Powrót z gwiazd - Czas na demokrację dialogową?
Wiedźma - 11 Lipca 2006, 11:34
Chociaż na świecie coraz cześciej wykorzystuje się sieć do demokratyczncyh dyskusji patrz
NURS - 11 Lipca 2006, 11:34
Czarny
Jak można być za demokracją i liczyć na to, że państwem będzie się zarządzać jak firmą. Gdyby firmą zarządzał demokratyczny zarząd, a nie prezes (a najlepiej właściciel), to daleko by nie zajechała. NURS, a może Ty jesteś za jednowładztwem (np. monarchią)
Ja tu wielkiej sprzeczności nie widzę. Ludzie wybierają przedstawicieli demokratycznie, oni wybierają najlepszych fachowców na odpowiedzialne stanowiska. Bez klucza partyjnego, a ci prowadzą gospodarkę tak, żeby byl maksymalny zysk dla wszystkich.
Wiem, utopia, to dziala inaczej. cztery lata, zeby sie nakraść, i kolejna ekipa.
Last Viking - 11 Lipca 2006, 11:38
Na Thora Taki ładny tekst o demokracji bezpośredniej napisałem, ale forum sie zawiesiło
W kilku słowach.
Demokracja nie jest tworem idealnym, niestety w obecnej sytuacji politycznej, mentalności ludzkiej, zdobyczy technologicznych - jedyna sensowna. Nie mozna jej jednak narzucać każdemu ze społeczeństw.
Demakracja Ateńska umarła gwałtowna śmiercią, w czasie zburzenia murów po wojnie peloponeskiej. Demokracja przegrała w konfrontacji z systemem politycznym Spartan... wiem to zbyt daleko idące uproszczenie, przyczyn przegranej wojny
Wracając jednak do demokracji bezpośredniej we współczesności. Wiecie co ? Ja myslę, że dałoby radę coś takiego wdrożyć Głosowanie poprzez audiotele Interakcja medialna we współczesnym świecie i tak jest posunieta do absurdu, więc dlaczego nie sprawować w ten sposób rządów
Tak czy inaczej ludzie nie decydowaliby o kierunku rozwoju gałęzi gospodarki, nie decydowaliby o długoterminowych planach ekonomicznych. Nie mają ku temu kompetencji (należałoby się zastanowić czy takie kompetencje posiadają wybrani w demokratycznych wyborach nasi przedstawiciele ? )
Ludzie decydowaliby o błachych sprawach, ale istotnych dla nich. Lokalnych. Czyliby się dzieki temu jednak ważni, czuliby sie odpowiedzialni za państwo, poprawiłoby to morale - a jednocześnie tak naprawde żadnej władzy by nie posiadali.
Można snuć wizję takiego społeczeństwa dalej
Sztab prawdziwych decydentów złożonych z fachowców, osób kompetentnych, stanowiących pewną elitę intelektualną i prezentującą fachowość w danych branżach, stałby w cieniu i sprawował kontrolę nad państwem.
Pozytywy takiego stanu rzeczy to:
- obywatele poprzez niewielkie lokalne decyzje, czyją że kierują państwem i nie podnoszą społecznego niezadowolenia
- nie ma bezpośredniego wroga (z drugiej strony musi isniec koś kto zogniskuje społeczne niezadowolenie - bo takie zawsze prędzej czy później w różnym natężeniu i formach się pojawi Można wymyslić zewnetrznego wroga )
hmm... czy czegoś podobnego już gdzieś nie było ?
Henryk Tur - 11 Lipca 2006, 12:02
W grze Call to Power II istnieje ustrój zwany Cyberdemokracją czy też Wirtualną Demokracją. Twórcy gry przewidzieli to
Czarny - 11 Lipca 2006, 12:03
NURS napisał/a | Ludzie wybierają przedstawicieli demokratycznie, oni wybierają najlepszych fachowców na odpowiedzialne stanowiska. |
A po co tu demokracja i demokratycznie wybierani przedstawiciele? Skoro rządzić mają fachowcy nie wybierani ze względu na klucz partyjny, to oddać od razu sprawy rządzenia w ręce elit naukowych i "górek" biznesowych. Mniej pośredników = mniej wydatków i większa szansa na ubezpartyjninie.
Henryk Tur - 11 Lipca 2006, 12:10
NURS, problem w tym że zwycięzcy wyborów obsadzają wszystkie stanowiska wedle klucza partyjnego, bez żadnych fachowców, obojętne od tego, czy nadają się czy nie. Ważne, żeby władza została przy partii.
Hauer - 11 Lipca 2006, 13:18
Vened, najpewniej jest jakims wrogim agentem. Tym razem próbuje nam zareklamowac system totalnego paraliżu. Co będzie dalej?
Gustaw G.Garuga - 11 Lipca 2006, 13:25
Cytat | Tak jest, GGG... Dlatego wciąz ci sami ludzie. |
Pamiętasz może, kto i kiedy listę krajową przywrócił? Bo ja pamiętam, jak kilka lat temu z niej zrezygnowano, ale że do niej wrócono, jakoś mi umknęło...
Romek P. - 11 Lipca 2006, 13:31
Moim zdaniem, nie ma listy krajowej, choć głowy nie dam.
Hauer - 11 Lipca 2006, 13:40
No co wy jaka lista krajowa?? W ostatnich wyborach nie było
Vykosh - 11 Lipca 2006, 14:40
IMHO to kazdy pomysl majacy na celu zwiekszenie wplywu spoleczenstwa na to co sie dzieje i organiczenie "puszenia sie" wladzy z nastawieniem, ze nalezy im sie wszystko jest dobry.
Po pierwsze od razu spoleczenstwo mogloby odciac tym u zlobu wszystkie benefity - ktorych sami sobie nie ogranicza - w tym wszystkie frakcje sa solidarne. Po drugie - mozliwe jest ograniczenie wplywu partii politycznych a zwiekszenie wplywu poszczegolnych jednostek.
Po drugie co wazniejsze ustawy moglyby byc przeprowadzane w formie referendum - np.czy ma byc becikowe, czy ma byc podatek liniowy, etc.
Po trzecie moznaby zwolnic mase dramozjadow zyjacy na garnuszku podatnikow.
Po czwarte - moze mozna by do symulacji wplywow decyzji na wyniki uzyc jakiegos AI. Chyba najgorszy komp bylby lepszy do trio: Kaczka, Romek i Andrew.
Tyle, ze taki system to totalna mrzonka - bo nikomu z rzadzacych nie bedzie on na reke.
Vened - 11 Lipca 2006, 22:58
Hauer napisał/a | Vened, najpewniej jest jakims wrogim agentem. Tym razem próbuje nam zareklamowac system totalnego paraliżu. Co będzie dalej? |
Heh, zabawne, ale nie jesteś pierwszym, który zarzuca mi agenturalną działalność Dwa miesiace temu to samo insynuował mi ambasador Kuby, a w listopadzie 2004 - zwolennicy Janukowycza na Ukrainie. Oni wskazywali CIA jako mojego pracodawcę, a Ty?
Vened - 11 Lipca 2006, 23:08
A na serio, to zauważyłem, iż w naszych rozważaniach zaczęliśmy od demokracji dialogowej a zblizamy się to technokratyzmu - teori zakładajacej, iż władza w państwie powinna należeć do warstwy naukowców i techników. Jest to poglad modny zwłaszcza wśród amerykanów. Rózne teorie technokracji tworzyli Bell, Brzeziński, Galbraith i wielu innych. Nie wiem czy jest to idea mniej utopijna od d.d. De facto, mimo przedstawienia wielu modeli nadal nic nie wskazuje, by miała sie ona choć trochę spełnić. Pierwszy model technostruktury Galbraitha przestał mieć jakikolwiek sens juz po 6 latach, i on sam to przyznał.
Tymczasem dążenie do demokracji dialogowej jest cześcią oficjalnego programu brytyjskiej Parti Pracy. Oczywiscie wątpliwe jest, by rzadząca elita przyłożyła rękę do swojego końca, ale to znaczy, że idea jest nośna. przynajmniej tam, gdzie ludzie lepiej zdają sobie sprawe se swych mozliwości wpływu na władzę.
Anko - 12 Lipca 2006, 01:37
Ha, znowu się wypowiem w temacie politycznym - i być może znów skończę z nalepioną etykietką "feminazistka" lub podobną. Ale przynajmniej za takie reakcje nie zamierzam wystawiać międzynarodowych listów gończych, w przeciwieństwie do pewnych panów, rozżalonych na niemieckiego dziennikarza/satyryka z TZ.
To, co Vened proponuje, to dla mnie czyste science-fiction. Wizja fajna, ale nie do skutecznego zastosowania w dzisiejszych warunkach. Dlaczego? Tu nie chodzi nawet o dostęp do internetu. "Chorobami" polskiego społeczeństwa, prócz wymienionego już "tumiwisizmu" czy krótkowzroczności są także: powszechne nierozumienie tekstu pisanego (a nawet słuchanego, np. dziennika radiowego czy telewizyjnego) czy brak poczucia, że "o wspólne trzeba dbać" (kiedyś dbał o to PRL, a Patrioci przez duże P sabotowali zły system, jak mogli, np. kradnąc państwowe ). NURS słusznie prawi: Cytat | Zadaj ludowi pytanie: Czy obniżamy podatki. 100% tak
Czy podwyższamy wydatki państwa na lecznictwo - 100% tak
Sens takiej operacji - 0%. | A poza tym, w tytule mamy nie "demokrację bezpośrednią", lecz "dialogową". Czyli miałoby chodzić o coś więcej niż referenda, np. debaty, owe dialogi... A czy Polacy umieją dyskutować? Powiada się, że słabością systemu edukacji w USA jest nauczanie tylko debatowania - uczniowie debatują i debatują, choć o przedmiocie dyskusji pojęcie mogą mieć nikłe. A jak jest w Polsce? W polskiej szkole nie ma dialogu - jest odpytywanie lub test. Ktoś się na lekcji zgłasza - ten już umie się wypowiadać - a reszta siedzi i wegetuje do dzwonka. Nic dziwnego w 36-osobowych klasach. Na moich studiach na niektórych nowoprzyjętych strach blady pada, gdy się dowiadują, że aby zaliczyć, muszą wykazać się aktywnością oraz wygłosić referat. Poziom debat telewizyjnych czy talk-showów pozostawia wiele do życzenia. W programach, gdzie ma się wypowiedzieć jakaś osoba z ulicy, czasem obserwuję tak nikły zasób słownictwa, że dialog z taką osobą sprowadzałby się do "k***, co, k***, no żeż k***" i w mordę.
Odpowiedź na pytanie tytułowe wątku wg mnie niestety brzmi: Nie czas. Nie w tej dekadzie i może nawet nie w tym stuleciu.
A jeśli chodzi o naszych polityków, to wiadomo, że wielu nawet nie rozumie, za czym głosuje. I może lepiej (zwłaszcza dla nich) - nie mają skrupułów, nie narażą się szefowi partii, nie wylecą z ciepłej posadki...
Zaś w kwestii technokracji: nie znam się na uczonych koncepcjach , niemniej skojarzyło mi się, czego się uczyłam o Japonii: tam nowy rząd nie wyrzuca wszystkich urzędników z pracy i nie obsadza swoimi partyjniakami wszystkich stołków. Urzędnicy są po prostu pracownikami, którzy wykonują swoją robotę (czy są bezpartyjni, to nie wiem, ale na pewno bliżej im do apolityczności, niż naszym urzędasom). I sądzę, że przy przyjmowaniu do takiej roboty liczy się przygotowanie.
W Polsce "nowa władza" po każdych wyborach nie obsadza tylko sejmu, senatu, ministerstw i pałacu prezydenckiego. Zabierają się za przemeblowanie w sądach, kuratoriach oświaty, nadleśnictwach, policji, spółkach skarbu państwa, itd. itp. Dzięki temu mają zapewnione rządy nad BMW (Biernymi, Miernymi, ale Wiernymi). A podobno to była metoda komunistyczna...
Emilia - 12 Lipca 2006, 10:43
Cytat | Anko: skojarzyło mi się, czego się uczyłam o Japonii: tam nowy rząd nie wyrzuca wszystkich urzędników z pracy i nie obsadza swoimi partyjniakami wszystkich stołków. Urzędnicy są po prostu pracownikami, którzy wykonują swoją robotę (czy są bezpartyjni, to nie wiem, ale na pewno bliżej im do apolityczności, niż naszym urzędasom). I sądzę, że przy przyjmowaniu do takiej roboty liczy się przygotowanie.
W Polsce nowa władza po każdych wyborach nie obsadza tylko sejmu, senatu, ministerstw i pałacu prezydenckiego. Zabierają się za przemeblowanie w sądach, kuratoriach oświaty, nadleśnictwach, policji, spółkach skarbu państwa, itd. itp. Dzięki temu mają zapewnione rządy nad BMW (Biernymi, Miernymi, ale Wiernymi). A podobno to była metoda komunistyczna... |
W Polsce również o tym pomyślano i powołano Korpus służby cywilnej. Niestety kolejne rządy starają się jak mogą ograniczyć jego funkcjonowanie, ze względu na własne partyjne interesy - tu właśnie pokutuje wychowanie w komunizmie.
Demokracja dialogowa natomiast miałaby szansę zaistnieć z pożytkiem, ale trzeba takiego systemu udziału we władzy nauczyć, jak wszystkiego zresztą. Można to zrobić zaczynając od wprowadzenia jej elementów w rozstrzyganiu lokalnych problemów. Myślę jednak, że pewne sfery funkcjonowania państwa powinny być bezwzględnie spod takiej formy decyzyjnej wyłączone np.: obronność, fiskalizm, polityka zagraniczna.
Edit: Masz bardzo ładny nowy avatar
mad - 21 Lipca 2006, 21:39
Romek P. napisał/a | Moim zdaniem, nie ma listy krajowej, choć głowy nie dam. |
Listy krajowej w sensie dosłownym nie ma, ale jest w formie ukrytej. To po prostu pierwsze miejsca na listach partyjnych dla liderów. Wystarczy przekroczyć próg i praktycznie jest awans. Znacie przypadki, żeby lider listy nie przeszedł, przy założeniu, że lista uzyskała chociaż 2 mandaty?
Demokracja zaproponowana przez Veneda nie przejdzie - i bardzo dobrze. Na szybko widzę dwa elementarne zagrożenia:
1. Lud nie może decydować o wielu sprawach, na których się nie zna. Np. ja nie znam sie na giełdzie i nie chciałbym głosować w jakiejkolwiek kwestii jej dotyczącej.
2. Ewidentne rozwodnienie odpowiedzialności. No bo jak organy wykonawcze (rząd?) miałyby być w jakikolwiek sposób odpowiedzialne za wykonywanie wielu na pewno bzdurnych ustaw, uchwał, itp.?
Wy się rozpędzacie z wizjami futurystycznych demokracji, a mnie się widzi, że demokracja w ogóle umiera. I to nie z powodu agresji totalitaryzmu, to byłaby chociaż śmierć piękna. Demokracja umiera, bo spada frekwencja w wyborach przez nieodpowiedzialne działania polityków.
Vened - 21 Lipca 2006, 21:59
mad68 napisał/a | To po prostu pierwsze miejsca na listach partyjnych dla liderów. Wystarczy przekroczyć próg i praktycznie jest awans. |
Ktos przeciez musi byc na pierwszym miejscu. A wchodza ci z danej partii, ktorzy maja kolejno najwiecej glosow. Niekoniecznie musza byc z pierwszego miejsca, chociaz faktem jest, ze tak sie najczesciej zdarza. Ale ostatnie miejsce na liscie tez jest porzadane.
mad68 napisał/a | Demokracja umiera, bo spada frekwencja w wyborach przez nieodpowiedzialne działania polityków. |
Hm, widze ze setki socjologow i politologów na calym swiecie badajacych ten problem moze sobie dac spokoj, bo juz znalazles wyjasnienie Frekwencja spada z wyborow na wybory w niemal calym demokratycznym swiecie. Czy wszedzie powodem sa "nieodpowiedzialne dzialania politykow"? A spytam sie tradycyjnie, kto tych politykow wybiera?
mad68 napisał/a | Demokracja zaproponowana przez Veneda nie przejdzie - i bardzo dobrze. Na szybko widzę dwa elementarne zagrożenia:
1. Lud nie może decydować o wielu sprawach, na których się nie zna. Np. ja nie znam sie na giełdzie i nie chciałbym głosować w jakiejkolwiek kwestii jej dotyczącej.
2. Ewidentne rozwodnienie odpowiedzialności. No bo jak organy wykonawcze (rząd?) miałyby być w jakikolwiek sposób odpowiedzialne za wykonywanie wielu na pewno bzdurnych ustaw, uchwał, itp.? |
Ja zaproponowalem model zmodyfikowany d.d., zakladajacy, ze tak jak teraz polityka bedzie sie stale interesowac tylko niewielka grupa ludzi, ktora za to zainteresowanie nalezy promowac wiekszym wplywem na podejmowanie decyzji.
mad - 21 Lipca 2006, 23:11
Vened napisał/a | Hm, widze ze setki socjologow i politologów na calym swiecie badajacych ten problem moze sobie dac spokoj, bo juz znalazles wyjasnienie Frekwencja spada z wyborow na wybory w niemal calym demokratycznym swiecie. |
Troszkę żeś złośliwy Nie miałem zamiaru w jednym zdaniu udzielać odpowiedzi na tak złożony problem, dlatego wybrałem przyczynę najbardziej rzucającą się w oczy, typową. Może być inna: ludzie z natury przejawiają mniejszą aktywność w sytuacji większego bezpieczeństwa - a przecież takie daje demokracja. Zwróć uwagę, że frekwencja rośnie, gdy wybory mogą nieść ze sobą jakąś istotną zmianę - vide rok 1989.
Vened napisał/a | Ja zaproponowalem model zmodyfikowany d.d., zakladajacy, ze tak jak teraz polityka bedzie sie stale interesowac tylko niewielka grupa ludzi, ktora za to zainteresowanie nalezy promowac wiekszym wplywem na podejmowanie decyzji. |
Zdaje się, że Korwin-Mikke mówił, że niesprawiedliwością demokracji jest fakt, iż tak samo ważny jest głos profesora uniwersytetu i pijaczka-analfabety. Może pójść w tym kierunku i dać mądrzejszym więcej głosów? No, ja tylko takie hasło rzuciłem, proszę mnie nie mieszać z błotem. Tutaj też ci mądrzejsi mieliby większy wpływ na podejmowane decyzje.
Jedno wiem na pewno: władzą wykonawczą musi być jakiś rząd, a nie opinia publiczna w formie instytucji nie kończących się referendów.
Vened - 21 Lipca 2006, 23:29
mad68 napisał/a | Jedno wiem na pewno: władzą wykonawczą musi być jakiś rząd, a nie opinia publiczna w formie instytucji nie kończących się referendów. |
Opinia publiczna mialaby w d.d wladze ustawodawcza, a nie wykonawcza. Nikt nie proponuje, zeby wszyscy wspolnie zajmowali sie administracja panstwa.
mad - 21 Lipca 2006, 23:42
Ale kto by brał odpowiedzialność za decyzje podjęte w referendach? Toż to suicide!
Vened - 22 Lipca 2006, 00:11
mad68 napisał/a | Ale kto by brał odpowiedzialność za decyzje podjęte w referendach? Toż to suicide! |
W Szwajcarii przeprowadza sie rocznie dziesiatki referendow na rozne tematy. W koncu to narod jest suwerenem panstwa. A kto bierze odpowiedizalnosc za decyzje podjete w Sejmie?
mad - 22 Lipca 2006, 02:07
Wiem o Szwajcarii, zresztą było to już we wcześniejszym poście, czytałem. Przyznaję natomiast, że nie wiem, jakiego typu decyzje podejmują Szwajcarzy w referendach, jak daleko to jest posunięte. Ustalają budżet? Decydują, którędy "pójdzie" droga? No, ja głupi! Przecież drogi już sobie dawno zbudowali
Kyle Katarn - 27 Października 2010, 22:09
Z jednej strony, wprowadzenie demokracji dialogowej oznaczałoby skończenie z hipokryzją, jaką jest oficjalne mówienie o "demokracji" jako panującym ustroju, a jednoczesne postępowanie wbrew woli większości obywateli i wbrew zapowiedziom przedwyborczym - bo jak inaczej nazwać podnoszenie podatków zamiast zapowiadanego ich obniżenia (hasłem PO było 3 x 15 dla PIT-u, CIT-u i VAT-u), obniżanie wieku szkolnego wbrew woli większości społeczeństwa i wbrew protestom rodziców, a wcześniej wprowadzenie mundurków szkolnych, amnestii maturalnej i zmian w liście lektur szkolnych - wszystko także wbrew woli większości społeczeństwa.
Jeśli to jest postępowanie zgodne z zasadami demokracji (tzn. władzy ludu), to ja jestem ksiądz.
Zgodnie z definicją, demokracja to władza ludu, a nie grupy ludzi, której udało się oszukać resztę ludzi i mieć nieograniczoną władzę przez 4 lata.
Teraz mamy de facto oligarchię, a nie demokrację.
Nie ma siły, która jest w stanie wyegzekwować od państwa przestrzeganie "umowy społecznej". Niby władza ma jakieś obowiązki wobec rządzonych, ale nikt nie może zmusić tej władzy, by te obowiązki spełniała. Nie może tej władzy zmusić do tego lud, mimo że demokracja to właśnie władza ludu. W razie jakichś pretensji do władzy mogę je zgłosić do władzy. Która może, ale nie musi ich uznać. I nawet jeśli w wyborach spróbuję wybrać kogoś innego, to nadal będą mną rządzić ci sami, bo inni na nich zagłosują. Ergo takiej władzy nie można nazwać demokratyczną, bo nie sprawuje jej lud ani nią nie kieruje, a jedynie wybiera na cztery lata. Wybiera w nadziei, że nie zostanie oszukany i że ta władza nie postąpi wbrew oczekiwaniom. Ale ta nadzieja najczęściej okazuje się płonna.
Z drugiej strony, demokracja sama w sobie jako ustrój nie jest doskonała - niezależnie czy dialogowa, czy obecna oligarchiczna (chyba że mowa o demokracji cenzusowej, takiej jak np. w starożytnych Atenach). Bo oznacza zrównanie głosu mędrca z głosem głupca. Zrównanie elity z menelami. Demokracja promuje przeciętność oraz zakłada, że jeśli większa liczba ludzi poprze jakiś pomysł, to ten pomysł stanie się słuszniejszy. Co jest błędnym myśleniem, bo nikt nigdy nie udowodnił, że większość musi mieć rację.
Optymalnym rozwiązaniem wydawałoby się wprowadzenie arystokracji (tzn. władzy najlepszych), ale niestety groziłoby to zwyrodnieniem tego ustroju i powrotem oligarchii (przed czym przestrzegał Arystoteles, bo oligarchia to zwyrodniała forma arystokracji, podobnie jak tyrania to zwyrodniała forma monarchii (jedynowładztwa), a demokracja - zwyrodniała forma politei, czyli władzy wielu).
Monarchie przez setki lat się sprawdzały, ale zwłaszcza w cywilizacjach pozaeuropejskich często dochodziło do zwyrodnień, co widać chociażby po krajach arabskich, gdzie władcy byli szczególnie okrutni i despotyczni. Ale nie tylko tam. W Europie też takich nie brakowało.
Rafał - 28 Października 2010, 08:24
No i?
Jest jakieś wyjście z sytuacji?
dalambert - 28 Października 2010, 08:39
Rafał, a moze "System Kurialny" jak w CK Monarchii ?
1/ Prawo głosu maja tylko ci co płaca podatki.
2/W zależności od kwoty płaconych podatków ustawiony jest system "Kurii" czyli
płacisz od 1 do 5000 - Kuria A
płacisz od 5001 do 30 000 = Kuria B
Płacisz od 30 001 do dużo wiecej - Kuria C
kruczek w tym, że w danym okregu wyborczym na każdą "Kurie" przypada ta sama ilość mamdatów, więc np. uzyskanie mandatu z Kurii A wymaga 100 000 głosów.
a z Kurii C, 300 głosów płacących najwyższe podatki.
Można i tak, ale to teoria czysta, zaś "demokracja dialogowa" to już była, na Agorze pod Akropolem w Atenach i władzą demagogów się skończyło, patrz los Sokratesa i Temistoklesa choćby
ps. dla historyków parlamentaryzmu wyjaśniam, ze podany opis systemu kurialnego jest SKRÓTEM myślowym, co by jasno wypowiedzieć , o co biegało, nie dysertacją historyczną - kogo ciekawi niech se szczegóły wygoogla - jest znacznie 'ciekawiej" niż opisałem
Kyle Katarn - 28 Października 2010, 10:27
Rafał napisał/a | Jest jakieś wyjście z sytuacji? |
Trudno powiedzieć. W każdym razie demokracja bezpośrednia cenzusowa wydaje się być relatywnie lepszym rozwiązaniem niż obecna oligarchia klasy politycznej wybierana przez całe społeczeństwo (w tym żuli, dresiarzy, kryminalistów, moherów itd.) raz na 4 lata, przez które może realizować różne szkodliwe pomysły (jak choćby wymienione w poprzednim poście).
dalambert, czym się od siebie różniły poszczególne kurie? Czy były hierarchiczne i czy litera A oznacza kurię najniższego stopnia, B stopnia wyższego itd.?
Tak czy inaczej, wygląda na to, że w CK Austro-Węgrzech też była demokracja cenzusowa, tak jak na początku we Francji i Anglii.
Na pewno ten system był lepszy niż w czasach, gdy kanclerzem Austrii był Metternich. On nie został wybrany, tylko reprezentował absolutyzm. Jakie były skutki dla ludności - wiadomo z historii.
Na marginesie taka dygresja a propo czasów CK: monarchia nie wydaje się być złym pomysłem, o ile daje się reformować, ale jednocześnie być silna i nieprzejednana wobec ruchów rewolucyjnych. Nieostrożna polityka monarchii grozi tym, co stało się w Rosji w 1917 oraz w Niemczech i Austro-Węgrzech w 1918. Rewolucjoniści obalili monarchie, po czym w tych krajach zapanował chaos, który pozwolił bardziej radykalnym niż "obalacze monarchii" rewolucjonistom - komunistom - przejąć władzę w Rosji na 73 lata, a w Bawarii i na Węgrzech na kilka miesięcy. Powstałe w wyniku I wojny światowej republiki były mało stabilne, wobec czego najpierw w 1919 dały się na krótko opanować komunistom, a w 1932-1945 opanować nazistom i komunistom - tym drugim na wiele lat.
Gdyby w Rosji utrzymała się monarchia, to bolszewicy nigdy nie przejęliby władzy. A gdyby w Niemczech i Austrii utrzymały się monarchie, to władzy nie przejęliby naziści. Miliony ofiar dwóch totalitaryzmów uniknęłyby śmierci, a gospodarki krajów nie zostałyby zrujnowane. Mongolskim i chińskim komunistom nie miałby kto pomóc w przejęciu władzy (Armia Czerwona 1946-1950 aktywnie pomagała Mao w walce o władzę), a w północnej Korei nie zapanowałby komunizm. Tak samo w wieku krajach Afryki nie doszłoby to ustanowienia "republik ludowych i socjalistycznych", jak to się stało w Algierii, Egipcie, Etiopii, Angoli, Mozambiku i Kongu w latach 60-70.
Wielu katastrof można by uniknąć, gdyby nie upadek tych monarchii.
Owszem, Polska, Czechosłowacja i kraje bałtyckie uzyskały niepodległość w wyniku I wojny światowej, ale co z tego, skoro w 1939-1940 ponownie ją utraciły, i to na rzecz tych państw, od których wcześniej się uwolniły? A rządy hitlerowskie i stalinowskie były bez porównania gorsze niż rządy cesarskie i carskie.
Tak samo, kraje Kaukazu uzyskały niepodległość w 1918 r., ale dwa lata później zostały zdobyte przez Rosję sowiecką. Więc per saldo rewolucje rosyjskie wyszły dla nich in minus.
dalambert - 28 Października 2010, 10:36
Kyle Katarn napisał/a | W każdym razie demokracja bezpośrednia cenzusowa wydaje się być relatywnie lepszym rozwiązaniem niż obecna oligarchia klasy politycznej wybierana przez całe społeczeństwo |
tak -
Kyle Katarn napisał/a | czym się od siebie różniły poszczególne kurie? Czy były hierarchiczne i czy litera A oznacza kurię najniższego stopnia, B stopnia wyższego itd.? |
l jak zaznaczyłem w post scriptum - mój opis to wielki skrót.
kurii początkowo było cztery , związanych za statusem społecznycm i majątkowym, z przydzieloną , nie równą, iloscią mandatów na kurię, potem dodano piątą dla wszystkich co nie mieli czynnego prawa wyborczego w pozostałych czterech kuriach - szczegóły radzę wygoolać - system był cholernie skomplikowany, zważywszy jeszcze problemy narodowościowe Monarchii.
a co do tego, że monarchia jest lepsza niż np. prezydentura to oczywiście, że tak powiem - odpadają choćby koszta wyborów co kadencję
Kyle Katarn - 11 Listopada 2010, 21:03
dalambert napisał/a | co do tego, że monarchia jest lepsza niż np. prezydentura to oczywiście, że tak powiem - odpadają choćby koszta wyborów co kadencję |
Akurat ten problem równie dobrze mogłoby rozwiązać wybieranie prezydenta przez parlament - tak było w Polsce przedwojennej i do dziś jest w niektórych krajach.
Trafniejszym argumentem za monarchią wydaje mi się stwierdzenie Antoine'a de Rivarola, że "Władca absolutny może być Neronem, lecz bywa niekiedy Tytusem lub Markiem Aureliuszem. Lud często jest Neronem, nigdy zaś Markiem Aureliuszem".
Bo w istocie, masy ludzkie są z natury bezwładne i podatne na działanie przypadkowych sił, instynktu stadnego itd. Ulegają złudzeniom, wierzą w rozmaite stereotypy, podejmują decyzję na zasadzie "Zdaje mi się" czy "Ja się nie znam, to się wypowiem". Wielu ludzi popiera tych kandydatów, którzy powtarzają okrągłe frazy i slogany, a nie tych, którzy myślą samodzielnie i idą pod prąd. Demokracja nie sprzyja selekcji, ustaleniu jasnego podziału na to, które decyzje są mądre, a które głupie. A monarcha czasem podejmuje trudne decyzje wbrew stanowisku szlachty i wychodzi to na dobre. Rzeczpospolita Obojga Narodów tak osłabła w XVII i XVIII wieku głównie dlatego, że królowie za dużo władzy przekazali szlachcie. Sąsiedzi Polski byli w tym czasie rządzeni silną ręką, królowie trzymali szlachtę za twarz, więc i państwa były silne, bo nie było komu "ciągnąć płótna w swoją stronę". Autorytet władcy utrzymywał jedność tych państw. A w Rzeczpospolitej - ciągle jakieś konfederacje, bunty przeciw królowi, załatwianie prywatnych interesów kosztem kraju - i przez to Polska słabła, a kraje ościenne się umacniały.
Fidel-F2 - 11 Listopada 2010, 21:12
daj jeszcze przepis jak uleczyć koklusz
Chal-Chenet - 11 Listopada 2010, 21:27
Fidel, zakochałeś się, że tak za kolegą łazisz?
|
|
|