Ludzie z tamtej strony świata - Szczepan Twardoch
István - 24 Listopada 2006, 12:54
Cytat | I tu pytanie: czy planujesz wrócić jeszcze do tej postaci lub ewentualnie napisać coś podobnego? |
Tak. Joachim pojawi się jako trzecioplanowa postać w mojej powieści "Sternberg", którą właśnie, z niechęcią, piszę.
Biały - 4 Stycznia 2007, 10:57
István napisał/a | a być może już od następnego numeru w C będzie na stałe ukazywało się Nowe Średniowiecze Jęczmyka. |
a to radosna nowina!! Gratuluję nakłonienia LJ !Rozumiem Szczepan, że to Twoja zasługa?Jeśli tak, to i <duże piwo>
gorat - 4 Stycznia 2007, 10:59
Wolałbym nie widzieć Twojej reakcji w Empiku
Biały - 4 Stycznia 2007, 11:09
Nie bardzo rozumiem o co chodzi...?
mawete - 4 Stycznia 2007, 11:12
Co to jest "C"? Ja też lubię Jęczmyka. Za sposób pisania, nie za poglądy polityczne.
Biały - 4 Stycznia 2007, 11:14
Jak myślę:
"Christianitas" http://www.christianitas.pl/c/wlasnymglosem/
pismo skrajnie konserwatywne
gorat - 4 Stycznia 2007, 11:15
Christianitas. Pismo, jak można sądzić po tytule, chrześcijańskie. I wbrew określeniu "pismo" ma cenę książki...
Biały - 4 Stycznia 2007, 11:17
gorat napisał/a | Christianitas. Pismo, jak można sądzić po tytule, chrześcijańskie. I wbrew określeniu pismo ma cenę książki... |
a no tak, cena tego pisma jest faktycznie
mawete - 4 Stycznia 2007, 11:26
Za jeden artykuł nie bedę tyle płacił....
István - 4 Stycznia 2007, 15:21
Cześć.
Tak, Lecha Jęczymka osobiście nakłoniłem do publikowania od nowa "Nowego Średniowiecza". W następnym (nie w tym, który teraz-zaraz trafi do empików, tylko jeszcze w następnym) będzie Jęczmyk (tekst już dostałem i już trafił do składu) i moje małe opowiadanko, w następnym znowu Jęczmyk i opowiadanie Orbitowskiego. Potem - zobaczymy.
W "Christianitas" mam tam stały felieton pt "Pole trafień" a od tego następnego numeru zajmuję się również działem literackim.
Pozdrawiam,
S.T.
PS. Maciek - co do piwa, to trzymam za słowo. Będzie okazja.
Biały - 8 Stycznia 2007, 11:50
Istvan:
Orbitowski w Christianitas ?? No pięknie, to chyba się muszę szarpnąć na ten numer.
Szczepan, piwko masz jak w banku!!!
mawete: zawsze pozostaje opcja EMPIKowa. Jęczmyk zawsze wart jest uwagi.
Jego ostatni tekst we Frondzie jest bardzo godny polecenia!!
gorat - 8 Stycznia 2007, 12:32
Tylko sprawdź, jakiej długości ma być to opowiadanie...
Homer - 8 Stycznia 2007, 13:54
GeedieZ napisał/a | Aż dziw bierze, że tylko Fidel-F2 wspomniał dotychczas o książce Istvána - Obłęd rotmistrza von Egern. |
A ja chciałbym zapytać, czy to cała książka jest o Rotmistrzu? Bo gdy przeglądałem ja na szybko miałem wrażenie, że Rotmistrz pojawia się tylko w tym I publikowanym w SF opowiadaniu, a reszta traktuje o czymś innym.
mert - 9 Stycznia 2007, 11:02
Nie czytałem - bardzo żałuję. Po sesji mam zamiar nadrobić.
Wydaje mi się, że Obłęd to zbiór opowiadań Homerze.
Anonymous - 9 Stycznia 2007, 17:37
Fragment powieści ukazał się w SF, ale nie pamiętam czy z literkami czy bez.
Ziuta - 9 Stycznia 2007, 17:40
Tom "Obłęd..." to zbiór opowiadań. Dwa pierwsze "Obęd..." i "Otchłań" łączy postać von Egerna. "Anna" toczy się w tym samym świecie, a "Cud domu Brandenburskiego" nijak nie pasuje do zbioru. Aczkolwiek antycypuje aferę dziadka w Wehrmachcie.
István - 16 Kwietnia 2007, 16:19
Dostałem dzisiaj z Supernowej okładkę mojej nowej powieści.
Jeśli to kogoś interesuje, to do obejrzenia tutaj:
twardoch.pl/sternberg.jpg
Książka w księgarniach już za ok. dwa tygodnie.
Homer - 16 Kwietnia 2007, 18:08
Dorwałem swego czasu poprzednią książkę.
Brawa za "Obłęd!" (w jakimś temacie, zdaje się przy okazji "Ronda", już się nad "Obłędem" rozpływałem ). Teraz tylko powtórzę krótko: to jest coś, zwłaszcza gdy czyta się po raz pierwszy. "Anna" - kolejna SMUTNA historia, ale bardzo zgrabna i bardzo ciekawa. Również . Wehrmacht już nie na takim wzniosłym poziomie, słabszy od wyżej wymienionych, ale OK jako kończący zbiorek .
Natomiast "Otchłań" nie podeszła mi wcale. Strasznie mnie ta długa, psychodeliczna opowieść zmęczyła . I rozczarowała trochę. Myślałem, że podczas czytania będzie mi towarzyszyło to uczucie jakie przy "Obłędzie". Niestety...
A teraz powiedz mi jaki klimat ma "Sternberg": bardziej "Otchłań" czy bardziej coś innego?
István - 17 Kwietnia 2007, 09:42
Cóż rzecz mogę... Sternberg to - mam nadzieję - nowa jakość w mojej pisaninie, chociaż pisałem go od 2003 roku. Polecam się lekturze.
István - 24 Maj 2007, 08:10
Od dzisiaj (czwartek, 24 maja) "Sternberg" trafia do księgarń.
Polecam się łaskawej uwadze P.T. Czytelników.
dagra - 24 Maj 2007, 12:37
Czytelnicy zwrócą swój wzrok na odpowiednią półeczkę w księgarni, to pewne
A w dodatku w tym numerze SFFiH pokazuje sie nam zapowiedż "Epifanii", na którą ostrzę sobie ząbki od Pyrkonowego spotkania.
István - 28 Maj 2007, 09:08
Epifania - jak twierdzi Merlin - ma być dostępna 6 czerwca, także lada dzień będzie mogła Koleżanka naostrzonych ząbków użyć.
dagra - 31 Lipca 2007, 00:27
Nawiązując do powyższych pościków - ząbków użyłam dwukrotnie, bo na miłym konwentowym stoisku we Wrocławiu nabyłam obie nowe powieści.
I słów kilka w nadziei, że zachęcę "tubylców" do lektury. Bo, jak rozumiem, rzeczy to na tyle nowe, że dopiero dokonują się zakupy, a na rozmowy przyjdzie czas później.
Miałam zamiar kupić przede wszystkim "Epifanię" bo miała być niehistoryczna, czyli jak "Rondo" (upraszczając okrutnie).
"Sternberg" jako "historyczny" był rozważany, ale po dyskusjach jakie Istvan prowadził na temat rewolucji na konwencie miałam obawy, że nie mam wystarczającej na ten temat wiedzy, żeby powieść odebrać w pełni.
Ale gdy zerknęłam przy stoisku na kilka akapitów, wyrwanych z kontekstu - ot, tu i ówdzie - uwiodło mnie piękno słowa. Kupiłam. Bogom dzięki.
Epifania bardzo mi się podobała, niektóre akapity sprawiały, że przerywałam czytanie żeby posiedzieć w ciszy, wiele poruszyło mocno. Celne spostrzeżenia, głeboki opis wielu postaci, ciekawe myśli i obserwacje postaw, charakterów - to w skrócie. I ten styl narracji zmieniający się w zależności od wątku.
Dość powiedzieć, że nadal obracam w myślach i treść i formę.
A teraz smakuję "Sternberga" i nieoczekiwanie sprawia mi jeszcze więcej przyjemności. Czuję, że uciekają mi pewne odniesienia, które wymagają jakiej takiej znajomości historii, czasem coś mi się kojarzy, ale nie do końca łapię. Jednak i taka ogólna orientacja pozwala mi cieszyć się elementami historycznymi, że tak ogólnie je ujmę. Bo że to "historia alternatywna" to wszyscy chyba wiedzą.
Siłą rzeczy jednak skupiam się na języku (doprawdy wysoka to półka), na konstrukcji powieści, która jest kapitalna, na opisie całej machiny historii z jednoczesnym sprowadzeniem jej do wymiaru losów i emocji jednego człowieka. Opis pękania charakterów, kruszenia się postaw ludzkich, wyłomy i upadki - interesujące dla mnie.
Naprawdę, wielką szkodą byłoby przeoczenie takiej lektury. Daje ogromną satysfakcję na wielu poziomach. Bardzo, bardzo wszystkim polecam.
Dabliu - 31 Lipca 2007, 16:55
Przeczytałem właśnie niezwykle interesujący wywiad, po którym nabrałem wielkiej ochoty na przeczytanie czegoś dłuższego pióra S.T.
I tutaj pytanie do autora: którą książkę polecałbyś na początek? Z której jesteś bardziej zadowolony? Myślę o "Sternberg" vs. "Epifania..."
Pozdrawiam
W
dagra - 31 Lipca 2007, 20:21
Skończyłam "Sternberga" i podtrzymuję opinie wygłoszone w trakcie lektury. Moze jedynie czytelność wątków historycznych zrobiła się w drugiej połowie książki większa i mogłam się pouśmiechać czytając.
Zamieszał Szczepan w tygielku historycznym, powyciągał różności i upichcił pyszną potrawę. Smakowitą do samego końca.
I z perspektywy juz teraz całości powieści powtórzę, że pomysł na konstrukcję powieści był przedni.
Last Viking - 1 Sierpnia 2007, 07:49
Ja natomiast zrobiłem to odwrotnie. Najpierw przeczytałem „Sternberga” następnie „Epifanie”.
„Sternberg” mnie uwiódł, zdaniami perełkami, treścią, która nie tylko niosła ze sobą opowiedzianą historię, ale przede wszystkim otwierała kolejne drzwi interpretacji, powodowała zadumę, uśmiech nad kolejami biegu historii, czasem bezsilność na rządzący naszym światem fatalizm.
Alternatywna historia została podana subtelnie, bez łopatologicznego rozpisywania się dlaczego do tego doszło, czasami w jednym zdaniu Szczepan zawarł to na co inni potrzebowaliby kilku stron. A przecież bieg historii mógł zmienić przypadek, nieudane zdobycie Bastylli, zatrzymało Rewolucje Francuską. No i dochodzimy do fatalizmu i przeznaczenia – jeśli Rewolucja nie nastąpiła we Francji, musiała objawić się gdzie indziej – padło na Austrie. A jeśli nastąpiła rewolucja to musi na swoim karku czuć oddech kontrrewolucji.
„Sternberg” dla mnie osobiście wydawał się mieć narrację nieco oniryczną, jakbym przez mgłę obserwował wydarzenia dziejące się w innym wymiarze, jednocześnie namacalne, na wyciągnięcie ręki a zarazem niczym sen nieuchwytne.
Powieść jednak nie opowiada o ludziach, czego się spodziewałem choćby po „Rondzie...”, mimo że mamy tam namiętności, ludzkie cierpienie, uczucia. Głównym bohaterem są mechanizmy społeczne i rodzenia się władzy.
Przeczytałem słowo KONIEC w „Sternbergu” i natychmiast sięgnąłem po „Epifanie księdza Trzaski”. Tu według zapowiedzi Szczepana spodziewałem się znaleźć coś w stylu „Ronda...”.
Pomyliłem się.
Po spotkaniu autorskim na Pyrkonie i Dniach Fantastyki we Wrocławiu, spodziewałem się powieści o ludzkich wyborach, namiętnościach, mocno nacechowanej filozofią i teologią. I poniekąd taka była, ale tylko poniekąd. Z perspektywy czasu cieszę się, że Szczepan nie bombarduje czytelnika pustymi filozoficznymi frazesami ubranymi w stylizowany język, cechujący literaturę dla „licealistów”.
Szczepan opowiada o zwykłych ludziach, w niewielkiej miejscowości na ukochanym przez niego Śląsku. Opowieść nie ma w sobie nic z oniryzmu „Sternberga” i „Ronda...”, jest do bólu realna, a nawet w pewnych fragmentach groteskowa. Lekkość opowieści, nie powinna nas jednak zmylić, ponieważ zawarte w niej są ważne kwestie natury teologicznej, z którymi Szczepan nie polemizuje, a raczej je nam na nowo odkrywa, gdyż we współczesnym świecie, w którym praktycznie cuda zdarzają się na każdym kroku, a wydarzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie jakże łatwo zapomnieć o tym co jest istotą wiary.
Największym plusem powieści są historie ludzkie, których ksiądz Janek doświadcza po otrzymaniu umiejętności „czytania” ludzi (gospodyni Aldona, Kocik, Skarbek).
I jeszcze jedno. Tak naprawdę walka dobra ze złem nie rozgrywa się globalnie (jak to nam wmawiają kiepskie filmy – w których szatan chce opanować świat), a rozgrywa się o dusze pojedynczego człowieka. I o tym też jest ta powieść.
Uważam, że w polskiej fantastyce autorzy za bardzo skupiają się na kreowaniu świata, na wymyślaniu skomplikowanych fabuł, epatujących zakręconymi pomysłami, a zapominają o człowieku. Szczepan Twardoch należy do nielicznego grona autorów, który potrafi dostrzec człowieka i jego emocje.
dagra - 1 Sierpnia 2007, 09:01
Cytat | Powieść jednak nie opowiada o ludziach, czego się spodziewałem choćby po „Rondzie...”, mimo że mamy tam namiętności, ludzkie cierpienie, uczucia. Głównym bohaterem są mechanizmy społeczne i rodzenia się władzy. |
Uhm, w tym sensie, że jest człowiek w jakimś wycinku.
Nawet Carl, którego znamy od dziecka, znamy przecież jego myśli, emocje, czy Alexander wreszcie - są pokazani w jakimś obszarze życia. Za to głęboko i co ważne spójnie.
Jeśli chodzi o opis wnętrza człowieka kapitalna jest choćby opowieść Rakotscha (coś mi tam w związku z nią dzwoni w głowie, ale nie mogę złąpać skojarzenia) łącznie z kontekstem podsumowania o bardziej zaawansowanym sposobie trzymania widelca. Hehe. Raczej postawy ludzkie i ich przyczyny oglądamy. Sposób w jaki ułożyli sobie świat, czym się obudowali, jakąś oś wokół której kręci się ich życie, z czego rezygnują, co są w stanie poświęcić. I czego nie mogą przeskoczyć, z czym sobie nie radzą.
Ludzie, takie marionetki - nie powiem historii, bo banał by zabijał - ale raczej małych zdarzeń, wychowania, zbiegów okoliczności, zapętlenia sytuacyjnego, tak jest w realnym życiu i to fajnie tu zostało opisane.
Last Viking - 1 Sierpnia 2007, 09:50
Tak. Masz rację
Nie są opisane targające bohaterami uczucia wewnętrzne, subiektywne, nie ma tu opisów stanów emocjonalnych w jakim się znajdują (choćby śmierć brata Carla i Aleksandra – mamy ukazanie postaw, nie opisu stanu). W przypadku tego rodzeństwa czytelnik nie otrzymuje charakterystyki postaci poprzez ich opis, a widzi braci na tle zdarzeń i poprzez reprezentowane przez nich postawy.
W przypadku Rakotschego, dostaliśmy nie charakterystykę człowieka, a raczej postawy którą prezentował, w istocie zaś obserwujemy mechanizm rodzenia się konfidenta i zdrajcy.
Dzięki temu obserwujemy bohaterów w działaniu, poznajemy ich niejako behawioralnie, poprzez obserwację zachowań, nie zaś w opisie ich charakteru.
To duża umiejętność.
Jednak bohaterowie są niewolnikami swoich zachowań, którymi rządzi wychowanie (jak piszesz „sposób trzymania widelca” , czy życie z myślą o ewentualnej biografii, aż wreszcie poczucie honoru) i wspomniany wcześniej przeze mnie fatalizm (czy można zmienić przyszłość? Czy historia może się potoczyć inaczej? Czy relacje społeczne mogą się ukształtować inaczej?)
Jest jeszcze świetne przedstawienie młodych ludzi, którzy musieli (a może chcieli?) szybko dorosnąć. Tak naprawdę wzięli odpowiedzialność nie tylko za swój los, ale za los milionów rodaków. Nie mieli wątpliwości co do słuszności swoich działań, nie ogarniały ich wątpliwości, gdyż wpojona im została pewność siebie i poczucie odpowiedzialności. Można się jedynie zastanawiać, czy czynili to dla dobra „szarych” zwykłych ludzi, czy spełniali jedynie swoje ambicje?
Obecnie czytam o wojnach napoleońskich, mechanizmach polityki porewolucyjnej i samej osobie Bonapartego i dostrzegam analogie tytułowego Sternberga do postaci tego wybitnego Korsykanina (osobiście będąc miłośnikiem floty Angielskiej i Horatio Nelsona, uważam go za tyrana , ale wodzem faktycznie był nieprzeciętnym).
Najbardziej z powieści Szczepana utkwiła mi opowieść huzara (czy to był kirasjer? ) skazanego na śmierć, za ubicie „czeskiego psa”, który odważył się w jego obecności obrazić wodza. Opowieść o żołnierskim zaufaniu, uwielbieniu i szacunku dla przywódcy i przywódcy do żołnierzy (piękna analogia do Napoleona)
dagra - 1 Sierpnia 2007, 12:07
Ale Carl coś powiedział, pamiętasz, wtedy gdy układali strategię "tworzenia" wodza.
A co do opowieści żołnierza...
(...) albo nawet jeśli tym, za co walczą, jest nic, to sztandar tę pustkę wypełnia i zastępuje. - doskonale zastępuje wieloakapitowe wyjaśnienia.
W ogóle te rozdziały są ładnym wątkiem o spójności wnętrza i zachowań człowieka. Proste prawdy. Wiele osób zapomina jednak, że najmniejszą w nich samych niepójność będzie widać tak wyraźnie.
Czytam sobie właśnie zupełnie inną książkę, która jest klasycznym, szczegółowym meandrowaniem po psychice bohatera i tak na zasadzie kontrastu powieści, sobie rozmyślam jeszcze.
"Sternberg" wolny jest od naiwnego przekonania, że jedno wydarzenie dokonuje rewolucji w życiu człowieka (to zmora wielu powieści, takie uproszczenia, nawet w dobrej wierze pisarskiej, czynią je jednak niewiarygodnymi; jest jakaś granica skrótu myślowo-fabularnego), tu mamy cały splot drobiazgów i dopiero ostatnie "buch" w życiorys. Nigdy nie wiadomo co właściwie było rzeczywistą przyczyną takiego a nie innego wyboru, jedno pewne, że nie ta, która sie zdaje. Mamy to w powieści i to podane nie tak banalnie jak w powyższym zdaniu.
Nie zapominajmy też o przyprawce - subtelnym humorze.
Last Viking - 1 Sierpnia 2007, 12:43
dagra napisał/a | (...) albo nawet jeśli tym, za co walczą, jest nic, to sztandar tę pustkę wypełnia i zastępuje. - doskonale zastępuje wieloakapitowe wyjaśnienia. |
Czyli zgodnie z zasadą, że nie ważny jest cel a droga po której się zmierza.
Może czasem nie ważne jest to co osiągniemy, ale to czego doświadczamy i jacy z takiego doświadczenia wyjdziemy.
dagra napisał/a | Sternberg wolny jest od naiwnego przekonania, że jedno wydarzenie dokonuje rewolucji w życiu człowieka (to zmora wielu powieści, takie uproszczenia, nawet w dobrej wierze pisarskiej, czynią je jednak niewiarygodnymi; jest jakaś granica skrótu myślowo-fabularnego), tu mamy cały splot drobiazgów i dopiero ostatnie buch w życiorys. |
A Rakotschy?
Wszak został poniżony przez Aleksandra i wtedy narodziła się w nim nienawiść. (a przecież szła w parze z podziwem dla tego człowieka, więc być może ten Węgier nienawidził samego siebie, własnej słabości? ) A może ta frustracja w nim już tkwiła, wpojona w dzieciństwie, poprzez wychowanie? Może kwestia słabości charakteru, która wcześniej czy później i tak musiała wyjść na światło dzienne, a poniżenie przez Aleksandra było jeno katalizatorem?
Hmm... a jeśli Rakotschy był wartościowym człowiekiem, dobrym, na swój sposób odważnym, ale został skonfrontowany z tak wielką indywidualnością, tak wielką osobowością jak Aleksander?
Wtedy droga, która obrał to przypadek, nieszczęśliwy przypadek...
|
|
|