To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Etyka w sieci i żeglowanie pod piracką flaga.

Kwapiszon - 12 Marca 2010, 14:53

Zgadza się. Bo to Bolanda

Tak definiuje ją np STOART, skoro słuchasz sobie radia np Szewca (fryzjerów już zostawimy) to na pewno po to żeby zarobić czyli oszukać wykonawców.
Myślę, że taki wykonawca który chce od szewca albo fryzjera poprzez STOART kasę
powinien np za but albo fryzurę w której występuje płacić (płaci w momencie zakupu towaru czy usługi). Przecież pokazuje się publicznie w tym bucie albo fryzurze a powinien tylko w kręgu domowym.
Absurd.

NURS - 12 Marca 2010, 17:23

Poczekaj, powoli dojdziemy i do tego :-)
Virgo C. - 12 Marca 2010, 17:25

Prędzej dojdziemy do ściągania haraczu za posiadanie komputera z dostępem do netu. Bo też można odbierać tą drogą radio i telewizję.
Ziuta - 12 Marca 2010, 17:36

Jaja będą wtedy, jak wprowadzi się akcyzę na książki i będzie robiło ustawowe ograniczenia nakładów (ażeby autorzy dobrzy nie odbierali chleba autorom kiepskim).
dzejes - 12 Marca 2010, 19:31

Ziuta napisał/a
Jaja będą wtedy, jak wprowadzi się akcyzę na książki i będzie robiło ustawowe ograniczenia nakładów (ażeby autorzy dobrzy nie odbierali chleba autorom kiepskim).


I to wszystko ma w planach UE?

Ziuta - 12 Marca 2010, 20:03

Bo ja wiem, różne rzeczy ludziom do głowy strzelają. Była kiedyś akcyza na zapałki, może być i na książki. Założyłbym, że coś takiego zaczęliby Francuzi, ażeby bronic narodowej kultury. ;P:
NURS - 15 Marca 2010, 09:13

http://technologie.gazeta...ki_na_glos.html

Tak mniej więcej w temacie.

Rafał - 15 Marca 2010, 09:23

ilcattivo13 napisał/a
Rafał - tak z czystej ciekawości i absolutnie na serio się pytam - jak wg. Ciebie powinno zostać unormowane rozpowszechnianie utworów muzycznych w internecie?
Nie wiem, mam tylko odczucie, że aktualna konstrukcja prawna z ZAIKSem na czele jest do bani. Skoro autor niewiele zarabia na płytach, a gro kasy dostaje z koncertów i sprzedaży praw do wykorzystania komercyjnego, to może na tym poprzestać i dostosować prawo do stanu faktycznego? W przypadku muzyki mogłoby to wyglądać tak:
- autor posiada prawa do utworu
- autor może sprzedać prawo do wykorzystania komercyjnego utworu (reklama, film, gadżety)
- autor nie może rościć praw do prywatnego wykorzystywania postaci cyfrowej utworu
W szczególności autor może rozpowszechniać utwór przez sieć, a profity może czerpać z faktu mniejszej lub większej popularności strony z udostępnionymi utworami.
Zdaję sobie sprawę, że taka konstrukcja może doprowadzić do upadku wydawnictw muzycznych, ale kij im w oko (w wersji nieocenzurowanej: (beep) im w (beep) i kawałek szklanki :wink: )

hrabek - 15 Marca 2010, 13:20

No ale przecież teraz tak jest. Tylko że autor sprzedaje prawa wydawnictwu, które w zamyśle ma stać na straży jego nagrań, bo ma ku temu możliwości. Sam jeden autor, jak będzie każdą umowę negocjował osobno, to już nigdy nic nie nagra, ani koncertu nie zagra.
Dlatego zdaje się na wydawcę i organizacje takie jak ZAIKS. Nie sam ZAIKS jest tu problemem, ale sposób jego działania.

Rafał - 15 Marca 2010, 16:22

hrabek, sorki hrabku, ale nie zrozumiałeś nic a nic, albo ja zbyt zawile piszę. Autor nie sprzedaje praw pośrednikom, którzy następnie prawa te redystrybują, autor może związać się z pośrednikiem umową typu impresarskiego, wydawcy jako-takiego nie ma, bo i nie ma czego wydawać. Do umieszczenia pliku w sieci nawet do 100 mln pobrań wydawcy nie potrzeba.
hrabek napisał/a
Tylko że autor sprzedaje prawa wydawnictwu, które w zamyśle ma stać na straży jego nagrań, bo ma ku temu możliwości.
Po pierwsze po co ta straż jego nagrań, skoro on nic z tego nie ma, a po wtóre taką straż to kant d..py rozbić.
hrabek napisał/a
Sam jeden autor, jak będzie każdą umowę negocjował osobno, to już nigdy nic nie nagra, ani koncertu nie zagra.
Istnieje coś takiego jak impresariat. Z życia: chcę koncert zrobić - nie ma problemu, dzwonię do pierwszego lepszego i mówię chcę to i to. On mi na to ok, to będzie kosztowało tyle i tyle. A zespół X jest Pan w stanie zorganizować? Panie, ja mogę samego Jacksona zorganizować, jeśli tylko Pana na to będzie stać (rozmowa sprzed circa 5 lat). Gdzie tu jest miejsce dla wydawcy?
hrabek - 15 Marca 2010, 20:59

Wydawca wydaje, robi reklamę, promuje, organizuje spotkania autorskie. W sieci jest pełno zespołów, które nie mają wydawców. Różnica między nimi, a tymi, którzy wydawców mają polega na tym, że tych pierwszych nikt nie zna poza grupką fanów. Ci drudzy są rozpoznawalni, co przekłada się na wysokość honorarium za występ.
Oczywiście artysta może to zrobić sam, ale musi mieć na to kasę, a początkujący artysta czasem na pociąg do miasta ze studiem nagraniowym nie ma. A wydawca może to wszystko zapewnić.

Rafał - 16 Marca 2010, 08:19

Czyli jeśli dobrze cię rozumiem, wypromowanie autora jest dla ciebie główną funkcją wydawnictwa?
hrabek - 16 Marca 2010, 09:05

Źle rozumiesz. Nie wypromowanie - wydanie. A wiadomo, że promocja to kluczowy etap wydania, bo nie wystarczy postawić płytę na półkę w sklepie. Trzeba jeszcze ludziom powiedzieć, że ta płyta jest lepsza niż setka innych z tego samego regału. A skoro wydawnictwo swoją kasę wykłada, to nic dziwnego, że chce ją odzyskać nakręcając sprzedaż.
Ale przede wszystkim chodzi o to, że wydawnictwo ma pieniądze na studio, chórki, montażystę i producenta, którzy są potrzebni w procesie nagrywania płyty. Oczywiście można wszystko zrobić samemu, jak się ma odpowiednio dużo kasy. Ale jak się nie ma, to co wtedy?

Rafał - 16 Marca 2010, 09:24

Josef z Bazin? :wink:

Oki, ja wiem, że jest jak jest i co to wszystko nakręca, ale nie sądzisz, że cały układ zaczyna myszką trącić?

NURS - 16 Marca 2010, 09:36

BTW, z tymi studiami to jest często tak, ze są niezależne, płacisz, wchodzisz, nagrywasz. Podobnie jest z filmami, zauważcie logo widoczne przed każdym filmem. to nie Fox, czy Universal robi te filmy, tylko mniejsze wytwornie, które oddają potem swoj produkt studiom siedzacym na grzędzie, a te spijają śmietankę. Ten model był dobry jakiś czas temu, dzisiaj próbuje się przełamywać te schematy, bo sieć daje niesamowite możliwości obejścia układu.
Hrabek ma dużo racji, na pierwszym etapie rozwoju pisarza, czy muzyka wydawnictwo jest bardzo istotne, jako promotor, ale jego rola maleje z każdym krokiem kariery - stąd te kontrakty na 1000 stron, zeby taki wypromowany gwiazdor dał się doić do końca życia, za wkład poczatkowy. To IMO nic dziwnego, system, jaki dotyka każdego z nas. Idziesz do banku po kredyt, spłacasz z odsetkami przez dziesiat lat. A jak w umowie jest klauzula o niemożności szybszego spłacenia, umarł w butach.

hrabek - 16 Marca 2010, 09:42

No dokładnie. Układ jest zastały, ale też od lat zdaje egzamin. Wydawnictwa, czy wytwórnie filmowe mają popodpisywane umowy z dystrybutorami, w przypadku wydawnictw muzycznych często także z dużymi sklepami, w których mogą muzykę promować, pokazywać w Empiku w gazetce, czy na wystawce. I można oczywiście wszystko to zrobić samemu, ale trzeba mieć kupę kasy na opłacenie wszystkich etapów wydawnictwa samemu. Zlecenie tego komuś, kto się tym zajmuje i ma doświadczenie jest ułatwieniem, choć oczywiście wiąże z firmą na określony czas.
Pytanie do Nursa: w przypadku filmów, w którym konkretnie momencie przychodzi małe studio do dużego? Jak już film jest skończony, żeby go tylko wydać i wypromować? Czy wcześniej, np. żeby pomóc w montażu? Jak to wygląda?
Bo może jeśli produkt jest gotowy (i czy to film, czy płyta), to może lepiej np. porozmawiać z jakąś agencją reklamową, żeby ona zajęła się promocją, a nie wydawnictwo? Może wtedy byłoby taniej? Tak samo w przypadku niezależnego filmu? Tylko że to wciąż będzie kasa twórców i oni biorą na siebie całe ryzyko w razie klapy. A tak to ryzyko przerzucane jest na wydawcę.

NURS - 16 Marca 2010, 11:13

Bardzo róznie, dość często jest tak, ze producent szuka dystrybutora na etapie przygotowań, bo to otwiera drzwi do bogatszych inwestorów, ale bywało, ze negocjowano gotowe juz produkcje. Gibson tak robił z pasją.
Hrabek, zwróć uwage, ze ten monopol wielkich jest też powodem braku dostępu do tego wszystkiego o czym piszesz. Być może, gdyby wielkie wytwornie nie istniały systemy promocji nie byłyby tak drogie i każdy miałby szanse na zaistnienie. Może nie w takiej skali, ale ta przeciez dostepna jest naprawdę nielicznym.

hrabek - 16 Marca 2010, 12:29

Może i tak, ale równie dobrze mogłoby być w drugą stronę. Wielki wydawca może mieć np. umowę ze stacją telewizyjną na tańsze reklamy, albo na pakiet promocji swoich płyt w Dzień Dobry TVN, czy innej Kawie czy Herbacie. Wydawca może mieć zniżki na wystawki w MM/Saturnie czy Empiku. Wydawca może mieć wreszcie zniżki na promocję w gazetkach sieciowych, czy w ogóle dobre układy z prasą.
Gdyby wykonawca sam chciał za to wszystko płacić, czy powierzyć to agencji reklamowej, koszty mogłyby być większe, bo mimo mniejszej gaży samej agencji, negocjowane stawki byłyby wyższe.
Nie mówię, że tak jest, ale nie zdziwiłbym się, gdyby tak właśnie było. Pewnie masz o wiele lepsze informacje ode mnie w tych tematach, to możesz się wypowiedzieć, czy tak jest czy nie.
Z kolei pewnie gdyby takie agencje urządzały promocje na porządku dziennym, to pewnie też miałyby lepsze stawki, więc tu mamy błędne koło.

NURS - 16 Marca 2010, 13:18

Hrabek, ale to jest możliwe własnie dlatego, ze on jest wielki i blokuje innych. Otrzeźwiej trochę. Jak ktoś ma zagwarantowaną pozycję na rynku i jest nie do ruszenia, to ma wszystko gdzieś.
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak to wszystko działa. taka viva, zeby nie odchodzić daleko z branży czasopism, ma budżet reklamowy rzedu 52 mln zł rocznie, to znacznie więcej, niż wynosi koszt jej utrzymania, druku itp itd. Ale gdybyś ty wprowadził na rynek podobny tytuł, ale 10 razy lepszy, nie zbierzesz dziesiątej części tego, bo kasa przepływa pomiedzy firmami nalezącymi do tych samych koncernów i grup kapitałowych. Nie liczy się jakośc, tylko przepchanie kasy z kieszeni do kieszeni.
Czy to jst zdrowa konkurencja? Na pewno nie. podobnie jak ta, ze mieszkając w Polsce musisz płacić za produkty rozrywkowe takie same pieniądze jak obywatele krajów zarabiających 10 razy więcej.

hrabek - 16 Marca 2010, 13:43

No to ostatnie jest dla mnie również paranoją. Choć z drugiej strony zależy z kim porównywać. Gry, książki czy muzyka u nas w porównaniu z sąsiednimi Niemcami jest bardzo na naszą korzyść. A podejrzewam, że wydawcy nie zestawiają nas z Amerykanami, tylko właśnie z Niemcami. Tamten rynek jest bogaty i bardzo duży, dlatego u nas nie chcą obniżać za bardzo cen, żeby Niemcy masowo nie kupowali u nas. Wszystko przez geografię.
Ale jak widzę płyty w USA dużo tańsze niż u nas, to nawet nie biorąc pod uwagę siły nabywczej pieniądza, wkurza mnie to. Już to kiedyś pisałem, że w tych przypadkach po prostu proszę siostrę, żeby zamówiła mi płytę i przy okazji przywiozła, czy przysłała, bo nie będę przepłacać. Szczególnie, że u nas panuje nowomoda na sprzedawanie płyt "w polskiej cenie" z bazarową okładką - bez tekstów, zdjęć, czy co tam artysta sobie wymyślił do wkładki.

Ixolite - 17 Marca 2010, 18:21

Taki kamyczek mały:


nureczka - 17 Marca 2010, 18:34

Ixolite, śliczne :) :) :)
dzejes - 17 Marca 2010, 19:07

Jeden trailer albo reklama na początku filmu to max, co widziałem. A widziałem już różne cuda, po 6,99 w koszu w MM, dołączane do wody mineralnej, czy czteropaka piwa.

Trochę teh drama, a poza tym ściągnięte filmy się nie krzaczą? Nie okazuje się, że "Avatar HD" to "Big Cocks on Heavy Duty VI"?

Chal-Chenet - 17 Marca 2010, 19:20

Mnie się nigdy nie zdarzyło, żebym ściągnął coś innego niż chcę.
gorbash - 17 Marca 2010, 19:21

dzejes napisał/a
Nie okazuje się, że Avatar HD to Big Cocks on Heavy Duty VI?

Moim zdaniem jest większy problem jak ściągasz "Big Cocks on Heavy Duty VI" a potem okazuje się że to "Avatar HD".
Ale to nie wnosi nic do dyskusji.

khamenei - 17 Marca 2010, 19:45

dzejes napisał/a
rochę teh drama, a poza tym ściągnięte filmy się nie krzaczą? Nie okazuje się, że Avatar HD to Big Cocks on Heavy Duty VI?


To jest już "szóstka"? Nie wiedziałem ;) .

dzejes - 17 Marca 2010, 19:46

Serdecznie polecam! Te zwroty akcji, ledwo wytrzymałem nerwowo.
Ixolite - 17 Marca 2010, 20:22

:lol:

Te obrazki to z prawdziwego, hamerykańskiego wydania.

Ale podobnie jest z systemami DRM - piraci wkładają płytę i oglądają/słuchają/grają a klienci muszą się użerać z kretyńskimi zabezpieczeniami.

NURS - 17 Marca 2010, 21:08

Wiecie, mam sporo normalnych płyt DVD, czyli takich, które nie były dodawane do sałaty albo ziemniaków, i czasem szlag trafia, jak trzeba oglądać te cholerne opisy, co mi zrobi producent albo FBI, jak pokażę płytę w oknie, albo wyjme ją na oczach ludzi w tramwaju. potem menusy inne zajawki., może nie aż tak, jak na tym obrazku, aczkolwiek obawiam sie, że to nie manipulacja, tylko tak to wytwórnia zmajstrowała.
Fidel-F2 - 17 Marca 2010, 22:16

Chal-Chenet napisał/a
Mnie się nigdy nie zdarzyło, żebym ściągnął coś innego niż chcę.
drugi


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group