To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Powrót z gwiazd - Nasza fantastyczna twórczość

Kostucha Drang - 25 Lipca 2008, 10:05

Panie i Panowie ! Z dumą prezentuję mój teledysk do "Daddy's Hammer" Paula Fenecha.

Niewskazane dla osobników o słabszej psychice oraz kobiety w ciąży


Słuchać głośno !!!

http://pl.youtube.com/watch?v=RhkBmLZ2dZo


pozdr.

MOFFISS - 29 Lipca 2008, 14:07

Od autora: to moje pierwsze większe opowiadanko. Mam wielka prosbę o ocenę, może być kubeł zimnej wody...


HOSPICJUM ŻYCIA

Motto: Ryby jedzą ryby, psy jedzą psy, ptaki jedzą ptaki. Nawet bogowie zjadają się nawzajem. Dlaczego więc ludzie nie mieliby się zjadać?” – Psalm XXVI, Księga Chaosu

Jaggred o’Neil znowu trafił na tę stację pełną dziwolągów, różnorodnych sekt, szumowin wszelkiej maści i wielkich korporacji religijnych. Stacja Sarum Prime była głównym ośrodkiem tranzytowym pomiędzy Republiką Teokratyczną a TechnoImperium. To miejsce wyjątkowe, gdzie słowo życie nabiera innego sensu - każdy tutaj ma swoją szansę, choć nie zawsze potrafi ją zauważyć...
Jaggred od dłuższego czasu maszerował wzdłuż sekcji mieszkalnej tej jednej z największych stacji orbitalnych. Habitaty ciągnęły się bez końca. Mężczyzna mijał setki ludzi. Jedni szli wolnym krokiem, inni pędzili, jakby ktoś ich stale poganiał.
Doszedł w końcu do miejsca, gdzie miał być poddany następnej próbie i osądzony. Otworzył drzwi modułu mieszkalnego. I wtedy zgasło światło. Zapadła ciemność, tylko nikłe, punktowe światło z fluoryzujących sygnalizatorów urządzeń, oczyszczających powietrze pozwało zorientować się, że to nie jest awaria zasilania. Nieznaczny szum w powietrzu, podobny do bzyczenia owadów, na tyle głośny, by wychwycić jego mechaniczne pochodzenie.
Wszedł do środka. To było jak wejście do zimnego pomieszczenia klonowni. Mężczyzna próbował skoncentrować się na otoczeniu. Czuł, jak jego odwaga topnieje jak kostki jidda, wrzucone do drinka. Nie jestem szczęśliwy. Nie chce być niewolnikiem. Powtarzał te słowa, uświadamiając sobie jak bardzo są prawdziwe.
Próbował sobie wyobrazić, jak wygląda Sala Przemian. Był tu już wcześniej. Pamiętał, że centralnym, miejscem jest prosta konstrukcja katafalku, częściowo pomalowana na czarno i obita czerwonym kirem. Ściany bogato zdobione mozaikami i rytualnymi płaskorzeźbami o kłującej oczy kolorystyce. Dominującą barwą była głęboka purpura. W jego pamięci odżyły teraz wspomnienia o nużących instrukcjach, udzielanych przez Mistrza Ceremonii, który wielokrotnie kazał mu powtarzać na pamięć słowa psalmów, zmuszając do klękania na zimnej posadzce.
Poczuł jak zaczynają pocić się dłonie. Był bacznie obserwowany. Wszechwidzące kamery rejestrowały każdy jego ruch. W pomieszczeniu panował chłód, ale mimo to mężczyzna miał wrażenie, że brak mu tchu, jakby przebywał w saunie. Nie chciał iść dalej. Nie chciał, ale musiał. Ruszył więc po omacku ku swojemu przeznaczeniu. Zrobił kilkanaście kroków. Wtem jego stopa uderzyła o katafalk. Serce skoczyło do gardła. Ciało wychyliło się, obie ręce wystrzeliły dla złapania równowagi. Prawą ręką uderzył w marmurowy sarkofag, poczuł na jego krawędzi ostrze noża. Chwycił mocno. Druga ręka wpadła w nieprzeniknionego wnętrza sarkofagu. Kiedy dłoń spoczęła na ciepłym, nagim torsie leżącego człowieka, zaschło mu w gardle. Teraz dopiero dotarło do niego, że ktoś oddychał, jak w głębokim transie. Oddech dochodzący z nozdrzy był tak słaby, że pobrzmiewały w nim zaledwie odległe echa życia.
Zewsząd rozległ się śpiew chóru. Dźwięki z niewidocznych głośników wrzynały się w ciszę. Znał je na pamięć. „…Kiedy ciało moje stanie się życiem…”. Nie miał wyboru – dyrektywa była nadrzędna. Prawa ręka uniosła się wysoko, by gwałtownie opaść na śpiącą ofiarę. Przeraźliwe jęki mordowanego człowieka zagłuszały śpiew chóru. Wtem sarkofag rozbłysnął bladym światłem. Jaggred z przerażeniem ujrzał swoje ciało w kałuży krwi…

***

Ledwo dotarł do doków, gdzie czekał na niego wahadłowiec sekty. Kiedy wszedł na statek, ciężko opadł na fotel. Jeszcze teraz cały drżał. Niewiele brakowało, a zwróciłby wczorajszy posiłek wprost na pulpit sterowniczy. Zabijanie nie było niczym nowym, ale nigdy nie zjadał swoich ofiar. Chciał zamknąć oczy i zapomnieć o tych odrażających scenach sprzed dwóch godzin, ale one natarczywie powracały. Włączył autopilota. Zgodnie z dyrektywą, ustawił koordynaty na stację Nafgar V, w systemie Gemminate. Autopilot w tym samym czasie uruchomił silniki. Właśnie podawali wiadomości.

„…Dzisiaj w sektorze willowym, na stacji Sarum Prime w godzinach porannych znaleziono szczątki klona mężczyzny. Przyczyną zgonu były liczne uderzenia i cięcia ostrym narzędziem. Rozrzucone części ciała nosiły widoczne ślady ludzkich zębów. Prawdopodobnymi sprawcami tych makabrycznych zbrodni są przeciwnicy technologii klonowania…”

Miał dość, serdecznie dość. Nienawidził tego świata. Nienawidził tego co z nim zrobili. Wcześniej był kimś w rodzaju handlarza. Jego działalność nie ograniczała się jedynie do handlu, ale do wszystkiego co przynosiło dochody. Ludzie stale mieli problemy, a on wiedział jak je rozwiązywać. Na stację Sarum Prime sprowadziły go głównie pieniądze. Nie wiedział, że jego zleceniodawcą będzie nawiedzony psychopata, lider dziwacznej sekty – Dzieci Jedynego Chaosu. Dał się podejść jak *beep*. Okazało się, że sekta traktuje ludzi jak hodowlane bydło. Ręką dotknął potylicy, wyczuwając wszczepiony implant. Nie mógł go się pozbyć żadnymi znanymi metodami. Samobójstwo nie wchodziło w rachubę. Chciał wykorzystać swoje opłacone i ubezpieczone klony, i raz na zawsze uwolnić się od tej cholery. Ale implant blokował dokonanie transferu do innego ciała. Piekielni kanibale, co oni mu zrobili. Teraz płaci cenę za swoją pazerność.
- Procedury startowe rozpoczęte - zabrzmiał zmysłowy, kobiecy głos autopilota. Fotel zwinął się w kokon, otulając bezpiecznie całe ciało. Startowanie na autopilocie jest jak szybka toaleta przed następnym razem, nie wiadomo kiedy i jest po wszystkim.

***
W tym samym czasie, na stacji Nafgar V, działy się rzeczy doniosłe. W jednym z wynajętych laboratoriów trwała szaleńcza praca. Przygotowywano się do końcowej fazy eksperymentu terraformingu. Aż do dzisiaj, wielu naukowców próbowało bezskutecznie zmierzyć się z zadaniem zmiany warunków panujących na planetach do takich, aby można było je zaludniać. Proces terraformowania nie był dotychczas dostatecznie zbadany, aby istniała możliwość wprowadzenia go w życie. Ponadto główną barierę stanowiły problemy technologiczne. Aktualnie kolonizacja systemów planetarnych opierała się wyłącznie do budowaniu stacji orbitalnych. Planety do tej pory traktowano jako źródła surowców, które eksploatowano przy pomocy bezzałogowych urządzeń.
- Slama, wypierdalaj stąd! Co ty robisz z tym fazowaniem? Co za głupia dziewucha ! – wściekłość w głosie Seniora siekała ją po twarzy raz za razem. Ostatnia symulacja procesu nie wyszła najlepiej. Slama poczuła się mała i niepotrzebna, jak wtedy, kiedy będąc niesfornym dzieckiem została porzucona przez rodziców. Nie miała wtedy pojęcia, że rodzice uratowali jej w ten sposób życie. Imperialni lojaliści podstępnie wdarli się na jej rodzinną stację i wybili prawie wszystkich do nogi. Jako jedna z ocalonych, trafiła później pod skrzydła Seniora, który był człowiekiem bardzo surowym, łatwo wpadającym we wściekłość z byle powodu, wyrzucającym przy tym potok soczystych przekleństw. Wiedziała, że traktował ją jak własne dziecko, pomimo tego, że dawno już przestała być rozwydrzonym maleństwem. Tylko jemu pozwalała na takie chamskie podejście. Gdyby ktoś inny próbował ją tak traktować, niechybnie obudziłby się w klonowni. Dzięki Seniorowi poznała już swoją wartość, była dobrym i cenionym inżynierem genetycznym. Zaś on, po wielu latach badań, uzyskał w końcu potężne fundusze z republikańskiej kasy i mógł nareszcie spełnić swoje marzenia o własnym świecie, o własnej planecie.
- No dobra, ruszać te swoje, leniwe cielska, inkubatory są już na powierzchni Nafgara – głos Seniora był już spokojny. Cały personel w napięciu wpatrywał się w monitory kontrolne. Nikt ze zwracał uwagi na Seniora. Każdy z nich wiedział co ma robić, kiedy kilka miliardów inkubatorów niczym szarańcza opadła na powierzchnie planety. Wszyscy czekali na impuls.
Slama nie wierzyła, że jego wizjonerski projekt zostanie kiedykolwiek zrealizowany. Pamiętała, że Senior nigdy nie przepadał za politykami, a zbudowanie tak wielkich obiektów jak pulsacyjne elektrownie orbitalne do celów naukowych musiało wymagać wyrafinowanej retoryki na szczeblu rządowym. Ale ku jej wielkiemu zaskoczeniu, po kilku miesiącach negocjacji, Senior otrzymał pełne poparcie kluczowych decydentów. Planeta Nafgar, którą wybrano, spełniała wszystkie zakładane parametry.
Slama była zadowolona, że brała w tym udział, miała w tym swój prywatny interes. Katem oka zobaczyła, ze Senior jest wzruszony. Do godziny zero brakowało jeszcze około dwóch minut. W momencie kiedy inkubatory opadały na powierzchnię, technicy sygnalizowali gotowość pulsatorów. Elektrownie już od kilku miesięcy orbitowały nad wybranymi biegunami tej martwej planety, czerpiąc energię z macierzystej gwiazdy tego systemu.
- Uwaga, do godziny zero pół minuty – głos Slamy rozbrzmiał we wszystkich navcomach.
- Uwaga, rozpoczynam odliczanie – Slama za bardzo starała się, aby jej głos był bardzo mechaniczny. Emocje brały górę.
-…3-2-1 – IMPULS !-
Pulsujące rozbłyski energii pojawiały się na ekranach kontrolnych. Pulsatory zostały tak zmodyfikowane przez Seniora, że generowały impulsy energetyczne przesunięte w fazie, zmuszając płynny, metaliczny rdzeń planety do generowania silniejszego pola magnetycznego. Zjawisko Haussa powodowało, że po osiągnięciu punktu krytycznego, płaszcz magnetyczny planety stabilizował się na właściwym poziomie, chroniąc jej powierzchnię przed morderczym promieniowaniem macierzystej gwiazdy. Po tym eksplodowały inkubatory, rozrzucając niezliczoną armię mutagennych szczepów bakterii, których jedynym zadaniem było wykształcenie w drodze seryjnej endosymbiozy prostszych form ewolucyjnych, zdolnych do fotosyntezy. Powstałe glony będą zdolne do pobierania trujących związków chemicznych i wytwarzania ogromnych ilości tlenu. Według przeprowadzonych testów i symulacji proces adaptacji tej pustynnej planety do warunków zbliżonych do atmosfery przyjaznej dla ludzkiego życia nie powinien przekroczyć jednego roku.
- Oto nadszedł nasz czas…czas Republiki!! – głos Seniora pełen patosu został natychmiast zagłuszony owacjami…nikt nie zauważył jak Senior bezgłośnie dodał …Czas Jedynego Chaosu.

***
Jaggred, po wylądowaniu skierował się do knajpy - "BożyGen". Miał w głębokim poważaniu dyrektywę. Niech się dzieje co chce. Poczekają na niego. Musiał się napić. Stanął przed barem, zaś zgarbiony niewolnik-barman służebnie zapytał o drinka. Na czole miał wytatuowany znak republikański, symbol niższej kasty niewolniczej. Pewnie złapali biedaka, jak próbował przekroczyć nielegalnie granice Republiki. Na aukcji pewnie kosztował grosze.
- Podwójną esensję - mruknął Jaggred niewyraźnie.
Swojski klimat jak na całej stacji Nafgar V. W powietrzu unosił się śmierdzący zapach mentów. Cóż, w końcu to nie miejsce do jakiego przywykł, tam menty sprowadzano prosto z imperialnych plantacji hydroponicznych. W tym regionie wytwarzano tylko nędzne podróbki zapachowych stymulantów. Cała stacja wyglądała jak jedna wielka chałtura republikańskich rzemieślników, próbujących dorównać imperialnym inżynierom. Jedno wielkie dziadostwo.
Nagle z głębi baru ryknął wściekły głos:
– Rusz swoją obsraną dupę, Taqar i chodź tutaj – Niewolnik zgarbił się jeszcze bardziej i ruszył wolnym krokiem jak na egzekucję. Za kolorową, lekko wypłowiałą kotarą słuchać było wyraźnie uderzenia i stłumione jęki. Zza kotary wychylił się schludnie ubrany mężczyzna w średnim wieku, lekko utykał na prawą nogę. Rzucił zawodowy uśmiech w stronę Jaggreda. Wyraźnie był z siebie zadowolony.
– Już podaję , z jiddem? - Właściciel baru nalał drinka szybkim, wprawnym ruchem, jednocześnie wrzucając dwie kostki jidda.
Jaggred oderwał wzrok od barmana, oglądając ukradkiem salę. Szum klimatyzacji zagłuszała muzyka. W kątach, miejscowi co chwila wybuchali zaraźliwym rechotem. Całe pomieszczenie było zapuszczone. Kolorowe ściany już dawno straciły swój blask. Pod jedną z nich stał konfesjonał, ktoś musiał o niego dbać, bo jako jedyny mebel w tym dobytku lśnił jak nowy. Na samym środku siedział jakiś mnich, ubrany w czarny habit. Coś było z nim nie tak, coś nieuchwytnego, jakby jego aura rozpychała tą salę. Teraz zauważył, że stoliki wokół niego są puste. Jednym haustem wychylił szklankę i odstawił zbyt mocno. Szklanka potoczyła się pod nogi zakonnika. Zmełł w ustach przekleństwo, może tak ma być, przed śmiercią wyspowiadam się jeszcze, eh ...żachnął się. W tym rejonie kosmosu prawie każdy był sługą jakiejś religii.
- Jeszcze raz to samo – z nową szklanką ruszył w stronę obcego. Kiedy podchodził, do jego stolika, gwar umilkł. Muzyka też nabrała tempa. Barman, spojrzał przez okno, na przechodzący patrol porządkowy.
- Ej, Ty.. można się przysiąść? - usiadł bez ceregieli, sadowiąc się naprzeciwko mnicha. Nieznajomy ani drgnął, wpatrzony w jakiś interesujący punkt na stole. Miejscowi znowu zajęli się kontemplacją drinków. Napięcie na sali zmniejszyło się, tylko muzyka grała jak poprzednio.
- Co słychać na tej stacji? Dawno tu nie byłem - zagaił, ręce lekko zaczęły mu drżeć, wiedział co nadchodzi...miał dość, naprawdę miał już serdecznie dość. Ale ciągnął dalej.
- Eeee.. na tym zadupiu nic się nie zmieniło, co za dziura - nagle skulił się, nadchodził znowu ten straszliwy, pulsujący ból w potylicy, czuł jak implant przypomina mu, że musi wykonać dyrektywę inaczej umrze w męczarniach. Jaggred teraz dopiero dobrze przyjrzał się obcemu. Zniszczony, poplamiony habit z kapturem, na wysokości kolana wypalona dziura, niechybnie ślady po jakiejś walce. Na twarzy kilkudniowy, lekki zarost, oczy szeroko osadzone, ciemne i długie włosy spięte w kok. Dziwny typ. Ból wrócił, implant znów zaczął działać, tym razem intensywniej, aż zaszkliły mu się oczy. Mnich nachylił się i surowym tonem, nie znoszącym sprzeciwu syknął prosto do ucha:
– Wstań i chodź ze mną, a będzie Ci odpuszczone –
Ból dochodził do władzy, twarz Jaggreda wyrażała już tylko cierpienie, łzy nabierały powoli samodzielności, jedną dłonią otarł brodę, drugą uderzył o stół, paznokcie nie mogły przebić szklanego blatu stolika. Obcy znienacka złapał jego rękę, stalowy chwyt nie pozwolił jej drżeć. Jaggred spojrzał na nieznajomego, ale jego obraz zamazywał się. Nie czuł zagrożenia, i to było najgorsze. Jego percepcja zmieniała się, wszystkie doznania stały się bardziej ostre, przejmujące...zapadał się, zapadł się coraz głębiej, ból ustępował pomału. Nadchodziły obrazy i znikały. Nagle coś zbliżało się z ogromną prędkością , prosto na niego. To coś przybrało kształt świetlistego kwiatu o mieniących się barwach. Nie wiedział jak, ale rozumiał słowa:

...Na początku była Pustka razem z nieskończoną ilością możliwości spośród których jedną jesteś Ty...

- Co się dzieje, gdzie ja jestem? –

…Jesteś wystarczająco dojrzały, żeby samemu ją poznać...
Prawdziwą sztuką jest żyć nie w wiedzy...lecz w tajemnicy...


***
Jaggered obudził się, leżał na czymś co mogło uchodzić za prostą pryczę. Sterylny pokój bez żadnych mebli. Na ścianach wokół, zauważył jakieś ornamenty o dziwacznych, fantastycznych i nieokreślonych kształtach, nie kojarzyły się z niczym znanym. Im bardziej przyglądał się im, tym bardziej stawały się nieznośne. Linie zaczynały żyć własnym życiem, pulsowały, feeria barw zmuszała do koncentracji. Zmiany kolorów nabierały tempa. Wystraszony szybko odwrócił wzrok i dopiero spostrzegł, że drzwi są rozchylone. Wyskoczył jak oparzony, otwierając je z rozmachem. Korytarz, ubrany w takie same ornamenty mocno go zaniepokoił, zaczął biec przed siebie. Dygocząc, dobiegł do ślepego zaułka. Impet uderzenia zamroczył go na moment. Nagle poczuł ciepły dotyk na ramieniu, żołądek skoczył mu do gardła. Znajomy mnich uśmiechnął się do niego.
- Chodź za mną – rzekł łagodnym, pełnym troski głosem.
Prawie rozpłakał się na jego widok. Potulnie podniósł się i ruszył za nim, starając się nie obserwować tych żywych ścian.
- Gdzie ja jestem? - zapytał. Ton własnego głosu zaniepokoił go.
- To ten implant – Mnich wysunął dłoń, na której leżał niewielki cylinder
- To był jedyny ratunek, inaczej… – zawiesił głos
- Wybacz mi, tylko tyle mogłem dla Ciebie zrobić – Mnich zamilkł, bo w tym momencie dotarli do śluzy. Po otwarciu, oczom jeszcze oszołomionego Jaggreda ukazał się olbrzymi hol. Panował tu potworny zaduch i rytmiczny hałas. Brudne, stalowe ściany, słabo oświetlone, widać że od dawna nikt tu nie sprzątał.
- Ten korytarz poprowadzi Cię prosto do doków. Jesteś zdrowy i wolny – Jaggred zwrócił głowę w kierunku korytarza, na ścianie, ktoś starannie wyrył jakieś napisy, zmarszczył brwi, bacznie chłonął ich treść:

„...zapragnąłem uciec w otchłań bez dnia i końca
gdzie zgliszcza i ruiny palą usta i oczy nowe
lecz złudną droga ma się stała
bo konając niszczę zawzięcie
kiedy ciało moje stanie się życiem...”

Jaggred, gwałtownie odwrócił się w kierunku Mnicha, zapytał z paniką w głosie:
– Kim ty Jesteś do cholery? Co to za miejsce? Co mi zrobiłeś ? Jesteś jednym z tych nawiedzonych Dzieci ? – rozpaczliwie szukał broni. Nie znalazł nic. Już miał dać nogi za pas, kiedy usłyszał odpowiedź.
- Nie jestem, ale ciężko to wytłumaczyć...każdy kto spędza zbyt dużo czasu próbując cokolwiek wytłumaczyć, prawdopodobnie zagubi się na zawsze w nieskończonym labiryncie tajemnic - odparł mnich, nie przejmując się zupełnie wystraszonym mężczyzną.
- Tak, świat jest ogromnym miejscem – zmienił temat
- Jest bardzo tajemniczy. Sam jego mechanizm nie jest odpowiedzią, ale nie zamierzam Ci mówić co nią jest, ponieważ nie jesteś wystarczająco dojrzały, żeby samemu ją poznać – nabrał powietrza. Pytanie brzmi, jak głęboko chcesz w to brnąć? –
Spokój, opanowanie i wielka charyzma jakie emanowały od mnicha, uspokoiło go na tyle, że zaczął zastanawiać się co dalej. Czy znowu ma się wplątać w jakaś dziwaczną aferę czy też wróci do dawnego zajęcia.
- Nic na siłę, nie w tym rzecz – usłyszał – Zawsze wybieramy to czego tak naprawdę chcemy, będąc w wielu miejscach i doświadczając wielu możliwości jednocześnie, aby w końcu skupić się na jednej. Tak będzie też z Tobą – twarz mnicha wyrażała rozbawienie – Cierpienie nadaje sens naszej prawdziwej egzystencji – mnich wykonał nieokreślony ruch ręką, coś błysnęło na jego nadgarstku. To był gencom. Mnich z kimś rozmawiał. - Co tak późno! - Nagle nieznajomy wyjął paralizator.
- Na-re-sz-cie… - głos mnicha dobiegał do niego jak dudnienie startującego statku. Zemdlał.

***

Senior uśmiechnięty, opadł w końcu na fotel w swojej samotni. Pierwsza faza przekształcania planety zakończona, brakowało tylko Loosh. Gong u drzwi przerwał chwilę zadumy. Do jego ekskluzywnego habitatu wszedł Gallen, którego zawsze zastanawiało jak Senior stał się tak obrzydliwie bogaty. Ze wszystkich stron nacierał na niego luksus. Nikt do końca nie wiedział jak ktoś taki jak on zbił tak olbrzymia fortunę. Ale co go to obchodziło, ostatnio ich relacje nie były najlepsze.
- Seniorze,- lekko się skłonił - Jaggred 0’Neil wylądował, ale gdzieś zniknął bez śladu ! – zameldował, sapiąc przy tym nieznośnie.
- Jak mógł zniknąć ? –
- Nie możemy go wyskanować, implant przestał działać –
- To niemożliwe, chyba że nasz o’Neil zdechł w jakieś zapadłej dziurze na tej zasranej stacji ! No co jełopie, może w końcu zasłużysz na swój tytuł Opata-Komandora, ludzie nie znikają bez powodu !– chyba, że dobrze smakują, dodał w myśli. - Czego tu stoisz, znajdź go debilu, żywego lub martwego ! -
Gallen nie czekał na dalsze słowa zachęty. Biegiem wypadł z habitatu.
Senior obawiał się, że wiedza na temat jego odkrycia mogła trafić w niepowołane ręce. Arcybishop – przewodniczący Rady? To od niego dowiedział się o możliwościach Loosh. Nie, to niemożliwe, Arcybishop zniknął z życia publicznego kilkanaście lat temu, zaś Wielka Rada Teokratyczna była powoływana bardzo rzadko ostatnimi czasy. Jej aktywność była żadna. Wiązało się to z niezgodą wśród najwyższych. Walkom o dominację i wpływy towarzyszyły częste intrygi i lokalne potyczki pomiędzy liczącymi się sektami. Aktualna rola i znaczenie Dzieci Jedynego Chaosu w życiu politycznym Republiki Teokratycznej była mało znacząca. Senior po raz pierwszy miał szansę zmienić to radykalnie. Nie często miał taką możliwość, większość członków Rady traktowała go nadal z góry. Bezwartościowe pozostałości czasów, w których Republika żyła w wielkiej chwale. Pozostałości beznadziejnej tradycji...tradycji, której nawet Senior nie mógł ignorować. Przybył z zewnątrz. Musiał szanować ich podejście do niego. Dobrze pamiętał ekskomunikę i upokarzającą banicję kiedy był Arronem Taarem. Ach gdyby nie jego Slama, nie miałby drugiej szansy. Teraz po zmianie genotypu, nikt nie domyślał się kim był naprawdę. I tak miał dużo szczęścia, że przekonał wszystkich do projektu terraformingu. Uśmiechnął się po raz kolejny do siebie, nawet nie wiedzieli jaki los chce im zgotować. Rozmyślania przerwał sygnał połączenia. Na ekranie pojawił się łysy, przysadzisty mężczyzna, ubrany ciemny uniform z kapturem, z insygniami komandora.
- Co tam łysa pało? Masz w końcu jakieś ważne informacje dla mnie? – obelżywy ton nie zraził Gallena.
- Seniorze – lekko schylił głowę - wszystko wiem, o’Neil był w knajpie „BożyGen” w towarzystwie – tu specjalnie zawiesił głos – Arcybishopa. Barman zeznał, że dziwnie się zachowywali, i zaraz wyszli w stronę doków. Ponoć o'Neil był zalany w trupa. Przeczesaliśmy cały sektor, ani śladu. Żaden statek nie wydokował w tym czasie – wypalił jednym tchem, licząc na pochwałę. Seniora zamurowało, po raz pierwszy od tak długiego czasu poczuł jak zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Arcybishop, jego znienawidzony wróg, który był sprawcą jego upokorzenia, jest w posiadaniu jego Loosh, w dodatku żywego.

***

Jaggred obudził się. Co znowu? Czy to pasmo nieszczęść się nigdy nie skończy? Rozpaczliwie próbował się ruszyć. Oczy zlustrowały otoczenie. Był w przezroczystym kokonie, podobnym do jego fotela na statku, tylko że o wiele większym. Był unieruchomiony.Na wprost niego stał mnich, z którym niedawno rozmawiał.
- Przebacz nam Jaggredzie o'Neil, a będzie nam odpuszczone - usłyszał.
- Wypuść mnie stąd natychmiast ! –
- Hm... – Arcybishop, złożył dłonie do modlitwy, ignorując krzyki mężczyzny. Zgarbił się jakby cały świat zwalił się na niego całym swoim ciężarem.
- Jesteś Loosh - Mnich spojrzał na niego jak na zabójcę - Jesteś ostatnią urodzoną istotą ludzką. Czekaliśmy na Ciebie naprawdę długo.-
- Czy wszyscy tutaj jesteście nawiedzeni? Wypuść mnie, natychmiast, słyszysz... – zrezygnowany zmrużył oczy.
Wtem do pomieszczenia weszła Slama, podchodząc bezpośrednio do Arcybishopa, czule i namiętnie przytuliła się do niego całym ciałem - Powiedziałeś mu? - szepnęła.
- To nie ma znaczenia -
- Powinien wiedzieć! - Slama lekko odepchnęła Arcybishopa, podchodząc do nieruchomego Jaggreda. - Słuchaj mnie uważnie, Loosh! Spójrz na mnie kiedy do Ciebie mówię! - warknęła, coś dłubiąc w jego fotelu. Jaggred nie zareagował.- Dobra, nie chcesz wiedzieć to bez łaski. - obraz kobiety zamazywał się. Umierał.


...Na początku była Pustka razem z nieskończoną ilością możliwości spośród których jedną jesteś Ty...
…a Ty wciąż Jesteś taki niepełny...zbierz plony…loosh jest dojrzały


Loosh uniósł się nad martwym ciałem Jaggreda. Z początku niewielki, wyglądał jak tęczowa kula, która rosła z każdą chwilą. Swoim promieniem obejmował już przytuloną ludzką parę. Oboje osunęli się martwi na podłogę. Ciągle rósł, coraz szybciej nabierając morderczego rozmachu. Wszystkie żywe organizmy umierały jeden po drugim. Wchłaniał je wszystkie. Po kolei przenosił się na pozostałe ludzkie światy, pożerając je kawałek po kawałku.

...Jesteśmy pełni ...

Loosh znalazł nową planetę. Powstałe glony pobierały trujące związki chemiczne i wytwarzały na niej ogromne ilości tlenu. Proces adaptacji tej pustynnej planety do warunków przyjaznych dla życia powinien trwać nie dłużej niż ludzki rok. Loosh opadł na planetę, wypełniając każdy łańcuch DNA. Planeta budziła się do życia. Znowu trzeba będzie zebrać plony…

Rafał - 29 Lipca 2008, 14:30

No, docenić wypada, nie rozumiem tylko dlaczego Loosh opadł na planete w łańcuchach, może trzeba było przeczytać środek tekstu? :wink: Jutro.
Mh, hm, hrrr...
Szanowna Moderalicjo.
Uprzejmnię prosze o rozważenie możliwości wziencia nożyczek i wycięcia do nowego działu posta powyżej. Dział nazywać sie może "oceńcie sami" albo całkiem inaczej. Odwrotnie, znaczy się. Może być na podstawie k.p.a., łącząc wyrazy, greetingsy itp, ect.

Agi - 29 Lipca 2008, 14:52

Rafał, może nie mnóżmy bytów. To jest wątek poświęcony szeroko rozumianej tffurczości Forumowiczów, a oceny są oczywiście pożądane. Szczególnie przez Autorów.
Martva - 29 Lipca 2008, 16:12

MOFFISS napisał/a
moze byc kubel zimnej wody...


<wylewam kubeł zimnej wody>
Przebrnęłam i może nie powinnam tego pisać, ale żałuję. Poprawiłbyś przecinki chociaż, dużo to nie pomoże - ale będzie jedna rzecz mniej do czepiania się :|

MOFFISS - 29 Lipca 2008, 17:34

kochani,
jest to moje pierwsze, dłuższe opowiadanie, wcześniej pisałem krótkie formy - eksperymentowałem raczej. Nie przejmujcie sie zatem i pokazujcie paluchem, co jest nie tak, czy forma jest znośna czy też nie, czy fabula ...dla mnie będą to cenne wskazówki...nad czym popracować ...albo może dać sobie święty spokój.

gorat - 29 Lipca 2008, 20:37

Na początek popraw swój post tuż powyżej, jest to ważny trening ;)
MOFFISS - 29 Lipca 2008, 21:09

już
gorat - 29 Lipca 2008, 21:15

Duże litery, odstępy, brak polskich znaków dziwi ;) Od takich drobiazgów powinno się zacząć, nie?
MOFFISS - 30 Lipca 2008, 07:23

Tak jest Proszę Pana. Mam nadzieję, że dacie mi jeszcze szansę, w końcu jestem nowicjuszem. Co jeszcze mogę dla Was zrobić?
MOFFISS - 30 Lipca 2008, 07:47

MOFFISS napisał/a
Tak jest Proszę Pana. Mam nadzieję, że dacie mi jeszcze szansę, w końcu jestem nowicjuszem. Co jeszcze mogę dla Was zrobić?


Autorzy-nowicjusze to dziwni osobnicy o jedynych i słusznych poglądach na świat. Pewien skromny acz prosty i niewykształcony w rzemiośle literackim autor podjął niezwykle trudną decyzję. Postanowił umieścić swoje opowiadanie na forum SFF&H. Wielu znajomych było zdziwionych dlaczego chce to zrobić. Ich zaskoczenie było ogromne, kiedy usłyszeli odpowiedź:
- A bo to wicie, jest tak. Żona do kościoła nijak nie bywa, nie słucha rad wielebnego, a puszcza się ino na lewo i prawo z przyjezdnymi. Syn zaciugnął się do Leppera na służbę. A córka, tu przeżegnał się bogobojnie, ino za dresiarskim nasieniem loto, co by jej dobrze robili. To powiedziołek sobie - Jak wy jesteśta takie diabelskie juchy, to ja wom jeszcze inszy wstyd zrobie” -

Agi - 30 Lipca 2008, 08:00

MOFFISS, korzystaj z funkcji "edytuj". Umieszczanie jednego swojego posta pod drugim nie jest mile widziane.
MOFFISS - 30 Lipca 2008, 09:05

Hm...same wpadki. Przepraszam.
Może ktoś odważy się i oceni 'hospicjum' - poprawiłem pare drobiazgów. Wiem, wiem jak to jest...sam czasem czytam coś 'świeżego' :?

Rafał - 30 Lipca 2008, 12:54

Startowanie na autopilocie jest jak szybka toaleta przed następnym razem...nie wiadomo kiedy i jest po wszystkim.
Treść jest, forma nijaka taka jakaś. Połowy trzeba się domyślać, druga połowa jest nie do odgadnięcia (jacy lojaliści, jaki rząd, co za niewolnicy), trzecia połowa niewiarygodna a od czwartej bolą zęby. Sorry Batory, włóż to do szuflady na rok, a sam zobaczysz co jest warte. Pomysł na treść.

MOFFISS - 30 Lipca 2008, 13:42

Dziękuję Ci za przeczytanie całości, tylko nie bardzo zrozumiałem, co jest niewiarygodne? Jakbyś mógł jednym zdaniem...hm?
Martva - 30 Lipca 2008, 19:09

Rafał napisał/a
Treść jest,


Tylko zagmatwana strasznie.

Rafał napisał/a
Sorry Batory, włóż to do szuflady na rok, a sam zobaczysz co jest warte


O, to jest dobra propozycja. Odstawić, nie myśleć nad tym, wyjąc za rok i przeredagować.

MOFFISS - 30 Lipca 2008, 19:21

Przyznaję się bez bicia, że to kawałek czegoś większego. Z zakończeniem miałem problem...brakuje porządnego i wiarygodnego łącznika. Skracanie czegoś jest wyjątkowo czasochlonne i niewdzięczne, bo łatwo zgubić fabułę. Ale wielkie dzięki, skoro mówicie, aby odłożyć do szuflady i zredagować to oznacza, że jest dla mnie cień szansy :lol:
MOFFISS - 3 Sierpnia 2008, 12:06

Zmieniłem zakończenie - nie jest już takie ciężkie :oops:
Kostucha Drang - 28 Sierpnia 2008, 20:07

Troche pretensjonalnie wyszło, ale co tam - muzyka i tak jest świetna

http://pl.youtube.com/watch?v=g6e1JmEYNGk

pozdr.

Dagga - 22 Wrzeœśnia 2008, 18:48

Dziewczyny skierowały mnie tu ;) , stąd ;)

To może odpowiem - tak, trzeba miec kase fiskalną, co gorsza, słyszałam opinię, że również do wyrobów, które posiadają chocby mikrogram srebra, czyli i posrebrzane :roll: i analogicznie - pozłacane, no to ja naprawde nie mam wyjscia :(
a poza tym, nie chce się bawić tylko posrebrzankami, chce robić po ludzku

Nie bede pokazywac co robiłam na poczatku bo wstyd ;) , loopy krzywe, koncówki - jesli robiłam na lince - nieprzycięte, długo by mowić ;)
no i robiłam tylko rzeczy posrebrzane :lol:


Teraz... coz... ;) mam zasadę, że nie oszczedzam, musze się też uczyć na drozszych materiałach, przy drozszych kamieniach, bo jak już bede mogła, to nie bede umiała ;)
co ja sie nałamałam srebrnego drutu to moje, srebrne bigle, za mocno scisniete... też
oddaję po prostu takie rzeczy do jubilera, na przetopienie i zawsze kawałek pieniędzy sie odzyska ;)

Moge na szybko pokazac, co ostatnio zrobiłam, rzeczy z których jestem zadowolona i nie wstyd mi ich pokazac ;)

biały koral naturalny, błękitny Swarovski, całość w srebrze




to takie zwyklejsze, ale tez sympatyczne :)
szkło weneckie, bursztyny, koraliki, srebrne zapięcia w kolczykach i naszyjniku




i dla wielbicielek błyskotek ;)
serduszko Swarovski, srebrna krawatka




te szkiełka bardzo, bardzo lubię
szkło weneckie, Swarowskie, srebro




długo by pokazywać, sporo tego mam wiec już nie zajmuję miejsca na serwerze ;)

Co do działalnosci, byłam dziś w urzedzie wypytać o firmę (dotacje) i bardzo miły pan podpowiedział, bym znalazła kurs jubilerski i oni, w miare mozliwosci i wolnych miejsc mnie tam wyslą, w ramach oczywiscie UE :bravo (aaale fajna emotka), zalezy od srodków, które na to mają.
Ale zmokłam dziś potwornie, bo jestem niemobilna, wiec po lekarzu syna pojechałam w 2 miejsca po kamienie i srebro, już czuję temperaturę a chcę jutro do urzedu znow jechac, bo znalazłam super kurs i już się rozpoczął... mogłabym nadrobić...

Proszę zatem o kciuki :)

Witchma - 22 Wrzeœśnia 2008, 18:53

Dagga, te ostatnie kolczyki i komplet w brązach prześliczny... Co trzeba zrobić, żeby coś takiego mieć? :D

Mnie ostatnio odbiło na punkcie kamieni wszelakich, kupiłam sobie na wakacjach atlas i teraz poluję na oligoklaz...

Dagga - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:00

Co trzeba zrobić? ;)
Trzeba wejść na tysiące stronek, które mają takie rzeczy w ofercie - począwszy od allegro, które tez lubię, bo cuda sie trafiają a i jest taniej, po sklepy internetowe np. Skarby Natury, właśnie jesli lubisz kamienie

http://skarbynatury.pl/index.php

i dziekuje za miłe słowa :) , zaraz własnie siadam do srebra, wydałam dziś tyle kasy, że starczyło mi na pol metra drutu srebrenego, tylko :|

albo trzeba poczekać, aż bede mogła to zrobić ;)

tak naprawde, to wszystko nie jest takie trudne, najważniejsze to lubić i mieć wizję...
kolezanka mi ostatnio powiedziała, że ona, nawet jakby miała materiały na stole to w głowie pusto ;)

Witchma - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:06

Dagga, mnie talentu niestety brak :( Zajmuję się głównie polowaniem na takie rzeczy w sklepach lub w necie... Jakbyś kiedyś uruchomiła sprzedaż, to wpisz mnie na listę stałych klientów :D
Dagga - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:11

A probowałas kiedyś? Ostrzega, wciaga :D
Bardzo bym chciała ruszyć z firmą przed Gwiazdka, wiadomo... ;) , jak wyjdzie, zobaczymy

Witchma - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:14

Dagga, jak mnie nie poinformujesz o rozpoczęciu działalności, to temi ręcami uduszę :D

Dagga napisał/a
A probowałas kiedyś?


Nie muszę, zdaję sobie sprawę z własnych ograniczeń :)

Anonymous - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:20

Dagga, wrzuć jeszcze foty tych takich "malowanych" (lampwork? pewnie bzdury gadam :roll: ). A poza tym, jak firma już ruszy, to dawaj więcej zdjęć, bo w skrzynce miałaś pełno cudowności!

Trzymam kciuki, ten tego. I o wzajemność proszę, bo się jutro podobnoż dokacam. 8) Szarpnęłam resztki gotówki i zrobiłam dziś Triksi test na FIV i białaczkę, ujemny. Jutro powtórka z Krochmalką.

To tak poza tematem, chyba, że zaliczyć zawożenie kota do weta i namawianie go do wejścia do transportera co chwilę jako radosną twórczą działalność. :wink:

Dagga - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:33

Wiesz Witchma ja jestem zdania, że jakiś talent zawsze się da udoskonalić, jesli sie tylko chce ;)

no, dwie ostatnie fotki ;)

szkło weneckie, kryształki zwykłe i Swarovskiego - przy tej kuli, bursztyny, srebro




i dopiero po zrobieniu fotek zauwazyłam, że po lewej stronie dałam dwie przekładki koralikowe, rozciełam oczywiscie jedną, gryzło mnie to potwornie ;)

i w błękitach ;)

Spectra Glass - srebrne i granatowe, Swarovskie błękitne, kryształki zwykłe, koraliki, przekładki itd




jak juz bede mogła, to bardzo chętnie opłacę tu reklamę, jeśli oczywiscie jest cos takiego, nie wczytywałam się, przyznaję, zaraz mi głowa pęknie na tysiac kawałkow :(

Mirio, specjalnie dla Ciebie ;) , tylko fotka gorsza, nie mam siły dziś na fotki a i swiatło fatalne

zielono-srebrny lampwork, kuleczka diamentowana, kryształek, srebro




o tych mowiłas? ;)

tylko fotka też gorsza, wybaczcie

srebro, różowy Swarowski, lampwork z efektem 3D




no i gratuluję "poprzejść" (że juz po ;) ) kocich, ja płakałam u wetki jak idiotka jak robiłam kocicy HIVa i białaczkę, czułam się, jakby to były MOJE testy

Anonymous - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:44

Dagga napisał/a
Spectra Glass - srebrne i granatowe, Swarovskie błękitne, kryształki zwykłe, koraliki, przekładki itd


Ja chcę taką. :( A kulczyki te, tylko te drugie były z żółtymi motylkami. :)

Co do testów, to też siedziałam jak na szpilkach i modliłam się do wszelakich znanych mi bóstw, bo niby myślałam, ze wszystko będzie ok, a z z drugiej strony... wiadomo.

Dagga - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:49

zółte motylki mi gdzies uciekły fotkowo :(

A badania... u nas to długa historia była (bo ja innych nie mam ;) ), ale Felka chorowała kilka miesiecy, antybiotyk po antybiotyku, zatrzyki, ktore w koncu w domu podawalismy
Jej płacz jak sie wetka wkłuwała, ja plakałam z nią... węzły chłonne ogromne, no to testy...
kilka dni pozniej zrobiłam tez badania krwi - wszystko dobrze, rece mi juz opadły, bo nie wiedziałam, dlaczego mała tak choruje... :(

przeszło... po sterylce ;) pewnei zbieg okolicznosci, ale odpukac - nie choruje


ja naprawde nie wiem, jak ja je oddam :( :roll:

jest tu jakiś watek zwierzęcy? bo znow OT ;)

Agi - 22 Wrzeœśnia 2008, 19:54

Dagga tworzysz interesujące kompozycje. Bardzo lubię srebro i kamienie półszlachetne. A wątek zwierzęcy jest tuż obok :D


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group