To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Mechaniczna pomarańcza [film] - Ostatnio oglądane filmy

Witchma - 26 Wrzeœśnia 2008, 08:57

Adashi, skoro Małpy się udały, to muszę się wybrać do kina :D
ihan - 26 Wrzeœśnia 2008, 22:31

Prawdziwe, prawomyślne Gwiezdne Wojny, "Nowa Nadzieja". Nie wiem, dodają jakichś endorfin, które uwalniają się z ekranu w trakcie oglądania, ale przy SW jest mi tak dobrze jak wtedy gdy jest słońce i powyżej 30 stopni w cieniu. Takie błogie dobrze, że już niczego więcej mi nie trzeba. I nieważne, że włosy Luke'a cudownie schną po przygodzie w śmietnisku, nieważne, że statki latające w przestrzeni wydają odgłosy i malowniczo wybuchają. Nieważne, że wstawiona jest scena z Hanem i Jabbą i jeszcze kilka bezsensownych stworków łazi po Mos Eisle. Tylko dlaczego u diabła ktoś się zdecydował na nowe tłumaczenie, które w żaden sposób nie jest lepsze od starego. Niemożebnie mnie to drażniło.
ilcattivo13 - 26 Wrzeœśnia 2008, 23:23

"Conspiracy" z Valem Kilmerem... Co za strata czasu... Chociaż nie. Przynajmniej obejrzałem najmniej pasjonującą strzelaninę w historii kina :twisted:
Film jest jedną wielką porażką. Scenariusz (połączenie "Rambo: Pierwsza Krew", "Desperado" i połowy filmów z Chuckiem Norrisem) tragiczny. Aktorstwo (Val Grucha Kilmer mnie dobił) do bani. Efekty specjalne? Lepsze eksplozje robię przy użyciu saletry i cukru co roku na Sylwestra. Ale najlepsza i tak była rurka - wbita w plecy na wysokości łopatek, z dołu ku górze, która wychodziła w okolicach podbrzusza i dalej była skierowana ku górze. Musiała się w środku gościa zgiąć przynajmniej dwa razy :shock: . O najmniej pasjonującej strzelaninie w historii kina już pisałem, więc trzeba też wspomnieć o pościgu samochodowym. Był. I tyle. Obym go jak najszybciej zapomniał.
Miałem ochotę obejrzeć sobie coś dobrego, a obejrzałem to, co wg. Forresta Gumpa zdarza się czasami :| Nie mogę dać więcej niż 2/10

Hubert - 27 Wrzeœśnia 2008, 14:06

ihan napisał/a
Prawdziwe, prawomyślne Gwiezdne Wojny, Nowa Nadzieja.


I ja takoż. To się samo ogląda. Mimo głupstw, jest to świetne kino przygodowe/fantastyczne! W dodatku stara trylogia to mój pierwszy kontakt z fantastyką, więc tym chętniej do niej wracam. I przedkładam nad wszelkie trylogie o Pierścionkach czy podobne wymysły.

Witchma - 27 Wrzeœśnia 2008, 19:48

Muszę się zgodzić z Adashim. O ile "Szeregowiec Dolot" był zaledwie niezły, tak Małpy w kosmosie momentami rozbawiały do łez (Bill Gates, David Bowie itd.). Zastanawia mnie tylko, po co udawać, że jest to film dla dzieci, które nie są w stanie wyłapać nawet ułamka aluzji. Na sali kinowej siedziało ze 20 dzieci i żadne się nie śmiało... ożywiła ich tylko reklama nowego filmu Zanussiego w wykonaniu dody :roll:
Adashi - 27 Wrzeœśnia 2008, 21:46

Uff... Witchma fajnie, że Ci się spodobało ;)
Z bajką oczywiście masz rację, trzeba to traktować jak film animowany niekoniecznie dla dzieci. Zwłaszcza takie Małpy, które są naszpikowane aluzjami na maksa.

My tymczasem wróciliśmy z Tropic Thunder :lol: Ja pierniczę, tak dobrej komedii wojennej dawno nie widziałem; film o filmie, świetne kreacje aktorskie, zajedwabiste dialogi, wspaniała muza, efekty ekstra, aluzji też sporo (do innych filmów) i przede wszystkim humor aż się iskrzy :mrgreen: Polecam ludzie :D

Sierżant Lincoln Osiris Rulez!!! :bravo :bravo :bravo

Martva - 27 Wrzeœśnia 2008, 22:04

Witchma napisał/a
Zastanawia mnie tylko, po co udawać, że jest to film dla dzieci, które nie są w stanie wyłapać nawet ułamka aluzji


No bo jak to, animowany i dla dorosłych? :roll: ;>

Obejrzałam Ukryte pragnienia i... jooooj, co za uroczy film. Ciepły taki. Chyba był mi potrzebny, ale nie jestem pewna, bo z drugiej strony jest rozmiękczający i będę teraz płakać z byle powodu...

ilcattivo13 - 28 Wrzeœśnia 2008, 00:02

Wreszcie obejrzałem "Summer Love" ("Dead Man's Bounty") Uklańskiego. Czekałem dwa długie lata, żeby obejrzeć ten polski western, a teraz wyć mi się chce.
Jedyna rzecz, która ten film wyróżnia na tle innych produkcji (nie tylko westernów), to język, którym mówią aktorzy. "Albowiem "Summer Love", to pierwszy na świecie film, w którym aktorzy mówią po bulbocku. Wszyscy oprócz Mohra, który jako jedyny się wyłamał i mówił po angielsku. Lindzie się nie dziwię, bo ten typ tak ma, ale inni? Nie ma w naszym pięknym kraju aktorów, którzy mówią zrozumiale po angielsku? Jeśli tak, to rzyć blada...
Na szczególne "uznanie" zasługuje też gościu (a może to była kobita), który robił efekty specjalne. Pierwszy raz w życiu widziałem, jak trafiona kulą deska eksploduje w stronę strzelającego. "Eksploduje" to bardzo dobrze dobrane słowo, bo za każdym razem wyraźnie widoczny jest ogień w miejscu trafienia. A potem idealnie okrągła dziurka.
Jedyne plusy tego filmu to Val Kilmer grający trupa i przepiękne repliki broni czarnoprochowej (zwłaszcza strzelba Szeryfa - istne cudo). I dlatego film dostaje ode mnie 2/10. I mam nadzieję, że nie będę już więcej oglądał filmów Uklańskiego.

Adashi - 28 Wrzeœśnia 2008, 00:29

ilcattivo13, a Eukaliptus widziałeś, inny "sławny" jajecznica western :?:
Hubert - 28 Wrzeœśnia 2008, 16:47

Wojny Klonów - film oglądałoby się nieźle, gdyby nie infantylne dialogi. Ma jakiś tam klimat, momentami jest dramatycznie, ale wypowiedzi bohaterów... Ech, to już docinki między Anakinem a Obi-Wanem. Jako animowany film akcji - nie jest to to złe, historia nawet trzyma się kupy. Ale jako Gwiezdne Wojny - no cóż, czekam, może kiedyś jeszcze powstanie dobry, pełnometrażowy film. Tyle że Lukas nie chce słyszeć o żadnej nowej trylogii. NIe wiem, czy to dobrze, czy źle... :roll:


Tylko dlaczego Anakin ma ucznia, skoro w III części nie pozwolili mu na bycie mistrzem? :roll:

NURS - 28 Wrzeœśnia 2008, 17:32

kto był uczniem anakina?
Hubert - 28 Wrzeœśnia 2008, 21:41

Ashoka Tano

A, no i twórcy popełnili niewybaczalny grzech - zmienili nieco marsz otwierający film. Nie jestem fanatykiem GW, ale po co zastępować coś, co zdawało egzamin? Żeby poczuć różnicę?
No to ja chcę jeszcze jeden film fabularny - choćby po to, żeby usłyszeć pierwszy raz od dawna ten motyw muzyczny! :)

Adanedhel - 29 Wrzeœśnia 2008, 09:09

Sosnechristo napisał/a
Tyle że Lukas nie chce słyszeć o żadnej nowej trylogii. NIe wiem, czy to dobrze, czy źle...

Jak Lucas nie chce to dobrze. Gdyby ktoś inny zabrał się za np. Trylogię Thrawna...

ilcattivo13 - 29 Wrzeœśnia 2008, 13:14

Adashi - nie oglądałem. A warto obejrzeć?
Adashi - 29 Wrzeœśnia 2008, 17:56

Nie wiem, nie widziałem, ale obawy mam podobne jak przy okazji "Summer Love" :|

Tu masz stronę filmu.

ilcattivo13 - 29 Wrzeœśnia 2008, 20:09

przeczytałem na innej stronie, że to pierwszy polski western erotyczny. I jakoś mi przeszła chęć na oglądanie...
Chal-Chenet - 29 Wrzeœśnia 2008, 21:02

ilcattivo13 napisał/a
pierwszy polski western erotyczny

Znaczy trzeba poszukać. Jak jeszcze jest lasso w użyciu to już w ogóle! :mrgreen:

ilcattivo13 - 29 Wrzeœśnia 2008, 21:22

Jak tak bardzo kręcą cię tego typu produkcje, to raczej polecałbym "Battlequeen 2020". Julie Strain wypada o wiele lepiej niż Renia Dancewicz :wink:

Ja za to obejrzałem sobie dwa inne half-westerny.

"Left for dead" to w połowie western, a w połowie horror. W pewnym miasteczku na Dzikim Zachodzie prostytutki mordują wszystkich mieszkańców. Pastor miasteczka tuż przed śmiercią zaprzedaje duszą diabłu, dzięki czemu może krążyć po terenie miasteczka i sąsiedniego cmentarza w oczekiwaniu na sposobność do zemsty. Po piętnastu latach nadchodzi ta chwila, gdyż prostytutki, ścigając pewnego mężczyznę, wracają do miasta.
Powiem krótko - film jest denny. Źle nakręcony, źle zagrany, ma słaby scenariusz. Efekty specjalne są na poziomie wczesnych lat 80-tych. Nie mogę dać więcej niż 2,5/10

Drugi połowiczny western to "Westworld". W tym wypadku western połączono z s-f. I to tak udanie, że film wszedł do klasyki gatunku (sf).
W bliżej nieokreślonej przyszłości powstaje supernowoczesny park rozrywki. Goście parku, podczas dwutygodniowego pobytu mogą poznać uroki życia w średniowieczu, w starożytnym Rzymie i na Dzikim Zachodzie (tę opcję wybierają bohaterowie filmu). Wszystkie postacie i zwierzęta w parku to roboty, zaprogramowane tak, by nie mogły zrobić krzywdy ludziom. Aż do momentu, w którym wskutek awarii wszystkie roboty wymykają się spod kontroli.
Film jest dobrze zagrany, Yul Brynner w roli robota-rewolwerowca jest równie przekonujący co Arni w roli Terminatora. Trochę gorzej wypadają Richard Benjamin i James Brolin, ale i tak jest nieźle.
Film trzyma w napięciu do ostatnich minut. Zwłaszcza, że polowanie na ludzi zaczyna się dopiero pod koniec filmu ;P: Za to pierwsza część filmu to niczym nie skrępowana zabawa.
Efekty specjalne są na poziomie wczesnych lat siedemdziesiątych, ale poza krwią w postaci rdzawej mazi nie rażą aż tak bardzo. Nie bardziej niż kalkulator na klacie Dartha Vadera ;P:
Nie spodobało mi się w filmie kilka rzeczy. Uwaga spojlery!!! Pierwsza, to brak sensu w działaniu parku. W nocy wyłącza się wszystkie roboty, pojawiają się ekipy techników w celu zebrania zniszczonych robotów, a na ich miejsce przywożone są nowe egzemplarze. A co byłoby jeśli któryś z gości okazał się nocnym markiem i nie poszedł spać razem z kurami? Zong! Dwa - skoro roboty zyskały coś na kształt świadomości, to powinny bardziej dbać o siebie i przejawiać choć trochę woli przetrwania, a nie zachowywać się jak narąbany kamikaze. Zong! Park miał być przeznaczony dla bogatych gości (1000$ za dzień pobytu), a tymczasem wszędzie króluje tandeta. Widać to zwłaszcza w scenie pojedynku na miecze, gdy gną się one pięknie (pomijając fakt, że walczący zamieniają się nimi w każdym ujęciu). Nie stać ich było na porządną stal? Zong!
Ogólnie rzecz biorąc oceniam film na 6/10. Szkoda, że nie dało się uniknąć tych wszystkich niedociągnięć w scenariuszu i produkcji filmu.

Stormbringer - 30 Wrzeœśnia 2008, 08:25

ilcattivo13 napisał/a
Widać to zwłaszcza w scenie pojedynku na miecze, gdy gną się one pięknie


Aż mi się przypomniało "Waleczne serce" i gumowe topory. ;) Ale film lubię, żeby nie było.

NURS - 30 Wrzeœśnia 2008, 08:36

ilcattivo, trochę zrozumienia realiów i nie pisałbyś takich rzeczy.
Każdy park rozrywki jest zamykany na noc, nawet w Vegas, nocne marki mogą co najwyżej poszaleć na showgirlsach, bo kasyna są zamykane na noc. Myślę, ze dlatego także westworld działał według tych samych zasad.

Angelus - 30 Wrzeœśnia 2008, 12:35

Babilon A.D.- wczoraj byliśmy w kinie i na długo niestety zapamiętam ten wypad. Nie dlatego, że film był zły, lecz warunki jego percepcji były dla mnie torturą. :( Dlaczego? A bo zachciało mi się obejrzeć film w oryginale i posłuchać porażającego głosu Vina Diesela. :? No i z tego powodu wylądowaliśmy w małym starym kinie, w maleńkiej klitkowatej salce, w wyniku czego przez połowę filmu wbijałam się w fotel, usiłując się jak najdalej odsunąć od tego wielkiego ekranu, który chciał mnie pochłonąć. :evil: Podczas szybkich ujęć, robiło mi się niedobrze, dostałam koszmarnego bólu głowy i musiałam oczy zamykać a przy dużych zbliżeniach odnosiłam wrażenie, jakbym film w 3D oglądała. W rezultacie niestety seans stał się dla mnie torturą i potem przez cały wieczór dochodziłam do siebie. Ze 2 razy w życiu zdarzyła mi się podobna przygoda. Raz gdy siedziałam w 1 rzędzie, i raz w nowo otwartym multikinie ale teraz prawdopodobnie powodem była zbyt mała odległość od ekranu i nieprzystosowanie tak małej sali do wymogów współczesnych filmów akcji.Czułam się jakbym przejechała z 5 razy pod rząd rollercoasterem. :evil:

To tyle tytułem narzekania na kino a teraz parę słów o filmie.

Na ile udało mi się oczywiście doświadczyć jakiejś przyjemności z seansu, to stwierdzam, że film jest całkiem przyzwoitym kinem akcji. Najbardziej podobał mi się początek(pewnie dlatego, że jeszcze sie dobrze czułam ;) ) i bardzo realistyczne i przygnębiające przedstawienie wizji świata wschodu zniszczonego przez wojny i wszelkie zbrojne konflikty. To był naprawdę mocny akcent filmu, to uczucie beznadziei, rezygnacji, braku perspektyw a jednocześnie desperackie próby, dokonywane przez ludzi, w poszukiwaniu lepszego życia.No i genialny Gerard Depadieu w nietypowej roli i z rewelacyjną wręcz charakteryzacją! Tej fizjonomii długo nie zapomnę! :bravo :D
Akcja toczy się konsekwentnie i co uważam za plus, Vin Diesel gra bardzo prawdziwie i oszczędnie. Nie jest już wszechmocnym Riddickiem, który potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Jest człowiekiem z krwi i kości, żołnierzem i najemnikiem, który potrafi wprawdzie wiele ale w miarę ludzkich możliwości.Być może dla niektórych fanów, jego rola będzie mało spektakularna ale ja uważam to za duży plus. W tym filmie właśnie ten realizm był potrzebny. ;)
Historia sama w sobie oryginalna super nie jest ale rozwija się logicznie, ukazując sporo ciekawych smaczków.To przede wszystkim obrazy ludzkich tragedii i rozpad świata zapadają w pamięć, to są mocne strony tej opowieści.Doskonale pokazano również kontrast świata upadłego i świata rozwijającego się a ukazany w filmie Nowy Jork, to swoisty hołd złożony "Blade Rannerowi". :D
Może jeszcze kiedyś uda mi się obejrzeć ten film na spokojnie w ciszy domowego dvd i bez dodatkowych atrakcji i wówczas mój odbiór będzie lepszy ale już dziś mogę powiedzieć, że nie był to czas zmarnowany. ;)

Po twórcy "Gothiki" i "Purpurowych rzek" raczej nie spodziewałam się tak dobrze wykonanej roboty ale przyjemnie się rozczarowałam. :twisted:


Sierociniec - film przywołał wspomnienia i skojarzenia ze starym dobrym "Duchem" tudzież "Poltergeistem", trochę z "Innymi" i japońskim "Ringiem" - zemsta zza grobu, tragedia dziecka, egzorcyzmy. Podobał mi się klimat filmu i spokojny, wolny rozwój akcji i wzrastanie napięcia. Lubię dobrze zrobione filmy o domach, w których straszy a ten film właśnie do takich należy.To bardzo dramatyczna historia, dobrze poprowadzona dramaturgicznie, pełna zagadek i tajemnic, które powoli wychodzą na światło dzienne, to opowieść o cierpieniu, o zbrodni, o utraconym dzieciństwie i o miłości do dziecka, która czasem prowadzi nawet do szaleństwa. Dla mnie "Sierociniec", to bardziej dramat z elementami grozy niż horror. Dobry film.Polecam. :wink:


Charlie i Fabryka Czekolady - no nareszcie! :D Cudowny, uroczy, mądry i bardzo pozytywny film okraszony piękną, bajeczną scenografią! :bravo Piękna opowieść o znaczeniu rodziny, o miłości, która jest tak potężna, że trzyma w kupie nawet krzywy rozpadający się domek ;) .Wspaniała uczta duchowa w smakowitej formie! Scena nawiązująca do "Odysei kosmicznej" Kubricka rozwaliła mnie na puzzle. :D :bravo Czekoladowy monolit i te kosmiczne okulary! :bravo Właściwie wszystko w tym filmie mi się podobało. Uważam, że Tim Burton dobrze wyważył wszystkie składniki i w ten sposób uzyskał efekt doskonały.Uwielbiam tego faceta! :twisted: :bravo
Johnny Depp był cudowny, wyglądał jak porcelanowa laleczka i bardzo realistycznie wykreował postać Williego Wonki- nieszczęśliwego dziecka w ciele dorosłego.Freddie Highmore, grający rolę Charliego, zachwycił mnie po raz kolejny. Ma dzieciak talent jak nic. Pierwszy raz zauważyłam go w "Finding Neverland", gdzie jego dojrzała kreacja aktorska poruszyła mnie do głębi.Potem był jeszcze "The Good Year" a teraz film Tima Burtona. Zdolny chłopak! :bravo
Film tak dla dzieci, jak i a może przede wszystkim :wink: , dla dorosłych.Polecam serdecznie!

Corpse Bride Tima Burtona. Nareszcie! Dlaczego dopiero teraz? Sama nie wiem. Niedopatrzenie zapewne. :oops: Film absolutnie genialny! :bravo Cudownie było patrzeć na ten burtonowski świat i wzruszać się historią Viktora, Viktorii i Emilly. :D Nawet nie wyobrażam sobie ogromu czasu i wysiłku włożonego w powstanie takiego filmu. Nie miałabym tyle cierpliwości, żeby ustawiać te wszystkie kukiełki.Szok! Mistrzostwo animacji! :bravo
Burton po raz kolejny udowodnił, że jest reżyserem odważnym, nietuzinkowym, o nieograniczonej wyobraźni, że tworzy filmy oryginalne i wkłada w nie 100% siebie a jego wizje powalają. :D :bravo
Powiedzenie, że "szczena mi spadła" lub, że "zbieram szczękę z podłogi", zaiste nabrała nowego znaczenia i zawsze już będzie mi się kojarzyć z postacią Alfreda. :twisted:
Absolutny HIT! :bravo :bravo :bravo

ilcattivo13 - 30 Wrzeœśnia 2008, 15:06

NURS napisał/a
Każdy park rozrywki jest zamykany na noc, nawet w Vegas, nocne marki mogą co najwyżej poszaleć na showgirlsach, bo kasyna są zamykane na noc. Myślę, ze dlatego także westworld działał według tych samych zasad.


NURSie - jeśli twórcy parku zapowiadają dwa tygodnie życia w realiach Dzikiego Zachodu/średniowiecza/starożytnego Rzymu, to wyłączanie parku na noc jest całkowicie bezsensownym posunięciem. Przecież to mają być pełne dwa tygodnie, a nie parę godzin przy ruletce czy stoliku do blackjacka. Dlatego Twoje porównanie Westworldu z Las Vegas jest po prostu chybione. Z tego samego powodu równie chybione byłoby porównywanie parku z filmu do jakiegokolwiek parku rozrywki w typie Disneyworldu.
Bardziej sensowne dla działania filmowego parku, byłoby zbieranie "trupów" przez ekipę techniczną przebraną za karawaniarzy, naprawianie zniszczeń przez ludzi przebranych w stroje z epoki itd. Park nie byłby wtedy wyłączany, a naprawy i konserwacja mogłyby się odbywać na bieżąco. Zwłaszcza, że przecież nie było tam żadnych urządzeń elektronicznych/elektrycznych, czy skomplikowanych mechanicznych, a naprawy głównie ograniczałby się do ciesielki/stolarki i wstawiania szyb. Myślę, że po prostu twórcom filmu zabrakło w tym względzie zdrowego rozsądku (albo wyobraźni).

NURS - 30 Wrzeœśnia 2008, 17:12

A widziałeś reklamy wyjazdów np. na weekend do Vegas? :-) bo byś się zdziwił.
Ja ci tylko tłumacze dlaczego ten park tak dzialał. Był wzorowany na takich rozwiązaniach juz funkcjonujących. I tyle. Za bardzo kombinujesz szukając dziury w całym, lepiej sobie obejrzyj drugą część tego cuda.

joe_cool - 30 Wrzeœśnia 2008, 19:24

NURS napisał/a
bo kasyna są zamykane na noc.


nie zgodzę się - byłam w Vegas i grałam w kasynie przez pół nocy ;P: tam raczej w dzień mało co się dzieje...

ilcattivo13 - 30 Wrzeœśnia 2008, 19:24

NURS napisał/a
...Ja ci tylko tłumacze dlaczego ten park tak dzialał. Był wzorowany na takich rozwiązaniach juz funkcjonujących. I tyle. Za bardzo kombinujesz szukając dziury w całym, lepiej sobie obejrzyj drugą część tego cuda.


Jeśli filmowy park był wzorowany na rozwiązaniach już istniejących, to film nie powinien się zaczynać od reklamy Westwordu, w której mówi się, że ten park jest pierwszym i jedynym, oferującym tego typu rozrywkę, parkiem na świecie :| Może Ciebie takie niekonsekwencje nie drażnią, ale mnie po czymś takim zostaje niesmak na języku.
A druga część razem z serialem już do mnie jadą. Jak wszystko będzie o.k., to obejrzę w następnym tygodniu.

ilcattivo13 - 1 Października 2008, 14:21

"Miracle Mile" z Anthonym "Harrym" Edwardsem ("Top Gun", "Ostry Dyżur") i Mare "Julie" Winningham ("Wyatt Earp"). Po przeczytaniu "Zatonięcia Japonii" naszła mnie chętka na kino katastroficzne.
Harry-trębacz umawia się z pracującą w całodobowym barze Julie na randkę. Z przyczyn od siebie niezależnych (i ściśle technicznych) spóźnia się i zamiast na 0:15 am, stawia się w barze Julie na ~4:00 am. Przypadkiem odbiera telefon, który dzwoni w sąsiedniej budce telefonicznej. Z rozmowy dowiaduje się, że rozpoczęła się wojna i że za godzinę i dziesięć minut na USA spadną bomby atomowe. Później w słuchawce słyszy strzały, a inny mężczyzna każe mu o wszystkim zapomnieć. Harry wchodzi do baru, gdzie o wszystkim informuje przebywających tam ludzi. Decydują się uciec z LA samolotem, ale najpierw muszą pozbierać swoich bliskich (plus tzw. ważne osobistości) i spotkać się na szczycie pewnego wieżowca, na lądowisku śmigłowca, którym mają dostać się na lotnisko. Harry tymczasem rusza na poszukiwanie Julie i jej rodziny. Pozostała mu na to niecała godzina.
Fabuła jest banalna, ale w miarę nowatorska (jak na rok 1988) i poprowadzona w taki sposób, że cały czas trzyma w napięciu. Świetnie oddany jest klimat narastającej w mieście paniki. Cały czas zastanawiamy się czy bohaterowie zdążą na lotnisko. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do innych bohaterów w tego typu filmach, zachowują się "po ludzku" i podejmują nie zawsze dobre decyzje.
Atutem filmu jest na pewno dobra gra aktorów. Edwards jako życiowy niedorajda i romantyk, postawiony w tak trudnej sytuacji, wcale nie zmienia się w jakiegoś super-duper twardziela w typie Johna McClane'a. Cały czas dąży do celu (uratowania siebie i Julie), tyle że na swój własny, lekko safandułowaty sposób. Winningham też dobrze zagrała swoją rolę. Jej Julie jest typową kelnerką z amerykańskiego baru - niezbyt inteligentną, naiwną i wciąż czekającą na swojego księcia z bajki.
W filmie występuje też sporo innych (dobrze znanych) aktorów, m.in. Brian Thompson ("Terminator", "Cobra") i Kurt Fuller ("Uciekinier", "Red Heat", a ostatnio "Superhero").
Efekty specjalne są o.k., ale trzeba pamiętać, że ten film nie jest na nie nastawiony. Muzyka może nie zapada w pamięć, ale też nie przeszkadza w oglądaniu filmu.
Moja ocena to 7,5/10. Warto ten film obejrzeć.

ilcattivo13 - 2 Października 2008, 01:54

No to "Zatonięcie Japonii" w wersji z 2006 roku mam już za sobą. Tyle, że teraz nie wiem jak ten film ocenić. Zwłaszcza, że kilka dni temu skończyłem czytać książkę.
A, pal licho. Niech będzie tak...

Uwaga!!! Nisko latające spojlery!!!

Recenzja pt. Dlaczego nie radzę oglądać tego filmu
Jest to drugie podejście filmowców do zekranizowania książki Sakyo Komatsu. Jako, że zmieszczenie treści tej książki w czymś krótszym niż serial o stu czterech godzinnych odcinkach jest rzeczą niemożliwą, to zaczęli ciąć książkę. Cięli, cięli i cięli, aż się zasapali, a z książki nie zostało nic, oprócz nazwisk kilku bohaterów i samego procesu tonięcia Japonii (a, i zostało jeszcze to, że Onodera pilotuje batyskafy, a Tadokuro bada trzęsienia ziemi; choć tego ostatniego zdegradowali z profesora do doktora). Ale nic to. Zamienili nożyczki na długopis i popuścili wodze fantazji. A że z weną twórczą było krucho, to w ramach samopomocy chłopskiej obejrzeli wszystkie filmy katastroficzne, jakie nakręcono w "Chało-woodzie" w ciągu ostatnich 15-20 lat. Niektóre, takie jak "Armagedon" czy "Dzień Zagłady", obejrzeli nawet więcej niż raz. Oj, jak bardzo widać to po ich filmie.
Wszystkie puste miejsca pozostałe po wycięciu treści książki zapełniono wątkiem romantycznej miłości Reiko i Onodery. A tam gdzie jeszcze się dało coś wepchnąć, upchnięto Onoderę przechadzającego się w zadumie przez zgliszcza japońskich miast, ewentualnie dumającego gdzieś na uboczu (najprawdopodobniej o *beep* Ma... Reiko :twisted: ).
To, co mnie jeszcze niemożebnie wk**wiało w czasie oglądania filmu, to masa nierealnych sytuacji. Helikopter wlatujący w eksplozję stacji paliw, który prawie nie zmienia toru lotu, mimo, że od centrum eksplozji dzieli go tylko 5 metrów. W dodatku pod helikopterem wisi na linie kobieta, która jest jeszcze bliżej tegoż centrum (czyli przez ogień i falę uderzeniową leci dłużej niż sam helikopter), a nawet brwi jej nie przypaliło. O ostatnich całych 10 minutach filmu nie wspomnę, bo apopleksja czai się za moimi plecami.
Reasumując. Biorąc pod uwagę wierność oryginałowi, film jest do bani. Nie należy sugerować się książką przystępując do prawie dwu i pół godzinnego procesu oglądania filmu (hejkum-kejkum, ale mi się uczenie pisło ;P: ). Zwłaszcza, że twórcy zmienili też zakończenie. Wątek miłości bohaterów jest nudny jak flaki z olejem. W ogóle, to cała otoczka obyczajowa fabuły jest do bani. Mówiąc krótko. Ten film jest dla całego nurtu filmów katastroficznych tym, czym dla kina wojennego jest "Pearl Harbour".


Recenzja pt. Ludzieee!!! Musicie to zobaczyć!
Jest to najlepiej zrobiony film katastroficzny, jaki miałem okazję oglądać. Ujęcia wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi, ogromnych fal tsunami topiących statki i przewalających się przez japońskie miasta są po prostu genialne. A widoki z satelity (zwłaszcza nocne) to mistrzostwo nad mistrzostwami. Miasta są palone, trzęsione, miażdżone, zatapiane... Ech. Aż chciałoby się tam być i widzieć to wszystko w realu :mrgreen: Do tego pamiętać trzeba, że film kręcili ludzie, którzy przeżyli już kiedyś trzęsienie ziemi. Te doświadczenia życiowe wyraźnie widać na ekranie, tak w realistycznym zachowaniu ludzi, jak i w realistycznych sceneriach. Nareszcie miasto po przejściu trzęsienia ziemi płonie. Można śmiało powiedzieć, że jest to najbardziej realistyczny (pod względem efektów) film katastroficzny w historii kina. Przy nim "Armagedon" to niedorobiony chłam, a o innych filmach wyprodukowanych w USA nawet nie wypada wspominać.
Na plus filmu należy zaliczyć też to, że można go oglądać z dziećmi. Może nie z jakimiś strasznie małymi, bo jednak trupy raz czy dwa się zdarzają, ale twórcy nie epatują hektolitrami krwi, urwanymi i zmiażdżonymi kończynami czy płonącymi zwłokami.
Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję oglądać go w kinie lub w jakości HD (tak jak ja teraz) - nie zastanawiajcie się ani minuty. Warto.


Oglądać, czy nie oglądać :? Oto jest pytanie...

Angelus - 3 Października 2008, 20:34

Zakupiłam i obejrzałam po raz kolejny 2 częściowego Merlina produkcji Hallmarku i ta historia nadal bardzo mi się podoba. Ten film ma dużo plusów. Po raz pierwszy filmowcy uczynili głównym bohaterem Merlina, spychając króla Artura i jego rycerzy tudzież problemy sercowe na plan dalszy.Zebrano doskonałą pakę aktorów, z których moim zdaniem Miranda Richardson w roli Królowej Mab wybija się na plan pierwszy-rewelacyjna charakteryzacja, świetny pomysł ze sposobem mówienia no i świetne aktorstwo. :bravo Chociaż Martin Short w roli jej sługi- Frika, też niczym jej nie ustępuje.Film posiada dobre jak na tamte czasy efekty specjalne(pamiętam jak go widziałam pierwszy raz, szczena mi spadła na podłogę z wrażenia :twisted: ), piękne krajobrazy, ładną scenografię i wspaniałą, wpadającą w ucho muzykę, która mnie teraz ciągle prześladuje.Nade wszystko jednak, film opowiada fascynującą historię, pełną dramatyzmu, wzruszeń, tajemnic, magii, intryg, spisków.Nie brak tu ludzkich słabości, czynów niegodnych, ludzi złych, rządnych władzy tyranów.Mamy nieustającą walkę Merlina z Mab, pragnącą zatrzymać zachodzące przemiany i powstrzymać nadchodzący nowy porządek.To właśnie ta wielowarstwowa historia opowiedziana w tak szczególny i nowatorski sposób, jest główną zaletą tego filmu. :bravo :mrgreen:

Podobno powstała kontynuacja historii o Merlinie ale jej nie oglądałam.Czytałam słabe recenzje, więc podarowałam sobie ten zakup.Widział ktoś dalszy ciąg?

NURS - 3 Października 2008, 23:33

teraz jakiś serial startnąl o Merlinie. Ale już w zupełnie innej obsadzie.
Fidel-F2 - 4 Października 2008, 08:30

Lejdis - luźny film, czasem śmieszny. można obejrzeć. Zasadniczym problemem jest brak zwartości i wyraźnego motywu, ot kilka pomysłów zlepionych do kupy. Poza tym, pewnie będę odosobniony w tym odczuciu, aktorki (prócz Korby) męczą się grając swoje role, brak w tej grze autentyzmu i lekkości. Korba świetna.
Ogólnie rzecz biorąc, bez rewelacji ale i bez tragedii. Ponieważ film bardzo spodobał się mojej pani, pewnie jeszcze kilka razy go obejrzę. Bez bólu.
Film porównywany jest do 'męskiego' Testosteronu. W moim odczuciu jest o klasę gorszy. Testosteron to o wiele klarowniejszy, bardziej przemyślany pomysł i bardziej inteligentny humor. Urzekł mnie też jego minimalizm (adaptacja sztuki teatralnej), minimum środków, maksimum efektu. Lejdis, są znacznie bardziej poszarpane, rozdmuchane, pełne błyskotek i nieporządku, inteligencja zamieniona na niepoukładaną emocjonalność, dowcip raczej niewyszukany. W tym sensie te filmy rzeczywiście reprezentują 'męski' i ' żenski' sposób postrzegania.
Chyba jestem facetem.



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group