Powrót z gwiazd - Wojna płci
Ziuta - 3 Października 2011, 12:19
Kurczę, jaki super temat. W kategoriach obciachu ląduje w top trójce, razem z ciszą wyborczą i rozmowami religijnymi.
Ciekawie się zaczęło, od pierwszego polskiego slut marchu. Inicjatywy moim zdaniem głupiej, bo nie wiadomo do czego służącej. Ale, jak zauważył Ernst Junger, mamy epokę totalnej mobilizacji, wojny z rakiem, wojny z globalnym ociepleniem, wojny z gwałtem i tego rodzaju imprezy są odpowiednikiem manifestacji patriotycznej z 1914 roku. "Precz", "dowalcie im", "popieramy". Wszystko, żeby nakręcić bojową atmosferę.
Godzilla zwróciła delikatnie uwagę, że pewnych nie powinno się zakładać, bo nie wypada. I posypały się na nią gromy. Oczywiście, jak zawsze w takich przypadkach, chodziło doprowadzenie całej sprawy do absurdu. Wszyscy wiemy do czego doprowadzi nielubienie zbyt odważnych strojów. Do prawa koranicznego, mundurków jak za Mao i lotnych komisji wyrywających kolczyki obcęgami. A na Nowej Gwinei, tam goli chodzą, wyprzedzają nas cywilizacyjnie o sto lat i nie mają żadnych problemów z przestępstwami seksualnymi (akurat). Konkluzja jest taka, że zagrożeniem są zapięci pod brodę purytanie, bo kryją w sobie dewiacje i wynaturzenia.
Zaraz potem oświeciła mnie jedna myśl corpsaka:
corpse bride napisał/a | są pewne ogólnie przyjęte zasady, np. nie można pokazywać się nago w miejscach publicznych. spoko. są zasady raczej estetycznej natury |
Właśnie, dlaczego estetycznej?
Przecież zawsze chodziło o moralność. Dawniej było "nie odsłaniaj ciała, bo to nieprzyzwoite" (argumentacja moralna). Teraz jest "nie odsłaniaj ciała, bo ci fałdy zwisają" (argumentacja estetyczna).
Czy to nie jest tak, że w naszej skrzeczącej ponowoczesności uznano. że normy estetyczne przeważają za moralnymi. Nawet słowo "moralność" brzmi obecnie podejrzanie. "Ładne" stało się ważniejsze niż "przyzwoite".
Normy przyzwoitości są o tyle uczciwsze, że każdy przeciętny człowiek może powstrzymać się od jednych rzeczy, a robić inne. Normy estetyczne narzucają wzory nie do osiągnięcia. Czy to będzie zarysowany podbródek, jędrny biust, kariera zawodowa jak w amerykańskiej korpo czy styl życia klasy średniej. Efekty widać. Podejrzewam, że z tego właśnie mamy w naszej cywilizacji tak dużą zapadalność na nerwice i depresję. Jak napisał pewien mądry człowiek "poczucie własnej wartości i kompleksy są równie szkodliwe dla zdrowia, obydwa stanowią dwa bieguny negatywnego zjawiska zwanego filautią – umiłowaniem siebie."
I tu pojawia się dziecko. Czuję się nieswojo, bo zgodnie z ludowymi przesądami to ja powinienem dzieci nie lubić. Jestem mężczyzną, kawalerem, mam dwadzieścia parę lat. Dwóch rzeczy powinienem szczerze się lękać: bobasów i żeniaczki. O dziwo nic z tych rzeczy.
Natomiast naroiło się ostatnio od młodych kobiet, które wręcz obnoszą się z tym, jak bardzo nie cierpią dzieci. Sam znam z tuzin. Chodzi chyba o to, że berbeć, ssący cyca, sikający, bekający, drący się, zachowujący obciachowo – nie jest nieprzyzwoity. Ale jest nieestetyczny. Nawet jak szkrab jest głośny w kościele, to nikt nie powie, że krzykiem profanuje Przeistoczenie, ale że przeszkadza w słuchaniu śpiewu.
Śmieszne przez to wszystko jest gadanie o "polityce prorodzinnej". Żadne dodatki, ulgi i nowe przedszkola nie pomogą, kiedy dziecko jest uważane za element obcy w naszym poukładanym, estetycznym świecie. Bobas stał się czymś pomiędzy ekstrawagancją bogatych ludzi (wybaczamy, póki trzymają tam, gdzie nie hałasuje – jak, przymierzając, prywatny samolot), a pasożytem. A pasożyty wiadomo – są tam, gdzie nie ma higieny i opieki zdrowotnej.
A tam, grunt, że jest ładnie i kolorowo.
merula - 3 Października 2011, 12:36
Ziuta, + 1
dalambert - 3 Października 2011, 12:40
Ziuta, + 2
Martva - 3 Października 2011, 13:25
Ziuta napisał/a | Inicjatywy moim zdaniem głupiej, bo nie wiadomo do czego służącej. |
Zaczęłam pisać sama, ale machnęłam ręką. Polecam: http://hejterzymy.blox.pl...ze-strojem.html
Tam masz dośc ładnie wyjaśnione kwestie okołomarszowe. Uwaga, wulgaryzmy w dużych ilościach. Mimo to jakoś coraz bardziej lubię tego bloga.
Ziuta napisał/a | Natomiast naroiło się ostatnio od młodych kobiet, które wręcz obnoszą się z tym, jak bardzo nie cierpią dzieci. |
Jejku, przepraszam. Jak zmienię płeć i zostanę (średnio) młodym mężczyzną to już mi będzie wolno nie lubić?
Ziuta - 3 Października 2011, 13:48
Martva napisał/a | Jejku, przepraszam. Jak zmienię płeć i zostanę (średnio) młodym mężczyzną to już mi będzie wolno nie lubić? |
Nadal nie.
nimfa bagienna - 3 Października 2011, 13:56
Ziuta napisał/a | Natomiast naroiło się ostatnio od młodych kobiet, które wręcz obnoszą się z tym, jak bardzo nie cierpią dzieci. Sam znam z tuzin. Chodzi chyba o to, że berbeć, ssący cyca, sikający, bekający, drący się, zachowujący obciachowo – nie jest przyzwoity. Ale jest nieestetyczny. |
Myślę, że rzecz sięga głębiej niż względy czysto estetyczne, aczkolwiek mocno się z estetyką wiąże.
Jako stary zgred obserwuję nasilający się trend do pozostawania w fazie przedłużonego dzieciństwa. Trzydziestoletni facet nie widzi niczego nagannego w tym, że żyje na garnuszku mamusi. Trzydziestoletnia kobieta nie ma oporów przed ssaniem ze starych, ile się da. Bo dorastanie boli. Więc najlepiej spędzić życie w pudełeczku wysłanym mięciutką watą, bez niepotrzebnych stresów, z zadowoleniem ssąc metaforyczną matczyną pierś.
Posiadanie potomstwa wymusza dorosłość. Trzeba pożegnać się z życiem wyłącznie w celu zapewnienia sobie rozrywki i wygody. Jako że "wolność" od dzieci można sobie zapewnić za cenę paczki pigułek miesięcznie, nie jest to specjalnie trudne. I tu powracamy do względów estetycznych.
Dzieci ewidentnie nie są estetyczne. Pierdzą, bekają, drą się po nocy, mają kolki, drgawki, gorączki. Trzeba się takim dzieckiem zająć - samemu. Ubrudzić sobie rączki, nie spać pół nocy, albo i całą. Odmówić sobie przyjemności, bo po takiej nieprzespanej nocce leci się na ryjek. Innymi słowy - należy zacząć dbać o cudze potrzeby, a własne zepchnąć na dalszy plan. Rączki pobrudzone dziecięcym g... nie dla wszystkich są do przyjęcia.
Zdaję sobie sprawę, że pielęgnowanie swojego infantylizmu to tylko jedna z wielu przyczyn, dla których ludzie nie chcą się rozmnażać. Pozostaje ona w ścisłym związku z tym, co ty nazwałeś filautią, a ja nazywam zapatrzeniem w siebie i egocentryzmem. Choć, jak tak bliżej przyjrzeć - to dobrze, że niektórzy z nas nie chcą mieć potomstwa. Oszczędzają światu kolejnego pokolenia nieszczęśliwych ludzi.
Ziuta - 3 Października 2011, 14:14
mała poprawka, nimfo: "nie jest nieprzyzwoity. Ale jest nieestetyczny." Jedno przeczenie i posypała mi się logika wywodu.
Pęka pewna narracja. Zazwyczaj nietolerancję (pozbawioną logicznych podstaw niechęć) łączy się z lękiem przed obcymi. "Nie lubię obcokrajowca, człowieka o odmiennej seksualności, kogokolwiek innego, bo go nie znam i boję się, że jego obecność zburzy porządek, który z takim trudem wypracowałem i w którym czuję się bezpiecznie" – taka była koncepcja. A dzieckiem każdy był, więc to nie jest nic obcego. Rozumiem, że ktoś był w liceum metalami teraz się z tego wstydzi. Albo śmieje. Ale zdziwiłoby mnie, gdyby metali tępił, unikał, nienawidził, zupełnie jakby się wyzwolił z jakiejś sekty czy bojówki.
nimfa bagienna napisał/a | Jako stary zgred obserwuję nasilający się trend do pozostawania w fazie przedłużonego dzieciństwa. Trzydziestoletni facet nie widzi niczego nagannego w tym, że żyje na garnuszku mamusi. Trzydziestoletnia kobieta nie ma oporów przed ssaniem ze starych, ile się da. Bo dorastanie boli. Więc najlepiej spędzić życie w pudełeczku wysłanym mięciutką watą, bez niepotrzebnych stresów, z zadowoleniem ssąc metaforyczną matczyną pierś. |
Tak ostro bym nie pisał. Sytuacja jest taka, że z roku na rok coraz trudniej się usamodzielnić. Ceny rosną, wszelkie studia i szkolenia zabierają coraz więcej czasu – łatwo wpaść w pułapkę. Niezadowolona będzie i mamusia i synuś.
nimfa bagienna - 3 Października 2011, 14:21
Ziuta napisał/a | mała poprawka, nimfo: nie jest nieprzyzwoity. Ale jest nieestetyczny. Jedno przeczenie i posypała mi się logika wywodu. |
Spox. Domyśliłam się, że zjadłeś jakieś literki.
Ziuta, ja doskonale wiem, jak trudno się usamodzielnić. Przeszłam przez to. I wciąż balansuję na linie.
Ale wśród moich znajomych jest coraz więcej ludzi, którzy nawet nie próbują. "Po co mam szukać pracy, i tak nie znajdę" - ileż ja razy to słyszałam. "To nie jest robota dla mnie, za kiepsko płatna, za daleko, stać mnie na więcej, głowa mnie boli, jestem dziś choooory, nikt mnie nie rozumie, dajcie mi święty spokój, itp, itd." I siedzi sobie klient na zadku, rok, drugi, trzeci. Nadciąga magiczna trzydziestka, a on ciągle siedzi i narzeka, że brak mu perspektyw.
Porażki w uzyskiwaniu samodzielności bolą. Szanuję tych, którzy próbują - raz, drugi, trzeci, do skutku. Przeraża mnie to, co coraz częściej obserwuję: że dla uniknięcia rozczarowań nie podejmuje się prób.
e. Ale to już z wojnami pci nie ma nic wspólnego.
e2 cytowanko
corpse bride - 3 Października 2011, 14:35
miałam już nic nie pisać, ale pojawił się nowy, ciekawy wątek. dyskutowałabym z kolejnością proponowaną przez nimfę: mieć dziecko aby wydorośleć, stać się odpowiedzialnym. moim zdaniem (podobnego zdania jest większość psychologów) lepiej wydorośleć aby mieć dzieci i odpowiedzialnie się nimi zajmować. stawką jest ludzkie życie. ja na przykład nie czując się gotową na macierzyństwo bym się na nie nie porywała myślac, że jakoś się to ułoży i może dzięki temu zrobi mi się w jakiejś kwestii lepiej. bo na ulicach na oko można poznać ludzi, którzy mają dzieci zanim do tego dorośli - i jak widać wcale im to nie pomogło. niektórzy może nie dorosną nigdy. dlatego (znowu, oczywiście, moim zdaniem) lepiej, że niektórzy nie decydują się na dzieci - w ogóle. oni są szczęśliwi, a ich potencjalne dzieci nie są nieszczęśliwe. dobrze, że czasy sa takie, że można się nie rozmnażać - chodzi mi zarówno o możliwości 'techniczne' (antykoncepcja), jak i większe społeczne przyzwolenie (jeszcze nie dość duże, ale nie mamy już do czynienia z wyborem: matka lub zakonnica).
dziękuję za uwagę i z góry proszę o dyskusję merytoryczną, a nie rozpatrywanie moich problemów z psychiką.
merula - 3 Października 2011, 14:38
infantylizm i egocentryzm wspomniany przez nimfę to jedno, a nie jest to jedynie nasz problem, a czym innym terror estetyczny. coraz częściej natykam się na opinie potępiające osoby "epatujące" przeróżnymi defektami estetycznymi. jak może kobieta o rozmiarze powyżej 38 pokazać się w bikini na plaży, toż to mastodont i nie powinna narażać wrażliwych oczu estetów na taki szok. problemem nie są już wyraźne deformacje, kalectwo, starość nie wstydząca się tego, teraz niedogolone nogi są już problemem dla niektórych. wszystko, co nie poddaje się trendowi na wieczną młodość, sprawność, urodę i sprawność dla niektórych powinno zniknąć z przestrzeni publicznej. bo przypomina o tym, że można być niedoskonałym, że nie jesteśmy wieczni, że dotyka nas śmiertelność, że jesteśmy fizyczni i namacalni. a coraz powszechniejsze jest oczekiwanie, aby te sfery nie dotykały nas, "nie lazły w oczy". i chęć wypchnięcia m.in. karmiących kobiet ze sfery publicznej miewa i takie konotacje. inna sprawa, ze dzieci są takie realistyczne i nie oglądają się w swoich potrzebach na potrzeby innych. ich rozwojowy egocentryzm i niedojrzałość konfrontowane są z dojrzałym egocentryzmem i i niedojrzałością dorosłych. i stąd oburzenie, że dzieci brudzą, krzyczą, trzaskają drzwiami, absorbują uwagę, tupią, czy grają w piłkę, kiedy dorośli chcą mieć święty spokój.
natomiast niesamodzielność i niechęć do odcięcia mentalnej pępowiny niestety dostaje wsparcie urzędowe i to już zaczyna być niebezpieczne. bo jedno, to dziecię, które nie znajduje pracy i utrzymania i mamusia z tatusiem mają chęć i środki, żeby go w domu trzymać. inną są dzieciątka, co to domagają się utrzymania w poważnym wieku i używają instytucji państwowych do wyegzekwowania tego od rodziców, którzy wcale nie mają na to chęci, a często i możliwości. u nas nie jest z tym jeszcze najgorzej, choć i tak musisz utrzymywać darmozjada, jeśli tylko sprawia wrażenie, ze się uczy, do wieku 26 lat. ale gdzie indziej bywa gorzej i nieodosobnione są przypadki włoskich "studentów" po trzydziestce, którzy wytaczają sprawy swoim rodzicom, którzy przestaje zaspokajać ich potrzeby i zakłócający słodkie nieróbstwo, niestety z pozytywnym skutkiem. i jak dalej będzie to szło w tym kierunku, to okaże się, że urodzenie dziecka wiąże się z balastem finansowym, i nie tylko takim, na dziesięciolecia. i może nawet rozszerzać na wnuki.
Agi - 3 Października 2011, 14:42
merula napisał/a | i może nawet rozszerzać na wnuki. |
Kodeks rodzinny już przewiduje obowiązek alimentacyjny dziadków, jeśli rodzic z takowego się nie wywiązuje.
Jednakże daje rodzicom pewną obronę przed dorosłym darmozjadem.
Cytat | Art. 133. § 3. Rodzice mogą uchylić się od świadczeń alimentacyjnych względem dziecka pełnoletniego, jeżeli są one połączone z nadmiernym dla nich uszczerbkiem lub jeżeli dziecko nie dokłada starań w celu uzyskania możności samodzielnego utrzymania się. |
http://kodeks-cywilny.org...k-alimentacyjny
nimfa bagienna - 3 Października 2011, 14:58
Merulka, przypomniał mi się dowcip. Stary jak świat i wciąż aktualny. Zadano pytanie facetowi: gdybyś miał do wyboru, czy wolisz być głupim, czy łysym, to co byś wybrał? Oczywiście że głupim, tego nie widać.
Dowcip nie jest finezyjny, ale oddaje istotę sprawy: to, co liczy się przede wszystkim, to wygląd. Każda epoka ma swoje kanony piękna, a mieści się w nich drobna część promila ogólnej populacji. Nałykaliśmy się popkulturowej papki, w której wszyscy są smukli, wymasowani, wydepilowani, opaleni i szeroko uśmiechnięci, i teraz nam się ta papka odbija.
Być szeroko pojętym "ładnym" jest o wiele łatwiej niż szeroko pojętym "mądrym". Na bycie "mądrym" trzeba pracować latami, i to ciężko pracować. Do bycia "ładnym" wystarczy depilacja, makijaż i odpowiednio dobrany ciuch. Obrośnięte nogi i włosy pod pachami może skrytykować każdy, pustkę intelektualną - już nie. Więc jest szał na ocenianie ludzi po wyglądzie, a to, co w środku (albo - czego w środku nie ma), wstydliwie się przemilcza.
No mam dziś dzień zgryźliwego zgreda, jak nic.
merula - 3 Października 2011, 15:00
Agi, to prawda i podejrzewam, że są nawet przypadki, kiedy udało się rodzicom wywalczyć zwolnienie z tego obowiązku. ale inną sprawą jest to, że tendencje są inne i za uzasadnione uznaje się żądanie przez dorosłe dziecko utrzymanie przez rodziców. nie możesz takiej osoby wyrzucić z domu, bo spotyka się to z oburzeniem i potępieniem, oczywiście w sytuacji, kiedy dziecko nie było skrajnym sadystą i i nie robiło rodzicom krzywdy. zwłaszcza, jeśli rodzice zarabiają rozsądne pieniądze. nadto bardzo często uznaje się za dokładanie starań chodzenie do jakiejkolwiek szkoły i sprawianie wrażenia uczenia się.
Ziuta - 3 Października 2011, 15:33
corpse bride napisał/a | . bo na ulicach na oko można poznać ludzi, którzy mają dzieci zanim do tego dorośli - i jak widać wcale im to nie pomogło. niektórzy może nie dorosną nigdy. dlatego (znowu, oczywiście, moim zdaniem) lepiej, że niektórzy nie decydują się na dzieci - w ogóle. oni są szczęśliwi, a ich potencjalne dzieci nie są nieszczęśliwe. dobrze, że czasy sa takie, że można się nie rozmnażać - chodzi mi zarówno o możliwości 'techniczne' (antykoncepcja), jak i większe społeczne przyzwolenie (jeszcze nie dość duże, ale nie mamy już do czynienia z wyborem: matka lub zakonnica).
dziękuję za uwagę i z góry proszę o dyskusję merytoryczną, a nie rozpatrywanie moich problemów z psychiką. |
Ja się absolutnie z tym zgadzam. Ale jak to jest, że moi dziadkowie, rodzice mojej mamy, mogli się pobrać, gdy jedno miało 19 lat a drugie 22 lata. Byli ze wsi, bez szkół, a wychowali mamę z ciocią bez pomocy instytucji państwowych (poza szkołą) na porządnych, uczciwych, normalnych ludzi. Zaś obecnie pomimo coraz mądrzejszych rodziców, szkół, instytucji, wychowania seksualnego, antykoncepcji oraz wielu innych, mamy coraz mniej zdatnych do zostania rodzicami. A jak już do tego dojrzeją, to bliżej 30 niż dwudziestki. Można sobie gadać, że jak teraz jest źle, to dawniej musiało być sto razy gorzej. Ale w takie rzeczy nie chce mi się wierzyć.
Godzilla - 3 Października 2011, 15:41
Sama się nad tym zastanawiam. Może ludzie byli mniej wyizolowani ze środowiska, gdzie wszyscy się znali i byli razem - banda dzieciarni, ojcowie rodzin, matki, młodzież, staruszkowie. Wszyscy nawzajem wtykali nos w nieswoje sprawy, plotkowali, i ile by na to nie narzekać, było od kogo się uczyć jak postępować z maluchami. Dobrze albo źle, ale nikt nie odkrywał Ameryki. I w razie czego ktoś tam zawsze pomógł, a przynajmniej wpadł do młodej mamy na ploty. Mało sterylnie było, ale sterylność w wychowaniu dzieci jest mało wskazana. Ludzie schizów takich nie dostawali jak dzisiaj. Poza tym było to oczekiwanie, że koło dwudziestki należy się pobrać, i w jakimś sensie to było zdrowe - ustawiało psychicznie: dość siedzenia u mamusi za piecem, pora iść na własne śmieci. Nie ma zmiłuj! A że dzieci mają się pojawić, to też było oczywiste. Jak nie, jak tak! Mogło być biednie, gości się częstowało chlebem ze smalcem, ale ludzie lubili się śmiać i w gości chodzić. A dziś sami nie wiedzą, jakie cuda trzeba wyprawiać i czym się nawalić, aby impreza była udana. A żeby dzieci wychować, to bez sztabu specjalistów i poradni się nie obejdzie.
Ice - 3 Października 2011, 17:09
Może to kwestia wzorców jakie dziecko ma w okresie dorastania. Kiedyś całym światem była lokalna społeczność i młody człowiek widział, że generalnie większość ma dzieci i jakoś sobie daje radę. Teraz młody człowiek ma TV, internet i celebrytów a tam zdecydowana większość wzorców to błyskotliwa kariera za wszelką cenę, władza, hedonizm, dziecko bez kilku milionów na koncie to tragedia, a kto nie miał depresji to tak jakby mu mleczne zęby nie wypadły...
Rafał - 4 Października 2011, 07:55
corpse bride napisał/a | mieć dziecko aby wydorośleć, stać się odpowiedzialnym. moim zdaniem (podobnego zdania jest większość psychologów) lepiej wydorośleć aby mieć dzieci i odpowiedzialnie się nimi zajmować. stawką jest ludzkie życie. | Człowiek pod względem biologicznym jest praktycznie niezmienny od jakichś 20 tys lat, w związku z czym przez prawie 100% istnienia gatunku wiek 16 lat był wiekiem dostatecznie dorosłym na posiadanie potomstwa. IMO wydoroślenie na dzieci jest mitem, IMO na dzieci absolutnie nie trzeba wydoroślać. Dziecko nie jest szklaną, nie stłucze się przy byle okazji i każdy człowiek na tyle dorosły aby uprawiać seks jest również w stanie dziecko wychowywać. corpse bride napisał/a | ja na przykład nie czując się gotową na macierzyństwo bym się na nie nie porywała myślac, że jakoś się to ułoży i może dzięki temu zrobi mi się w jakiejś kwestii lepiej | IMO to jest najczęstsza wymówka dla siebie samej (ogólnie pisze, nie do Ciebie), a na czucie się wystarczająco dorosłą bywa, że wiek 50 lat jest za młody (znam taką osobiście). A zegar biologiczny tyka i jeśli myśl o posiadaniu kiedyś tam potomstwa jest myślą dopuszczalną to wymówka bycia niedostatecznie dorosłą traci na wadze. Szczególnie po trzydziestce. corpse bride napisał/a | góry proszę o dyskusję merytoryczną, | I tylko dlatego napisałem
jewgienij - 4 Października 2011, 15:05
Fidel-F2 napisał/a |
joe_cool, to jest problem psychologiczny i to jest Twój problem. Nie powinnaś domagać się od karmiących matek zaprzestania obrzydliwego procederu karmienia dzieci lecz pójść do psychologa i znaleźć rozwiązanie. |
Dziewczyny wypowiedziały swoje zdanie. Problemem wartym psychologa jest raczej Twoja nieumiejętność komunikowania się.
Moim może też, ale nie w tej chwili, spotkanie dopiero w czwartek o 15 00.
Fidel-F2 napisał/a | Matka karmiąca niemowlę to jeden z piękniejszych obrazków tego świata. |
Zgadza się. Ale to piękno w głównej mierze polega na intymności tego aktu.
Mnie nie przeszkadza ten widok, ale rozumiem, że osoby wrażliwsze ode mnie mogą się czuć skrępowane, zniesmaczone albo co tam jeszcze, kiedy takie karmienie odbywa się publicznie. I to nie dyskretnie, lecz ostentacyjnie. Mają prawo. Nie trzeba strzelać z wielkich dział ani posyłać do psychologów.
Fidel-F2 - 4 Października 2011, 15:37
a moim zdaniem to jest problem z głową
jewgienij - 4 Października 2011, 15:52
Wszyscy jakieś mamy
Fidel-F2 - 4 Października 2011, 16:00
ano
Alatar - 4 Października 2011, 20:56
Jeśli o mnie chodzi, na widok matki karmiącej piersią odwracam głowę... z zażenowania. To dla mnie zbyt intymne. Tak jakby patrzeć jak ktoś się załatwia (porównanie).
Fidel-F2 - 4 Października 2011, 20:57
facepalm
Kai - 4 Października 2011, 21:12
Rafał napisał/a | IMO wydoroślenie na dzieci jest mitem, IMO na dzieci absolutnie nie trzeba wydoroślać. Dziecko nie jest szklaną, nie stłucze się przy byle okazji i każdy człowiek na tyle dorosły aby uprawiać seks jest również w stanie dziecko wychowywać. |
Absolutnie się nie zgadzam, to znaczy z ostatnim podkreślonym zdaniem. Człowiek który ma w głowie akurat seks niech się lepiej za wychowanie dziecka nie zabiera. To nie jest tak, że urodzicie, a potem hulaj dusza piekła nie ma. Każde Wasze zachowanie ma bezpośrednie przełożenie na to, co czuje dziecko i jak się to na nim kiedyś odbije. Więc jeśli nie czujecie się odpowiedzialni i gotowi - proszę bardzo, gumki i piguły, najlepiej jednocześnie, żeby nie zwiększać prawdopodobieństwa i nie pomnażać czeredy "dzieci, przez które rodzice nie zdołali zrobić kariery".
Alatar, żenua. Ciekawe, że nie masz takich oporów w fast foodach, gdzie wszyscy zapychają się mniej estetycznym żarciem w znacznie mniej estetyczny sposób.
Owszem, pewna "skromność" często kazała mi się z dzieciakiem chować w ustronnych miejscach, właśnie w obawie przed takimi jak Ty. Choć to było 18 lat temu.
Alatar - 4 Października 2011, 21:27
Raczej nie chodzę do fastfoodów, nie mam takiej potrzeby. Nie rozumiem, co masz na myśli:
Kai napisał/a | Ciekawe, że nie masz takich oporów w fast foodach, gdzie wszyscy zapychają się mniej estetycznym żarciem w znacznie mniej estetyczny sposób. |
Nie widuję (lub nie widzę) osób opychających się mniej estetycznym żarciem.
Kai - 4 Października 2011, 21:32
Alatar, dokładnie to, co piszę, karmienie piersią jest całkowicie naturalnym sposobem podawania dziecku pokarmu, a że komuś cycki się w głowie kotłują, to jego prywatna sprawa, przykro mi. Dobro dziecka, choćby ktoś się przenicował, karmienie piersią jest dla dziecka zdrowsze niż cokolwiek innego, jest priorytetowe. Po prostu normalnej kobiecie będzie wisieć i dyndać, co Ty sądzisz o jej karmieniu piersią w miejscach publicznych.
Nie podoba Ci się analogia z fast foodami? Skosztuj analogii z odlewaniem się pod pierwszym lepszym krzaczkiem. Też czynność naturalna, przez wielu akceptowana, a IMHO obrzydliwa.
Godzilla - 4 Października 2011, 21:36
Ja się czuję zażenowana, jak ktoś w tramwaju czyta "Fakt", a tam na pół strony goła baba. Jechałam z dzieckiem i nie wiedziałam, czy powinnam wysiąść, czy zrobić awanturę czytaczowi, że przy dziecku takie zdjęcia wyciąga. Owszem, to mnie zażenowało. Karmiąca mama zupełnie nie. No, chyba żeby zupełny show zrobiła przy pełnej publiczności. Ale z tym się nie spotykam. Kobieta z dzieckiem to ta sama osoba, co rok czy dwa lata temu jeszcze bez dziecka, najczęściej całkiem normalna i zdrowa na umyśle. To nie jest jakiś ufok, co nagle zapomina jak się należy zachować.
Kai, lepszy hardkor widziałam. Stałam na przystanku, słyszę podejrzany szmer. Metr ode mnie stoi facet, obok całego tego tłumu czekających, ręce trzyma przy rozporku, na ziemię pod słupek przystanka leci strumień moczu. Nawet się oblech jeden nie odwracał tyłem. I wyglądał całkiem normalnie, nie jak jakiś zafafluniony menel.
Alatar - 4 Października 2011, 21:36
Widocznie źle się wyraziłem: zamiast zażenowany lepiej pasuje zawstydzony. Rozumiem, że karmiącej matce moje problemy psychiczne "zwisają i powiewają". Tak po prostu uważam, że niektóre czynności dobrze zrobić ustronnie (lub chociaż zasłonić nieco dekolt), tym bardziej, że są bez szwanku dla nikogo.
ilcattivo13 - 4 Października 2011, 21:38
oho, kolejny temat wędruje do "ignorów"
Fidel-F2 - 4 Października 2011, 21:39
Alatar, a mógłbyś jedząc w restauracji, tak dla przyzwoitości, chować się za kartą dań?
|
|
|