To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko

ilcattivo13 - 28 Wrzeœśnia 2011, 23:42

dowody wyraźnie pokazują, że nie mówiłeś
Fidel-F2 - 28 Wrzeœśnia 2011, 23:53

mylisz się, wskazują, że mówiłem
Agi - 29 Wrzeœśnia 2011, 06:28

Fidel-F2 napisał/a
mylisz się, wskazują, że mówiłem

A może jednak pisałeś? :wink:

corpse bride - 29 Wrzeœśnia 2011, 08:32

fidel zawsze mówi na głos to, co pisze.

jeśli chodzi o płeć ginekologów, to wolę facetów, ale to tylko takie emocjonalne nastawienie. byłam u dobrych i złych ginekologów i u dobrych i złych ginekolożek. ginekolożek, które mnie straumatyzowały miałam 3, ginekologa jednego. oczywiście, statystycznie te dane są śmieszne, ale na emocje wpływają. jak traumatyzowały mnie ginekolożki?
1. 'ma pani chyba torbiel na jajniku, proszę brać te tabletki, może zniknie, do widzenia' - ani słowa o tym, co to jest torbiel, czy na to się umiera ani nic. okazało się potem, że żadnych torbieli nie mam.
2. na te bóle proszę brać no-spę (nie pomaga mi) i takie ziołowe tabletki (z ulotki: pierwsze efekty widoczne po 3 miesiącach stosowania), hormonów pani nie przypiszę.
3. to w ogóle była trauma. potraktowała mnie jak jakąś głupią idiotkę, poza tym nikt mnie tak nigdy okropnie nie badał, brrr. zasugerowała jeszcze, że mój stały lekarz (była na urlopie) jest niekompetentny.

dziś w moje pracy nic się nie dzieje, nic nie mam do zrobienia. chyba zacznę czytać książkę żeby nie zwariować. a to wszystko za wasze, podatnicy, pieniądze :/

ilcattivo13 - 29 Wrzeœśnia 2011, 19:47

"dzięki" Agi, "dzięki"... :| Zepsułaś mi taką fajną zabawę "w Fidela" :roll:
Agi - 29 Wrzeœśnia 2011, 20:41

À votre service! ;P: :mrgreen:
corpse bride - 30 Wrzeœśnia 2011, 13:23

dziś rano znowu wstałam z poczuciem, że nic dobrego mnie w życiu nie spotka. jak na razie się sprawdza...
Kasiek - 30 Wrzeœśnia 2011, 14:09

Nie myśl tak :) Będzie dobrze, masz piękne zdjęcia ze ślubu, zacznij planować tak samo piękną rocznicę, wiesz, jak będzie dobrze? Przytulam :)
ilcattivo13 - 30 Wrzeœśnia 2011, 19:08

corpse bride napisał/a
dziś rano znowu wstałam z poczuciem, że nic dobrego mnie w życiu nie spotka. jak na razie się sprawdza...


a jak masz łóżko usytuowane? Bo ja, odkąd swój barłóg przestawiłem, zawsze wstaję prawą nogą :wink:

A poza tym, to trzymaj się :) Zaraz spadnie śnieg i przegoni jesienne deprechy :D

May - 30 Wrzeœśnia 2011, 23:16

ilcattivo13, ale pocieszenie!!! Ja tam sie wole rozkoszowac ostatnimi podrygami lata, zawsze jak slonko swieci to mi sie humor poprawia...
A na mysl o sniegu mam ochote nazrec sie igliwia i zapasc w sen zimowy :wink:
corpse bride, zawsze znajdzie sie cos, z czego mozna sie cieszyc, masz fajnego meza, dach nad glowam i milusiaste koty - to juz trzy (cztery :wink: ) dobre rzeczy, ktore Cie dzis spotkaly, czyz nie?

ilcattivo13 - 1 Października 2011, 02:14

May - nie zauważyłem, żeby corpse bride bała się zimy, stąd tak a nie inaczej próbuje pocieszać :wink:
corpse bride - 2 Października 2011, 18:13

zima jest ok, o ile jest biała, a nie szara. i mroźna, a nie mokra. pogodą się rozkoszuję wyjątkowo ostatnio, zwłaszcza, że weekend spędzałam poza miastem. zbierałam maliny u ojca (nawet nie zapytał, jak było na ślubie, ani nie wspomniał, dlaczego go nie było; chyba starał się wyrazić sympatię dzieląc się z nami swoimi płodami rolnymi).
byłam też w lesie, leżałam na trawie i patrzyłam w niebo. cudownie. czy jednak to wszystko wystarczy, żeby poczuć sens egzystencji?
czy dobra praca by mi w tym pomogła?
jestem bardzo rozczarowana sobą :(

ilcattivo13 - 2 Października 2011, 22:13

corpse bride napisał/a
zima jest ok, o ile jest biała, a nie szara. i mroźna, a nie mokra.

zeszłoroczny sylwestrowy Jaćkon upłynął właśnie w takich okolicznościach przyrody. Ale jeden dzień musiał być mokry, żebyśmy mogli ulepić bałwa-kutulu i żebym ja mógł mieć z nim fotkę :D

corpse bride napisał/a
czy jednak to wszystko wystarczy, żeby poczuć sens egzystencji?
nie, trzeba jeszcze mieć w ręku zimnego Ciechana i porządną wiatrówkę, z której można strzelać w zadki latających nad głową motolotniarzy :D

corpse bride napisał/a
czy dobra praca by mi w tym pomogła?

Absolutnie żadna praca nie uszczęśliwia. Bo zawsze człowiek dowiaduje się o takiej, która:
- jest lepiej płatna,
- jest przyjemniejsza,
- jest wykonywana przy udziale (lub w towarzystwie) sensowniejszych współpracowników i szefostwa,
- lepiej wykorzystuje nabytą wiedzę,
- lepiej pozwala się rozwijać,
- mniej męczy (o, to jest ważne),
- daje większą satysfakcję ogólną,
- łotewer

corpse bride napisał/a
jestem bardzo rozczarowana sobą :(

tia... :roll: i dzięki Bogu, że ja nie studiowałem psychologii i że teraz nie muszę jej na sobie stosować :wink: BTW. czy wspominałem już, co sądzę o psychologii? :mrgreen:

corpse bride - 4 Października 2011, 10:07

moja praca jest płatna adekwatnie do stopnia trudności (tylko stopień trudności jest nieadekwatny do moich oczekiwań). nie mogę więc powiedzieć, że źle.
jest przyjemna w tym sensie, że się nie przemęczam, mam jednoosobowy boks (tzn. cały pokój), a chyba wolę siedzieć sama. mam dobrą herbatę, miałabym nawet kawę, gdybym chciała, miękki papier toaletowy w ekskluzywnej (ekskluzja odbywa się na zasadzie zamykania na klucz) łazience. mogę dość swobodnie korzystać z internetu, telefonu i czasu.
współpracownicy to dyskusyjna strona. szef jest raczej antytezą szefa, ale właściwie przy tych obowiązkach, jakie mam z mało kim muszę wchodzić w jakieś głębsze interakcje.
nie wykorzystuje nabytej wiedzy.
nie pozwala się rozwijać.
męczy nie bardziej, niż wychodzenie z domu w ogóle.
nie daje żadnej satysfakcji.

satysfakcję poniekąd sprawia mi życie, faktycznie na życie prywatne nie mogę za bardzo narzekać. mam mata, dwa koty, mieszkamy w ładnym i wygodnym mieszkaniu. chciałabym mieć trochę więcej pieniędzy, żeby móc podróżować, ale poza tym jest ok. tylko nigdy tego tak nie planowałam. planowałam ciekawe, pełne przygód (w najgorszym wypadku intelektualnych), pasjonującą pracę, robienie czegoś doniosłego dla ludzkości. czuję się delikatnie mówiąc wychu*ana. przez całe liceum, a potem studia powtarzano nam, że po elitarnym liceum, po elitarnych studiach na elitarnej uczelni będziemy śmietanką śmietanki. człowiek miał poczucie, że świat stoi przed nim otworem. a tu nic nie stoi otworem z racji tylko i jedynie wykształcenia. wykształceniem humanistycznym można sobie ewentualnie pupę podetrzeć, czy też można by było, gdyby te dyplomy nie były takie twarde. więc jestem nieudacznikiem życiowym, bo czekając na nie-wiadomo-co straciłam czas, podczas którego moi mniej naiwni koledzy jakoś się urządzili. bo nie sądzę, żebym była obiektywnie głupsza od nich. po prostu mam gorszą osobowość. albo coś. nie potrafiłam zająć się samą sobą i tylko mój wbudowany homo sovieticus podpowiada mi, że ktoś mi powinien był powiedzieć, że trzeba to zrobić.

z dobrych rzeczy, to organizuję kolejny corpse bal. potem będę organizować rodzinną wigilię. jakoś tak leci od imprezy do imprezy. jak pani dalloway.

aha, jeszcze jedno - w podpisie jest link do mojej galerii na facebooku. będzie mi miło, jeśli ja polubicie. klikając na przycisk 'like'. to poprawia mi humor.

ilcattivo13 - 4 Października 2011, 14:32

corpse bride napisał/a
moja praca jest płatna adekwatnie do stopnia trudności (tylko stopień trudności jest nieadekwatny do moich oczekiwań). nie mogę więc powiedzieć, że źle.
jest przyjemna w tym sensie, że się nie przemęczam, mam jednoosobowy boks (tzn. cały pokój), a chyba wolę siedzieć sama. mam dobrą herbatę, miałabym nawet kawę, gdybym chciała, miękki papier toaletowy w ekskluzywnej (ekskluzja odbywa się na zasadzie zamykania na klucz) łazience. mogę dość swobodnie korzystać z internetu, telefonu i czasu.
współpracownicy to dyskusyjna strona. szef jest raczej antytezą szefa, ale właściwie przy tych obowiązkach, jakie mam z mało kim muszę wchodzić w jakieś głębsze interakcje.
nie wykorzystuje nabytej wiedzy.
nie pozwala się rozwijać.
męczy nie bardziej, niż wychodzenie z domu w ogóle.
nie daje żadnej satysfakcji.


z jednym wyjątkiem (miałem zbyt dużo interakcji z szefową), to tak, jakbyś pisała o mojej ostatniej robocie ;P: No może jeszcze nie miałem ekskluzywnego kibla, tylko taki zbiorczy "szalet", ale za to po 15-tej chodziliśmy się odlewać pod okna biurowe konkurencji - bo zamykali wcześniej od nas :twisted:

corpse bride napisał/a
...więc jestem nieudacznikiem życiowym, bo czekając na nie-wiadomo-co straciłam czas, podczas którego moi mniej naiwni koledzy jakoś się urządzili. bo nie sądzę, żebym była obiektywnie głupsza od nich. po prostu mam gorszą osobowość. albo coś. nie potrafiłam zająć się samą sobą i tylko mój wbudowany homo sovieticus podpowiada mi, że ktoś mi powinien był powiedzieć, że trzeba to zrobić.


coraz większe mam wrażenie, że piszesz o mnie :roll:

corpse bride napisał/a
aha, jeszcze jedno - w podpisie jest link do mojej galerii na facebooku. będzie mi miło, jeśli ja polubicie. klikając na przycisk 'like'. to poprawia mi humor.


tu nie pomogę. Nie miałem, nie mam i nie będę miał konta na Fejsie, ani żadnym innym portalu "stolcowym" (poza krótką przygodą z NK). Ale mogę Ci wkleić misia? Chcesz?

corpse bride - 4 Października 2011, 18:18

oj, tak.

apropos wcześniejszych akapitów to czytałam ostatnio sporo o straconym pokoleniu do którego podobno należę. ty pewnie też się załapałeś jako jeden z pierwszych :( okazuje się więc, że nawet ta nieudaczność nie jest jakaś wyjątkowa, tylko to taki trend na rynku pracy.

natomiast w czwartek mamy mieć gości (mama m. z koleżanką) i zrobię ciasto czekoladowe (mississipi mud pie, przepis na blogu), które jest jedną z lepszych rzeczy, jakie udało mi się zrobić. w kategorii słodycze zdecydowanie w top 3. więc cieszę się na tę myśl.

a fejsbuk jest głupi, masz rację. nasza klasa jeszcze głupsza. mam jednak wrażenie, że gdyby mnie tam (fb) nie było, to wszyscy by o mnie zapomnieli.

corpse bride - 4 Października 2011, 18:59

wiadomość z ostatniej chwili:
drzemię sobie właśnie, kiedy dzwoni telefon. zadzwoniła pani z kliniki, gdzie byłam umówiona na jutro do ginekolożki, że skończył im się kontrakt z nfz i musi odwołać wizytę. umówiłam się tydzień temu, po tym, jak udało mi się znaleźć lekarza o dobrych opiniach, w ramach nfz i z rozsądnymi terminami oczekiwania (nie 2 miesiące). wzięłam na ten cel pół dnia urlopu, bo przychodnia jest na drugim końcu krakowa, a jedyny możliwy termin wizyty był o 14ej.
no i co wy na to?

ja w takim razie jestem za zniesieniem publicznej służby zdrowia w ogóle, bo w tym momencie to i tak jest jakaś iluzja.

ilcattivo13 - 4 Października 2011, 20:13

no to luuuu :D


co do straconego pokolenia, to chyba nie całkiem o to chodzi. Mój i okoliczne roczniki miały ten problem, że ominęły je możliwości z początku lat 90-tych (95% dzisiejszych milionerów zaczynało właśnie wtedy swoje biznesy). Do tego doszły szopki z edukacją - ja też jestem po elitarnej klasie liceum - bankowość, pierwszy rocznik, sami olimpijczycy w klasie ("eksept mła" :mrgreen: ) - a kiedy kończyliśmy szkołę, to się okazało, że w woj. podlaskim są raptem 4 miejsca pracy dla absolwentów bankowości, a poza tym spierdzielono nam program nauczania i z całej naszej klasy tylko dwóm osobom udało się dostać na dobre studia dzienne (w tym jedna jako wolny słuchacz) - reszta musiała brać się za robotę i ew. studiować na zaocznych, albo poszła na dzienne do uczelni "wioskowych" (Koszalin, Piotrków Tryb., itp.). Do tego, kiedy kończyliśmy liceum okazało się, że akurat szaleje kryzys i bezrobocie skoczyło na prawie 30% (przynajmniej u mnie w okolicy). Część osób z klasy musiała się przekwalifikować i pół biedy mieli ci, co np. poszli "w rachunkowość", bo musieli tylko pamiętać, żeby prowadzić odwrotne zapisy na kontach. Ale mam też koleżanki, które skończyły jako pielęgniarki, albo komponują wiązanki na nagrobki. Ja też miałem podobnie - najpierw budowy i rozładunki wagonów, potem na ładnych kilka lat wsiąkłem w magazyn...
A - i jeszcze to wejście do Schengen. Kiedy można było spróbować szczęścia na Zachodzie, to się okazało, że człowiek już zdążył... hm... "wrosnąć w realia", do tego niektórzy nałożyli sobie różne ciężary na kark (rodziny, kredyty, łotewer) i ew. decyzja o wyjeździe nie przychodziła tak łatwo jak 19 - 21 latkom, którzy byli goli i bosi i niczego nie ryzykowali...
Ale tak na dobrą sprawę, już kilka lat temu zauważyłem, że zmienił się mój stosunek do życia i w ogóle. Owszem, fajnie by było mieć miliony na koncie, jeździć jakimś Land Cruiserem, albo Volviakiem z wyższej półki (sorki, kochana ciut-furo, ale selawi), mieć stadninkę arabskich chabet, basen wielkości Śniardw i gosposię - ubiegłoroczną Miss Bikini Ukrainy... A zamiast tego jednak wolę mieć spokój ducha i świadomość, że nikogo nie krzywdzę i że nie wypruwam sobie flaków dla osiągnięcia czegoś, co na dobrą sprawę i tak za parę lat nie będzie mi potrzebne (nie powiem, zamordowanie mojego kumpla z liceum i śmiertelne choroby kilku innych osób z mojego rocznika też miały jakiś wpływ), to jest dla mnie najważniejsze.

Szkoda tylko, że mamuśka nie może sobie przyswoić faktu, że jej synuś nie ma najmniejszej ochoty na zostanie dyrektorem banku, albo przynajmniej jakimś kierownikiem departamentu w dowolnym ministerstwie.

Choć czasami tak się zastanawiam, czy trwałbym przy swoim żywocie człowieka poćciwego, gdybym miał rodzinę na utrzymaniu :wink:

Cytat
ja w takim razie jestem za zniesieniem publicznej służby zdrowia w ogóle, bo w tym momencie to i tak jest jakaś iluzja.


a to akurat jest typowe i niespecjalne mądre myślenie. To nie służba zdrowia jest chora, tylko rządzący, którzy zmniejszają bezrobocie przy pomocy zwiększania armii urzędników. Po co komu NFZ? Co oni robią takiego niezbędnego, żeby utrzymywać rzeszę kilkunastu tysięcy nierobów i tracić na nich grube miliony, zamiast tę kasę dać służbie zdrowia?. ZUS? To samo. Gdyby w ZUSie nie trzeba było przewalać tych milionów ton niepotrzebnych papierów (przez co m.in. jest tam taki bajzel) i sprawnie zarządzano by jego budżetem (ostatnio szwagier "prezes" mi mówił, że firma, która teraz konserwuje sprzęt w mojej okolicy, koszt rocznego serwisu drukarki laserowej wartej kilkaset złotych ustaliła na dwa tysiące!), to renty i emerytury byłyby albo dwa razy większe, albo przynajmniej dwa razy mniej byśmy co miesiąc płacili.

I tak samo jest w innych urzędach. Przez ostatnie cztery lata Korpus Cywilny podrósł o kilka tysięcy urzędników, a o ilu bezmnożnikowców wzrosły szeregi biurokratów, tego chyba nikt nie policzy. W ZUSie niedawno wprowadzono zmiany w strukturze pracowniczej. Miały one zmniejszyć zatrudnienie o 5 - 10%, ale dzięki lukom w rozporządzeniu i właściwej żonglerce działami, średnie zatrudnienie wzrosło o kilka osób na oddział (w Suwałkach też). Odszedłem z kilkoma znajomymi z Policji, bo nie chcieli nam dać podwyżki. W miesiąc później się okazało, że kasa była, ale woleli ją przeznaczyć na dodatkowe miejsca pracy w kadrach.

Tak jest wszędzie i ludzie, którzy o tym nie wiedzą, potem piszą/mówią, że służba zdrowia/Policja/wojsko/itp. są złe i niepotrzebne. A wystarczyłoby tylko wprowadzić w tych instytucjach gospodarkę pieniężną oparta na zasadach rynkowych - czyli nie ma siedzenia na *beep* i czekania na marne resztki funduszy, które pozostaną po "karmieniu" urzędasów i zwiększania ilości "nieproduktywnych" stanowisk pracy, tylko zarządzamy majątkiem i środkami na zasadach wolnorynkowych. Co wcale ale to wcale nie oznacza prywatyzowania tych instytucji.

Dobra, rozpisałem się, a tu trzeba powoli brać się za robotę :wink:

Martva - 4 Października 2011, 20:20

corpse bride napisał/a
zadzwoniła pani z kliniki, gdzie byłam umówiona na jutro do ginekolożki, że skończył im się kontrakt z nfz i musi odwołać wizytę


Kurczę, ale jak się skończył, we wrześniu? W sensie przyjęli przez dziewięć miesięcy pacjentki z limitu na cały rok?
Współczuję :(

corpse bride - 4 Października 2011, 22:57

ilcativo, dzięki :)
nie znam się, ale zastanawiam się, na ile da się zmienić funkcjonowanie instytucji bez jej prywatyzowania. sama zaliczam się do tej beznadziejnej budżetowej armii i widzę na codzień, jak nasza wspólna (podatników) kasa jest marnowana. nigdzie, gdzie pracowałam do tej pory nie byłoby to do pomyślenia. czy jest jakaś instytucja, która jest państwowa, a zarabia na siebie?
a ze służbą zdrowia wkurza mnie, że płacę głupie składki zdrowotne czy jakieś, pewnie z kilkadziesiąt zł miesięcznie - za to mogłabym wykupić sobie pakiet w medicoverze czy innym luxmedzie.

martva, tak, pani dziś, godzinę wcześniej dostała informację, że coś się pozmieniało w rankingu i kontrakt nie został przedłużony. mojej dentystce też jakiś czas temu tak z dnia na dzień nie przedłużyli. jeśli się da to ubezpieczę się jako członek rodziny u mata, o ile ma jakąś prywatna opiekę, bo nie wie. za 50zł miesięcznie będę mieć spokój i uprzejmych lekarzy.

corpse bride - 5 Października 2011, 14:58

znowu dostałam czekoladki...
ilcattivo13 - 8 Października 2011, 16:30

corpse bride napisał/a
znowu dostałam czekoladki...


:) czy :( ?

co do instytucji państwowych zarabiających na siebie, to mój bank, BOŚ, jest poniekąd taką instytucją: udziałowcami są Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe, ale sam na siebie musi zarabiać. I na udziałowców też :wink:

corpse bride - 9 Października 2011, 15:50

:( - zawsze chce mi się płakać, kiedy dostaję te czekoladki. poza tym czekoladki merci chyba mnie prześladują. w pracy z 5 bombonierek, jakie dostałam 4 to były merci. a wczoraj wracając wieczorem z filharmoni (requiem verdiego, polecam) znalazłam czekoladę merci (nową, czystą, zapakowaną) leżącą na chodniku. czy to bóg dziękuje mi za to, że jestem?
Godzilla - 9 Października 2011, 16:28

No, jakby mnie kto chciał przekupić, to by musiał inne czekoladki wymyślić, bo merci nie lubię. Jakąś naprawdę dobrą mleczną, albo fajne pralinki na przykład. Dawno nie jadłam. U nas w domu najczęściej pojawia się gorzka, ze wskazaniem na bardzo gorzką i bardzo mało słodką. Tej też nie lubię.
corpse bride - 9 Października 2011, 18:50

mnie nie przekupują, przynoszą z wdzięczności, że wykonuję swoją pracę albo, że (ten cytat powinien zdziwić tych, którzy mnie znają), za to że jestem 'najmilszą i najbardziej pomocną osobą, na jaką trafili'. albo że przez całą sprawę 'byłam dla nich jasnym promyczkiem nadziei'. albo, że 'miło rozmawia się z osobą tak konkretną, że podaje samo sedno'.
też nie przepadam za merci, ale jak dają to biorę. nie mówię nigdy nie jedzeniu za darmo. mat nawet żartował, żebym im mówiła, że wolimy rafaello. no ale kiedy ktoś dziękuje pierwszą myślą widocznie jest 'merci'.

weekend miałam dość dobry - wczoraj zgodnie z planem zrobiłam porządek w ogródku: wykopałam wszystkie cebulki i bulwy oraz pozbyłam się roślin jednorocznych; wykopałam też wszystkie byliny. mat przekopał ogródek, po czym wkopałam byliny na nowe miejsca (rosły rozrzucone bez sensu, że nie można było tego przekopać, teraz są skondensowane w w miejscach, z którymi będę mieć spokój na lata); wsadziłam też jesienne cebulki. cieszę się, bo miało padać, ale w czasie naszych robót nie padało. nie wyobrażam sobie kopania w deszczu przy tej temperaturze.
później, też w sobotę, byłam w filharmonii, gdzie spotkałam koleżankę. muzyka robi mi dobrze i cieszę się, że za tydzień idę znowu. tym razem z puszkiem, więc tym bardziej się cieszę.
co do koleżanki, to jest to jedyna osoba (nie licząc mieszkającej daleko lub chorej rodziny), która odmówiła przyjścia na nasze wesele. powiedziała, że przyjdzie na ślub, ale na wesele nie może czy nie da rady. ostatecznie nie była nawet na ślubie. chyba nie wypada zapytać, dlaczego, ale ciekawa jestem, z jakiego powodu można odrzucić zaproszenie na wesele (tak z góry, nie, że coś wypadło). dziś byłam w kościele i była ewangelia na ten temat, dość hardkorowa. przekaz był podobno taki, że ludzie zachowują się irracjonalnie wobec boga. może wobec innych ludzi też?
dziś był c.d. miłego weekendu. rano poszłam na giełdę minerałów, która była w nck. kupiłam mnóstwo kamieni, które mam nadzieję szybko przerobić na naszyjniki itp. i sprzedać, gdyż wydałam na nie fortunę, którą ostatnio zarobiłam sprzedając biżu ekscentrycznej milionerce. a że kasa za biżuterię automatycznie ląduje na koncie oszczędnościowym, to łatwo widać (lubię to wyrażenie), że wydałam ją 2x, czyli tych pieniędzy brakuje teraz na moim koncie bieżącym.
potem byliśmy w centrum - mat głosować, a ja skorzystałam z okazji i poszłam do wspomnianego kościoła. na mszę księdza, którego mieliśmy na ślubie. wpływa on kojąco na moje... nie wiem co, stany psychiczne.
potem wróciliśmy do domu, ja poszłam po drodze zagłosować. zaryzykowałam i zagłosowałam na partię, z której postulatami się zgadzam. i przeciwko senatowi.
w domu oddaliśmy się drzemce, którą niniejszym kończę i idę zrobić sałatkę. potem sobie obejrzymy jakiś film lub serial.
takie weekendy lubię - przyjemne i pożyteczne.

Martva - 9 Października 2011, 21:18

corpse bride napisał/a
ciekawa jestem, z jakiego powodu można odrzucić zaproszenie na wesele (tak z góry, nie, że coś wypadło)


Jedyne co mi przychodzi do głowy, to że może ma jakieś zatargi z kimś kto na pewno będzie. A jeśli nie, to nie wiem.

corpse bride napisał/a
zaryzykowałam i zagłosowałam na partię, z której postulatami się zgadzam.


Ja też. Jednak potem gryzłam palce martviąc się że odebrałam procenty partii z którą zgadzam się częściowo przez co wygra partia która mnie mierzi.

Ziuta - 9 Października 2011, 21:25

corpse bride napisał/a
jestem 'najmilszą i najbardziej pomocną osobą, na jaką trafili'. albo że przez całą sprawę 'byłam dla nich jasnym promyczkiem nadziei'. albo, że 'miło rozmawia się z osobą tak konkretną, że podaje samo sedno'.
też nie przepadam za merci, ale jak dają to biorę. nie mówię nigdy nie jedzeniu za darmo. mat nawet żartował, żebym im mówiła, że wolimy rafaello. no ale kiedy ktoś dziękuje pierwszą myślą widocznie jest 'merci'.

Marna z ciebie biurwa. :wink:

corpse bride - 9 Października 2011, 23:54

Martva napisał/a
corpse bride napisał/a:
ciekawa jestem, z jakiego powodu można odrzucić zaproszenie na wesele (tak z góry, nie, że coś wypadło)


Jedyne co mi przychodzi do głowy, to że może ma jakieś zatargi z kimś kto na pewno będzie. A jeśli nie, to nie wiem.


raczej chyba nie... może dlatego, że zaproszenie było bez osoby tow.? ale inni w tej sytuacji pytali, czy mogą z kimś przyjść, jedna osoba nawet skorzystała.

wyniki wyborów są nawet OK :)

ziuta, wieeeem. nie wiem, czy już mówiłam, że wylałam kawę, którą robiłam dla mojego pana na dywan w pokoju innej sekretarki. całą. na kremowy dywan.

ilcattivo13 - 10 Października 2011, 01:28

corpse bride - może na wszelki wypadek daj konkretny przykład czekoladek/słodyczy, z których będziesz się cieszyła. Tak na wszelki słuczaj :wink:

BTW. nie cierpię Merci. Są niedobre i mają niekorzystny stosunek ceny do wagi (a ja nie lubię, jak ktoś wywala kupę kasy, żeby mi sprezentować hauno). Rafaello tez mnie nie kręci. Ani To Czy Tamto Fifi. Za to taka czarna czekolada z całymi orzechami laskowymi... mmmmm... super. Krówki-mordoklejki też są jak najbardziej "mniamuśne" (no nie, Martva? ;P: ). Nawet ze snikersa bym się ucieszył. Albo ze śliwek w czekoladzie - jak pomyślę o procedurze dobierania się do śliwki, to aż mi ślinka cieknie :)

I tak, pewnie to on :wink: Tyle, że taka masa ludzióf mu głowę zawraca gupimi głupotami, że w roztargnieniu mógł pomylić opakowania :roll:

Co do udanego łykendu - prace w ogródku wykonuję wyłącznie w ramach wyroku skazującego na ciężkie roboty i tak w sumie, to raczej mam do "działkowania" podejście bardzo podobne do tego, jakie reprezentuje Clarkson. Czyli mniej więcej takie, jak w okolicach 3:20 - 3:50 :mrgreen: Znaczy, normalne zdrowe niedźwiedzie podejście ;P:

corpse bride - 10 Października 2011, 10:14

no, ja też nie lubię samego kopania czy plewienia (mat też nie, kopie bo mnie kocha). za to lubię ogródek jako projekt - planowanie, realizowanie planu, oglądanie efektów.

myślicie, żeby powiesić sobie plakat ze śliwkami nałęczowskimi albo milką i wtedy będę dostawać to, co lubię? ;)

w pracy dobra wiadomość - tymczasowo mogę robić prasówkę, więc mogę czytać wszystkie gazety - za darmo i w godzinach pracy :)



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group