Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko
illianna - 8 Listopada 2011, 18:17
super!!!
dalambert - 8 Listopada 2011, 18:19
corpse bride, Tak się noś - cudnie wyglądasz
May - 8 Listopada 2011, 20:45
corpse bride, swietny kolor
Dla pocieszenia dodam, ze moj szef tez mi nie pozwala na martensy w pracy, ani fioletowe, ani czarne
Godzilla - 8 Listopada 2011, 20:46
A ja kiedyś zobaczyłam mojego szefa jak był w swetrze a nie w garniaku, i go nie poznałam. Myślałam że jakiś obcy facet w recepcji się pojawił.
Martva - 8 Listopada 2011, 21:03
Agi napisał/a | to taki prawie jak kolor wozu bojowego straży pożarnej. |
Dla mnie to coś pośredniego między fuksją a hmm, barszczem? Ale kolor jest przemegaświetny i bardzo mi się podoba, on sam i corpse w nim. Cudność.
ilcattivo13 - 8 Listopada 2011, 22:46
coooool jeszcze bardziej żałuję, że nie widziałem min Twoich koleżanek
corpse bride - 9 Listopada 2011, 08:36
kolor chyba w naturze był chłodniejszy, niż się wydaje na tym zdjęciu. nazywa się magenta, mat mówił, że jest trochę fioletowy. też mi się wydaje, że dobrze mi w nim było, a rzadko mi się tak wydaje.
a w pracy i tak ludzie wariują, bo do niedawna miałam rude falowane włosy i tak się przyzwyczaili. potem ścięłam fale i zrobiłam się na blond. potem na różowo, a teraz na jakiś ciemny czerwony. większość osób staje w progu jak wryta, bo myślą, że to ktoś nowy ciągle, albo, że źle trafili
co do koleżanki (jedna jet taka zła, o reszcie nie wiem), to wolę miec z nią jak najmniej do czynienia po prostu. boję się takich ludzi.
ilcattivo13 - 9 Listopada 2011, 22:54
prześlij jej paczkę ze zdechłą rybą i karteczką podpisaną "Dla zołzy" w środku. Zobaczysz, jaka się grzeczna dla otoczenia zrobi
hardgirl123 - 13 Listopada 2011, 19:09
przykro mi Corpse że masz taką lipe w pracy z dziewuszyskami nie lubię takich frustratek jak one wiem coś o tym ale to co ja myslę o pewnych osobach od siebie nie nadaje się na publikację na forum
corpse bride - 15 Listopada 2011, 15:26
ilcativo, zawsze chciałam komuś zrobić ten numer
na szczęście siedzimy w innych pokojach i widzimy się raz czy dwa dziennie. czasem tam chodziłam pogadać o niczym, ale teraz już nie chodzę, bo po co.
dziś mi się zrobiło smutnawo, bo wyjęłam z zamrażalki lunchboxa z zupą dyniową z takim fajnym kołnierzem lodu dookoła i stwierdziłam, że nawet nie mam tego komu pokazać. wyszłam już na korytarz, ale wróciłam
Martva - 15 Listopada 2011, 15:39
Następnym razem pstryknij fotkę i pokaż nam.
corpse bride - 15 Listopada 2011, 16:02
he, he, zrobiłam zdjęcie telefonem
ilcattivo13 - 15 Listopada 2011, 17:23
corpse bride napisał/a | ilcativo, zawsze chciałam komuś zrobić ten numer |
chcieć znaczy móc
corpse bride napisał/a | he, he, zrobiłam zdjęcie telefonem |
my kcemy fotkie, my kcemy fotkie!
corpse bride - 2 Grudnia 2011, 12:01
nie umiem jeszcze przekazywać zdjęć z telefonu na forum... wbrew pozorom, ja nie mam 13 lat i technologii nie asymiluję przez oddychanie
nie bardzo mam się komu pochwalić, bo na fb dodali mnie do znajomych znajomi z pracy, ale mam dziś rozmowę kwalifikacyjną w korporacji na całkiem fajne stanowisko. trzymajcie kciuki o 16.30. fun fact, nie wzięłam dziś soczewek (miałam wziąć i założyć w pracy), więc to będzie nowe doznanie. mam nadzieję, że nie dostanę ataku paniki. bez soczewek w supermarketach i innych pełnych bodźców miejscach czasem dostaję...
a, i mam sukces w tej aktualnej pracy - napisali o mnie!
a właściwie, sama o sobie napisałam.
strona 29 dokumentu
środowisko jest podzielone - mam nowych fanów (jako człowiek), ale też część osób patrzy na mnie podejrzliwie, bo wszak zjadam wyssane z krwi palce starców. tak czy siak, moja pozycja się umocniła, a koleżanka z biura obok widocznie zazdrości mi również tej publikacji.
Martva - 2 Grudnia 2011, 12:22
Artykulik świetny, ale nie widzę zdjęcia w różowych butach i włosach Za to koty super. I mój pierwszy chłopak w stroju drzewa...
corpse bride - 2 Grudnia 2011, 13:31
bo to pisałam jeszcze przed butami i tegorocznym balem. a zdjęcie jest akurat to, żeby nie ujawniać twarzy moich gości
Kai - 2 Grudnia 2011, 21:56
corpse bride, na szybko:
a) w tych włosach jest Ci świetnie,
b) "rurzowe" martensy też mi się średnio podobają, ale zależy od gustu, ja mam czarne przecierane na czerwono i chodzę w nich do pracy.
c) po moim wejściu na firmowego sylwestra w koszulce Manowaru to chyba wszyscy przywykli, że nie mogą się po mnie niczego mądrego spodziewać, tyle, że jakby im ochota odeszła, żeby mnie na reprezentacyjne tłumaczenia wysyłać, na robocze i owszem (tam nasz dział PR raczej rady nie da)
d) corpse bride napisał/a | ja nie mam 13 lat i technologii nie asymiluję przez oddychanie | weź nie żartuj. To nie od wieku zależy, tylko od chęci
corpse bride - 3 Stycznia 2012, 02:48
Dziś miałam kolejny odcinek przygody z butami. Przyszedł do mnie ojciec M., który - przypomnę - rekomendował mnie do tej pracy, bo sam pracuje w tej samej instytucji, ale zupełnie w innym dziale, innym budynku, nie mamy zawodowo nic ze sobą wspólnego. Przyszedł po coś i mówi: Aha, jeszcze jedno. [Pan Którego Jestem Sekretarką] prosił mnie, żebym ci powiedział, żebyś nie trzymała tych butów pod krzesłem (przy wejściu do pokoju pod wieszakiem na płaszcze stoją dwa krzesła dla oczekująych; tam się rozbieram z płaszcza i przebieram buty, buty na zmianę trzymam pod krzesłem, te, w których przychodzę też). Po raz kolejny doznałam niespodzianego zaskoczenia. Powiedziałam, że jeśli chce, żebym je trzymała gdzieś indziej, to nich mi sam powie. Podobno mu niezręcznie. A mi jest k.wa zręcznie, jak polecenie słyszę nie od przełożonego, tylko od członka rodziny. Może by od razu zadzwonił do mojej mamy i spróbował załatwić to przez nią? Co za ludzie. Mam 29 lat, ten facet ma na oko ponad 60, a akcja trąci przedszkolem.
Myśląc o tym i o innych zdarzeniach tego typu doszłam do wniosku, że pracując powoli eliminuję zawody, do których się nie nadaję. Nie nadaję się więc na ankieterkę, bo nie lubię nagabywać ludzi. Nie nadaję się na korpo-pionka w małym boksie, choćby to się wydawało wygodną ścieżką, szeroką niczym sam open space, to ja się w tym duszę. Nie nadaję się również do biurokracji państwowej.
A najlepsza konkluzja jest taka, że przecież nigdy, przenigdy od dzieciństwa nie uważałam inaczej. Zawsze czułam, jaka powinna być praca dla mnie - że twórcza, że niezależna, że wymagająca. Pytanie brzmi, co ja w takim razie robię przez te wszystkie lata. Odpowiedź 'biorę, co jest' może trochę wyjaśnia, ale coś gdzieś jednak musiałam zawalić. I coraz bardziej popieram lajfstajl np. Martvej (moja rodzina usiłowała mi wpoić pogardę do takiego życia), to znaczy nie robienie czegoś na siłę. Praca dla pracy to jakiś nonsens. Jeśli ktoś nie potrzebuje pracy dla pieniędzy, to wspaniale, że nie musi - jak to powiedziała piosenkarka - czynić siebie przedmiotem kompromisów.
Tak się zdenerwowałam życiem, że nie mogę zasnąć Muszę wstać o 6.20.
illianna - 3 Stycznia 2012, 11:56
ano, tak to już jest z ludziskami, ja czasem marzę o pracy latarnika, ale takiego z łączem internetowym
corpse bride - 3 Stycznia 2012, 13:58
O, to jedna z moich dream jobs
Właśnie wróciłam od szefa z rozmowy na temat tego, że kiedy zadzwonił do mnie między świętami (mieliśmy wolne, bo odrabialiśmy te dni w soboty), to zamiast się ucieszyć, że darzy mnie takim zaufaniem, to byłam zdziwiona i lekko niechętna. Nawet nie chce mi się opisywać tej rozmowy. Niebiosa dają mi znaki, żebym poszukała czegoś innego w życiu.
hardgirl123 - 3 Stycznia 2012, 20:02
Ja też nie nadaje się na korpa i na urzędala biurokratę.
Sama nie wiem kim powinnam być.
ilcattivo13 - 3 Stycznia 2012, 21:52
corpse bride - powiem tylko tyle, ze jest ostatni dzwonek, a nawet bardziej - "najostatniejszy" - żeby się starać o dotację na własną firmę. Chyba, że chcesz tak jak ja, marnować 15 lat życia pracując dla innych i hodując w sobie frustracje i inne takie tam.
May - 3 Stycznia 2012, 22:40
corpse bride napisał/a | I coraz bardziej popieram lajfstajl np. Martvej (moja rodzina usiłowała mi wpoić pogardę do takiego życia), to znaczy nie robienie czegoś na siłę. |
Corpse, tyle, ze Martva moze sobie na taki lajfstajl pozwolic tylko dlatego, ze moj Papa ma za miekkie serduszko, zeby ja z domu do roboty pogonic, wiec sie zaharowuje na smierc, zeby dom utrzymac... nie oczekujac, ze Martva mu sie do rachunkow czy zakupow dolozy...
dzejes - 4 Stycznia 2012, 00:37
Ja wrzucę tylko jedną uwagę:
jest prawdopodobne, że Węgry za 6-12 miesięcy zbankrutują na podobieństwo Grecji, może nie tak efektownie z uwagi na mniejsze zadłużenie zewnętrzne, ale kolaps będzie porównywalny.
Węgry w tej chwili wydają rezerwy walutowe banku centralnego, mają podstawową stawkę VAT na poziomie 27%, a i tak toną. A jak Węgry padną, to pociągną za sobą kraje regionu. Może nie skończymy jak bratanki, ale sytuacja się pogorszy, więc ja bym radził się wstrzymać z gwałtownymi ruchami pracowymi. Chyba że ktoś ma solidne oszczędności.
corpse bride - 4 Stycznia 2012, 09:36
May, Martva to tylko przykład, do którego na tym forum mogę się odwołać. Trudno o sytuację, żeby ktoś mógł nie pracować nie obciążając przy tym nikogo innego
dzejes, trochę mnie to martwi, ale ja i tak w tej pracy mam umowę na zastępstwo - na czas, kiedy osoba, którą zastępuję zajęła się rozmnażaniem. Prawdopodobnie wróci od maja, więc i tak powinnam się za czymś rozglądać.
Poza tym wczoraj był taki dzień, że ja piepsze. Zaczęło się od tego, że wkurzyłam się (będąc wkurzona, że muszę iść do pracy) na Mata, bo nie wiedział, gdzie położył odkacacz, a cała moja czarna sukienka była w sierści i innych mechach. W związku z tym musiałam poszukać innego ubrania. Pojawił się problem ze skarpetkami, a szukając ich strąciłam żelazko z deski do prasowania, która stała po drodze i spadło i się rozbiło. Żelazko było Mata, prasuje sobie nim koszule do pracy, a ja raz na pół roku prasuję nim sukienkę. Więc teraz on się wkurzył (będąc już wkurzonym, bo miał katar) i się pokłóciliśmy. Zakładając płaszcz rozerwałam bransoletkę (nie mojej roboty, dostałam ją) i koraliki rozsypały się na pół mieszkania, a kot zaczął biegać za nimi jak wariat. Przed wyjściem zawsze upewniamy się, że oba koty są w liwingrumie (dostęp do żarcia i kuwety). Otóż był tylko ten jeden i przez 10 minut szukaliśmy drugiego (pokoje, szafy, balkon i tak w kółko). nie przyszedł na wołanie ani potrząsanie puszką, więc zaczęłam się martwić, że gdzieś umarł, a tu czas leciał... Ostatecznie znalazł się - siedział na krześle pod stołem i miał nas gdzieś.
W pracy nie było lepiej. Rozmowa z szefem mnie pognębiła, a potem okazało się, że chcą zwolnić moja koleżankę, która pracuje tam, gdzie ja pracowałam wcześniej. Po tym, jak ją mobbowali przez ostatnie pół roku (ma nowych przełożonych, bo jej działka przeszła pod jakąś fundację). W międzyczasie wychodziły jeszcze jakieś drobne problemy, które nie ułatwiały sprawy. Strąciłam telefon z biurka i rozpadł się trochę, ale akurat dał się poskładać. Poza tym mam do wykonania telemarketerskie zadanie i dzwonię do ludzi, a oni mnie spławiają i tak dalej.
Na szczęście po pracy spotkałam się z Puszkiem ,poszliśmy do kina na 'Melancholię' (to tez stało pod znakiem zapytania ze względu na katar). Potem zjedliśmy fastfuda, on kupił mi rolkę odkacającą, a ja mu żelazko i poszliśmy do domu spać. (spałam od 20 z przerwą na prysznic i przebranie ok. północy, wcale nie czuję się bardziej wyspana).
Dziś też zaczęło się nieźle, ale nauczeni wczorajszymi doświadczeniami podeszliśmy do tego ze spokojem i nie daliśmy się wyprowadzić z równowagi. Kiedy włączyłam rano światło w pokoju coś pyknęło i wywaliło korki, te na korytarzu, do których nie mamy klucza. Wodę na herbatę ugotowaliśmy w garnku na gazie, przy świeczkach spakowałam suszarkę i kosmetyki, żeby zrobić się w pracy. Co ciekawe, kiedy suszyłam włosy w pracy suszarka zdechła.
Tym optymistycznym akcentem życzę wszystkim miłego dnia i zmykam robić prasówkę.
Aha, spełniło się moje noworoczne życzenie - do puli gazet do prasówki dołączył Tygodnik Powszechny i Przekrój
ihan - 6 Stycznia 2012, 11:38
dzejes, z tym kryzysem i niepodejmowaniem decyzji pracowych, z jednej strony racja, głos rozsądku itd. Z drugiej, zależy w jakim jesteśmy stanie psychicznym, jaki mamy charakter, co nas bawi i z czym się wiąże obecna praca. I na ile potrafimy być uczciwi wobec siebie. Jedni świetnie się czują pracując przy taśmie, praca jest nieistotnym elementem życia służącym tylko do zarabiania kasy, i nie ma zawodu, który by chcieli wykonywać, bo nigdy praca nie będzie dla nich przyjemnością, a zawsze smutnym obowiązkiem, który się wykonuje z przymusu. Dla nich nie ma znaczenia, by praca dawała satysfakcję, ba, nawet nie ma takiej możliwości. Chcą mieć na utrzymanie rodziny, wracać po pracy do domu i tam się toczy jedyne życie które ich interesuje. Ani to dobrze, ani źle, jedni są tacy, inni owacy. I niektórzy są dzięki swojemu stosunkowi do pracy bardziej szczęśliwi. Jedni są zachwyceni pracując jako sprzedawcy i nienawidzą pracy w laboratorium, mnie by praca sprzedawcy i każda inna biurowa zabiła. Czasem koniecznie chcemy by wszystko co robimy miało sens i nas jakoś rozwijało. Straconego czasu nikt nam nie zwróci, straconego zdrowia psychicznego także. Co z tego, że utrzymamy pracę, jeśli będziemy nienawidzili połowy swojego życia, tego nie ograniczonego snem. Tylko, oczywiście bez gestów typu, ojej, nie lubię być pionkiem w korporacji, nienawidzę księgowości, bo frustrują mnie idiotyczne, nielogiczne przepisy, a jeszcze bardziej chamiaści klienci, nie lubię sprzedawać bułek w sklepie, bo kłóci się z moimi przekonaniami, na temat zdrowego żywienia i równowagi w kosmosie, więc rzucam pracę, i dochodzi mi nowy stres związany z brakiem owej, zamykam się w domu, szlocham po kątach, przestaje się czesać i włóczę się cały dzień w szlafroku użalając się jak mi źle. Trzeba sobie zadać pytanie co mnie bawi, co mi sprawia przyjemność, co umiem robić lepiej od innych, albo co mnie tak wciągnie, że przez swoje zaangażowanie będę lepsza od innych. I zastanowić się jak mogę to osiągnąć, to nie tak, że do odważnych świat należy, ale z pewnością jeśli nic nie zrobimy, życie nie przyjdzie do nas dając nam na talerzu wymarzone coś tam. Albo raczej, do bardzo niewielu życie tak przychodzi, więc trudno liczyć, że właśnie my będziemy wybrańcami. Może będziemy próbować i nic nie wyjdzie. Bywa trudno, Polska się zrobiła niesamowicie pro-młodym, starsi są odsuwani na margines, ale nie można sobie dać wmówić, że nic nie można zrobić. Ot, moja koleżanka była ostatnio na wycieczce egzotycznej, gdzie pilotka była pani po 50-tce, która trzy lata wcześniej doszła do wniosku, że praca nauczycielki jej nie bawi. Chce podróżować, poznawać ludzi i opowiadać innym jaki świat jest ciekawy. corpse, hardgirl, Martva i inni, trzymam kciuki za znalezienie ciekawej, satysfakcjonującej pracy.
illianna - 6 Stycznia 2012, 13:45
dzejes, zdaje się, że czarnowidztwo już Polskę opanowało, w Kr był ponoć badziewny sylwek na rynku, bo miasto oszczędza, a poza tym pierwszy raz spotkałam się z tym, że jeszcze przed świętami były miejsca na sylwka, no i 2 stycznia pan w sklepie narzekał,ze w jego knajpie nawet połowy nie było, a piszę to z myślą o konkluzji że jak ta będziemy podchodzi, to faktycznie będzie mega kryzys, bo ludzie zaczną być zbyt ostrożni, zachowawczy, oszczędni, nie będą podejmować nowych inicjatyw itp, więc może tak każdy z nas zastanowił się najpierw jak jego gderanie wpływa na gospodarkę.
dzejes - 6 Stycznia 2012, 14:47
Myślę, że przeceniasz mój wpływ na światową gospodarkę.
ihan - 6 Stycznia 2012, 15:56
Według polskich ekonomistów udzielających się w różnych periodykach całkiem niezła forma naszej gospodarki wynika ze sporego popytu wewnętrznego. Polacy się zachowują, jakby nigdy o kryzysie nie słyszeli. I to chyba jedyne lekarstwo gdy alternatywą jest podręcznikowa samospełniająca się przepowiednia. Choć i od Polaków wracających z Hiszpanii, gdzie pracowali kilka lat słyszałam opowieści jak Hiszpanie histeryzują jak im źle, żyjąc na poziomie, o jakim w Polsce możemy sobie pomarzyć. Wszystko jest względne.
ilcattivo13 - 6 Stycznia 2012, 16:02
ihan - nie tylko polskich ekonomistów W każdym podręczniku do ekonomii jest mowa o zachowaniach konsumentów i ich wpływie na powstawanie kryzysu.
|
|
|