To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Blogowanie na ekranie - moje śmietnisko

corpse bride - 4 Czerwca 2010, 20:39

ziuta, odeprę twoje odpory (tak dla sportu) next time. teraz chciałam tylko poinformować, że udało mi się uciec z zalanego podkarpacia jakieś 2h przed tym, jak jasło zostało (podobno) zamknięte. w tym celu musiałam znaleźć objazd objazdu, bo wbret wtemu, co piszą w sieci, policja nigdzie nie kieruje. przynajmniej nas nigdzie nie kierowała. błądziliśmy jak pijane dzieci we mgle pomiędzy zalewiskami a osuwiskami.
no ale już jestem u siebie, na górce i an 2. piętrze i wszystko jest ok. żeby nie było, mama i brat, którzy zostali w jaśle też mieszkają na górce i na 2. piętrze :) i w ogóle mama by nie wiedziała, że coś jest nie tak, gdyby nie to, że ja poszłam do fryzjera i zobaczyłam po drodze rzekę (jedną z trzech), a poza tym u fryzjera było włączone radio, które mi powiedziało (z krakowa), że w jaśle jest powódź. co za czasy.
teraz widzę, że nie przeszłabym już tymi uliczkami którymi wracałam od fryzjera, bo są zalane.
fakin szitex.

edit:
trochę śmiesznych rzeczy też znalazłam. np. dziennik pisze: "Podrzeszowskie Jasło...". chyba tak się nie mówi o miejscowości położonej ponad 60km od rzeszowa, w innym (własnym) powiecie i całkowicie odrębnym. choć może z perspektywy warszawy wygląda to 'podrzeszowsko' :)

corpse bride - 5 Czerwca 2010, 00:03

i jeszcze jedno: szukam domu dla tego kotka:

http://www.facebook.com/p...51&id=681889100

Ziuta - 5 Czerwca 2010, 09:25

corpse bride, koleżankę wkurzają zawsze "podkrakowskie Łagiewniki" :)
Godzilla - 5 Czerwca 2010, 09:32

Śliczny szaraczek.
ihan - 5 Czerwca 2010, 20:11

Corpse, z perspektywy Warszawy kraków leży w centrum Tatr i zamieszkują go górale. Autentyk.
corpse bride - 7 Czerwca 2010, 01:36

ehhh, te stolicocentryzmy...

chyba udało mi się znaleźć dom dla kotka, przez fb odezwała się znajoma z liceum. szkoda, że nikt bliższy, bo bym go chętnie odwiedzała. ale oni są czyści i odpowiedzialni i mają już jednego kotka, a to ważne kryterium.

hrabek - 7 Czerwca 2010, 11:06

ihan napisał/a
Corpse, z perspektywy Warszawy kraków leży w centrum Tatr i zamieszkują go górale. Autentyk.


A w M jak Miłość pracujący w Szczecinie bohater przywoził swojej dziewczynie muszelki znad morza. W sklepie ani chybi kupił, bo ja nad morze to półtorej godziny w jedną stronę jadę, a nogę do gazu mam wcale nielekką.

Ellaine - 7 Czerwca 2010, 11:36

ihan napisał/a
Corpse, z perspektywy Warszawy kraków leży w centrum Tatr i zamieszkują go górale. Autentyk.

O, to mi się przypomniało, jak przyjaciółka będąc jeszcze w gimnazjum pojechała na wymianę do Warszawy. Warszawskie dzieci się zdziwiły, że te przyjezdne ze Śląska to po polsku mówią... Były święcie przekonane, że nie mamy języka polskiego w szkołach.

corpse bride - 11 Czerwca 2010, 23:27

hrabek, na to też się nabrałam raz. byłam w szczecinie złożyć papiery na studia, a do powrotnego pociągu nocnego miałam jeszcze kupę czasu, więc postanowiłam pojechać do świnoujścia, zobaczyć po raz pierwszy w życiu bałtyk. i w pociągu dopiero rzuciłam okiem na bilet, a tam, że to 116 czy jakoś tak km! :)

kończenie pisania mojej pracy magisterskiej z socjolo, podobnie jak śmierć feminizmu oznajmiano już wiele razy. tym razem, życząc feminizmowi długiego życia, chciałam zawiadomić, że znowu postanowiłam dokończyć tę pracę. no bo w końcu co. dziś już poszło mi nieźle, oby tak dalej. tylko nie pytajcie 'ile już napisałam'. więc życzcie mi powodzenia i wtrwałości.

no i w związku z tym nie będę się jakoś wyjątkowo często pojawiać na forum i innych internetowych pożeraczach czasu. ale jakby się kroiła jakaś impreza, dajcie znać mailem lub na priv. dopuszczam jedną imprezę tygodniowo :)

corpse bride - 25 Lipca 2010, 20:50

cześć. dawno mnie nie było, staram się reglamentować sobie kompa, a zwłaszcza serwisy społecznościowe i fora, a forum ślubne wyczerpało ostatnio mój limit czasu.

jeśli chcielibyście wiedzieć, czym się ostanio zajmowałam oprócz czytania literatury feministycznej, to tu jest o tym trochę:
http://www.projectwedding...eandihs/welcome

teraz może troche wyluzuję, bo wiem już, co i jak załatwić, co chcę, a czego nie chcę i na co mnie nie stać ;) wybrałam (chyba) sukienkę. mamy miejsce na wesele, na ślub tak połowicznie, ale jestem dobrej myśli.

no i sporo przeczytałam nowych i zaległych pism feministycznych, może tym razem uda mi się dokończyć tę pracę...

wróciłam właśnie z gostynia, ze zjazdu rodzinnego rodziny m., gdzie byłam jako 'pretendująca' ;) trochę było strasznie, bo dużo ludzi, ale nawet miło. poza tym mieszkalismy w pięknym klasztorze w jeszcze piękniejszej okolicy i zwiedziliśmy parę miejsc przy okazji. no i 3 dni jedzenia za darmo ('bilety' na zjazd rodzice m. kupili nam na dzień dziecka, ha ha ha) :)

ogólnie jest dość fajnie. nie wiem tylko znowu, co zrobić z pracą. byłam ostatnio na fajnej rozmowie kwal., sami się do mnie odezwali przez goldenlajna, ale ostatecznie mnie nie chcieli, co trochę mi złamało serce. teraz nie wiem, czy szukac intensywnie i brać, co leci, bo zbieramy na wesele, czy też szukać czegoś fajnego i nie spinać się i skoncentrowac się na pracy mag. (podziwam wszystkich, którzy napisali pracę pracując na pełny etat). rozwiązaniem może by była propozycja ojca m. (praca u niego na uczelni, w sekretariacie, na 1/2-3/4 etatu). plusy takie, że to niepełny etat i że pewna rzecz, do tego własne biuro (do obsługi studentów). minusy: praca u prawie rodziny, kiepska, nierozwijająca praca, właściwi krok w tył, umowa zlecenie czy też dzieło, czyli brak składek emerytalnych no i najważniejsze - kasa mniejsza niż ta, którą mi oferowała ostatnio korporacja, a którą odrzuciłam (przy tym brak bonusów w postaci opieki zdrowotnej, biletów do kina, karty multisport itd.). nie chcę być niekonsekwentna. ale też nie chcę być darmozjadem. ale też nie chcę pracy, w której znowu dostanę depresji, że moje życie stoi w miejscu. ale też kiedy nie pracuję (nie licząc biżu) mogę dostać depresji z tego powodu. ehh, ciężki wybór. aha, kolejny minus jest taki, że jako, że to nie obcy 'szef' tylko tata m. nie mogłabym go zostawić po 2 miesiącach, jeśli bym znalazła coś lepszego. to byłoby związanie się na rok. no i co lepiej wygląda w życiorysie? krok do tyłu, czy przerwa w zatrudnieniu? (tak sobie piszę, może mi się coś wyklaruje).

corpse bride - 13 Lutego 2011, 22:03

cześć :) nie wiem, czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale jeśli tak, to chciałam podzielić się z nim/nią faktem, że żyję i mam się nieźle.

moje wakacyjne rozsterki z pracą rozwiązały się następująco:
- przeszłam później jeszcze jedną rekrutację (outsourcing) i dostałam ofertę pracy, ale - uwaga - odrzuciłam ją, bo zaproponowali mi trochę mniej pieniędzy, niż chciałam. ale liczyłam, że znajdę coś lepszego.
- jako, że niczego nie znalazłam wzięłam posadę na uczelni, która kosztowała mnie tyle nerwów, że nie wiem, czy była warta tych siedmiuset złotych, które tam zarabiałam.
- potem dostałam kolejną ofertę z uczelni, niby lepszą, bo na cały etat i umowę o pracę, ale zarobki nie były 2x wyższe (co i tak byłoby mało), tylko wyższe o jakieś 200 czy 300 zł. obudził się we mnie instynkt ucieczki.
- ucieczka się powiodła - na początku stycznia zmogła mnie grypa i postanowilam to wykorzystać wysyłając nową falę CV. odezwaly się do mnie dwie firmy, do których dobijałam się od kilku lat. po dlugim i żmudny procesie rekrutacyjnym obie zaproponowały mi pracę, wybrałam tę lepszą.
tak więc od 1 lutego pracuję w dużej korporacji o czytelnych zasadach, która przystała na moje wymagania płacowe, zapewnia mi opiekę medyczną, kartę multisport i bilety do kina. minus jest taki, że dojeżdżam daleko i to autobusem. ale ogólnie jestem z siebie szalenie zadowolona!

inna dobra wiadomość jest taka, że m. (będę go może nazywać pandą) też zmienia pracę!!! zaczyna w nowym miejscu od środy!

poza tym - ta dam! - będziemy mieli w końcu remont kuchni. wszyscy, ktorzy u nas byli wiedzą, jak bardzo jest to tu potrzebne, dlatego nie mogę się doczekać, choć też i trochę się boję.

przygotowania do ślubu jakoś tam idą, gdyby kogoś to interesowało, to chętnie opowiem, bo znajduję w nich dużo przyjemności :)

aha, no i moi rodzice w końcu się rozwiedli (niby rozwiedli się już we wrześniu, ale ojciec odwołał się i dopiero niedawno sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok).

jak więc widzicie długo mnie nie było, ale też sporo się w międzyczasie działo. mam nadzieję, że będziecie czasem wpadać do mojego śmietniska pogawędzić :)

Agi - 13 Lutego 2011, 22:15

corpse bride, gratuluję nowej pracy. Dobrze, że nie dałaś się zapędzić w poczucie przymusu brania jakiejkolwiek pracy.
Powodzenia! :D

hardgirl123 - 14 Lutego 2011, 20:10

corpse bride, widzę, że z nowym rokiem nowym krokiem. Jest dobrze. Trzymaj sie :)
corpse bride - 27 Lutego 2011, 23:50

dzięki, dzięki :)

tymczasem spędziłam ubiegły tydzień na zwolnieniu lekarskim, bo w poniedziałek obudziłam się chora. to było dziwne. było mi strasznie niedobrze i kręciło mi się w głowie. potem rzygałam niczym. zaczęłam podejrzewać najgorsze i oprócz tego, że źle się czułam to jeszcze zestresowałam się jak struś. potem okazało się, że czuję się tak źle, że nie jestem w stanie pojechać do lekarza, więc zamówiłam wizytę domową. do objawów dołączyła (przepraszam) biegunka, więc stwierdziłam, że to chyba jednak nie ciąża (always look at the bright side...). no i zaczął się tydzień na kleiku, sucharkach, czarnej herbacie i lekach.
co ciekawe, we wtorek zaczął się remont, więc pół mieszkania mamy wyłączone z użycia (kuchnia i duży pokój). chłopaki burzyły ścianę dzielącą te pomieszczenia, a potem wybijały w ścianach dziury, żeby pochować w nie przewody. od 7 rano. wyobraźcie to sobie. znowu jest jakiś plus, mianowicie, że przez większośc tego czasu nie mogłam jeść, więc nie przeszkadzał mi brak kuchni, bo czajnik dzielony z chłopakami wystarczy, żeby zrobić sobie kleik lub herbatkę.

w każdym razie wszystko dobrze się skończyło, a przynajmniej moja choroba, choć jakoś wyjątkowo nie mogłam sobie odpocząć. remont zaś przebiega sprawnie. w tym tygodniu będziemy mieć już to 'nowe' pomieszczenie pomalowane i pokryte kafelkami (po krakowsku 'flizami') w odpowiednich miejscach. dziś spędziliśmy dzień w supermarketach budowlanych. potem jeszcze te tony rzeczy (płytki, fugi, farby) trzeba było wciągnąć do domu.
dzisiaj moja opowieść reprezentuje ducha dualizmu. więc jest też zła strona tych zakupów: musiałam pożegnac się z moim marzeniem o biało-czarnej szachownicy na podłodze w kuchni. to była jedyna rzecz, co do której byłam pewna, że ją chcę i kolejne pomysly opierałam na tej podłodze. ale okazało się, że nigdzie nie było cz i b płytek z tej samej serii, nie za dużych (czyli 30x30, bo już cokolwiek mniejszego nie istnieje) i bez udziwnień. ja chciałam normalne gładkie kwadraty. ale nie, miały albo prążki albo marmurek albo jakąś fakturę. masakra. wybrałam więc jakieś neutralne grafitowe g. :(

a, pokażę wam lodówkę, żeby było weselej:



taką właśnie chcemy :)

Martva - 28 Lutego 2011, 10:36

Fajna lodówka. A tymi płytkami mnie zszokowałaś, na ogół mi się wydaje że w sklepach jest wszystko, a potem sie okazuje że ni huhu (fakt że sama ostatnio przegrzebałam allagro szukając wąskiego krawata w czarne i białe paski i też się okazał zadziwiająco nieistniejący).
merula - 28 Lutego 2011, 13:14

bo w sklepach jest wszystko, czego nie chcemy. wielokrotnie potwierdzona teoria :D
illianna - 28 Lutego 2011, 15:47

corpse bride, lodówka zafajna, łączę się w bólu remontowym, mnie czeka robienie podłogi w salonie, malowanie salonu i dużego pokoju, gdzie przeniesiemy się z sypialnią latem, tudzież 3 pary drzwi do pomalowania i sufit w przedpokoju.
corpse bride - 1 Marca 2011, 00:31

gdybym miała remont latem, to chyba rozbiłabym namiot na trawniku przed blokiem. przed nami już tylko 2-3 dni hardkoru, potem już tylko szafki.

co do płytek, to koleżanka zamawiała jakiś czas temu zwykłe czarne płytki w opocznie (robili dla niej), bo w sklepach nie było. ale jakoś naiwnie myślałam, że może będą.

poza tym teraz mamy gorący temat: stół czy blat barowy? właściwie to już nie mamy, bo jeśli to tylko technicznie będzie możliwe zrobimy blat z możliwością rozkładania. nie lubię stołów (są dla starych ludzi), ale fajnie jest miec na czym zagrać w grę planszową. poza tym chcemy zrobić następną wigilię u nas.

corpse bride - 6 Marca 2011, 20:09

już po remoncie! teraz widzę, o czym zapomniałam (np. wyburzyć parapet). wczoraj na 8 rano byliśmy w jędrzejowie (godzina dwadzieścia w stronę kielc) u meblarza. z tego wstawania w środku nocy panda się rozchorował potem. zamówiliśmy meble. znowu okazało się, że to, co jest narzuca pewne ograniczenia i ta kuchnia może i będzie fajna, ale coraz bardziej oddala się od wizji mojej kuchni marzeń. chyba zachowam tę wizję na później.
zamówione szafki będą błyszczące i purpurowe. będzie mały półwysep z szafek i stolik rozkładany do stołu. rury między oknami zasłonimy regałem na książki kucharskie i inne pierdołki. realizacja zamówienia zajmie miesiąc, co oznacza, że przez kolejny miesiąc będziem żywić się na mieście i u rodziców pandy. jesteśmy tam teraz stałymi bywalcami, bo dają dużo, dobrze i za darmo :)
sprzątnęliśmy dziś trochę i choć w kuchni są gołe ściany, to mamy z powrotem nasz salon - dużo milszy bez tej ściany, jest fajna, duża przestrzeń.

praca zżera życie. jeśli ktoś z was zastanawia się, czy pracować, czy nie, a ma możliwość nie, to ja popieram tę własnie opcję. pod warunkiem, że ma zapewniony byt łącznie z emeryturą.
wstaję o świcie (ok. 7-ej). ubieram się i wybieram, o 8:30 muszę być na przystanku. o 9:30 zaczynam pracę i pracuję z półgodzinną przerwą do 18:00. o 19:00 jestem w domu, chyba, że mam coś do załatwienia (zazwyczaj mam), to później. jestem padnięta, ale na popołudniową drzemkę jest za późno. w opcji a przemagam się i robię co mam zrobić (w końcu to czas na 'życie'), po czym okazuje się, że jest już pierwsza i trzeba się kąpać i iść spać (wtedy akurat nie chce mi się spać). w opcji b totalnie nie mam na nic siły i kąpię się od razu i idę do łóżka poczytać, przy czym często zasypiam z pyskiem w książce po pierwszej stronie. kiedy się budzę muszę iść do pracy. soboty i niedziele upływają na odrabianiu tego, czego nie mogłam zrobić w tygodniu (wszystko, co zamykają przed 18). masakra.
plusem pracy jest to, że daje pieniądze. aby sobie to uświadomić i celebrować moją pierwszą wypłatę poszliśmy do kury, nowej (względnie) japońskiej restauracji na kazimierzu. jak postanowiłam, tak zamówiłam wszystko, co chciałam nie patrząc na ceny. rewelacja. wszystko po kolei. z wyjątkiem cen. wzięłam stamtąd wizytówkę i położyłam sobie w pracy na biurku, żeby pamiętać, po co tam siedzę.
na dłuższą metę to jednak chyba nie życie dla mnie. za mało czasu na celebrowanie życia.

Martva - 6 Marca 2011, 20:23

corpse bride napisał/a
jesteśmy tam teraz stałymi bywalcami, bo dają dużo, dobrze i za darmo :)


Miałam odruch kliknięcia w 'Lubię to' ;P:

Fidel-F2 - 6 Marca 2011, 22:27

corpse bride napisał/a
jeśli ktoś z was zastanawia się, czy pracować, czy nie, a ma możliwość nie, to ja popieram tę własnie opcję. pod warunkiem, że ma zapewniony byt łącznie z emeryturą.
zszedłem
Ozzborn - 6 Marca 2011, 22:48

:mrgreen:
thank u captain obvious! Jeszcze jakbyś powiedziała jak to zrobić... bo tak już od dawna kombinuje i na razie mam tylko 2 rozwiązania - wygrać w totka i bezpiecznie zainwestować, albo zostać żoną szejka - jedno i drugie może być problematyczne ;]

corpse bride - 7 Marca 2011, 08:22

to nie takie oczywiste. niektórzy uważają, że praca jest wartością sama w sobie. moim zdaniem nie każda praca.
jest jeszcze opcja bogatych rodziców, którzy utrzymują do końca życia (swojego), a na potem zostawiają spadek.

savikol - 7 Marca 2011, 09:20

Cytat
niektórzy uważają, że praca jest wartością sama w sobie


O, tak! Znam takich osobiście, to moje szefostwo. W moim dziale nikt nie pracuje dla kasy, wszyscy, jak jeden mąż, pracują dla Pasji. A właściwie dla PASJI. Wszelkie upominanie się o podwyżki, czy premie jest niestosowne, bo w naszym dziale jest miejsce jedynie dla „ludzi z pasją”. Najmilej byłaby widziana praca 24/h z weekendami, bez odbioru nadgodzin, a wszystko za miskę ryżu.
Ale pewnie wielu z was ma tak samo. Dlatego popieram w pełni opcję życia na czyjś koszt. Taką też ścieżkę kariery przewidziałem dla swej córki. Nie jestem w stanie utrzymywać jej przez całe życie i zostawić spadku, bo jestem permanentnym gołodupcem i jedyne co jej mogę zostawić to niespłacony kredyt. Za to przewidziałem dla niej optymalny zawód – żona milionera. Na start moja córa dostała odpowiednią paletę genów po przodkach – blond loki, wielkie niebieskie oczy i (po tatusiu) wysoki wzrost. Teraz trzeba ją tylko odpowiednio pokierować i jak dobrze pójdzie, to emeryturę spędzę na jej koszt, gdzieś na wyspach kanaryjskich. ;-)
Trzeba inwestować w dzieci, mówię wam!

hardgirl123 - 7 Marca 2011, 09:43

super, a ja wstaje o 05:50 i do pracy mam na 7:30 i nie narzekam
Fidel-F2 - 7 Marca 2011, 09:45

a moja żona co dzień wstaje 4:30
co prawda po 14:00 zwykle jest już w domu

nimfa bagienna - 7 Marca 2011, 09:47

Zawsze można bogato się ożenić/wyjść za mąż. A kiedy bogaty współmałżonek zakręci kranik z pieniędzmi, poinformować go, że boli cię głowa. I będzie bolała tak długo, póki nie odkręci. To o wiele lepsze niż bogaci rodzice, oni na taki numer nie pójdą.
Życie oferuje nam wiele cudownych możliwości. :mrgreen: :lol: :lol: :lol:

Martva - 7 Marca 2011, 09:48

corpse bride napisał/a
soboty i niedziele upływają na odrabianiu tego, czego nie mogłam zrobić w tygodniu


Masz wolne weekendy, to i tak dobrze :)

Matrim - 7 Marca 2011, 09:51

nimfa bagienna napisał/a
I będzie bolała tak długo, póki nie odkręci.

Tylko istnieje możliwość, że pójdzie z kranikiem do sąsiadki.

nimfa bagienna - 7 Marca 2011, 09:54

A niech idzie, to wszak o kassę chodzi, nie o uczucia ani kwestie etyczne. Można gościa trzepnąć po kieszeni podczas rozwodu. I cel osiągnięty - pracować nie trzeba. ;P:
Trzeba korzystać z życia, bo inaczej czeka nas podstępna, męcząca praca. O sobie trza myśleć, tylko o sobie. ;P: :mrgreen:



Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group