To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Ludzie z tamtej strony świata - Marcin Przybyłek

Jedenastka - 30 Października 2009, 08:09

M. Przybyłek napisał/a
Toudi, pożyczaj :) .

Dobry zwyczaj - nie pożyczaj. Istnieje ryzyko, że nie oddadzą...

M. Przybyłek napisał/a
Przez to, że na 4 stronie okładki jest zdanie, że ludzie powinni w pracy przebywać do 6 godzin, żaden prezes ani dyrektor nie zdecydował się na zakup większej ilości tomów dla pracowników...

Marcin coś oszczędny w słowach. Dziwne. Trudno, poczekam aż to się zmieni a zmieni się na pewno :D .

Tymczasem, skoro już tu jestem, zajmę się rozwinięciem myśli autora. Zapewne chodzi o ten tekst:

Skoro już omawiamy zagadnienie czasu, pozwolę sobie wyrazić całkowicie osobiste zdanie, że optymalny, efektywny czas pracy homo sapiens wynosi 4 (cztery) godziny. Zatem, uwzględniając higieniczne przerwy na toaletę i posiłki, pracownik powinien przebywać w pracy maksymalnie 6 (sześć) godzin. Przekraczanie tej liczby skutkuje pracą fikcyjną (siedzeniem w pracy) bądź nadwerężaniem organizmu, które rutynowo kończy się utratą zdrowia.

Nie martw się! Uśmiechnij się! Twoje obrzydzenie do własnej pracy to naturalny, zdrowy odruch! Oznacza, że nie jesteś stracony/stracona! Jeśli jeszcze zastanawiasz się, o co w tej robocie chodzi, jeśli jeszcze zadajesz sobie niebezpieczne pytanie:
Co dobrego daje moje zajęcie?
Ewentualnie:
Co moje zajęcie wnosi do dorobku ludzkości?
... to znaczy, że myślisz!


Nie byłabym sobą gdybym teraz nie miała pytania do Marcina:

Czy pisanie książek o Gamedeku to także praca i ile godzin dziennie zajmuje?

A na koniec jeszcze on:
:mrgreen:

illianna - 30 Października 2009, 09:00

M. Przybyłek napisał/a
ludzie powinni w pracy przebywać do 6 godzin
a tak z ciekawości to, ile godzin dziennie TY spedzasz w pracy, mam też na mysli pisanie? :mrgreen:
merula - 30 Października 2009, 09:35

się czepiacie, dziewczyny :wink:
Jedenastka - 30 Października 2009, 10:03

merula napisał/a
się czepiacie, dziewczyny :wink:

Chyba masz rację. W takim razie może inne podejście do Antyporadnika?
Takie... bardziej odpowiednie dla celebrytów? :wink: O sprzedaży...

http://www.radiozet.pl/Mu...ski/(Play)/2491

Dziś jest piątek, dzień w którym zwykle w cyrku zwanym korporacją omawia się tematy weekendowe. Poza tym w biurowym open space bardzo często gra radio... na każdym biurku inne :( .

M. Przybyłek - 30 Października 2009, 11:47

Nie mam pojęcia, ile zajmuje moja praca. Kiedyś potrafiłem to zmierzyć: opowiadanie pisałem 12 godzin, czasami ciurkiem, po kilku tygodniach / miesiącach przygotowań. Teraz moja praca jest bardzo rozproszona. Co chwila telefon, prośba dziecka, telefon, posiłek, telefon, toaleta, telefon, poczta mailowa, telefon, prośba żony itd.

Realnie pewnie pracuję około 4 godzin. I to jest ten dobry, qualilty time pracy. I jeśli mi się uda uzbierać, powiedzmy do 3 godzin w ciągu, to jestem baaardzo szczęśliwy. Ostatnio zaczynam stosować prostą metodę: pracuję na laptopie, kóry nie ma połączenia z siecią (więc nie jestem rozproszony przez pocztę), przed kominkiem i wyłączam telefony. I to działa... Tylko czasami zapominam, że to takie proste.

Zapytajmy o zdanie zielonego:

:mrgreen: : myślę, że Marcin nie mówi wszytkiego. Jest po prostu zbyt słabo zorganizowany, źle zarządza sobą w czasie, używając slangu biznesowego. Oczywiście pokrywa to mgiełką artystycznej dekoncentracji, ale co to za wymówka, facet zaraz skończy 41 lat. Tyle w temacie.

Jedenastka - 30 Października 2009, 16:55

M. Przybyłek napisał/a
:mrgreen: : myślę, że Marcin nie mówi wszytkiego. Jest po prostu zbyt słabo zorganizowany, źle zarządza sobą w czasie, używając slangu biznesowego. Oczywiście pokrywa to mgiełką artystycznej dekoncentracji, ale co to za wymówka, facet zaraz skończy 41 lat. Tyle w temacie.

Och, zielony, ty draniu. Przestań się szczerzyć bo potraktuję cię jak nieoczekiwanego, niechcianego interesanta i zamknę drzwi do gabinetu Marcina na klucz :wink: .
Marcin ciężko pracuje i ma niestety do czynienia z tzw. "zewnętrznymi złodziejami czasu". Ty jesteś jednym z nich. Oprócz ciebie, nieoczekiwanego interesanta, są jeszcze rozmowy telefoniczne, spotkania, odszukiwanie informacji, korespondencja...

Nie masz co robić zielony? Gamedeka czytałeś? ;P:

M. Przybyłek - 1 Listopada 2009, 10:59

On nie czytał, Jedenastko. Dobrze, że ja czytałem :) . A jak Tobie idzie pożeranie pierwszej księgi "Zabaweczek", które, podobnie jak I i II tom gamedeka, przez czytelników są wchłaniane po 3, 4 razy?
Jedenastka - 1 Listopada 2009, 20:32

M. Przybyłek napisał/a
On nie czytał, Jedenastko.

A wiesz, że napisał do mnie, że czytał? Wyobrażasz to sobie? Czytał !!! :wink:

M. Przybyłek napisał/a
Dobrze, że ja czytałem :) .

O tak. Bardzo dobrze, że czytałeś. Nie jeden raz przecież...

M. Przybyłek napisał/a
A jak Tobie idzie pożeranie pierwszej księgi Zabaweczek, które, podobnie jak I i II tom gamedeka, przez czytelników są wchłaniane po 3, 4 razy?

Świetnie. Ale nie spieszę się. Delektuję się każdym zdaniem. Znasz mnie i wiesz, że widzę wiele znaczeń w każdym Twoim słowie :mrgreen: .
Być może przeczytam Błyski więcej niż jeden raz... tak samo jak Granicę rzeczywistości. A co znajdę! :P ... Same perełki...

Zielonemu podobają się Twoje książki. Tylko nie wie co powiedzieć...

M. Przybyłek - 3 Listopada 2009, 09:35

Jedenastka napisał/a
.
Być może przeczytam Błyski więcej niż jeden raz... tak samo jak Granicę rzeczywistości. A co znajdę! :P ... Same perełki...


O. I to jest prawidłowa postawa czytelnicza. Jeśli autor męczył się z książką przez 3 lata i zawarł trzyletnie przemyślenia w tomie, który można przeczytać w trzy wieczory, to można być pewnym, że najmniej połowę odniesień zwyczajnie się przeoczy. Oczywiście mam na myśli autora stuprocentowo antybanalnego, czyli siebie. Innych można czytać raz, albo w ogóle nie czytać.

Jedenastka - 3 Listopada 2009, 10:57

M. Przybyłek napisał/a
O. I to jest prawidłowa postawa czytelnicza.

Oczywiście :D .

M. Przybyłek napisał/a
Jeśli autor męczył się z książką przez 3 lata i zawarł trzyletnie przemyślenia w tomie, który można przeczytać w trzy wieczory, to można być pewnym, że najmniej połowę odniesień zwyczajnie się przeoczy.

I will do my best żeby tak się nie stało :twisted: .

M. Przybyłek napisał/a
Oczywiście mam na myśli autora stuprocentowo antybanalnego, czyli siebie. Innych można czytać raz, albo w ogóle nie czytać.

Jesteś Wielki Marcinie. A ja jestem tu po to, żeby inni wreszcie przejrzeli na oczy.


:mrgreen:

M. Przybyłek - 6 Listopada 2009, 10:30

Właśnie piszę tom V. I znowu przekazuję tam treści, nad którymi myślałem latami. Mam nadzieję, że zostaną dostrzeżone...
Jedenastka - 7 Listopada 2009, 16:56

Marcinie, bardzo cieszy mnie (powierzchownie i w głębi duszy) fakt, że w Twoim temacie autorskim jesteśmy prawie sami.

M. Przybyłek napisał/a
Właśnie piszę tom V. I znowu przekazuję tam treści, nad którymi myślałem latami. Mam nadzieję, że zostaną dostrzeżone...

Wiesz, że mam dobrą pamięć... oraz skojarzenia, nad którymi nie panuję... :mrgreen: .

Właśnie teraz (i tu :wink: ) pomyślałam o fragmencie Twojej książki Zabaweczki. Błyski :
Inteligentnych debili nie brakuje na świecie, odkąd zaczęto mylić inteligencję z mądrością. O mądrości w ogóle się dzisiaj nie mówi, zauważyłeś? A to coś zgoła innego niż inteligencja. Inteligentny może być byle dupek. Może nawet posiadać wiedzę i wciąż być dupkiem. Mądry jest mało kto.

I jeszcze jeden fragment:
Legenda głosi, że Heraklit, gdy miał się do kogoś odezwać, wyrażał się lapidarnie, bo jak twierdził, nie było do kogo. Podobno w ogóle wielcy filozofowie dosyć często zaznaczali, że nie bardzo mają z kim rozmawiać. Mam nadzieję, że w twoim przypadku będzie z kim rozmawiać i do kogo mówić

:wink:

Wracając na ziemię - czy już wiesz Marcinie, którego dnia, o której godzinie i o czym będziesz mówił na Falkonie w Lublinie ?
Przybliż choć trochę tematy, proszę... nie mogę się doczekać.

hrabek - 9 Listopada 2009, 10:55

Jedenastka napisał/a
Marcinie, bardzo cieszy mnie (powierzchownie i w głębi duszy) fakt, że w Twoim temacie autorskim jesteśmy prawie sami.


Wiesz, to trochę tak jak podczas intymnej sceny w filmie. Przed kamerą jest para aktorów, którzy niby są sami, ale za kamerami stoi cały tłum ludzi uważnie obserwujący co się dzieje i zachowujący się cichutko, żeby nie zburzyć nastroju :)

REMOV - 9 Listopada 2009, 12:45

M. Przybyłek napisał/a
Oczywiście mam na myśli autora stuprocentowo antybanalnego, czyli siebie. Innych można czytać raz, albo w ogóle nie czytać.
:? :roll:
merula - 9 Listopada 2009, 12:59

REMOV, czy Twój wpis miał coś na celu czy tak sobie postanowiłeś zamącić?
Autoironii nie rozumiesz, powaga Cie zabija? Nia ma obowiązku bywać w wątkach autorskich i sie w nich wypowiadać. Jeszcze...

hrabek, celnie to ująłeś :mrgreen:

Marcinie, więc jednak nie wybrałeś Skofy? Szkoda...

Jedenastka - 9 Listopada 2009, 13:03

hrabek napisał/a
Wiesz, to trochę tak jak podczas intymnej sceny w filmie. Przed kamerą jest para aktorów, którzy niby są sami, ale za kamerami stoi cały tłum ludzi uważnie obserwujący co się dzieje i zachowujący się cichutko, żeby nie zburzyć nastroju :)

Czuję sie rozszyfrowana :wink: .
Skoro tak się stało to dodam, że w tym filmie gram tylko maleńki epizod.

merula - 9 Listopada 2009, 13:05

na naszej niwie niekoniecznie :wink:
REMOV - 9 Listopada 2009, 13:05

merula napisał/a
czy Twój wpis miał coś na celu czy tak sobie postanowiłeś zamącić?
Znajdź lustro. Już? Zerknij sobie prosto w oczy. Udało się? A teraz na głos wypowiedz to zdanie.
Cytat
Autoironii nie rozumiesz, powaga Cie zabija?
Pozbawienie wypowiedzi przekazu niewerbalnego, owszem, w wielu przypadkach obdziera ironię z jej kontekstu, ale akurat tę wypowiedź odebrałem tak, że do jej opisania owe dwa emotikony zupełnie wystarczyły.
Cytat
Nia ma obowiązku bywać w wątkach autorskich i sie w nich wypowiadać. Jeszcze...
Czy masz więcej podobnych truizmów w zanadrzu, które czujesz się w obowiązku "jeszcze..." napisać w listopadzie?
hrabek - 9 Listopada 2009, 13:09

merula i Remov. Bardzo was proszę!
merula - 9 Listopada 2009, 13:09

jestem gotowa specjalnie dla Ciebie wspiąć sie na szczyty truizmu i banalności...


edyta: hrabku OK, przyjęłam do wiadomości.

M. Przybyłek - 9 Listopada 2009, 13:15

Jedenastka:

"Szokujące eksperymenty psychologiczne" - nazwa trochę myląca, bo nie chodzi o to, że podczas tych doświadczeń kogoś gotowano czy rażono prądem (chociaż o takim też opowiem), szokujące są raczej wyniki, a dlatego, że pokazują coś innego od tego, co typowy człowiek o człowieku sądzi. Opowiem o tych najbardziej dla mnie odkrywczych. Dla znawców na pewno część będzie "powtórką z rozrywki", chociaż nawet mgrowie psychologii szybko zapominają...

Prosty przykład: pan X ma poglądy "lewe". Prosi się go, by napisał referat broniący poglądów sprzecznych z tymi reprezentowanymi przez piszącego, czyli "prawe". Następnie prosi się pana X, by wygłosił ten referat publicznie... Czy coś w świecie pana X się zmieniło? No właśnie. Opowiem o tym na Falkonie :) .

"Mechanizmy obrony osobowości" - opracowane pierwotnie przez psychoanalityków, ciągle "używane" w psychologii. "Kłamstwa, które pozwalają żyć", czyli nieświadome nomen omen mechanizmy, które naginają, odkształcają to, co widzimy, słyszymy, by utrzymać wysoką samoocenę / samopoczucie. Np. idę do sklepu, patrzę: garsonka (jestem kobietą), przymierzam - świetna - decyzja - kupuję! Idę do kasy, a tu patrzę, jedno zero przy cenie się zagięło. Co mówię? "Za droga, nie kupię"? Może tak. Ale są tacy, którzy powiedzą: "nie, bez sensu. Nie będę jej miała do czego nosić, pogrubia mnie i za chwilę będzie niemodna". Ta druga reakcja to "racjonalizacja", jeden z mechanizmów obrony osobowości. Omówię jeszcze kilkanaście z przykładami.

O, zaroiło się :)

Cześć REMOV, cześć hrabku :)

Czytałem kilka fragmentów wypowiedzi REMOVA i wydaje mi się, że to gość, który coś wie, może nawet więcej.

Nie róbmy negatywnej energii, Merula, piękno w człowieku trzeba dostrzegać 8) .

REMOV, nie wywracaj oczami, tylko tak: po pierwsze jeszcze raz Witam w nieskromnym wątku, w którym najczęściej razem z Jedenastką rozmawiamy o tym i owym.

A po drugie, no właśnie: czytałeś już może coś gamedekowego? Ciekawy jestem Twoich opinii, złwaszcza o tomach III i IV, to to w zasadzie dopiero są właściwe literackie wypowiedzi mojego autorstwa...

REMOV - 9 Listopada 2009, 14:35

M. Przybyłek napisał/a
Czytałem kilka fragmentów wypowiedzi REMOVA i wydaje mi się, że to gość, który coś wie, może nawet więcej.
Nie przesadzajmy, choć oczywiście za komplement dziękuję.
Cytat
A po drugie, no właśnie: czytałeś już może coś gamedekowego?
Tylko dwa opowiadania lata temu w "Nowej Fantastyce". Później przez pewien czas mało czytałem beletrystyki w ogóle.
Cytat
Ciekawy jestem Twoich opinii, złwaszcza o tomach III i IV, to to w zasadzie dopiero są właściwe literackie wypowiedzi mojego autorstwa...
Wiesz, z reguły unikam rozmowy z autorami na temat ich twórczości. Mogę porozmawiać przy piwie czy herbacie o wielu walorach Maryny górnych i dolnych, zbratać się na wiele sposobów, niemniej jednak polemika z twórcą na temat mojego odbioru jego dzieła, zwłaszcza w zestawieniu z tym, co autorowi wydaje się, że chciał tam zawrzeć zawsze jest... hmm... ryzykowna.

Moim zdaniem zakończeniu książki i opublikowaniu jej przestaje być ona w warstwie interpretacji i odbioru "własnością" twórcy, a staje się nazwijmy to "dobrem wspólnym", odbieranym na wielu poziomach, przez wielogłową czytelniczą hydrę. A tłumaczenie twórcy, że "w tym a tym miejscu chciał napisać o tym i o tamtym, czego nikt nie zauważył" stawiam na równi z pojawieniem się na blogu autora wpisu z dumną uwagą, że "recenzent zrozumiał i dobrze odczytał jego myśl". To co jest esencją literatury - czy też generalnie sztuki - to osobniczy odbiór, nie?

I teraz zastanów się - czego tak naprawdę jesteś ciekawy w mojej opinii, skoro już tak wdzięcznie mnie w wątku powitałeś? Zgodności interpretacji, co może być wspólnotą podobnego odczuwania? Zrozumienia i wyłapania smaczków w tekście? Czy może po prostu recenzji na zasadach - to a to mi się podobało, a tamto nie.

Oczywiście - żeby nie było wątpliwości - ja doskonale rozumiem, że skoro już ktoś decyduje się na ekshibicjonizm twórczy, to czeka na informację zwrotną, bo przecież nie robi tego tylko dla siebie, nie odrywa się od świata i nie mieszka w latarni morskiej, umieszczając wydawcy w spuszczanym na linie koszyczku gotowe dzieło, aby nigdy nie zerknąć na recenzję i wiem, że publiczność napędza artystę, a twórca odbiorców. Tyle tylko, że jakoś tak czasami głupio - o ile ktoś bardzo, ale to bardzo o to nie poprosi - stanąć przed autorem, którego zna się i lubi i powiedzieć mu: "słuchaj, stary, lubię cię i wiesz o tym, ale ostatnia powieść to nadaje się jedynie do ustabilizowania fotela mojej nielubianej ciotki, bo to i tamto", będąc z natury krytycznym. Podsumowując - zdając sobie sprawę z braku własnej subtelności, czy też jak kto woli, dosyć niskiej empatii, wolę takich konwersacji unikać. Ewentualnie skupić się na jakimś wycinku dzieła, a nie całości.

M. Przybyłek - 9 Listopada 2009, 15:02

REMOV napisał/a
Mogę porozmawiać przy piwie czy herbacie o wielu walorach Maryny górnych i dolnych, zbratać się na wiele sposobów, niemniej jednak polemika z twórcą na temat mojego odbioru jego dzieła, zwłaszcza w zestawieniu z tym, co autorowi wydaje się, że chciał tam zawrzeć zawsze jest... hmm... ryzykowna.


O, wiem, o co chodzi. Ja też mam z tym problem. Z reguły, gdy nie podoba mi się, co przeczytałem (a tak jest bardzo często), a autora / autorkę znam, po prostu udaję, że... nie przeczytałem :) , albo omijam temat. Tak, wiem, o co chodzi.

REMOV napisał/a
Moim zdaniem zakończeniu książki i opublikowaniu jej przestaje być ona w warstwie interpretacji i odbioru własnością twórcy, a staje się nazwijmy to dobrem wspólnym, odbieranym na wielu poziomach, przez wielogłową czytelniczą hydrę. A tłumaczenie twórcy, że w tym a tym miejscu chciał napisać o tym i o tamtym, czego nikt nie zauważył stawiam na równi z pojawieniem się na blogu autora wpisu z dumną uwagą, że recenzent zrozumiał i dobrze odczytał jego myśl. To co jest esencją literatury - czy też generalnie sztuki - to osobniczy odbiór, nie?


Ależ tak. Dodałbym tylko jedno: po opublikowaniu utworu autor też może go sobie interpretować i odbierać, jako jeden z wielu czytelników. Ja bardzo lubię czytać niektóre swoje kawałki i odkrywać w nich nowe rzeczy. To dobre początki rozmów. Zdumiewające, ale dla mnie samego wiele akapitów jest odkrywczych! One wciąż na nowo otwierają coś, co nie do końca zostało otwarte podczas pierwszego pisania... Tak więc dzieło żyje samo, a autor może o nim mówić na równi z innymi. Gdy natomiast doda jeszcze intencje, robi się jeszcze ciekawiej, ale o tym za chwilę.

REMOV napisał/a
I teraz zastanów się - czego tak naprawdę jesteś ciekawy w mojej opinii, skoro już tak wdzięcznie mnie w wątku powitałeś? Zgodności interpretacji, co może być wspólnotą podobnego odczuwania? Zrozumienia i wyłapania smaczków w tekście? Czy może po prostu recenzji na zasadach - to a to mi się podobało, a tamto nie.


Nie, ani tego, ani tego, ani tego. To banały. Smaczki, nawet tego słowa nie lubię. Zgodności? No tak, ale zależy odnośnie czego. Najbardziej chyba mi zależy na przekazach osobistych: co, gdzie, jak na czytelnika wpłynęło. Które fragmenty były dla niego / jej istotne. Co spowodowały. To jest ciekawe. Nie ja. Czytelnik / czytelniczka i jego / jej przeżycia. Czasem zdarza się taka rozmowa, mail, list, że stwierdzam, ze łzami w oczach, że ***, było warto się męczyć, skoro wywarło to na kimś tak piorunujące wrażenie i okazało się dla niego / jej tak ważne.

Oczywiście raduje mnie, gdy czytelnik / czytelniczka odniesie się do fragmentu, który uważam za bardzo ważny, a pisałem go pod wpływem silnych emocji, i czytam w mailu czy priwie: "doskonałe". Wtedy a) cieszę się, że osiągnąłem efekt b) cieszę się, że to, co dla mnie ważne w przekazie zostało odczytane jako ważne w odbiorze (jest to jakieś potwierdzenie mocy tego przekazu, warsztatu etc.) c) wiem, że osoba, z którą rozmawiam ma podobny stopień wrażliwości i zwraca uwagę na podobne rzeczy, a więc nawiązuję kontakt z kimś podobnym, zakładam, że wartościowym.

Dlaczego jeszcze ciekaw jestem Twojej opinii? Chyba dlatego, że wyglądasz na "czerwonego", czyli w jungowskiej typologii kogoś bardzo ode mnie różnego. Mam przyjaciół czerwonych i im gamedec się podoba, niektórym bardzo bardzo, ale to przyjaciele.

Interesuje mnie grupa czytelników "twardych", nonkonformistycznych, którzy piwa ze mną nie pili, a i przed konfrontacją się nie cofną, bo niby dlaczego. Oni, jako najbardziej mi obcy, ale stanowiący ok. 1/4 rynu czytelniczego, z prostego handlowego punktu widzenia też powinni w produkcie pt. gamedec znaleźć dla siebie coś fascynującego: spójność, logikę, teorie, konstrukcję, świat. Tak bym chciał.

Ot co.

Jedenastka - 9 Listopada 2009, 16:08

M. Przybyłek napisał/a
Szokujące eksperymenty psychologiczne - nazwa trochę myląca, bo nie chodzi o to, że podczas tych doświadczeń kogoś gotowano czy rażono prądem (chociaż o takim też opowiem), szokujące są raczej wyniki, a dlatego, że pokazują coś innego od tego, co typowy człowiek o człowieku sądzi. Opowiem o tych najbardziej dla mnie odkrywczych. Dla znawców na pewno część będzie powtórką z rozrywki, chociaż nawet mgrowie psychologii szybko zapominają...

Nie jestem znawcą więc poproszę też od podstaw. Bez rażenia prądem :wink: .
M. Przybyłek napisał/a
Mechanizmy obrony osobowości - opracowane pierwotnie przez psychoanalityków, ciągle używane w psychologii. Kłamstwa, które pozwalają żyć, czyli nieświadome nomen omen mechanizmy, które naginają, odkształcają to, co widzimy, słyszymy, by utrzymać wysoką samoocenę / samopoczucie.

Najciekawsze chyba jest to, że mechanizmy są nieświadome... a mam się za taką szczerą istotę... :mrgreen: .

Nabieram powoli pewności, że Twoje prelekcje na konwentach, Marcinie, i prowadzone przez Ciebie szkolenia korporacyjne, w których brałam udział, mają trochę wspólnego...

merula - 9 Listopada 2009, 16:15

Marcinie zawstydzasz mnie. :oops:
mawete - 9 Listopada 2009, 18:07

Jeśli piłem z Tobą piwo to mam się nie odzywać? :mrgreen:
M. Przybyłek - 9 Listopada 2009, 21:48

Aaargh! So des ne :mrgreen: .

mawete, Ty jesteś czerwony, że aż karmazynowy, ale należysz do kategorii przyjacielskiej i piwnej :) . Chociaż nie podejrzewam Cię o kumoterstwo i błędy logiczne, gdyby były, byś mi wytknął :) .

Zresztą Jedenastka też jest trochę szkarłatna...

Cholera, wyjdzie na to, że oprócz zielonego Nexusa, wszyscy moi znajomi są czerwoni i cała wypowiedź do REMOV'a nie ma sensu :shock: .

Merula, ja uwielbiam zawstydzać białogłowy :) .

O, Merula nie jest czerwona :D .

Martva - 9 Listopada 2009, 21:56

Jak się poznaje jakiego ktoś jest koloru? :)
merula - 9 Listopada 2009, 22:00

zdecydowanie nie jestem czerwona...
nawet zawstydzona ;P:


a w zasadzie to jaka ja jestem?

Jedenastka - 9 Listopada 2009, 22:00

M. Przybyłek napisał/a
mawete, Ty jesteś czerwony, że aż karmazynowy, ale należysz do kategorii przyjacielskiej i piwnej :) . (...) Zresztą Jedenastka też jest trochę szkarłatna...

To Ty jesteś Zielony?! Marcin!!! Jak możesz... :mrgreen: Ty też?
Jeżeli coś jest niezrozumiałe to tylko Marcin wie o co chodzi, jako autor, rzecz oczywista...



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group