Ludzie z tamtej strony świata - Robert M. Wegner
Anonymous - 20 Marca 2006, 22:17
Cytat | Ale kochani, co byście woleli - zakończenie poukładane wedle naszych schematycznych wyobrażeń? Kochał ją, to odrzucił swoje obyczaje (kłania się Hollywood), albo nie mógł podnieść na nią miecza, to wybrał śmierć z własnej ręki (kino europejskie)? Czy jednak właśnie takie drażniące, oburzające zakończenie, które nie pozostawia nas obojętnymi i zmusza do bicia się z myślami? Ja wybieram to drugie. I moim zdaniem nie jest ono wysilone, tylko logicznie wynika z tekstu, jest świadomym wyborem autora, do którego zmierza poprzez całą fabułę. Gdybym to ja miał na warsztacie tę historię (wiem, że marny ze mnie autorytet, ale tylko taki mam pod reką), też bym tak zakończył. I pękałbym z dumy, że udało mi się poruszyc czytelników. |
Zakończenie rzeczywiście, jak to ująłeś, logicznie wynika z tekstu. Ja tylko chciałabym móc porozmawiac z autorem. Najpierw wydawało mi się, że to ma być historia wielkiej i niemożliwej do spełnienia miłości, ale po głębszej analizie doszłam do wniosku, że bohaterom współczuć nie można, że żadnej wielkiej miłości tam nie ma. Chciałabym wiedzieć, jak widział to autor.
feralny por. - 20 Marca 2006, 23:28
Miria napisał/a | Najpierw wydawało mi się, że to ma być historia wielkiej i niemożliwej do spełnienia miłości, ale po głębszej analizie doszłam do wniosku, że bohaterom współczuć nie można, że żadnej wielkiej miłości tam nie ma. |
No właśnie, żadnej wielkiej miłości nie ma, jeżeli się z tym zgodzimy to wszystko jest ok. Może nie chodzi o złe/niewłasciwe (nie wiem czy to dobre słowo) zakończenie ,ale o tytuł. Może to tytuł jest nie na miejscu. Bo kocham cię nad życie, no przecież nie kochał jej nad życie, bo nie poświęcił dla niej swojego życia, wręcz przeciwnie. Może tytuł powinien brzmieć, no nie wiem, Prawo gór i wdedy nie byo by tego rozdźwięku.
Emilia - 21 Marca 2006, 03:10
Bo kocham Cię nad życie z Tobą
Już zobaczyłaś twarz i stało się zło
Sztyletu na siebie podnieść nie mogę
Zabić niestety nie ma mnie kto...
Nie chcę Cię skazać na prawa katusze
Moja nieszczęsna pozwolić nie mogę
Więc ja przeklęty uwolnię Twą duszę
Bo kocham Cię miła nad życie...
Fidel-F2 - 21 Marca 2006, 07:03
Emilia napisał/a | Bo kocham Cię nad życie z Tobą
Już zobaczyłaś twarz i stało się zło
Sztyletu na siebie podnieść nie mogę
Zabić niestety nie ma mnie kto...
Nie chcę Cię skazać na prawa katusze
Moja nieszczęsna pozwolić nie mogę
Więc ja przeklęty uwolnię Twą duszę
Bo kocham Cię miła nad życie... |
Super super. Co to?
Emilia - 21 Marca 2006, 09:44
Fidel-F2 napisał/a | Emilia napisał/a | Bo kocham Cię nad życie z Tobą
Już zobaczyłaś twarz i stało się zło
Sztyletu na siebie podnieść nie mogę
Zabić niestety nie ma mnie kto...
Nie chcę Cię skazać na prawa katusze
Moja nieszczęsna pozwolić nie mogę
Więc ja przeklęty uwolnię Twą duszę
Bo kocham Cię miła nad życie... |
Super super. Co to? |
Nic. Napisałam co usłuszała Isanell od Yateha w swojej ostatniej chwili...
Ona go zrozumiała... Ona mu wybaczyła...
Gustaw G.Garuga - 21 Marca 2006, 09:58
Fidel-F2 napisał/a | Gustaw G.Garuga napisał/a | mamy tu autentyczny dramat bohatera schwytanego między twarde prawo a poryw serca |
Problem w tym, że nie mamy. Ja nie mam zastrzeżeń co do zakończenia jako takiego i bym go nie zmieniał. Mam natomiast do braku tej walki wewnętrznej. Ja dłużej zastanawiam się nad kombinacją jakość/cena keczupu w supermarkecie niż bohater nad zabić/nie zabić ukochaną. |
Autor chyba świadomie oszczędził nam opisu wewnętrznych rozterek Yatecha. Skąd wiesz, że nic nie działo się między ostatnim a przedostatnim akapitem? Może jednak jakieś myśli kłębiły mu się pod czaszką, kiedy kochali się ostatni raz? Naprawdę chciałbyś, abyśmy otrzymali na tacy podany zapis roztrząsania przez Yatecha dylematu? Ja nie. Jest zaskoczenie, bolesny wstrząs - milość, a potem śmierć. Drobiazgowa relacja z Yatechowego "bicia się z myślami" zepsułaby efekt, mogłaby wypaść nieprzekonująco, sztucznie. Dla mnie jest dobrze tak, jak jest.
Fidel-F2 - 21 Marca 2006, 10:02
Emilia napisał/a | Nic. Napisałam co usłuszała Isanell od Yateha w swojej ostatniej chwili... Crying or Very sad |
Naprawdę jestem pod wrażeniem
Haletha - 21 Marca 2006, 11:45
Skoro wczułam się już w rolę prokuratora, zadam jeszcze jedno pytanie: skąd wy znacie to prawo gór? Autor napisał tylko o pierwszym prawie Harudiego dotyczącym mieszanych małżeństw. Nie ma nic o konsekwencjach grożących za jego złamianie, czy odejście z plemienia. Gdyby były istotne, powinien był o nich wspomnieć, prawda? A że nie ma nic, równie dobrze można dopisać sobie kropkę dad i według widzimisię współczesnego Europejczyka, co według Araba. Bo to nie jest nasz świat.
Yatech romansując najpierw z mężatkami, później z Isanell, łamie "europejskie prawa", czyli wkracza na grunt cudzołóstwa. Broniąc go można się powołać na to, że nie wiemy nic o występowaniu tych praw na tamtej pustyni. Ale tak samo nie wiemy, czy kobiety są tam uznawane za istoty niższe (no dobra, możemy się trochę domyślać, jako że autor operuje schematami), czy że świętokradcę czeka jakaś rytualna śmierć. A skoro nie wiemy, można równie dobrze założyć, że problem nie istnieje.
- Dlaczego... dlaczego to wszystko jest takie trudne? - wyszeptała - Dlaczego nie możesz być zwykłym mężczyzną, kupcem, żołnierzem, choćby parobkiem.
Nie znał odpowiedzi. Kolejny raz.
Zrozumiałam, że Yatech kocha Isanell ponad życie, ale od tego życia jest ważniejsze jeszcze jedno: prawo gór. Nadanie takiego tytułu na pewno nieco rozjaśniłoby sprawę, aczkolwiek rozumiem, że pozbawiłoby opowiadanie elementu zaskoczenia i dwuznaczności. Więc jest fajnie tak, jak jest. Niemniej nadal uważam (podobnie ja autor - to akurat jest napisane czarno na białym), że te restrykcyjne przepisy można interpretować inaczej;-) Jeśli Yatech uważał, że naprawdę koniecznie ktoś musi ponieść śmierć (IMHO niesłusznie: przecież Isanell "należała do niego" i darzyła go miłością, nie mogła więc chyba ukraść mu duszy) i uznał, że musi to być ona, żeby nie została sama na świecie, to przecież mógł zaciukać oboje. Skoro kochał ją nad [własne] życie. Nie doszukałam się, żeby miał jakieś powinności wobec ojczyzny, które nakazywałyby mu pozostanie przy życiu. Odkupienie ludu? Okej, z tym argumentem może się zgodzę, jeśli ktoś będzie dobry zarzucić cytatem, bo nie mogę go znaleźć:)
Anonymous - 21 Marca 2006, 13:18
Gustaw G.Garuga napisał/a | Autor chyba świadomie oszczędził nam opisu wewnętrznych rozterek Yatecha. Skąd wiesz, że nic nie działo się między ostatnim a przedostatnim akapitem? Może jednak jakieś myśli kłębiły mu się pod czaszką, kiedy kochali się ostatni raz? | Nawet jesli sie kłebily, to ciut późno sie zreflektowal, że romas z córka pracodawcy nie jest najlepszym pomysłem ani dla niego ani dla niej, bez względu na prawdziwość tego uczucia. O honorze przypomnial sobie dopiero zabijając dziewczynę. Chciał szacunku dla własnych praw, ale zupelnie nie przejmował sie prawami rządzącymi społecznością, w której przebywał. Podtrzymuję opinię, że bohater był skończonym draniem i wcale jej nie kochał.
Haletha napisał/a | Odkupienie ludu? Okej, z tym argumentem może się zgodzę, jeśli ktoś będzie dobry zarzucić cytatem, bo nie mogę go znaleźć:) |
Nie mam czasu przepisywac, fragment znajduje sie na stronie 54, w drugiej kolumnie na dole. W sumie interpretować go mozna różnie. Chyba zalezy tez, jak interpretowal owo odkupienie sam bohater.
Gustaw G.Garuga - 21 Marca 2006, 13:39
A co, drań nie może kochać? Trochę nie rozumiem Mirio Twoich zarzutów. A bo to ludzie zawsze sa konsekwentni? Romans z córką gospodarza mógł nie stanowić aż takiego wykroczenia przeciwko "prawu gór", skoro się weń wdał. Mnie gość wnerwia, sam też żałował swego czynu, przepraszał zań ukochaną (wprawdzie post factum, ale zawsze), jednak bezwzględne prawo okazało się w tej sytuacji nadrzędne. Uważam, że ją kochał. Po swojemu, po issarsku. I stała się tragedia.
Anonymous - 21 Marca 2006, 13:58
Gustaw G.Garuga napisał/a | Romans z córką gospodarza mógł nie stanowić aż takiego wykroczenia przeciwko prawu gór, skoro się weń wdał. |
Nie stanowił wykroczenia przeciwko prawom gór, ale stanowił wykroczenie przeciwko prawom gościnności, zasadom, które obowiązywały w domu, w którym mieszkał. Dlatego IMHO zasłanianie sie honorem i zasadami w wykonaniu człowieka, który sam zasady łamie jest mało przekonujące. Z drugiej strony zapewne znajdzie się wielu ludzi myslących podobnie jak bohater.
Gustaw G.Garuga napisał/a | Uważam, że ją kochał. Po swojemu, po issarsku. I stała się tragedia. |
Ja uważam, że nie, i masz rację, rozbieżność interpretacji świadczy na korzyśc utworu. Zresztą zalezy co nazywasz miłością, są tacy, którzy nazwywają tym imieniem obsesję, zauroczenie, głęboką przyjaźń itd. Dla mnie miłości nie ma tam, gdzie jest egoizm w czytej postaci.
Gustaw G.Garuga - 21 Marca 2006, 14:02
Miria napisał/a | rozbieżność interpretacji świadczy na korzyśc utworu |
Pełna zgoda.
Haletha - 21 Marca 2006, 14:15
Ano tak, o to odkupienie chodzi:) W porządku, akceptuję i rozumiem. Yatech pro publico bono postanowił i zostać przy swoim ludzie (zamiast ożenić się z Isanell - szkoda tylko, że wpadł na to tak późno), gdyż nie przysłużyłaby mu się dodatkowa zdrada. Tylko dlaczego koniecznie musiał pozostać przy życiu? Miał na głowie obronę jakiejś Jasnej Góry? I czemu - jako bądź co bądź światowiec - liczył się wyłącznie z własnymi tradycjami? Czyżby drugie prawo Harudiego mówiło: "innym ludom szkódź ile się tylko będzie dało"?
Cytat 1: Zostanę w waszym domu i będę go strzegł, jakby był moim własnym - obietnica okazała się bez pokrycia.
Cytat 2: Flirt przebiegał zawsze w ten sam sposób (...). Z tego powodu musiał stoczyć jeszcze kilka pojedynków (...). Aerin zaś najwyraźniej świetnie się bawił obserwując jego zmagania. - wniosek: Aerin skrycie popierał kumpla i przymykał oko na jego zabawy wykraczające poza określone granice (skoro kończyły się pojedynkami). Yatech nie był głupi i musiał wiedzieć, że wybacza mu się po znajomości (bogaty kupiec najwyraźniej liczył się w towarzystwie, co przechodziło i na jego przyjaciół) postępki sprzeczne z prawem gospodarza. Sam jednak nie mógł wybaczyć jego córce okazania nietolerancji względem jego tradycji. A przecież, idąc dokładnie tą samą drogą, mógł o tym zwyczajnie przemilczeć.
Już nie chodzi o to, co nasz bohater MUSIAŁ zrobić. Tylko czego NIE MUSIAŁ. Albo raczej NIE POWINIEN.
Rafał - 21 Marca 2006, 14:20
Bo to zły człowiek był.
Anonymous - 21 Marca 2006, 14:43
Haletha napisał/a | Tylko dlaczego koniecznie musiał pozostać przy życiu? Miał na głowie obronę jakiejś Jasnej Góry? I czemu - jako bądź co bądź światowiec - liczył się wyłącznie z własnymi tradycjami? Czyżby drugie prawo Harudiego mówiło: innym ludom szkódź ile się tylko będzie dało? |
Jeśli naprawdę jej nie kochał - a taka jest moja opinia - to czemu miał popełniac samobójstwo? Czemu liczył sie tylko z własnymi tradycjami? Dobre pytanie własnie.
Haletha napisał/a | Yatech nie był głupi i musiał wiedzieć, że wybacza mu się po znajomości (bogaty kupiec najwyraźniej liczył się w towarzystwie, co przechodziło i na jego przyjaciół) postępki sprzeczne z prawem gospodarza. Sam jednak nie mógł wybaczyć jego córce okazania nietolerancji względem jego tradycji. A przecież, idąc dokładnie tą samą drogą, mógł o tym zwyczajnie przemilczeć. |
Na ten temat można spekulowac do woli. Wydaje mi się, ze "prawa gór" jednak nie można porównać z tradycją, o której piszesz. Chyba bez dodatkowych informacji nic więcej nie można na ten temat powiedzieć.
Czarny - 22 Marca 2006, 07:35
Matko cóż tu za górnolotne postawy rozpatrywane są. Toż on zachował się jak typowy facet (no może prócz ostatniego czynu). Póki w grę wchodziło jedynie przytaczane już "bzykanie", to wszystko było OK. Gość był zadowolony ("zakochany") opowiadał panience różne pierdoły jak to ją kocha nad życie, czego to by nie poświęcił itd (one lubią takie kity ). A kiedy przyszło do żeniaczki prysnął "spod ołtarza". To pchnięcie zaliczyła natomiast w ramach prawa gór o nieoglądalności twarzy Issarama.
Zwykły facet - zimny i wyrachowany
Emilia - 22 Marca 2006, 08:09
Czarny a skąd ten cynizm. Naprawdę tak źle myślisz o mężczyznach. Według ciebie jesteście zimnymi draniami, egoistami myślącymi tylko o sobie. To ma być w dodatku typowe zachowanie? Nie rozumiem...
Czarny ty dokonujesz manipulacji! Ty wcale tak nie myślisz tylko chcesz, żebyśmy gwałtownie zaprzeczyły, że wcale tacy nie jesteście. Tylko wspaniali i wogóle. O nie, nie. Niedoczekanie twoje.
Czarny - 22 Marca 2006, 09:37
Dlaczego mój REALIZM zawsze brany jest za CYNIZM. Czyż ucieczka sprzed ołtarza to nie jest znany motyw w postępowaniu mężczyzn. Bara-bara jak najbardziej, ale kiedy przychodzi do "zakucia w kajdany", to pada na mężczyzn blady strach. Jak widać nawet straszliwi Issaramowie mają typowo męskie odruchy. Nie zwróciliście uwagi, że zabił ją i uciekł, dopiero gdy wspomniała o małżeństwie
Emilia - 22 Marca 2006, 10:09
Czarny napisał/a | Czyż ucieczka sprzed ołtarza to nie jest znany motyw w postępowaniu mężczyzn. Bara-bara jak najbardziej, ale kiedy przychodzi do zakucia w kajdany, to pada na mężczyzn blady strach. |
Nie przypisuj sobie tak łatwo zasług na polu ucieczek sprzed ołtarza, bo to raczej my uciekamy różnym takim łobuzom
Cytat | Jak widać nawet straszliwi Issaramowie mają typowo męskie odruchy. Nie zwróciliście uwagi, że zabił ją i uciekł, dopiero gdy wspomniała o małżeństwie |
Ja wolę dostrzegać w tym dramat kochanków, a Yatech bez swojej Isanell cierpi i bardzo szybko zginie w jakimś pojedynku. Wtedy się spotkają i bedą razem na zawsze...
Haletha - 22 Marca 2006, 10:12
Nieprawda, on pójdzie do piekła;-DD
Czarny - 22 Marca 2006, 10:13
Nie mogę sobie przypisać takiej zasługi, bo ja nie uciekłem , ale pozostaję przy przekonaniu, że jest to przypadłość męska. Może nie dosłownie "sprzed ołtarza", ale kiedy jest mowa o wspólnej przyszłości, małżeństwie, rodzinie, to mężczyźni często "wyrakowują" z takiego związku
Emilia - 22 Marca 2006, 10:25
Haletha napisał/a | Nieprawda, on pójdzie do piekła;-DD |
Nieprawda! W objęcia Isanell, poza głupimi ziemskimi prawami.
Łodzianin - 22 Marca 2006, 11:51
Coś czuję, że zostanę rozszarpany ale to opowiadanko płytkie jest jak harcerska latryna. Rozwodzenie się nad moralnością świata, który został nam pokazany w mikroskopijnym wycinku, powoduje powstawanie efektu aurerii. Mówiąc krótko, wyciągamy wnioski znając strzępy faktów. Ad meritum, owszem, piętnastoletnia panienka napalona jak kotka w rui, rzuca sie w objęcia kolesie, który ma syndrom ryby fugu. Finał jest do przewidzenia. Jeżeli byłby on lojalny, to pogoniłby ją gdzie pieprz rośnie. Jeżeli ona miałaby ślady rozumu, to spokojnie wykorzystywałaby go jak żywy wibrator i żyliby długo i szęśliwie. Jakiś czas.
Gustaw G.Garuga - 24 Marca 2006, 09:38
Łodzianin napisał/a | Rozwodzenie się nad moralnością świata, który został nam pokazany w mikroskopijnym wycinku, powoduje powstawanie efektu aurerii. Mówiąc krótko, wyciągamy wnioski znając strzępy faktów. |
Na tym m.in. polega dobre opowiadanie - autor kilkoma ruchami pióra opisuje świat, który skłania czytelnika do ciągnięcia własnych rozmyślań nad wydarzeniami, przyczynami, motywacjami itp.
PS. Aureria? Nie mam tego w słowniku.
Rafał - 24 Marca 2006, 10:21
Chyba miało być "Aurora borealis" - taki skrót wyszedł?
Anko - 24 Marca 2006, 12:19
Łodzianin napisał/a | Coś czuję, że zostanę rozszarpany ale to opowiadanko płytkie jest jak harcerska latryna. | Ja co prawda nie miałam takich skojarzeń, ale w ogólności popieram wymowę Twojej wypowiedzi! Ode mnie żdnych rozszarpywań, tylko ukłony, ewentualnie .
Rafał napisał/a | Jeśli już zgrzeszył to wyjściem i zmazaniem plamy na honorze byłoby tylko i wyłącznie seppuku. | :bravo Popieram! Wszak było powiedziane: musi zabić wszystkich, którzy widzieli jego twarz, lub zginąć. A zatem nie byłoby to wbrew obyczajowi, gdyby "zginął" z własnej ręki.
Bohater mi się nie spodobał, bo skalał swój honor kłamstwem. Gdyby - jak zapewniał - tak bardzo kochał tę dziewczynę (nad życie, jak mamy w tytule), to przecież powinien poświęcić własne życie po to, by ukochana mogła przeżyć. Ale on nie był gotów ocalić tej dziewczyny za wszelką cenę, jak się na koniec okazało. Okazał się egoistą - po prostu ją zabił, żeby zachować własną skórę, nienaruszone poczucie honoru i wierności obyczajom oraz ładne i łzawe wspomnienie nieszczęśliwej miłości (bo jeszcze by się okazało, że mógł kochać dziewczynę piękną, ale nie okaleczoną, ślepą - i co wtedy? ).
Oczywiście, ja na miejscu autora albo bym nie wkładała takich kłamstw w usta "honorowego wojownika" albo już konsekwentnie napisała, że miłość była dlań ważniejsza niż walka i honor, więc porzucił swoje obyczaje. Nie chcecie happy endu? Ależ wcale go być nie musi. Żona wówczas stwierdza, że ten jej mąż - kupiec albo hodowca bydła i pantoflarz wcale jej tak nie pociąga jak wcześniejszy tajemniczy, a do tego nadludzko sprawny w boju macho. I facet budzi się z ręką w nocniku , bo nie dość, że stracił honor, to jeszcze szacunek ukochanej, która go jeszcze zacznie zdradzać z wysportowanym ochroniarzem karawan... O, i to dopiero jest zaprzeczenie happy endu!
Prościej jednak i w zgodzie z treścią byłoby po prostu nie wkładać takich kłamstw w usta bohatera. Wtedy zakończenie byłoby konsekwentne, tragiczne - i niezwykle przewidywalne, niestety.
Haletha napisał/a | Autor napisał tylko o pierwszym prawie Harudiego dotyczącym mieszanych małżeństw. Nie ma nic o konsekwencjach grożących za jego złamianie, czy odejście z plemienia. Gdyby były istotne, powinien był o nich wspomnieć, prawda? A że nie ma nic | Również popieram. W tekście mamy tylko "to miejsce zostało nam dane przez bogów (...) jako obietnica, że dostąpimy kiedyś odkupienia." Czyli jak sądzę, bohater mógł ryzykować utratę tegoż odkupienia - oczywiście w świetle swojej religii, bo przecież są też "wasi kapłani", jak mówi do dziewczyny - z politowaniem i szyderstwem, cóż... Ale czyż nie zdarza się na świecie, by ktoś z miłości porzucił dawną religię i zmienił wyznanie na to, w które wierzy ukochana osoba? W niektórych wypadkach grozi to nie tylko anatemą ze strony dawnych rodaków, ale też np. chęcią zemsty (czytało się o przypadkach, gdy córka Arabów, którzy wyemigrowali do Europy, na miejscu poślubiała kogoś wbrew woli rodziców - domyślam się, że zapewnie chodziło o nie-Araba - a potem rodzina zabijała dziewczynę za skalanie honoru tejże rodziny). Oczywiście, to jest patologia i nikomu takiego losu nie życzę. Niemniej, to dowodzi, na co są w stanie narazić się ludzie w imię miłości.
Pod warunkiem, że kochają naprawdę, a nie tylko pletą trzy po trzy, żeby zwabić drugą osobę na kolejną noc.
Gustaw G.Garuga napisał/a | Może jednak jakieś myśli kłębiły mu się pod czaszką, kiedy kochali się ostatni raz? | No nie wiem, czy w takich chwilach człowiek jest w nastroju do myślenia... To by mu zepsuło rozkosz.
Niemniej, jeśli autor żadnych myśli nie podaje, to niby dlaczego mam usprawiedliwiać bohatera? Równie dobrze mogę przypuścić, że przed zabójstwem kłębiły mu się myśli niecne. Np. pięknie, fajnie, lubię podniecać dziewczyny swoją tajemniczością, lubię, jak mi do łóżka wskakują, ale żenić się? Łeee... A jak jest taka namolna i nie można się jej pozbyć perswazją, to trzeba będzie brutalnie...
Dobra, wiem, że końcówka sugeruje coś innego, ale skąd mam wiedzieć, czy bohater znowuż nie kłamie? Już raz skłamał... i żeby tylko raz. A te słowa akurat wyglądają na nieudolną próbę samousprawiedliwienia. To "wybaczcie mi wszyscy", co to ma być? "Przepraszam, że zabiłem wam córkę?" Żałosne.
Gustaw G.Garuga napisał/a | Drobiazgowa relacja z Yatechowego bicia się z myślami zepsułaby efekt, mogłaby wypaść nieprzekonująco, sztucznie. | Bo nieprzekonujące jest twierdzenie, jakoby "macho" w ogóle myślał albo miał jakoweś rozterki?
Gustaw G.Garuga napisał/a | Romans z córką gospodarza mógł nie stanowić aż takiego wykroczenia przeciwko prawu gór, skoro się weń wdał. (...) bezwzględne prawo okazało się w tej sytuacji nadrzędne. Uważam, że ją kochał. Po swojemu, po issarsku. | Miłość to takie wielkie słowo.
Romans to co innego - nie musi mieć szlachetnych pobudek, chodzi tu często o zaspokojenie popędu płciowego oraz potrzeby bliskości, czułości i bezpieczeństwa. Facet potrzebował baby, a do tego czuł się obcy i samotny, więc chciał też akceptacji. Normalny mechanizm, powodowany biologią i psychologią. Ale jeśli nazywa się to miłością i to taką nad życie, to już jest przegięcie. :evil: Myślę, że bohater dziewczyny nie kochał. Pożądał jej, o tak. Za to ona, jak każda kobieta, łaknęła czułych słówek. Więc wciskał jej kity. Tu w pełni się zgodzę z Czarnym:
Czarny napisał/a | Matko cóż tu za górnolotne postawy rozpatrywane są. Toż on zachował się jak typowy facet (no może prócz ostatniego czynu). Póki w grę wchodziło jedynie przytaczane już bzykanie, to wszystko było OK. Gość był zadowolony (zakochany) opowiadał panience różne pierdoły jak to ją kocha nad życie, czego to by nie poświęcił itd (one lubią takie kity ). A kiedy przyszło do żeniaczki prysnął spod ołtarza. | :bravo
Emilia napisał/a | Ona go zrozumiała... Ona mu wybaczyła... | Och Emilio, mogłabyś pisać libretta oper! Ale gdzie Twa poprzednia dociekliwość, tropienie nielogiczności i niekonsekwencji? Czyżbyś cały zapał na ten cel przeznaczony zużyła przy poprzednim numerze?
Specjalnie nie wstawiam emotikonu, bo to nie jest żadne szyderstwo ani naśmiewanie się, a każdy uśmieszek mógłby być niebacznie za coś takiego poczytany.
gorat - 24 Marca 2006, 15:13
Zauważyłem, że chyba nikt nie odczytał tytułu jako słowa dziewczyny
Emilia - 24 Marca 2006, 17:47
Anko napisał/a | Emilia napisał/a | a]Ona go zrozumiała... Ona mu wybaczyła... | Och Emilio, mogłabyś pisać libretta oper! Ale gdzie Twa poprzednia dociekliwość, tropienie nielogiczności i niekonsekwencji? Czyżbyś cały zapał na ten cel przeznaczony zużyła przy poprzednim numerze?
Specjalnie nie wstawiam emotikonu, bo to nie jest żadne szyderstwo ani naśmiewanie się, a każdy uśmieszek mógłby być niebacznie za coś takiego poczytany. |
NURS prosił, żebym nie psuła innym zabawy, więc nie psuję niech się bawią. Na moje uwagi przyjdzie czas.
A teraz mam nastrój, żeby sobie powzdychać w stylu ach jak ona go kochała, och jak on ją kochał, och ach jak oni się kochali. I to też jest bardzo przyjemne, i potrzebne i tak lubię i jest mi z tym dobrze och, ach.
Gustaw G.Garuga - 24 Marca 2006, 18:31
Anko, założę się, że autor, jeśli to czyta, to zaciera ręce z radości. Nie zastanawia Cię, że może taka kontrowersyjna końcówka była jego celem? Ty proponujesz mu inne, "lepsze" zakończenia; tymczasem obawiam się, że pozbawione one są podobnej oryginałowi mocy poruszania czytelnika. Po prostu.
joe_cool - 25 Marca 2006, 16:30
gorat napisał/a | Zauważyłem, że chyba nikt nie odczytał tytułu jako słowa dziewczyny :) |
bo ona tego nie mówi, a on owszem (str.55)...
moim zdaniem laska była infantylna, naiwna i głupia. cały czas się domagała słów miłości. oszołomiona tymi słowami sama nie wiedziała, co właściwie robi - taki klasyczny romantyzm zauroczonej nastolatki... innym się nie udało, ale mi się uda, bo nasza miłość (jaka, kurna, miłość?!?) jest inna, lepsza i w ogóle.
i zgadzam się z Czarnym, że facet się zachował jak klasyczny samiec.
bo tak w sumie całkiem sporo stereotypów w tym opowiadaniu się znalazło...
a i tak mi się podobało :D
|
|
|