Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko
dzejes - 23 Sierpnia 2012, 00:07
illianna napisał/a | Badania nad skutecznością terapii mają bowiem podobny sens jak badania nad szczęściem, ciężko je zobiektywizować |
Prawda. Czytałem artykuł relacjonujący jedne badania, które opierały się na pacjentach z zachowaniami kompulsywnymi, mierzące liczbę nawrotów. Te chyba były najbardziej "obiektywne". Choć oczywiście temat jest tak obszerny, a ja jednak raczej pop-wiedzę liznąłem.
illianna napisał/a | też nie do końca tak jest, znam takich co zmieniali szkołę w trakcie kariery zawodowej, przechodzili na przykład z Gestaltu do psychodynamicznej itp, ale generalnie nie da się pracować dobrze różnymi szkołami, każdy ma swoją ulubioną |
Zgoda, psychoterapeuta jak pisarz - pisze głównie powieści, ale jeśli trzeba, to opowiadanie do antologii też, a i może jakiś wiersz? A za lat parę przestawi się na scenariusze. Natomiast raczej nie jak kucharz, co to dziś kaczkę, a jutro bitki.
illianna napisał/a | to pacjent musi znaleźć terapeutę stosującego szkołę dostosowaną do jego problemów |
Paradoks - jeśli pacjent jest na tyle świadomy, by ocenić kompetencje terapeuty, wybrać właściwe swojemu problemowi podejście i do tego jeszcze przedyskutować z psychologiem, jak ma wyglądać ich wspólna praca - to w zasadzie po co mu ta terapia?
corpse bride - 23 Sierpnia 2012, 12:31
Zachowania kompulsywne to tylko jedna rzecz, z jaką można iść na terapię. O ile dobrze pamiętam przy tego typu zachowaniach stosowano proste warunkowanie i to faktycznie podobno działało. Na przykład: ktoś jest ekshibicjonistą i kompulsywnie się obnaża. Kiedy poczuje potrzebę obnażenia się powinien od razu strzelić się po nadgarstku gumką recepturką, którą nosi na tę okoliczność (może stąd popularność tych gumowych bransoletek, choć nie wiem, czy one strzelają). W każdym razie, kojarzy wtedy chęć obnażenia się z bodźcem bólowym i po iluś tam razach nie ma już ochoty. Mam nadzieję, że nie plotę bzdur, ale zazwyczaj pamięć mnie nie myli, a to chyba pamiętam ze studiów.
illianna - 23 Sierpnia 2012, 12:56
corpse bride, gorzej jak jest kompulsyjnie obnażającym się masochistą uwielbiającym zapach gumy , a w ogóle perwersje bardzo słabo poddają się wszelkim terapiom, lepiej jeśli są egodystoniczne, ale i tak kiepsko.
Cytat | Paradoks - jeśli pacjent jest na tyle świadomy, by ocenić kompetencje terapeuty, wybrać właściwe swojemu problemowi podejście i do tego jeszcze przedyskutować z psychologiem, jak ma wyglądać ich wspólna praca - to w zasadzie po co mu ta terapia? | wbrew pozorom łatwiej się zorientować w kierunkach terapii, a nawet postawić autodiagnozę niż zmienić raniące myli, opanować trudne emocje, przeformułować złe sytuacje, zacząć działać adekwatnie, znaleźć wreszcie inny typ znajomych, kochanków, itp Mit sokratejski uwodzi nadal, ale to mit, sama wiedza nie wyzwala z cierpienia, katharsis nie wystarcza do zmiany. No i tak jak pisałam odpowiedzialny terapeuta zna swoje ograniczenie i się nie upiera, że tylko on może pomóc, ocenia co dla pacjenta jest dobre i ewentualnie pomaga mu znaleźć alternatywę do swojej metody.
corpse bride - 12 Września 2012, 11:39
Zapłaciłam już pierwszą ratę za kurs, klamka zapadła Teraz muszę znaleźć pracę, żeby mieć na kolejne raty...
Na razie, po wysłaniu 18 CV, byłam na jednej rozmowie, co jest niezłym wynikiem, jak na czasy kryzysu (podobno). Jednak jest była to rozmowa w korporacji, stanowisko związane z rekrutacją, niestety nic psychologicznego się nie odezwało. Nie wiem, kurczę. Może ich trzeba nachodzić osobiście w pracy i w domu, dzwonić dwa razy dziennie i pytać, czy nie potrzebują psychologa? Skoro grzeczne wysyłanie aplikacji pozostaje bez jakiejkolwiek odpowiedzi...
A, mam jeszcze jedno pytanie. Może komuś z was się zdarzyło, albo znacie się na prawie. Moja była praca, o której wyrażałam się mało pochlebnie okazała się jednak bardzo miła - chociaż umowa skończyła mi się w czerwcu dostałam jeszcze wypłatę za lipiec i za sierpień. O ile lipcową uznałam za premię (premie płacone były z dołu, czyli z miesięcznym opóźnieniem), to sierpniowa płaca mnie zaskoczyła. Zadzwoniłam do nich (udało mi się dodzwonić po 2 dniach prób) i okazało się, że kadry nie przekazały płacom, że odeszłam i płace szły dalej i pewnie by jeszcze szły...
No i teraz - czy muszę zwracać to, co dostałam. Słyszałam dwie wersje - że muszę, chyba że nie wiedziałam, że mi się nie należy i wydałam (nie dostawałam 'pasków', więc właściwie nie wiedziałam, co to za kasa). Druga wersja jest taka, że firma nie ma możliwości wyegzekwowania zwrotu i po prostu wpisuje sobie to w koszty. A jak to bywa w praktyce?
Lipcowej wypłaty już nie mam, sierpniową na wszelki wypadek odłożyłam.
Aha, dzwoniłam do nich ponad tydzień temu i mieli wysłać jakieś pismo, niczego jednak do tej pory nie dostałam.
dzejes - 12 Września 2012, 11:40
corpse bride napisał/a | Na razie, po wysłaniu 18 CV, byłam na jednej rozmowie, co jest niezłym wynikiem, jak na czasy kryzysu (podobno). |
Ja miałem średnią podobną, 7 rozmów po wysłaniu ~100 CV. Targetowanych CV, nie na pałę wszędzie, gdzie się da.
corpse bride - 12 Września 2012, 11:45
Sorry, edytowałam kiedy dzejes pisał.
Też nie wysyłam gdziekolwiek, co więcej, piszę do każdego nowy list motywacyjny i dostosowuję odpowiednio CV - wszystko podręcznikowo.
dzejes - 12 Września 2012, 11:51
Mogą wyegzekwować.
corpse bride - 16 Września 2012, 22:10
Jak dotąd niczego od nich nie dostałam. Może im się nie chce? Zobaczymy. Miałabym na dwa miesiące nowej szkoły...
Muszę zmasować wysyłanie CV w jakieś miejsca. Nie wiem, czy to ma sens, ale muszę spróbować. Nie lubię się narzucać ani wpychać się gdzieś nieproszona Lubię (i umiem) tylko tak normalnie - że jest zapotrzebowanie na pracownika > ogłoszenie > aplikacja > rozmowa itd. Zaczęłam szukać nawet przez facebooka. Napisałam do wszystkich znajomych, czy nie słyszeli o czymś dla psychologa. Ciekawe, że moi znajomi ze studiów (psychologicznych) milczą i nawet nie odpisują niczego w stylu: jak o czymś usłyszę, to dam znać (inni tak czasem piszą). Czy boją się z mojej strony konkurencji w środowisku? Jest aż tak źle? Przecież nie jestem dla nich konkurencją, jestem o kilka lat doświadczenia do tyłu... No, nie wiem.
Poza tym wiodę spokojne i szczęśliwe w miarę życie. Póki nie muszę jeszcze płacić za szkołę (nie licząc niższej pierwszej raty) kasy jakoś starcza. Mam więcej czasu na dom i ogródek. Nie śpię całymi dniami, ale mogę sobie pozwolić na wstawanie wtedy, kiedy się wyśpię. Dzięki temu jestem mniej zmęczona i wieczorem mam więcej czasu na czytanie. Przeczytałam już ponad 2 tomy Wojny i Pokoju, w tramwaju czytam Paragraf 22 (mieści się do niedużej torebki), czytam też kryminały. Byłam ostatnio na dwóch fajnych koncertach w filharmonii (dostałam wejściówki), mogłam gdzieś wyjść w szpilkach i ładnych sukienkach. Do jednej przyszyłam sobie 2 metry koronki, bo jej się brzeg brzydko odwijał i już miałam ją wyrzucić. Wprawdzie koronka kosztowała ok. 15zł, za co mogłabym kupić nową (w sensie w szmateksie) sukienkę, ale co tam. Dziś moja siostra, która pracuje teraz w H&M przyniosła mi sweterek z bambim, o którym marzyłam - mogła go kupić za połowę ceny (oddam jej, jak sprzedam trochę gratów na allegro).
Mam też sporo fajnych wydarzeń, na które czekam. W środę idę do łaźni nowej na przedstawienie (http://laznianowa.pl/item/47-bezrobotnych-samurajow). Zapowiada się nieźle, lubię japońskie klimaty. Śpiewa/gra w nim znajoma (ci, którzy byli na naszym ślubie słyszeli ją w akcji) i znowu mam wejściówki.
W piątek idę do znajomych popilnować dziecka, w którym się zakochałam. Znajomych też bardzo lubię, więc cieszę się z tego, że się teraz częściej widujemy.
W następnym tygodniu przyjeżdża do mnie kuzynka, w drodze na konferencję do Katowic. Nie widziałam się z nią, kiedy byłam teraz w lubelskim, bo ona wtedy obrączkowała ptaki nad morzem.
Dzień później jedziemy na weekend do moich dziadków zbierać jabłka. Czy wspominałam o tym, że w moich włościach leży również sad? Do tej pory nie wiedzieć czemu dawałam sobie sprzątnąć jabłka (i pieniądze) sprzed nosa. Planuję też przywieźć trochę jabłek, buraków i marchewki dla nas na zimę, szkoda tylko, że mamy ciepłą i suchą piwnicę.
No a miesiąc później będzie nowy Corpse Bal. Tegoroczna edycja jest zatytułowana Zabij i Pogrzeb, mam już pomysł na pół przebrania
corpse bride - 18 Września 2012, 15:34
Kurde, mój blog jakiś mało popularny... A staram się pisać przynajmniej w miarę ciekawe rzeczy... A potem wracam, patrzę, u Martvej zawsze ruch, cokolwiek by nie napisała, u Wąpierza nawet jakaś długa dyskusja o żywieniu niemowląt, a u mnie nic. Tak, tak, mój narcyzm wymaga głasków. Ale i tak coś napiszę.
Byłam dziś rano oddać krew do badania, potem zadzwoniłam do przyjaciółki i chociaż znowu mnie olała, to kiedy z nią rozmawiam jest super i cała moja miłość do niej powraca.
Kupiłam sobie w Aldim 4 byliny, za niecałe 3zł każda, a potem wsadziłam je w ogródku. Niestety ten ogródek jest zbyt suchy i nasłoneczniony na większość roślin i planuję zasadzić go sucholubnymi bylinami, żeby mieć spokój. Przywiozłam też od babci nasiona dzikich roślin, które pięknie kwitną w kamieniołomie. Skoro mogą rosnąć na rozgrzanym kamieniu, to może wytrzymają u mnie przed blokiem. No, chyba, że potrzebują wapiennej gleby.
Jutro ma przyjść na herbatę mama Puszka z przyjaciółką, więc wczoraj zaczęłam sprzątać. Wczoraj udało mi się uporządkować moje pokrzywki (poprzesadzać, poprzycinać, etc.), a dziś sprzątnąć i wymyć balkon, zmienić firanki w sypialni i pomalować stare krzesło na czerwono - zostało mi trochę olejnej farny z remontu sprzed 2 lat. Jutro walnę jeszcze jedną warstwę, ale już widać, że będzie bardzo ładne. A, ugotowałam jeszcze zupę wielofasolową i zrobiłam zakupy w Biedronce.
Teraz czekam, aż Puszek wróci z pracy, zjemy razem obiad, a potem się pewnie położymy odpocząć, a potem zrobię ciasto. Planuję zużyć resztę maku z wigilii i zrobić makowiec japoński.
Aha, w tym roku wigilia chyba znowu będzie u nas, jupi Wprawdzie najpierw czeka mnie organizacja Corpse Balu, ale już zaczęłam myśleć o rybnych przekąskach i wszystkich pysznościach, które przygotuję.
Martva - 18 Września 2012, 15:39
O, a jaką roślinność kupiłaś?
Zawsze chciałam miec suchy i nasłoneczniony ogród bo wszędzie była kupa porad co tam sadzić, a u mnie była suchawa glina w cieniu. Parę lat temu przewrócił się dąb, zrobił mi się kawał słońca ale jakoś nie możemy się do tego przyzwyczaić i nadal nie wygląda tam tak jakby mogło
Fidel-F2 - 18 Września 2012, 15:42
corpse bride napisał/a | Teraz czekam, aż Puszek wróci z pracy | wróci nim zdążysz powiedzieć 'naleśnik z jagodami'
dzejes - 18 Września 2012, 15:42
corpse bride napisał/a | Kurde, mój blog jakiś mało popularny... |
Za mało fotek.
illianna - 18 Września 2012, 15:57
dzejes napisał/a |
corpse bride napisał/a:
Kurde, mój blog jakiś mało popularny...
Za mało fotek. |
ja czytam regularnie, nie zawsze komentuję, a fotki zawsze miło widziane są
Kasiek - 18 Września 2012, 16:06
Ja też zawsze czytam jak pojawi się nowa notka, ale ostatnio piszesz o psychologii, nie za bardzo mam w tym temacie obeznanie. Choć jeśli byś chciała pracować w Lublinie lub okolicach, mogę popytać o oferty
ilcattivo13 - 18 Września 2012, 17:32
corpse bride - nie dość, że nie ma fotek, to jeszcze piszesz o ogródku i roślinkach (bleh), zupie wielofasolowej (na pewno bez mięsa - bleh) i rybnych przekąskach (a to już w ogóle wciórność i wombaty). Edit: i jeszcze ta psychologia...
Jedyne, co mnie zainteresowało, to ten makowiec japoński. "Japoński", bo zamiast mielić, mak się sieka przy pomocy no-dachi, a potem ciasto się je pałeczkami?
Martva - 18 Września 2012, 17:34
Makowiec japoński jest dobry. I nie zawiera kabaczka
Fidel-F2 - 18 Września 2012, 18:02
ilcattivo13 napisał/a | Japoński, bo zamiast mielić, mak się sieka przy pomocy no-dachi, a potem ciasto się je pałeczkami? |
ilcattivo13 - 18 Września 2012, 18:05
Martva - przekonałaś mnie
Kai - 18 Września 2012, 19:21
corpse bride, mam to samo, po prostu nie jestem widać ani lubiana, ani akceptowana. Tródno
fealoce - 18 Września 2012, 19:24
Oj tam, oj tam - dajcie już spokój, dziewczyny
Po prostu cała masa użytkowników czyta, ale nie komentuje. Wiem, bo sama tak robię
Kai - 18 Września 2012, 19:34
fealoce, a niektórzy komentują, nawet dokładnie nie czytając
Ale spoko, ja wole, kiedy ilość przechodzi w jakość i zapraszam do Wheels of Fire na babskie pogaduchy
Martva - 18 Września 2012, 19:41
Kai napisał/a | a niektórzy komentują, nawet dokładnie nie czytając |
Poważnie...?
corpse bride - 18 Września 2012, 20:09
Martva napisał/a | O, a jaką roślinność kupiłaś? |
Hmmm, tawułkę (nie wiem, czy nie za sucho będzie dla niej, a jeśli będzie to pójdzie do leśnego ogródka mamy Puszka, jak funkie), takie coś co kwitnie w ogrodach wiejskich, takie z liśćmi jak pelargonia, tylko bordowymi i goździki alpejskie.
Fidel-F2 napisał/a | corpse bride napisał/a:
Teraz czekam, aż Puszek wróci z pracy
wróci nim zdążysz powiedzieć 'naleśnik z jagodami' |
Miałeś rację
Tak myślałam. Zastanawiałam się, czy nie za mało emotków Jutro wrzucę fotkę pomalowanego krzesła. Ten zarzut usłyszałam również w odniesieniu do mojego kulinarnego bloga, ale zupełnie nie radzę sobie z fotografowaniem, kiedy gotuję. Albo jest ciemno z zdjęcia źle wychodzą. Albo mam brudną kuchenkę.
Kasiek, od dzieciństwa marzę, żeby - kiedy 'dorosnę' - mieszkać na wsi, w domu moich dziadków i pracować, może nie w Lublinie, ale w Opolu Lubelskim, bo bliżej. Tylko po pierwsze nie wiem, co tam mogłabym robić, po drugie to nadal dom dziadków, a po trzecie tym bardziej nie wiem, co mógłby tam robić Puszek... Ale może kiedyś? Słyszałam, że w Opolu otwarli więzienie, może to coś dla mnie na kiedyś?
ilcattivo, aleś wybredny! A w zupie były resztki wędzonki. Mięsnej!
Co do japońskości, to też się zastanawiam. Ostatnio w Stylowej zamówiłam śledzia po japońsku. I był to normalny marynowany śledź, tyle że z sałatką jarzynową i jajkiem gotowanym. Nie wiem, czy w Japonii faktycznie znają sałatkę jarzynową.
A makowiec eksperymentalny się piecze, zobaczymy. Siadłam do komputera sprawdzić, ile mniej więcej powinno to trwać, ale zobaczyłam te wszystkie komentarze i w szoku zaczęłam odpisywać.
Kai, ja cię lubię. Może gdzieś tu piszesz jakieś straszne i głupie rzeczy, ale widocznie do nich jeszcze nie dotarłam
ilianna, czytam tego 'Hipnotyzera' od was (tzn. waszego ) i jest niezły! Ciarki mi chodzą po plecach.
ihan - 18 Września 2012, 20:42
Niektórzy nie komentują, bo nie wchodzą na forum. A jak już wejdą, to komentarzy multum, to w tłumie giną.
Tawułka za bardzo z suchego miejsca nie będzie szczęśliwa. Tawułka to zdecydowanie półcień i mokro, albo przynajmniej mokro. Goździki OK, a cokolwiek pelargoniopodobnego będzie szczęśliwe w słońcu i na suchym, bo pelargonie to w końcu sukulenty.
Aaaa, i w Japonii zdecydowanie naszej wersji "śledzia po japońsku" nie znają.
corpse bride - 18 Września 2012, 20:48
Też tak słyszałam o tawułce, ale na opakowaniu były narysowane słoneczko, więc postanowiłam spróbować. Chciałabym mieć w ogródku jej kwiaty 'sprawiające wrażenie puszystych' (opis z jakiejś książki ogrodniczej).
Ja wiem, że niektórzy nie wchodzą albo wchodzą i nie komentują. Sama tak często robię - komentuję tylko wycinek tego, co czytam. Ale jak mam podlejszy nastrój, to nachodzą mnie myśli w stylu, w czym mój blog jest gorszy od innych, że nie ma aktywnej publiczności. Już zresztą kiedyś o tym pisałam w kontekście mojej strony z biżuterią, że źle znoszę, kiedy ktoś ją 'odlubi' i zastanawiam się, co zrobiłam źle, choć przecież wiem, że zazwyczaj chodzi o to, że ktoś już ma więcej wiadomości ze stron niż od znajomych. Ostatnio jednak bardziej martwię się tym, że nie kupują niż że nie oglądają.
Martva - 18 Września 2012, 20:50
Popieram, tawułka radzi sobie u mnie na cienistej skarpie całkiem nieźle. A pelargoniopodobne coś to nie wiem co to jest, ze względu na bordowość liści kojarzy mi się z żurawką.
EDIT: w bizuterii kryzys jest, jak wystawiłam w lipcu wszystkie francuskie produkty tak przez dwa miesiące nie poszło nic. Ciekawe czy stacjonarnie jest równie źle.
ihan - 18 Września 2012, 21:02
Jeśli to żurawka, to też mokro. Słońce, jeśli bordowe liście, jak najbardziej może być. A zawsze jak widzę żurawki, kojarzy mi się krakowska Inflora, córka chyba niemieckiej firmy, mnożąca in vitro głównie żurawki. W ogóle na Zachodzie żurawki są niezmiernie modne, u nas chyba jednak to za droga zabawa.
corpse, też kiedyś strasznie się przejmowałam lubieniem mnie/nielubieniem. Ze starością kompletnie przestało mnie to obchodzić, nie muszą mnie wszyscy lubić, ja wszystkich lubić nie muszę. I luz. Czego i tobie życzę.
ilcattivo13 - 18 Września 2012, 21:24
corpse bride napisał/a | ...A w zupie były resztki wędzonki. Mięsnej! | no to zabieram pół bleh'a
Co do popularności blogów - chcesz, żeby ludzie komentowali, to dawaj im do tego pretekst. Wrzuć fotkę brudnej kuchenki, albo coś w tym guście, to w dzień ze trzy nowe strony dojdą
corpse bride - 19 Września 2012, 09:16
Martva, tak, chyba żurawka. Mam gdzieś w koszyczku etykietki, ale chyba tylko z łacińskimi nazwami, dlatego nie zapamiętałam.
ihan, właściwie to, że lubi mnie Puszek zaspokaja jakieś 90% mojej potrzeby bycia lubianą. Ale nie można czerpać całej satysfakcji z jednej jedynej relacji. Faktycznie, z wiekiem coraz bardziej mam gdzieś opinię o sobie tzw. innych i lubię siebie, ale jednak czasem mnie nachodzi ochota na głaski od różnych ludzi.
Kot mi wlazł na kolana, bo mam na sobie różowy, puszysty szlafrok, przez co musiałam odsunąć laptopa i nie widzę, co piszę.
Aha, z atrakcji na dziś zapomniałam zapowiedzieć wizytę w urzędzie pracy :/ Zapomniałam też, że zapowiedzieli się kominiarze (a konkretnie data na ogłoszeniu nic mi nie powiedziała), więc oni też zastali mnie w szlafroku, a mieszkanie w stanie rozkładu - kiedy zaczynam sprzątać wszystko wygląda jeszcze gorzej
ihan - 19 Września 2012, 09:19
No to głask, głask.
|
|
|