Powrót z gwiazd - Historie rodzinne
mBiko - 25 Października 2007, 19:35
Najstarsze zdjęcie rodzinne jakie posiadam datowane jest na rok 1900. Opowieści sięgają jeszcze trochę dalej.
gorat - 25 Października 2007, 19:44
Pozazdrościć...
Ziuta - 25 Października 2007, 19:49
Dziadek ze strony mamy - 544
Babcia ze strony mamy - 475
Pradziadek ze strony Taty - 146
Nazwisko rodowe ze strony prababci (dziadziu niezbyt ślubny jest)
- 41790
Mówiąc po ludzku – z gminu jestem. Legendy rodzinne (o pociotku generale US Army i praszczurach - braciach szlachcicach, którzy zwiali z Królestwa do Galicji po którymś z powstań) ocalały w postaci ochłapów. Nikomu nie chciało się ich zbierać, bo nikt nie czuł takiej potrzeby.
Chyba powtórzę za Napoleonem: "mój ród zaczyna się na mnie!"
Rafał - 26 Października 2007, 07:03
Hrabek, gdzie cię wcięło, wasza Countowska mość? Bywaaaaj!!!
Tequilla - 26 Października 2007, 07:42
mad napisał/a | 6715, ale za to nazwisko panieńskie mojej żony - 8, w tym 6 znam!
Kurde, mogłem przyjąć nazwisko żony |
Mad jeszcze nic straconego
dareko - 26 Października 2007, 09:32
3197, sporo nas
22 osoby nosza dosc ciekawe nazwisko, mozna powiedziec fredrowskie. Pamiatka po skrybie, ktory, przy nadawaniu nazwisk chlopom, doslownie zapisal odpowiedz Pana.
Efekt to Jakoktochce w dowodzie.
Haletha - 1 Listopada 2007, 15:11
25361 ludzi w Polsce nosi moje nazwisko. To jeszcze jeden argument przeciw wychodzeniu za mąż, bo jak tu ich wszystkich zaprosić na wesele?;-)
Z romantycznych, acz nie do końca potwierdzonych historii rodzinnych. Podczas I WŚ Przodek został zesłany na Syberię. Uciekł stamtąd i założył rodzinę pod nowym nazwiskiem. Jako że był gorliwie poszukiwany, poprzedniego nie zdradził nikomu. Pradziadek sposobił się do zakonu. Miał zostać Paulinem na Jasnej Górze. Poznał jednak Prababcię i plany wzięły w łeb:)
Babcia miała ukochango, z którym chciała się pobrać. Niestety podczas wojny zaginął i wszyscy uznali go za zmarłego. Babcia parę lat później zaręczyła się i przeprowadziła do Krakowa. Tam, na parę dni przed ślubem, natknęła się na Pawełka na ulicy. Niestety było już za późno. Ze wstydu odwróciła się i uciekła. Koniec...
Ambioryks - 24 Stycznia 2009, 15:27
Pamięć rodowa ze strony ojca sięga prapradziadków, ale dalej już nie. Moja babci jest córką szlachcica (herbu Bończa) i chłopki; co ciekawe, swój dworek i grobowiec mieli we wsi Gąsawa - tej od zjazdu w 1227, podcza którego zamordowano Leszka Białego. A poza tym z okolic Inowrocławia. Ze strony dziadka jest to rodzina mieszczańska (z Warszawy). Ze strony matki, to dziadek jest potomkiem rodziny szlacheckiej (herbu Pobóg) osiadłej koło Łęczycy, a pochodzącej spod Krakowa. Jedna z członkiń tej rodziny (siódme pokolenie wstecz, licząc od teraz) poślubiła Niemca z Bawarii - jestem więc w 1/128 Bawarczykiem. Najprawdopodobniej mam też korzenie tatarskie, co widać po rysach twarzy na fotografiach z przełomu wieków - im starsze zdjęcia, im dalej w głąb historii, tym bardziej wschodnie, wręcz azjatyckie są to rysy. Babcia urodziła się na Kresach - koło Brasławia przy granicy białorusko-łotewsko-litewskiej, a jej ojciec pochodził z Bieszczad. Zostali zesłani na Sybir w 1940 i wrócili w 1946, ale do Trójmiasta, bo rodzinne strony zostały zagarnięte przez Sowiety. Dziadek znalazł się w Trójmieście, bo wstąpił do marynarki.
joe_cool - 24 Stycznia 2009, 17:51
moja mama zainteresowała się genealogią i ciekawe historie wychodzą okazuje się, że wszyscy o nazwisku panieńskim mamy pochodzą z jednej wsi. nawet mam zdjęcie jakiegoś grobowca niejakiego Feliksa (urodzony 1861), ale jeszcze nie ustaliłyśmy pokrewieństwa. mama ostatnio też spisała dzieje sybirskie rodziny, muszę koniecznie przeczytać...
ogólnie rodzinę moją nosi (zarówno ze strony mamy, jak i taty), chyba mój brat jest pierwszy urodzony w tym samym mieście co ojciec
Lynx - 24 Stycznia 2009, 21:37
Za czasów Napoleona zapałętał się w okolicach Łomży taki jeden francuzik, o nazwisku de Fleuri. Zakochał się i ożenił z panną z polskiego domu. Spolszczył tego de na Flera, ale w nastepnym pokoleniu. Ponoć w jego córce jakiś taki niedorobiony kniazi syn się zakochał, ale zbiedniały szewskiego fachu się w onej Łomży uczył. Pan Flera nazwisko przekazał poprzez syna i tak na fotografii z 1892 r. Widnieje rodzina Flera w ilości sztuk 5 lub 6 z moją prababką jako dziecięciem ok.2 letnim w sukienczynie ślicznej. Praprababka piękną kobietą była... Prapradziad mężczyzną okazałaym i wąsatym. I Wojna Światowa zbiedniła rodzinę i prababka ledwie dawała radę, jako żona drobnego kupca w Białymstoku. Babka moja jakiś czas nawet w sierocińcu była. A dziadek dłuuugo się starał o jej rękę. Po II Wojnie Światowej dziadkowie przprowadzili się do Gdańska.
Martva - 2 Września 2009, 16:36
Ha, tak à propos hasła 'aby się rozwoić, trzeba twórczyć', pogadałam z moją mamą o jej mamie.
Babcia była pół Szkotką, pół Angielką. I dawno, dawno temu odwiedzała z przyjaciółmi Austrię. Trafiła na Kahlenberg i zaciekawiła się co to takiego ta Polska. Powiedzieli jej że taki barbarzyński kraj, całkiem niedaleko, sześć godzin pociągiem, i przyjechała chyba rok później. Na krakowskim Rynku chciała kupić drewnianą, rzeźbioną huculską szkatułkę i nie bardzo mogła się dogadać ze sprzedawcą, więc ten sobie przypomniał że w banku obok pracuje młody człowiek który zna języki. Młody człowiek, czysty nadzwyczaj i bardzo uprzejmy zjawił się szybko, skojarzył się babci z wyszorowaną różową żabką, pomógł uzgodnić transakcję, a niedługo potem miała sprawę do załatwienia w banku. I dziwnym trafem wpadła na niego. I tak właśnie spiknęli się z moim dziadkiem.
W Polsce zajmowała się tłumaczeniem naukowych tekstów na przepiękną, literacką angielszczyznę (moja mama mówi że do dziś podziwia jak z takiego bełkotu można było stworzyć coś tak dobrego). Co jest o tyle zabawne, że mówienie po polsku nie wychodziło jej zupełnie - jak to wyszło kiedyś w rozmowie z córką o rozwoju i tworzeniu
Ziuta - 2 Września 2009, 18:55
To ja się tez popiszę. Ziutowi przodkowie są z chłopstwa, więc ograniczę się do wojny. Bo to jakoś ludzie pamiętają.
Jak byłem mały, babcia opowiadała mi straszliwą historię. Styczeń 45 roku, śnieg i noc. Idą Sowieci*. We wsi stoi Wehrmacht. Niemiecki żołnierz bierze moją babcię – miała równo 9 lat, na kolana, głądi po włosach i mówi grobowym głosem, że w ojczyźnie zostawił córkę w takim samym wieku. Potem on z resztą żołnierzy poszli na linię.
Następnego dnia Niemców przywieźli do wsi załadowanych na drabiinasty wóz i pochowali we wspólnej mogile.
* co ciekawe, ludzie bali się Sowietó bardziej niż kogokolwiek innego. Pochowano przed nimi wszystko. W ten sposób szlag trafił dolary i bliżej nieokreśloną starą a cenną książkę, gdyż pradziadek schował je w piecu, w którym nazajutrz jakaś niepoinformowana baba z wysiedleń napaliła. Pradziadek jej nie zabuł, bo ukrywał się w lesie z krową. Żeby czerwoni nie zjedli.
|
|
|