. Dochodzi jeszcze to, że młoda mama chciałaby wyglądać atrakcyjnie, gdzieś wyjść, odczepić się na chwilę, wtedy czujesz się uwiązana, nie ma siły. Więc albo człowiek się poświęca i czuje się z tym źle, albo się miota i jeśli nawet dopnie swego, to kosztem nerwów - i to akurat jest mało przyjemne na tym etapie.
Ale tak naprawdę to ten etap trwa najwyżej półtora roku, jeśli dziecko jest zdrowe. Potem już jest z górki aż do nastu lat i wtedy dopiero zaczynają się kolejne schody
Może i to pomagało, że traktowałam macierzyństwo jak przygodę, wychowywałam sobie kompana do zabawy (i chyba nawet mi się udało)
Kasiek - 25 Lipca 2012, 19:10
Godzilla napisał/a | Szkoda, że młode mamy tak dzielnie trzymają fason, te co teraz są w ciąży też pewnie przejmą ten styl. Karmienie piersią jest the best, ale potrafi nieźle dać do wiwatu, a w przypadku ciężkich alergii czasem lepiej przejść na butelkę niż żyć na jakiejś więziennej diecie - woda i ryż z marchewką. |
Nikt nie neguje, że jest the best, ale nie można mówić, że ma tylko zalety. Koleżanka właśnie przeszła i leczy depresję, bo wszyscy jej wmawiali najpierw, że nie powinna narzekać, tylko jeść ten ryż z marchewką, potem warczeli, że jednak nie chce, a teraz jęczą, jakie to biedne dziecko, bo matka nie chciała się postarać. Super.
illianna napisał/a | Kasiek, wszytko, co piszesz się zdarza, nawet dość często, żadne oczernianie karmienia to nie jest, ja to chyba po prostu urodziłam się w czepku, bo jedynie dotyczyło mnie to, że nikt inny nie może nakarmić małego, a poza tym uniknęłam innych problemów, jakoś tak inne kobitki się męczyły, a mi szło dobrze. |
I super, bo często to właśnie tak jest. Ale równie często nie i potem jest szok - co teraz. Dzwonisz/idziesz do poradni laktacyjnej, a tam mówią tylko: karmić, jak najczęściej przystawiać i nic innego. To jest niefajne.
illianna napisał/a | Ciuchy to faktycznie jest wkurzające, cała garderoba nagle nie pasuje, bluzki muszą mieć dekolt itd, ale z drugiej strony to małe dziecko tak brudzi rozwieź rodzica, ze i tak po roku te wszystkie ciuchy są mega sprane i do wywalenia praktycznie, no i nic białego i eleganckiego się zakładać nie opłaca. To znaczy można, ale ja wolałam się nie denerwować, że mi mały zniszczy jakiś drogi ciuch. |
Ja nie mówię, że eleganckie, ale że w ogóle trzeba mieć cokolwiek na siebie włozyć. Ja się przez dwa miesiące w nic nie mieściłam. I albo mogłam nosić cokolwiek XXL, jakieś t-shirty, albo nic, bo nawet nie było jak do sklepu pójść i cokolwiek kupić :/
illianna napisał/a | A kobiety się nie skarżą, nic chcą być gorsze od koleżanki, która tak sobie świetnie radzi, nie chcą wyjść na niedojdy, presja jest duża. Ja sama mam koleżanki, które mają dwoje, troje maluchów i na przykład zostają z dziećmi na tydzień całkiem same, bo mąż pracuje, ja bym sobie w łeb strzeliła, a one sobie radzą, też myślę sobie wtedy że nie powinnam na nic narzekać, tylko się cieszyć że mały zdrowy i wesoły, nawet jak czasem daje popalić. Z kolei osoby bez dzieci, lub już z dużymi dziećmi, łatwo radzą różne rzeczy, ale albo nie wiedzą albo już nie pamiętają za dobrze jak to było. |
Nie o skarżenie się chodzi, tylko o stwierdzenie, że "mi też jest ciężko". Owszem, dzieci w Afryce nie mają co jeść, ale czy ja muszę równać i nic nie jeść także? Podziwiam kobiety, które zajmują się trójką, dbają o dom i chodzą do pracy, a facet w zasadzie nic nie robi, ale to nie jest moja wizja szczęścia.
Kai napisał/a | Sądzę, że wiele bierze się z tego, że kreowany jest u nas pewien wizerunek i jak się z nim nie zgadzasz i masz swoje zdanie, to już co z ciebie za matka, więc nawet jeśli wszystko nie idzie różowo, to dla dobra ogółu, albo żeby nie wszczynać awantury z wierzchu się szczerzy zęby, a w środku je zaciska. |
To samo ze szczepieniami. Jako jedyna nie zaszczepiłam dziecka w szpitalu. Jako jedyny z dwóch sal nie miał żółtaczki. Przypadek? Nie sądzę. Ale i tak osłuchałam się, jaka jestem zła i niedobra i że w zasadzie wystawiam dziecko śmierci na żer. I albo się ma na tyle asertywność opanowaną, że się wybroni własnego zdania bez poczucia winy, albo się wybroni z poczucie winy, albo się ulegnie. W dwóch ostatnich przypadkach jest niedobrze, ale tak się właśnie najczęściej zdarza, bo nikt nie chce usłyszeć, że jest złą matką.
Kai napisał/a | Dochodzi jeszcze to, że młoda mama chciałaby wyglądać atrakcyjnie, gdzieś wyjść, odczepić się na chwilę, wtedy czujesz się uwiązana, nie ma siły. Więc albo człowiek się poświęca i czuje się z tym źle, albo się miota i jeśli nawet dopnie swego, to kosztem nerwów - i to akurat jest mało przyjemne na tym etapie. |
Chcesz wyjść bez dziecka na godzinę? Ale jakim prawem?
Godzilla - 25 Lipca 2012, 19:38
Pamiętam jak się wybrałam do osiedlowego sklepu, jak mały miał pół roku. Akurat mąż sam go zabrał do domu, a ja się szwendałam po sklepie kompletnie oszołomiona i z dziwnym uczuciem, że nie mam wózka do pchania A jak się z nim wybrałam do pracy w odwiedziny, kolega - tatuś o nieco dłuższym stażu odskrobywał mnie od wózka, żebym przeszła się po biurze z wolnymi rękami.
illianna - 25 Lipca 2012, 23:44
Kasiek napisał/a |
To samo ze szczepieniami. Jako jedyna nie zaszczepiłam dziecka w szpitalu. Jako jedyny z dwóch sal nie miał żółtaczki. Przypadek? Nie sądzę. | a nie jest czasem tak, ze żółtaczka po porodzie jest fizjologiczna? a szczepią na tą typu B. Żółtaczka to szerokie pojęcie, generalnie nazwa pochodzi od zażółcenia białkówki oka i powłok skórnych, które jest objawem niewydolności wątroby, której przyczyn jest wiele, od mechanicznych, przez toksykologiczne, rakowe, po zakaźne. U noworodków w 40% występuje żółtaczka fizjologiczna, u wcześniaków prawie w 100%. Mój też nie miał a szczepiony był, ja nie widzę związku. Oczywiście to Twoja sprawa, w granicach prawa, czy szczepisz, czy nie, ale nie siejmy nieprawdziwych informacji na temat żółtaczki.
Kasiek napisał/a | Nie o skarżenie się chodzi, tylko o stwierdzenie, że mi też jest ciężko. | dla mnie słowo skarżenie się nie ma tak pejoratywnego wydźwięku, miałam na myśli właśnie mówienie o czymś trudnym innym osobom, czyli dokładnie to co Ty. A o koleżankach celowo przewrotnie napisałam, bo właśnie tak jest że jak tylko zaczyna się mówić o swoich trudnościach, to ktoś na to "och ja to mam/miałam trudno, ty masz tylko jedno, a ja trzy, teraz to można wszystko kupić, a 20 lat temu nie było pampersów, ja to miałam ciężki poród, 20 godzin rodziłam, itp. itd." inne kobiety nie chcą słuchać, że Ty masz gorzej, bo ONE MIAŁY NAJGORZEJ i są WYJĄTKOWE ale to chyba taka polska mentalność, powiesz, że coś boli, to usłyszysz litanię, zwłaszcza u osób nie za młodych to pokutuje. a jak się parę razy trafi na taką litanię, to potem już się nie chce, często to się dzieje jeszcze zanim dziecko się urodzi, tak jakby sama ciąża wyzwalała potop wspominków z przed 20 lat, którymi koniecznie trzeba się podzielić z przyszłą matką.
Kai - 26 Lipca 2012, 10:36
illianna napisał/a | zwłaszcza u osób nie za młodych to pokutuje. |
Oj, to dotyczy wszystkich dziedzin życia i wszystkich przedziałów wiekowych, tylko są różne tematy i różne reakcje. Czasem aż śmiech bierze.
Kasiek napisał/a | nikt nie chce usłyszeć, że jest złą matką. |
A wiesz, dopóki nie jest to dla mnie osoba-autorytet, warto, aby Ci opinia innych zwisała i powiewała. Inaczej się zagryziesz, a ludzie czasem po prostu powiedzą coś na złość, tak żeby dowalić, bo się lepiej poczują. Może to okrutne co powiem, moja Mama zmarła 7 maja, Młody się urodził 30, nie wiem, czy miałam depresję poporodową bo miałam dość popogrzebowej, tym samym skończyły się dla mnie autorytety w sprawach wychowywania dzieci i patrząc z perspektywy nie żałuję, że liczyłam się tylko z własnym zdaniem (i jednej, zaufanej lekarki oczywiście), bo chyba nam to wyszło na dobre.
Kasiek napisał/a | Chcesz wyjść bez dziecka na godzinę? Ale jakim prawem? |
A co to kogo obchodzi? Chyba, że ta osoba sama, kosztem własnego wypoczynku i może "utraconych korzyści" zajmuje się przez ten czas Twoim dzieckiem.
Kasiek - 26 Lipca 2012, 12:25
ilianna - mi powiedziała moja pediatra (a w zasadzie najpierw moja, teraz młodego), że często żółtaczka ma dużo bardziej nasilone objawy po szczepionce na gruźlicę. Taki skutek po szczepieniu. Ja młodego zaszczepić chciałam, ale nie w pierwszej dobie. Dostał szczepionkę miesiąc po urodzeniu, kiedy już jego organizm zaczął produkować przeciwciała i dostał trochę moich. Nie miał żadnych skutków ubocznych szczepienia, a dzieci w szpitalu trochę tego miały. Tak czy inaczej, uważam, że robię dobrze, w wielu krajach szczepienia są ciut później niż u nas (np. po 3 miesiącu) i ja właśnie po 3 zaczynam szczepić na wszystko 6w1.
Godzilla - też tak mam, jak tata stoi z wózkiem pod sklepem a ja kupuję. Czegoś mi brakuje, jak kiedyś torebki
Kai - owszem, póki ktoś nie jest autorytetem... ale i tak takie słowa w pierwszej chwili nie brzmią dobrze, nieważne kto je wypowiada. A najgorsze jak mówi to ktoś bliski.
a "skarżenie się" - wiadomo. Każdy ma najgorzej i już
illianna - 26 Lipca 2012, 12:38
Kasiek, na pewno nasila, bo każde szczepienie jakoś tam obciąża wątrobę, myślę, że generalnie masz rację i szczepienie trochę później ma sens, tylko służba zdrowia załatwia co się da od razu, bo potem niektórych rodziców ściągnąć na szczepienie to masakra, a tak przynajmniej cześć już załatwią w szpitalu. Każda z tych opcji ma więc jakieś zalety jedna zdrowotne, druga społeczno-zdrowotne.
Kai - 26 Lipca 2012, 16:06
Cytat | A najgorsze jak mówi to ktoś bliski. | Tak, to wtedy boli i to bardzo. Zwłaszcza, jeśli nie ma racji.
illianna, przez te 19 lat zdaje się strasznie wiele się zmieniło. Aż sprawdzę w książeczce zdrowia, jak było z tymi szczepieniami.
illianna - 26 Lipca 2012, 16:24
Kai, teraz szczepi się na gruźlicę raz, zaraz po porodzie, a na żółtaczkę przy wychodzeniu ze szpitala.
Kasiek - 26 Lipca 2012, 17:57
Jeszcze mojego bratanka (w tym roku kończy 20 lat) nie szczepili od razu po porodzie. Ale bratanicę (16 lat) już tak.
Kurczę, jutro chyba siostra skoczy po moje wrzosy i wrzośce. Zaczynam mieć apetyt na więcej. Na jakieś roślinki, których na zimę nie trzeba przykrywać niczym i będą zdobić balkon. Chyba znów wybierzemy się z Michasiem do Obi
Kai - 26 Lipca 2012, 20:34
Kasiek, z moim to tylko rok różnicy. W miesiąc po urodzeniu.
Kasiek - 26 Lipca 2012, 20:42
No wlasnie brat nie mogl sobie przypomniec kiedy dokladnie szczepili. Pamietal ze ciut pozniej. Te zalecenia sie zmieniaja i nie traktowalabym ich jak Biblii. Ale tez trzeba troche poczytac i sie dowiedziec przed podjeciem decyzji, a nie robic na zlosc systemowi. Choc powiem szczerze ze pomysl obowiazkowych szczepien mnie troche przeraza.
Kto umie wydluzac dobe? Potrzebuje choc 5 dodatkowych godzin...
Kai - 27 Lipca 2012, 07:57
Kasiek napisał/a | Te zalecenia sie zmieniaja i nie traktowalabym ich jak Biblii. | Tylko jak historię Nie dość, że się zmieniają, to jeszcze wzajemnie się negują. Dlatego trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie tym, co piszą i mówią, bo piszą i mówią to, co każe im ten, kto więcej płaci. Najczęściej.
A szczepionek co roku przybywa i co roku straszą czymś nowym. Byle sprzedać.
Niestety, skoro o tym mowa, muszę Młodego naciągnąć na szczepionkę p/śwince, bo nie miał, a najwyraźniej nie miałby nic przeciwko przedłużeniu gatunku.
Kasiek - 27 Lipca 2012, 17:25
Mój tata miał świnkę jak był w wojsku i jakoś mu to nie przeszkadzało dorobić się czwórki dzieci (o innych nic mi nie wiadomo )
Kai - 27 Lipca 2012, 17:41
Kasiek, pocieszasz mnie, ale to znaczy, że miał szczęście Szansa jest jakaś na ileś, ale wolę nie ryzykować, oprócz niego jest tylko jeszcze jeden spadkobierca nazwiska, a nie wiem, co z niego wyrośnie
Nie umiem liczyć, ile to już miesięcy?
Kasiek - 27 Lipca 2012, 22:57
No lepiej nie ryzykowac. To fakt.
Miesiecy michasiowych? Trzy skonczone.
Moj tata wlasnie przyprawil nas niemal o zawal. A stan przedzawalowy mielismy na pewno. Wyszdl z domu o 22 i nie wzial telefonu, nikomu nie powiedzial gdzie idzie, a poprztykal sie z mama... Po godzinie siostra dzwoni i pyta czy jest u nas. Nie... No to my tez na spacer po osiedlu, juz i siostra i Marcin mieli wsiadac w samochody i jechac go szukac... Nagle jst. Spaceruje i nie wie o co nam chodzi... Facet ma 73 lata i niekoniecznie wszystko ok ze zdrowiem. Kurdez, ile nerwow. Juz nie zasne dzis...
Kasiek - 30 Lipca 2012, 10:16
Kupiliśmy farbę do pomalowania kuchni. I szafek w kuchni. I do barierki balkonowej. Dziś niestety deszcz, ale chcę się za to zabrać jak najszybciej, właśnie zobaczyłam jakieś robaczki w słodyczach, takie białe i wijące się, bleeeee. Najgorsze, że jeden był w zamkniętej paczce cukierków!!! Chcę remontu...
Anonymous - 30 Lipca 2012, 11:04
Obawiam się, że nie unikniesz wywalenia wszystkich produktów, które trzymasz w szafkach, do kosza. Robaczki to zapewne larwy moli (są białe z ciemnymi łbami). Ja walczyłam z cholerstwem długo, miałam taką inwazję, że robale wyłaziły na ściany i robiły kokony, bleeee. Depresję miałam z tego powodu, bo klejowe pułapki i przeglądanie produktów nie pomagało. Wywaliłam wszystko, bo nie można mieć pewności, czy gdzieś nie ma jaj moli, one potrafią przegryźć się przez nieotwieraną foliówkę. Wyszorowałam szafki i ustawiłam płytki owadobójcze. Pomogło, mole nie wróciły, a już kilka lat minęło.
Kasiek - 30 Lipca 2012, 14:35
O jezu, to fakt, takie były. A mówiłam, że obstawiam, że gdzieś za tą szafką muszą być, bo jeden mol tam właził... Wywalenie wszystkiego to najmniejszy problem, bo niedużo mam wszystkiego, ważne, żeby nie wróciły... A te płytki to jakie miałaś? One tak sobie leżą i nie oddziałują na jedzenie?
Jezu, za dwa tygodnie będzie trzeba się wyprowadzić na 13 dni, a za miesiąc wyremontować wszystkie pokoje, nareszcie. Kuchnię zaczynamy jutro w takim razie.
A mole odzieżowe też mają takie żarłoczne larwy? Przegryzą się przez grubą folię? Naprawdę?
Anonymous - 30 Lipca 2012, 19:19
Ja miałam takie.
Postawiłam je na szafkach w kuchni, nie w środku. Trochę miałam obawy, ale byłam zdesperowana. Takie z feromonami i klejem testowałam wcześniej, owszem, mole się przyklejały, ale co z tego, skoro pojawiały się nowe...
Co do odzieżowych, to nie mam pojęcia, z nimi nie miałam do czynienia póki co, tfu tfu.
|
|
|