To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ


Historia - Anegdoty historyczne i inne smaczne kąski

Godzilla - 25 Kwietnia 2008, 14:12

Ten co ma zero wizyt i milion postów? :wink:

Kiedyś mnie to wkurzało albo niepokoiło, a teraz myślę że to może być błąd programu.

Kostucha Drang - 1 Czerwca 2008, 12:18

Pismo sułtana Mehmeda IV do Kozaków Zaporoskich:

Ja, sułtan, syn Mehmeda, brat Słońca i Księżyca, wnuk i namiestnik Boga, Pan królestw Macedonii, Babilonu, Jerozolimy, Wielkiego i Małego Egiptu, Król nad Królami, Pan nad Panami, znamienity rycerz, niezwyciężony dowódca, niepokonany obrońca miasta Pańskiego, wypełniający wolę samego Boga, nadzieja i uspokojenie dla muzułmanów, budzący przestrach, ale i wielki obrońca chrześcijan — nakazuję Wam, zaporoskim Kozakom, poddać się mi dobrowolnie bez żadnego oporu i nie kazać mi się więcej Waszymi napaściami przejmować.

Odpowiedź Kozaków:

Zaporoscy Kozacy do sułtana tureckiego!
Ty, sułtanie, diable turecki, przeklętego diabła bracie i towarzyszu, samego Lucyfera sekretarzu. Jaki z Ciebie do diabła rycerz, jeśli nie umiesz gołą dupą jeża zabić. Twoje wojsko zjada czarcie *beep*. Nie będziesz Ty, sukin Ty synu, synów chrześcijańskiej ziemi pod sobą mieć, walczyć będziemy z Tobą ziemią i wodą, *beep* Twoja mać. Kucharzu Ty babiloński, kołodzieju macedoński, piwowarze jerozolimski, garbarzu aleksandryjski, świński pastuchu Wielkiego i Małego Egiptu, świnio armeńska, podolski złodziejaszku, kołczanie tatarski, kacie kamieniecki i błaźnie dla wszystkiego co na ziemi i pod ziemią, szatańskiego węża potomku i *beep* zagięty. Świński Ty ryju, kobyli zadzie, psie rzeźnika, niechrzczony łbie, *beep* Twoja mać.
O tak Ci Kozacy zaporoscy odpowiadają, plugawcze. Nie będziesz Ty nawet naszych świń wypasać. Teraz kończymy, daty nie znamy, bo kalendarza nie mamy, miesiąc na niebie, a rok w księgach zapisany, a dzień u nas taki jak i u was, za co możecie w dupę pocałować nas!
Podpisali: Ataman Koszowy Iwan Sirko ze wszystkimi zaporożcami

Witchma - 1 Czerwca 2008, 12:22

zabójcza sztuka dyplomacji :mrgreen:
Piech - 1 Czerwca 2008, 12:42

Cudowna widokówka z czasów, gdy mężczyźni byli mężczyznami, a nie wymoczkami, piździusiami i jakimiś nieokreślonymi emo.
dzejes - 1 Czerwca 2008, 21:24

Piech napisał/a
Cudowna widokówka z czasów, gdy mężczyźni byli mężczyznami, a nie wymoczkami, piździusiami i jakimiś nieokreślonymi emo.


Napisał Piech z podpisem:

Nie wyrabiam psychicznie, gdy skarpetki są nie do pary.


:wink:

Piech - 1 Czerwca 2008, 23:27

Przytomne spostrzeżenie, dziejesie. Z tym że ja sam nigdzie nie zaliczyłem się do Kozaków. Po prostu imponuje mi ich postawa.
Urbaniuk - 2 Czerwca 2008, 10:59

Repin nawet pisanie listu namalował.
http://pl.wikipedia.org/w..._version%29.jpg

Kostucha Drang - 20 Czerwca 2008, 12:03

Ostatnio trafiłem na ciekawy artykuł o dowódcy placówki na Westerplatte. Sczerze mówiąc jest tak różńy od tego co dotychczas słyszałem, że wydaje mi się niewiarygodny. Co otym sądzicie? http://wiadomosci.o2.pl/?s=512&t=11095

pozdr.

Fidel-F2 - 20 Czerwca 2008, 19:00

To chyba jednak prawda. Sam nic na ten temat nie czytałem, ale opowiadał mi kiedyś o rzeczywistej postawie Sucharskiego znajomy historyk-hobbysta. No i wg niego tak to niestety wyglądało.
Silmeor - 22 Czerwca 2008, 12:15

Nabylem wczoraj ksiazke Mariusza Borowiaka pt."Westerplatte. W obronie prawdy". Coz, pokazuje ona zupelnie inna postawe Sucharkiego niz zwyklo sie wszystkich w szkole uczyc. Przy okazji polecam inne ksiazki tego autora. Pokazuja one w innym swietle udzial naszych wojsk w drudiej wojnie swiatowej i odbrazawiaja wiele mitow i historii.
jazlowiak - 23 Czerwca 2008, 15:37

Pamiętaj tylko, ze książkę Borowiaka należy czytać tylko wtedy, gdy czytało sie inne książki o Westerplatte, bo on z lubością manipuluje faktami, aby udowodnić swoje tezy.
Silmeor - 24 Czerwca 2008, 21:40

Dzieki za rade, nie omieszkam skorzystac (chociaz troche tego juz przeczytalem ale jako, ze od tego czasu duzo wody uplynelo wiec bedzie okazja by odswierzyc pamiec). Chociaz musze przyznac, ze jak dotad spotkalem sie tylko z pozytywnymi opiniami o ksiazkach Borowiaka.
Navajero - 24 Czerwca 2008, 22:31

Bo ta książka jest oparta na najnowszych ustaleniach, min. pomijanych do tej pory źródłach niemieckich, relacjach świadków i wspomnieniach zastępcy Sucharskiego, kpt. Dąbrowskiego. Niestety Sucharski był tchórzem i mitomanem. O ile fakt, że w czasie okupacji przedstawiał się jako bohaterski obrońca Westerplatte był do przyjęcia ze względu na morale, to potem już nie. On zresztą przy świadkach stwierdził, że szabla którą w dowód uznania pozwolili mu zatrzymać Niemcy należy się Dąbrowskiemu i później wszystko wyjaśni. Nie wyjaśnił. Komuniści popierali wersję Sucharski - bohater, bo pochodził on z chłopów, w odróżnieniu od obcego klasowo Dąbrowskiego - potomka szlacheckiego rodu. Zresztą nie tylko Sucharski stchórzył, uciekło ze swoich stanowisk kilku żolnierzy. Najprawdopodobniej zostali rozstrzelani/ zabici przez Polaków... Westerplatte skrywa jeszcze niejedną tajemnice, ale akurat nie chodzi o dowodzenie. Od dawna każdy historyk wiedział, że faktycznym dowódcą był Dąbrowski.
Virgo C. - 25 Czerwca 2008, 21:15

Pytanie tylko czy prawdziwa wersja historii zdoła się przebić do świadomości ludzi. Jeśli ona będzie prezentowana w mających powstać na Westerplatte nowoczesnym muzeum to jest spora szansa, że nie tylko zapaleńcy się o tym dowiedzą :)
dzejes - 26 Czerwca 2008, 16:44

Ale o tym było głośno już jakiś czas temu, przy okazji wydania komiksu.

Więc nie do końca sprawa jest taka nieznana.

Fidel-F2 - 6 Lipca 2008, 20:58

Kilka historyjek z czasów krucjaty przeciw albigensom,

Bertrand, pan na Saissac w 1197r. zgłosił religijne zastrzeżenie co do wyboru katolickiego opata klasztoru Alet-les-Bains. Słowa poparł czynem. Zbrojnie wdarł się do opactwa zabijając przy tym kilku mnichów, uwięził nieakceptowanego opata, wykopal ciało jego poprzednika Ponsa Amiela, posadził zwłoki na tronie i przy tak makabrycznym świadku wybrał Bosona, człowieka życzliwego katarom. Boson był opatem przez następne 25 lat.

Dość komicznie zakończyło sie oblężenie Moissac. W czasie gdy Simon de Montfort oblegał miasto, dojrzewały uprawy winorośli i ludzie z miasta nie mieli zamiaru tracic dobrego rocznika. Zaproponowali, że się poddadzą. Montfort, wiedząc, że przeciągajace się oblężenie sporo by go kosztowało, zgodził się pod warunkiem, że wydani zastana mu najemnicy broniący miasta. Oczywiście, miastowym najemnicy zwisali kalafiorem więc zawarto ugodę i ósmego września krzyzowcy weszli do miasta. Bez większych ceregieli wymordowali trzystu najemników. Jak pisze kronikarz 'z wielkim entuzjazmem'. Smaczku dodaje aneks do umowy dotyczący zaniechania grabieży, która, jak psu zupa, wszelkim wojakam należała się z urzędu. W zamian za sto marek w złocie, najeźdźcy obiecali zaniechania tej miłej czynności. Bardziej lojalni wobec Raymonda VI (dotychczasowego pana tych ziem) niż wobec katolickiego opata, mieszkańcy miasta wyłączyli ze swej petycji opactwo. Krzyżowcy złupili bozy przybytek tak dokładnie, że opat poskarżył sie królpwi Filipowi Augustowi, iż kościół został kompletnie zrujnowany a on sam stał się nędzarzem.

W czasie walk o Beaucaire, wojskaom de Montforta dokuczał głód. jeden z krzyżowców zaproponowała kanibalizm: 'sensownym jest, by ten, który walczy najgorzej i dopuszcza do siebie strach, zjedzony był jako pierwszy'. niestety pomysł nie spodobał się jego towarzyszom.

Tuluza była solą w oku krzyżowców, ciągle przysparzała kłopotów. Podczas jednego z oblężeń, Bertrand, kardynał z Rzymu powiedział: ' Śmierć i zniszczenie muszą kroczyć z nami, tak by w Tuluzie i wokół niej nie pozostał ani jeden żywy człowiek, czy to szlachetnie urodzona dama, czy dziewczę, czy kobieta brzemienna, zadna istota poczęta ani dziecko przy piersi, lecz wszyscy muszą zginąć w płomieniach'. Scześliwie, krzyzowcom się nie udał o tym razem i po półtoramiesięcznym oblęzeniu musieli odstąpić.

Do stanięcia na czele drugiej krucjaty namawiano króla Ludwika VIII. ten postanowił się zgodzić pod warunkiem, że koszty krucjaty poniesie Rzym, pozwolli królowi czynić co mu się podoba i zatrzymać miasta i ziemie które będzie chciał. Nie wiedzieć czemu papież sie nie zgodził.

W czasach gdy krucjata zwyciężyła a katarów ścigała inkwizycja, biskupem Tuluzy był biskup Raimon de Fauga. Pewnego razu dowiedział się, że starsza dama wysokiego rodu umiera w domu, niedaleko biskupiego koscioła i jest katarką. Nie wiele myśląc, udał się tam w przebraniu, udając 'doskonałego' - katarskiego odpowiednika katolickiego księdza. podstepem uzyskal przyznanie się do herezji, wezwał urzędnika z magistratu, przedstawiciela 'świeckiego ramienia', który ją skazał i ponieważ nie była w stanie chodzić, przeniesiono ją na stos razem z łóżkiem, gdzie spalono ją żywcem. Biskup z kolegami wrócili do refektarza, i jak podaje kronikarz: 'skaładając dzięki Bogu i błogosławionemu Dominikowi, zjedli z radością to, co dla nich przygotpwano'.

Wilson - 10 Lipca 2008, 11:45

Fidelu nie przepisałeś tych historyjek aby z "Heretycy krucjata przeciwko albigensom" Aubreya Burla?Facet ma dość bezkrytyczne podejście do żródeł(z zawodu jest archeologiem i specjalistą od megalitów) no a samo dziełko jest tendencyjne że aż zęby bolą.Jak napisze kiedyś książkę o kampanii 1914 roku na froncie zachodnim bedzie się pewnie napawał opisami,jak to maszerujący przez Belgię niemieccy żołnierze nabijali na bagnety,piekli i zjadali niemowlęta.Tak przecież podają "źródła z epoki" a konkretnie te,które armia francuska rozdawała wśród swoich żołnierzy. :D .Dlatego warto podejść nieco krytycznie to tej książeczki no i skonfrontować ją z innymi opracowaniami.

Swoją drogą to Ludwik Lew jak najbardziej wziął udział w działaniach zbrojnych w Langwedocji w roku 1219 i w 1226 kiedy to zdobył Awinion i bez oporu zajął resztę kraju. W roku 1229 traktat paryski między Blanką Kastylską i ostatnim z Rajmundów zakończył ostatecznie działania zbrojne na wielką skalę.

Szara opończa - 10 Lipca 2008, 12:51

moze to nie w anegdotach ale pytanie techniczne

czy wiadomo do kiedy mniej wiecej funkcjonowaly na terenie PRL skonspirowane jednostki wladzy opozycyjnej do pzpr? bo legendy o partyzantach w latach 60tych jakies juz slyszalem..

kumpel opowiadal ze jeszcze pod koniec lat 70tych jego dziadek jako byly oficer ak odbywal konspiracyjne spotkania ze swoim przelozonym...

nie jest mi to do niczego potrzebne, po prostu ciekawosc..

I thank you from the mountain :mrgreen:

dzejes - 10 Lipca 2008, 18:38

Pierwsza połowa lat pięćdziesiątych ZTCW. Symboliczną datą jest 1956.

Poczytaj tu.

A opowieści o latach 60. czy 70. - cóż, można spotkać się przy wódce i knuć, ale żeby zaraz to podziemiem zbrojnym nazywać?

Fidel-F2 - 10 Lipca 2008, 20:41

Wilson, natutralnie, że z tej książki. No jest tendencyjne ale czyta sie przyiemnie. ;P:
Szara opończa - 11 Lipca 2008, 11:29

dzejesie... dziex brdzo.. o cos takiego mi chodzilo..
Wilson - 16 Lipca 2008, 20:24

"Jedyna różnica pomiędzy rzymskimi lekarzami a zbójcami jest taka,że ci pierwsi mordują w mieście a ci drudzy poza miastem"

Galen.Słynny lekarz starożytny.

Olaf - 14 Sierpnia 2008, 23:35

Kilka anegdot z kręgu odtwórstwa historycznego, a dokładnie epoka wikingów.

Biskupin 2005 (swoją drogą, to był najśmieszniejszy Biskupin w moim życiu)

Po siedmiu dniach nieustannej turystycznej nawałnicy, mieliśmy dość już owych turystów, co to wszędzie nam do obozu włazili i "szabrowali" nam sprzęt w sposób niemożebny, tak że trza było mieć oczy za przeproszeniem dookoła *beep*. No i tych turystów, a zwłaszcza dzieciarni mieliśmy już dość.
Palić (oczywiście papierosy, bo palenie wiosek w dzisiejszych czasach jest ścigane z urzędu) chodziliśmy za namioty, żeby nastroju historyczności nie psuć.
Stoimy tak sobie, palimy, a tu nagle zza namiotów wyłazi nam turysta. My czterej ze szlugami, dymu, jak nie przymierzając, w płonącym klasztorze na Lindisfarne, a turysta z tryumfującym uśmieszkiem:
- Ładnie to tak, panowie? Przecież wikingowie wtedy nie palili papierosów.
Na to Jaro rzuciwszy fajka sieknął taką ripostą:
- Wtedy też nie było turystów.

Ten sam Biskupin. Poranna bitwa do której wychodziliśmy razem z Anglikami. My już stoimy w rynsztunku, w hełmach, pod bronią, proporzec dumnie powiewa i czekamy na fajfokloki. A ci guzdrzą się w swoim obozie, i guzdrzą, i guzdrzą... Mamy już spóźnienia 5 minut. Z pola bitwy słychać już łomotanie tarcz, a flegmatycy z wyspy w proszku.
Jaro tak patrzy na nich, patrzy. W końcu podnosi tarczę i mówi:
- Chodźmy, znowu na wojnę wybierają się jak w 39-tym.
Oczywiście na bitwę się spóźniliśmy, ale wtedy powstała jedna z ulubionych doktryn (obok disapearingu) drużyny "Srebro Peruna" - "Ostatni przychodzimy, ale pierwsi wychodzimy!"

Sylwester w Tykocinie, roku nie pamiętam, bo to dawno było. Miejscowy Dom Kultury wynajął nas do oprawy i organizacji biesiadnego Sylwestra z pokazami i pełną ucztą przy stołach. Po północy, tradycyjnie. miejscowi robią nam wjazd do lokalu. A dokładnie jeden totalnie naprany osiłek, zaczyna burdę przy wejściu i nam się pakuje na imprezę. Goście spoza klimatu w krzyk, że biją, to i afera się zrobiła. Nasi porwali za tarcze i kije od bilardu, w tym czasie pani kierowniczka po policję dzwoniła.
Osiłek zdębiał jak zobaczył ścianę tarcz i wystające zza nich kije do bilarda. Zaczęliśmy go dźgając wypychać w stronę wyjścia. Chłop stawiał dalej opór, więc obróciliśmy kije drugą stroną, tą "ostrzejszą" co uderza w bilę. Dopiero wtedy go wypchnęliśmy na podwórko, gdzie osiłek poślizgnął się na schodach i zaliczył glebę. Od razu przyjął pozycję obronną, "żółwika", spodziewając się skopania. Stoimy tak nad nimi, komentujemy i czekamy na policję (chłop wybił szybę w drzwiach). Osiłek widząc, że nic mu nie robimy zaczyna się podnosić. Wtedy przez nasz kordon przeciska się z papierosem w zębach Mister Walczak, co w samej "bitwie" nie brał udziału, gdyż zabawiał w tym czasie kucharki, takie panie w wieku emerytalnym. Stanął okrakiem nad szykującym się do ucieczki osiłkiem i jak mu nie przydzwoni w łeb gigantyczną aluminiową chochlą, to aż ta się wgięła, a delikwent powrócił do "żółwika". Wtedy przyjechała policja, więc zostawiliśmy całą sprawę władzy i wróciliśmy do środka. Po chwili przybiega zrozpaczona kierowniczka, że panowie policjanci nie dają rady wsadzić osiłka do suki. No to my dawaj z powrotem na zewnątrz. Pan "żółwik" jak tylko dojrzał Walczaka idącego z chochlą do niego, grzecznie wskoczył do radiowozu.
Eh, to był sylwester... I tych anegdot też jest mnóstwo, ale większość niepolityczna, o niskich walorach edukacyjnych, więc i ku uciesze gawiedzi rozpowiadać ich za bardzo nie można.

dalambert - 16 Sierpnia 2008, 11:12

Olaf, :bravo
Sam pamiętam męki ekipy kręcącej serial "Przyłbice i Kaptury" / 1983-1984/ nagabywanej przez gapiów , pojawiali się wszędzie z nieśmiertelnymi pytaniami :" Co państwo tu robią? - a film , A to jaki? A oczym to będzię? A co to za historia?"
Któregoś razu nie wytrzymałem i po usłyszeniu pięćdziesiąty raz tych sakramentalnych pytań warknąłem:
Giestapo Krzyżaków i bezpieka Jagiełły, ganiają się przez dziewięć odcinków" - przyjęło sie i tak potem cała ekipa kwitowała sakramentalne pytania ciekawskich. :wink:

Olaf - 16 Sierpnia 2008, 12:22

Przypomniała mi się jeszcze jedna anegdota, zapożyczona bodajże z jakiejś książki:

Jakieś festyn. Siedzimy w obozie. Obok obozu wydzielone miejsce kultu z posągiem Świętowita. Jak to się u nas mówi - "skrajny kult". Wieniec polnych kwiatów na Czworolicym, miski z kaszą, mięsiwem, rybami i zbożami u jego stóp. Posąg obstawiony łupami wojennymi - tarcze, hełmy, kolczugi i topory. Temu skrajnemu kultowi przygląda się taka starsza parka w typie miłośników Rydzyka i jest wyraźnie zdegustowana, zwłaszcza, jak co i rusz przechodzący koło posągu kłania mu się i ulewa mu na głowę miodu czy piwa.
W końcu odzywa się do nas:
- A wy to chociaż chrześcijanie?
- A gdzie tam, panie - odpowiada mój kumpel. - My dobrzy ludzie!
Ich mina bezcenna.

I jeszcze dwie w religijnym duchu:

Inna sytuacja, również związana z posągiem Świętowita. Pierwszy festiwal w Rynii. Ustawiany jest właśnie posąg. Zajmuje się tym mój kolega, wyznający wiarę w Starych Bogów w takim stopniu, że nadaliśmy mu funkcję Ministra do Spraw Repoganizacji. Całej operacji przyglądają się dwie miejscowe dziewczynki i klasycznie mnóstwo pytań: a kto to? Czemu ma tyle twarzy? Co robił?
Minister zaczyna opowiadać im, że zanim na tych ziemiach pojawiło się chrześcijaństwo to ówcześni ludzie oddawali mu cześć jako bogu, itd, itp. Dziewczynki posłuchały, pokiwały głowami i znikły. Po chwili wróciły z naręczem polnych kwiatów i położyły przed posągiem mówiąc:
- A bo on taki smutny...
Minister miał w oczach łzy.

I ostatnia historia, z Biskupina:
Jesteśmy po pierwszej bitwie i siedzimy na piwku pod parasolami. Minister, chcąc w spokoju spożyć posiłek usiadł oddzielnie przy wolnej ławie. Skończył jeść i siedzi spokojnie wspomagając trawienie złocistym trunkiem. Przysiadła się do niego grupka młodzieży pod przewodnictwem księdza. Kapłan poprosił go żeby opowiedział troszkę o historii Słowian. Nie mógł trafić lepiej.:)
Minister opowiada o początkach państwowości polskiej, o kulturze Słowian, o starych bogach. Słuchamy tego wszystkiego półuchem, gdy nagle dociera do nas takie zdanie:
- I potem, na tych ziemiach rozpętało się chrześcijaństwo... - i tu Minister zaczął opowiadać o wybijaniu zębów za nieprzestrzeganie piątkowych postów, a prawdziwej przyczynie śmierci św. Wojciecha, o wykorzystaniu terminów starych świąt pogańskich, między innymi do ustalenia świąt Bożego Narodzenia, o podobieństwach miedzy Wielkanocą, a wiosennymi świętami Słowian itp., itd. Mina księdza z każdym zdaniem rzedła. W końcu, kiedy zaczął mówić im o Konstantynie Wielkim i jego reformach Kościoła, ksiądz przerwał mu i błyskawicznie zabrał swoje owieczki.

Olaf - 16 Sierpnia 2008, 15:09

Tegoroczny festyn w Chodliku, niedaleko Lublina. Resztki potężnego grodziska, o powierzchni 8 ha, otoczone potrójną linią walów, praktycznie jeszcze nie przebadane. Siedzieliśmy tam cały tydzień pod historycznymi namiotami, nocą nas telepało niemiłosiernie, chociaż to czerwiec był. Ale za to poranki jak w Jurrasic Park. Otóż codziennie rano budziły nas krzyki czapli siwych, które mają tam stanowiska lęgowe, a kto słyszał krzyk czapli siwej, ten może sobie wyobrazić jaki hałas generuje takich czapli sztuk trzydzieści - prawdziwe stado pterodaktyli. Przejdźmy jednak do sedna.
Sam festyn był robiony specjalnie dla szkół, więc naszej ulubionej dzieciarni było mnóstwo. Nie przeszkadzały im żadne linki rozciągnięte dookoła obozu i wszędzie nam właziły. W końcu przestaliśmy zwracać na nie uwagi i spokojnie prowadziliśmy nasze obozowe życie.
Siedzimy sobie pod daszkiem po kolejnym pokazie. Kolega zmęczony imprezowaniem dzień wcześniej, zaległ przed namiotem na lamelkach i przeszywkach. Zresztą, opowieści o koledze Morganie Wylewnym (cóż za trafny przydomek...) to też kawał pięknej historii.
Przyszła ekipa szkrabów z klas I - III. Opowiedzieliśmy co mieliśmy do opowiedzenia, poubieraliśmy małysze w przeróżne zbroje i daliśmy im w końcu wolną rękę. W to graj dzieciakom, harmidru mnóstwo, sprzęt rozwłóczony na tych 8-miu hektarach, a dzieciarnia wciąż nienasycona zabawą cały czas szuka nowych atrakcji. Po chwili dwójka bajbusów pyta się nas wskazując na rozwalonego i śpiącego w najlepsze Morgana:
- Możemy pobawić się kolegą?
Bekę mieliśmy cały dzień.

Też Chodlik. Mamy na obozowym wyposażeniu trójnóg z kociołkiem - akurat w godzinach zwiedzania stał tam tylko w celach ekspozycyjnych, bo gotowaliśmy w nim dopiero wieczorem. Turystów zawsze intrygował ten kociołek i widząc, że jest pusty, wiecznie z nas żartowano, że gotować nie umiemy.
No to Jaro poszedł do pobliskiej rzeczki, przyniósł wiaderko malutkich otoczaków i wrzucił je do kociołka, po czym zalał wodą.
I od tej pory dialog tyczący się kociołka wyglądał nieodmiennie:
- Co to jest?
- Oryginalna kasza sprzed tysiąca lat.
- Czemu się nie gotuje?
- Bo namaka...

Był tam też kowal - świetny rzemieślnik specjalizujący się w skuwaniu damastu i jemu dzieciaki też dawały do wiwatu. Jak któreś szczególnie mu się uprzykrzały to mówił:
- Twoja matka to musiała niesamowitych odmrożeń rąk się nabawić.
- Czemu?
- Trzeba mnóstwo śniegu, żeby ulepić takiego bałwana jak ty - i w ten sposób zazwyczaj gasił najbardziej dowcipnego prowodyra grupy.
Kiedy dzieciaki wykazywały zainteresowanie pracami kowala (a zdarzało się to naprawdę baaaaardzo rzadko), ale bały się zagaić (kowal wyglądał jak prawdziwy kowal - czarny, umorusany, z potężnymi barami i dość mrukliwy) to, żeby przełamać pierwsze lody, zaczynał z nimi rozmowę w ten sposób:
- Wiecie co kowal lubi najbardziej robić?
Tu dzieciaki na wyścigi rzucały, że podkowy, miecze, gwoździe, noże itp., itd.
- A właśnie, że nie. Kowal najbardziej lubi pić piwo.
Albo:
- Macie tu jakąś najbardziej wredną i niedobrą nauczycielkę?
- A jest taka jedna...
- To przyprowadźcie ją tutaj.
- A po co?
- Bo kowal w swoim namiocie przekuwa również kobiece charaktery...

Ostatni Wolin, akurat mnie na nim nie było, ale koledzy opowiadali jak to z Morganem bywało. Morgan, miłośnik piwa, niemiłosiernie "zmęczył" się degustacją owegoż do tego stopnia, że co parę kroków zaliczał glebę. Po kolejnym upadku ktoś powiedział:
- Stacja trzynasta: Morgan upada po raz trzeci.

Agi - 27 Sierpnia 2008, 09:14

Na życzenie dalamberta anegdoty filmowe wydzieliłam do osobnego wątku i umieściłam w dziale "Mechaniczna pomarańcza"
dalambert - 27 Sierpnia 2008, 13:39

Agi, prośbę, bom uznał ,ze zawłaszczanie całego wątku "Anegdot Historyznych" przez jednego ględzącego jest nieco zaborcze ,zaś teraz to kto chce wie gdzie mnie szukać :mrgreen:
Wilson - 29 Sierpnia 2008, 20:02

"Krakowska uroczystość zaślubin cara Dymitra i Maryny Mniszchówny zaczęła się bardzo dostojnie i poważnie a skończyła humorystycznie.Na godnie i dobitnie zadane przez kardynała Maciejowskiego pytanie:"czy car Dymitr nie ślubował komu innemu wiary małzeńskiej?" zastępujący pana młodego bojar Własiew odpowiedział:"a czy ja wiem? pod tym względem żadnej nie udzielił mi instrukcji".Po czym podrapał się w swoja bojarska głowę i bardzo roztropnie zauważył:"chyba nie,bo wtedy by mnie nie przysłał".(...)
Następnie Własiew uparł się,że nie złoży przysięgi po łacinie i nie chciał dać się przekonać.Do kolejnego zgrzytu doszło przy zakładaniu pierścieni-założywszy na palec Maryny piekny pierścień z diamentem,na swój palec nie dał pierścienia założyć,tylko zapakował go do puzderka i wraz z nim wetknął za pazuchę.Gdy nieszczęsny kardynał chciał wiązać rece pary stułą,Własiew niespokojnie się rozejrzał po czym wyrwał chustkę stojacej najblizej wojewodzinie smoleńskiej,obwiązał sobie nią łapę i dopiero pozwolił na związanie rąk stułą.Sądził bowiem,ze jako dobrze wychowany poddany nie powinien dotykać carowej.
Wreszcie zakończył się obrzęd slubny,Maryna stała sie carową moskiewską,nieszczęsny kardynał otarł spocone czoło.Zakonczył się kolejny akt wielkiej komedii,odegrany dla znakomitej publiczności.Akcja następnego aktu przeniosła się do Moskwy.Ale na scenie moskiewskiej komedia szybko zamieniła sie w tragedię.

Jan Widacki: "Kniaź Jarema".

Witchma - 20 Wrzeœśnia 2008, 15:41

Bzdurą jest, jakoby Anna Boleyn została ścięta za zdradę. Po prostu nie chciała zagłosować na szorty...


Partner forum
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group